- Opowiadanie: wiktorwroz - Eksperyment Beverly Hills - Kozie Łby nr 9

Eksperyment Beverly Hills - Kozie Łby nr 9

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eksperyment Beverly Hills - Kozie Łby nr 9

Opowiadanie zawiera wyrażenia slangowe i wulgaryzmy . Te, które już gdzieś na tej stronie widziałam, pozostawiłam bez "wypikania".

 

Marian Matoł obudził się tego dnia o świcie, a nie było to bynajmniej w jego zwyczaju. Sahara w pysku doskwierała mu okrutnie, dlatego też wstał bez ociągania, poprawił pidżamę i ruszył w kierunku toalety. Zamierzał oddać kackupę i ugasić pragnienie, a że był wyćwiczony w takowych sztukach, istniało pewne prawdopodobieństwo, że uda mu się uczynić te dwie rzeczy na raz.

– Co jest?! Otwieraj, spóźnię się przez ciebie do szkoły! – Młodsza siostra Mariana załomotała w drzwi.

– Spadaj wieśniaro! – odkrzyknął. – Rzucam brązem o porcelanę i nie będzie mi taka zołza jak ty natchnienia burzyć.

– Mamoooo!!!

Niezrażony krótką dysturbią, Marian rześki i odnowiony, wychynął z ubikacji. Komórka na stoliku nocnym dryndała z przejęciem od dobrych pięciu minut.

– Halo? Beziun? Czego dupę trujesz o tak wczesnej porze? Nie wiesz, że księciunio Marian Matoł jeszcze defekuje? – Marzenka zarżała cicho i rzuciła bratu telefon.

– Typiara durna – mruknął.– Czego przychlaście chciałeś?

– Marian? Słuchaj jest chała. Dzisiaj kartkówa z polaka. Pożyczyłem od brachola machalasa, dajemy dyla?

-Ja pikolę, ale z ciebie kaban! Uczyć się trzeba było. Ja brałem korasy i idę!

– Te kaczysz? Fafikujesz, Matoł? Chcesz w mordę? Nie będziesz miał lepszych ocen ode mnie! Przyjeżdżam pod bloki i obyś na mnie czekał – Beziun rozłączył się bezceremonialnie.

– Pachoł, pachoł Beziuna! – Marzenka wywaliła język. Marian rzucił się w jej kierunku, ale ta szybko wsunęła się do pokoju rodziców ratując skórę.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Babibasy, wytarta, postarzana skóra, porządny łoczers i kanapki – Matoł był gotów i czekał. Fakt, można go było posądzić o pacholstwo, ale czego nikt nie widzi… W bloku na przeciwko, bliźniaczki od Sucharskich przebierały się na klatce. Matoł z lubością obserwował migającą w drzwiach nagą skórę. Kiedy wyszły, oniemiał. Mini, loki w kolorze śmietany, wysokie ceratowe szpile i nowiusieńkie tipsy. Choć nie do końca się z tym godził był wulkanem emocji. Buzowały w nim i podchodziły do gardła:

– Sucha!! – wrzasnął podniecony. – Dupę ci widać, ale podobasz mi się. Choć zagraj – ścisnął swoje krocze z satysfakcją.

– Głupi madafaka! – odwrzasnęła zgodnie z codziennym obrządkiem Monika.

– Spróbuj z tym pasztetem Skórzyńską, Matoł, ona da ci na macanty – Agnieszka Sucharska pokazała środkowy palec z nienagannym manicure.

– Spróbuje, żebyście wiedziały – mruknął Matoł. – Skórzyńska też może być. To jak puzzle, jak mam kluczyk, a ona też coś tam ma – zakończył zniesmaczony wizją jaka nawiedziła jego głowę.

– Heloł, ziom! Ładuj się do bryki! – Beziun Kowalski zajechał furą brata łamiąc ostatnie krzaki żywopłotu przy blokowym trzepaku.

