Edit: Cieniu, a może tak sam byś się odezwał, co?
Mówisz – masz!
O kurna, kurna, kurna… Człowiek zrobi sobie dzień e-trzeźwości, wraca, patrzy, a tu TYYYYYLE się dzieje. Ale to dobrze, wręcz świetnie. Wspaniale. A dyskusja pod tekstem – coś pięknego. I każde z Was zasługuje na co najmniej chwilę mojej uwagi, więc ją otrzyma.
(Trzy godziny później: piszę i piszę, starając się odpowiedzieć na wszystkie komentarze i uwagi i, kurna, nie wyrabiam. Co odświeżę stronę, to przekonuję się, że pracy mam coraz więcej i więcej.^^ Zajebista sprawa!)
Na początek – z pewnym żalem, nie ukrywam – zmuszony jestem zaznaczyć, że bycie “kumplem spod Pierzyny” Finkli oznacza coś zupełnie innego niż można by przypuszczać na pierwszy, drugi i nawet trzeci rzut oka.
A teraz chronologicznie:
Regulatorzy, tak jak Ty zaszczycasz mnie bogactwem, głębią i elokwencją swojego komentarza, tak mi zwyczajnie brakuje słów, by godnie Ci podziękować. Niemniej nie ustaję w staraniach.
Finklo, prawdę mówiąc jedyne, czego się bałem, to właśnie Twojej reakcji. Świadom bowiem jestem tego, jaki masz stosunek do horrorów, a sama dobrze wiesz, ile dla mnie warta jest Twoja opinia. Tym bardziej się cieszę, że znalazłaś w sobie dość samozaparcia, by mnie jednak przeczytać. A jeszcze bardziej, że lekturę odnajdujesz satysfakcjonującą.
I nie, nie mam pojęcia jaki świat jest naprawdę. Niemniej, jeśli nagle komuś tak bardzo zmienia się perspektywa jak mojemu bohaterowi, wydaje mi się, że może on sobie pozwolić na takie refleksje. Co wazniejsze – jemu najwyraźniej też się tak wydawało.
O Hellen Keller nie wiedziałem. Ale teraz już wiem i jestem pod ogromnym wrażeniem. Nawiązanie do niej to, że tak powiem, “strzał w dziesiątkę”; jej osoba bardzo wiele wniosła do dyskusji.
Adamie,
dziękuję za wiarę we mnie. Jak widać, doczekałem się nie tylko biblioteki, ale też nominacji do piórka i – co cieszy najbardziej – wielu usatysfakcjonowanych czytelników. Prawdziwa Magia!
SzuszkowyDziadku,
Dziękuję za komentarz, zwłaszcza tak miły, oraz za bibliotekę i nominację. To już o wiele więcej, niż spodziewałem się tym tekstem osiągnąć.
Blanche,
nigdy i nikogo nie przepraszaj za to, że masz dobre, wrażliwe serce i mówisz o tym, co dla Ciebie ważne. To nie było nie na temat i w żadnym wypadku nie musisz usuwać tego komentarza. Głupie, okrutne dzieci – Dzieci Kukurydzy, że sobie pozwolę na takie nawiązanie do klasyki – faktycznie potrafią zmrozić krew w żyłach i zasiać zwątpienie w pomysł, by bomby atomowe trzymać bezpiecznie w ruskich silosach. Ale dzieci w większości wypadków wyrastają z tego, często pewnie w ogóle nie mając świadomości własnego bestialstwa (choć w przytoczonym przez Ciebie przypadku ta linia obrony raczej nie ma szans się utrzymać), będącego niczym innym, niż odmianą zwykłej dziecięcej ciekawości świata. Osobiście znam takie przypadki, gdzie małoletni potencjalni psychopaci znęcający się nad zwierzętami wyrastają na osoby rodem wyjęte z pozytywnej definicji słowa “ludzki”. Z Mariami tego świata, nie koniecznie pielęgniarkami, problem jest natomiast taki, że są niereformowalne. I bardzo potężne. Mogą się stać dla kogoś prawdziwym horrorem; jeśli ktoś miał swoją Marię, zwłaszcza będąc dzieckiem, to wie, co mam na myśli.
Myślę, że w pewnym stopniu to właśnie one tworzą takie małe potworki na rowerach.
Gravel,
dziękuję za odwiedziny i opinię. Super, że Ci się podobało. I cieszcie się, dziewczyny, że sadystyczne pielęgniarki nie robią na Was wrażenia.
