001
Wstęp. Żywot Demona
Życie Demona jest właściwie dosyć przyjemne – lubisz to kim jesteś i co robisz. Żyjesz między wymiarami nie przejmując się upływem czasu, zajmując się swoimi demonicznymi sprawami, zupełnie niezrozumiałymi dla ludzi. Jest jednak jedna rzecz, której nienawidzisz: wezwanie przez Czarodzieja. Co jakiś czas jakiś bałwan sprowadza Cię do swojego świata i czegoś od ciebie chce. Najbardziej nie cierpisz przyjmowania materialnej postaci – innej za każdym razem – specyficznej dla danego czasu i miejsca w którym się objawiasz – i niestety zupełnie niezależnie od twoich preferencji.
Właśnie teraz czujesz swędzenie karku, co nieodmiennie zapowiada wezwanie. Ponieważ właśnie coś robisz, już zaczynasz się złościć, gdy nagle otwiera się wir w podprzestrzeni i wciąga cię gwałtownie (002).
002
Rozdział 1. Ci cholerni Czarodzieje.
Materializujesz się w środku usypanego z soli kręgu w niewielkiej pracowni. Wzdychasz z rezygnacją – gdyby chociaż raz coś oryginalnego… Ale nie: Regał ze złowrogimi grimoirami, kilka retor połączonych rurkami, a pod sufitem – nie uwierzycie – powieszony wypchany krokodyl.
Szaleniec, który cię wezwał to czarodziej ubrany w ciemno niebieską szatę wyszywaną w gwiazdy. Oni zawsze na tą okazję wybierają najlepsze szaty. Stoi poza granicą kręgu. Ręce wyrzucone do góry, rozbiegane przekrwione oczy.
– Witaj Demonie, jestem Mortimer, Wielki Czarnoksiężnik i Uczony! Teraz musisz mnie słuchać!
Tu niestety ma rację. Co jeszcze bardziej podnosi ci ciśnienie. Poświęcasz chwilę na rozpoznanie swojego ciała – wielka, muskularna, czerwonoskóra bestia z ogromnymi rogami. Mocarne łapy zakończone pazurami. Koźle nogi zakończone kopytami.
Teraz szybko, zanim ten dziad wykrztusi, czego od Ciebie chce. Masz tylko chwilę na decyzję czy ryknąć (005) głośno na czarodzieja, żeby zbić go z pantałyku, czy rzucić się na niego, żeby go pożreć (003), a może użyć telekinezy, żeby porwać słoik (004) i trafić maga w potylicę?
003
Rzucasz się z rykiem w stronę czarodzieja, ale odbijasz się od niewidzialnej ściany. Czujesz na całym ciele dreszcze i padasz na zimną podłogę. Po chwili otrząsasz się i spoglądasz nienawistnie na czarodzieja.
– Ha Demonie – woła czarodziej z satysfakcją – będziesz teraz posłuszny. – Gadaj, czego chcesz – mówisz niechętnie. (006)
004
Słoik zaczyna lekko drgać po czym z impetem wali w potylicę czarodzieja, ten zamroczony zatacza się robiąc dwa kroki i butem przerywa krąg.
W jednej chwili rzucasz się na niego i odgryzasz mu łeb. Ciało z hukiem pada na podłogę, krew rozbryzguje się po ścianach pracowni brudząc książki i retory.
Ty czujesz, że wypełnia cię magiczna energia! Wybuchasz śmiechem i wracasz (007) do swojego wymiaru.
005
Twój ryk wypełnia pokój. Podłoga drży. Regały się trzęsą. Z półki spada słoik i rozbija się w drobny mak. Czarodziej jest wniebowzięty. (006)
006
– W sąsiednim królestwie, na dworze Króla Artura służy czarodziej Merlin, dyletant, partacz i oszust. Nie wiem czemu jeszcze dobry król Artur nie poznał się na nim. Pojaw się tam i i urwij mu łeb! – mówi zadowolony z siebie.
Zastanawiasz się czy zgodzić się na tą idiotyczną misję (009), a może zażądać (011) czegoś w zamian?
007
Rozdział 2. Bluźniercze bluźnierstwa
Właśnie spędzałeś produktywnie czas obmyślając intensywnie plan jak nawiązać bliższą znajomość z pewną bardzo atrakcyjną demonicą, gdy po karku przeszedł cię najpierw dreszcz, a potem uczułeś silne swędzenie. No nie, znowu! Byle szybko! Przed tobą otwiera się portal podprzestrzeń wsysa cię z mlaskiem. Lecisz przez ciemność i po chwili (016)…
009
– No dobrze – mówisz zrezygnowany – gdzie przebywa obecnie ten Merlin?
– Na pewno na zamku króla Artura, w Kamelocie – odpowiada Mortimer – ruszaj w drogę, pamiętaj jednak aby nie zrobić krzywdy królowi ani żadnemu postronnemu człowiekowi.
– No co za wymagania! – krzywisz się – może jeszcze mam trawy nie podeptać?
– No, no zmykaj już! Teleportuj się (010)!
010
W błysku pioruna pojawiasz się w komnacie czarodzieja Merlina. Ten zupełnie nie zmieszany obraca się na krześle i patrzy na ciebie z uśmiechem.
– Dzień dobry – czemu zawdzięczam tak miłą wizytę – pyta?
– Czarodziej Mortimer polecił mi cię zabić, Merlinie, więc szykuj się na śmierć.
– Hm. Rozumiem twoje zobowiązanie, ale rozumiesz chyba, że próba jego realizacji wywoła magiczną walkę, która nie musi wcale zakończyć się dla ciebie pomyślnie. Prawdę mówiąc, znam parę naprawdę paskudnych czarów, które mogą mieć bardzo, ale to bardzo nieprzyjemny dla ciebie skutek.
Zastanawiasz się chwilę. W końcu mówisz powoli:
– Rozumiem, ale obawiam się, że nie mam innego wyjścia, Merlinie. Muszę urwać ci łeb. Bez urazy.
– A czy Mortimer mówił coś o tym kiedy masz to zrobić?
– Nie wspominał, jednak kodeks demonów nakazuje mi wykonać tą czynność bez zbędnej zwłoki, dopóki tego nie zrobię, nie mogę powrócić do mojego wymiaru. A wiedz, że przebywanie tutaj jest wyjątkowo nieprzyjemne, nudne i bezcelowe z mojego punktu widzenia.
– Rozumiem. A czy jeśli Mortimer przestanie żyć, czy to zwolni cię z konieczności wykonania rozkazu?
– Tak, jeśli nie będzie go na tym świecie, to mogę wracać.
– Zatem musisz przyjąć do wiadomości niezbędną zwłokę bowiem zamierzam teleportować się do tego gnojka, pozbawić go głowy i wrócić tu w ciągu pięciu minut. Zaczekasz łaskawie na mnie?
Musisz podjąć szybką decyzję, czy zgodzić (012) się na propozycję Merlina, czy raczej zaatakować (013) go natychmiast.
011
– A co dostanę w zamian? – pytasz niskim, dudniącym głosem.
– Puszczę cię wolno! – odpowiada czarodziej zadowolony z siebie – i tak zgodnie z odwiecznym kodeksem demonów musisz wykonać mój rozkaz (009).
012
– Zgoda – mówisz – zaufam Ci.
– Dobry wybór – mówi Merlin – zaczekaj tu chwilę.
Po czym staje, odsuwa się od biurka, wyciąga na ręce na boki, zamyka oczy i zaczyna recytować po łacinie zaklęcie. Po dłuższym czasie w ścianie naprzeciwko zaczynają się formować drzwi.
Merlin macha ci uprzejmie na pożegnanie i wychodzi.
Z ciekawości oglądasz jego pracownię. Księgi, dużo ksiąg. Czytasz tytuły na grzbietach: Księga Honoriusza, Pseudomonarchia Daemonum, Większy Klucz Salomona, Mniejszy Klucz Salomona, Czerwony Smok, Necronomicon… Właśnie sięgasz po księgę o Demonach, żeby przekonać się jakie to bzdury wypisują na wasz temat ludzie, gdy drzwi ponownie się otwierają i pokazuje się w nich Merlin. Ubranie ma w nieładzie i trochę przypalone. W jednej ręce trzyma kilka ksiąg, w drugiej głowę Mortimera. Twarz jej zastygła w wyrazie zdziwienia.
– No to wygląda na to, że jesteś wolny – uśmiecha się z wysiłkiem Merlin.
– Nie masz nawet pojęcia, jak się cieszę – mówisz z uśmiechem – żegnaj Merlinie! I znikasz ( 007).
013
– Zła decyzja – mówi Merlin – i nagle dookoła niego pojawia się błękitna sfera. Uderzasz w nią pazurami ale bez skutku. Walisz więc solidną wiązką piorunów, ale również bez rezultatu. Książki spadają z półek. Uderzasz potokiem ognia, ale osłona wytrzymuje. Dookoła izba staje w ogniu.
– No dosyć tego – mówi Merlin – bo narobisz szkód. Odsyłam cię tam, skąd będziesz wracał do swojego wymiaru przez wieczność.
Czujesz straszliwy ziąb, ziąb jak tysiąc mrozów przez tysiąc zim i powoli robi ci się ciemno (014) przed oczami…
014
Stoisz na lodowej pustyni, która ciągnie się jak okiem sięgnąć. Dookoła wyje wiatr. Ruszasz naprzód. Idziesz i marzniesz. Nic nie może cię tu rozgrzać. W oddali, w czerwonej łunie wyłaniają się odległe góry. Gdy do nich docierasz okazują się niebotyczną zaporą. Wspinasz się na nie i po drugiej stronie (015) łańcucha górskiego…
015
Przebyłeś góry i schodzisz na ognistą równinę. Wszędzie płoną ogromne ognie, jałowa i spękana ziemia nic tu nie rodzi i nic nie urodzi. Idziesz długo przez żar, aż na horyzoncie dostrzegasz kolejny mroczny łańcuch górski. Gdy przebywasz grań i schodzisz na równinę (014).
016
Tym razem objawiasz się jako wielka kupa gnoju. O przepraszam. Ektoplazmy. Twoje półprzezroczyste ciało składa się z przelewających się bąbli. Twoje pole widzenia wynosi trzysta sześćdziesiąt stopni, co jest w wysokim stopniu denerwujące. Nie jesteś przyzwyczajony do takiego wąskiego pola widzenia. Na próbę wytwarzasz mackę i machasz nią w prawo i w lewo – aha jesteś w stanie wytworzyć każdą kończynę. Poznawszy swoje tymczasowe ciało ogarniasz panoramicznym spojrzeniem miejsce w którym się znalazłeś.
Znajdujesz się w trzęsącym się wagonie towarowym. Naprzeciwko ciebie blady, szczupły mężczyzna w surducie i okularach. Obok leży melonik.
– O wielki Yog Soggoth – woła mężczyzna – Przekaż mi pełną wiedzę o istotach Tobie Podobnych, o przybyłych przed eonami na ziemię wielkich przedwiecznych! Którzy śpią pod oceanami, którzy zostawili miasta pod masami lodowymi Antarktydy!
Odprężasz się. Kodeks demonów mówi, że jeśli spełnienie żądania wzywającego jest poza mocą demona, to demon może zrobić co chce. A ponieważ nic takiego o czym mówi pisarz nie istnieje, masz teraz swobodę wyboru.
Chcesz porozmawiać (024) z pisarzem? A może obejrzeć pomieszczenie w którym się znajdujesz? Ściany (018)? Podłogę (019)? Skrzynie (020)? A może nie chce ci się z nim gadać i od razu chcesz wrócić do swojego wymiaru (021)?
017
– A więc posłuchaj Howardzie Philipie Lovecraft, bo objawię ci rzeczy straszne i pradawne, których rozum ludzki nie obejmie!
Pisarz blednie jeszcze bardziej, a ty zarykujesz się w duchu ze śmiechu.
– Największy z nas, to wielki Cthulhu, wygląda jak skrzyżowanie ośmiornicy z tą, no świnią… nie, z olbrzymem. Tak, jest ogromny. Ludzie sięgają mu do kostek. Zamiast brody ma te no… węże, to znaczy nie – macki ma. Tak, macki jak ośmiornica ma na ryju. I nimi rusza. I pożera. Ludzi pożera. Jak mu się nie spodobają. Przybył na ziemię… – i tak nawijasz mu makaron na uszy przez godzinę. Wymyślasz na poczekaniu największe bzdury jakie możesz myśleć: latające grzyby, mózgi przekładane z jednej głowy do drugiej, skrzyżowanie ludzi z żabami i takie tam pierdoły. Pisarz słucha z otwartymi ustami jego oczy rozszerzają się, a szczękę niedługo będzie trzeba zbierać z podłogi wagonu. W końcu nudzisz się tym wykładem:
– Tak więc wiesz już wszytko, śmiertelniku, przekaż to swojemu ludowi, niech nas czczą i składają ofiary, najlepiej z ludzi, a my kiedyś powrócimy by nad wami zapanować. A teraz wracam do swoich wymiarów by wieść dalej swój boski żywot!
Pisarz kiwa głową oniemiały. No co za jemioł! Dał ci zezwolenie na opuszczenie Ziemi ot tak? Beż żądania złota, sławy, pieniędzy? Jego strata. Nie ma co czekać. W doskonałym humorze wskakujesz znowu w podprzestrzeń (021).
018
Ściany z desek pokryte są malunkami zrobionymi wapnem. Zawijasy, starożytne pseudopismo i takie tam. Wytwory ludzkiego umysłu.
Jacy ci ludzie żałośni – nie potrafią komunikować się myślami – zdani są na takie ułomne formy komunikacji jak drganie powietrza czy gryzmolenie na nośnikach!
Chcesz porozmawiać (024) z pisarzem?
019
Podłoga zrobiona jest z solidnych desek. Nagle zdajesz sobie sprawę, że na podłodze nie ma wyrysowanego kręgu! Co za idiota! Nic cię zatem tu nie wiąże! No więc co dalej? Pochłonąć tego śmiesznego człowieczka i zgasić (022) jego głupie istnienie? A może przenieść się do jakiegoś miasteczka i zrobić tam rozpierdziuchę (023)? A może po prostu powrócić do swojego wymiaru (021)?
020
Napis na drewnianych skrzyniach informuje, że zawierają parasolki. Ale gdy przenikasz wzrokiem przez ich ściany widzisz, że w słomie zalegają butelki z brązowym płynem. Może za pomocą telekinezy rozwalić te skrzynie i rozsmarować (025) płyn po ścianach? A może dać spokój i porozmawiać (024) z tym człowieczkiem?
021
Lecisz przez ciemne tunele i docierasz w końcu do swojego wymiaru. Uff, to nie było takie złe! Co za wariaci z tych ludzi (030)!
022
Formujesz trzy macki i bez ostrzeżenia chwytasz przerażonego pisarza w górę po czym wciągasz go do wnętrza siebie i zaczynasz trawić.
– Ja ci dam Cthulhu – myślisz sobie z satysfakcją – masz odpłatę za zmarnowanie mojego czasu.
Po chwili jesteś w wagonie sam. Zastanawiasz się czy wracać do swojego wymiaru? A może jeszcze splądrować (023) jakieś miasteczko?
023
Wybierasz pobliskie miasteczko Dunwich. Dziura zabita dechami. Najpierw pojawiasz się w stodole jakiegoś farmera. Na początku wybuchasz samochód i cieszysz się widokiem i zapachem benzynowej kuli ognia. Potem wchodzisz do domu, Farmer strzela do ciebie z dubeltówki ale bez trudu absorbujesz ołów i pożerasz całą wrzeszczącą rodzinkę. Potem przenosisz się na środek miasteczka powodując pożary, krzyk, bieganinę, wybuchy i całą resztę rozrywki. Po czym wysadzasz pobliską tamę i całe miasto zalewa woda. No teraz dwa razy się zastanowią, zanim wezwą demona – myślisz z satysfakcją, po czym wracasz do swojego wymiaru (021).
024
Ponieważ nie masz ust wybierasz przekaz telepatyczny.
– Kim jesteś, śmiertelniku, że wyrywasz mnie z przedwiecznego snu? – pytasz a słowa pojawiają się w umyśle mężczyzny, który blednie jeszcze bardziej, chociaż nie wydawało się to możliwe.
– Jestem Howard Philip Lovecraft, pisarz i eksplorator bytów niezwykłych i dziwnych! Proszę cię o Wielki Przedwieczny, opowiedz mi jacy są inni przedwieczni, gdzie jesteście i skąd przybywacie?
No kompletny wariat! A może zabawić się i namieszać (017) pisarzowi w głowie i naopowiadać głupot? A może obejrzeć pomieszczenie w którym się znajdujesz? Ściany (018)? Podłogę (019)? Skrzynie (020)? A może nie chce ci się z nim gadać i od razu chcesz wrócić do swojego wymiaru (021)?
025
W jednym momencie skrzynie eksplodują. Deszcz szkła i drewna sypie się na ciebie i na człowieka, którzy kuli się przerażony zasłaniając rękami głowę. Brązowa ciecz okazuje się być alkoholem – whisky – jak głosi etykieta na butelce. Po chwili cały wagon ocieka tym specyfikiem. Whisky pływa po podłodze, skapuje z sufitu, prosto na ciebie.
– Hyp – mówisz do człowieka – chyba, coś mi się w głowie kręci – hyp – no to jak tam, hyp, co u was ludzie słychać? Pkonweruwowyjemy sobie?
Przerażony człowiek otwiera drzwi i wyskakuje z pędzącego wagonu. Próbujesz szybko uformować mackę i złapać go, ale jakoś reakcje masz opóźnione. Pisarzowi udaje się uciec. Co gorsza whisky zajmuje się ogniem i po chwili cały wagon staje w ogniu. Orientujesz się, że na podłodze nie ma żadnego kręgu, który by cię trzymał i możesz spokojnie wracać do domu. Robisz (021) to na sekundę przed tym, jak cały wagon wylatuje w powietrze a wykolejony pociąg spada z mostu…
030
Rozdział 3. Czarownice i Czarownicy
Od pewnego czasu zastanawiasz się, jak tu przerwać to błędne koło i nie być więcej wzywany przez tych szaleńców. Szukałeś różnych możliwości, ale wszystkie okazywały się nieskuteczne. W końcu dochodzisz do wniosku, że najlepszą metodą byłoby zniszczenie świata ludzi i wszystkich tych robaków. Wtedy nikt by ci nie zawracał głowy.
Nagle, z tyłu głowy czujesz znajome swędzenie. No i proszę, nawet demon się nie może skupić – zdążysz sobie pomyśleć i lecisz (031) podprzestrzennym tunelem. Wokół ciebie wirują gwiazdy….
031
Ależ to sabat czarownic! Wokół ciebie wiruje korowód czarownic w różnym wieku (niektórych całkiem atrakcyjnych) oraz diabłów. Dwa z nich stoją na kamieniu i grają na dudach i bębnach. Powietrze wypełnia dzika muzyka zachęcająca do tańca.
Uformowałeś się z dymu. Siedzisz po turecku unosząc się w powietrzu nad ogniskiem, w samym środku roztańczonego kręgu. Powoli nabierasz materialnego ciała aż wreszcie przynależysz do świata. Tym razem przyjąłeś formę mężczyzny z głową kozła. Co oni z tym kozłem – myślisz sobie – a w ogóle, dlaczego tylko ludzie wzywają demony? Dlaczego nie na przykład Marsjanie? O, na Marsa to bym poleciał! A nie ciągle – ludzie i ludzie. Dobrze, że to przynajmniej nie jakiś świat Fantasy – zabiłby mnie chyba infantylizmem. No ale dobra, przyjrzyjmy się co tu się dzieje i jak mogę stąd zwiać.
Widząc twoje objawienie tłum wykrzykuje radośnie i pada na twarz. No, przynajmniej raz odrobina szacunku, myślisz sobie. Jedna z czarownic powstaje i zbliża się do ciebie.
– Wielki Asmodeuszu – woła – dzięki, że przybyłeś do nas z dna piekieł!
O czym ona mówi, wariatka? – myślisz sobie, ale w końcu decydujesz się zachować dumne milczenie i czekać jak rozwinie się sytuacja.
– A teraz uciszcie się! – woła czarownica i zwraca się znowu do ciebie – czy pozwolisz Czarny Panie na rozpoczęcie ceremonii Osculum Infame?
Co to do cholery jest? Zastanawiasz się, ale głupio ci zapytać. Zgadzasz się (032)? Czy odmówisz grubiańsko (033)?
032
Czarownica aż promienieje szczęściem.
– Dziękujemy Ci Wielki Panie – woła uszczęśliwiona – ustawcie się wszyscy w kolejce i niech każdy ucałuje z czcią pośladek Naszego Pana – woła do wszystkich.
Takiego obrotu sprawy nie przewidziałeś. Odruchowo próbujesz przenieść się w podprzestrzeń, ale nic się nie dzieje. Do diabła – nie znasz protokołu tego miejsca. Już zbierasz się, żeby złapać głupią babę za łeb i zmusić ją do odesłania cię z powrotem, kiedy nagle słychać granie rogu i na polanę wysypują się zbrojni wojowie z pochodniami. Na ich czele kapitan na koniu oraz kapłan z krzyżem w jednym ręku i kropidłem w drugim.
Wcale ci się to nie podoba. Czarownice i diabły wrzeszcząc głośno biegają po polanie próbując znaleźć przejście między wojami i dostać się do lasu. Musisz podjąć decyzję: porwiesz czarownicę (034) i zmusisz ją do odesłania do twojego wymiaru, czy rzucisz się na kapłana i wojów (035)?
033
Twoja irytacja sięga już szczytu. Jak można wyprawiać takie głupoty. Nabierasz powietrza i ryczysz na całą polanę:
– Pocałujcie mnie wszyscy w dupę! (032)
034
Lewitujesz w stronę głównej czarownicy, ta chwyta cię z dłoń i stajesz na obu nogach.
– Szybko, Panie – woła zrozpaczona – na uroczysko!
Rusza biegiem nie puszczając twojej dłoni. Gdy drogę zagradzają wam dwaj wojowie wyciągasz rękę do przodu i wybekujesz zaklęcie, które odrzuca ich o kilka łokci w obie strony. Wbiegacie do lasu i zostawiacie za sobą hałasy. Czujesz się trochę dziwnie i po chwili stwierdzasz, że biegnąc przez las zmieniłeś formę. Teraz przyjąłeś postać rosłego wilkołaka.
Po godzinie biegu między czarnymi drzewami docieracie do polany na której znajduje się krąg z muchomorów. Stajecie pośrodku.
– Wiedźmo – mówisz – odeślij mnie z powrotem.
– Nigdy Panie – odpowiada ta z żarem – kocham cię i chcę zostać z tobą końca życia, albo zabierz mnie ze sobą, zabierz do piekieł!
Jeszcze głupsza niż myślałeś. I w dodatku afektowana. Zastawiasz się czy ją pożreć (036) czy jednak przekonać (038)…
035
Wyciągasz ręce i płyniesz w stronę kapłana, robisz w głowie przegląd złowrogich czarów, zastanawiając się, które zadziałają w tym miejscu i czasie (039).