– Mam nowego dżołka. Wiesz, co to szkoła? S.Z.K.O.Ł.A. – przeliterował – Specjalistyczny Zakład Karno-Opiekuńczy Łączący Analfabetów. – Beziun uśmiechnął się szeroko żółtymi zębami i sięgnął do radia. Mocno nadwyrężona kaseta magnetofonowa zaskrzypiała w jego wnętrznościach i Beziun zawył:

– Joł, kaman! Nic nie widziałem…

– Nic, kurwa, nie widziałem – zawtórował Marian pewnie, choć nie bez przejęcia.

– Nic nie wiem, nic nie widziałem, z boku stałem – kontynuował raper.

Matoł rozciągnął się wygodnie na fotelu pasażera i zabrał się za jedzenie kanapek.

– Ja tam wolę Nagły Atak Spawacza, Beziun. To jest dopiero kapela. Rozpierduchę potrafią zrobić na sto fajferek.

-Słuchaj, Sucharskie jadą do Węgrowa pochlupać w jeziorze. Jedziemy za nimi?

– Eee – Marian zafrasował się – są takie oporne, że mace opadają. Ale wiesz, że wolą Mroka?

– Och, jakie masz włosy długie, czarne, a co to za naszywka? Och, Michaś, ale ty jesteś zdolny! Och, daj potrzymać! – zawtórował Beziun. – Głupie lachony. – Ty, mam lepszy pomysł. Nawalimy Mrokowi i tyle będzie.

– Dupa Beziun. Pokaleczony wzbudza większe zainteresowanie. Będą go głaskały i całowały, przynosiły ciasteczka domowego wypieku, aż w końcu zrobią trójkącik i tyle widziałeś Sucharskie. Obci…ary jedne!

– Okejas. No, to co robimy?

– Lejemy do pełna i łapiemy głęboką lambadę chłopaki! – Mistrzu pojawił się znikąd.

– Ziom, a masz ćwiartuchnę?

– Pewka i nie tylko. Gazu Bezik, nad jezioro!

Mistrzu był jedynym „bezterminowym" uczniem Szkoły Podstawowej nr 9 w Kozich łbach. Nikt nie wiedział kiedy ją zaczął, ale nikt też się nad tym nie głowił. Gdyby Mistrzu nigdy nie otrzymał dyplomu, też nie przyniosłoby to nikomu żadnej szkody.

-Co takie minki nietęgie?

– Sucharskie – mruknął gwoli wytłumaczenia Matoł.

– Aa, wolą tego mroczusia barbinka?

– To co, damy mu w pier..?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tafla jeziora skrzyła się w słońcu zielenią glonów i żółcią piasku płycizny. Siostry Sucharskie rozłożyły zielony kocyk tuż przy największym drzewie i wyjęły puszki z piwem.

– Ja cię sunę! Co ja bym dał za taką dupcię – westchnął Mistrzu, gmerając w rozporku – normalnie muszę rozmieszczenie poluzować, bo mi się dym robi.

– No, wypas – westchnął Beziun.– Ale nie dla psa kiełbasa. Czekaj, aż przyjdzie Sikorska. Ona przynajmniej dużo nie gada, a wie, o co biega!

Wiesia Sikorska, mimo, że wyczekiwana nie pojawiła się tego dnia nad jeziorem. Zawsze była popularna inaczej. Nazywana kabanosem, była niepisaną królową balu, gdziekolwiek by się on nie odbywał. Brak Wiesi, oznaczał brak atrakcji, a z tym zawsze było się trudno pogodzić.

– Worek na głowę i jazda! – lubił krzyczeć Mistrzu! – Co nam szkodzi?!

Sama Wiesława uważała się za Xenę, chociaż nigdy nie wyszkoliła żadnego chłopaka.

– Mamo, dawać czy nie dawać? – brzmiało jej zasadnicze pytanie.

 

Około południa połowa uciekinierów z podstawówki nr 9 w Kozich Łbach znajdowała się nad jeziorem, z czego Sucharskie, Matoł, Beziun i Mistrzu wykazywali najwyższy stopień upojenia alkoholowego. Ruda, Frytz i Majka byli w trakcie dochodzenia, a Zez i Majtek zaliczali czwartego skręta. Sielanka miała trwać jeszcze godzinę. Potem godzina, dwie na wytrzeźwienie i paradny pochód do domów.

