- Opowiadanie: dawidiq150 - Nietoperz

Nietoperz

Starałem się, żeby temu opowiadaniu nie można już było zarzucić, że jest “streszczeniem”. Proszę czytajcie i komentujcie.

Jestem przekonany, że to jeden z moich lepszych tekstów :))

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Nietoperz

 Po wielkich odkryciach dwudziestego czwartego wieku, zaczęto budować statki kosmiczne mogące podróżować z prędkością kilkanaście razy większą niż światło.

Skutkiem tego ludzkość rozpanoszyła się po pobliskich układach gwiezdnych.

 

&&&

 

Rok 2371. Baza „Teresa” w układzie B-8.

 

– Ta planeta jest bardzo podobna do naszej Ziemi! To pierwsze takie odkrycie! – mówił do słuchawki podniesionym głosem kapitan Marek K. podniecony odkryciem – Dreszcz mnie przechodzi, jak myślę jakie organizmy tam znajdziemy. Może nawet istoty podobne do nas. Niestety glob otaczają jakieś przeszkody, w atmosferze, które najpierw musimy zlikwidować. Potrzebujemy odpowiedniego sprzętu.

– Rozumiem – padła odpowiedź z rodzimej planety. – W takim razie przyślemy najnowszy model „czyściciela”.

Marek podziękował i rozmowa została zakończona. Wygodnie rozsiadł się w fotelu i przyglądając się planecie wyświetlonej na ekranie, myślał:

– Co w sobie kryjesz mała? Dla kogo jesteś domem? Już niedługo się dowiemy.

 

&&&

 

Tydzień później, w olbrzymim hangarze „Teresy”, zadokował transportowiec z „czyścicielem” w ładowni. Było to przytwierdzane do kadłuba statku działo, strzelające pociskami które przy kontakcie z celem eksplodowały. Zadaniem maszyny, było likwidować wszelkie pomniejsze przeszkody na trasie okrętu – statku.

Mechanicy zebrali się, by zamontować sprzęt. Razem z główną maszynerią, przywieziono dwie wielkie skrzynie pełne śrub, uszczelek, kabli i innych rzeczy, których należało użyć. Praca nie była ciężka, ale czasochłonna. Zajęła im niemal cały dzień.

Gdy nadszedł wieczór, ponad setka chętnych by zbadać nowo odkrytą planetę, zebrała się w dużej auli. Uzgodniono, że potrzeba by zespół liczył czternaście osób różnych profesji. Załogę wybrano poprzez losowanie.

Marek, który miał dowodzić wyprawie, tej nocy nie mógł zasnąć, był zbyt podekscytowany. W końcu włączył telewizor i wybrał spośród setek stacji kanał muzyczny. Zamykał oczy, ale sen nie przychodził. Przełączył na jakiś teleturniej. Około czwartej rano zapadł w twardy, choć niestety krótki sen.

 

&&&

 

Następnego dnia o siódmej trzydzieści, obudził Marka system alarmowy. Przez głośniki rozmieszczone w pokoju brzmiały hałaśliwe, drażniące dźwięki.

Nacisnął duży przycisk wyłączający, znajdujący się blisko na ścianie. „Budzik” umilkł, a on zwlókł się z łóżka, by przyklęknąć i zmówić, jak co rano krótką modlitwę. Potem poszedł do łazienki i zaczął doprowadzać się do porządku.

O 9:00 zaplanowano wylot. Marek wygłosił krótką odprawę i wreszcie wszyscy wsiedli do statku, który swoje imię „Pionier” miał wygrawerowane wielkimi brązowymi literami.

Na okrętach badawczych przeznaczonych na krótkie trasy, nie potrzeba było pilota, wszystko obsługiwały komputery. W razie ich awarii, ręcznie sterować potrafiłoby nawet nastoletnie dziecko, po krótkim szkoleniu. Równie prosta była obsługa domontowanego „czyściciela”.

 

&&&

 

Podróż trwała pięć dni.

Po dotarciu na orbitę „Bliźniaka”, bo tak zaczęto nazywać nową planetę, Marek usiadł na fotelu w dużym pomieszczeniu, gdzie znajdowały się komputery sterujące. Przed wylotem z bazy zamontowano tu duży ekran połączony z „czyścicielem”, oraz konsolę, na której było kilka przycisków i dźwigni. Obraz na ekranie, był obrazem z kamery umieszczonej na dziobie statku. Wyraźnie widać było białe plamy, przez które jak wskazywały czujniki nie można było przelecieć, gdyż nie były gazem, tylko ciałem stałym.

