Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

malynosorozec

Prawie Dwa Tysiące Stron Czystego Szaleństwa

{
„-Wróg twojego wroga jest twoim sprzymierzeńcem. -Ale nigdy przyjacielem” [1]

Studnie Mocy słabną. Lód w coraz szybszym tempie pokrywa świat. Delegatury Nocy wykazują niespotykaną od dawna aktywność. Starzy Bogowie ponownie dobijają się do bram świata. Wielkie religie zajmuje walką ze sobą. Królowie, wodzowie i przywódcy religijni chcą za wszelką cenę na trwałe odcisnąć swój ślad w historii. Krwawy ślad. Następne lata na zawsze zmienią oblicze świata…

 

                …A w pierwszym rozdziale pierwszego tomu, w Lesie Estery na doborowy oddział niewolnych sha-lugów zostaje nasłany Bogon – Baron Nocy, pomniejszy bóg. Kapitan Else Tage działa zdecydowanie, szybko, instynktownie. Udaje mu się znaleźć sposób na pokonanie potwora… Wieści się rozchodzą. Noc wstrzymuje oddech. Kapitan Tage zrobił wszystko aby ocalić życie swoje i swoich ludzi, nie zdaje sobie sprawy, że właśnie podarował ludzkości narzędzie, dzięki któremu można zabijać bogów. Nie odsyłać, więzić czy osłabiać ich moc, ale permanentnie zabijać. Noc zrobi wszystko aby zneutralizować Bogobójcę. Ale tego dżina nie da się wepchnąć powrotem do butelki… Świat zaiste się zmienia…

 

                Witajcie w najkrwawszym świecie stworzonym przez Glena Cooka. Starzy Bogowie, Duszodawcy, potwory, Delegatur Nocy, czarnoksiężnicy, ludzie (a także krasnoludy – w trzecim tomie). Wszyscy przeciwko wszystkim. Reguły zmieniają się szybciej niż sojusze. Człowiek nie wie, z której strony spadnie cios. A wszystko z domieszką charakterystycznej dla autora nutki sarkazmu. Po prostu rewelacja.

 

                Akcja książki osadzona jest w świecie dwóch dominujących, walczących ze sobą religii. W każdej chwili możliwa jest kolejna krucjata mająca na celu wyzwolenie z rąk niewiernych Ziemi Świętej, w której znajdują się najpotężniejsze ze Studni Mocy. Pośrodku wojny Chaldran i Al-Pramy znajdują się devovie, od których wiary wywodzą się obie religie, i inne mniejszości religijne, na których zwykle skupia się gniew fanatyków.

 

                Na wschodzie władza podzielona jest między Gordimera Lwa – byłego niewolnika, którego siła opiera się na fanatycznej lojalności armii szkolonych od najmłodszych lat sha-lugów, a Indalę al-Sul Halaladyna – wielkiego wodza, którego zachodni rycerze nauczyli się już szanować.

 

                Na zachodzie wielką władzę posiada Patriarcha – opętany wizją krucjat, szalony Wzniosły V, który nie cofnie się przed niczym działając w imię Boga. Jego największym sojusznikiem, a zarazem zajadłym wrogiem jest imperator Johaness Czarne Buty. Dodajmy do tego dziesiątki żądnych łupów królów i książąt z podzielonej Firaldii. Wszystkie oczy zachodu na początek kierują się na bogaty Skraj Connec, siedlisko pokojowo nastawionych Poszukiwaczy Światła. Wzniosły pod pretekstem walki z herezją ma nadzieję zdobyć fundusze potrzebne do wyzwolenia Ziemi Świętej. I jest jeszcze Piotr z Navai, mający własne cele i ambicje król, którego armii Patriarcha bardzo potrzebuje. Aha i jeszcze fanatyczne Bractwo Wojny i kościelne Kolegium skupiające największych czarodziei zachodu…

 

                A na obrzeżu wydarzeń mamy między innymi Cesarstwo Wschodu, Imperium Ghargaceńskie i przede wszystkim władającego niezmierzonymi stepami Tsitsimeda Złotego, którego niezadowolenia obawia się połowa znanego świata.

 

                To jest właśnie jedna z największych zalet serii – zawsze gdzieś na uboczu czai się coś większego. Żadne zwycięstwo nie jest stałe, żadna armia nie jest na tyle wielka, żeby się nie obawiać. Zawsze gdzieś tam jest Tsistimed czy Dawni Bogowie, gotowi wkroczyć na najmniejszą oznakę słabości.

