Jacka poznałem w pubie. Było pusto, tylko on, sączący z kufla piwo, i barman, polerujący kieliszki. Usiadłem przy barze niedaleko od starego mężczyzny, chyba w moim wieku. Zamówiłem beczkowe ciemne, następnie, wznosząc otrzymany kufel i zwracając się do pijącego, powiedziałem:
– Nasze zdrowie.
Odpowiedział:
– Nasze.
Tak się zaczęła znajomość. Przesiedliśmy się do stolika i Jacek zaczął opowiadać o sobie. Wyraźnie miał potrzebę wygadania się przed kimś. Nie miałem nic przeciwko temu. Wolałem słuchać, niż mówić.
Miał nietypowe hobby. Od dziecka zbierał kamyki. Na plaży, gdy z rodzicami bywał nad morzem, z brzegu pobliskiej rzeki, w górach, ilekroć tam był. Gromadził wszelkie, które go zainteresowały wyglądem. Oprócz gromadzenia okazów czytał o skałach i kamieniach, ich pochodzeniu i formowaniu na przykład przez wodę i wiatr. W liceum miał już taką wiedzę na ten temat, że zdając na studia geologiczne, zadziwił egzaminujących. Życie potoczyło mu się nie całkiem, jak sobie wymarzył, do emerytury pracował jako kustosz w muzeum archeologicznym. Opowiadał:
– Odkąd zaczęto organizować giełdy minerałów, byłem na każdej. Wykorzystywałem wiedzę o kamieniach szlachetnych i półszlachetnych, żeby powiększać moją kolekcję. Dzięki nawiązanym znajomościom kupowałem za bezcen drobne kamyki, jakich jeszcze nie miałem. Zawsze pragnąłem zdobyć chociaż okruch meteorytu albo tektytu. Udało się po wielu latach. Nie na giełdzie, bo nie było mnie stać. Byłem na wakacjach na Podhalu w gospodarstwie agroturystycznym. Któregoś dnia przyszedł gospodarz i powiedział:
– Wiem, że pan się znasz na kamieniach. Wczoraj wyorałem kilka dziwnych, zielonych. Jeszcze takich nie widziałem.
Zamówiliśmy następne piwa i Jacek opowiadał dalej:
– Pokazał mi pięć niedużych, wielkości orzechów włoskich. Podejrzewałem po oczyszczeniu najmniejszego, że to może być mołdawit. Powiedziałem gospodarzowi, że nie mam pewności, ale mogą być wiele warte na giełdzie w Krakowie. Widziałem po jego minie, że nie uwierzył. Rzekł:
– Może tak, a może nie. Pan jesteś uczciwy, mogłeś powiedzieć, że ładne, ale nikt ich nie kupi, to weź ten oczyszczony na pamiątkę.
Dalsza opowieść Jacka:
– Otrzymany kamień otuliłem watą, a po powrocie do domu włożyłem, jak wszystkie inne, do osobnego pudełeczka z przezroczystą plastikową pokrywką i umieściłem na półce na honorowym miejscu. W nocy obudził mnie głos dźwięczący w głowie:
– Ponieważ tak się o mnie zatroszczyłeś, będę nocami rozmawiał z tobą. Meteoryt, któremu zawdzięczam powstanie przybył na Ziemię miliony lat temu. Byłem świadkiem zdarzeń, o których kosmolodzy, archeolodzy i historycy dywagują często na zasadzie domniemywań. Wiele widziałem, zanim mnie ziemia przykryła, a potem łączyłem się z tymi, które były na powierzchni Ziemi. Znam całą historię ludzkości. Opowiem ci prawdę, możesz notować, ale nikt nie uwierzy, jeżeli opublikujesz zapiski.
– Nie wiedziałem wtedy, czy śnię, czy rzeczywiście słyszę mówiący do mnie kamień. Następnej nocy znów ‘mołdawit’ przemówił i tak jest teraz co noc. Zaczynam podejrzewać u siebie chorobę psychiczną – mówił smutno mój kompan.
Słuchałem Jacka i podejrzewałem, że konfabulował pod wpływem wypitego piwa. Widocznie moje niedowierzanie musiało się odbić na twarzy, bo rozmówca zaproponował:
– Chodź do mnie. Sam będziesz mógł posłuchać opowieści kamienia.
Nie poszedłem, bo przecież kamienie nie mówią, a gdyby jednak, to…