Dziewczyna Płaszczka... to dziesiąta już książka z serii Nowej Fantastyki, ale pierwsza, której zadaniem jest porządnie rozbawić czytelnika. Robert Rankin jest od wielu lat znanym na Wyspach pisarzem powieści humorystycznych, stawianym w równym rzędzie z lepiej rozpoznwalnymi w Polsce Terrym Pratchettem, Douglasem Adamsem czy Tomem Holtem. Na język polski książkę przełożyła tłumaczka i zarazem pisarka Ewa Siarkiewicz.
Dziewczyna Płaszczka... jest opowieścią o przygodach George’a Foxa i jego pracodawcy profesora Coffina. Parają się szlachetnym zawodem impresaria, a ich głównym źródłem zarobków jest zakonserwowany Marjsanin, pochodzący z czasów inwazji doskonale opisanej w kronikach pana Wellsa. W pewnym momencie ich “normalny” tryb życia zostaje zakłócony przepowiednią wygłoszoną w obecności George’a przez Apokaliptycznego Egzaminatora. Wynikiem tego niecodziennego wydarzenia jest mocne postanowienie. Wyruszają na poszukiwania największej atrakcji wszechczasów – mistycznej Japońskiej Dziewczyny Płaszczki.
Powieść Rankina to przesycona typowym brytyjskim humorem książka awanturniczo-przygodowa, o fabule osadzonej w alternatywnej wersji wiktoriańskiego Imperium Brytyjskiego. Owa alternatywność wynika z inwazji Marsjan, która miała miejsce dziesięć lat przed opisanymi wydarzeniami, a czego poważną konsekwencją jest przejęcie technologii obcych. Dzięki temu czasy współczesne Królowej Wiktorii są pełne steampunkowych, i nie tylko, akcentów. Jednak rola jaką odegrała technologia pary jest w powieści tak znikoma, że nazywanie jej steampunkową jest nadużyciem.
Akcja powieści jest bardzo wartka, a bohaterowie wyraziści i dość jednoznaczni, co świetnie sprawdziło się w książce przygodowej przypominającej serie Indiany Johnsa, czy Mumii w krzywym zwierciadle. Biorąc to wszystko i dodając poszukiwania mistycznej Dziewczyny, niczym Świętego Graala, dostajemy chyba czystą kwintesencję brytyjskości (nawet miejsce na herbatkę się znalazło). A cóż lepszego można zrobić z kwintesencją brytyjskości niż porządnie wyśmiać?
Humor Rankina, jak na rdzennego Brytyjczyka przystało, jest czysto brytyjski. Wyśmiewa stereotypy i konwenanse tamtych lat równie skutecznie co grupa Monty’ego Pythona w skeczu Four Yorkshiremen.
Drugim miejscem, w którym autor chciał rozśmieszyć czytelników są wszelkiego rodzaju nawiązania do autentycznych postaci i wydarzeń, a za przykłady niech posłużą pisarz Wells, kelner Hitler czy naukowiec Tesla. Niestety, przeciętny polski czytelnik może mieć problemy, żeby się w tym odnaleźć bez ciągłego zerkania do Wikipedii. Autor dał się ponieść tendencji panującej we współczesnej literaturze. Pisarz popisuje się wiedzą, krytyk popisuje się swoją wiedzę wykazując jaką wiedzę ma ten poprzedni. I przysłowiowo koło się kręci. Kilkuakapitowy “gag” o kontrowersjach wokół postaci Szekspira udało mi się wychwycić tylko dzięki przypadkowej znajomości Szyfru Szekspira Jennifer Lee Carrella. Otwartą kwestią pozostaje liczba dowcipów, które mi umknęły.
Dziewczyna Płaszczka... to oryginalna powieść humorystyczna, a choć osobiście za przepoczwarzonymi humoreskami nie przepadam (uważam, że w tej roli dużo lepiej sprawdzają się inne media, takie jak film czy teatr), ta jedna dostarczyła mi pewną dozę przyjemności i szczerego uśmiechu. Jeśli ktoś ma ochotę na porządny eskapizm w towarzystwie odpowiednio dawkowanego Pythonowskiego absurdu to najnowsza powieść Rankina jest właśnie dla niego.
Tekst pierwotnie ukazał się w ramach Nieustającego Konkursu Serii Nowej Fantastyki 010 i zdobył nagrodę.