Książka

| KOPIUJ

Recenzja redakcyjna:

JeRzy

9/11

{
„Miraż” Matt Ruffa to „Człowiek z Wysokiego Zamku” dla czasów po jedenastym września.

Dziewiątego listopada 2001 roku chrześcijańscy fundamentaliści uprowadzają cztery samoloty i dokonują ataku na wieże World Trade Center w Bagdadzie. W odpowiedzi Zjednoczone Państwa Arabskie ogłaszają wojnę z terroryzmem, a siły koalicji wkraczają do Ameryki Północnej. Tak zaczyna się brawurowa, prowokująca powieść Matta Ruffa.

Jej bohaterami jest trójka agentów arabskich służb specjalnych: Mustafa, którego dręczy wspomnienie zaginionej podczas zamachu na WTC żony, skrywający niebezpieczną tajemnicę Samir oraz Amal, córka burmistrzyni Bagdadu, żyjąca w cieniu matki kobieta po przejściach. Podczas jednego z przesłuchań Mustafa dowiaduje się, że schwytany terrorysta wierzy w istnienie Mirażu – otaczająca rzeczywistość jest, w jego przekonaniu, złudzeniem stworzonym przez Boga, aby ukarać Amerykę za pychę. Okazuje się, że sprawą interesują się wpływowi ludzie: senator Osama bin Laden oraz potężny gangster Saddam Husajn, a słowa więźnia mogą być czymś więcej niż konfabulacją.

Idea tak przenicowanego świata jest na tyle śmiała i intrygująca, że łatwo można by się nią zachłysnąć i skupić na zabawie rekwizytami. Na szczęście Ruff uniknął tej pułapki i stworzył książkę, którą można analizować na wielu poziomach. Jego kreacja jest starannie przemyślana i widać w niej celowość. Odmieniony bieg historii poznajemy głównie za sprawą umieszczonych między rozdziałami haseł z Biblioteki Aleksandryjskiej – tutejszego odpowiednika Wikipedii. Zostajemy zanurzeni w rzeczywistość, w której USA nie istnieje, a największe światowe mocarstwo leży na Bliskim Wschodzie, zbudowane na kulturze islamskiej, z jej surowymi regułami. Dowiadujemy się, jak przebiegają próby zaszczepiania arabskich reguł w Ameryce, analogiczne do „niesienia demokracji” przez Stany Zjednoczone. Oczami bohaterów śledzimy alternatywne losy głównych postaci konfliktu, w którym role się odwróciły.

Matt Ruff w „Mirażu” dobitnie przypomina czytelnikowi, że tzw. „wojna z terroryzmem” jest w istocie rzeczy wojną religijną. Nie wymachuje tym jednak jak ostrzem krytyki skierowanym w wierzących – chrześcijan czy muzułmanów. Celuje raczej we wszelkiej maści fundamentalistów i fanatyków. Nad całością wisi pytanie: co Bóg powiedziałby na czyny tych, którzy się na niego powołują? Ukazane w powieści odbicie naszej rzeczywistości uświadamia, które wartości są uniwersalne i sprawdzają się (bądź mogłyby się sprawdzić, gdyby obowiązywały) bez względu na stronę konfliktu, a które tkwią tylko w oku patrzącego. Wchodząc w buty Mustafy, Samira i Amal przypominamy sobie o empatii i prostej zasadzie: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe.

Nie będzie, jak sądzę, wielkiej przesady w stwierdzeniu, że „Miraż” jest powieścią, której nie powstydziłby się sam Philip K. Dick. Ruff skorzystał z jego metody i przyłożył ją do współczesności, tworząc „Człowieka z Wysokiego Zamku” dla czasów po 11 września.

Komentarze

obserwuj

Zupełnie nie moja tematyka i przez to nie jestem zachęcona do przeczytania – odwrotnie, wiem, że nie będę po tę pozycję sięgać, ale przynajmniej wiem teraz, o czym opowiada książka.

Brakuje mi trochę powiedzenia, czy główni bohaterowie w ogóle się znają, czy to raczej jakieś scenki z ich osobnych akcji. I czemu książka jest “brawurowa”, bo prowokacja jest raczej jasna.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Przeczytałem, więc  coś napiszę.

