Zaskakująco niski, nawet jak na krasnoluda, pan Knock kolejny raz przeczesał nieistniejącą brodę, potarł sękatą łapą pobrużdżone czoło i wykrzywił usta w takiej boleści, jaką tylko może wywołać dogłębna rozterka moralna: rozstać się z samym sobą, czy z możliwością powiększenia majątku?
― To się nie sprzeda ― stwierdził, choć rozum podpowiadał mu co innego. ― Mało tego, wyjdziecie, panowie, i w świecie naukowym, i artystycznym, i biznesowym na głupców, pajaców oraz rasistów. A ja razem z wami. Ja! Doktor ekonomii stosowanej. Szanujący siebie oraz innych, brzydzący się anarchią i nietolerancją, przykładny obywatel Republiki!
Ostatnich słów o mało nie wykrzyczał, takie w nim emocje wezbrały. Na szczęście stary wyjadacz opamiętał się, nim ktokolwiek coś spostrzegł. Tak przynajmniej sądził.
Jego rozmówca, pan Centkiewicz Arnold, pobladł i jął tarmosić swoją mądrą brodę. Szukał słów, lecz jak zwykle, gdy ich potrzebował, żadne nie chciały się pojawić pod tą łysiejącą łepetyną. Właśnie dlatego wynajął Michaela Lexa, ten bowiem zawsze znajdywał słowa, i zawsze odpowiednie.
― Nie zapominaj, drogi Zicku, że jesteś także przedsiębiorcą i musisz dbać o finanse ― zauważył, całkiem słusznie, pełnomocnik Arnolda, za co krasnolud zgromił go takim wzrokiem, że zebra zgubiłaby paski, a lampart cętki, ale nie pan Lex ― pan Lex potrząsnął tylko grzywą i wyszczerzył zęby.
― Ty chyba masz mnie za krasnala ogrodowego albo jakiegoś gnoma bez czci i honoru! ― uniósł się i poczerwieniał na twarzy Knock. ― Co? Nie jest tak aby, panie Lex? Myślisz, że jestem pospolitym sprzedawczykiem, co by własną żonę pożyczył, jeśliby tylko pokaźny procent za to dostał? I wiesz co? Masz całkowitą rację, ale gdybym taki nie był, nie przylazłbyś do mojej drukarni wraz z tym, psia jego mać, autorem i nie prosił o wydanie tego, tfu! dzieła literackiego.
― Ależ, panie Knock… ― zajęczał Centkiewicz, przeczuwając, że jego kariera chyli się ku upadkowi, jeszcze zanim się zaczęła.
― Czekaj, bom nie skończył mówić. Chcę wyjaśnić, dlaczego wolałbym pożyczyć świeżo upieczoną, hożą jak przyroda wiosną żonkę, niż wydać tę powieść. ― Oblizał wyschnięte wargi. ― Po pierwsze, w przypadku mojej białogłówki zysk mam pewny, a tu jest ryzyko. Po drugie, za pożyczkę nie zwali mi się na głowę wściekły motłoch, a co najwyżej poborca podatków. Po trzecie, stary już jestem i czas mi myśleć o tym, jak sobie w zaświatach polepszyć. Żonką zawsze mogę się wkupić w łaski jakiego kapłana, aby za mnie modły odprawiał, a tym heretyckim i obrazoburczym dziełem jedynie zgubę na się sprowadzić.
Pełnomocnik, przedstawiciel rasy biurołaków: od ludzi różniących się jedynie skórą niepodatną na rumieńce, wstał z krzesła, otrzepał marynarkę z niewidzialnego pyłu i przespacerował się po biurze.
― Teraz ja ― rzekł, drąc ciszę na strzępy, jak sterty źle wypełnionych formularzy ― wyjaśnię panu, panie Knock, dlaczego lepiej, abyś zachował swoją połowicę dla siebie, a zajął się tym, co potrafisz najlepiej: drukiem i reklamą. Primo, zysk jest pewny. Kontrowersje mają bowiem tę niesamowitą właściwość, że sprzedają się jak przysłowiowe świeże bułeczki, o czym tylko przypominam szacownemu doktorowi. Secundo, żaden motłoch nie zwali się nikomu na głowę, bo żyjemy w państwie cywilizowanym, gdzie wolności słowa broni nie tylko prawo, ale i policja. Tertio, nawet nie skomentuję.
Knock potarł iluzoryczną brodę. Tego właśnie obawiał się najbardziej. Tego, iż ktoś dostrzeże jego wahanie i wypowie na głos to, o czym doskonale wiedział. Otarł spocone czoło i zmobilizował resztki krasnoludztwa do ostatecznego, zaciętego boju.
― Zysk bynajmniej nie jest pewny, a ryzyko, ależ owszem, jest duże ― powiedział zadziwiająco spokojnie. ― Bo do kogo ma trafić książka opisująca nigdy nieistniejący i niemożliwy do zaistnienia świat?
Eleganckie buty Lexa otarły się o siebie, sam Michael już szykował odpowiedź, ale wyprzedził go Arnold.
― Panie Zicku, to nie jest „nigdy nieistniejący i niemożliwy do zaistnienia świat”, to fantastyka. Na tym właśnie polega. Aby wyobrazić sobie rzeczy niewyobrażalne. Aby opisać coś, czego jeszcze nikt nie opisał. Aby dać czytelnikowi coś, czego nie znajdzie u siebie na podwórku, ani u sąsiada za ogrodzeniem, ani nigdzie indziej na świecie.
― Rzeczywiście ― parsknął Knock ― fantastycznie pokazuje świat zdominowany przez gatunek ludzki. Myślicie, że jakiś ogr, goblin, elf, czy inny krasnal kupi coś takiego? Myślicie, że przejdzie obojętnie obok reklamy dzieła, w którym ludzie w fantastyczny i niewyobrażalny sposób wytępili inne rasy?
― Nie wytępili ― bronił się Centkiewicz. ― One nigdy nie istniały.
― Jeszcze lepiej! ― Chwycił się za głowę Zick. ― Coś wam powiem panowie. Jesteście nienormalni. Obaj. Pan Lex ma nienormalne, aczkolwiek zrozumiałe z racji pochodzenia, ciągoty do łatwego szmalu. Pan zaś, panie Arnoldzie Centkiewiczu, nieodwracalnie spaczony umysł.
Niski człowieczek odsapnął, prychnął, otarł pot z czoła i usiadł z powrotem, bo podczas wywodu wstał nieświadomie.
― Jeszcze jedno ― kontynuował. ― Znalazłem błąd w tej pańskiej niewyobrażalnej, fantastycznej fantastyce.
Centkiewicz uniósł brwi ze zdumienia.
― Co? Gdzie? Jak? Jaki?
― Kardynalny! ― zagrzmiał Knock. ― Natury metafizycznej. W owym pańskim świecie nie ma magii. Ani centara magii. Ani ociupinki. Kto przy zdrowych sześciu zmysłach uwierzy w świat bez magii? Przecież dzięki niej świat istnieje. My istniejemy.
― Ale, ale… ‒ zajęczał i zamilkł Arnold pod ogniami spojrzeń i Zicka, i Lexa, który najwyraźniej nie przeczytał kopii dzieła Centkiewicza, a skupił się jedynie na liczeniu zer, jakie znajdowały się na umowie. ― Ale moi ludzie jej nie potrzebują. Mają całkiem solidną teorię o tym, jak powstał wszechświat, a także oni sami. Czy czytał pan o Wiel…
― Wielkim Wybuchu? ― zaśmiał się Zick. ― Świat z niczego? Nie było go i nagle pojawił się jak gaszek w łóżku wiernej i pobożnej małżonki? I ty to nazywasz solidną teorią? Przecież każde dziecko na ulicy wie, że i za pomocą magii, nie można stworzyć czegoś z niczego. To w ogóle jest nie do pomyślenia.
Czerwony jak mak, czcigodny autor Centkiewicz Arnold spojrzał błagalnie na pana Lexa, lecz ten odwrócił wzrok. Biurołak westchnął ― rzecz jasna tylko w duchu ― i obiecał sobie, że od tej pory będzie przykładał większą uwagę do zleceń, a liczbę zer na umowie traktował drugorzędnie. Spojrzał pozornie obojętnie na Zicka. Nagle nabrał szacunku do krasnoluda.
― Zrywam umowę ― rzekł, chwycił teczkę i wyjął plik dokumentów; podarłszy je na strzępy, wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
Centkiewicz spuścił głowę, łzy stanęły mu w oczach, wstał i podążył śladem prawnika, jednak w ostatnim momencie zatrzymał go głos Knocka.
― Czekaj pan ― powiedział karzeł, uśmiechając się. ― Jeśli godzisz się, mój drogi fantasto, na osiemdziesiąt pięć do piętnastu, to możesz jutro przyjść i złożyć podpis. Tylko bez tego biurołaka, ma się rozumieć. No, to jak będzie?
OK, jest jakiś pomysł. Nie jakiś nadzwyczajnie nowy, ale może być.
Z fabułą cienko – stoją ludzie interesu i rozmawiają.
Jeśli chodzi o wykonanie, to interpunkcja niedomaga.
Babska logika rządzi!
“ekonomi stosowanej” → literówka
Mnie się nawet podobało. Faktycznie, jak zauważyła Finkla, trudno w opowiadaniu mówić o fabule, to bardziej scenka, niż cokolwiek innego, ale całkiem sympatyczna. Tekst nadawałby się na fragment większej/dłuższej formy, bo samodzielnie broni się umiarkowanie. Pomysł i postaci udane.
Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.
Pomysł zacny, czytało się całkiem nieźle i aż szkoda, że to tylko taka mała scenka. ;)
Eleganckie buty Lexa otarły się o zaśniedziałe deski… –> Czy to na pewno były deski, skoro zaśniedziały?
Za SJP PWN: zaśniedzieć 1. «o przedmiotach metalowych: pokryć się śniedzią» 2. «nie ruszając się z miejsca, odzwyczaić się od zmian i zatrzymać się na dotychczasowym poziomie intelektualnym» 3. «o poglądach, ideach itp.: przestać być aktualnym»
‒ Rzeczywiście ‒ parsknął Knock‒ fantastycznie… –> Brak spacji przed ostatnią półpauzą.
‒ Zrywam umowę ‒ rzekł, chwycił swoją teczkę i wyjął z niej plik dokumentów; podarłszy je na maczek… –> ‒ Zrywam umowę ‒ rzekł, chwycił teczkę i wyjął z niej plik dokumentów; podarłszy je na strzępy…
Zbędny zaimek, raczej nie chwyciłby cudzej teczki.
Słowem maczek określa się drobne, gęste pismo, nie podarte papiery.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jeśli nie liczyć błędów wytkniętych przez przedpiśców (mała uwaga: na drobny mak, nie maczek, coś się może rozbić, ale nie da się tak podrzeć kartki) oraz tego, że początek nieco mi się dłużył i przez moment straciłam nadzieję, że o coś będzie chodzić – w sumie podobało mi się, bo pomysł, na którym całość się zasadza jest całkiem zacny.
http://altronapoleone.home.blog
(mała uwaga: na drobny mak, nie maczek, coś się może rozbić, ale nie da się tak podrzeć kartki)
O ile mi wiadomo, coś może się rozbić/ rozpaść/ rozsypać nie na drobny mak, a w drobny mak.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Możliwe, choć jestem w zasadzie pewna, że na drobny mak też słyszałam, ale może np. lokalnie lub wręcz rodzinnie…
http://altronapoleone.home.blog
Dziękuję za komentarze i wytknięte grzeszki.
To w zasadzie mój debiut więc cieszę się, że tekst przypadł do gustu. Krótki, bo krótki, ale wolałem wstawić coś skromniejszego niż uśpić kogokolwiek, a na dokładkę poczęstować nieciekawym zakończeniem. Tym bardziej jestem zadowolony, widząc tyle przychylnych opinii.
Pozdrawiam serdecznie.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
Widzę tu pomysł, nawet bardzo dobry. Taki humorystyczny “Człowiek z Wysokiego Zamku”, tylko w wersji fantasy i bez nazistów. Aż szkoda, ze to tylko scenka. Bo w wersji dłuższej na bank przykułoby moją uwagę :)
Chwytaj też przydatne linki:
Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794
Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego
Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850
Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133
Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676
Powodzenia!
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Odwrócenie motywów, czyli w zasadzie nic nowego. Czytało się nieźle, końcówka fajna. Tekst do przeczytania jak najbardziej.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Short zainteresował mnie od samego początku, złapał za gębę i nie puścił aż do samego końca ;).
Fajny pomysł, niezłe wykonanie i zabawne rozwiązanie sytuacji. Poza tym (choć może to moja nadinterpretacja) tekst skłania do refleksji, że nasz świat wcale nie jest taki uporządkowany i logiczny jak mogłoby się wydawać, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Podsumowując, opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu.
Centkiewicz przypadkowo skojarzył mi się z Cenckiewiczem, czy tak miało być?
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Nie, o Cenckiewiczu słyszę pierwszy raz.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
A mnie się skojarzył z Centkiewiczami, autorami modnych swego czasu książek podróżniczych (polarniczych); ciekawe, jak przetrwały próbę czasu, tak skądinąd, tzn. czy zapomniane są tylko z powodu czasu, w którym powstały…
Nie, o Cenckiewiczu słyszę pierwszy raz.
Szczęśliwiec ;)
http://altronapoleone.home.blog
No, też miałam takie skojarzenia, że chłodem powiało.
Babska logika rządzi!
To już może bardziej, bo “Zaczarowaną Zagrodę” Centkiewiczów (taką chudą książeczkę o pingiwnach) miałem za lekturę w podstawówce. Aczkolwiek nazwisko Arnolda to raczej przypadek.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
W każdym razie zgodzę się z większością odbiorców, że to całkiem przyjemny tekst :P.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Jakoś mi ostatnio nie podchodzą małe scenki z życia fantastycznego. Pomysł sympatyczny, ale nie było nic co, mogłoby spowodować, że poczułabym się związana jakoś z tekstem. Przeczytałam i tyle w temacie.
A jak na debiut, dobry początek. Czekam na więcej.
Bardziej podobał mi się nawet styl, niż pomysł. Scenka przewrotna i chwyta za serce naturą przedstawionego problemu. Miła rzecz.
The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.
Mnie się podobało :)
Lekki, przyjemny szorcik. Owszem, niedługi, ale przecież ładnie poprowadzony i zamknięty sceną handlową, że tak to ujmę. Fajny pomysł, w końcu wszyscy wiemy, że świat bez magii nie istnieje. Ciekawe odwrócenie sytuacji, a przy tym zgrabnie napisane.
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dodałam klika, bo właściwie nie wiem, czemu przy komentarzu nie kliknęłam. Może czytałam z komórki i nie przeszło.
http://altronapoleone.home.blog
Dzięki wszystkim za miłe słowa.
Nie spodziewałem się, że ktoś tu jeszcze zajrzy.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
Cześć!
Fajny pomysł na “odwróconą” fantastykę. Podobało mi się to oburzenie na świat bez magii, w którym istnieją tylko ludzie. Na samym początku trochę trudno się połapać w postaciach, ale potem już wciągnęło. Przyjemna i zabawna lektura.
Myślisz, że jestem pospolitym sprzedawczykiem, coby własną żonę pożyczył, jeśliby tylko pokaźny procent za to dostał?
W tym kontekście powinno być “co by”.
Misiowi się podobało. Dodatkowo zauważył komentarz Anet. Toż to nobilitacja dla autora. Autorze, możesz być dumny.
Pełnomocnik, przedstawiciel rasy biurołaków: od ludzi różniących się jedynie skórą niepodatną na rumieńce
Chyba ukradnę…
Natury logicznej. W owym pańskim świecie nie ma magii. Ani centara magii. Ani ociupinki. Kto przy zdrowych sześciu zmysłach uwierzy w świat bez magii? Przecież dzięki niej świat istnieje. My istniejemy.
Nie robiłam wyłapki, bo mi już oczy z orbit wypadają, ale zaznaczę – to nie jest błąd logiczny. Najwyżej metafizyczny :)
Żarcik uroczy, przewrotny i odwrotny.
nasz świat wcale nie jest taki uporządkowany i logiczny jak mogłoby się wydawać
Komu tak się wydaje? XD
Cenckiewiczu słyszę pierwszy raz.
Widziałam go na żywo. True story. Pikantne szczegóły… nie będzie szczegółów :P
W tym kontekście powinno być “co by”.
Tak.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
To mnie zaskoczyliście. :)
Cześć, Alicello.
Dziękuję. O ile dobrze pamiętam, zastanawiałem się nad tym “coby”, ale nie znalazłem żadnej zasady, kiedy pisać łącznie, a kiedy oddzielnie. Może za mało szukałem.
Cześć, Misiu.
Cieszy mnie to, że się podobało. A dumny, choć nie wiem, czy to właściwe słowo, jestem z każdego komentarza.
Cześć, Tarnino.
Dziękuję za komentarz. A i pozwalam na kradzież. Im więcej osób się dowie, tym łatwiej ich zdemaskujemy. Reptylianie to przy nich małe nic.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
Muahaha? :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Uroczy tekst :) Do tego fajnie, dynamicznie napisany, a wbrew pozorom – nie jest łatwo złożyć dobry tekst oparty na samym dialogu. Miła lektura na sobotni poranek :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
Cześć, Suzuki M.
Dziękuję pięknie i życzę udanego weekendu. :)
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz