Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– I co? – wydyszał Duduś, kucając i opierając się plecami o ścianę jednej z nisz tunelu, w której przed chwilą się schronili.
Szorty opinające jego krągły zadek zatrzeszczały niebezpiecznie, ale wytrzymały. Na szczęście wokół panował półmrok, z rzadka tylko poprzecinany wąskimi strużkami światła, wpadającymi przez nieliczne szczeliny. Nikt więc nie zauważył, że jego policzki zrobiły się nagle bardziej różowe niż zwykle.
– Powinniśmy być już blisko, ale nic nie widzę – wyszeptała Żaba, wpatrzona w pulsujący słabym światłem radar, ciasno zapięty na jej chudym nadgarstku.
Szczupła twarz dziewczynki, okolona niczym aureolą, rozczochranymi jasnymi włosami, wyglądała upiornie w jasnozielonej poświacie.
– Ja nie wiem, po co się tak czaimy – zasyczał, niecierpliwy jak zawsze, Marchewa. Stał w rozkroku, miarowo uderzając o udo lufą miotacza plazmy, swojej ulubionej broni. Duduś widział jak jego ruda, przypominająca stos sprężyn czupryna, podryguje w rytm uderzeń. – Po prostu idźmy, a nie skradamy się jak jakieś szczury.
Żaba prychnęła i spojrzała na niego ze złością.
– Idź, ale jak się zmienisz w szczuroczłeka, to cię zastrzelę, zanim zdążysz mrugnąć – powiedziała i niewiarygodnie szybko wymierzyła w Marchewowy nos swoim laserem.
Jednak udało mu się mrugnąć. Odruchowo zrobił też krok do tyłu. W obliczu takiej groźby postanowił skapitulować. I wcale nie dlatego, że Monika, zwana Żabą, pomimo niskiego wzrostu i ogólnej chudości, potrafiła być straszna i bić się, jak sam Szatan. Po prostu był gentlemanem.
– Dobra, dobra. Tak tylko gadałem – rzekł podnosząc ręce w geście poddania.
Rzuciła mu piorunujące spojrzenie i opuściła laser, po czym znów wpatrzyła się w radar.
– Chyba się jednak popsuł, bo nadal nic nie widzę – westchnęła. – Duduś, ostatnia nadzieja w tobie, wyjrzyj – zwróciła się do pulchnego chłopca, patrząc na niego błagalnie.
Duduś, do którego rzadko ktoś zwracał się z jakąkolwiek prośbą, podniósł się najszybciej jak tylko zdołał i cichutko przysunął do krawędzi niszy. Mimo niezbyt dobrej kondycji, do czego mogło się przyczynić nadmierne spożycie węglowodanów, miał sokoli wzrok. Lekko wysunął głowę za krawędź i spojrzał w głąb tonącego w mroku korytarza. Coś przesłoniło mu widok i w tej samej chwili jego błękitne oczy spotkały się z wielkimi, błyszczącymi złością, czarnymi ślepiami.
Chłopiec zrobił gwałtowny wdech, cofnął o krok, zachwiał i upadł. Tym razem szorty jednak nie wytrzymały, strzelając na szwie z donośnym trzaskiem. Upadek uratował jednak Dudusia. Wyciągnięte ku niemu straszliwe szpony, należące do właściciela przerażających oczysk, schwyciły jedynie powietrze. Pomimo tuszy zdążył przeturlać się na bok i wstać z niesamowitą prędkością.
– T…trol – wydyszał, po czym z prawdziwą gracją nurkując pomiędzy wciąż próbującymi go złapać szponami, rzucił się do ucieczki. Efekt psuły jedynie, widoczne przez świeżą dziurę na siedzeniu, niezbyt świeże białe majtki.
Żaba i Marchewa, po chwilowym szoku, nie zastanawiając się długo i tym razem, co dziwne, również nie kłócąc, szybko poszli w jego ślady z trudem omijając ryczącego donośnie stwora.
***
– Piwnica nie jest do zabawy! – wrzeszczała za nimi wściekle pani Trolkowska, przez dzieci i sporo dorosłych z osiedla zwana po prostu Trolem. – I jeszcze jakichś badyli nanieśli! Wstrętne bachory! Zobaczycie, wszystko powiem waszym rodzicom!
Proste, ale zabawne. :Ładnie skomponowane.
Pozdrówko.
Podoba mi się pomysł na trola :)
"w tej samej chwili jego błękitne oczy spotkały się wielkimi, błyszczącymi złością, czarnymi ślepiami" - chyba literki zabrakło
Jak byłem mały, też uciekałem przed panią Trolkowską :)
Bardzo fajne opowiadanko.
Pozdrawiam
Wszystkim dziękuję za uwagę i miłe komentarze:). Już poprawiłam co trzeba. A trol - samo życie;).
Witaj!
Pointa mnie urzekła. Pocieszne opowiadanie, podobało mi się. :D
Pozdrawiam
Naviedzony
Przewidywalne, ale mimo to w fajny sposób przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Dobrze się czytało.
Pozdrawiam.
@Naviedzony i Eferelin Rand: Taki był plan:). Dziękuję bardzo za komentarz i również serdecznie pozdrawiam.
"Krągły" to zgrabny, nie tłusty.
Bardzo fajne opowiadanko, strasnzy troll i ogólnie tak trochę po strugacku, co mi się bardzo podobało.
Dziękuję bardzo:). A mi się wydaje, że "krągły" może również oznaczać "pulchny, gruby", ale ręki bym sobie uciąć nie dała, gdyż słownika wiarygodnego nie posiadam.
Ani to, ani to powyżej, jeżeli idzie o przymiiotnik " krągły". W pierwszym znaczeniu, generalnie, w kształcie koła - " krągłe ramiona", krągle pośladki." W drugim znaczeniu - gladki, potoczysty, np. " krągłe zdania". " krągłe wypowiedzi". Przynajmniej tak podaje Słownik języka polskiego PWN z 1984r.
No okrągły, czyli zgrabny. Wystarczy zastąpić synonimem podane powyżej przykłady i wszystko będzie jasne. Mnie jakoś nie pasował ten Dudusiowy zadek do spodni. Aczkolwiek nadal uważam, że opowiadanie jest świetne.
Będę nudna i jeszcze raz podziękuję;). W przyszłości postaram się unikać takich, mało trafnych określeń. Pozdrawiam serdecznie.
Przewidywalne, poza tym sympatyczne.
pozdrawiam
I po co to było?
Dziękuję za uwagę i komentarz:). I również pozdrawiam.