- Opowiadanie: smaku - Route 66, czyli Intersexmission 2

Route 66, czyli Intersexmission 2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Route 66, czyli Intersexmission 2

"Ale jazda!" :) Zerżnąłeś mi MÓZG!!! FUCK YOU!

 

– A jak Pan Szanowny się na to wszystko zapatruje?

– A ja owszem. Bardzo proszę.

– Ła, to świetnie! Baby się zaraz tym wszystkim zaopiekuje, jakby co. :) Bardzo proszę. Proszę uprzejmie, jakby co! :D …….[szlus, plus, traaaaaaask…..uffff :)]… AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAHHHHH!

– HEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEEHEH! :)

– No to go w dalszą drogę, jakby co! :)

– Ok.! :) Go! :)

 

… Assholes! [pfff] ;>

 

http://www.youtube.com/watch?v=vnFfMTnz_NU

 

 

"Route 66, czyli Intersexmission 2"
(krótkie opowiadanie (na razie tylko scenka) na motywach Seksmisji w reżyserii p. Juliusza Machulskiego)

 

‎[Route 66] [pffff] – no tego mi było trzeba…. [pffff]

– Za dzień dwa, Panie Maksiu, to się dopiero zacznie!

– Eeeee, jeszcze się Panu przeje….

– Ma Pan rację, Panie Albercie… zaczekajmy, aż One same coś wymyślą. A teraz mamy wolne. Aby się nie stresować… Warunki dobre. Łóżko mamy, ciepłe odzienie, papierosy, wódka jest. Czasem piana z gaśnicy na kolację, czasem prądem (nas bohaterów, nie :] ), a w sumie, tak reasumując, nie jest chyba tak całkiem źle, co? Jak Pan się na to zapatruje, tak od serca, Panie Albercie, jak człowiek człowiekowi, jak Pan to widzi tę całą mistyfikację. Czy to naprawdę można tak, żeby kobiety… same… jak biedronki…. w waaaanieeee?

– Nie no, z biologicznego punktu widzenia… w sumie…. Niechże się zastanowię… Pan pozwoli chwileczkę. Ma Pan jeszcze odrobinkę?

– A tak. Uppps. Bardzo przepraszam. Proszę uprzejmie.

– Dziękuję. [sniff, sniff]… No bo wie Pan, Panie Maksiu, partengogenogenoneza, to przeszłość. Teraz mamy XXI wiek. Invitro wychodzi z mody,[..] no a my tu siedzimy jak dwa jełopy, zamiast za robotę się jakąś wreszcie wzięć.

– Nie, no Panie Albercie! Hehe. Ja Pana nie poznaję! Trzeba było tak od razu mówić! A nie jakieś tam szlochy, fochy. Ja tu Pana ostatnią kropelką wódki z XX wieku przemyconej częstuję z dobrego serca mojego krwawiącego i bolejącego okrutnie na te trutnie kobiecej natury co nas kurde tutaj umieściły za karę a rozbierać to się nie chcą nawet w windzie… No bo wie Pan, Panie Albercie. To do człowieka nie podobne, nie mówiąc już o Płci Przeciwnej… no bo, jak to Panu powiedzieć zwyczajnie… no tak, jak, jak to w naturze no, jak dwa bociany mają stukać dziobem, to im nie wychodzi na raz za bardzo, tak? No i jak już te dwie dzioby…

– Kurde, Panie Maksiu, niech Pan zachowa chociaż pozory. O co właściwie Panu chodzi? Może Pan tak zwyczajnie?

– No tak, no. Panie Albercie….

– Wiem, wiem, chodzi pewnie Panu o to, że jak chłop nie może z babą w windzie, to kogo innego pośle, tak?

– Nie, nie o to mi chodziło dokładnie. To była poprzednia część naszych przygód. Seksmisja 1. Teraz mamy sequel. I trzeba by coś wymyślić inaczej trochę. Jakaś ryba może na kolację, albo zabijemy kota zdechłego jakiegoś, no sam już nie wiem, no. Niech Pan coś może wymyśli. Pan człowiek wykształcony, po studiach itd. Nie, żebym chciał Pana obrazić, ale może Pan bardziej obyty jest ode mnie i może Pan po prostu tak zwyczajnie mi powie. Powie mi Pan?

– Ale co, do cholery, no!?

– No właście nie wiem!!!!!

– A dajże mi Pan spokój wreszcie z tymi swoimi pomysłami. Pan jest nieodpowiedzialny zupełnie! Precz mi stąd z tymi zapałkami! Co Pan, z Ery Złomu jest jakiejś czy Ery Zapałczanej? Teraz bomby wodorowej używamy do zapalania papierosa. Panie Maksiu….. [Albert pokręcił z dezaprobatą własną głową, jakby co ;)] – Teraz mamy XXI wiek! A nie jakieś średniowiecze. Gdzie Pan się uczył w ogóle, co? Ile Pan ma lat? Z drzewa Pan spadł jakiegoś do ścieku buraczanego? Stąd Pana przynieśli do tej nory, w której teraz siedzimy jak dwa majtalce w jednej bajce, no. Ja myślę, że to Pana wina w ogóle, że my tu siedzimy tak i paplamy w kółko, kiedy One tam…. Kurde, no. Co One tam tak cicho siedzą na zewnątrz? Knują coś na pewno!

– Panie Albercie, tylko spokojnie. Tylko spokój i rozwaga mogą nas w tej trudnej dla nas życiowo sytuacji uratować. Jesteśmy przecież – obaj [tu Maks pokazuje na Alberta wymownie wzrokiem i kiwa głową i pokazuje palcem od siebie do Alberta i powrotem] mężczyznami tak?

– No w sumie ma Pan rację. A gdzie Pan studiował?

– Kurde, z Pana to jednak idiota! Tu nie chodzi o to, gdzie ja studiowałem, albo Pan, Kolego Drogi

[i proszę mi się uprzejmie tu nie obrażać za takie słownictwo jak drogi kolego za bardzo, mój drogi kolego TY, no – ROZUMNIEEEE, CZY NIEEEE!???]

– tak

– No więc może jako przedstawiciele tych samej płci, może… no rozumnie Pan już, czy jeszcze nie? No Pan i Ja….

– no

– Co ‘no’?

– No nich Pan kontynuuję… słucham, jakby co.

 

– Kur**a, Albert, wyważmy te pierd***eeee drzwi od tej zasranej izolatki i spierd**y na BABY, NO! Ich jest tu tysiące, miliony!!! Rozumie Pan już, czy jeszcze coś wytłumaczyć? Panie Albercie! Gotowy!? Razem!!!!!

– No tak, ale z punktu widzenia…

– Kurw**a, ja mu pierd***nę zaraz, no!

– Dobra, pieprzyć filozofię! [Albert wstał ze stołeczka i potknął się o nienaciągniętą wystarczająco na stopę skarpetkę i padł jak długi na twarz na ziemię…. Zalał się krwią….]

– Panie Albercie, no…. No w takiej sytuacji, kiedy już prawie, no kurde, razem, no… snif, snif…. razem, no…. Bmjestie….. kurde…. Idź Pan stąd!

– Nigdzie nie idę! Tak będę leżał! Tadam tam Dada dam. [marsz pogrzebowy, jakby co] … snif … snif…

– Ja mu jednak pierd***nę.

– snif .. snif….

– Kurde, niech Pan przestanie wreszcie i podciągnie tę skarpetkę na miejsce. O tak. Na całą stopę. Żeby dobrze przylegała. Dokładnie. O tak właśnie. Nie uciska za bardzo? Dobrze leży? Wszystko OK.? Pan porusza palcami. O tak. W lewo. W prawo. Do góry nogami. Wszystko w porządku? Działa OK.?

– tak.

– No to idziemy. Jeszcze jedna próba. OK.?

– tak.

– niech Pan nie płacze, tylko posłucha…. Jak powiem TAK, to Pan Leci. Jak Powiem NIE albo STÓJ!

– To co wtedy?

– No właśnie próbuję powiedzieć, a Pan mi przerywa….

– No bo Pan odchodzi od abstrachacji kontekstu układu trójwymiarowego uniesienia. Chodziłoby bardziej o złożony proces manipulacji słowno-etymologicznej w kontekście abstrachacji sytuacji od zagrożenia sytuacyjno-nadinterpretacynjno…. W XXXI wieku…. W sumie to mi się już samo popierdź***o, Panie Maksiu. Chodźmy już na te baby, bardzo Pana proszę. Bo ja dłużej nie wytrzymam w tym uciśnięciu.

– A co Panu jest? Coś z ciśnieniem? Serce może? Naczynia? Zwężenie jakieś? Choleresterol? A co Pan jadł ostatnio na śniadanie?

– Nie, no nic w sumie. To Co dały te Wiedźmy!

– O Boże, to jajko w zakrętce plastikowej.

– No. Snif, Snif…

– Toż to był jakiś plastikowy plastuś niejadalny w ogóle. Ja patrzeć nie mogłem, co dopiero mówić o smakowaniu. Bleeeeeee. Jak one żyją jak się tym żywią w ogóle?

– Nie wiem, Panie Maksiu, ale mnie już odechciewa. [Pan Albert omdlewa]…

 

c.d.n.

Koniec
Nowa Fantastyka