.
Bardzo jestem ciekaw Waszego zdania na temat wątków obyczajowych w tekstach fantastycznych. Czy jest jakieś stężenie obyczajówki, po przekroczeniu którego tekst wydaje się Wam skreślony? A może uważacie, że nawet najtwardsze SF nie obejdzie się bez sensownego obyczajowego muśnięcia? Czy tekst traktujący o ludziach, ale w fantastycznych realiach, to jeszcze fantastyka, czy już obyczajówka? A może to zależy? Wtedy właśnie – od czego?
Wątku, leć! ;)
Aż się rozmarzyłem. Gdyby tak Twardoch napisał space operę, to czytałbym i czytał.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
“Wątków obyczajowych w tekstach fantastycznych” czy “obyczajówek niefantastycznych”? ;P
Pytanie o stężenie i poziom obyczajówki IMO, bez obyczajówki, nie ma fantastyki. Dlaczego? Piszemy do ludzi, a oni chapią tylko to, co ludzkie. Rzeczywistość jest nierozpoznawalna.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Ja tam znacznie przechylam szalę w stronę – nazwijmy to tak na potrzeby wątku – obyczajowości i obecnie niemal wyłącznie czytam po prostu książki z półki – znowu nazwijmy to tak – literatury pięknej. I takich też rzeczy, o relacjach, emocjach, psychologii postaci na portalu szukam.
Sama chętnie pisałabym opowiadania niefantastyczne, ale nie ma gdzie ich publikować. Natomiast moja kolejna powieść, jeśli powstanie, będzie raczej niefantastyczna. Bo raz, że w większości moich fantastycznych rzeczy tej fantastyki jest nieco za mało (kasuję rozwój świata i idei na rzecz relacji i związków bohaterów) a dwa, że naprawdę ciężko jest poradzić sobie rynkowo z rzeczą z pogranicza, która gdzieś tam próbuje wyjść poza sztywne ramy konwencji, ale dla większości wydawnictw znamię fantastyki, o ile nie jest nazwane “płaszczykiem fantastyki”, czy “realizmem magicznym” nie przejdzie.
Przepraszam za te herezje, ale c'est la vie. ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
bez obyczajówki, nie ma fantastyki
Ryzykowna teza.
O, na taką ripostę, wilka musiałam się jeszcze zalogować. Przykład, gdzie nie było?:DDD
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Np. historia powstania świata, w której nie występują uosobieni bogowie.
Nie wiem. Jeśli obyczajówka służy pokazaniu fantastyki, to nie mam problemu. Jeśli zaś do obyczajówki na siłę wciska się fantastykę, żeby pasowało do portalu – to niekoniecznie. Bardzo lubię tzw. fantasy of manners, lubię (choć wybiórczo) urban fantasy (nie mylić z paranormal romance!), a tam obyczajówka jest konieczna. Sama właśnie kończę powieść będącą w zasadzie mieszanką fantasy of manners z horrorem, więc jakby tu tego...
http://altronapoleone.home.blog
Obyczajówka z małą dawką fantastyki chodzi jako realizm magiczny ;P
Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher
No właśnie, Cet, ja wiem i tak też próbuję niektóre rzeczy opchnąć ;D Mam napisane osobne konspekty do wydawnictw fantastycznych i niefantastycznych. Taka ze mnie wredna wiedźma :>
Mam z tym pewne historie, ale to już przy piwie, nie tak na forum... :D
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Lubię opowiadania obyczajowe z elementami fantastycznymi. Same obyczajówki już trochę mniej, a jeśli już, to tylko jako krótkie formy, powieści zdecydowanie wolę przesiąknięte fantastyką, jak tylko się da (a wciąż jestem zmuszana do czytania długaśnych powieści obyczajowych, buu :c)
Gwiazdko, świeć!
www.instagram.com/mika.modrzynska/
Czasem bez obyczajówki nie ma fantastyki i bez fantastyki – obyczajówki. Jak w moich “Tańczących sosnach” na przykład.;)
Czyli – każdy przypadek jest inny. I wszystko zależy od kontekstu.
Mój ulubiony autor, czyli Dukaj – bez obyczajówki w ogóle nie dał by się czytać. Mówię oczywiście o jego najlepszych dziełach, czyli Perfekcyjnej, Lodzie, Innych Pieśniach...
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Obyczajowe wątki mi zazwyczaj nie przeszkadzają, niezależnie od stężenia, jeśli są sensowne i dobrze poprowadzone. To co mi często przeszkadza i co, jak uważam, często rujnuje całą opowieść, to wątki romansowe.
Nie rozumiem takiego postawienia sprawy, MrB. Obyczajówka to obyczajówka. Fantastyka to fantastyka, także w realiach współczesnych/obyczajowych. Warunek jest jeden – w tym obyczajowym entourage pojawia się element fantastyczny. Wtedy mamy fantastykę. Jeśli nie ma żadnego, mamy zwykłą obyczajówkę.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Realizm magiczny to też specyficzny rodzaj fantastyki. Nie upchniesz lekkiego, ledwie zauważalnego cyber czy sf pod tą etykietką
http://altronapoleone.home.blog
Odpowiedź macie. W portalu fantastycznym nagrodę dostał tekst bez fantastyki. Będę pisał tu obyczajówki, bo wolno. Dostałem przykład od kierownictwa.
@mr_maras
Niekoniecznie. IMHO pojedynczy element fantastyczny fantastyki nie robi. Czy uznasz” Trupa na plaży i inne sekrety rodzinne”, kryminał Anety Jadowskiej, dotyczący obyczajowej sprawy kryminalnej, we współczesnej Polsce, z feministycznym tłem, za fantastykę, bo bohaterka rozmawia z nieżyjącym ojcem-policjantem, a raczej z jego duchem, i nie jest pewna, czy tego ducha tylko sobie wyobraża, czy też on jest naprawdę? No jest element quasi-fantastyczny, niewątpliwie, autorka też na co dzień plus minus fantastykę pisuje. A tekst IMHO fantastyczny nie jest.
A w drugą stronę – “Związek żydowskich policjantów” Michaela Chabona. Realistyczny czarny kryminał, ale w althistorycznym świecie. No ale historia jest inna, bo się rozjechała z naszą (państwo żydowskie powstało, tak jak było to przez moment planowane, na Alasce, a nie w Palestynie; II wojna skończyła się inaczej), ale to nadal jest realistyczna historia, bez dodatkowych interwencji sił nadprzyrodzonych/kosmicznych. Ni kawałka fantastyki poza tym, Hugo, Nebula i Locus zdobyte.
W ogóle, czy Waszym zdaniem taka czysta historia alternatywna jest fantastyką? A seriale typu prastarego “Dotyku anioła”, gdzie jest czysta ckliwa obyczajówka, ale w nią są wpisane interwencje aniołów z nieba? Nie pytam prowokacyjnie, absolutnie, po prostu chcę wiedzieć, jak się opinie rozkładają.
ninedin.home.blog
BlackSnow, ale na razie nic tu jeszcze nie napisałeś przecież?
Ninedin: Alterhistoria jest fantastyką. Wymyślasz pół świata, a nawet cały świat od początku do końca. Przy czym do pewnego momentu musisz być w tym bardziej realistyczny/a niż najbardziej dociekliwy historyk. Żeby wspólne fakty na pewno się zgadzały. Zresztą, takie właśnie opowiadanie mi w NF zamieszczono niedawno, więc myślę, że masz odpowiedź.
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Pewnie każdy z nas definiuje sobie tę “obyczajówkę” nieco inaczej. Wydaje mi się, że szczególnie w sci-fi wątki obyczajowe, czyli, jak ja to rozumiem, skupiające się na relacjach międzyludzkich i/lub społecznych w określonym środowisku, mogą być bardzo atrakcyjną odpowiedzią na pytanie “co by było gdyby”. Świetnym przykładem są “Wydziedziczeni” Le Guin, 100% obyczajówki, ale w kosmosie. Tutaj tło sajensfikszyn jest tylko pretekstem, który ułatwił autorce zabawę w zderzenie dwóch skrajnie innych systemów społecznych.
