W ciemnej uliczce, na szyldzie jednego z budynków, widniał napis "Agencja detektywistyczna". Za jej drzwiami rozgrywał się ludzki dramat.
– Jesteś zwolniony! – wykrzyknął gruby mężczyzna w polo. Warga mu drżała, a z nią gęsty wąs kontrastujący z pustkowiem na czubku głowy.
– Ale dlaczego? – spytał chłopak w prochowcu.
– Dobrze wiesz, Jimmy. Ty się do tej roboty nie nadajesz.
– Jak to? Przecież jestem pasjonatem zagadek i rycerzem sprawiedliwości walczącym dla ludzkości!
– Rycerzem? Więc ten płaszcz to pewnie zbroja, tak?
– Dokładnie!
– O tym właśnie mówię! Jesteś oderwany od rzeczywistości! Niedawno wmawiałeś mi, że wzorujesz się Sherlocku i dlatego tak się ubierasz.
– Czyli chodzi o strój! Poza tym, czy to źle, że wzoruję się na najlepszych?
– Dobrze. ALE NIE W PRZYPADKU POSTACI FIKCYJNYCH! Poza tym rzucasz się w oczy, a dobry detektyw nie przyciąga uwagi! Może zamiast o rycerzach, pooglądaj coś o ninjach!
– Przecież nie każde śledztwo jest incognito, więc wątpię by mój ubiór odgrywał tak dużą rolę.
– Bo nie odgrywa. A przynajmniej w porównaniu do innych wyskoków. Pamiętasz jak byłeś umówiony z naszą wtyczką, ale do późna grałeś w gry i przespałeś termin spotkania?
– To był wypadek.
– Tak? A jak zaczailiśmy się na jednego człowieka i zaczął ci dzwonić telefon?
– Każdy może zapomnieć o wyciszeniu.
– Oczywiście, ale ty psia krew zamiast odrzucić połączenie, odebrałeś i przez dobre dwadzieścia minut gadałeś z matką o żarciu! Potem jeszcze opisałeś, co obecnie robisz. Nie dość, że podejrzany się zorientował i zwiał, to złamałeś tajemnicę zawodową. Wymieniać dalej?
– Nie, szefie, ale proszę o ostatnią szansę. – Chłopak upadł na kolana i spojrzał w stronę człowieka w niebieskiej koszuli, który właśnie wszedł do agencji. – Burney, pomóż.
– W czym? – spytał przystojny mężczyzna z krótkimi pejsami i dziurką w brodzie.
– Wstaw się za mną.
– Dość! – krzyknął szef. – Dam ci tę ostatnią szansę. Rozwiąż sprawę Daisy Roberts. – Podsunął Jimmy'emu telefon z artykułem sprzed około roku. "Zaginięcie córki miliardera! Porwanie, zabójstwo, czy samobójstwo?" – głosił nagłówek. Tuż pod nim widniało zdjęcie młodej, rudowłosej dziewczyny o dużych zielonych oczach i delikatnym uśmiechu.
– Jesteś pewien, Jerry? – spytał Burney. – To stara sprawa, której nie podołali najlepsi.
– Wóz albo przewóz. Mówiłem, że nie widzę go w agencji, więc albo cud, albo pa pa – wyjaśnił szef i zwrócił się w stronę młodzieńca. – Płacę ci co tydzień, więc tyle masz czasu. Powodzenia, Jimmy. I nie zapomnij swojej czapki myśliwskiej!
– To deerstalker! – Oburzony chłopak przywdział nakrycie głowy i wyszedł.
*
"Jakoś to będzie. Jeden dzień na szperanie w necie, drugi na rozeznanie w terenie, trzeci na przesłuchanie świadków. I zostaną jeszcze cztery dni, na pewno się uda" – rozmyślał, krocząc przez bazarek. Mijał właśnie stragan z owocami i warzywami. – Nie ma szans, by się udało! – krzyknął na tyle głośno i niespodziewanie, że sprzedawca zieleniny aż się wzdrygnął. – Bo niby jak mam w tydzień rozwiązać sprawę, której najlepsi nie ogarnęli w rok? – powiedział przygaszony, spoglądając pytająco na nieco przestraszonego handlarza.
– Może powinien pan zrobić coś, czego oni nie zrobili? – zaproponował niepewnie.
– To jest to! Myślenie niekonwencjonalne! Dziękuję panu! – Młodzieniec uderzył pięścią w otwartą dłoń, a grubszy, wąsaty mężczyzna ponownie się wzdrygnął. – Po ile te jabłka?
– Cztery pięćdziesiąt za kilo.
– Pan mi nałoży od serca.
Po zakupie, Jimmy dał spokój sprzedawcy warzyw i poszedł dalej, nie zwracając uwagi na wyraźną ulgę na twarzy mężczyzny. Jednak przystanął kilka metrów dalej, by wyciągnąć jabłko z torby.
"Chyba powinienem je umyć" – pomyślał, a po chwili uderzył się dłonią w czoło.
– Błąd, Jimmy! Działaj niekonwencjonalnie. Skoro zwykle nie jadasz jabłek, a inni je płuczą przed zjedzeniem, to zjedz nieumyte. To jest to! Zmiana podejścia. Nie jestem detektywem, tylko rycerzem ratującym księżniczkę. W sumie jest dość bogata, więc się zgadza – analizował. – Noszenie płaszcza w upale i gadanie do siebie, też pasuje. Nieważne że wszyscy patrzą się jak na wariata – wygłosił monolog spoglądając na zdziwionych ludzi. – No, może nie wszyscy – dodał, gdy jego wzrok zatrzymał się na zakonnicy, trzymającej przed sobą krzyż. Wzruszył ramionami i poszedł do domu. Po drodze kupił gazetę. Uznał że w dobie internetu, czytanie tradycyjnej prasy też jest nietypowe.
Po wejściu do kawalerki, rozważał obejrzenie serialu o ninjach, ale wybrał lekturę. Pasowała o wiele bardziej do jego nowej metodyki, a przede wszystkim do posiedzenia w toalecie, do którego zmusiły go nieumyte jabłka.
"Słynny sportowiec na dopingu", "Pacjentka psychiatryka widzi duchy", "Działacz partyjny posądzony o korupcję", "Czy ona nie ma wstydu?! Znowu to zrobiła!", "Znany aktor przerywa milczenie" – głosiły nagłówki artykułów. Niestety żaden nie był przydatny dla śledztwa. Detektyw westchnął i zajrzał do ogłoszeń. Tam nie było lepiej. "Dowcipny pan po trzydziestce pozna sympatyczną panią potrafiącą gotować", "Sprzedam opla", "Usługi hydrauliczne TANIO!""Cyganka prawdę ci powie, a nawet przyszłość przepowie". Jimmy śledził tytuły anonsów, aż zatrzymał się na ostatnim.
– To jest to! – wykrzyknął. Nie był świadomy, że piętro wyżej starszy mężczyzna aż podskoczył na desce klozetowej.
"To po drugiej stronie miasta, ale ma otwarte do wieczora, więc rowerem powinienem zdążyć" – rozmyślał śledczy.
– Postanowione! – ryknął. Tym razem biednemu sąsiadowi wypadła z rąk rolka papieru i wylądowała w muszli klozetowej.
– Jak ja nienawidzę tej kamienicy! – Wściekły wrzask mężczyzny poniósł się echem po całym budynku. Jedynie skupiony na zadaniu, Jimmy był wobec tego obojętny.
*
Po dojechaniu na miejsce, przypiął rower do płotu i ustawił się w kolejce do zielonego namiotu. Gdy odczekał swoje, podszedł do niego łysy, barczysty mężczyzna o romskiej aparycji i z blizną pod okiem.
"Wygląda jakby przed chwilą wyszedł z więzienia" – pomyślał młodzian.
– Pan pokaże papir. Pirwsze pińć minut jes darmo, a my muszą wiedzieć, kto jes tu drugi roz – powiedział niepoprawnie, próbując bezskutecznie nadrabiać miną. Jego uśmiech wyglądał nienaturalnie, podobnie jak złoty ząb pośrodku tych pożółkłych i nierównych.
Chłopak wręczył mu kartę rowerową, a gdy formalności zostały dopełnione, wszedł do namiotu.
Wystrój był skromny, znajdował się tutaj stół z kryształową kulą, puste krzesło oraz drugie, na którym siedziała cyganka. Śledczy od razu zwrócił uwagę na okulary przeciwsłoneczne spoczywające na jej orlim nosie i chustę rozepchaną przez gęste loki.
– Niech siada – poleciła.
– Po co pani te okulary?
– Przewidziałam, że przyjdziesz i zadasz to pytanie. Jam jest Madame la Strange, znana jako ta, która widzi wszystko, zna każdą odpowiedź i przewiduje przyszłość. Jednak niektóre obrazy, z kryształowej kuli, mogą wypalić wzrok… – Wróżka gadała jak najęta, ale Jimmy wiedział, że robi to celowo, by nie zdążył zadać zbyt wielu pytań za darmo.
– Proszę podać imiona mojego rodzeństwa – powiedział, gdy nastała cisza.
Kobieta zaczęła przesuwać dłońmi nad szklanym przedmiotem.
– O, wielka kryształowa kulo ukaż mi odpowiedź. O, tak! Widzę! Masz dwie siostry, Melindę i Dianę.
– Czy ludzie naprawdę są tacy głupi?
– Ojej, złociutki. Niestety darmowy czas się skończył, więc jeśli chcesz znać odpowiedź, to płać. Tylko pięćdziesiąt funtów.
– Drogo, jak na słuchanie kłamstw.