Winter,
I Tobie wielkie dzięki za odwiedziny i opinię. Rozpętałaś tu prawdziwą Burzę. I sama popatrz, ile ciekawych rzeczy z tego wynikło. Jedna z najciekawszych dyskusji, z jaką miałem tu do czynienia. I, co ważniejsze, sama popatrz jak bardzo zaangażowałaś tutejsze gremium w temat związany z konkursem i problemami głuchoniemych, tym samym walnie przyczyniając się do sukcesu głównego założenia konkursu – refleksji, jak wygląda życie bez tych dwóch zmysłów.
Postaram się teraz rozwiać Twoje zastrzeżenia co do samego tekstu i przedstawię własne – a to nie znaczy: słuszne – spojrzenie na poruszane kwestie.
“Zwyczajnie nie miałem możliwości poznać świata takim, jaki jest naprawdę i porównać go z moim – królestwem ciemności i ciszy, ale też krainą niesamowicie intensywnych zapachów i wyczuwanych opuszkami faktur i kształtów przedmiotów, które bezbłędnie potrafiłem odróżnić, ale ich nazwy i przeznaczenie pozostawały dla mnie tajemnicą.” – stanowczo zbyt długie zdanie.
A widzisz, nie. Dla mnie ze zdaniami jak ze stosunkiem – im dłuższe, tym lepsze;). Choć nie powiem, przeciwnikiem wartkiej akcji – nie tylko w literaturze – też nie jestem; wszystko zależy od sytuacji i ochoty. A ja akurat miałem ochotę na długi… długie zdanie. Choć to zapewne faktycznie źle będzie wyglądało z perspektywy Błaża i jego słuchowiska.
Skąd bohater mógł wiedzieć, ile ma lat? Myślę, że takie osoby nie postrzegają upływu czasu. Wydaje mi się również, że nie potrafią odróżnić snów od jawy, a jeśli już, to na pewno nie ma jasnej granicy, która by je rozdzielała. W dodatku bohater wie, jak ma na imię jakaś kobieta i zdaje sobie sprawę, że jest pielęgniarką. A najdziwniejsze jest to, że podaje nam nazwę instytutu, w którym jest zamknięty.
Reg, Finkla, Miętus, Klapecjusz i inni już ładnie wszystko wyjaśnili, niemniej nawiążę jeszcze do tematu. Istnieją sposoby komunikowania się z osobami głuchoniewidomymi – jak choćby alfabet Lorma o którym wspomina Finkla i co ładnie sprecyzował Nevaz (przed napisaniem opowiadania zrobiłem reserch. Zresztą to chyba logiczne, że trzeba się jakoś komunikować z takimi osobami, w końcu to nie plankton). No, ale to już ustalono w drodze dyskusji. Jeśli chodzi o upływ czasu, to – abstrahując już od tego, czy osoby głuchoniewidome potrafią świadomie odczuwać owe zjawisko, przy czym jestem przekonany, że w tej materii niewiele różnią się od innych ludzi (a nawet jeśli nie, to przecież na pewno obchodzą święta, urodziny, etc) – bohater, choć nie wiedział ile naprawdę miał wtedy lat, z czasem przecież nadgonił wiedzę o świecie i życiu w stopniu, który pozwolił mu to określić przynajmniej w przybliżeniu. Podobnie ma się kwestia, skąd bohater wiedział, jak miały na imię pielęgniarki, lekarz i inni pacjenci, etc. Przestał być głuchoniewidomy i już w chwili, gdy mordował, miał zapas kilku lat, żeby się tego dowiedzieć i zrozumieć. Nie mówiąc już o tym, że nie wiemy, ile czasu upłynęło od opisanych zdarzeń do chwili, gdy bohater o nich opowiada. I ile jeszcze się w tym okresie nauczył, dowiedział i rozumiał.
Sny i jawa: Weź pod uwagę, że osoby głuchoniewidome w snach – bo na pewno jakieś sny mają, tak samo jak normalnie myślą, choć, siłą rzeczy, nieco innymi “kategoriami” (nie wiem, czy to dobre określenie); ich kalectwo tego nie wyklucza – nie widzą i nie słyszą, podobnie jak na jawie. Bo i jakim cudem ich umysły miałby imitować w podświadomości coś, czego nie zna ich świadomość? I z pewnością nie gorzej od Ciebie potrafią odróżnić, kiedy śpią, a kiedy nie. Jedno z drugim daje nam trzecie.
“Nie zamierzałem jednak im powiedzieć o tym, co się właśnie stało. Po pierwsze, sam nie mogłem w to uwierzyć, a po drugie, czułem, że na razie bezpieczniej będzie milczeć.” – w tym momencie bohater nie kontrolował jeszcze swojego daru, więc jak miał powiedzieć?
Jak wyżej – sposoby komunikacji z osobami głuchoniewidomymi istnieją.
w jaki sposób nauczył się czytać, będąc pod praktycznie całodobową obserwacją, nikogo o tym nie informując? Z resztą szybko mu poszło. No i drugą sprawę podkreślił Nevaz.
Nie wydaje mi się, żeby był pod całodobową kontrolą i obserwacją, w końcu to nie więzienie. Uczył się tego pewnie tak samo jak wszystkiego innego; potajemnie, po nocach albo zamknięty w kiblu, z uporem spiętrzającej się góry analizując niezrozumiałe informacje na podkradzionych gazetach. Gdzieś mógł podpatrzeć, jak ktoś czyta innym dzieciom albo nawet uczy je pisać i czytać – w końcu w takich ośrodkach bywają dzieci z różnymi wadami wzroku i/lub słuchu. Chcieć, to móc. A że niby szybko? Też się nie zgodzę. Po pierwsze, opowiadanie rozciąga się na lata, po drugie, zdecydowanie nie doceniasz ludzkich możliwości. Człowiek, jeśli jest naprawdę zdeterminowany, potrafi osiągnąć rzeczy, przy których samodzielne opanowanie sztuki czytania nie jest warte nawet wzmianki. Ty też samodzielnie nauczyłabyś się teraz zupełnie obcego języka od podstaw, zarówno w mowie jak i piśmie, gdybyś tylko miała takie życzenie. Zwłaszcza, że bohater jakoś potrafił się komunikować z otoczeniem, już wcześniej, co wyraźnie stoi w tekście: Oczywiście nie znałem imion ani swoich towarzyszy niedoli, ani naszych opiekunów, ale doskonale znałem kształty ich twarzy i zapachy. Miałem też sposoby, żeby się z nimi porozumieć, choć nie tylko te, których mnie tu nauczono. Specjalnie nie wgłębiałem się w to, jakie były te sposoby, żeby przypadkiem nie palnać czegoś głupiego, ale wiadomo, że alfabet Lorma, może nawet Braila jest w zasięgu osób głuchoniewidomych. Tak więc Finkla ma rację, że chłopak wcale nie musiał zaczynać od początku. Nie mówiąc już o tym, że cechuje się on jednak pewną inteligencją, co podkreślać miało miedzy innymi właśnie to, jak sobie radził z nauką.
Zdaje się, że odpowiedziałem tu też już na uwagi kilku innych osób. Nic nie szkodzi.
Miętusie,
Cieniu, w jednym miejscu masz: nie znałem imion ani swoich towarzyszy niedoli, ani naszych opiekunów. A dalej: zostałem okrutnie ukarany przez Marię – pielęgniarkę.. To, w końcu, znał te imiona, czy? Wiadomo, że później, w wyniku wizji dowiedział się kilku rzeczy, jednak na przestrzeni wskazanego tekstu, tego nikt nie wie.
Opowiadanie jest, jak to zazwyczaj bywa, chronologiczne, więc wzmianka o tym, że bohater nie znał imion, tyczy czasów sprzed Wizji [a dla czepialskich dopowiem jeszcze, że sprzed czasów, kiedy nauczył się komunikacji z opiekunami. Na końcu zaś zmienię odrobinę ten fragment, bo sam widzę, że wymaga doprecyzowania. A limit mnie jeszcze puszcza ( a nawet pustynia ;)]
Nevazie,
dzięki serdeczne za dobre słowo i cenne uwagi. Odnośnie informacji o tym, skąd wiadomo, kiedy bohater nauczył się czytać, reg wyjaśniła już wszystko i to o wiele klarowniej niż ja bym potrafił.
Śpioszko,
miło, że wpadłaś. Bądź wytrwała w nieopiniowaniu samego tekstu, ale myślę, że niema przeciwwskazań, byś wzięła udział w merytorycznej dyskusji o poruszanych przezeń wątkach.
Klapencjuszu,
Tobie również dzięki za wizytę, ciepło słowa i mądre, niezwykle przydatne uwagi. I wybacz proszę – Ty, i wszyscy, których w swoim komentarzu traktuję niejako po macoszemu – oględność i minimalizm mojej odpowiedzi.
Co do mocy węchu, bohatera, to tutaj też ewidentnie przesadziłem, ale faktem jest, że u osób pozbawionych jednych zmysłów, inne rozwijają się znacznie lepiej niż u osób zdrowych. Są też przypadki ludzi, nawet w pełni funkcjonalnych, że tak powiem, którzy niektóre zmysły mają rozwinięte bardzo daleko poza to, co zwykło się uważać za ludzkie standardy. Tak więc może się okazać, że nie tak znowu wiele w tm motywie fantastyki.
Morgi, wybacz, ale to “się” jednak odpuszczę, a “ekstatyczność” zostawię. Jest to bowiem słowo, które idealnie mi tu pasuje.
I bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, i to aż w takim stopniu, by je nominować. Dziękuję.
Uradowańczyku,
dzięki za komentarz i istotną uwagę do dyskusji. Chciałbym przypomniec jednak po raz kolejny, że nie wiemy, ile minęło czasu od chwili pierwszych Wizji do momentu, w którym bohater o nich opowiada i jak bardzo rozwinął się w tym czasie, ile wiedzy zdobył i czego się nauczył. Widać, było tego dość, by potrafić już konkretnie opisać to, co wtedy przeżywał, nawet jeśli wtedy nie był w stanie tego interpretować. A nie był, o czym też jest w tekście. Uczył się wszystkiego od początku.
Bemik,
wg moi, również wszystko jest logicznie i racjonalnie uzasadnione. Nic, poza tym, co faktycznie fantastyczne, nie wydaje mi się nierealną bzdurą.
Dziękuję Ci za nominację, odwiedziny i dobre słowo. Przepraszam za lakoniczność.
Thargone,
bardzo, bardzo się cieszę, że w ten sposób patrzysz na moje opowiadanie. Dziękuje Ci za to. I masz tu, oczywiście, rację. Inna rzecz, że metody stosowane przez tego “superbohatera”… no cóż, nadają opowiadaniu kolejnego wymiaru.
Corcoranie,
nie wiem, czy Wizje są uproszczeniem. Na pewno nie miały nimi być – to był fundament opowiadania, które od początku w takiej mniej więcej formie powstało mi w głowie, tuż po tym, jak zagościły tam te dwa pierwsze zdania, do których dopasowałem całą wizję. Jeśli wyszło na to, że poszedłem z tematem na skróty, wielka szkoda. Ale na to już nic nie poradzę.
Ciszę się, że przezwyciężyłeś swoją słabość i niezwykle miło jest mi widzieć Cię poważnym (tylko nie przesadzaj z tym za bardzo). To dla mnie swoisty zaszczyt.
Panie D,
cieszę się, że wpadłeś, przeczytałeś, jesteś usatysfakcjonowany i zabrałeś głos w dyskusji. Podyskutujmy zatem.
No tak, skoro fantastyka to wszystko się może zdarzyć, wiadomo, tu liście mogą być niebieskie, a politycy uczciwi.
To chyba nie tak. Co innego, kiedy wszystkie totalne bzdury i dziwactwa świata przedstawionego usprawiedliwia się fantastyką czy magią, a co innego, kiedy jakiś element nadprzyrodzony jest po prostu wpisany w daną opowieść, tak jak w tym wypadku. Gdyby negować taki sposób tworzenia fantastyki, to równie dobrze można uznać cały gatunek za kupę bezwartościowych bzdur. Wyobraźmy sobie Władcę Pierścieni bez elfów, orków, Gimliego, pierścieni, Czarodziejów, balrogów, hobbitów i całej reszty.
Inna rzecz – i tu znowu się powtarzam – że bohater nie miał już dwunastu lat, kiedy opowiadał swoją historię. Był już dorosły (wiemy, że skończył co najmniej osiemnastkę) i miał całe lata na przyswojenie sobie wszystkiego. Tak więc poziom zaawansowania w wykorzystywaniu swoich zdolności nie jest tutaj elementem fantastycznym, bynajmniej. Myślę, że mogę ten komentarz spokojnie rozciągnąć również na odnotowane poniżej uwagi NeverEnda.
c21h23no5.enazet, powiem zarówno Tobie jak i wszystkim, którzy zabrali głos w dyskusji o wkładaniu mi kłującego zielska na głowę, że jakkolwiek rozstrzygnie się ten konkurs, ja swoje i tak już w nim wygrałem. Co prawda uważam za mocną przesadę wkładanie koszulki na niedźwiedzia, że sobie uadekwatnię pewne przysłowie, ale jest mi tak niezmiernie i nieskończenie przyjemnie po Twoich słowach, że chyba nie umiałbym tego skomentować, nie uciekając się przy tym do uzasadnienie zaakcentowanych słów powszechnie uznawanych za wulgarne i/lub całowania rączek. A – jak wiemy – i jedno i drugie z pewnych perspektyw źle by mogło wyglądać. Tak więc nieporadnie sobie pomilczę, modląc się w duchu, by me oblicze niezbyt widoczną oblało się purpurą. (Mam nadzieję, że – biorąc pod uwagę moją, widoczną choćby w tym komentarzu, tendencję do gadulstwa – cisza ta jest dostatecznie wymowna).
NeverEnd, raz jeszcze.
Jest to dobrze napisane, ale po dokładnym przemyśleniu taki sposób narracji kuleje – zwłaszcza pod koniec, tak samo jak drastyczne sceny są wpychane na siłę.
O niczym takim mi nie wiadomo. Ale w sumie co ja tam wiem – jestem tylko autorem. ;)
Nie no, serio. Zamysł jaki był, taki został zrealizowany. Choć wiadomo, że gotowy produkt zawsze różni się od prototypów.
Winter, raz jeszcze.
Nie rozumiem również, skąd ten szał na punkcie tego opowiadania. Cień pisał mnóstwo o wiele lepszych historii, które nie zostały docenione w takim stopniu. Ten tekst jest po prostu słaby i nielogiczny.
Ja też nie wiem. I boję się zgadywać. Czy tekst jest słaby – to Wy wiecie lepiej ode mnie. Niemniej przed zarzutem o nielogiczność będę go bronił rencami i nogami.
OŚWIADCZENIE OFICJALNE:
Nie napisze opowiadania raz jeszcze. I nie przerobię tego, przykro mi.
Nie dość, że nie mam na to czasu, to jeszcze przerabianie tekstów słabo mi wychodzi (kto nie wierzy, niech zajrzy do mojej wersji Dziadka Leona). Ponadto zwyczajnie nie widzę potrzeby przerabiania tego opowiadania. Wszystkim nie dogodzę, niestety. Ba! Nigdy sam sobie swoim pisaniem jeszcze nie dogodziłem. Niemniej, póki sam nie widzę błędów logicznych w tym, co napisałem, a na przejmowanie się całą resztą brak mi sił i czasu, zostanie tak jak jest.
Tenszo,
dziękuję za komentarz i nominację. Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Kolejna wielka nagroda dla mnie.
Mr_D,
Autor nie zaznaczył, że bohater może czytać Braille’a ani Lorma, bo wtedy byłby się w stanie komunikować z innymi opiekunami, i fabuła by się rozleciała. Możemy więc założyć, że nie umiał, a co za tym idzie nie myślał w kategoriach jakichkolwiek “słów”, więc nauczenie się tego w wieku dwunastu lat graniczy z niemożliwością.
Owszem, Autor dał do zrozumienia, ba! – jasno stwierdził, że istniał jakiś sposób komunikacji między bohaterem a otoczeniem, o czym zresztą już pisałem pół pierdyliarda znaków wcześniej. I komunikował się z nim. Tyle, że pewne rzeczy trzymał w sekrecie.
Co do Genie, to jest ona tak naprawdę jednym przypadkiem z wielu. Jeśli zajdzie potrzeba, to przewertuję internety i poszukam innych, podobnych, celem zweryfikowania, czy tak jest z każdym podobnym przypadkiem. jestem jednak przekonany, że nie. Wszystko zależy od wielu różnych czynników; inteligencji danego dziecka, stopnia prawidłowego rozwoju psychofizycznego, etc. Zapewne fakt, że Genie – w przeciwieństwie do mojego bohatera – wychowała się z dala od ludzi i cywilzliacji, jest jednym z nich. Kolejna kwestia, że są na przykład dzieci głuche od urodzenia, którym wszczepiono implanty umożliwiającymi słyszenie. Takie dzieci, z tego co kojarzę, ale za co nie dam sobie nawet paznokcia złamać, są w stanie sobie przyswoić mowę. Generalnie – nie ma co generalizować.^^
A co do milczenia względem poczynań siostry Marii czy woźnego, to kolejny cytat: tutaj nie tylko ściany są ślepe, głuche i nieme.
I nie chodzi nawet o to, że dzieciaki myślą w kategoriach: uwierzą mi czy nie. Dla nich to po prostu naturalne. Tak od zawsze wyglądał ich świat. No i do tego dochodzi wpajany przez całe życie strach i przekonanie, że to one, dzieci, są złe i zasługują na to, co je spotyka, a Siostry Marie są władzą, z którą się nie dyskutuje. To naprawę tak wygląda.
Reg,
nie martw się. Założenie, że mógłbym chcieć przestać pisać jest równie prawdopodobne co Wolna Ukraina.
Morgiano,
Przypuszczam, że przeróbki dla Cienia nie byłyby takim problemem, jak zalew komentarzy pod jego tekstem. Teraz pewnie ma problem, by wszystkim odpisać, bo z tego co widziałam, jego komentarze są dosyć długie. ;) Obawiam się, że na odpowiedź będzie trzeba nieco poczekać i może się okazać dłuższa nić samo opowiadanie. ;)
skąd wiedziałaś? No skąd?
Naz,
Cień na pewno napawa się moim stwierdzeniem, że napisał lepsze opowiadanie od wszystkich dotychczas opublikowanych. Dokłada nowe fanty na cieniowym ołtarzyku samouwielbienia.
No, no, aż tak, to nie. Jak się rzekło, jest mi niezmiernie miło w związku z tym, co napisałaś – choć populistycznie muszę zaznaczyć, że każdy jeden komentarz bez wyjątku sprawił mi przyjemność, nawet te nieprzychylne – niemniej Cieniu nie doznaje zgubnego uczucia samouwielbienia nigdy. Zdecydowanie za cień-ki jest na to.
AlexFagus,
Dziękuję i cieszę się, że masz tak wysoką opinię o opowiadaniu (znacznie wyższą od mojej). Bardzo mi to schlebia.
Jak wspomniał Uradowańczyk – w tym wieku nawet odzyskawszy wzrok bohater niestety by nie widział i mimo odzyskania słuchu nie nauczyłby się mówić. Więc czytanie i mówienie mają rację bytu tylko jako element fantastyczny.
Podkreślę to jeszcze jeden, ale to już ostatni, raz, przysięgam – Hero uczył się wszystkiego przez długie lata, a nie chop siup, mam dwanaście lat i urządzam reczitale. Warto zauważyć jeszcze, że były to lata życia, w których mózg wciąż jest bardzo chłonny, a jego miał naprawdę dobre smarowanie. Weźcie poprawkę też na to, że “umiem czytać i pisać”, to stwierdzenie, które może – i to zasadnie – przypisać do siebie prawie każde dziecko siedmioletnie, a nieraz i młodsze. Ale czy to znaczy, że są w tej sztuce biegłe i nie robią błędów? Nie, oczywiście, że nie. Dukają, mają tendencję do zgadywania wyrazów na podstawie pierwszych sylab, mylą się. Ale potrafią. Nie demonizujcie więc na siłę tego tematu.
Dobra, koniec, przynajmniej na razie. Dzięki Bogu chociaż za to!
Podsumowując: Jeszcze raz, zbiorczo, dziękuję za zainteresowanie opowiadaniem, za WSZYSTKIE, zwłaszcza… wszystkie^^, komentarze, oraz za arcyciekawy, pouczający i barwny dyskurs, którego – jak dotąd – byłem niemal niemym świadkiem. Za wszelkie nominacje, to tu, to tam, dziękuję osobno.
Mam nadzieję, że po tylukrotnym powtórzeniu tego pięknego słowa – dziękuję – jeszcze cokolwiek w moich ustach znaczy.
Na koniec przepraszam wszystkich za nieprawdopodobny rozmiar i prawdopodobnie mizerną jakość tego komentarza – mam już mętlik we łbie.
Mam też nadzieję, że w jakimś stopniu wyjaśniłem powszechne wątpliwości i nikogo przy tym nie uraziłem.
Peace!
P.S.
Tak, Morgi, miałaś rację; komentarz jest nieznacznie dłuższy od samego opowiadania.
Ech…
No cóż, na swoją obronę mam tylko to, że sami mnie sprowokowaliście.^^
EDIT:
Byłem ciekaw, czy portal łyknie takiego molocha. Łyknął, niestety. No nic, kiedyś w końcu napiszę komentarz, którym się zadławi. :)
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/