Przedstawienie musi trwać!
Queen, The show must go on
Ślub, sobota, godz. 17.39
Kościelne ławy były zapełnione. Zajmujący je z zaciekawieniem obserwowali wydarzenia rozgrywające się przed ołtarzem.
Para młoda prezentowała się wspaniale. Kudomski ubrał się w garnitur koloru głębokiej czerni, tego samego koloru krawat i buty oraz nieskazitelnie białą koszulę. Z poszetki marynarki wystawała śnieżnobiała róża. Robił wrażenie jeszcze większe niż zwykle. Ale to Anna Skowicka, niedługo już Kudomska, olśniewała wszystkich zebranych. Kwiat spośród wszystkich kobiet. Jej suknia ślubna przywodziła na myśl letnie chmury, w których można by się schować. Starannie uczesane blond włosy idealnie komponowały się z uśmiechem a la Julia Roberts. Oboje odczuwali szczęście, którego doznaje się tylko kilka razy w życiu.
Świadkiem Abrahama został Michał, a Ani jej brat, Olek. Nie podobało się to panu młodemu, ponieważ człowiek ten wystawił go trzem mordercom w przeszłości. Nie zamierzał się jednak o to wykłócać. Brat to brat. Po części rozumiał ukochaną, poza tym Aleksander kierował się dobrem rodziny.
Ksiądz był młody, niedługo po święceniach.
To ten moment.
– Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
Nie musieli się zastanawiać.
– Chcemy.
Ale czy śluby są dobrowolne? Tego wymagają od nas wszyscy. Tak robią normalni ludzie.
Potem ksiądz zadał jeszcze dwa pytania.
Zebrani powstali i odśpiewali Hymn do Ducha Świętego.
Teraz najważniejsza część.
Pierwszy mówił on.
– Ja, Abraham, biorę ciebie, Annę, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. – Więc omijaj śmierć szerokim łukiem, bo lubisz się z nią zbyt często spotykać – rzekła do niego telepatycznie Anna. Czy potrafił zrobić to, o co prosiła? Czy dalej będzie mógł wykonywać swój zawód? – Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.
I’m gonna give you my love, whole lotta love – obiecał jej również na ich kanale telepatycznym. Też dobra przysięga. Tak mi dopomóżcie Led Zeppelin.
– Ja, Anna, biorę ciebie, Abrahama, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
Z wyczekiwaniem spojrzeli na Mateusza, ich księdza.
– Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. – Odwinął stułę z rąk kochanków.
Świadkowie podali zaczarowane obrączki. Pozwalały małżonkowi dowiedzieć się, gdzie znajduje się posiadacz drugiego pierścionka.
Dżentelmen wkładając krążek na palec czarownicy, mówił:
– Anno, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
– Abrahamie, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Dżentelmen pocałował ją całą swoją miłością, a ona zrobiła to samo. Reszta mszy przebiegła nijako. Dopiero miało się zrobić ciekawie.
Wesele, sobota, godz. 19.20
Opróżnili kieliszki i rzucili za siebie. Naczynia rozbiły się na tysiące drobnych kawałków, których niesprzątnięta część towarzyszyła weselnikom do końca uroczystości.
Państwo młodzi zasiedli na honorowych miejscach. Podano rosół dla dwustu osób.
Duża część gości była z Podziemia. Przez tyle lat wykonywania swojego nadzwyczajnego zawodu Abraham poznał wiele ciekawych istot. A i Anna miała interesujące znajomości.
Coś było nie tak. Coś wisiało w powietrzu. Wyczuwali to oboje, ale postanowili się tym nie przejmować.
Niedługo potem, musieli po raz pierwszy tej nocy „osłodzić” wódkę. Po ciepłym daniu, złożonym z trzech rodzajów mięs, ziemniaków podanych na dwa sposoby i kilku różnych surówek zaczęły się tańce. Muzyką operował DJ, ale niestety było to disco polo. Większość ludzi umie się bawić tylko do tego… czegoś. Na szczęście w czasie posiłków grała ambitniejsza muzyka.
Wesele było dosyć dziwne, bo pomijając wydarzenia mające później miejsce, to państwo młodzi zachowywali się dość ekstrawagancko. Swój pierwszy taniec wykonali do… The way you used to do Queens of the Stone Age! Spotkało się to z nieprzechylnymi spojrzeniami większości starszej części towarzystwa. Energiczny taniec – przypominający trochę charlestona – w ich oczach wyglądał na jakieś obłąkane pajacowanie, a młodzi świetnie się bawili. Wszystko umówili wcześniej z DJ-em. Potem poleciały już „swojskie rytmy”, aby wszyscy mogli się bawić.
Oboje zmieniali pary. Jeden z partnerów zaniepokoił Anię. Nie znała go, więc pomyślała, że to jeden ze znajomych męża. Ale czy zaprosiłby on kogoś takiego? Mężczyzna miał długie kruczoczarne włosy, hiszpańską brodę, przeklęte spojrzenie i szczurzą twarz. Wyglądał dość groźnie, a jego aura odpychała czarownicę.
– Jak masz na imię? – zapytała.
– Samiel Dragon. – Wymówił to: „Sejmiel Drejgon”.
Obudziło to w niej złe przeczucie, ale zaraz zostało rozwiane przez następnego mężczyznę proszącego ją do tańca. Wujek Szymon, sprzedawca mało ważnych antyków i wyjątkowo śmieszny człowiek. Do dziś czesał się metodą „pożyczek”, aby zamaskować łysinę.
Godz. 21.33
Gdy wszyscy jedli pieczonego wieprza, na środek sali wyszło dziecko. Chłopczyk był nienaturalnie blady i wychudzony, a ubrany w bluzkę i dresy. Rozglądał się po gościach wyraźnie kogoś szukając. Zwrócił tym samym uwagę pary młodej, ale żadne z nich nie wiedziało, czyj to potomek. Ania wstała i poszła się nim zająć.
– Jak masz na imię, chłopczyku? – Nachyliła się do niego.
Dzieciak nie odpowiedział.
– Ja jestem Ania. Gdzie twoja mamusia?
– Nie wiem.
– To może razem ją znajdziemy?
Złapała chłopczyka za rękę i momentalnie zaczęła słabnąć. Czuła jak ucieka z niej magia. Na początku dzieciak czerpał powoli, ale miarowo zwiększał prędkość. Próbowała go puścić, ale berbeć powstrzymywał ją z siłą, której mieć nie powinien. Z jej siłą.
Abraham zauważył, że coś jest nie tak i podbiegł do nich. Goście oderwali się od posiłku.
– Zabierz go! – poprosiła żona.
Zaczął ciągnąć nieznajomego i upływ magii zmalał, ale małolat nie dawał za wygraną. Wreszcie podbiegła jakaś kobieta, na której widok „pasożyt” puścił.
Dżentelmen musiał podtrzymać osłabioną małżonkę. Spojrzał z gniewem na złoczyńcę. Jego matka przepraszała, a potok jej słów nie miał końca. Była to Milena, koleżanka Ani, która nigdy nie pochwaliła się zdolnościami synka. Najwidoczniej trzymała go w ukryciu przed światem. Wiadomo dlaczego.
– Oddaj cioci jej siłę! – rozkazała matka synowi. Ten tylko kiwał przecząco głową. Rozmowa przerodziła się w kłótnię i w końcu Milena uderzyła dziecko na odlew w policzek. Ten się rozpłakał i… zmienił w kruka. Wzleciał do samego sufitu i pofrunął w kierunku drzwi. Gdy znalazł się tuż nad podłogą, upadł już w postaci człowieka. To Mateusz Dębka, czarodziej i wieloletni kolega Abrahama przyczynił się do tego. Ostatnio Dżentelmen widział się z nim przy rozwiązywaniu sprawy znikających dzieci i butów, bo zaproszenie wysłał mu przez telefon. XXI wiek.
Wszyscy oniemieli. Wesele coraz bardziej odchodziło od tradycji. A zaczęło się od tańca do rockowej piosenki.
Matka podbiegła do syna, aby sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Chłopczyk zawstydził się i odczuł wyrzuty sumienia, a poza tym skończyło się tylko na siniaku.
Kamilek – takie imię podała im Milena – podszedł do Ani i dotknął ją. Wróciła do niej mała część zabranej magii, większość dzieciak zużył do transformacji.
Siostry przekazały jej część mocy i znów wróciła energia oraz radość. Pocałowała męża i jak gdyby nigdy nic bawiła się dalej. Za to Dżentelmen ją kochał.
Milena zabrała syna i wróciła z nim do domu. Okazało się, że uciekł babci i swoją mocą znalazł matkę. Sprawa zaniepokoiła Abrahama, który sądził, że Stowarzyszenie Dżentelmenów Walczących powinno już wcześniej wiedzieć o tak nadzwyczajnym małym czarodzieju, którego zdolności – niekontrolowane – okazały się niebezpieczne. Gdy potem znalazł moment na rozmowę z Michałem, dyrektorem SDW, przełożony obiecał mu, że zbada to.
Godz. 22.53
– Mówię wam, dzisiejsza młodzież jest po prostu porażką – narzekał Rafał, przyjaciel Abrahama jeszcze z dzieciństwa, kiedy obaj szkolili się na Dżentelmenów. – Nic tylko te telefony. Świata nie widzą.
– Tu się zgodzę. Podwórka są zupełnie puste – wtrąciła Matylda.
Pili cienki barszcz czerwony, jak dotąd najgorsze danie.
– Strasznie zwiększa się liczba dzieci z otyłością – powiedziała Ania.
– Zanim wstąpiłem do SDW, też byłem grubaskiem – przyznał się Abraham. – Wolałem czytać książki, oglądać filmy czy słuchać muzyki. Do aktywności fizycznych raczej mnie nie ciągnęło.
Niektórym sprawiło trudność wyobrażenie sobie tego. Teraz Kudomski był wysportowany i potrafił walczyć kilkoma różnymi technikami.
– Poruszyłeś ciekawy temat – rzekł Rafał. – Te dzieciaki w ogóle nie interesują się sztuką. Sprawdź w Internecie listę przebojów. Słyszeliście to całe Despacito? Przecież to jest porażka, a oni świetnie się przy tym bawią. Pamiętam takie powiedzonko ze szkoły: „Nie do rytmu, nie do taktu…” Pamiętacie jak to się kończy?
Rozmówcy przytaknęli ze śmiechem.
– Przypominam was sobie, jak sami byliście nastolatkami – odezwał się Michał. – W wolnych chwilach słuchaliście tych obdartusów z długimi włosami i bez koszulek. Próbowaliśmy wam wpoić z waszymi mentorami klasyków w stylu Beethovena, ale mimo że nie mieliście nic przeciwko, to dalej słuchaliście tych narkomanów bez kultury. – Wszyscy trzej uśmiechnęli się do tych wspomnień. – Jak ci z wąsami się nazywali?
– Black Sabbath – odpowiedział Abraham. – Nie przesadzaj, Depeche Mode ci się podobało.
– Może trochę…
– To muzyka o życiu, mająca bardzo inteligentne teksty. Byliśmy romantykami muzyki rockowej – tłumaczył Rafał.
– Szkoda, że nie tego, czego was uczyliśmy.
– Wracając do tematu dzieci, to bardzo poważny problem – powiedział pan młody. – Przypuszczam, że z pokolenia na pokolenie będziemy mieć coraz mniej geniuszy. W tak niesprzyjających warunkach ciężko takiego uchować. Chwasty obalają róże.
– Z czarownicami podobnie – przyznała Ania. – Głupie nie będą wiedziały, że moc to coś poważnego.
– Dokładnie – potwierdził Michał. – W epoce chamstwa trudno nam będzie wychować kolejnych Dżentelmenów. Skoro już przy tym jesteśmy, to muszę ci coś zakomunikować, Abrahamie. To już twój czas na znalezienie ucznia.
Nikt się nie odezwał. Abraham wiedział, że to w końcu nadejdzie, ale nie cieszyło go to. Kiepsko kontaktował się z młodzieżą. Denerwował go bunt, nieposłuszeństwo, niesubordynacja, niedojrzałość i ich przekonanie, że wszystko wiedzą najlepiej. Dlatego też nie był skrajnym konserwatystą. To jedna z tradycji, których kultywowanie nie uznawał za niezbędne. Każdy Dżentelmen musiał znaleźć i wyszkolić choć jednego adepta.
– Dobrze. Zainteresuję się tym – obiecał pan młody.
Godz. 23.24
Nie wiedzieć czemu, sprzęt DJ-a się popsuł. Na początku uznał, że to po prostu złośliwość rzeczy martwych. Nie czekał długo na wyprowadzenie z błędu.
Zgasło światło. Wszyscy goście zostali pogrążeni w ciemnościach. Rozległy się pomruki zdziwienia. Kilku obdarzonych wyczarowało własne światełka, w ruch poszły też latarki w telefonach.
Ale i te w końcu zgasły. Powoli do serc gości zaczynała wkradać się panika. Państwo młodzi i wszyscy zaproszeni Dżentelmeni zaczęli dociekać, co się stało i próbować ogarnąć sytuację.
Wtem rozległa się muzyka ze sceny, ale to nie zasługa DJ-a. Dało się wyodrębnić brzmienie akordeonu, saksofonu, trąbki, gitary i harmonijki. Przestraszony dźwiękowiec zeskoczył ze sceny. Odszedł w samą porę, ponieważ za nim spadły konsole.
Scenę zajęła orkiestra. Zespół duchów. Gitarzysta miał tasak w głowie. Akordeonista rozpruty brzuch. Saksofonista poderżnięte gardło. Trębacz wydłubane oczy. Gracz na harmonijce dziurę po kuli na czole. A wokalista ślady bestialskiego pobicia.
Ich pieśń była ponura, pogrzebowa. Nikt nie wiedział, co zrobić.
Gdy instrumenty umilkły, podeszli do nich państwo młodzi.
Cała ósemka (a w zasadzie siódemka) patrzyła na siebie bez słów. Duchy już domyśliły się, że nie trafiły na zwykłe wiejskie wesele. Nikt nie uciekał. Niektórzy się bali, to normalne. Nawet mieszkańcy Podziemia (przynajmniej nie wszyscy) niecodziennie obcowali z umarłymi. A szczególnie z takimi, którzy nadal mają narzędzia zbrodni w ciele.
– Co tu robicie? – zapytał Abraham.
Odpowiedział wokalista.
– Po świecie zmierzamy i zemsty szukamy. Równo wiek temu śmierć nas tu spotkała, ale Matka w Niebie nie zabrała. – Na te słowa niektórzy się przeżegnali. – Gdy zemsty dokonamy, na wieki wygramy.
– Nie my za to odpowiadamy! – zaprzeczyła Ania.
– Zebrali się ci, których przodkowie za to odpowiadają – wyjaśnił wokalista.
– Ale nie wiemy, którzy, więc zabijemy wszystkich – powiedział gitarzysta.
Abraham zaniepokoił się. Znajdowało się tu dwieście osób. Duchy to nie taka prosta sprawa.
– A jeśli pomożemy wam odejść bez tego?
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
– Co ty kombinujesz? – zapytała telepatycznie Ania.
– Nie chciałem cię wcześniej niepokoić sprawą jednego nieproszonego gościa. Ale teraz może się przydać. Wiesz o kogo chodzi?
– Tak, ale nie podoba mi się, że nie porozmawiałeś ze mną wcześniej. Mamy być jednością, a ty już coś przede mną ukrywasz!
– Kochanie, to miała być nasza noc, a miałem nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Wiesz, że chciałem dobrze. Przepraszam. To się nie powtórzy.
– OK, ale zaraz zaczną coś podejrzewać, bo stoimy bez ruchu.
– Dajcie mi chwilę, a obędzie się bez rozlewu krwi – poprosił pan młody, widząc, że martwi wyjmują broń z własnych organów. – Chyba nie chcecie zrobić komuś tego samego, co zrobiono wam? Podejrzewam, że macie błędne informacje.
– Zabiło nas kilku zapitych brutali, którym nie podobała się nasza muzyka. Oszaleli – wyjaśnił smętny akordeonista.
Abraham szybko udał się w stronę jednego z gości. Przeszkadzały mu ciążące na nim spojrzenia.
Samiel obserwował to wszystko z lekkim uśmiechem. Abraham nachylił się i rozmawiali szeptem. Tak, aby nikt nie słyszał.
– Co tu robisz? – zapytał pan młody.
– Nie mogłem przegapić ślubu tak ważnego wroga. Chciałem ci życzyć pomyślności, a może nawet dać prezent.
– Trudno w to uwierzyć. To twoja sprawka?
– Nie. Masz na to moje słowo.
– A ile ono jest warte?
– Sam się domyśl. – Uśmiech Samiela był wyjątkowo paskudny, co potęgowała broda i nieprzyjemny wzrok.
– Więc pomożesz?
– Czemu miałbym to zrobić? A ty mi pomagasz?
– To moje wesele. Należą do ciebie?
– A myślisz, że dlaczego ci faceci ich zabili? Córki wyznały, co zrobili im przed weselem. Poszły do lasu, gdzie oni już czekali. Każdy wziął sobie po dziewczynie. A potem tak się złożyło, że niczego nie świadomi wieśniacy wzięli ich na wesele. Dopisz sobie resztę.
– Po prostu ich zabierz. Większość tu zebranych i tak nie przyniesie ci korzyści.
– Idziesz?! – rozległ się głos wokalisty. – Nasza cierpliwość się kończy!
Abraham zaczynał się bać. Sytuacja stawała coraz bardziej nieciekawa. A układy z Samielem nie były tym, o czym marzył.
– Pomożesz? Kiedy indziej się rozliczymy. – Nie chciał tego mówić, ale dwieście osób – w tym ukochana – wymagało poświęcenia.
– Dobrze.
Samiel wstał i energicznym krokiem poszedł w stronę sceny. Wskoczył na nią i powiedział:
– Wszystkiego najlepszego, paro młoda. Oto mój prezent. – Cała siódemka zniknęła. Został po nich tylko smród siarki i zepsuty sprzęt.
Wszyscy zaczęli klaskać, ale brakło w tym radości. Tajemnica padła na wesele, bo Abraham nikomu nie zdradził, co zaszło. Tylko Anna wiedziała.
– Czym się zaciąłeś? – zapytała, gdy złapała go za rękę.
Z jej spojrzenia wyczytał, że znała odpowiedź. Ożywili ducha zabawy i starali się o tym nie myśleć. Nie wiedzieli, że to jeszcze nie koniec niespodzianek.
Godz. 23.54
Na podwórko przed budynkiem dawnej świetlicy, a obecnie sali weselnej spadł niezidentyfikowany obiekt latający. Wielką kapsułę wykonano ze srebrnego, połyskującego metalu. Powierzchnia puszki wyglądała na jednolicie gładką. Wbiła się w ziemię jedną czwartą powierzchni. Niektóre insekty kryjące się w trawie zbliżały się w stronę nowej góry.
Weselnicy wyszli z budynku. Poza tym, że widzieli przez okno jakiś spadający obiekt i słyszeli huk, to zawiadomił ich Stachu, który akurat wyszedł zapalić. Na ich czele stali państwo młodzi.
Abraham odruchowo sięgnął po rewolwer, ale jego ręka natrafiła na pustkę. Uznał, że na weselu będzie bezpieczny i niekulturalnie byłoby pojawić się uzbrojonym.
Wszyscy stali i przyglądali się, wymieniając coraz śmielsze uwagi. Obywatele Podziemia wiedzieli, że świat nie był czarno-biały. A Wszechświat tym bardziej.
Ania zbliżyła się do obiektu, więc Dżentelmen oczywiście jej towarzyszył. Dotknęła powierzchni.
– Auć! – krzyknęła. Sparzyła sobie palce. Nic poważnego, ale jednak.
Nagle coś syknęło. Nowożeńcy się cofnęli. W górnej części urządzenia wyodrębniła się klapa, która powoli uniosła się. Gdy doszła do pionu, z środka wyszła jakaś istota.
Widzieli tylko kombinezon i ciemną pokrywę hełmu zasłaniającą twarz. Przybysz stał bez ruchu, a kilku ludzi zemdlało. Małżonkowie nie wiedzieli, co robić. Z czymś takim Dżentelmen się jeszcze nie spotkał. Poczuł coś w rodzaju strachu, co nie zdarzało mu się często. Ale w tej mieszance uczuć dominowała przede wszystkim ciekawość. Natomiast Anna wpadła w przerażenie. Tak samo, jak prawie wszyscy zebrani.
Obcy zdjął hełm. Oczy wszystkich ujrzały bladoniebieską twarz okoloną białymi włosami. Kosmita obserwował przedstawicieli homo sapiens. Odezwał się w niezrozumiałym dla innych języku. Ależ by to było niespotykane, gdyby wędrowca z innej planety mówił akurat po polsku lub podobnym języku słowiańskim!
Pierwszy ocknął się pan młody i podszedł ostrożnie do ufoludka. Gestami zaprosił go do środka, gdzie w końcu wszyscy się udali.
Obcy ostrożnie usiadł przy stole.
Anna spróbowała wejść do jego umysłu. Nie zauważył tego, ale i tak nie był to dobry pomysł.
Nagle ujrzała masę wspomnień przedstawiających obcą cywilizację. Widziała przedziwne maszyny, miasta, mieszkańców podobnych do gościa, zwierzęta, rośliny i wiele innych rzeczy, których nigdy sobie nie wyobrażała. Było to bardziej barwne niż jakikolwiek sen. Jednego się dowiedziała. Osobnik pochodził z innej galaktyki. Imienia nie zrozumiała, ale brzmiało jakoś tak: „Kszuuumw”
Oszołomiona uciekła, niczym spłoszony szczur.
W tym czasie czarodzieje kombinowali, jak uzyskać zrozumiały kontakt z przybyszem. Uznali, że najlepiej będzie zrobić to telepatycznie. Kosmita miał przekazać cel swojej wizyty za pomocą obrazów, które zebrani przesyłać będą między sobą.
Niektórzy wypili po kielichu, dla dodania sobie wigoru.
Anna zaoferowała się, że to ona będzie odbierać sygnał i przekazywać dalej. Nikt nie śmiał odmówić pannie młodej.
Weszła w jego umysł z powrotem. Wysłała pierwszą wiadomość.
Filmik przedstawiający rozmawiających Annę i kosmitę. Pokazywali sobie obrazki.
Po kilku tego typu sygnałach obcy zrozumiał. Odpowiedział.
Inna planeta. Jej bladoniebiescy mieszkańcy. Ziemia spowita mgłą, niewidoczna. Kłębowisko mieszkańców Księżyca na małej przestrzeni wypełnionej różnymi maszynami i płytkami pokrytymi znakami. Budowa statku, którym przyleciał ufoludek. Uroczystość. Nieokreślone dania. Lot na Ziemię. Awaria. Dźwięk sugerujący błąd w systemie. Lądowanie w niezaplanowanym miejscu.
Co to mogło znaczyć? W sekwencji pojawiły się tysiące rzeczy, których nie potrafiła nazwać. Naukowcy? Może. Badania? Prawdopodobnie. Ziemia to tajemnica dla tych istot. Chcieli dowiedzieć się czegoś o nas. Bardzo prawdopodobne.
Wysłała filmik do Abrahama, reszty Dżentelmenów i kilku czarodziejów, bo tylko osoby obdarzone mogły nadawać wiadomości telepatyczne. W końcu utworzyła się swego rodzaju siatka i każdy z zebranych obejrzał przekaz przybysza. Duża część go zrozumiała.
Nikt nie wiedział, co zrobić. Ktoś nalał kosmicie wódki. Ten powąchał trunek i jednym haustem go wypił. Wzdrygnął się. Abraham mu dolał, „na poprawkę”. Obcy zatrząsnął się tak, że aż wywrócił stół.
„Kszuuumw” upadł i trząsł się. W końcu przestał i leżał bez ruchu.
Ania weszła do jego umysłu i wyczuła, że był martwy. Powiedziała to reszcie.
– Lepiej zachować to w tajemnicy – uznał Abraham. Michał potwierdził jego słowa. SDW wolało ukryć taki incydent. Szczególnie, że przez głupotę stracili szansę na kontakt z obcym gatunkiem.
Włożyli ciało z powrotem do statku. Kilku mężczyzn spróbowało zamknąć klapę siłą. Nie udało się.
Zebrali się wszyscy obecni magowie i zaczęli czarować. Sprawili, że pojazd zapadł się głęboko w ziemię i nie pozostał po nim żaden ślad. W tak licznej grupie nie sprawiło im to większego problemu.
Abraham wskoczył na scenę i znalazł mikrofon:
– Odlotowe wesele?
Rozległo się ponure „tak!”.
– Nie słyszałem?
– Taaak! – Nadal jednak nie było to zbyt wesołe.
– Co tak ponuro? Jeszcze raz!
– TAAAK! – Teraz już wiele osób zdobyło się na odrobinę weselnej energii.
– Rozumiem, że jest ciężko i nie tak to zaplanowaliśmy. Ale przynajmniej będziecie, co mieli wnukom opowiadać! Większość z was należy do Podziemia. Czy te wydarzenia są dla was aż tak dziwne? Przecież to wy wszyscy jesteście dopiero dziwni! Banda dziwolągów! – Dżentelmen usłyszał kilka upragnionych chichotów. – Bawmy się dobrze. Bądźmy wyjątkowi. Nie przynudzajmy! To nie jest zwykłe wesele. Sami musicie przyznać, że to wesele stulecia. Czy ktoś z was, choć słyszał o czymś takim? – Kudomski wzbudzał coraz więcej pomruków aprobaty. – Kto wie, może to nie koniec atrakcji na dzień dzisiejszy? Na razie jest ciekawie? Zostajecie?
– TAAAK! – Teraz dopiero było głośno. Przemowa odniosła skutek.
– Jeszcze raz. Zostajecie?
– TAAAAK!
Godz. 00.30
DJ zabrał uszkodzony sprzęt, zapłatę i ulotnił się. Jednak i na to para młoda znalazła rozwiązanie. Na wesele Abraham zaprosił kilku swoich kumpli czarodziejów. Mieli oni zespół rockowy Wizards of Rock. Składał on się z gitarzysty, basisty, a równocześnie wokalisty i perkusisty Romka. Romek szybko pojechał po sprzęt do domu, a pozostali wozili instrumenty w samochodzie. Wyszli i grali. Znalazła się też gitara dla Kudomskiego, który umiał jako tako grać. Przypomniał sobie akordy i postanowił coś zagrać dla żony. Złośliwie.
Śpiewał słabo, ale co tam.
Ania uśmiechnęła się, ale i lekko zezłościła, gdy usłyszała pierwsze dźwięki coveru Nirvany.
Moja dziewczyno, moja dziewczyno
Nie okłamuj mnie
Powiedz mi, gdzie spałaś zeszłej nocy?
Pośród sosen, pośród sosen
Gdzie słońce nie świeci
Będę drżał przez całą noc
Moja dziewczyno, moja dziewczyno
Gdzie pójdziesz?
Idę tam, gdzie wieje chłodny wiatr
Pośród sosen, pośród sosen
Gdzie słońce nie świeci
Będę drżał całą noc
Jej mąż był ciężko pracującym człowiekiem
Tylko jakąś milę stąd
Jego głowa została znaleziona w kierownicy
Ale ciała nie znaleziono nigdy
Może Abraham nie był wokalistą równym Cobainowi (mało, kto nim jest), ale udało im się oddać smutny charakter ballady. Nawet ci, którzy nie rozumieli słów, odczuli swego rodzaju żal. Po ostatnim Będę drżał całą noc muzyków obsypano oklaskami. Pomimo dość głupiego żartu, pan młody otrzymał buziaka od swojej ukochanej.
Zszedł ze sceny i jego miejsce zajął wokalista Antoni. Zagrali przeboje Akcentu ku uciesze większości i rozpoczęły się wesołe tańce. Kobiety wirowały między mężczyznami, wymieniano ukradkowe pocałunki i uśmiechy, rozmowy w stylu „Co u ciebie?”.
Odżyła weselna magia.
Godz. 1.09
Podczas oczepin welon zmienił się w locie w stadko gołębic. Nikt nie przyznał się do tego żartu.
Godz. 01.27
Nadszedł czas prezentów. Od Michała Abraham otrzymał piękną szpadę, a Ania kunsztowny rewolwer. Rafał podarował im Kronikę Stowarzyszenia Dżentelmenów Walczących. Siostry Skowickie – duchy domowe zaklęte w fioletowy kryształ.
To tylko kilka przykładów, ale nie ma sensu wymieniać wszystkich prezentów. Tekst ten opowiada o niezwykłych wydarzeniach, jakie rozegrały się tamtej nocy, w sali gdzieś na wsi, mających wpływ na cały świat.
Godz. 02.33
Wszyscy przestali jeść. Do sali wszedł zupełnie nagi mężczyzna. Był bardzo dobrze zbudowany, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Pomimo późnej pory, wyraźnie nie odczuwał zimna.
– Jeść – zażądał. Normalny człowiek najpierw poprosiłby o ubranie.
Przybysz podszedł do stołu i wziął w rękę całego kurczaka. Zaczął wgryzać się w niego, jak wilk, który dopadł ofiarę. Wszyscy przyglądali się temu z osłupieniem.
Za pomocą zaklęć broń znalazła się w rękach pary młodej.
Abraham wstał, ale szpadę trzymał poza zasięgiem wzroku dzikusa.
– Czy mógłby pan przestać?
Zapytany nie odpowiedział.
– Słyszy mnie pan?
Anna spróbowała dostać się do umysłu nieznajomego, ale nie potrafiła takowego znaleźć. Powiedziała o tym Abrahamowi w myślach.
– Proszę pana, jeszcze chwila i będziemy musieli wezwać odpowiednie służby – zagroził Dżentelmen. W pewnym sensie ja jestem tą służbą, pomyślał.
Któryś z wujków czy kuzynów Ani wstał i podszedł do jedzącego. Uderzył go w twarz, ale dziwoląg jakby tego nie poczuł. Ze stoickim spokojem uderzył obgryzioną kością w twarz napastnika, aż narzędzie się złamało i wujek/kuzyn upadł. Rozległ się szmer.
Pan młody wstał i z wyciągniętą bronią zmierzał w stronę intruza.
Przyłożył ostrze do szyi nagusa. Nieproszony gość zwrócił spojrzenie w stronę gospodarza. Nieludzko szybkim ruchem złapał za nadgarstek Kudomskiego (zostawiając na marynarce tłusty ślad), a drugą ręką zabrał mu szpadę.
Widząc zagrożenie męża, żona wystrzeliła w stronę mięśniaka. Spudłowała i trafiła w ścianę. Cholera! Abraham by trafił!, pomyślała.
Kudomski jednak wykorzystał moment nieuwagi. Wyrwał się przeciwnikowi i chwycił broń. Wbił ją w brzuch intruza. Szybkim ruchem wyciągnął ostrze. Trafiony wydawał się nie odczuwać bólu.
Dżentelmen przyjrzał się ostrzu. Pokrywała je krew i coś jeszcze. Smar?
Czarodzieje próbowali pomóc, ale byli już zbyt podpici. Ania trochę też. Abraham również nie stronił tego wieczoru od alkoholu. Pomału zaczynało mu się kręcić w głowie.
Mężczyzna chwycił go za gardło i podniósł. Wszyscy jakby otrzeźwieli.
– Nawet nie próbujcie – zagroził mechanicznym głosem. – Jednym ruchem zmienię głowę tego człowieka w krwawą miazgę.
Zawsze bierz ze sobą rewolwer, idioto!, ganił się w myślach Abraham.
Kudomski wbił palce w oczy (robota?) i mocno je wcisnął. Z oczodołów pociekła krew i mięśniak puścił. Dżentelmen upadł.
– Odsuń się! – krzyknął Michał.
Pan młody odskoczył i wszyscy obecni Dżentelmeni rozpruli niechcianego gościa kulami ze swoich rewolwerów. Jedna z nich prawie trafiła nowożeńca, a duża część ozdobiła ściany. Alkohol.
– Wystarczy – uznał dyrektor SDW. Przestali.
Abraham podszedł do ciała i przyjrzał się. Przez dziury postrzałowe dojrzał układy scalone i mechaniczne.
Po chwili do środka wpadła grupa uzbrojonych żołnierzy. Wymierzyli w gości. Pan młody jednak zachowywał spokój. W takiej sytuacji musiał.
Wszedł jeszcze jeden żołnierz. Pewnie dowódca.
– Co tu się dzieje? – zapytał pierwszy Kudomski.
– Tajemnica państwowa. Wszyscy tu zebrani będą musieli ją utrzymać. Inaczej… – Jego podwładni przeładowali swoje karabiny.
Podszedł do nich Michał.
– Nazwisko, stopień i jednostka żołnierzu! – rozkazał dyrektor SDW.
Wojskowy osłupiał.
– Słucham?! Pan śmiesz mi rozkazywać?
– Nazwisko, stopień, jednostka, albo przekonasz się o mojej mocy. I tak porozmawiam z twoimi przełożonymi.
– Co?
– Tajemnica większa od państwowej. Nawet pan jej nie zna. Zna ją tylko kilka najwyżej postawionych osób.
– Nie wierzę w te… dyrdymały.
Michał powoli sięgnął pod połę marynarki. Żołnierze obserwowali każdy jego ruch. Wyjął jakiś dokument i pokazał go tylko dowódcy.
Ten zbladł, stanął na baczność i wyrecytował:
– Jan Kolanko, kapitan Pierwszego Tajnego Oddziału Centrum Badawczego „Nadczłowiek im. Fryderyka Nietzschego”, sir! – Spoczął.
– A teraz wyjaśnij mi, żołnierzu, co tu się stało?
– Prototyp androida uciekł z placówki, sir.
– Zabierzcie go jak najszybciej i niech was tu nie widzę.
– Tak, sir!
– I jeszcze jedno.
– Tak, sir?
– Nazwisko przełożonego.
Żołnierze posprzątali bałagan i ulotnili się.
Godz. 04.10
Znów udało się wszystkich przekonać, aby zostali. Formalnie nic się nie stało. A prawda to tajemnica państwowa. Więc trzeba było zachować pozory. Po pół godziny ludzie znów tańczyli, pili, żartowali i wymiotowali z przejedzenia w brudnej już toalecie.
Abrahama zastanawiał najbardziej jeden fakt. Orientował się w sprawach SDW, ale ten dokument nie dawał mu spokoju. Gdy siedzieli już przy stole i zajadali żeberka z ziemniakami, zapytał Michała:
– Co mu pokazałeś?
Dyrektor uśmiechnął się przebiegle.
– Rachunek za prąd. To twoja cudowna żona przestawiła mu coś w głowie.
Ania mrugnęła do męża.
Godz. 04.55
Ludziom brakowało już energii. Za dużo jak na jeden wieczór. Dziwne dziecko, nieżywa orkiestra, obcy i android. Nawet forma wesela nie była tradycyjna. Para młoda prowadziła je w dość ekstrawagancki sposób.
Godz. 5.55
Wyszła ostatnia osoba. Para młoda udała się skonsumować małżeństwo i odpocząć po najniezwyklejszej nocy ich życia.