Tuż po godzinie drugiej coś zaświszczało. Niebo zasnuły potężne chmury. Powietrze wypełniło się elektrycznością.

– Ja jeb…ę – wrzasnęła Ruda – włosy mi stanęły dęba!

Kilka błyskawic przebiegło po niebie ciągnąc za sobą potężny grzmot.

– Wymiatacz z tego Boga. On wie jak człowieka nastraszyć.

– No, to kara za picie – zgodził sie Matoł.

Kilka ptaków pośpiesznie uciekło pod rozłożyste gałęzie starego dębu i wtedy to się stało. Cisza. Potężna, pusta cisza obejmująca jezioro szklaną nieprzemakalna bańką pojawiła się i została. Marian próbował mówić. Otwierał usta, pracował przeponą, łaskotał krtań, ale żadna najcichsza, najkrótsza zgłoska nie uleciała w powietrze. Gromada niemych dzieciaków czerwieniała z minuty na minutę. Jedne wymachiwały ramionami, zadawały sobie wzajemnie ciosy w krtań, klepały się po plecach. Inne poklękały i poczęły wymawiać bezgłośne modlitwy płacząc i kajając się na próżno. Majtek, w geście rozpaczy, wyłuskał ostatnią prezerwatywę z portfela i upewniając się, że niebo patrzy, podarł ją i wrzucił do śmietnika przy molo. Sucharskie obciągnęły mini spodniczki i zalały się łzami. Monika spoliczkowała Agnieszkę, a Agnieszka boleśnie uszczypnęła Monikę. Beziun wywali oczy i podszedł do sprawy logicznie.

– Co jest kurwa? – Wyrył patykiem w mokrawym piasku.

W odpowiedzi na to pytanie cztery małe światełka spłynęły spomiędzy chmur na łąkę. Najpierw zamigotały delikatnie, subtelnie. Potem zaczęły rosnąć w oszałamiającym tempie, aż w końcu objęły sobą połowę polany. Świetliste banie działały jak magnes. Matoł, Beziun i Mistrzu lewitowali. Ich lekkie, chłopięce ciała pomknęły przez łąkę wprost do wnętrza największej kuli.

– Witajcie, Najdrożsi Mieszkańcy Ziemi – pozdrowiła ich świetlista osobistość. – Jestem Kompleksem Osobowości Zbiorowej planety Laxam i w imieniu jej mieszkańców proszę was o kontakt.

Matoł dotknął palcami ziemi.

-Ja pierdolę! – wrzasnął na całe gardło.

-Drogi Mieszkańcu Planety Ziemia, czy mógłbyś powtórzyć. Nie wiemy co oznacza ten wyraz.

– O w dupę kopany, chłopaki – warknął Mistrzu – toż to wywiad, pewnie Obama chce nas z HAARPa potraktować!

– Przyjmujemy, że to oznacza zgodę – kontynuowała światłość. – Otóż odwiedzamy was w pewnej bardzo ważnej sprawie. Potrzebujemy pomocy. Nasze lasy giną. Indukcyjne autostrady walą się, a woda zalewa Laxam. Nasze słońce -Driada – lada chwila wybuchnie. Szukamy nowego schronienia. Czy wasza planeta jest dobrą i żyzną matką, by dwie nacje dzieci tego wszechświata pomieścić na swym łonie?

– Joł, no mymłon to my mamy – zaczął Beziun. Ale, że co? Tak za dramo? Dramoszkę to w moszkę!

Światło zadrżało analizując słowa chłopaka. – Czy to oznacza tak, czy nie?

-Nie, no ubaw po pachy!

– Powtarzam pytanie: czy nasza rasa…

– Łoł, spokojnie. Wy nam złotko, a my wam dach nad głową, Świetliki – Mistrzu przyjął pozę negocjatora. – Kasa jest?

Światło skurczyło się nieznacznie i wykonało kilka okrążeń nad polaną.

– To może jakąś gablotę da się skombinować? Jeździcie jakimś kosmicznym wypasem!

-Gablotę – sraglotę! – odgryzła się Ruda. -Ja chcę być sławna i bogata! Załatwicie to, to się zobaczy czy możecie zostać.

– Te syfiaro – Matoł ożywił się – sama nie jesteś, a to nie złota rybka. Każdy ma interes. Chodzi o to by ten cały szajs uzajebiścić!

– Drodzy mieszkańcy…

-No to jak, Świetliki, będzie? Zajebiaszczo czy magicznie?

Punkty świetlne zamigotały energicznie wzmacniając przekaz elektryczny. Kilka mniejszych przedmiotów pozostawionych na trawie poszybowało w górę. Złociste bańki zmniejszyły swoje rozmiary po czym implodowały w stronę najbardziej zbitego pasma chmur.

– Tu kompleks Laxam. Baza… Misja nie powiodła się. Planeta Ziemia jest zamieszkana przez jeden z gatunków pierwotnych. Próba komunikacji nie powiodła się. Powtarzam, gatunek niższy, niezdolny do zaawansowanej komunikacji. Poszukiwania w toku…

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Podobał mi się język. Naprawdę kawał dobrej roboty. Logika się sypnęła w jednym miejscu (kilka blokow dalej się przebierały, gdy wyszły...). Ale...
Język był tak dobry, że zapowiadał coś naprawdę dobrego. Tymczasem finał - moim zdaniem - tych oczekiwań nie spełnił. Nie dlatego, że to już było w tej czy innej wersji (to nie zarzut, wszystko już było), ale mam wrażenie, że mimo, że świetnie opisałaś bohaterów, zabrakło Ci dla nich tej odrobiny sympatii, żeby mogli nieco bardziej się wykazać. Gdybyś dała im szansę, polubiła ich choć trochę (no wiesz, matka powinna lubić własne dzieci), może udałoby się to bardziej rozkręcić. Tak czy owak - okolice 5.

Hmm... Właściwie o czym jest to opowiadanie? O nieudanej próbie kontaktu? Sprawia wrażenie jajcarskiego tekściku napisanego na kolanie, żeby sobie "poziomować". Z wątkiem fantastycznym wplecionym na siłę, żeby pasowało do tej strony.

Maxencius - miałam ostatnio okazję poprzebywać sobie z dzisiejszą młodzieżą (czyt. jakieś dwa pokolenia po mnie) i od razu oprócz przerażenia przyszło mi do głowy, że gdyby coś ważnego działo się tuż pod ich nosami, oni woleliby pójść do domu towarowego;) więc to op. jest też trochę symboliczne. Użyłam kosmitów, bo wydawało mi się to najbardziej skrajne:)

Ale nie zrozumiałam co z logiką? Laski przebierały się na klatce schodowej (wyszły z domu ubrane porządnie, a na klatce zrzuciły łaszki i zamieniły je na wyczesane kreacje).

Też myślałam o ciągu dalszym , ale o dziwo te postaci wykorzystały się same do reszty. Mogły nie chlać to może bym jej jeszcze zanimowała;)

Angouleme - Sprawia wrażenie jajcarskiego tekściku napisanego na kolanie, żeby sobie "poziomować". - a co to znaczy?
I nie, to nie jest op. o nieudanej próbie kontaktu, a o tym, co może ominąć ludzkość, przejść niezauważone, jeśli ta się nie opamięta i nie przestanie "celebrować" życia bez jakiejkolwiek refleksji.

"Matoł był gotów i czekał. (...)  Kilka bloków dalej, bliźniaczki od Sucharskich przebierały się na klatce. Matoł z lubością obserwował migającą w drzwiach nagą skórę."
Obserwował obserwował, jak się przebierały, choć stał kilka bloków dalej (chyba, że ja źle rozumiem słowo blok, albo powinno być krok).

Dzisiejsza młodzież, wczorajsza młodzież - podobieństwa są dużo większe niż różnice. :)

Hmm, sama nie wiem, zalezy jakie bloki. Może tak: W bloku na przeciwko, bliźniaczki od Sucharskich...?:)

Mniejsza - to w sumie drobiazg. Dla mnie było ok.

Coprawda to nie moja bajka, ale tekst Ok.

Lekko, przyjemnie. Ode mnie mocne 4.

Nowa Fantastyka