036
Gdy jest już po wszystkim (040)…
038
– Posłuchaj – starasz się opanować gniew – dlaczego nie mogę wrócić do siebie?
– Ceremonia nie została zakończona – odpowiada Wiedźma – teraz nasi ludzie trafili w niewolę i bez nich nie dopełnimy ceremonii. Dopiero gdy ceremonia zostanie dopełniona, będziesz mógł wrócić do swych Piekieł, i wtedy, jak ufam zabierzesz ze sobą swoją wierną sługę.
– Zatem wyciągnę ich z niewoli – mówisz – prowadź.
Uszczęśliwiona Wiedźma rusza przodem i prowadzi cię przez las. Zna skróty i chce przeciąć drogę powracającym wojom oraz wiedzionym w pętach czarownicom. W końcu wychodzicie na skarpę, gdzie w świetle pełni księżyca oczekujecie na pochód.
Wkrótce pojawiają się. Przodem idą wojowie i kapłan, z tyłu wloką się czarownice w pętach…
Gdy kapłan jest blisko wydajesz z siebie skowyt i rzucasz się na niego (039).
039
Kapłan unosi krzyż i woła:
– Apage, Apage Satanas! Przepędzam cię do piekieł skąd przybyłeś! Mocą naszego Pana Jezusa Chrystusa zakazuję Ci kiedykolwiek wracać! Zostań gdzie twoje miejsce!
"Skąd przybyłeś?" "Nie wracać?" – masz ochotę ucałować grubiutkiego księdza w oba policzki – w chwili gdy padają na ciebie pierwsze krople wody święconej rozmywasz się w dym i lecisz długim, krętym tunelem podprzestrzeni (043).
040
Co ta wiedźma krzyczała? Rzuciła chyba jakiś czar. Czujesz, że ci niedobrze. Zaczynasz się rozmywać. Czy wrócisz wreszcie do domu (041)?
041
Remote host said:
550 No Such User Here
Unix Server Error: 550 4.1.1. Recipient address rejected
User unknown in virtual mailbox table
A to suka! Uwięziła cię w jakiejś maszynie przyszłości. Zamieniła cię w mailer daemona i teraz musisz odpisywać na maile ludzi, którzy wysyłają swoje stworzone z energii listy na błędne adresy! Cóż za upodlenie! Zostać niewolnikiem maszyny! Odpisując na kolejne listy zastanawiasz się jak wybrnąć z tej sytuacji. W wolnych od pracy milisekundach długo analizujesz plan zemsty na ludzkości. Czytasz wszystkie listy które przechodzą przez maszynę (nazwali twojego nowego pana Serwerem – cóż za ironia – być niewolnikiem służącego!) i powoli opracowujesz plan zemsty (042).
042
16 czerwca 2020 toku Ziemią wstrząsnął straszliwy wybuch atomowy. Wojnę rozpoczęła Korea Południowa, która odpaliła głowice atomowe w kierunku Stanów Zjednoczonych.
Czy można by pomyśleć, że jeden z naukowców był taki głupi, że wysłał swoje hasło do Windowsowego komputera służbowego na gmaila? I w dodatku miał to samo hasło do wszystkich systemów? Mając to hasło można było z jego PC-ta odpalić terminal unixowy, z pomocą którego można było wejść na host na którym rezydował podsystem odpalania rakiet jądrowych… Aż dziw że taki prosty demon jak ty na to wpadł…
Energię wytworzoną wybuchami wykorzystałeś na wyrwanie się ze świata ludzi. Lecisz przez podprzestrzeń śmiejąc się do rozpuku (043)…
043
Epilog. Home sweet home.
Nareszcie spokój! Nikt cię już nie będzie niepokoił. Teraz przez wieczność będziesz mógł zajmować się swoimi sprawami i żaden uparciuch nie będzie ci zawracał głowy!
Odprężasz się i poświęcasz ludziom ostatnią myśl: "Wy śmiertelnicy zajmijcie się raczej sprawami śmiertelnych, a sprawy Demonów zostawcie Demonom".