 

                Kolejny atut to postaci. Mamy tych wielkich i potężnych. Silni bohaterowie, niezważający na nikogo i na nic byle by osiągnąć swe cele. A z drugiej strony zwykli ludzie, prości żołnierze, dla których najważniejsze to przeżyć. Mamy znakomite postaci pierwszoplanowe, ale także idealnie wpasowujących się w klimat mniej ważnych bohaterów takich jak Po Prostu Zwyczajnie Joe i Żelazny Wieprz.

 

                Glen Cook potrafi zaskoczyć nas w najmniej spodziewanych momentach. Czytamy sobie spokojnie o wiecznie narzekającym Pinkusie Ghorcie, aż tu nagle bum! Znajdujemy się w samym centrum wielkiej rzezi, która zmienia całkowicie układ sił.

 

                Każdy tom czymś nas zaskoczy. W pierwszym mamy  bitwę z udziałem kilku armii, czarnoksiężników, nowych i dawnych bogów i na dodatek jeszcze martwych nordyckich bohaterów. W drugim poznajemy wielkich czarodziejów, z niespotykanymi w innych książkach zdolnościami i tytułowe Milczące Królestwo. W trzecim opis najgorszej bitwy wszech czasów i pojawienie się drugiego Bogobójcy. To tylko przykłady. Jest tego o wiele, wiele więcej.

 

                Jeden minus jaki znajduje to czasem nieczytelna forma dialogów. Niekiedy nie wiadomo kto tak naprawdę się wypowiada. Nie wiem czy to wina stylu autora, czy błędów polskiego wydania. Ale na pewno wiem, że zmiana tłumacza w trzecim tomie nie wyszła najlepiej. Dlaczego imiona, nazwy, przezwiska brzmią zupełnie inaczej niż w poprzednich częściach? Czy trudno było zostawić wszystko tak jak było? Strasznie ciężko się przestawić, nie pogubić się w tym wszystkim.

 

                No i formatem książki nie pasują do innych serii autora… Ale za to okładki na wielki plus.

 

                Podsumowując: bardzo, bardzo dobra, wciągająca lektura. Przeraża, bawi, intryguje, zaskakuje, nie daje zasnąć (jeszcze tylko jeden rozdział, jeszcze jedna strona, jeszcze… o już piąta). Glen Cook potwierdza, że jest mistrzem militarystycznej fantasy (jeśli w ogóle istnieje coś takiego). Czekam na kolejną część i z pewnością już niedługo powrócę to tych trzech dopiero co przeczytanych.

 

10/10   

 

„Niemniej jednak na sens i rozum rzadko jest miejsce w politycznych sporach.” [2]

 

„Świat istotnie okazywał się niezrozumiały, kiedy jedyną prawda o nim miało być to, że wszyscy kłamią.” [3]

 

„Człowiek jest tyle wart ile jego słowo.” [4]

 

„Toczy się bezustanna walka o przetrwanie w świecie, który nie dysponuje dostatecznymi zasobami ani nie wykazuje filozoficznych skłonności do udostępniania ich wszystkim na równi.” [5]

 

„Najgorsze potwory chodzą na dwóch nogach i mają kochające matki.” [6]

 

„Przecież to Po Prostu Zwyczajny Joe. Joe jest szczęśliwy. Gdziekolwiek się znajduje, jest to najlepsze z możliwych miejsc.” [7]

 

„Na dłuższą metę bezwzględność ratowała ludziom życie.” [8]

 

„Każdy plan, każdy spisek, każdy eksperyment społeczny załamywał się, kiedy tylko wkraczał najgorszy z możliwych elementów – czynnik ludzki.” [9]

 

„Prawdziwa groza to szybkość i bezosobowość z jaką potrafimy teraz zabijać.” [10]

 

 

malynosorozec

 

……………………………….

 

[1] Glen Cook, „Tyrania Nocy”, przełożył Jan Karłowicz, Dom Wydawniczy Rebis, 2007, s.364

[2]tamże, s. 42

[3]tamże, s. 324

[4]tamże, s. 605

[5]Glen Cook, „Pan Milczącego Królestwa”, przełożył Jan Karłowicz, Dom Wydawniczy Rebis, 2008, s.6

[6] tamże, s. 202

[7] tamże, s 283

[8] Glen Cook, „W Okowach Mroku”, przełożył Jarosław Rybski, Dom Wydawniczy Rebis, 2014, s. 116

[9] tamże, s. 414

[10] tamże, s. 529

Nowa Fantastyka