 

Matt Ruff, zapytany przez producenta telewizyjnego, czy ma koncepcję na serial, wpadł na pomysł historii przedstawionej w powieści Miraż. Wizja okazała się jednak tak radykalna, że autorowi grzecznie podziękowano i odrzucono ją. Matt skorygował swój plan, i w efekcie ponad czteroletniej pracy napisał książkę, przedstawiającą rasową historię alternatywną, w której USA i Bliski Wschód zamieniają się rolami na geopolitycznej arenie świata.

W opowieści mamy więc mocarstwo o nazwie Zjednoczone Państwa Arabskie, które zajmuje północną Afrykę i większą część Bliskiego Wschodu, i liczy ponad trzysta sześćdziesiąt milionów ludzi. ZPA ze względu na położenie geograficzne i zasoby ropy naftowej, są wysokorozwiniętym międzynarodowym centrum handlu. Obraz tak przedstawianego Bliskiego Wschodu jest intrygujący ale nie szokuje.

Największym państwem w Ameryce Północnej są Chrześcijańskie Stany Ameryki, a cały kontynent jest określany mianem państw trzeciego świata. Właśnie tam swoje miejsce znalazła organizacja terrorystyczna Światowe Przymierze Chrześcijańskie. Taka wizja Ameryki jest zaskakująca i ciekawa, ale dla przeciętnego Amerykanina (czytelnika) jest, przypuszczalnie, potężnym szokiem, a może i “bluźnierstwem”.

Związek Radziecki otrzymał nazwę Związek Prawosławny, ale nie odgrywa w historii praktycznie żadnej roli.

Ruff na łopatki rozłożył mnie geograficznym umiejscowieniem państwa Izrael – jak dla mnie, hit.

W historii alternatywnej mamy samobójcze ataki przeprowadzone przez chrześcijańskich fundamentalistów na wieże Tygrys i Eufrat oraz na budynek Ministerstwa Obrony. Prezydent ZPA w orędziu wypowiada wojnę z terroryzmem i kraje Wielka Brytania, Korea Północna i Ameryka nazwa Osią Zła. Skądś to znamy.

Autor zastosował ciekawy zabieg, prezentując ten geopolityczny i historyczny obraz alternatywny przy pomocy wstawek z internetowej Biblioteki Aleksandryjskiej, która jest odbiciem naszej internetowej… chyba każdy się domyśla.

 

Fabuła toczy się w klimacie śledztwa, przeplatanego miejscami dynamiczną i ciekawie opisywaną akcją. Głównymi bohaterami jest troje agentów Służb Bezpieczeństwa, którzy najpierw tropią terrorystów, a potem ich dochodzenie skupia się na Mirażu. Otrzymujemy trzy postacie: agentkę Amal oraz agentów Mustafę i Samira. Mam mieszaną opinię o ich charakterach i odnoszę wrażenie, że Amal często zachowywała się bardziej “po męsku” niż pozostali faceci – często pierdołowaci.

W całej historii autor umieszcza także znane nam postacie w alternatywnej roli pod swoimi lub wymyślonymi nazwiskami. Osama bin Laden jest senatorem, a Saddam Husajn gangsterem. Wadżid Dżamil jest założycielem internetowej Biblioteki Aleksandryjskiej – wiadomo o kogo chodzi. Dawid Koresh otrzymuje jakąś niezrozumiałą dla mnie rolę w tej powieści, ale przywołanie jago nazwiska przypomina Amerykanom (czytelnikom), że oni też mieli domorosłych fundamentalistów religijnych. O, i sam nie zauważyłem, jak przechodzę do podsumowania, ale to znak, że już najwyższy czas.

Dla mnie najciekawsze jest przedstawienie alternatywnej sytuacji społecznej – ciekawie zaprezentowanej w fabule i przy pomocy odczytów z Biblioteki Aleksandryjskiej. Uważam, że autorowi bardziej chodziło właśnie o to, niż o historię fabularną i samo zakończenie. Sądzę nieśmiało, że powieść jest sprytną krytyką prawdziwych działań Amerykanów (co mogło zostać nienajlepiej odebrane) i bliskowschodnich fundamentalistów – albo wszelkiej maści fundamentalistów religijnych. Sprytną dlatego, że nachalnie wsadza Amerykanów w sandały, a fundamentalistom pokazuje inną projekcję ich świata, i zmusza wszystkich do ujrzenia tych samych spraw z różnych miejsc i przez inny filtr przekonań.

Ta historia alternatywna jest wypełniona ciekawie przedstawionymi społecznymi implikacjami zamiany ról.

Nowa Fantastyka