– Zaczynajmy – powiedział Marek. Wszyscy pozostali wstrzymali oddech.

Nacisnął duży, czerwony przycisk, następnie przesunął dźwignię o jeden stopień. Na ekranie ujrzeli jak działko zaczęło się obracać, wystrzeliwując ponad dwie setki naboi na sekundę. Te, z kolei eksplodowały momentalnie likwidując przeszkodę.

Przez powiększającą się wyrwę powoli zaczął wychylać się zielony ląd. Zaczęły się oklaski i wiwaty.

 

&&&

 

Trochę trwało, żeby oczyścić odpowiedni obszar, tak by bez kolizji „Pionier” mógł przelecieć.

Tajemnica przeszkody została odkryta. Na planecie rosły drzewa-giganty, które dochodziły do wysokości ponad stu kilometrów. Ich pnie o średnicy dwustu metrów, pokryte były czerwoną korą, a u samej góry rozrastały się białe, twarde jak kamień gałęzie.

„Pionier” delikatne osiadł na zielonej łące. Skład powietrza niewiele różnił się od ziemskiego, dlatego wszyscy opuściwszy pokład, zaczerpnęli oddechu pełną piersią. Było ciepło, temperatura wynosiła dwadzieścia sześć stopni.

– Wiecie jaki jest plan – powiedział Marek – rozchodzimy się dwójkami i każdy robi co do niego należy. Za cztery godziny wracamy do statku na obiad, wtedy porozmawiamy o naszych odkryciach.

Wszyscy potrzebny sprzęt mieli na swoich osobistych „Łazach”. Były to samochody z dużymi kołami, na specjalnych resorach, przystosowane do jeżdżenia po górkach i wybojach, z miejscem dla dwóch osób. „Łazy” miały nadajnik i poruszały się przy ludziach niczym wytresowane psy.

Dodatkowo, każdy miał pistolet laserowy przyczepiony do pasa.

Przyjaciele, Michał i Krystian pożegnali resztę życząc powodzenia i ruszyli razem przed siebie. Byli biologami zajmującymi się większymi zwierzętami, dlatego na dwóch Łazach, które podążały za nimi, znajdowały się między innymi średnie i duże klatki.

By zdobyć jakieś zwierzę, wyposażeni byli w specjalny sprzęt wyglądający jak mały parasol, wysyłający strumień fal psionicznych, paraliżujący ofiarę na kilkadziesiąt sekund.

Szli jakieś dziesięć minut dzieląc się wrażeniami, których dostarczała im planeta.

– Spróbujmy złapać jednego z tamtych ptaków – powiedział w pewnym momencie Michał wskazując na niewielki zagajnik po prawej, w odległości jakichś dwustu metrów, gdzie właśnie grupa latających stworzeń osiadła na gałęziach drzew.

– Dobrze – odparł przyjaciel i skręcili w tamtą stronę.

Gdy się dostatecznie zbliżyli, obaj, patrząc na zwierzęta doznali uczucia wielkiej fascynacji.

– Nie wiem czy to ptaki, czy jakieś gigantyczne owady – powiedział Krystian. – Ich skrzydła są jak u chrząszczy.

– Zaraz się im dokładniej przyjrzymy, ogłuszmy je zanim się spłoszą i uciekną.

 

Ogłuszacze mieli na paskach przewieszone przez ramiona, teraz zdjęli je i wymierzyli. Celność wspomagał czerwony laser.

– Teraz! – powiedział Michał i obaj nacisnęli spust.

Broń cicho fuknęła i dwa okazy spadły na trawę. O dziwo reszta nie spłoszyła się.

Naukowcy podeszli, by zabrać ogłuszone zwierzęta i umieścić w klatkach. Gdy to zrobili mogli się im uważnie przyjrzeć. Pół ptaki, pół owady miały wielkość gołębi. Posiadały kilkunastocentymetrowy odwłok, z którego wystawało żądło. Dwie pary skrzydeł, jedne zrogowaciałe osłaniające, drugie niemal przeźroczyste z widocznymi żyłkami. W łebku zakończonym dziobem, ujrzeli kilka niedużych kulek podobnych do główek szpilek z tym, że nieco większych, oraz jedno duże oko ze źrenicą, teraz na wpół otwarte.

Gdy odłożyli klatki do Łazów, poświęcili chwilę na oglądnięcie pobliskich drzew, różniły się bowiem od znanych im ziemskich odmian.

Ich czerwone pnie nie były proste, tylko powykrzywiane niczym powyginany drut. Wysokie na kilkanaście metrów. Koniec pnia wieńczyła ciemnoczerwona porowata kula i dopiero z tej kuli wyrastały proste gałęzie, a na nich szare duże liście podobne do liści dębu. Na samym końcu każdej z gałęzi, wisiało kilka owoców o wielkości małego arbuza, zielonych z wieloma różowymi i pomarańczowymi kropkami i paskami.

Gdy się napatrzyli ruszyli dalej.

Za zagajnikiem była znowu rozległa łąka, uwagę mężczyzn jednak przykuły niewielkie wzniesienia, wysokie na jakiś metr. Naliczyli ich pięć, a porozmieszczane były bez szyku, co kilkanaście metrów. Zbliżyli się do pierwszego. W środku zionęła dziura, o promieniu około trzech metrów. Wewnętrzne ściany jamy były żółte i gładkie. Wyglądało to jak miniaturowy wulkan.

– Czy myślisz o tym samym co ja? – zapytał uśmiechając się Michał.

– Chcesz wejść do środka? Może najpierw sprawdźmy czy wewnątrz nie ma jakiegoś drapieżnego zwierza.

– W porządku.

Wrócili do swoich Łazów i Michał zabrał dużą latarkę, Krystian natomiast chwilę czegoś szukał. Wreszcie znalazł. Podszedł z powrotem do jamy, trzymając dziwny gadżet. Był to ekran o wielkości sześciu cali, do którego podłączono wysuwany przewód zakończony kamerą i latarką. Sprzęt stworzony był z myślą o dokładnie takiej sytuacji.

Krystian włączył go i przy pomocy małego dżojstika zaczął sterować przewodem, tak że ten wysunął się i znikł w dziurze. Na ekranie przyjaciele zobaczyli co było w środku pod ziemią.

Jaskinia okazała się bardzo obszerna. Poczuli wielkie podekscytowanie widząc, że zejście do wewnątrz jest dość łagodne. Było to za sprawą mnóstwa gałęzi i ziemi tutaj przyniesionych. To nie mógł być przypadek, mogło to świadczyć o jednym; ktoś tu mieszkał! Zwierzę a może rozumna istota, która przystosowała jaskinię, by w niej zamieszkać.

Przewód z kamerą mógł wysunąć się nawet na piętnaście metrów, tak więc oglądali coraz to dalsze zakamarki jaskini.

Obaj doznali silnego uczucia fascynacji, kiedy światło latarki padło na zwisające z sufitu głową w dół cztery osobniki przypominające nietoperze. Pomyśleli, że zwierzęta prawdopodobnie spały, gdyż nie zareagowały na strumień światła. Ich głowy wyglądały niemal jak ludzkie. Choć szkaradne, jakby starcze. Pełne zmarszczek i łyse.

– I co teraz? – spytał Krystian.

– Zejdę tam, ogłuszę je i zabiorę jeden okaz. – odparł jego kompan.

– OK.

Michał przed wejściem do dziury jeszcze się przeżegnał. Chwilę później zniknął w łagodnie opadającym korytarzu, przyświecając sobie latarką.

Krystian szybko poszedł po odpowiedniej wielkości klatkę i oczekiwał na powrót towarzysza.

Dało się słyszeć ogłuszacz i po kilku chwilach głowa naukowca ukazała się dziurze. Następnie wygramolił się z jaskini, w rękach trzymając nieprzytomne zwierzę wielości indyka.

I wtedy stało się coś niespodziewanego. W momencie, kiedy promienie słońca padły na mieszkańca jaskini jego skóra zaczęła dymić i momentalnie zajęła się ogniem. Michał instynktownie odrzucił zwierzę oparzony, te momentalnie spłonęło, zostało po nim tylko zwęglone truchło.

– Co się stało do cholery? – żachnął się Michał.

– Zastanówmy się – odparł Krystian – to niezwykłe, ale to coś chyba nie toleruje słonecznego światła.

– Tak jak te istoty z książek?

– Wampiry?

– O tak, właśnie, wampiry.

– Alergia na światło. Bardzo rzadka przypadłość. Ale to, to wydaje się jego skrajnym przypadkiem.

Michał podrapał się po głowie i powiedział:

– Zejdę do jaskini jeszcze raz, a ty przygotuj koc przeznaczony do gaszenia ognia. Następny okaz ochronimy przed światłem.

Plan był dobry, więc Krystian się zgodził.

Kilka minut później, mieszkaniec jaskini znajdował się w klatce przykrytej kocem umieszczonej na Łazie. Krystian popatrzył na zegarek. Minęło trzy i pół godziny, można było już wracać. Ruszyli więc z powrotem.

Minęli zagajnik z drzewami o pogiętych pniach. Chwilę później znaleźli się jako drudzy przy „Pionierze”. Powoli schodziła się reszta. Wszyscy mieli zadowolone twarze, co świadczyło o tym, że wypad na sto procent się udał. Na Łazach znajdowały się słoje z różnymi, wyglądającymi dziwnie owadami, roślinami i niewielkimi, ale jakże ważnymi próbkami występujących na planecie drobnoustrojów.

Marek policzył wszystkich i gdy ilość się zgadzała naukowcy wrócili do statku. Zjedli obiad, następnie ruszyli na drugi i ostatni w tym dniu wypad. Wcześniej jednak poprzenosili zdobycze na statek.

 

&&&

 

Wieczorem, gdy planetę zaczął już ogarniać mrok, Marek zebrał wszystkich i powiedział:

– Zrobiliście dzisiaj kawał dobrej roboty. Postanowiłem, że spędzimy tu jeszcze dwa dni. To w zupełności wystarczy. Badanie materiału, który dostarczymy na „Teresę” a potem na Ziemię zajmie długie miesiące. Wiemy już, że planeta jest tak przyjazna, że na pewno powstanie tu placówka, przybędą tysiące naukowców – amatorów, i zwykłych ludzi łaknących odmiany i przygody. Jestem przekonany, że w „Bliźniaku” zaroi się jak w ulu. Tyle chciałem powiedzieć. Życzę wszystkim dobrej nocy – zakończył i skierował się do wyjścia.

Na „Pionierze” było trzydzieści sześć niewielkich jednoosobowych pokoi i cztery wspólne łazienki.

Część poszła od razu zrobić wieczorną toaletę, zamierzając wcześnie pójść spać, inni zebrali się w jadalni, by jeszcze podyskutować o wydarzeniach minionego dnia. Michał i Krystian zostali z trzema innymi osobami napić się piwa – a przynajmniej tak to miało wyglądać. Chwilę później dołączył do nich mężczyzna o imieniu Tomek. Promiennie się uśmiechał.

– Jestem pewny, że Marek poszedł spać – powiedział i wyjął z reklamówki dwie butelki wódki. – Możemy się spokojnie napić.

I rozpoczęli libacje.

Półtorej godziny później, około dwudziestej trzeciej, gdy byli już nieco wstawieni, nagle usłyszeli dziwny skowyt z ładowni piętro niżej. Tam właśnie znajdowały się wszystkie zdobyte dzisiaj skarby. Tajemniczy odgłos szybko przybierał na sile.

– Zobaczę co się tam dzieje – powiedział Michał i wstał z krzesła.

– Idę z tobą – Karolina również wstała i ruszyli do krętych schodów prowadzących niżej.

Chwilę później stali przed dużymi drzwiami, zza których dochodził odgłos. Żeby wejść należało wcisnąć przycisk umieszczony na ścianie. Karolina to zrobiła i drzwi się rozsunęły.

Widok okazał się nieco szokujący, ale od razu wiadomo było w czym tkwi problem.

Jakimś dziwnym sposobem, zwierzę, które mogło wychodzić ze swojej kryjówki wyłącznie w nocy, które Michał i Krystian przetransportowali do „Pioniera” pod kocem, teraz powiększyło się i jego klatka była za mała. Biedne męczyło się. Wyglądało jak ryba upchana w konserwie.

– Musimy je ogłuszyć i przenieść do większej klatki – powiedział Michał i skierował się do Łaza, w którym był ogłuszacz.

Wracając zobaczył, że Karolina zbliżyła się do klatki i zaczęła ją otwierać.

– Co ty robisz? Zaczekaj! Najpierw trzeba je ogłuszyć. – krzyknął naukowiec i widząc, że istota, która wcześniej przypominała nietoperza, a teraz była bardzo podobna do człowieka, szybko wydostała się z klatki, rzucił się biegiem, by móc użyć swojej broni bo w tym momencie był za daleko, poza zasięgiem jej rażenia.

Nacisnął spust celując w potwora, który teraz wyglądał przerażająco. Miał ze dwa i pół metra wzrostu, jego nogi i ręce były długie i chude jak u anorektyka. Smukłe palce zakończone zrogowaciałymi szpikulcami. Mała głowa pomarszczona była na czole. Oczy natomiast nienaturalnie duże, okrągłe i żółte.

Lekko huknęło, ale szkarada zdążyła chwycić Karolinę i zasłoniła się jej ciałem, wobec czego to Karolina została ogłuszona.

– To niemożliwe – zdążył jeszcze pomyśleć Michał, przed tym, jak monstrum rzuciło w niego ciałem kobiety, jakby była szmacianą lalką.

Robiąc dwa długie susy potwór momentalnie się zbliżył i zatopił ostre jak skalpel zęby w jego szyi. Wyssał całą krew, nie uroniwszy ani kropli. Później to samo zrobił z Karoliną. Cała ta akcja nie trwała dłużej niż dwie i pół minuty.

Pozostali, którzy pili wódkę w pewnym momencie, gdy Karolina i Michał długo nie wracali zaczęli się denerwować.

– Co jest z nimi? – zirytował się Grzesiek, który był jedynym w ekipie speleologiem.

– To mi się nie podoba – powiedział Krystian wstając. – Idę sprawdzić co się stało.

– Chodźmy wszyscy – zaproponował Tomek na co pozostali się zgodzili.

Każdemu trochę kręciło się w głowie. Zeszli po schodach i zobaczyli, że drzwi do ładowni są otwarte. Weszli do pomieszczenia i Krystian od razu zauważył, że klatka z okazem, który minionego dnia złapali razem z przyjacielem, jest otwarta i pusta.

– Z klatki wydostało się zwierzę, to o którym rozmawialiśmy. Nie ma i jego i naszych przyjaciół. – podsumował sytuację.

– Może zanim zaczniemy ich szukać warto wyposażyć się w pistolety albo ogłuszacze? – zasugerował Tomek.

– To idźcie po pistolety ja ogłuszacz mam tutaj na Łazie. – powiedział Krystian i ruszył do pojazdu.

Nagle powietrze zaczęło błyskawicznie gęstnieć. W kilkanaście sekund ładownie i korytarz wypełniła mgła tak gęsta, że nie mogli nawet zobaczyć własnej wyciągniętej do przodu ręki.

– Co się do diabła dzieje? – krzyknął Tomek a jego lęk udzielił się pozostałym. Zaczęli panikować.

A potwór miał ich jak na dłoni, jego oczy widziały podczerwień. Wytworzenie mgły było naturalną zdolnością, którą używał do dwóch celów. Polowania i ochrony przed słońcem, w razie gdyby musiał opuścić bezpieczne schronienie w dzień.

Bestia skoczyła na Krystiana, który był najbliżej niej i przewróciła go. Ten nie zdążył nawet krzyknąć. Z pyska wysunął się twardy szpikulec i wbił w czaszkę. Następnie drapieżnik zaczął wysysać mózg.

Parę minut później wszyscy byli martwi.

 

&&&

 

Po dniu pełnym emocji Marek spał jak kamień. Lecz dzięki systemowi budzącemu na nogach był tak jak zaplanował o szóstej trzydzieści. Jako jedyny, posiadał w swojej kajucie łazienkę. Odświeżył się i wyszedł na korytarz. W statku było spokojnie, wyglądało na to, że wszyscy jeszcze śpią.

Ruszył do jadalni zjeść śniadanie. Wszedł i poczuł się nieswojo. Na jednym ze stołów stały dwie butelki wódki, jedna pusta druga napoczęta. Było też pięć nie do końca opróżnionych szklanek. Krzesła zostawiono tak, jakby coś nagle przerwało popitkę.

Domyślił się, że kilku badaczy postanowiło złamać regulamin i wychylić kilka głębszych. Lecz nie to dało mu do myślenia. Nie zostawili by tego tak bez jakiejś ważnej przyczyny.

Wrócił do siebie po pistolet laserowy, następnie zastanawiając się chwilę, doszedł do wniosku, że może coś im odbiło i wyszli na zewnątrz albo może zrobili to bo jakieś zwierzę zaatakowało statek.

Ruszył krętymi schodami do wyjścia, które znajdowało się dwa piętra niżej. Będąc na pierwszym zauważył, że drzwi do ładowni są otwarte. Zmienił więc zdanie i tam się skierował.

Wszedł i doznał szoku. Na podłodze, w nieładzie leżały zwłoki jego podwładnych ze zmasakrowanymi głowami. Gdy doszedł do siebie prędko pobiegł z powrotem wszystkich obudzić.

Kilka minut później cała załoga była w ładowni.

– Zwierzę, które Krystian i Michał złapali wczoraj uciekło – powiedział jeden z naukowców – było w klatce, która teraz jest pusta.

– Tak i znajduje się tam! – Marek wskazał palcem na sufit skąd zwisał w dół głową mieszkaniec planety – Mam cholerną ochotę je zastrzelić. I to zrobię.

Zanim ktokolwiek spróbował go powstrzymać wymierzył i strzelił. Opite krwią zwierze pękło, a jego zwłoki spały na podłogę rozchlapując posokę. Widząc mnóstwo krwi ktoś zwymiotował.

Gdy zorientowano się, że brakuje ciała Michała i Karoliny, Marek nakazał przeszukać ładownię. Znaleziono ich już chwile później.

– Ci zginęli inaczej! – powiedział Bolesław, lekarz.

Było to oczywiste, bo tylko oni nie mieli rozłupanej czaszki.

– Umarli z powodu braku krwi – oznajmił po krótkich oględzinach. – została wyssana. Jak w jakimś cholernym filmie o wampirach.

– Tego nie było w planie – powiedział Marek – Wracamy do bazy. Zanieście ciała do laboratorium. Ta planeta nie jest tak przyjazna, jak mi się wydawało.

Dziesięć minut później „Pionier” wystartował. Nikt nie podejrzewał, że przygoda się jeszcze nie skończyła.

 

&&&

 

Ciała denatów, które umieszczono w laboratorium popryskano specjalnym sprayem, by się nie rozkładały i zamknięto w specjalnych podłużnych słojach.

Pionier zmierzał ku „Teresie”. Minęło półtora dnia, kiedy nagle w laboratorium coś zaczęło głośno walić. Był środek nocy i hałas usłyszał Marek, który nie potrafił zasnąć i siedział w małej sali kinowej oglądając jakiś film wybrany z katalogu.

– Oni nie umarli! – to była jego pierwsza myśl. – Leszek musiał się pomylić, po prostu byli nieprzytomni.

Wstał i pędem pognał do pomieszczenia skąd dochodził hałas. Gdy był blisko usłyszał jak Michał krzyczy:

– Wypuście nas, my żyjemy!

Marek wpadł do środka i zobaczył jak uwięzieni Michał i Karolina tłuką pięściami w grube szkło. Wyglądali inaczej ich skóra poszarzała, coś dziwnego stało się z ich oczami, ale nad tym postanowił, że będzie zastanawiał się później.

Słoje dało się otworzyć jedynie z zewnątrz. Marek pospiesznie nacisnął odpowiedni przycisk i szklana ściana rozsunęła się.

Przerażony, wydobył z siebie jeszcze cichy krzyk, gdy szponiaste dłonie mocno go chwyciły, a ostre zęby zatopiły się w jego szyi.

 

&&&

 

– Co ty zrobiłeś? – krzyknęła Karolina. – Zamordowałeś człowieka.

Michał popatrzył na martwe ciało swojego szefa i złapał się za twarz. Potem zaczął ją trzeć dłońmi jak szalony.

– Tak bardzo pragnąłem napić się krwi. – powiedział zrozpaczony – Czułem jak płynie w jego tętnicy. Nie mogłem się powstrzymać.

– Zamieniliśmy się w potwory, popatrz tylko – wyciągnęła ręce, które były teraz szarej barwy, długie chude i zakończone szponami. – I on też się zmieni. Co teraz zrobimy?

Wtedy usłyszeli zbliżające się głosy. Okazało się, że ich dudnienie obudziło trzy osoby, które miały kajuty na tym samym pietrze co laboratorium i najbliżej niego.

Naukowcy wpadli do pomieszczenia i zamurowało ich. Zobaczyli dwa potwory, które nie przypominały już w ogóle ludzi i Marka leżącego na posadce bez życia.

Karolina bezwiednie skupiła wzrok na tętnicy szyjnej najbliższego człowieka i instynktownie zrobiła długi sus, następnie zatopiła kły w ciało. Nic dla niej się nie liczyło tylko ciepły słodki płyn, lejący się do gardła.

To samo zrobił Michał z drugim. Ostatni rzucił się biegiem do swojego pokoju i tyle go widzieli.

Gdy potwory, które już tylko umysłem zostały Michałem i Karoliną wyssały ostatnie krople krwi z ciał swoim dawnych przyjaciół popatrzyli sobie w oczy.

Karolina płakała, łzy ciurkiem lały się po jej szkaradnej twarzy.

– Teraz rozumiesz? – spytał Michał.

– Tak nad tym nie da się zapanować. – i dodała – Ja… Nie mogę… Nie chcę już żyć.

– Ja również.

– To co zrobimy?

Michał chwilę się zastanawiał i powiedział z błyskiem szaleństwa w oczach:

– Rozwalimy ten statek. Wiem jak to zrobić.

Karolina nic nie powiedziała, kiwnęła tylko głową, łzy wciąż lały się po jej szarych policzkach.

Udali się do pomieszczenia, kokpitu. Michał wcisnął kilka przycisków, przesunął kilka dźwigni i powiedział:

– Zaraz zatrze się silnik i wszystko wybuchnie.

Następnie uklęknął na podłodze i spuścił głowę.

– Co ty robisz? – spytała Karolina

– Zanim umrę chcę się jeszcze pomodlić – odparł.

– Po tym wszystkim nadal myślisz, że Bóg istnieje?

Nie zdążył jej odpowiedzieć bo „Pionier” eksplodował. Chwilę później zostały po nim tylko szczątki . To co przydarzyło się załodze pozostało na zawsze tajemnicą.

Koniec

Komentarze

Hej Dawid, przeczytałam, pomysł dobry, ale musisz popracować nad wykonaniem, bo nie czyta się tekstu płynnie. Przede wszystkim brak logicznej ciągłości, bo niby skąd nietoperze znały smak ludzkiej krwi, nie wspominasz, że zamieszkiwały tam osobniki z układem krwionośnym, tylko jakieś ptaki podobne do owadów. Nad tym opowiadaniem trzeba jeszcze popracować. Za łatwo jest na początku, a później dochodzi do totalnego mordu. Dla mnie opowiadanie nie jest wiarygodne.

Kilka boboli z początku tekstu:

…podróżować z prędkością kilkanaście większą niż światło. – brakuje razy

podniecony, do słuchawki podniesionym głosem mówił kapitan Marek K. – pokręciłeś zdanie, proponuję: – mówił do słuchawki podniesionym głosem kapitan Marek K. podniecony odkryciem.

Może nawet istoty podobne ludziom – podobne do ludzi, a jeszcze lepiej … do nas

na trasie okrętu – statku

W końcu włączył telewizor i wybrał spośród setek stacji kanał muzyczny. Zamykał oczy, ale sen nie przychodził. Przełączył na jakiś teleturniej. Około czwartej rano zapadł w twardy, choć niestety krótki sen. – odbierał program z Ziemi czy odkrytej planety?

Następnego dnia o 7:30, obudził Marka system budzący. – może alarmowy, godzin lepiej słownie.

A korony drzew przepuszczały promienie z pobliskiej gwiazdy?

Dawid, pozdrawiam serdecznie i liczę, że przemyślisz akcję opowiadania i ją poprawisz :)

Hej Milis !!!!!

 

Dzięki, że przeczytałaś i wskazałaś co jest źle.

 

Przede wszystkim brak logicznej ciągłości, bo niby skąd nietoperze znały smak ludzkiej krwi, nie wspominasz, że zamieszkiwały tam osobniki z układem krwionośnym, tylko jakieś ptaki podobne do owadów.

I tu trochę żałuję, bo w trakcie tworzenia w tekście było, że na planecie mieszkają istoty bardzo podobne ludziom, a potem to wykasowałem bo wydawało mi się, że jest źle. :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jestem niepełnosprawny...

Hej Dawid, nic straconego, przenieś opowiadanie do kopi roboczych i je dopracuj.

Pozdrawiam :)

Ja już mam świetny pomysł na następne opowiadanie. :)

 

Kopia robocza nie jest znowu taka robocza, na edytorze tekstu, w którym pracuję mogę sobie zapisywać na kilku plikach jak coś zepsuje wczytuje sobie poprzedni… Krótko mówiąc nie chcę robić wielkich zmian bo martwię się, że coś zepsuje i mleko się wyleje. Mógłbym na edytorze popoprawiać ale później wkleję to i martwię się j.w.

 

Natomiast lekkie błędy poprawiam tutaj. dając “edytuj” :)))

 

Jestem niepełnosprawny...

OK, jest jakiś pomysł. Złożony ze znanych kawałków (obca planeta + wampiry), ale jest.

Trochę to wszystko naiwne – skład atmosfery się zgadza, więc ludzie łażą bez masek. A miejscowe bakterie? No, załóżmy, że nie są w stanie zaatakować obcego organizmu (chociaż to mocne założenie) albo że układ immunologiczny je zwalczy (równie mocne). Ale na przykład rakotwórczy pył? A jeśli miejscowe kwiaty wydzielają halucynogenne substancje lotne? Albo usypiające? I kosmonauci tak bez obaw wciągają wszystko w płuca?

Łapią sobie okazy zwierząt bardziej beztrosko niż agenci szukający fauny do pierwszych ogrodów zoologicznych. Pyk, wystrzelili, do klatki i na statek. A czym zamierzają je karmić? A skąd wiedzą, jak często te zwierzęta potrzebują posiłków, kiedy popadają z głodu? Jacyś sadyści, a nie naukowcy.

Dwie butelki wódki to za mało, żeby upić pięć osób.

Dlaczego wampir pierwszym ofiarom wyssał krew, a kolejnym mózgi?

Babska logika rządzi!

Witaj Finkla !!

 

Dużo nieścisłości zauważyłaś.

 

Dlaczego wampir pierwszym ofiarom wyssał krew, a kolejnym mózgi?

Krwi spożył już dużo. A żywił się również mózgami. (stąd narząd do rozłupania czaszki! Tu mnie zainspirowała seria “Obcy”)

 

Dwie butelki wódki to za mało, żeby upić pięć osób.

Widzę, że się znasz :) Ja w ogóle nie pijam alkoholu, nie mogę bo zażywam leki psychotropowe.

 

Wydaje mi się, że większość błędów które zauważyłaś nie mają znaczenia bo to nie jest naukowa rozprawa tylko przygodowe opowiadanie. :) Choć do końca nie wiem, błędów logicznych jak najbardziej należy unikać.

 

Pozdrawiam serdecznie!!! I dzięki na przeczytanie i komentarz. Mam jeszcze tylko pytanie; czy udało mi się wykonać główny cel tego można by nazwać nawet “ćwiczenia”; czy opowiadanie nie jest już streszczeniem tak jak to było zarzucane (oczywiście jak najbardziej słusznie) wcześniejszym moim opowiadaniom?

 

Podoba mi się, że piszesz “wampiry”. Taki miałem zamysł, to opowiadanie jest o wampirach :)

 

Dzień kuje!

Jestem niepełnosprawny...

Tak, to się udało. Wchodzisz w szczegóły, pokazujesz poszczególne sceny. Jest postęp.

Babska logika rządzi!

Hej,

 

Z przykrością muszę napisać, że nie podeszło mi :( Chodzi głównie o wykonanie, wydaje mi się, że czytałem dużo lepiej napisane Twoje opowiadania. Może to kwestia długości?

Co do samej historii to pomysł jest okej.

Cześć,

 

pomysł fajny, wampiry w s-f się sprawdzają, pojawiły się również m. in. w powieści “Ślepowiedzenie” Petera Wattsa.

Tutaj czegoś mi zabrakło, jakieś to jest takie niedopracowane.

Po pierwsze – niewiele wiemy o sposobach podboju kosmosu, czy jest jakaś Unia Galaktyczna, jakie są jej struktury? Czy na planetę nie powinny polecieć najpierw sondy, jakieś autonomiczne łaziki?

Po drugie – brakuje mi tutaj technologii z prawdziwego zdarzenia, np. jakiejś sztucznej inteligencji kierującej pojazdami, albo super inteligentny komputer pokładowy statku. Myślę, że nowoczesna technologia stanowiłaby świetną przeciwwagę dla “tradycyjnych” rozwiązań fabularnych w stylu naukowców pijących wódkę czy wampirów.

Po trzecie – uważam, że elementy fabuły mogłyby lepiej się łączyć ze sobą, np. czyściciel, który miał dość poważną rolę na początku opowiadania mógłby zostać użyty ponownie – choćby w celu zniszczenia statku z wampirami. 

 

Podsumowując – czytało się nieźle, pomysł fajny, ale sporo niedociągnięć.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Mogę pochwalić pomysł – fajny, wampiry w kosmosie to ciekawa koncepcja. Ale właśnie, dobrze byłoby trochę go rozwinąć. Bo tak jak mówią przedpiścy, są niedociągnięcia, logika czasem robi fikołka.

Imo to ma potencjał, tylko wymaga sporego dopracowania.

grzelulukas dzięki, za przeczytanie i komentarz! Super, że pomysł się spodobał, inni też to piszą :)))

 

BasementKey dzięki, wierzę, że będę robił dalsze postępy okaże się to może za tydzień bo mam już pomysł na następne opowiadanie :)

 

Rossa super, bardzo się cieszę. Nic nie stoi na przeszkodzie bym wrócił do pomysłu za np. rok i napisał opowiadanie jeszcze raz :)

 

Wszystkich pozdrawiam !!! :)

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka