- Opowiadanie: fanta - Odwietrzna walka. (GRAFOMANIA 2013)

Odwietrzna walka. (GRAFOMANIA 2013)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Odwietrzna walka. (GRAFOMANIA 2013)

 

To jest pierwszy rozdział mojej książki. Będzie miała trzy tomy. Postanowiłam ją napisał bo uwielbiam fantasy. Oglądałam kilka filmów tego rodzaju (LOTR, Hobbit, Opowieści Z Narnii) i teraz nawet zabieram się za książkę LOTR. Mam nadzieję że spodoba wam się to opowiadanie ale jeśli nie to trudno, nie obrażę się jeśli je skrytykujecie. Mogę też je poprawić tylko proszę o pokazanie co jest źle.

 

 

 

Działo się to bardzo dawno. Tak ongi dawno, że nie wiemy kiedy. Na Świecie nie było jeszcze ludzi a tylko chodziły poń elfy, krasnoludy, gobliny i trolle. I oczywiście orki. Wszyscy walczyli ze sobą gdyż nienawidzili się. Walczyli o władzę nad Światem. Była to bardzo krwawa walka i Świat raz po raz zalewały potoki krwi.

W tym Świecie, w pewnej wiosce elfów, urodził się chłopiec. Chłopiec był uważany za cudowne dziecko bo potrafił czytać runy już w wieku 2 lat. To była sztuka bo runy były bardzo, bardzo trudne i zawiłe jak chińskie literki. Częstokrotnie nie były w dodatku widoczne w świetle słońca, lecz tylko wtedy gdy padał na nie blask oczu elfich. Jednakże chłopiec radził sobie z nimi doskonale. W dodatku potrafił też czytać w myślach innych elfów. I nie tylko.

 

Nadszedł w końcu dzień gdy chłopiec dorósł i stał się mężczyzną. Miał na imię Elfinder. Największe jego marzenie to było zaprowadzenie pokoju na Świecie. Wszyscy śmiali się z niego bo nie wierzyli, że to może się ziścić. Tylko li jedynie jego najlepszy przyjaciel wierzył w niego, bo znali się od kołyski. Byli jak bracia. Całe dzieciństwo razem walczyli ramię w ramię. Bo w tym Świecie nawet dzieci musiały umieć się bronić przed zajazdami sił Zła. Orki czyhały na każdym kroku i były dosłownie wszędzie. Aczkolwiek nadal nie opanowały wszystkich krain.

Niebezpieczeństwo rosło… Mrok rozciągał się coraz szerzej… I szerzej, aż osiągnął punkt krytyczny.

Aczkolwiek Elfinderowi udało się przeżyć swoje dzieciństwo i jego bratu też się udało. Postanowili wspólnie wyprawić się na orki. Wzięli swoje miecze i swoje hełmy, zrobione z szlachetnego kruszcu, który błyszczał niczym złoto. Mimo, że byli biedni, mieli takie oręże, bo wcześniej znaleźli je w ruinach starej wartowni. Kiedyś w okolicy tej wioski była stolica dawnego kraju, które upadło w ruinę. Dlatego wartownia też była ruiną, ale wyglądała jeszcze całkiem mocno. Dawała schronienie istotom, które chciały uciec. W jej podziemiach tkwiły jeszcze starożytne arfetakty i inne żelastwo. Krążyły nawet legendy i podania że po podziemiach krąży też król dawnego kraju, który oczywiście umarł dawno temu, albowiem był człekiem śmiertelnym. Chociaż miał wielką moc. Był magiem. Jednakże zmarł w walce o los tego Świata. Wielu chciało go pomścić, ale nikomu się to nie udało aż do Dni Sądu.

Jednakże w wiosce mieszkał wtedy pewien człowiek imieniem Sarlog. Sarlog ongi udawał przyjaciela Elfindera i jego brata. Niestety było tak bardzo krótko. Sarlog zazdrościł Elfinderowi i jego bratu braterskiej przyjaźni i zażywności. Jednakże nie okazywał tego, że nie jest już im bratem. Był nim tylko na zewnątrz. W jego środku, w głębi jego serca czaił się wróg.

Elfinder nie wiedział o tym i powiedział Sarlogowi o wyprawie. Sarlog pokiwał głową, ale nic nie powiedział.

– Życzę wam szczęśliwych łowów – powiedział Sarlog.

– Dzięki ci bracie i przyjacielu – odparł Elfinder.

– Dzięki ci – dodał brat Elfindera, który miał na imię Gindelf.

– Bywajcie – zakrzyknął Salrog i udał się z powrotem do wioski. Oczywiście wcale się nie udał do wioski lecz potajemnie powlókł się za braćmi. Tak by nie widzieli. Więc krył się za krzakami a gdy się odwracali chował łeb pod krzewy. A potem znowu biegł od krzaka do krzaka.

Bracia ruszyli. Szli, szli i szli, aż ich stopy zaczęły krwawić. Nigdzie nie było orków.

Rozbili obóz przy brzegu rzeki. Rozstawili warty, w razie niebezpieczeństwa czy inszej napaści. Ongi bywało tak że nie było po polach żadnych patroli takich jak policja. Podróżni nie mogli podróżować bezpiecznie.

Pewnej nocy gdy oboje byli bardzo zmęczeni, położyli się spać bez warty. Nie mieli już sił, mimo że byli bardzo silni. Jednakże tej nocy stwierdzili, że orków nie ma nigdzie i mogą bezpiecznie zmrużyć oko.

Nie mogli jednak zmrużyć oka, bo coś szeleściło na zewnątrz. Usłyszeli jak ich konie rżały jakby zarzynano prosięta. Wyskoczyli z namiotu. Zmartwieli z przerażenia. Zamarli. Zdębieli.

Dookoła było pełno orków. Na ich czele stał Sarlog i śmiał się z szyderstwem.

– Ty zdrajco!!! – krzyknął Elfinder, a Gimdelf zaczął grozić mu pięścią.

– Ha ha ha – odpowiedział Salrog.

– Będziesz się smażył w piekle – dodał Gimdelf.

– Ale najpierw my usmażymy was – odparł Salrog i poszczuł ich orkami.Bracia wyciągnęli miecze i siekli po orczych łbach bezlitośnie. Cięli ostro jak tnie deszcz bezbronną mysz, która próbuje znaleźć schronienie przed deszczem który pada wszędzie i nie zna litości bo jest tylko deszczem. Ich cios był jak sto ciosów. Ich piruety były szybkie jak orzeł, a może nawet jak setka orłów tnących przestworza niczym strzały z łuku najszybszego elfa, szybkiego jak magiczny wicher. Jednak to na nic.

Już było blisko. Orki już prawie sięgały zębami i szponami elfów.

Ale nagle rozległ się wokoło błysk i grzmot wypełnił ciszę. Niebo rozjaśniło się a trawa zafalowała jak morze. Wszyscy zamarli. Nawet orki pochyliły łby i stuliły pyski.

– Eghfjldmaah eldofigklefaaeaeauea! – krzyknął głos niewieści.

Zobaczyli ją. Stała tam. Piękna i gniewna. Jasna chociaż ciemna swym gniewem. Płonąca i kojąca.

Orki uciekły gdzie rosły pieprze i tymianek.

Salrog drżał niczym galaretka.

Elfinder i Gimdelf rozjaśnili się niczym słońce po burzy, a ich twarze zarumieniły się jak bułki.

– Pani, kim że jesteś, o piękna?

– Jestem Erwana. Pani Kwiatów.

– Pani, dziękujemy ci za ocalenie żyć. Nie wiemy co byśmy zrobili gdybyś się nie zjawiła.

– Tak pani. Umarlibyśmy niechybnie. Orków było za dużo na nasze dwa miecze.

Te orki które jeszcze zostały bo bały się nawet umykać, zostały związane powrozami i zapędzone do pracy w kopalni krasnoludów. Bo krasnoludy chętnie kupowały od elfów jeńców z wojen. Żyli w komitywie i dzielili się tym co mieli.

– Ach, nie zrobiłam nic wielkiego. Wyszłam tylko na spacer po łąkach. Nic nadzwyczajnego.

Aczkolwiek Elfinder wiedział, że to nie było łatwe. Patrzył na jej twarz i kibić i czuł że jego serce staje się niewolnikiem jej majestatu. Jednakże wiedział, że nie ma szans poślubić Królowej. Pozostał samotnikiem do końca swoich dni czyli do końca wieczności bo elfy nie umierały.

Jego brat też zakochał się w Królowej, lecz bardzo długo cierpiał, bo postanowiła ona zostać dziewicą do końca życia. Umarł gdy dożył sędziwej starości aż do czasów gdy zapanował pokój między wszystkimi gatunkami, o czym marzył od wstania z kołyski jego brat.

Koniec

Komentarze

Nie mogłam się powstrzymać!

miszcz!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

O nie, sam tytuł wywołał u mnie wybuch śmiechu. jak skończę pisać to, co piszę, zabieram się za czytanie :D. Ale widzę, że poziom dzieł w tegorocznym konkursie jest diabelnie wysoki... 

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Tytuł przedni : )
Nie zapomnij poinformować o dodaniu tekstu w wątku :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Oj, coś mało się śmiałam, ale to może dlatego, że humor mam zły.