– Słucham?! Toż to bezczelność! Wszystko, co powiedziałam to prawda, Derek.
– Nie jestem Derek.
– Niemożliwe, w formularzu jak byk jest, że Derek. Szlag! Vasyl! Źle żeś spisał!
– Dobrze spisał, ale z fałszywego dokumentu. Detektywi nie mają tylu uprawnień, co policja, więc by gdzieś wejść, trzeba kombinować, a kartę rowerową łatwo podrobić. Dane na temat rodzeństwa, które wzięliście z któregoś z portali społecznościowych, także są fałszywe. Ale nie winię was. W końcu ludzie tak chętnie dzielą się prywatnością, że sami się o to proszą. Zgaduję, że resztę informacji Vasyl także szuka w necie i przekazuje przez słuchawki pod peruką – powiedział, a mina wróżce zrzedła. – Może zwykli ludzie nie zauważają takich detali, ale ja jestem detektywem. Nie zorientowaliście się po ubiorze?
– Chłopcze, przecież moda coraz dziwniejsza. Wątpię, żeby ktoś skojarzył ten strój z profesją.
– Ha! Wiedziałem – powiedział triumfalnie i już chciał wyjść, ale łysy zastąpił mu drogę.
– Dokąd, kochaniutki? Skoro znasz nasz sekret, to cie nie puścimy – powiedziała Madame.
– Normalka – odparł Jimmy i jednym ciosem posłał Vasyla na podłogę. – Przykro mi, ale detektyw musi być sprawny fizycznie – rzucił przez ramię i wyszedł. W drodze do roweru, poinformował ludzi o przekręcie wróżki.
*
Po powrocie, był przybity przez poczucie zmarnowanego dnia. Chciał zatem połączyć przyjemne z pożytecznym grając w grę o ninjach, ale zmienił zdanie. Wspomniał słowa szefa o fikcyjnych autorytetach. Dlatego obejrzał filmik, w którym agentka kontrwywiadu oceniała poczynania kinowych szpiegów. Sporządził notatki, a następnie sięgnął po gazetę, by uważniej przyjrzeć się artykułowi o dziewczynie widzącej duchy. Kiedy wyczytał nazwę szpitala, wpisał ją w wyszukiwarkę. Na podstawie analizy zdjęć wnętrza, a także satelitarnych zewnętrznych, sporządził orientacyjną mapę budynku. Następnie zapoznał się z informacjami zawartymi na stronie placówki i opiniami znalezionymi w sieci. Na końcu przyjrzał się prywatnym profilom pracowników na portalach społecznościowych.
Rankiem zadzwonił do szpitala.
– Recepcja Szpitala Psychiatrycznego imienia Bena Smile, w czym mogę pomóc? – wyrecytowała kobieta.
– Dzień dobry, z tej strony James Brown, dzwonię w sprawie pacjentki widzącej duchy. To może być przełom! Stąd pytanie, czy byłaby możliwość przeprowadzenia z nią wywiadu? – spytał, naśladując spikera radiowego.
– Przykro mi, ale nasi pacjenci są pod opieką personelu medycznego i tylko bliscy mają możliwość odwiedzin.
– Rozumiem, a czy jest szansa porozmawiać z panią?
– Proszę pana, w godzinach pracy możliwa jest rozmowa telefoniczna, z której zresztą pan korzysta. Poza godzinami pracy rozpoczyna się mój czas prywatny. A co do pacjentów, bo zakładam, że chodzi panu o to samo, to nie wolno nam udzielać informacji na ich temat. Jeśli jednak się mylę i chce pan dowiedzieć się czegoś o placówce, to wszystkie informacje znajdują się na stronie internetowej.
– Dziękuję, do usłyszenia.
"Czyli pora na plan B" – pomyślał. Następnie udał się do sklepu. Kupił ubrania robocze, okulary przeciwsłoneczne, skrzynkę z narzędziami, torbę na sprzęt i farby do włosów. Przebrał się w domu i wybrał do szpitala.
Na miejsce dotarł za pięć dziesiąta, więc zaczekał za rogiem. Odwiedził profil jednej z młodszych dziewczyn pracujących w recepcji, by upewnić się, że wszystko dobrze zapamiętał. Na jednym ze zdjęć panna była w towarzystwie dwóch starszych koleżanek z pracy. "Takie tam z dziewczynami z recepcji <kiss> Wybiła 10:00, czyli przerwa na kawę <3 <coffee> Ludzie proszę wstrzymać się od umierania! <skull>" – głosił podpis pod fotografią.
"To społeczeństwo jest coraz głupsze" – pomyślał Jimmy, a gdy minęła dziesiąta, pewnym krokiem wszedł do budynku. Z wczorajszego filmiku dowiedział się, że personel techniczny nie wzbudza niczyich podejrzeń, dlatego nie spodziewał się problemów. Mylił się. Choć pacjenci i ich bliscy nie zwracali na niego uwagi, to lekarze już tak.
– A pan dokąd? – spytał dość młody okularnik w białym kitlu.
– Miałem wymienić gniazdka i żarówki.
– Nie poinformowano nas o pana wizycie.
– Co?! Czyli wezwaliście montera i nie przygotowaliście miejsca pracy?! To jechałem tu na darmo?! Już ja się z Johnsonem rozmówię! Policzę se podwójnie za robotę i dojazd! Nie będę robić w takich warunkach! – oburzył się Jimmy i choć była to gra aktorska, lekarz się nabrał.
– Najmocniej przepraszam. Może pan ordynator zapomniał nam powiedzieć. To mocno zajęty człowiek.
– Tia, pewno chlaniem.
– Nie mnie to oceniać.
Jimmy z trudem powstrzymał śmiech. Spodziewał się innej odpowiedzi. Myślał, że lekarz zaprzeczy i będzie bronić Johnsona.
– Tak sądziłem, że za kołnierz nie wylewa. W końcu kazał mi dokonać naprawy w pokoju z duchami, czy coś.
– Pewnie chodziło mu o salkę, w której przebywa dość specyficzna pacjentka.
– Blada i chuda jak duch?
– Nie. Wygląda normalnie, ale twierdzi, że widzi zjawy.
– A, to pewnie tam. Jest tam ktoś jeszcze? Muszę się bać, że komuś wydaje się, że jest psem i mnie pogryzie?
– Nie. Pacjentka jest sama w pokoju.
– To prowadź pan.
– Jasne. – Okularnik przeszedł kilkanaście metrów i skręcił do jednej z sal. – Emmo, ten pan naprawi tu jakąś usterkę, dobrze?
– Dobrze – odpowiedziała uśmiechając się lekko.
Jimmy inaczej ją sobie wyobrażał. Spodziewał się bladej, wychudzonej dziewczyny z włosami opadającymi na twarz jak Samarze z "The Ring", a miał przed oczyma zadbaną i ładną niewiastę o długich brązowych włosach. Lekarz zdążył odejść jeszcze zanim śledczy skończył podziwiać urodę Emmy. Jimmy zarumienił się, gdy dziewczyna odwzajemniła spojrzenie. Wtedy oprzytomniał. Rozejrzał się po małej salce z łóżkami i blisko posłania Emmy zauważył gniazdko elektryczne. Zbliżył się i zaczął je rozkręcać dla niepoznaki.
– Cześć, jestem Jimmy.
– Emma.
– Miło poznać. To prawda, że widzisz duchy?
– Gdybyś chciał, to także mógłbyś je zobaczyć.
– Jak?
– Zazwyczaj w tym momencie ludzie kręcą głową i nie dowierzają w to, co słyszą.
– Wiesz, tak się składa, że mam nóż na gardle, więc chwytam się każdej możliwości. Wczoraj byłem u wróżki, ale to była oszustka.
– Rozumiem.
– To co muszę zrobić, by je widzieć?
– Pokaże ci. – Położyła mu dłoń na ramieniu. – Wyjrzyj przez okno. Widzisz starszego pana przy tulipanach?
– Widzę. Obok niego jest jakiś duch?
– Nie, on sam jest duchem. Chciał doprowadzić ten ogródek do perfekcji, ale nie zdążył. Dlatego nawiedza to miejsce. Prawdopodobnie będzie tu tak długo, aż ktoś dokończy za niego.
– Żartujesz? Przecież ten facet jest żywy.
– Dobrze, nie wystrasz się – powiedziała cofając dłoń.
– Zniknął!
– Jestem medium, więc widzę i słyszę duchy. Mogę też umożliwić to innym.
– Nieźle, a jak je rozróżniasz od żywych?
– Mam wprawę, ale jak się przypatrzysz, to też zauważysz różnicę. Dla mnie są częściowo przezroczyste. Poza tym często przebywają w jednym miejscu bez względu na pogodę, czy porę dnia. Nie wspominając o przenikaniu przez obiekty.
– Git, chodź ze mną.
– Zgłupiałeś? Pacjentom nie wolno opuszczać szpitala.
– Ciebie tu nie powinno być. To że masz niecodzienne umiejętności, nie oznacza, że jesteś nienormalna. Załóż te ubrania i spadamy stąd.
– Ale…
– No co? Prowadzę śledztwo w sprawie zaginięcia jednej dziewczyny. Możliwe, że nawet w tej chwili ktoś ją gwałci, więc trzeba się spieszyć. Jak jesteś dobrą osobą, to chyba nie jest ci to obojętne, prawda?
– Czy to szantaż emocjonalny?
– Mówiłem przecież, że mam nóż na gardle. – Wyszczerzył się. – To jak, pomożesz czy wolisz tkwić w miejscu, do którego nie pasujesz?
Emma westchnęła.
– Dobrze, pójdę z tobą, tylko…
– Tylko co? Dobra, wiem. Po prostu załóż ciuchy robocze na te. Są wystarczająco luźne, więc będzie git. Włosy schowaj pod kurtką i załóż czapkę.
– Jesteś pewien, że to wypali?
– Nie jestem monterem, a jakoś tu wszedłem. Musimy tylko uważać na okularnika – powiedział naprawiając gniazdko, które wcześniej odkręcił.
– Tylko tędy przechodził. O tej porze ma dyżur gdzie indziej – wyjaśniła, pospiesznie zakładając przebranie.
– Idź pewnym krokiem i unikaj kontaktu wzrokowego z ludźmi, którzy mogą cię rozpoznać – polecił, więc skinęła głową i wyszli. Bez przeszkód dotarli do recepcji.
– A państwo, co tu robią? – spytała starsza, zmanierowana pracownica, a Emma się speszyła.
– Pani przekaże temu zasranemu Johnsonowi, że sprawdziłem mu te gówniane gniazdka i żadne nie było zepsute! Niech następnym razem nie woła majstra po pijaku! Faktura na mailu! Do widzenia! – wykrzyknął wściekle, a kobietę aż dreszcz przeszedł.
– Przekażę – wydukała.
Po opuszczeniu szpitala, detektyw zaprowadził nową towarzyszkę do swojego mieszkania.
– Witaj w moich skromnych progach! Chyba nie ma tu żadnych duchów?
– Ależ skąd – odpowiedziała wymuszając uśmiech i spoglądając ukradkiem w stronę widma starszej, uśmiechniętej kobiety. – Tak właściwie, to prawie się nie znamy, więc może mógłbyś mi powiedzieć coś o sobie. Na przykład… Jakie masz relacje z dziadkami?
– No cóż, raczej średnie. Został mi tylko jeden dziadek. A że po śmierci babci wyruszył w podróż dookoła świata, to nie mam z nim zbytnio kontaktu. Nie licząc zdjęć, którymi spamuje mi na maila.
– A babcia? Jaką była osobą?
– Myślę, że chciała dla mnie dobrze, choć czasem była męcząca. Marudziła, że jak nie znajdę sobie panny, to nie będzie mogła spocząć w spokoju.
– Ah, tak. Rozumiem. Babcie już takie są – powiedziała spoglądając w stronę zadowolonej zjawy, która uniosła kciuki w górę.
– A jak to wygląda u ciebie?
– Jedna babcia żyje i jest jedyną osobą, która nie uważa mnie za świra. Bardzo się ucieszyła, gdy mogła porozmawiać ze zmarłymi koleżankami i dziadkiem. Problem w tym, że pozostali członkowie rodziny uważają nas obie za wariatki. Dlatego babcię zamknęli w domu starców, a mnie w psychiatryku.
– A nie mogłaś im pokazać duchów, tak jak mi?
Dziewczyna westchnęła.
– Nie zawsze były pod ręką, a jak już były, to gdy próbowałam kogoś dotknąć, to z przerażeniem się odsuwał. Gdy mówiłam lekarzom o tym ogrodniku, to nawet nie wyjrzeli za okno, tylko przytakiwali, udając, że odbierają moje słowa na poważnie.
– Kretyni. Ciekawe, kiedy się zorientują, że cię nie ma. A właśnie. Wyłącz lokalizacje, najlepiej w ogóle wyłącz telefon… i przefarbuj włosy. – Podał torebkę z farbą.
– Na blond? Nie podoba ci się mój naturalny kolor?
– Nie no, jest ładny, a nawet bardzo.
– Naprawdę? – Dziewczyna, zarumieniła się i zaczęła nawijać kosmyki na palec.
– Tak.
– Zaraz! Uprowadziłeś mnie, każesz wyłączyć telefon i przefarbować włosy. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś zboczeńcem, którego kręcą blondynki lub nie chcesz mnie sprzedać do domu publicznego?
Jimmy westchnął.
– Proszę, to paralizator i klucze do mojego mieszkania. Możesz wyjść i czekać gdzieś w ukryciu, aż wrócę, albo zamknąć się tu i nikogo nie wpuszczać.
– A ty gdzie idziesz?
– Do operatora, załatwić ci nowy numer i smartfona. Po drodze kupię też łóżko polowe i jakieś dresy. A właśnie, jakie rozmiary nosisz?
– Tu gdzieś powinny być metki. O, są! Spisz sobie.
– Dzięki, to się rozgość. W lodówce powinno być jakieś żarcie, a ja za jakiś czas wrócę.
– Chyba ufasz mi bardziej niż ja tobie.
– Nie mam wyboru.
*
Gdy Jimmy wrócił, zastał blondwłosą Emmę przygotowującą obiad.
– Jesteś w samą porę. Mam nadzieję, że będzie ci smakować – powiedziała nakrywając do stołu.
– Pachnie ładnie! A właśnie, trzymaj. Twój nowy telefon i numer. Mam nadzieję, że się podoba, bo trochę zabuliłem.
– Nie przywiązuję wagi do takich rzeczy. Powiedz mi lepiej, jaki jest plan.
– Licząc od jutra mamy pięć dni na rozwiązanie sprawy zaginięcia Daisy Roberts, albo zostanę wylany z roboty.
– To ta córka miliardera?
– Tak, ona. Chciałbym przepytać duchy na jej temat. Może nawet będzie wśród nich. Wtedy dowiemy się, gdzie jest ciało.
– To nie takie proste.
– Czemu?
– Tylko nieliczni zostają w naszym świecie. Mówiąc prościej, zjawy to ci, którzy mają niezałatwione sprawy.
– Jak ten ogrodnik?
– Tak. Jakiś czas temu spotkałam mężczyznę, który zasnął za kółkiem. Podobno miał jakieś zadania w pracy do dokończenia. Krótko po tym jak zginął, firma upadła, więc trzymają go tu wyrzuty sumienia. W przypadku Daisy może być inaczej. Jak żyła pełnią życia, to wśród duchów jej nie ma.
– A jeśli popełniła samobójstwo?
– Samobójcy raczej już niczego nie żałują, więc rzadko się zdarza, by ich dusze zostały z nami.
Jimmy westchnął.
– Myślisz, że wizyta w rezydencji Robertsa to strata czasu?
– Niekoniecznie. Zeznania personelu zostały upublicznione, ale zanim zaginęła Daisy, doszło do innej tragedii. Znaleziono martwą gosposię. Mogła odkryć ciemne interesy swojego pana, dlatego ją uciszył. To samo mógł zrobić z córką.
– Posiadłość jest daleko za miastem, a autobusy tam rzadko jeżdżą. Jak złapiemy najbliższy, to dotrzemy dość późno. Mogą nas nie wpuścić. Czyli musimy jechać rano – analizował. – No nic, jak chcesz mi bardziej pomóc, to poczytaj w sieci na temat sprawy.
– A ty co będziesz robił?
– Założę ci świeżą pościel, a potem sobie w coś pogram. Potrzebna mi przerwa po dwóch dniach działania.
– Dobrze, ale jak zobaczę, że lamisz, to się zamieniamy.
– Spoko.
*
Gdy nastał ranek, Jimmy wciąż smacznie spał. Był to skutek zbyt długiego grania na komputerze. Normalnie zaspałby na autobus, ale tym razem była przy nim Emma. Obudziła go wystarczająco wcześnie i przygotowała śniadanie, gdy brał prysznic.
– Nie sądziłem, że wybierzesz ten dres – zagaił po wyjściu z autobusu.
– Paskudny różowy idealnie pasuje do blondynek, tak jak ta czapka z napisem I love shopping.
Od przystanku do rezydencji był kilometr, który musieli pokonać pieszo. Na miejscu poinformowali, że chcą się rozejrzeć w ramach śledztwa, więc zostali wpuszczeni na teren posiadłości.
Gdy Emma zauważyła ducha młodej gosposi, zawołała Jimmy'ego, a następnie przystawiła swoją stopę do jego, by także miał możliwość kontaktu ze zjawą.
– Mamy do pani kilka pytań – poinformował.
– To państwo mnie widzą? – Zdziwiło się widmo.
– Koleżanka jest medium, ale to nieistotne. Prowadzimy śledztwo między innymi w sprawie pani śmierci. Czy zechciałaby nam pani opowiedzieć jak do niej doszło.
– Chętnie. Może poczuję się lepiej, bo to wina Pana Robertsa! To straszny i nieczuły drań. Nie rozumie potrzeb innych ludzi! W domu panuje taki rygor, że większość personelu chodzi do psychologa.
– To dlaczego się nie zwolnią? – wtrąciła Emma.
– Pan Roberts jest wpływowym człowiekiem, więc boją się, że użyje znajomości i uprzykrzy im życie. Podobno wykrzyczał to jednemu pracownikowi, który chciał odejść i biedaczek został. Ja nie wytrzymałam, więc się otrułam. Krótko przed śmiercią, przypomniałam sobie o włączonym żelazku, ale było za późno, by zareagować i skończyło się pożarem. Pan Roberts zamiast wyremontować pomieszczenie, zostawił je w takim stanie jako przestrogę, by pamiętać o włączonym żelazku. Ludzie mają przez to traumę, a ja się czuję winna.
– A czy ten drań prowadzi jakieś szemrane interesy? – spytała Emma.
– Nie. Jest dupkiem, ale pieniądze ma z uczciwych źródeł.
– A czy pamięta pani dzień zaginięcia Daisy? – dociekał Jimmy.
– Jako tako. Panienka była pod wpływem alkoholu, dlatego po kłótni z ojcem wsiadła w jego ulubiony samochód i gdzieś pojechała.
*
– Rozbitego Jaguara znaleziono niedaleko rzeki. Dziewczyna mogła być w szoku i wpaść do wody. Nurt zapewne zaniósł jej ciało do morza – dodała Emma po rozstaniu z duchem. Jimmy skinął głową.
Przed opuszczeniem rezydencji, wręczył starszej gosposi swoją wizytówkę.
– Proszę się dogadać z pozostałymi pracownikami i ze mną skontaktować. Zapisy wizyt u psychologów i spalone pomieszczenie wystarczą, by posłać Robertsa do więzienia za przemoc psychiczną – powiedział, a zaskoczona kobieta skinęła głową.
Śledczy udali się na miejsce wypadku. Tam spotkali ducha policjanta. Po wymianie uprzejmości, przeszli do właściwej rozmowy.
– Kiedy zszedłem na zawał, wiedziałem, że nikomu się nie przydam. Mimo to wciąż zachowywałem się, jakbym był w pracy – wyjaśniło widmo.
– Czyli wie pan, co tutaj zaszło? – spytał Jimmy.
– Oczywiście. Jednak zanim powiem więcej, chciałbym żebyście coś dla mnie zrobili, inaczej nie będę mógł odejść w spokoju.
– Co takiego?
– Mojego syna po szkole napadają chuligani, wyłudzając pieniądze. Mszczą się za mnie. Gdyby ktoś się z nimi rozprawił, to byłbym wdzięczny.
– Mamy zgłosić sprawę na policję? – spytała Emma.
– Nie. Byłem policjantem, więc wiem, ile mogą. Znam też myślenie łobuzów i działanie sądownictwa. Skopanie tyłków to najlepsza opcja.
– Kiedy syn kończy lekcje? – spytał Jimmy.
– Już niebawem, ale powinniśmy zdążyć.
– Prowadź pan.
Duch wskazał miejsce, w którym czekali chuligani. Kiedy otoczyli chłopca, śledczy wszedł między nich.
– A ty co, typie? Fikasz? – spytał jeden z wyrostków.
– Nie podoba mi się, jak traktujecie tego chłopca, dlatego ostrze mojego miecza was osądzi.
– On chyba coś brał – zaśmiał się łobuz, ale po chwili mina mu zrzedła. Jimmy doskoczył do wrogów, a następnie popisał się kanonadą ciosów i wykopów. Po chwili, wszyscy chuligani leżeli na ziemi.
– Wybacz spóźnienie, młody. Twój tata jakiś czas temu poprosił mnie, bym się tobą zajął, więc jeśli będzie dziać ci się krzywda, to dzwoń pod ten numer – wyjaśnił śledczy, wręczając chłopcu wizytówkę. – A teraz zmykaj do domu, bo mama się pewnie martwi.
– Dziękuję panu – odpowiedziało dziecko i się oddaliło.
– Dziękuję – powtórzył duch. – Jeszcze tylko spełnię obietnicę i w końcu będę mógł odejść. Udajcie się do Woodgreen na Lumberjack Street jeden. Tam szukajcie odpowiedzi – wyjaśnił i zniknął.
– Niech zgadnę, prochowiec to zbroja, deerstalker to hełm, karate to miecz, a ja zapewne jestem giermkiem?
– Zgadza się! Szanuję, że nie nazwałaś deerstalkera czapką – powiedział z uśmiechem.
We wskazane miejsce udali się następnego dnia.
– Masz wyciszony telefon? – spytała.
– Nie, bo w każdej chwili mama może zadzwonić.
– Zwariowałeś? Tym bardziej powinieneś wyciszyć. Co jeśli zadzwoni w najgorszym momencie, na przykład jak będziemy się podkradać albo ukrywać?
– Będzie wyzywać jak nie odbiorę! Ty nie znasz mojej mamy.
– Daj telefon, porozmawiam z nią.
– Oszalałaś? Nie wiesz, w co się pakujesz – wystękał z przerażeniem, ale dziewczyna się uparła.
– Dzień dobry, jestem asystentką Jimmy'ego. Jesteśmy obecnie w trakcie ważnej misji, dlatego pani syn musi wyciszyć telefon – powiedziała stanowczo. – W przyszłości może dojść do podobnych sytuacji, dlatego proszę się nie dziwić, jeśli nie będzie odbierał. Zresztą każdy potrzebuje prywatności. Ale proszę się nie martwić, jest pod moją opieką, rozumie pani?
– Tak, rozumiem, przepraszam i do widzenia – zabrzmiał drżący głos w słuchawce.
– Do widzenia. – Dziewczyna rozłączyła się.
– Niesamowite! Jeszcze nikt nie postawił się mojej mamie, a ty nawet nie dałaś jej dojść do słowa.
– To powinno załatwić sprawę. Masz, wyciszyłam. – Oddała smartfona. Następnie udali się w miejsce docelowe. Podkradli się pod okna drewnianej chatki i zajrzeli do środka. Spodziewali się ujrzeć melinę, ale wnętrze okazało się przytulne.
Po pokoju kręciła się młoda, skromnie ubrana dziewczyna o włosach w mysim kolorze. Jej oczy były brązowe, podobnie jak oprawki noszonych okularów. Jimmy w myślach określił ją mianem szarej myszki.
– To ona – powiedziała Emma.
– Kto?
– Daisy.
– Co?
– Przyjrzyj się uważnie i porównaj ze zdjęciem. Przefarbowała włosy, nosi soczewki i okulary zerówki, ale mimiki twarzy nie da się zmienić.
– Rzeczywiście! To co, wchodzimy? – spytał, ale giermek już pukał do drzwi.
Gdy Daisy otworzyła, na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
– Tak? – rzekła niepewnie.
– Daisy Roberts, prawda? – spytał Jimmy, a dziewczyna już chciała zatrzasnąć drzwi, ale śledczy zdążył wsunąć stopę. – Chcielibyśmy tylko porozmawiać.
– D…dobrze, niech państwo wejdą.
Dwójka detektywów rozsiadła się na białej, skórzanej sofie.
– Błagam, niech państwo tego nie zgłaszają, mam pieniądze, zapłacę, tylko nie mówcie mojemu ojcu. Nie chcę mieć z nim więcej do czynienia!
– Pani ojciec źle traktuje ludzi i zapewne pójdzie siedzieć, a pani zeznania mogą być w tej sprawie kluczowe. Dlatego proszę nam wszystko dokładnie opowiedzieć, a obiecujemy, że nie zadziałamy na pani niekorzyść – wyjaśniła spokojnie Emma.
– No dobrze. Ojciec nie akceptował mojego narzeczonego. Raz nawet uderzył mnie w twarz i wykrzyczał, że nie zgodzi się, by syn jego konkurenta został moim mężem. Zamiast tego chciał mnie swatać z jakimś starym dziadem, z którym próbował nawiązać współpracę. Dlatego z narzeczonym uknuliśmy plan. Sprowokowałam w nocy kłótnię z ojcem i udałam, że jestem pijana. Następnie celowo rozbiłam jego auto niedaleko rzeki. Narzeczony mnie stamtąd zabrał. Miało tak wyglądać, że pod wpływem szoku wpadłam do rzeki, a nurt porwał ciało. Liczyliśmy, że sprawa ucichnie i zaniechają śledztwa. Dlatego moja oferta jest aktualna. Proszę. To dane mojego narzeczonego. – Wręczyła kartkę z informacjami. – Wystarczy się z nim skontaktować, powołać na mnie i podać numer konta. Przeleje przynajmniej dwa miliony.
– Nie brałbym pieniędzy, ale wywalą mnie z roboty, jak nie rozwiążę tego śledztwa, więc taki układ mi pasuje. To moja wizytówka. Na wypadek, gdyby ktoś z państwa chciał zeznawać w sądzie – powiedział Jimmy i wyszedł z Emmą.
– Co dalej? – spytała.
– Cóż, śledztwa oficjalnie nie udało się dokończyć, więc do pracy nie wrócę. Ale mamy wystarczająco pieniędzy, by założyć własną agencję. Dzięki twoim mocom, możemy pomagać zarówno żywym, jak i duchom. Pytanie, czy ci to odpowiada?
– Jestem za, ale pamiętasz, że uciekłam ze szpitala i mnie szukają?
– Wystarczy jak im powiesz, że nie widzisz zjaw, tylko chciałaś zrobić na złość rodzinie. W razie czego przekonam ordynatora pieniędzmi lub wykorzystam jego słabość do alkoholu.
– Zgoda.
– Super, to jest jeszcze jedna sprawa.
– Jaka?
– Jestem ci winny przeprosiny.
– Za co?
– Miałem u swego boku księżniczkę, a nazwałem ją giermkiem. Czy zatem pozwoli mi pani naprawić błąd i da się zaprosić na randkę?
– Potraktuj to jako odpowiedź, rycerzu – powiedziała całując go w policzek.
– Aaa, babcia?!
– A co mówiłam? Nie odejdę, dopóki nie przedstawisz mi jakiejś panny – rzekło widmo.
– Była w moim mieszkaniu, prawda? – spytał, a Emma skinęła głową.
– Nie martw się, wnusiu. Nie podglądałam cię, jak szedłeś do łazienki, ani gdy brakowało ci kobiety.
– Dość! – krzyknął, a dziewczyna zachichotała.
– Prawda, wreszcie mogę w spokoju odejść. Miło cię było poznać, Emmo. Dbaj proszę o tego nicponia.
– Dobrze, będę – odpowiedziała, a duch uśmiechnął się i zniknął.