Podsumowujac: jak dobrze napisane, to nie mam nic przeciwko (utwierdziłem się w tym przekonaniu czytając Pewien Piórkowy Tekst W Którym Nie Ma Fantastyki).
Dzięki za tak liczny odzew!
Zacytuję Asylum, bo podzielam jej pogląd:
IMO, bez obyczajówki, nie ma fantastyki.
Wydaje mi się, że fantastykę winno się traktować jako rodzaj metafory, przez którą udaje się uwypuklić wszelkie zupełnie niefantastyczne sytuacje, idee, problemy. I można zabrać się do tego od bardzo delikatnej strony (historia obyczajowa w realiach fantastyki bliskiego zasięgu) albo totalnie odjechanych (sf opierające historię wyłącznie o motywy [popularno]naukowe). I myślę, że spektrum jest bardzo szerokie i na naszym forum znajdzie się miejsce dla każdego.
Wilku, w historii powstania świata są ludzie, tj. żywioły i siły są antropomorfizowane, a ich korzenie głęboko wrastają w kulturowy grunt.
Tak, dla mnie podobnie jak dla Ciebie, Jasna Strono, fantastyka jest sztafażem dla opowieści o ludziach.
Być może, kiedy tak rozmawiamy, chodzi w gruncie rzeczy o definicję obyczajówki, czyli granice poszczególnych gatunków?
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Wilku, w historii powstania świata są ludzie
Zależy jakiego świata i zależy na jakim etapie.
Zresztą nawet biblijna historia o stworzeniu świata w siedem dni nie ma w sobie obyczajówki. Co ludzie robią zaczyna się już po tych siedmiu dniach.
Konkretnie – tak, ale początek i kto to mówi jest ludzki wytworem, wyobrażenie. “Słowo” też jest w jakimś stopniu zantropomorfizowane. Może to są te granice gatunkowe.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Ale i tak nie jest to obyczajówka ani na jotę. A w przypadku niektórych wierzeń jeszcze mniej.
[zeżarło pół strony komentarza; to jasny znak od losu, że mam się nie rozpisywać o a) fantastyce jako konwencji, nie gatunku, b) różnicy między mitem a literaturą]
ninedin.home.blog
Ja jestem ciekaw, czy zna ktoś z Was we współczesnej literaturze dzieło fantastyczne, które odniosłoby komercyjny sukces, zlewając przy tym wątki obyczajowe.
Bo jasne, można sobie pisać turbo hard sf, ale nie sądzę, by coś takiego dotarło dalej, niż do dość hermetycznego, wąskiego grona odbiorców.
Ninedin, zgoda, konwencja, potocznie rozróżnialne na gatunki, ale nie wiem od kiedy? W szerokim tego słowa znaczeniu mit jest opowieścią. Innymi słowy, zależy na jaki poziom wskoczymy i z jakiej góry będziemy patrzeć/rozpatrywać.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
To znaczy chyba jednak muszę o tej konwencji.
Miejcie przez moment cierpliwość do teoretycznych rozważań, OK?
Jeżeli zamiast zakładać istnienie GATUNKÓW LITERATURY FANTASTYCZNEJ (i pakować się w kompletny chaos z ich klasyfikacją....), uznamy, że szeroko pojęta fantastyka jest KONWENCJĄ/ ZESTAWEM KONWENCJI i motywów/ typów postaci, możliwych do zastosowania w różnych gatunkach, to trochę nam zniknie problem. Bo:
1. Możemy te konwencje zastosować w różnych gatunkach i formach literatury i innych tekstów kultury. Na przykład w powieści kryminalnej (”Akta Dresdena”). Albo w thrillerze (”Aliens”). W romansie (”Outlander”). W powieści obyczajowej (”Jonathan Strange i Mr Norrell”). W (o)powieści awanturniczej (”Gwiezdne wojny”], w powiastce filozoficznej (”Do błyskawicy podobne” Ady Palmer) i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, nie mówiąc już o hybrydach gatunkowych.