Tylko po co znowu te błędy, które podkreśli każdy edytor? Za to będą punkty ujemne. Grafomaństwo to nie jest nieznajomość ortografii.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie czytałem, więc nie wiem. Ale tak, błędy, które podkreśla edytor to punkty ujemne.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No dobrze już, dobrze, zaraz poprawię. Przyznam, że wątek o konkursie czytałam kilka dni temu i nie miałam zamiaru nic pisać. Czasu brak. Dzisiaj jednak znalazłam chwilkę i mnie wzięło. Problem w tym, że zapomniałam o zasadach, a że rzuciłam okiem na jakieś tam dwa opowiadanka z 2012 i utkwił mi w świadomości (co za grafomański zwrot!) tekst AdamaKB, najeżony błędami. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tekst nie został nagrodzony, poza tym przeczytałam komentarz.

Poprawiam, no ale skoro Joseheim pisze, że mało się śmiała, to i tak bezcelowe. Ale dobra.

Poczekaj, zobaczymy jak ocenią inni : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Poprawione. Błędy interpunkcyjne zostawiam jeśli można. Edytor ich nie podkreśla, a czynią przydługie zdania jeszcze bardziej przydługimi i beznadziejnymi. Zostawiam również słowa, które "autor" poprzekręcał. Nawet jeśli edytor je podkreśla, nieświadomy niczego grafoman może pomyśleć, że edytor nie zna archaicznych zwrotów, których kiedyś używano.

Nie mogę z Wami. Znowu się w to wkręcam. Przepraszam, jeśli nie jest zabawne ;). Pisałam to może z pół godziny, doskonale się bawiąc "w grafomana". A teraz znowu... konkurs, punkty, rywalizacja jakaś... :P.

No jak bezcelowe, jak się śmiała, nawet jeśli mało. Ja też się śmiałem. Najbardziej spodobało mi się: Usłyszeli jak ich konie rżały jakby zarzynano prosięta. Takie krótkie zdanie, a jakie pokręcone. Wstęp super. W ogóle całkiem realistyczne naśladujesz niektórych grafomanów ;-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Dość przyjemnie się czyta. ;) Chciałem tylko zwrócić uwagę na błędne użycie słowa "ongi", oznacza ono "dawno temu", w zwrotach jest nacechowane znaczeniem "wtedy" i nie można użyć go w zwrocie "ongi dawno" albo "tak ongi". Jedyne użycia tego zwrotu to:

Były ongi na ziemi - Były wtedy na ziemi (dawno temu)

Ongi zdarzyły się - Wtedy zdarzyły się (w odległej przeszłości)

<body>Ha, ha! Świetne! Bardzo przekonująca grafomania :) Wstęp to był nawet tak przekonujący, że prawie Ci uwierzyłam. Genialne :)

"Cięli ostro jak tnie deszcz bezbronną mysz, która próbuje znaleźć schronienie przed deszczem który pada wszędzie i nie zna litości bo jest tylko deszczem." - o to jest to. Dobre.

Sorry, taki mamy klimat.

Dj - Ukłony!

Jeroh - Myślę, że w każdym z nas siedzi mały grafoman. Tylko że niektórzy świetnie potrafią go ukrywać ;).

ŁukaszBanaszczuk - Cóż, mam wrażenie, że nie zrozumiałeś mojej intencji. Wiem, jak powinno się używać słowa "ongi". Uwalniajac "swojego wewnętrznego grafomana", wyobraziłam sobie jednak, że on może nie wiedzieć ;)

Antona Ego - Dzięki :)

Sethrael - Dopisałam to przy edycji, pomyślałam, że w pierwotnej wersji zmarnowałam okazję na choćby lakoniczny opis walki.

"Orki uciekły gdzie rosły pieprze i tymianek." -- Wiem, jest parę lepszych zdań, ale się urechotałem. :) Z deszczem i myszą wbiło mi się w mózg i na zawsze tam pozostanie. :)
Świetne!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Wszystko ładnie poza zakończeniem. Jak można tak się znęcać nad głównym bohaterem, który do końca wieczności będzie nieszczęśliwie zakochany, no mógłby chociaż buziaka dostać :)

homar - Uwielbiam dobre zakończenia, więc byłam przewrotna - w opowiadaniu, które miało-być-zabawne postanowiłam okrutnie zadrwić sobie z bohaterów :D

Odautorski wstęp – bardzo trafiony : ) Nigdy nie czytałam książki, ale oglądałam parę filmów, więc napiszę sobie trzytomową powieść ;) No i świetny tytuł. Niestety, z opowiadaniem było już nieco gorzej, to znaczy mniej zabawnie, ale miało swoje momenty (wygrał u mnie opis wyjścia na wyprawę).  

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka