- Opowiadanie: rileypoole10 - Mag Mórz - 1/9

Mag Mórz - 1/9

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mag Mórz - 1/9

 

 

Rozdział Pierwszy

 

 

 

 

 

I znów! Kolejny raz bicz trącił ją w plecy z niewiarygodną siłą, a ona próbowała jedynie powstrzymać rodzący się ból. Powstrzymać lecące z kącików jej niebieskich oczu mocne łzy, które zaraz miały przekroczyć granicę dziewczęcych sił i rozlać się po jej policzkach, jak to woda osuwa się po kamiennych ścianach w wodospadzie. Wiedziała już wszystko, a los miał jedynie złe wiadomości. Wiedziała, że te blizny pozostaną na jej plecach już na zawsze. A na ucieczkę z galery nie było nadziei. Napinała wszystkie swe mięśnie tylko by nie upaść za chwilę z łoskotem na niezadbaną podłogę. Biczownik przestał ją atakować, lecz dziewczyna mimo to nie ruszała się.

 

Jej rude włosy połyskiwały lekko w słonecznym świetle przedostającym się przez brudne, szarawe szyby okrętu. W końcu opór mięśni nie dał rady i upadła na solidną, drewnianą podłogę. Straciła kontrolę nad swym ciałem.

 

Snuła w myślach opowiadanie o ratunku dla niej, leżąc na podłodze jak kukła, bez mięśni, kości, duszy, bez duszy… Lisa, miała na imię, Lisa, rudowłosa kukła leżąca na podłodze…

 

– Wstawaj ty leniwa, plugawa córko świni! Chyba nie sądzisz, że przyjdzie tu po ciebie setka twoich sługusów z noszami i zaniesie cię do pięknego łożyska, którego świat nie widział! Ruchy! Rusz się! – krzyczał biczownik, bez skutku – Cholerna zdrajczyni! Teraz sobie znalazła chwilę na cudowny odpoczynek, diabelska dziewica! – ostatnie słowo powtórzył, jakby wolniej i ciszej, spokojniej, po czym uchylił się do niej na kolanach i złapał wolną ręką za policzki.

 

Przysunął do niej swą brudną, roztrzepaną twarz i uśmiechnął się. Lisę ogarnął nieopanowany strach, a mężczyzna tylko patrzył na nią przeszywającym, ostrym wzrokiem. Czuła już na sobie jego pijany oddech, ale ilekroć próbowała, całe jej ciało było zbyt słabe, by poruszyć choćby jednym organem, a co dopiero wstać. Na twarzy biczownika pojawił się szyderczy uśmiech. Jeszcze bardziej przysunął się do niej. Mężczyzna wsunął smrodliwy język w jej usta i ucałował ją, trzymając policzki tak usilnie, jakby chciał je rozkrwawić. Gdy wypuścił ją z swych objęć, ta jedynie splunęła na niego pogardliwie.

 

– Ostra! Spodoba ci się więc i w najgorszej celi! – wykrzyknął mężczyzna.

 

Cała jego twarz tworzyła w myślach Lisy jeden wielki portret nieopanowanej, silnej furii. Ponowny szyderczy uśmiech u niego zagościł i mężczyzna zbił ją w już i tak posiniaczony policzek. Po twarzy rudowłosej od razu polały się łzy, które przebiły barierę jej silnej woli.

 

– Nie płacz! Nie waż się płakać! – warknął i zaczął bić ją umięśnioną pięścią w brzuch.

 

Jego oczy mówiły same za siebie, czuł wielką satysfakcję z swojego czynu, był wręcz szalenie szczęśliwy, co przyprawiło Lisę o jeszcze większe ciarki. Po chwili zaprzestał, lecz dziewczyna miała już dosyć siniaków by mieć powód do leżenia w bezruchu. Mężczyzna odgarnął czarne włosy i wstał.

 

– Zabrać ją! – warknął na strażników biczownik, a oni jedynie kiwnęli porozumiewawczo głowami i wynieśli skazańczynię do celi.

 

Znów zraniona, poczuła silny ból kręgosłupa, gdy strażnicy wrzucili ją do celi o twardych ścianach. Dosłownie wrzucili. Lisa nie mogła się pozbierać. Nie mogła ruszyć absolutnie żadną częścią ciała. Wszystko co teraz czuła, to jedynie ból i głód.

 

Ból i głód…

 

 

 

***

 

 

Światło porannego słońca nareszcie zniknęło za oknem, by nie piec już oczu wybudzającego się chłopca, lecz wiedział, że zaraz pojawi się w drugim, wyższym. Przetarł wybudzone oczy i podrapał się po włosach. Hmmm… Co to on miał zrobić? Nic, nie musiał… a nie!Przypomniał sobie! Ma już się szykować! Wstał szybko z łóżka i zaczął wertować wczoraj spakowany plecak, przeszukiwał swoje rzeczy, sakiewki, musiał sprawdzić wszystko bardzo dokładnie, po kilka razy. Upadł na łóżko z ulgą, wiedząc, że wszystko co najważniejsze, ma już dawno spakowane. Przyjrzał się portretowi swoich martwych rodziców i otarł go z kurzu. Była to jedyna pamiątka, jaką po nich miał. Reptus jeszcze raz dokładnie sprawdził, ile monet ma w sakiewce. Piętnaście srebrnych… Da radę – pomyślał i skrył sakiewkę w kieszeni. Ułożył dobrze włosy, umył ręce w miednicy i spakował drugi plecak pełen jedynie potrzebnych rzeczy. Przejrzał się w lustrze, było ono lekko naruszone, przez jego pobyt tutaj, jednak dojrzał swe odbicie. Ułożone włosy do niego nie pasowały, jednak on zdawał się tego nie zauważać. Szmaragdowe oczy były jakby nieodkryte, przynajmniej do odkrycia trudne, niewyspane. Skórzana kurtka podkreślała je jak nic, a wyraz ust pokazywał, że czuje się on naprawdę szczęśliwie. Jedynie jego blizna na prawym policzku… Piekła go zawsze o świcie, promieniami słońca, jednak on zdawał się to maskować wręcz idealnie świetnym poczuciem humoru. Nałożył plecak, napiął wszystkie mięśnie i poczuł silny, szybki napływ adrenaliny.

 

– Żegnaj, świecie – odparł i w biegu wyskoczył przez okno.

 

Plusk!

 

Wpadł prosto do zatoki, która graniczyła z prowincją, jako mały, prywatny port, dla łodzi i statków wuja.Reptus zaczął nurkować to do góry, to w dół, aż w końcu jego twarz wyszła na powierzchnię, a podniebienie podniosło się, by wziąć głęboki oddech, świeżego powietrza.

 

– Witaj, wolności moja! – wykrzyknął i podpłynął do dużej szalupy, która z łatwością pomieściłaby dwudziestu, kto wie czy nie trzydziestu ludzi, jednak wciąż pozostawała małą wersją łodzi.

Wszedł do szalupy i począł wiosłować nią, bo nareszcie od wielu to lat, zawitało go morze i przypływ szczęścia.

 

 

 

***

 

 

Po dwóch dobach Lisa mogła już się ruszać, jednak wciąż nie tak energicznie jak to robiła przed trafieniem do galery.

 

– Kapitan cię prosi – powiedział strażnik, otwierając klatkę od celi, w której się znajdowała. – Na mostek – powiedział i podał jej ręke, ta długo jednak zwlekała, zanim, za namową samej siebie po nią sięgnęła.

 

Szła przez różnorodne korytarze, widziała wychudzonych na śmierć wioślarzy, których, niestety znany jej biczownik poganiał używając agresji. Jego oczy przenikliwie spojrzały na biust Lisy, a ta jakby skuliła się i przyśpieszyła, by dogonić strażnika i uniknąć kontaktu z poganiaczem. Gdy już dotarła, zauważyła, że jest już wieczór, a słońce zachodzi, choć ona wybudziła się dopiero chwilę temu.

 

– A więc to ty – odparł jakiś ochrypły głos, a rudowłosa zwróciła twarz w jego stronę.

 

Zobaczyła siedzącego przy sterze, na złocistym fotelu mężczyznę. Miał conajmniej tygodniowy zarost i długie, brudne, gęste, brązowe włosy.

 

– Czy odczuwa pan jakieś… – Lisa przełknęłagłęboko ślinę i schowała twarz – Jakieś zaskoczenie? – dokończyła.

 

– Nie… Po prostu nie spodziewałem się aż takiej piękności – odparł kapitan.

 

– No cóż, plugawco, mam złe wieści, znajdź sobie inną!

Lisa poczuła w sobie wielką, narastającą woń, która napełniała jej siłę. Odważnie złapała leżący na stole o czerwonym obrusie ostry nóż i puchar z czerwonym jak krew winem, po czym rękojeścią noża zbiła strażnika w czoło i rzuciła puchar w stronę kapitana.

 

Gdzieś w połowie drogi, zatrzymał się w powietrzu, a Lisa zaniemówiła, gdy zobaczyła, że to sprawka zwykłego ruchu dłoni mężczyzny. Kropla po kropli wylewały się z pucharu, a kapitan jak gdyby nigdy nic, zszedł z mostka do Lisy, która zacisnęła nóż w dłoni jeszcze mocniej.

 

– Jak to zrobiłeś? – spytała, a jej ręka już dostawała drzazg od usilnego uścisku jej na nożu.

 

– Prosta magia przywoławcza. Wystarczyło zatrzymać całą falę energii sypiącej się z pucharu, wina jednak, ani żadnej innej cieczy powstrzymać się nie da, więc – tutaj wyjął palec, a na takowy spadła kropla krwisto-czerwonego wina – wciąż zatrzymuje tą samą formę.

 

Do Lisy słowa te jakby nie docierały, zaczęła siępocić i mrugać, od piekącego bólu oczu. Chciały siępoddać, wypłakać i powiedzieć ,,Poddaję się! Zabierzcie mnie!'', jednak od razu powstrzymała to uczucie i napięła mięśnie, w obawie, że kapitan ją zaatakuje.

 

– Gadaj! – krzyknęła niepewnie i skierowała, teraz umięśnioną rękę z nożem w objęciach. – Jak wydostać się z galery!?

 

– Och… – na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech, co nie ucieszyło Lisy – Wystarczy zdobyć… – podszedł do niej, a dziewczyna czuła w jego oddechu tętniący spokój, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło – Sympatię kapitana… – te słowa powiedział jej szeptem do ucha, tak, że poczuła dreszcze, po czym pogłaskał ją delikatnie po włosach i przytulił, a gdy ta nie zauważyła, odebrał jej nóż – tylko tyle… – odsunął głowę i ponownie pogładził jej złocisto-rude włosy, po czym oddalił się i powiedział coś do strażnika w czerwonym ubraniu – Przyodziaj ją tak, abym poczuł wreszcie wyczekiwaną satysfakcję.

 

Lisa poczuła głód, a kapitan, jakby czytając w jej myślach odparł:

 

– Oraz nakarm, aby zaspokoić jej głód…

 

Sługus ukłonił się i szedł po schodach do rudowłosej i za ramię zaprowadził do garderoby. Gdy roztworzyły się drewniane, brązowe drzwi, słońce zaszło, więc staroświecka świeca idealnie pasowała do morskiego wieczoru. Dziewczynę powitały różnorodne kolory kostiumów skórzanych, pięknych futer i i zwykłych koszul. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, powstrzymując ekscytację, lecz po chwili nawiedziła ją jedna z dziwnych myśli. ,,Czemuż to kapitan tak o mnie dba, czyżby zadziało się coś, na co ani on, ani ja nie mamy wpływu? Chyba nie mógł sobie wbić do głowy o tych morskich rytuałach. Nie to dobry człowiek… Tak mi się zdaję. I co oznaczają te czary?'' – takich myśli było już za dużo, jednak czy ktokolwiek mógłby je powstrzymać? Gdy tylko zachciała one wracały do niej szybciej, niż odpowiedź po wysłaniu listu.

 

 

 

***

 

 

 

Mimo iż noc zbliżała się z każdą chwilą, Reptus nie zaprzestawał wiosłowania i oddychał, jakby w każdej chwili mógł wpaść do wody, gdzie oddychać, jak wiadomo nie jest łatwością. Jego mięśnie pracowały jak nigdy przedtem, a krew płynęła w żyłach szybciej niż kiedykolwiek. Poruszał się tak szybko, jak byk, gdy sobaczy czerwoną wstęgę. Księżyc wschodził, a gwiazdy wyłaniały się z głębin mroku i przyprawiały o wiele wrażeń. Chłopak na chwilę spojrzał w górę i uśmiechnął się do siebie, jednak później przypomniał sobie cel swojej misji. Zemsta, zemsta…

 

Miała być słodka jak niejeden słodycz, niejeden…

 

Począł znów wiosłować i płynął, coraz bardziej odwracając się od dawnego życia. Teraz był inny, poczucie wolności było lepsze…

 

 

 

***

 

 

 

Ubrana na podobiznę jaguara Lisa pojawiła się na mostku kapitańskim, obdarowana świeżą wołowiną, a kapitan jedynie przyglądał się jej przy jedzeniu strawy. Rudowłosa co chwila spoglądała na niego kątem oka, w obawie na wszystko, bo właśnie wszystko mogło się zdarzyć, teraz kiedy wiedziała kim jest kapitan tej galery, magikiem i to nie byle jakim. Gdy skończyła jeść, chociaż niedogryzione kawałki pozostały na talerzu, popiła wszystko pucharem wina, który jeszcze niedawno wisiał w powietrzu. Wytarła usta serwetką i grzecznie odniosła talerz do tutejszego, zamaskowanego majtka, który zajmował się brudną robotą, po czym zwróciła się do kapitana.

 

– Powiem szczerze, że kostium ten nie jest zbyt wygod… – jednak mężczyzna nie dał jej dokończyć.

 

– Ćsssssst. Chciałbym wiedzieć coś o tobie, skoro już tyle wiesz o mnie – powiedział kapitan i podszedł do niej, po czym począł gładzić jej posiniaczone policzki.

 

– Już się goją… – odparła Lisa, kuląc twarz, jakby chciała ją schować do szyi.

 

Kapitan uśmiechnął się, jakby wiedział, co dziewczyna chciała powiedzieć, jeszcze zanim pojawiło sięto w jej umyśle i odparł:

 

– Nie to chciałem wiedzieć, słonko – jego ręka już zeszła z jej policzków, na co odetchnęła z ulgą – Chciałem wiedzieć, czy aby nie wywodzisz się z arystokratycznej rodziny… – zamilkł, lecz tylko na chwilę – Ból przyjmujesz z wielkim wytrwaniem, grzecznie odnosisz się nawet do swych oprawców, a jeszcze grzeczniej do ich dowódców. Poza tym przypominasz mi kogoś, a zaczynam się zastanawiać, czy nie była to aby twoja matka…

 

– A może wam po prostu ulegam?! – warknęła.

 

– A jest tak? – spytał się, po czym ponownie uśmiechnął i zaczął gładzić jej szyję.

 

Lisa wymamrotała coś pod nosem i znów skuliła się jak jeż.

 

– Co? – odparł mężczyzna.

 

– Nie, panie… Nie uległam… Panie… – odpowiedziała.

 

– Nie mów mi panie, bo i tak na to nie zasługuję – powiedział kapitan i uśmiechnął się, po chwili podnosząc jej twarz, jednak tej nie dało siępocieszyć. – Nie smakowało ci? – odparł , patrząc spode łba na myjącego talerz majtka, który na dodatek klnął pod nosem.

 

– Smakowało – wycedziła jeszcze i teraz już cała skulona odparła – Na co ten kostium?

 

– Na deser – odparł kapitan zawadiacko, lecz Lisa nie zrozumiała nic z tych słów. – Odprowadzić ją – powiedział strażnikom, lecz ta już sama poszła za nimi, ostatnio dużo kręciła się z nimi po statku – Widzimy się o północy! – zdąrzył jeszcze z daleka wykrzyknąć, a Lisa poczęła się zastanawiać jakież to znaczenie miały słowa kapitana i jaką niespodziankę jej zgotuję.

 

 

 

Wybiła równo północ, a drzwi od cholernej klatki otworzyły się. Dziewczynę ponownie zabrano do kapitana, który czekał na nią nagi w łożu o złotej kołdrze.

 

– Co to ma być!? – warknęła, gdy zobaczyła go bez ubrania, zapisującego notatki dziennika kapitański, jak gdyby nigdy nic.

 

– Do klatki z nią – powiedział nawet nie spoglądając na swego gościa, a Lisa oburzyła się jeszcze bardziej.

 

,,Wyjść z jednego więzienia, by wpaść w drugie, ten rejs już powoli zaczyna tracić sens.'' – pomyślała, a drzwi za strażnikami zamknęły się. Strażnicy ukłonili się i wyszli.

 

– Czemu zostałaś skazana? – zapytał się, odkładając dziennik kapitański.

 

– Ty mi powiedz, jesteś władcą galery. – warknęła Lisa i poczęła walić ramionami w klatkę.

 

– A może… – mówił wolnym tempem – …to przeznaczenie cię tu zesłało – kapitan wstał, a Lisa odwróciła się, by nie patrzeć na jego nagie ciało, a jej oczy wypuściły łzy, co nie było już pierwszyzną na tej galerze. – Boisz się mnie?! Mej nagości?! Przecież wśród arystokratów intryg jest więcej niż przystawek w wykwintnej kuchni! Spójrz na mnie! Przecież mnie pożądasz! Pragnij mnie!

 

– Nigdy! – wrzasnęła.

 

– Czemu nie chcesz zrobić mi nic przyjemnego. Może to dla ciebie zbyt wygórowane warunki – odparł spokojnie, jakby chciał jej w czymś pomóc.

 

– Warunki?! Warunki?! – warknęła – Trzymasz mnie w klatce, w przebraniu cholernego jaguara, może jeszcze jakaś obroża by się przydała, co?! Człowieku, okrutniku, tyranie! – jej oczy napełniły się łzami i wreszcie odwróciła się do kapitana, cała czerwona z goryczy.

 

– Więc idź, masz klucz od klatki, uciekaj – mężczyzna podał jej przed chwilą jeszcze wiszący na jego szyi, złoty klucz.

 

Dziewczyna sięgnęła po niego nawet się nie zastanawiając i przekręciła go ostrożnie w dziurce, a do klatki już wepchnął się nie kto inny jak kapitan i zaczął całować ją po szyi , gładzić jej plecy i napinać mięśnie ud leżących na jej nogach. Lisa wypchnęła go poza klatkę, lecz ten pociągnął ją za sobą. Rudowłosa nie mogła nic zrobić, poczęła więc improwizować, całując go także i razem zagłębili się w kochaniu. Lisa wykorzystała sytuację i zrzuciła palącą się na biurku świecę na dywan.

 

Pożar wszczął się od razu, paląc plecy władcy galery, a ta z łatwością mogła uciec. Rudowłosa biegła pędem, niczym wiatr. Złapała jakiś żelazny stojak na świecę i trąciła nim strażników, po czym ukradła im sakiewki z srebrnymi monetami. Pożar rozrastał się coraz szybciej, nie było czasu na inne interwencje i ratowanie innych niewolników, musiała zająć się sobą.

 

W końcu! Była już na najwyższym poziomie statku, po czym ryzykownie wskoczyła do wody, żegnając za sobą palący się statek i poczuła woń wolności.

 

 

 

 

 

C.D.N.

Koniec

Komentarze

to nie jest  finalna wersja, wybaczcie. ale jutro ją wyedytuję

<anal-i-zator mode on>

a ona próbowała jedynie powstrzymać rodzący się ból
Powstrzymywanie bólów rodzenia - wyższa szkoła jogi.

Powstrzymać lecące z kącików jej niebieskich oczu mocne łzy,
Mocny tekst!

 które zaraz miały przekroczyć granicę dziewczęcych sił
i przejść ludzkie pojęcie

i rozlać się po jej policzkach
Detergentu jej do łez dodali, że się rozlewają?

 jak to woda osuwa się po kamiennych ścianach w wodospadzie
Hał połetik!

Napinała wszystkie swe mięśnie tylko by nie upaść za chwilę z łoskotem
Mam skojarzenia. Smrodliwe.

na niedbałą podłogę.
Podłoga w ogóle o nią nie dbała.

Jej rude włosy połyskiwały lekko w świetle przedostającego się przez brudne, szarawe szyby okrętu, słońca.
Okręt słońca? I włosy świeżo umyte, że połyskują. Hed end szołders.

W końcu opór mięśni nie dał rady
Nie dziwię się, nikt by nie dał.

Snuła w myślach opowiadanie dla ratunku dla niej,
Że kto komu czemu?

leżąc na podłodze jak kukła, bez mięśni, kości, duszy, bez duszy...
Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy!

Lisa, miała na imię, Lisa, rudowłosa kukła leżąca na podłodze...
Lisa, dawajcie mi tu lisa! Srebrnego! Nie rudego!

Chyba nie sądzisz, że przyjdzie tu po ciebie setka twoich sługusów z noszami i zaniesie cię do pięknego łożyska, którego świat nie widział!

Kulkowego, na kulach armatnich.

 
Przysunął do niej swą brudną roztrzepaną twarz i uśmiechnął się. Czuła już na sobie jego pijany oddech, ale ilekroć próbowała, całe jej ciało było zbyt słabe, by poruszyć choćby jednym organem, a co dopiero wstać.
Chciała poruszyć jego organem?!

Po twarzy rudowłosej automatycznie polały sięłzy.
Robot?...

<anal-i-zator mode off>

  Zdiagnozowano galopującą grafomanię połączoną z głęboką nieznajomością zasad języka polskiego oraz nawracającymi napadami gwałtów na logice.

 

Rada numer jeden: przepuść ten tekst przez jakąś autokorektę, a w przyszłości, rób to przed wstawieniem ;). Nie zauważyłem dużej ilości literówek, ale za to często gubiłeś spację.

Sama fabuła mnie zainteresowała, chociaż tytuł chyba zbyt dużo zdradza - wiadomo o czym będą traktować kolejne części.  Generalnie mało czytuję fantastyki, której akcja ma miejsce na pełnym morzu/statkach, więc nie jako jest to oryginalne.

Natomiast to co w tekście zdecydowanie mi się nie podoba to realizm, a w zasadzie jego brak, i bynajmniej nie mówię tu o lewitujących kielichach.

Ostro obita dziewczyna, która dwa dni rekonwalescencji przeżyła w twardej, wilgotnej i brudnej jak przypuszczam celi, na galerze, więc pewnie jedzonka porządnego nie miała. Sam zaznaczasz, że ledwo się ruszała, a tu nagle, bach nóż w ręce i obalenie strażnika rękojeścią i ciśnięcie kielichem z winem w stronę kapitana (którego nota bene w pucharze powinno już nie być, proponuje przekonać się o tym empirycznie i zobaczyć ile cieczy będzie w nim w połowie drogi ;) ).

Świeża wołowina na galerze? Nie, nie, nie.

Fakt, że odniosła talerz do sługi, wcale nie świadczy o tym, że pochodzi z arystokratycznego rodu. Prawdziwej szlachciance nie przyszło by do głowy, żeby gdziekolwiek odnosić cokolwiek.

poczęła improwizować go
Jestem dość przekonany, że nie można improwizować kogoś.

Co do sceny finałowej, to jak udało się jej, kochając się w klatce (w której upadli na podłogę), zrzucić ze stołu świecę.

No i sama końcówka, ta słabiutka, wycieńczona i obita, obala strażników (czyli ludzi uzbrojonych) świecznikiem i ich okrada? Pomijając fakt obicia grabów, zlęknionej arystokratce, która próbuje uciec z galery, raczej nie kradzieże w głowie.

staroświecka świeca - to się łapie pod powtórzenie.

Zdziwił ją ten lewitujący kielich, ale już potrafiła ocenić, że kapitan jest "nie byle jakim magiem"?

No to tyle, życzę powodzenia w pisaniu kolejnych osmiu części :)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Urtur ze Snowem wskazali na kilka błędów. Kropla w morzu...
Jak dla mnie, makabra językowa. Niestety.

w połowie drogi będzie cała ciecz, która się tam znajdowała, jeśli rzucamy wnętrzem pucharu o ok. 45 stopni, a tak w mym opowiadaniu było, lecz napisać, rzuciła puchar pod kątem mniej więcej 45 stopni, zepsułoby smak opowiadania, a resztę już edytuję i dzięki za wytknięcie błędy, bo teraz łatwo mi odwalać brudną robotę.

Rzucamy wnętrzem pucharu? Samym wnętrzem? Nie rozumiem...

nie, chodzi o to, że stroną wnętrza, rozumiesz? och, trudno to wyjaśnić...
o! już wyedytowałem, mówcie, czy wyszło na lepsze, bo dodałem trochę dialogów, co mogło zmiecić waszą percepcję patrzenia na me opowiadanie. 

rilevpole10 - jeśli trudno Ci wyjaśnić o co chodzi ze zwykłym rzucaniem pucharem, to zastanów się...

No to proszę, sam wyjaśnij mi zwykłe rzucanie pucharem, tak abym zrozumiał to w pełni.

Dobrze, Autorze, na własne życzenie. Aby móc rzucić pucharem nie wylewając ani kropelki pod kątem 45st., puchar może być wypełniony maksymalnie do połowy (zakładając, że ma kształt zbliżony do walca). Teoretycznie możliwe jest rzucenie pucharem z winem w taski sposób, jak to opisałeś, aby wino się nie rozlało. I tu przypomina się stary kawał o tym, jak matematyka i fizyka posadzono na krzesełkach w pokoju, gdzie na łóżku leży atrakcyjna blondynka, i powiedziano im, że co minutę mogą przesuwać krzesełka o połowę odległości do łóżka. Matematyk wybiega krzycząc, że to oszustwo, że w ten sposób krzesło nigdy nie dosięgnie łóżka. Na co fizyk: "No owszem, nie dosięgnie, za to znajdzie się w odległości pozwalającej na podjęcie działań praktycznych". Nie jestem matematykiem, polecam więc rzucenie pucharem:)

No i przeczytałem do końca. Gdzie nanieść poprawki? W kolejnym podrozdziale:
Co to on miał zrobić? Nic, nie musiał... - bez przecinka.
Wstał szybko z łóżka i zaczął wertować wczoraj spakowany plecak - "wertować" jest niefortunne w tym kontekście, wertuje się książki, papiery, pergaminy. Lepiej byłoby po prostu "przeszukiwać".
 Przyjrzał się portretowi swoich martwych rodziców  - piszesz, jakby portret przedstawiał tych rodziców w trumnach... Dziwnie dobierasz słowa. A gdyby tak "Przyjrzał się portrertowi swych od dawna nieżyjących rodziców"?
Przejrzał się w lustrze, było ono lekko naruszone, przez jego pobyt tutaj, jednak dojrzał swe odbicie.
A gdyby tak: Przejrzał się w lustrze: było nieco nadtłuczone, dojrzał jednak swe odbicie. Przecinki powstawiałeś bardzo nietypowo; i co znaczy "przez jego pobyt tutaj"? Że to on osobiście "naruszył" lustro (cokolwiek by to nie znaczyło), czy że zostało "naruszone" w czasie jego pobytu w tym lokum (np. podczas jakiejś imprezy czy coś;))
Szmaragdowe oczy były jakby nieodkryte, przynajmniej do odkrycia trudne, niewyspane. Skórzana kurtka podkreślała je jak nic, a wyraz ust pokazywał, że czuje się on naprawdę szczęśliwie - oczy były nieodkryte, bo coś na nich trzymał? Tak to wygląda. A mogły być "nieodgadnione". Chyba, że były tak małe, że trudno było odkryć je w jego twarzy:p No i nie mam pojęcia, jak skórzana kurtka może podkreślać oczy, ale niech Ci będzie...
Reptus zaczął nurkować - to już kolejne opowiadanie, gdzie imię bohatera poznajemy ni z gruszki, ni z pietruszki, w środku akapitu. Albo poznajemy imię na początku, albo bohater jest tajemniczym "Nim" i o imieniu dowiadujemy się z dialogu. Albo chociaż napisz gdzieś, że "On" zwał się Reptus.
 aż w końcu jego twarz wyszła na powierzchnię, a podniebienie podniosło się, by wziąć głęboki oddech, świeżego powietrza. - po pierwsze, wywal przecinek przed "świeżego". Twarz mógł wynurzyć. Piszesz, jakby twarz sama zeszła z trzewioczaszki i wylazła sobie sama.
Wszedł do szalupy i począł wiosłować nią - nie wiosłuje się szalupą. "Nią" jest niepotrzebne. I swoją drogą, to niezłą miał Reptus krzepę, skoro popłynął sobie ot tak szalupą na trzydzieści osób.
zawitało go morze - powitało go morze. Albo zawitał na morzu.

Więcej nie piszę, bo jest podobnie. Albo zły dobór słów (słodka słodycz, albo "Ubrana na podobiznę jaguara" - to znaczy na golasa? Bo jaguary to bez majtek biegają...), albo błędy interpunkcyjne.

No i kolejny raz przydałoby się to, o czym już niejednokrotnie pisałem: umieszczanie informacji o wieku autora.
Nie postawię oceny.

mam lat 12

Rileypoole10, przeczytaj uważnie i zanim się obrazisz, trzy razy przemyśl, bo piszę powodowany życzliwością wobec tak młodego i odważnego człowieka.
Na pewnien czas odpuść sobie epopeje, wszelkie wieksze formy. Masz kłopoty z opisaniem tego, co widzisz jako akcję, wydarzenie, postępek postaci z Twego tekstu --- a kłopoty wynikają z nieumiejętności doboru słów i również w pewnej mierze z niedostatku samych słów, odpowiednich znaczeniem do tego, co chcesz czytelnikowi przekazać.
Zajmij się dwiema równoczesnie rzeczami: pisz wprawki, szorty jakieś, komponuj same opisy, grzebiąc w słownikach i czytając, czytając, czytając warte czytania, na dobrym językowo poziomie, książki. Nie tylko fantastykę! Operowania językiem można i trzeba uczyć sie ze wszystkiego, co może stanowić dobry wzór.
Zrób tak, a za trzy, cztery lata wrzucisz tutaj dobre opowiadanie, może i niewielką powieść...
Powodzenia.

To pisz dalej. I jeśli Twoja polonistka nie jest wyjątkowo wredna, warto byłoby dawać jej teksty do przejrzenia. One też czasem wiedzą o różnych warsztatach literackich - w każdym mieście są jakieś. A warto. Mnie dużo dało, gdy w wieku 10 lat brałem udział w warsztatach organizowanych przez Andrzeja Grabowskiego (pisarza, nie tego z Kiepskich;)) w Tarnowie. Czasem też biblioteki organizują takie rzeczy.
Ceni Ci się, że po prostu chciało Ci się pisać taki długi kawałek tekstu. Samozaparcie to często jedyna rzecz, którą ma się na początku przygody z pisaniem (ja tak miałem - napisałem siedemset stron przerażająco nudnej powieści o krasnoludach:)).
Tak pisz, żeby Ci się podobało.

Tak, pisz dużo i ucz się z krytyki. Parę lat minie i się nie obejrzysz, a będziesz pisał dobrze.

Rada ode mnie: nie kombinuj. Nie sil się na poetyckość, bo wychodzi karykatura. Pisz jak najprościej, styl sam przyjdzie... kiedyś.

AdamKB dobrze prawi.

Ale jeśli Ci się wielkie formy marzą, to pisz, jak Ci wygodnie. Mnie tam by szlag trafił, gdybym miał dla wprawy opisy przyrody pisać:)

A kto tu opisy przyrody każe męczyć, hę? Scenka jakaś, związana z pomysłem na opowiadanie o czymś / kimś, dialog, opisik jakowegoś ustrojstwa, potrzebnego protagoniście, i tak dalej. Ale opis drzewa zwalonego piorunem też byłby na miejscu. Podobnie jak opis mimiki, gestykulacji... Przydać się wszystko może.

dzięki, naprawdę. za wszystkie rady

Jak na dwanaście lat całkiem nieżle, ale te opisy gwaltu u dwunastolatka? (ech ten XXI wiek) Aż boję się zapytać co robią twoje koleżanki (pracują w galeri?).
"napinać mięśnie ud leżących na jej nogach" ale przez to oplulem monitor.
Nie przejmuj się pisz dalej. I nie wrzucaj "gorącego" tekstu niech sie "ostudzi" czyli po napisaniu niech przeleży tydzień, dwa, przeczytaj. Jak stwierdzisz że jednak jest do kitu to nie rób nam na zlość i nie wrzucaj go do "nowej fantastyki"
(ale ja tak zrobiłem:D)

Twoje opowiadanie zostało zanalizowane na: http://niezatapialna-armada.blogspot.com
Zapraszamy!

Nowa Fantastyka