2. Te elementy konwencji mogą być czystym ozdobnikiem – jak w, powiedzmy sobie, wspomnianym przeze mnie wczesniej serialu typu “Dotyk anioła”, gdzie w sumie obecność elementu nadnaturalnego (dwie anielice) jest drugorzędna w stosunku do głównej narracji, skupionej na życiowych i obyczajowych problemach bohaterów poszczególnych odcinków. Mogą być absolutnie kluczowe, tak, że nie ma bez nich fabuły – i mamy ukochaną przez niektórych brzytwę Lema (. Mogą być gdzieś pośrodku -znam całe mnóstwo czytelników i widzów, dla których elementy podróży w czasie w “Outlanderze” są kompletnie drugorzędne, bo chodzi im o romans i osiemnastowieczną Szkocję; mimo to motywy fantastyczne są tu głównymi katalizatorami wydarzeń w fabule (nie byłoby romansu ani przygód w Szkocji, gdyby bohaterka nie przeniosła się w czasie).
3. To, co tu zostało wcześniej zdefiniowane jako “obyczajówka”, czyli obecność postaci, interakcji między nimi, ich historii i wzajemnych relacji jest elementem opowiadania historii. Bardzo, bardzo ciężko jest opowiedzieć historię bez bohaterów (kojarzą mi się głównie pewne typy mitów o stworzeniu – jeśli za bohaterów uznać nie tylko ludzi, ale i bogów i inne istoty). W sumie bez tego elementu ciężko mi wyobrazić sobie większe narracyjne formy, a decyzja o tym, żeby postacie mieć nietypowe, nieoczywiste (patrz np. “Borne” VanderMeera) albo żeby nietypowo rozwinąć relacje między nimi (”Ambasadoria” Mieville’a) bardzo często doskonale się w konwencji fantastycznej mieści.
4. Jeżeli dobrze rozumiem, to tak naprawdę dyskutujemy o tym, JAK DUŻO elementów konwencji jest nam potrzebnych, żebyśmy komfortowo zdefiniowali sobie dany tekst jako fantastykę. I ile ich jest, powiedzmy, procentowo (:D) w stosunku do elementów innych konwencji: czy fakt, że bohaterka zamiast między biznesmenem a artystą wybiera między aniołem a demonem wystarczy, podczas gdy w zasadzie chodzi o romans i to jego konwencje przeważają?
Dobra, skończyłam na razie, ale ciąg dalszy na pewno nastąpi, jak to przeczytam i dojdę do wniosku, że sę niejasno wyraziłam :D
EDIT: Na wszelki wypadek się zaastrzegę. Uznanie fantastyki za konwencję nie ma w żaden sposób pomniejszać jej znaczenia, obniżać prestiżu, sugerować nieważności ani nieoryginalności: słowa “konwencja’ używam tu w znaczeniu pewnego ogólnego zestawu reguł, postaci, wątków i motywów, jak również idei relacji świata przedstawionego do świata realnego.
ninedin.home.blog
@Asylum: tak, wiem, mythos po grecku znaczy tyle, co “fabuła”. Istotnym rozróznieniem jest jednak kwestia a) roli, b) genezy. Księga Rodzaju jest tekstem mitologicznym, podobnie jak Enuma Elisz. Silmarillion jest literaturą, choć stylistycznie i koncepcyjnie jest bardzo podobny. Te pierwsze mają za cel objaśnić naturę świata i z charakteru swego są tworami społeczności, nie autora; te drugie są literacką realizacją pewnej konwencji.
Oczywiście, pole przenikania jest ogromne (i zauważcie, że celowo nie przywołuję przykładów greckich, właśnie dlatego, że ta mitologia, w znanej nam formie, jest już na pograniczu właśnie literackiej; long story, wykład o tym mam :D ), oczywiście, literatura przetwarza mity i się nimi żywi, ale w punkcie wyjścia różnica jest taka – mit funkcjonuje wyjściowo w zbiorowości, w społeczności, która go stworzyła, bo widzi w nim sposób objaśniania świata i wierzy w dosłowne albo metaforyczne jego znaczenie dla tego objaśniania. W mit wierzono i uznawano go za wyjaśnienie rzeczywistości, w literaturę, en masse i na poziomie całych społeczeństw, nie, a przynajmniej nie w ten sposób.
ninedin.home.blog
Tak, Ninedin, w punkt! O tym myślałam, ale tak syntetycznie nie zdołałabym wyjaśnić: -)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
A jak definiujemy obyczajówkę?
Dla mnie to coś w stylu “zwykłe problemy jednostki, z którymi każdy z nas prędzej czy później się zetknie”. Czyli nuda.
I przy takiej definicji przychodzą mi do głowy powieści fantastyczne, które traktują o czymś innym: “Fiasko” Lema, “Park jurajski” Chrichtona, “Starość aksolotla” Dukaja...
Babska logika rządzi!
Malakh w komentarzu do “Na obraz i podobieństwo” napisał mi tak:
Dobre. Ale… może napiszę, czego mnie tu brakuje.
Brakuje mi świata poza tym ośrodkiem badawczym, brakuje mi życiorysów tych ludzi poza tym, co tu opisałeś. Nie bez powodu najlepsze teksty fantastyczne ostatnich lat mają naleciałości “obyczajowe” – weźmy Kena Liu.
I ja sobie to wziąłem do serca.
Fantastyka to kolejne narzędzie do opowiadania o człowieku. Daje niezwykłą perspektywę. Ale w tym najprostszym wymiarze już została wykorzystana, dlatego nie ma powrotu do czystej fantastyki. Trzeba szukać głębiej i trochę na boki.
@Cobold
Yup, 100% zgody.
ninedin.home.blog
Nie bez powodu najlepsze teksty fantastyczne ostatnich lat mają naleciałości “obyczajowe” – weźmy Kena Liu
Ken Liu serio jest tak popularny na świecie jak się go przedstawia w polskich recenzjach? Pytam serio, bo nawet nie będąc specjalnym wielbicielem obyczajówek mógłbym znaleźć chociażby w ostatnich kilku rocznikach NF kilka tekstów obyczajowych o wiele lepszych od jego tekstów. Nie w sensie “gustów” tylko w sensie przekazywania jakiejś historii.
@Ken Liu: ja akurat jakąś namiętną fanką nie jestem (lubię jego opowiadania, ale np. “The Grace of Kings” mnie zmęczyło), ale facet ma w dorobku większość ważnych branżowych nagród (Hugo, Nebulę, World Fantasy Award, Locusa), więc popularności i znaczenia bym mu nie odmawiała.
ninedin.home.blog
Bardzo interesujące przemyślenia Ninedin i w fajny, czytelny sposób przedstawione, zwłaszcza część o fantastyce, jako konwencji.
Zgodzę się też z przedpiścami, że dużo zależy od definicji obyczajówki.
"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski
To ja dodam, że jedyne piórko, które na portalu udało mi się zdobyć, oprócz cyberpunkowego sf, ma silne wątki obyczajowe i to właśnie one zostały docenione przez większość czytelników.
Zgodzę się z coboldem, że fantastyka daje nam nowe możliwości opowiadania o człoweku, człowieczeństwie i o wszystkim, co się z tym wiąże.
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
No moje jedyne piórko podobnie: jest za coś w rodzaju urban fantasy, też mocno w warstwie obyczajowej (praca bohaterki, interakcje ludzi i nie-ludzi) zahaczonego :)
W ogóle chyba rzecz się tu mocno rozchodzi o DEFINICJĘ obyczajówki, co słusznie zauważyli i Bailout, i Finkla. Przy definicji Finkli, nazwijmy ją wąską (cytuję: “zwykłe problemy jednostki, z którymi każdy z nas prędzej czy później się zetknie”, co rozumiem jako rozbudowanie motywów romansowych, rodzinnych, towarzyskich, pracowych itd. itd. itd.) znajdziemy całe mnóstwo tekstów fantastycznych, które się tą problematyką nie interesują – i niekoniecznie mowa tu o schematycznych westernach w kosmosie z lat 30., Finkla dała parę sensownych przykładów. W tej wersji tak, pewne gatunki w konwencji fantastyki mogą spokojnie funkcjonować bez tych motywów, podczas gdy inne (np. spora część urban fantasy, paranormal romance) jej potrzebują.
ALE. Ale jeżeli przyjąć definicję wilka-zimowego/cobolda (nazwijmy ją “szeroką”) – że obyczajówka to jest całokształt wątków związanych z postaciami, obcością/człowieczeństwem, interakcjami bohaterów – no to bez tego nie ma nie tylko fantastyki, IMHO nie ma w ogóle prozy artystycznej. No bo jej nie ma bez bohaterów – ludzkich, postludzkich, boskich, obcych, maszynowych, zwierzęcych, you name it.
Generalnie jako czytelniczka zgadzam się z coboldem – sporo rzeczy w nowej fantastyce, polskiej i niepolskiej, która mi się podoba i zrobiła na mnie w ostatnich latach wrażenie, ma rozbudowane koncepty z obyczajówki wg powyższej szerokiej definicji. Mam wrażenie, że pójście w coś takiego -w nietypowe postacie, ich interakcje, ujęcia, w pogłębienie i “odtypowienie” bohaterów - pozwoliło na odnowienie pewnych konwencji, nadanie im, przy zachowaniu wielu tradycyjnych elementów, czegoś nowego. Żeby łatwiej było zrozumieć, dam przykład – bardzo mi się podobają “Murderbot Diaries” Marthy Wells. Fabularnie to są, summa summarum, dość klasyczne nie-całkiem-czarne kryminały/thrillery w kosmosie, jakie czytałam i oglądałam 100+ razy wcześniej. Czym Wells IMHO wygrywa, to doborem tonu i osobowości głównego bohatera/narratora – neurotycznego, aspołecznego androida, nie całkiem Marvina, ale niemal-niemal :D [EDIT: tylko że Marvin funkcjonuje w konwencji absurdalnej, a bohater Wells w bardziej przygodowo-realistycznej]. Świat, który widzimy jego oczyma, nagle wygląda, jak dla mnie, znacznie ciekawiej, niż gdyby to był przezroczysty, trzecioosobowy narrator. Tak ja osobiście rozumiem “fantastykę z obyczajówką”, którą cenię i lubię.
ninedin.home.blog
Czym Wells IMHO wygrywa, to doborem tonu i osobowości głównego bohatera/narratora – neurotycznego, aspołecznego androida, nie całkiem Marvina, ale niemal-niemal :D. Świat, który widzimy jego oczyma, nagle wygląda, jak dla mnie, znacznie ciekawiej, niż gdyby był tak przezroczysty, trzecioosobowy narrator.
Coś w tym jest. Nowe pomysły pisać w tym trzecioosobowym, by były przejrzyste, stare odświeżać/zmieniać/przedstawiać z nowej perspektywy narratora/bohatera.
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Jestem za eksperymentowaniem na pograniczach i łączeniem różnych gatunków w tekstach fantastycznych. Dotyczy to nie tylko elementów obyczajowych.
Celowo piszę “elementów”, bo w tak krótkich historiach jak opowiadania raczej trudno pokazać obyczajówkę w węższym rozumieniu. Myślę tutaj o powieści na miarę np. “Lalki”, z analizą społeczeństwa i relacji międzyludzkich.
Podbijam temat, bo ostatnio się zastanawiam, czy fantastyka ma sens całkowicie bez obyczajówki ;)
http://altronapoleone.home.blog
Że też tak późno się zorientowałam, że to jest miejsce do wklejenia mojego ukochanego cytatu Davida Mitchella. Ono pozwala mi się odciąć od wszelkich dyskusji fantastyka vs. obyczajówka (pozwólcie, że nie będę tłumaczyć jego słów):
It’s convenient to have a science fiction and fantasy section, it’s convenient to have a mainstream literary fiction section, but these should only be guides, they shouldn’t be demarcated territories where one type of reader belongs and another type of reader does not belong. ...
It’s a bizarre act of self-mutilation to say that ‘I don’t get on with science fiction and fantasy, therefore I’m never going to read any.’ What a shame. All those great books that you’re cutting yourself off from. ...
The book doesn’t care if it’s science fiction. The book doesn’t give a damn about genre, it just is what it is.
Nie jestem za jakimikolwiek podziałam w tej materii.
Bardzo w punkt, Deirdriu!
http://altronapoleone.home.blog
Tak, Deirdriu, nie szufladkujmy. ;)
Motywy “obyczajowe” to zawsze będzie sedno literatury. Brak porządnych bohaterów postawionych w sytuacjach, które czytelnik może sobie przesymulować na własnym aparacie emocjonalnym, dyskwalifikuje najlepszy pomysł sci-fi. Pomysł pod nieobecność sytuacji dramatycznej pozostanie właśnie tym: pomysłem, nie będzie historią.
Moja odpowiedź na pytanie Drakainy:
Podbijam temat, bo ostatnio się zastanawiam, czy fantastyka ma sens całkowicie bez obyczajówki ;)
Nie.
The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.
Znalezione. ;(
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Link dla Minuskuły: https://writingexcuses.com/2011/08/07/writing-excuses-6-10-scott-cards-m-i-c-e-quotient/
A skoro już się wypowiadam, to się wypowiem. Czemu nie.
Podbijam temat, bo ostatnio się zastanawiam, czy fantastyka ma sens całkowicie bez obyczajówki ;)
Nie wypowiadałam się dotąd, bo uważam problem za sztuczny. Opowiadanie opowiada. Jakąś historię. O gostku, którego banda niskich brodaczy porwała na wycieczkę zagraniczną. O facecie, który nie może się pogodzić ze stratą ukochanej. O młodym detektywie z ADHD, który uczy się fachu. Coś się dzieje, zdarzenia mają następstwa, i tak dalej, i tym podobne.
“Obyczajówka” to właśnie zdarzenia składające się na fabułę. Nie ma opowiadania z samej fabuły, ale nie ma też opowiadania bez fabuły. W końcu gdzieś to wszystko musi się dziać. Musi się przytrafić komuś, w jakichś warunkach.
Bo te książki, o których wyżej wspomniałam, to Hobbit, Solaris i Rzeki Londynu.
A jeśli komuś się wydaje, że można przeprowadzić granicę między fantastyką, a obyczajówką, niech weźmie “Samotnię” Dickensa i porówna sobie z naszym światem. Nasz świat tak wygląda? Nie. Ale problemy bohaterów są uniwersalne (dzisiaj, żeby odebrać kobiecie dziecko, używa się innych środków – ale nadal się to robi, i te kobiety oraz dzieci nadal cierpią).
O wartości opowiadania stanowi cały splot czynników – piękne dekoracje są ważne, czasami decydujące, ale na pewno nie jedyne.
Dixi.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, czapki z głów.
ninedin.home.blog
Świetnie napisane, Tarnino :)
http://altronapoleone.home.blog
<rumieńczyk> No, to jeszcze tylko dopiszę, że nie ma obowiązku przekazywania swoich myśli w postaci prozy fabularnej. Można pisać eseje. Albo i artykuły naukowe, czemu nie. Diametros to puści.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.