- Opowiadanie: mniam - Pan Kruk

Pan Kruk

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pan Kruk

Wiem, że bajki nie cieszą się powodzeniem, ale ja w dalszym ciągu je lubię :)

Przepraszam.

 

 

 

 

Pan Kruk napoił kota mlekiem, życzył żonie dobrej nocy i zmęczony dniem pełnym zajęć poczłapał do łóżka. Właśnie przykrywał się kołdrą, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi.

Tylko mi się zdawało, pomyślał. Kto mógłby do niego przyjść w środku chłodnej nocy?

A jednak:

Puk… Puk… Puk… – cichutkie, ale wyraźne.

Ruszył na palcach przez korytarzyk i przyłożył ucho do drzwi.

– Kto tam? – zapytał.

Puk. Puk. Puk.

– Nie otwieraj! – zawołała jego żona z sypialni. – To na pewno jakiś zbój!

Pan Kruk zawahał się. Miała rację. Nie powinno się otwierać obcym; nie kiedy na zewnątrz panuje noc i nie ma do kogo zawołać „Ratunku!".

Przestąpił z nogi na nogę. A jeśli to nie zbój? – myślał. Jedna wąska ścieżka wiodła do stojącego w najgłębszym lesie domku, w którego okienku paliło się światło. Kto mógł się tutaj zabłąkać? Kto szukał światła w ciemnym lesie?

Może ktoś, kto potrzebuje pomocy – przyszło mu nagle do głowy i zdecydował, że otworzy – pomocy nie mógł odmówić.

Przed drzwiami nikogo nie było. Wyszedł na schodki i rozejrzał się.

– Kto tam?! – zawołał. – Jest tam kto?

Wśród drzew coś zaszeleściło i pan Kruk dojrzał zarys sylwetki.

– Kim jesteś? – zapytał. – Czy stało się coś złego?

Postać zaśmiała się szyderczo i nagle pan Kruk poczuł się niepewnie. Pomyślał o żonie leżącej w łóżku i kocie śpiącym przy kominku.

– Jestem Złym Losem – rozbrzmiał ochrypły głos. – Przyszedłem zabrać ci wszystko.

– Odejdź! – krzyknął pan Kruk nagle przestraszony. – Zostaw nas w spokoju!

Ale Zły Los tylko roześmiał się okrutnie. Uniósł dłoń i naraz chmury przesłoniły niebo. Uniósł drugą dłoń i zerwał się porywisty wiatr – drzwi za plecami pana Kruka zamknęły się z trzaskiem. Pierwszy piorun uderzył w dach, drugi w okno sypialni – ze środka buchnęły płomienie.

Pan Kruk rzucił się do klamki, próbując otworzyć drzwi, ale nie chciały ustąpić. Pobiegł do okna, ale okiennice zatrzasnęły się przed nim. Mógł już tylko wołać żonę i młócić pięściami w drewno, które wkrótce potem zajęło się ogniem.

Uklęknął, zakrył twarz dłońmi i płakał, a Zły Los śmiał się głośno za jego plecami.

 

O świcie Pan Kruk wstał z kolan i ruszył ścieżką na wschód. Przed sobą miał słońce, za plecami stertę dymiącego popiołu.

Szedł cały dzień, coraz bardziej zmęczony i głodny. Bał się, że przyjdzie mu spędzić noc w zimnym lesie, kiedy ujrzał w oddali miasteczko. W niektórych oknach wesoło paliły się światła. Może tutaj znajdę nowy dom, pomyślał z nadzieją i przyspieszył kroku. Na ostatnim zakręcie ścieżki siedział wychudzony kot. Dygotał z zimna i miauczał żałośnie.

– Co tutaj robisz w tę zimną noc? – zapytał pan Kruk klękając i głaszcząc kota po głowie. – Potrzebujesz pomocy? – Siegnął do kieszeni, szukając czegoś do jedzenia. Uświadomił sobie, że kieszenie ma puste i sam jest bardzo głodny. Westchnął, wziął zwierzę na ręce, żeby je chociaż ogrzać.

– W miasteczku znajdziemy coś do jedzenia – powiedział.

Kot wtulił się w niego i pan Kruk poczuł bicie jego serca. I naraz uderzyła go ta myśl: Nie będę więcej sam!

Gdzieś za plecami rozbrzmiał trzask łamanej gałęzi. Pan Kruk obejrzał się przestraszony, ale nikogo nie dostrzegł. Tylko ciemność i… nadstawił ucha: Czy to słychać czyjeś kroki? Czy ktoś skrada się za nim przez las?

I naraz rozbrzmiał śmiech – okrutny, szyderczy. Pan Kruk go rozpoznał i nagle zrozumiał, że nie może niczego mieć ani z nikim nie może być.

Przygryzł wargę. Powinienem zostawić kota i pójść dalej – myślał. Ale jeśli to zrobię, kot umrze z głodu!

– Pomogę ci – powiedział cicho. – Potem będę musiał iść sam. Jeżeli zostaniesz ze mną, może przytrafić ci się coś złego.

Zdążył uczynić parę kroków, kiedy potknął się w ciemności o wypełniony narzędziami wózek.

Kilka z nich wypadło na ścieżkę przy wtórze głośnego brzęku. Pan Kruk rozejrzał się i dostrzegł siedzącą przy drodze młodą kobietę.

– Przepraszam – powiedział. – Nie zauważyłem pani wózka.

– Nie szkodzi – odparła. – Możesz go wziąć, nie będzie mi potrzebny. – Przygryzła wargę, zadrżała jej broda. I nagle dziewczyna rozpłakała się głośno.

Pan Kruk sięgnął do kieszeni po chusteczkę, ale kieszenie miał puste.

– Dlaczego siedzisz tutaj na zimnie? – zapytał. – Potrzebujesz pomocy?

Kobieta otarła łzy i wskazała pobliskie wzgórze.

– Chciałam zbudować tam chatę, ale jestem za słaba – powiedziała. – Popatrz na moje ręce, nie nadają się do takiej pracy. Mam ten wózek narzędzi, ale nie mam siły ich użyć. Będę siedziała tutaj, bo nie mam domu, do którego mogłabym pójść.

– Nie możesz tutaj zostać – odparł pan Kruk przejęty. – Zamarzniesz!

Kobieta wzruszyła bezradnie ramionami, a potem ukryła twarz w dłoniach. Spomiędzy palców pociekły łzy.

Pan Kruk patrzył na nią przez chwilę. Mógłbym się nią zaopiekować – przyszło mu nagle do głowy. Mógłbym zbudować dom i…

W ciemnościach rozbrzmiał śmiech Złego Losu. Dotarł do pana Kruka, jeżąc mu włoski na karku.

Nie, pomyślał. Nie mogę mieć żony ani nie mogę mieć domu. Ale… zmarszczył brwi i nagle uśmiechnął się szeroko.

– Ale mam siłę, żeby go zbudować! – dokończył na głos.

Kobieta spojrzała na niego zdumiona.

– Co powiedziałeś?

– Pomogę ci zbudować dom na wzgórzu – rzekł. – Ale mam pewien warunek.

– Nie mam dość pieniędzy, żeby zapłacić. – Sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej jedną monetę. – Mam tylko to.

Pan Kruk popatrzył na monetę, na zniszczony płaszcz dziewczyny i jej dziurawe buty. Potrząsnął głową.

– Zatrzymaj pieniądze – powiedział. – Zbuduję dom, a ty pozwolisz kotu w nim zamieszkać i będziesz o niego dbać. Zgadzasz się?

Dziewczyna w zdumieniu pokiwała głową. Pan Kruk pomógł jej wstać. Posadził kota na wózku i wkrótce ruszyli ścieżką prowadzącą w las…

A Zły Los skradał się cicho za ich plecami.

 

Przez następne dni pan Kruk ciężko pracował w lesie na wzgórzu. Dziewczyna pomagała mu, wykonując co lżejsze prace, a kot chodził po drzewach i całymi dniami straszył ptaki. Tymczasem dni stawały się coraz bardziej chłodne. Wkrótce liście opadły i nadeszła zima, przykrywając świat białym puchem. Chatka była gotowa.

Wieczór był zimny. Lodowaty wiatr hulał po lesie i gwizdał w rynnie na dachu. W małej izdebce w kamiennym kominku wesoło trzaskał ogień.

Pan Kruk wstał z fotela, ogarnął smutnym wzrokiem przytulny pokój i spojrzał na dziewczynę.

– Kocham was i kocham to miejsce – powiedział cicho, ocierając łzy. – Muszę jednak odejść, inaczej może was spotkać coś złego.

Pożegnał się z kobietą, pogłaskał kota po głowie i ruszył do drzwi. Właśnie zakładał płaszcz kiedy usłyszał skrzypienie śniegu pod butami zbliżającego się ścieżką człowieka.

A potem:

Puk. Puk. Puk – cichutkie, ale wyraźne.

Otworzył drzwi i zawołał w noc:

– Odejdź! Zostaw ich w spokoju!

Z ciemności wyłoniła się pogarbiona postać i stanęła przed schodkami ganku. Brudny kaptur opadał nisko, czyniąc z twarzy cień. Widać było tylko oczy, z których biło straszliwe zimno.

– Nie możesz niczego mi zabrać! – krzyknął pan Kruk. – Ja niczego nie mam!

Zły Los uniósł lodowate oblicze.

– Pewnej nocy przyszedłem do ciebie i zabrałem wszystko – przemówił ochryple – wziąłem żonę, zwierzę i dom, choć byłeś dobrym i uczciwym człowiekiem. Jednak pozostałeś uczciwy i dobry, dlatego teraz wszystko muszę zwrócić.

– Ale ja nic nie mam – upierał się pan Kruk.

– Teraz wszystko co myślałeś, że nie należy do ciebie, jest twoje. Pomogłeś głodnemu zwierzęciu, kiedy błąkało się na zimnie, choć nic z tego nie miałeś. Pomogłeś samotnej kobiecie, która nie miała dokąd pójść i nic za to nie chciałeś. Oddaję ci żonę, zwierzę i dom. Co straciłeś, z powrotem należy do ciebie. – Zły Los ukłonił się, nasunął niżej kaptur i przygarbiony ruszył wolno w dół wzgórza.

Pan Kruk zdumiony patrzył jak oddala się ścieżką i słuchał jak śnieg skrzypi mu pod butami. Wkrótce postać zniknęła z oczu, a kroki w końcu ucichły.

Pan Kruk uśmiechnął się ciepło. W głębi serca czuł, że już nigdy więcej nie spotka go Zły Los.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Sympatyczne. Nawet bardzo.
(Bardzo się cieszę, że jeszcze są tacy, którzy lubią bajki.)

O, dziękuję :)

A już smuciłem się po nieobejrzanej wieczorynce. Tylko znowu teraz nie zasnę w obawie, że usłyszę cichutkie, ale wyraźne: Puk... Puk... Puk...
Brrr...
Bardziej klimatyczne niż wszystkie MASAKRY razem.

Bardzo się cieszę! :) Obawiałem się śmichów-chichów. Teraz spokojnie mogę iść spać :)

MASAKRY, jak sama nazwa wskazuje, polegają na osiąganiu efektu poprzez ilość. Mniam osiągnął efekt poprzez jakość.

Tutaj potwierdza się reguła, że wszystko co dobre szybko się kończy... No dlaczego takie to krótkie!?

P.S.

Podczas czytania troszkę chciało mi się śmiać, bo ostatnimi czasy dodałam opowiadanko w podobnym guście ale z tej drugiej strony..:) Jak masz ochotę zajrzeć, poznać Pana Dobrego to zapraszam na "Uśmiech losu".

Bardzo przyjemne. :)

Bardzo sympatyczna bajeczka. Czytałem z przyjemnością.

Pozdrawiam.

Ja też lubię bajki. Za tę - dziękuję i proszę o więcej.
Pzdr

Dziękuję za przeczytanie i komentarze :)

Ten Zły Los depczący Panu Krukowi po piętach - przerażający! Rewelacja:)

Bałbym się tej bajki, gdybym był dzieckiem. Nie czytać dzieciom!
Ocen do tej pory nikt nie wystawiał, to ja to robię i daję pięć.

Mniam dziękuje! :) Mniam jest w szoku, przyczłapał sobie szepnąć cichutko bajeczkę, ale pozytywnych komentarzy się nie spodziewał :)

To ja Ci dołożę kolejny pozytywny komentarz ;)

Lepsze od kuszy do przybijania jeźdźca wraz z koniem do powały. 4

Bardzo klimatyczne, super :)

Nowa Fantastyka