Przyszła małżonka nowo koronowanego władcy krasnoludów przymierzała już trzecią kreację i wciąż nie była zadowolona. Krawcowa załamała ręce, a dwie dwórki zaczęły zasypywać pannę młodą komplementami, ale na niewiele się to zdawało. Rupi była bliska płaczu, gdy do komnaty wkroczył sam król Ezra. Poderwała się z posłania, a pozostałe kobiety padły na kolana.
– Co tutaj robisz najdroższy? Nie jestem jeszcze gotowa!
– O czym ty mówisz? Wyglądasz wspaniale, a teraz chodź, przyjechała delegacja elfów i wróżek, chciałbym, żeby cię poznali. – Podszedł do narzeczonej i ucałował ją w dłonie. Gęsta broda, połaskotała palce dziewczyny, która zaśmiała się jak dziecko, ale szybko spoważniała.
– Przyjechali tak wcześnie? – spytała. – Domyślasz się dlaczego?
– Tak – odparł beztrosko władca. – Ale i tak nie dostaną tego, czego chcą – orzekł stanowczo. Widząc nietęgą minę Rupi, uniósł delikatnie jej zarośnięty podbródek, żeby musiała przenieść wzrok z posadzki i spojrzeć mu w oczy. – Chyba, że i ty masz jakieś wątpliwości.
Rupi nie wytrzymała. Łzawa erupcja, była niemal tak spektakularna, jak okazjonalne wybuchy Wielkiego Wulkanu Horoda. Mężczyzna przyciągnął ukochaną do siebie i przytulił, czule gładząc po plecach. Nie zważał na możliwą erozję odświętnej zbroi, którą zdążył już założyć – kobieta miała w sobie tyle łez, że pewnie mogłaby wypełnić kanion Struhdem.
Gdy się uspokoiła, otarł jej policzki i ponownie zajrzał w piękne fluorytowe oczy.
– Powiedz mi, co cię trapi – poprosił szeptem. Gestem ręki wygonił z sali zmieszane służki. Gdy zostali sami, Rupi odważyła się odezwać:
– A co jeśli to prawda, co mówią? Że… Że nasze małżeństwo obraziło boga Horoda i teraz się sroży i… i… i dlatego wulkan wygasł! – Znów wybuchnęła płaczem, a król westchnął tylko.
– Rupi, nie dawaj wiary tym bzdurom. Wulkan wygasł, bo za bardzo go eksploatowaliśmy. Odkąd Wielka Rada postanowiła odebrać ludziom magię ognia, nasza magma była jedynym źródłem ciepła i światła dla wszystkich krain. Jeśli ktoś obraził bogów, to ludzie, którzy źle wykorzystywali swój dar, albo Rada, bo postanowiła odciąć ich od magii. Jak by nie było, nie sądzę, by małżeństwo dwójki kochających się krasnoludów… bo mnie kochasz prawda?
Dziewczyna bez chwili wahania gwałtownie pokiwała głową.
– Oczywiście. Kocham cię jak cząstkę własnej duszy.
– No widzisz. – Uśmiechnął się ciepło. – Taka miłość nie mogła rozgniewać bogów. Stworzyli nas dla siebie.
– Ale byłam oddana Horodowi…
– Jako niemowlę!
– Ale jednak! Złamałam przysięgę!
Na łagodnej do tej pory twarzy krasnoludzkiego władcy odmalował się gniew. Gdy ktokolwiek kwestionował jego decyzję o poślubieniu kapłanki Horoda, wpadał w szał. Kochał Rupi, pragnął jej, a teraz był królem, jednak to nie wystarczało. Lud i Wielka Rada byli zdegustowani pomysłem. Gdyby miał rodzeństwo, być może zmuszono by go do zrzeczenia się tronu i wysłano w bój przeciwko hordom orków, trolli, gnomów i innych ponurych bestii, które czyhały w mrocznych tunelach i ciemnych zakamarkach świata. Był jednak jedynym prawowitym następcą tronu, więc swoim wyborem stawiał wszystkich w sytuacji patowej. Mogli obrazić bogów zezwalając na ślub z kapłanką, lub obrazić ich naruszając świętą, pradawną linię rodową. Każda z opcji groziła sprowadzeniem na świat niewyobrażalnego kataklizmu i chaosu. Ezra od dziecka był pragmatyczny i postępowy, szanował tradycję, ale nie wierzył w przesądy. Gotów był też walczyć o swoje przekonania, jednak nie z własną narzeczoną. Teraz to jemu puściły nerwy. Odsunął się od ukochanej i z całej siły uderzył pięścią w ścianę, powodując, że cała komnata zatrzęsła się, a z miejsca, w którym wylądował cios, rozeszła się pajęczyna pęknięć. Rupi pisnęła i znów zaczęła płakać, zmuszając Ezrę do opanowania gniewu.
– No już, proszę, nie płacz. Już jestem spokojny. – Ponownie przytulił się do niej, ale dalszą rozmowę uniemożliwiło wejście posłańca.
– Najwyższy Wśród Niewysokich Panie! – zaczął oficjalnym tonem. – Drugi syn wielkiego władcy elfów Ederona, książę Adair oraz reprezentantka ludu wróżek Liliuma proszą o audiencję waszej najwyższej mości. – Ukłonił się tak nisko, że mógłby pocałować podłogę.
Ezra mruknął pod nosem jakieś przekleństwo, za co oberwał pięścią w bark od przyszłej żony.
– Za to cię kocham. – Uśmiechnął się do Rupi i pocałował ją pieszczotliwie w czoło, po czym zwrócił się do podwładnego. – Już idę – oznajmił. Służący wyprostował się i wybiegł z pokoju, by przekazać wiadomość oczekującej delegacji. – Obowiązki wzywają – stwierdził z niechęcią król, po czym, bardziej namiętnie niż wypada przed ślubem, pocałował pannę młodą i uszczypnął ją w potężny pośladek. Dziewczyna zarumieniła się i ponagliła męża do wyjścia. Gdy tylko się odwrócił, klepnęła go w zadek i puściła do niego oko – przedślubna obietnica tego, co miało dopiero nadejść.
– Nie idziesz ze mną? – zapytał rozczarowanym tonem władca.
– Chcę przymierzyć jeszcze jedną sukienkę. Widziałeś mnie już w tej, więc teraz muszę ją zmienić. Nie potrzebujemy więcej pecha. – Uśmiechnęła się słodko i pokiwała narzeczonemu, który nie bez ociągania opuścił komnatę.
***
Zadowolony, zapewne rozmyślający jeszcze o czekających go rozkoszach nocy poślubnej, król wszedł do sali, w której czekali już delegaci Wielkiej Rady.
– Drugi książę! – powiedział Ezra uszczypliwie na wejściu, wyraźnie rozczarowany, że zamiast następcy elfiego tronu, wysłano do niego młodszego o dwie i pół minuty brata przyszłego władcy. Smukły, acz umięśniony blondyn o gęstej czuprynie i ciemnej karnacji skrzywił się nieznacznie, ale wraz z towarzyszącą mu wróżką, powstali z krzeseł przystawionych do okrągłego, kamiennego stołu – symbolu przymierza – i skłonili się lekko, jak nakazywała etykieta. Sklepienie sali było na szczęście dość wysokie, by Adair nie musiał uginać kolan, czy szurać głową po suficie, ale wyraźnie górował nad reprezentantami mniejszych ras. Liliuma miała fuksjową skórę i włosy, wzrost jej zaś był zbliżony do krasnoludzkiego, jednak podczas gdy mieszkańcy podziemi byli masywni i krępi, wróżki miały bardzo drobną budowę i, gdy znajdowały się poza komfortem swojej leśnej komuny, sprawiały wrażenie zawsze zaniepokojonych. Widać było, że i tym razem, delegatka czuła się nieswojo. Rozglądała się po pomieszczeniu i tuptała w miejscu, jakby pragnęła ponad wszystko znaleźć się gdzieś indziej.
– Najjaśniejszy panie. – Adair przemówił jako pierwszy. – Nie wątpię, że wiesz dlaczego przybyliśmy na kilka godzin przed ceremonią zaślubin.
Ezra zmarszczył brwi.
– Domyślam się – wywarczał pod nosem i zacisnął dłonie w pięści. Wróżka nerwowo zatrzepotała kolibrowymi skrzydłami.
– Wykaż się więc rozsądkiem i zaniechaj tej zniewagi zanim będzie za późno! – Nie ustępował Adair. – Wulkan jest…
Król nie pozwolił mu skończyć. Uniósł dłoń w geście nakazującym milczenie i książę posłusznie urwał swoją wypowiedź.
– Poślubię Rupi. Nie możecie mnie powstrzymać – oświadczył krasnolud, wypinając dumnie pierś.
Elf westchnął zrezygnowany i spojrzał na Liliumę. Wróżka wzdrygnęła się, ale po krótkiej chwili skinęła głową.
– Skoro nie pozostawiasz mi wyboru… – książę przeniósł wzrok na Ezrę. – Wyzywam cię na pojedynek. Jeśli zwyciężysz, możesz poślubić kapłankę, jeśli jednak przegrasz, odwołasz ślub i przeprosisz boga Horoda za zniewagę. – Młody książę spoglądał dumnie na oponenta, niezmieszany jego rangą.
Krasnoludzki król zadumał się, ale po krótkim namyśle jego twarz rozpromienił serdeczny uśmiech.
– Dobrze – odparł. – Ale zrobimy inaczej. Ślub się odbędzie, pojedynek zaś niech będzie częścią celebracji weselnych. Potyczki najmężniejszych wojowników stanowią część tradycji, ale dawno nie było tu starcia między krasnoludem i elfem. Sądzę, że to dobrze wpłynie na morale.
– Jesteś bardzo pewny siebie. – Zajadle zauważył książę. Liliuma, wciąż zdenerwowana, machała jedynie skrzydełkami i przenosiła zakłopotane spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego.
– Nie boję się żadnego elfa, ale jeśli rzeczywiście mnie pokonasz, ślub będzie anulowany. Daję ci moje królewskie słowo. – Przedostatni wyraz krasnolud wypowiedział z naciskiem, chcąc dopiec swojemu oponentowi, który miał niewielkie szanse kiedykolwiek zasiąść na tronie.
– Niech i tak będzie – zgodził się elf.
– Jaką broń wybierasz?
– Magię.
Odpowiedź księcia wyraźnie uradowała króla, który uśmiechnął się tak szeroko, że aż ukazał rzędy perłowych zębów, równych i osadzonych gęściej niż u innych ras. Widok tej obfitej w narzędzia do przerabiania gleby szczęki zaniepokoił delegatów, którzy jednocześnie wbili wzrok w posadzkę, jakby spostrzegli na niej coś wielce fascynującego. Król skomentował to jedynie krótkim chichotem, przerwanym odgłosem równomiernego dudnienia.
– Co to? – Zainteresowała się wróżka. Oderwała się od ziemi i podfrunęła bliżej drzwi.
– Rozłupywanie ceremonialnego głazu – odpowiedział Ezra, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod kamiennym sklepieniem podziemnej stolicy. Widząc pytające spojrzenie wróżki, westchnął ciężko i dodał: – Niedługo sama zobaczysz.
***
Sala tronowa przytłaczała każdego, kto pierwszy raz miał zaszczyt się w niej znaleźć. Uczucie osłupienia nie ominęło też i dwójki przybyszów ze świata na powierzchni. Potężne kolumny przedstawiające postaci krasnoludów, dźwigających na swych barkach wysoki sufit, wzbudzały podziw wobec siły, jaka drzemała w tych niepozornych, włochatych istotach. Fakt, że przez ostatnie stulecie krasnoludzki przemysł magmowy dosłownie podtrzymywał cały świat, tylko potęgował to odczucie. Zbroje marmurowych wojowników, kowali i górników, bogato zdobione rozmaitymi kamieniami szlachetnymi, mogły przyprawić o zawrót głowy. Do tego lokalizacja sali, zawieszonej ponad wielką, lazurową w swej barwie, podziemną rzeką sprawiała, że wkroczywszy do środka, nie miało się pewności, czym należy zachwycić się najpierw.
Na samym końcu znajdował się wielki tron, wykuty w potężnej bryle ametystu, oszlifowanej tak, by stworzyć godne króla siedzisko. Po prawej stronie wielki głaz skoncentrował teraz uwagę wszystkich zebranych gości. Generał Kalis właśnie wziął ostatni zamach masywnym toporem i rozłupał kamień na pół. Uderzenie wywołało salwę oklasków i dało oficjalny początek ceremonii zaślubin.
Król i jego wybranka wkroczyli do sali ramię w ramię, oboje olśniewający w złocistych strojach, odbijających światło, dostarczane przez odsłonięte skrupulatnym drążeniem żyły magmy. Korona spoczywająca na głowie Ezry, wykonana była nie tylko ze złota, ale wszelkich innych szlachetnych kamieni i metali, tworząc swoistą mozaikę reprezentującą całe bogactwo krasnoludzkiego ludu.
Zapanowała cisza. Zebrani przyglądali się dostojnej parze w milczeniu i napięciu. Niektórzy wzruszeni, inni poruszeni i oburzeni tym, że sprawa zaszła tak daleko. Milczenie przerwało rytmiczne dudnienie bębnów, któremu wkrótce zawtórował chór donośnych, basowych głosów. Pieśń wykonywana była w pradawnym krasnoludzkim języku, znanym teraz tylko dostojnikom i historykom, ale niezmiennie poruszającym dla ludu miłującego swoją tradycję i przeszłość.
Hymn dobiegł końca, gdy królewska para dotarła do niedawno rozłupanego głazu. Przystanęli i zwrócili się przodem do siebie. W oczach Rupi na nowo iskrzyły łzy, ale Ezra był opanowany, biła od niego zaciętość i pewność siebie.
– Rupi Ha. Ty i ja jesteśmy cząstkami jednego ducha… – zaczął tradycyjną przysięgę władca.
– …rozdzielonymi przed narodzeniem – dokończyła kapłanka. – Ezro Run, jako Twoja połówka, poprzysięgam towarzyszyć ci we wszystkich troskach…
– …i wyzwaniach, jakie postawią przed nami bogowie. Teraz jednak…
– …z ich błogosławieństwem…
– …scalmy to…
– …co zostało rozdzielone.
Zakończywszy recytację, para zwróciła się w stronę głazu. Każde z nich wyciągnęło lewą rękę i przyłożyło otwartą dłoń do jednej z połówek kamienia. Cała sala zamarła w oczekiwaniu. To był ostatni moment, w którym sprawy mogły jeszcze przybrać inny obrót. Jeśli magia nie popłynie i kamień pozostanie rozdzielony, małżeństwo będzie uznane za nieważne, a para za niedopasowaną. Większość gości wolałaby takie rozwiązanie. Nawet jeśli niektórzy przyznawali, że Rupi i Ezra emanowali miłością, której można im było pozazdrościć, nikt nie chciał, by panujące od stu lat ład i harmonia, zostały naruszone przez buńczuczność i pychę króla.
Bogowie, przynajmniej niektórzy, musieli jednak sprzyjać kochankom, ponieważ spod ich dłoni trysnęły złote iskry. Potężne kawały głazu drgnęły, mniejsze drobinki uronione przy rozłupywaniu uniosły się i zaczęły wirować, podczas gdy boska energia poczęła oplatać się wokół skały. Z wielkim hukiem połówki kamienia przywarły na powrót do siebie. Magiczna poświata trysnęła z pęknięcia niczym fontanna i ceremonialny głaz na nowo stał się jednością. Przez jego środek przechodziła teraz pojedyncza, złota pręga.
Owacje zaczęły się od nieśmiałych, pojedynczych klaśnięć, jednak gdy król ogarnął poddanych wściekłym spojrzeniem, ich entuzjazm wzmógł się i już po chwili echo wiwatów i oklasków roznosiło się po długich i zawiłych korytarzach podziemnego miasta.
Jedynie elficki książę stał ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i wpatrywał się intensywnie w krasnoluda, choć towarzysząca mu wróżka furkocząc skrzydełkami, podleciała do pary i jako pierwsza złożyła życzenia pomyślności oraz szczęścia.
– Najmilsi! – wykrzyknął król, gdy znudziło go dziękowanie arystokratom, reprezentantom cechów rzemieślniczych i wojskowym dowódcom. – Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Wiem, że nie każdy z was pochwala mój wybór, ale jak widzicie, otrzymałem boskie błogosławieństwo, więc nie ma powodu do dalszych sporów! Świętujmy! Bawmy się! Na dzisiejszą ucztę wydobyte dla was zostały najsmakowitsze minerały, jakie dostarcza nam ziemia! A dla naszych gości z powierzchni są i słodkie owoce. Wszystkich, jak sądzę, uraduje zaś mięsiwo z soczystego turmaka!
Gestem ręki król wskazał na ustawiony pod lewą balustradą stół, na którym służący właśnie umieścili talerz z upieczonym, wielkim stworem przypominającym ośmionogą świnię z długą trąbą, stanowiącą największy rarytas. Kilkoro z zebranych westchnęło z zachwytu. Krasnoludy mogą przeżyć jedząc wyłącznie glebę oraz skały, ale dla smaku chętnie przegryzają i zwierzynę. Podziemne formy życia są jednak na tyle rzadkie, trudne w upolowaniu, a co za tym idzie tak cenne, że nieliczni pozwalają sobie na regularne folgowanie kubkom smakowym. Pieczony turmak należy do najwyborniejszych dań. Soczystość i miękkość jego trąby urosły wręcz do rangi legendy. Porcję wspomnianego smakołyku zaproponowano Adairowi, jednak on, miast skosztować przysmaku, wyszedł na środek sali i rzucił wyzywające spojrzenie krasnoludzkiemu władcy.
– Chyba o czymś zapominasz? – Zgromadzeni weselnicy, oblegający już stół i zapełniający eleganckie srebrne talerze, przerwali biesiadę i spojrzeli na elfiego księcia, a potem na króla.
– Liczyłem, że może zrezygnujesz, skoro już dostałem boże błogosławieństwo. Przecież boski gniew to twój jedyny argument. – Zaciekawione oczy znów przeniosły się na królewicza.
– Dałeś mi królewskie słowo – przypomniał władcy Adair.
– Niech będzie – odburknął Ezra. – Najdrożsi! Tradycyjnie czekamy z pojedynkami do pierwszej przerwy w uczcie, ale młody książę bardzo chce sprawdzić się w boju. Zamierzam więc dać mu satysfakcję! – Odstawił kielich, otarł wierzchem dłoni wąs, ucałował czule Rupi i zstąpił z piedestału.
***
Długi łańcuch krasnoludów z pełnymi talerzami tuptał szeregiem za dwoma mężczyznami, którzy mieli stoczyć pojedynek. Ekscytacja i napięcie były niemal namacalne, choć niektórzy nieco kręcili nosami, nie chcąc opuszczać pieczeni, zanim nacieszyli się jej smakiem. W końcu zarządzono, że danie również zostanie przeniesione na arenę, żeby zadowolić wszystkich gości. Wielki talerz zamykał więc korowód. Danie nieśli na barkach czterej służący.
Arena znajdowała się na szczęście niedaleko, i spacer nie zdążył nikogo zmęczyć, ani znużyć. Służba prędko uwinęła się z wniesieniem na salę beczek pełnych trunków, niezbędnych dla satysfakcji krasnoludów oglądających widowisko. Rupi nieco zmieszana zajęła honorowe miejsce na szczycie trybun, zaś jej małżonek i jego przeciwnik wkroczyli dumnie na środek piaszczystego ringu. Dopiero gdy każdy krasnolud i wróżka, którą królowa zaprosiła na fotel przy swym boku, zajęli miejsca, werble dały znać o rozpoczęciu starcia. Niewielki, nawet jak na krasnoluda, jegomość stanął pomiędzy oponentami i odezwał się głosem tak donośnym, że Liliuma otworzyła usta ze zdziwienia. Najwyraźniej jednak tylko ona była zaskoczona potencjałem wokalnym mówcy.
– Pierwszy pojedynek weselny! Po lewej, nasz król i władca, Najwyższy Wśród Niewysokich, Ezra Run! – Salwa wiwatów i oklasków wprawiła w drżenie trybunę. Gdy przycichła, orator kontynuował. – Po prawej, drugi syn wielkiego władcy elfów Ederona, książę Adair Kilieanur! – Królewicz skłonił się i również został nagrodzony głośnymi okrzykami widzów. – Wybrana broń: magia! Pojedynek zakończy pierwsza krew! – oświadczył mistrz ceremonii i znów nastąpiła eksplozja zachwytów.
Ponownie zabrzmiały werble. Brodacz o potężnym głosie truchtem opuścił ring, a dwóch magów przyjęło postawy bojowe. Chwila, w której obaj mierzyli się wzrokiem, oceniając wzajemnie swoje możliwości, zdawała się trwać pół wieczności. W końcu jednak Ezra uśmiechnął się zadziornie i szybkim ruchem uderzył w ziemię przed sobą. Piasek pod jego pięścią zaplótł się w bicz i śmignął, celując w wysoką postać Adaira. Ten uniósł tylko dłoń, wytwarzając wokół siebie cienką lodową tarczę. Lód rozprysnął się pod wpływem uderzenia, ale książę nie został zraniony.
Król nie czekał na atak przeciwnika. Ugiął kolana, schylił się i zgiął palce, niczym szpony. Zanurzone w piasku dłonie przesiąknięte magią, przekształciły strukturę piasku, zmieniając go w masywne bryły. Wokół nadgarstków Ezry pojawiły się dwie złote obręcze, obracające się powoli i tworzące więź z wytworzoną bronią. Władca żywiołu ziemi zamachnął się rękoma w stronę oponenta i dwie skały poszybowały we wskazanym kierunku. Książę błyskawicznie schylił się i pozwolił pociskom przelecieć ponad swoją głową. Jeden z nich zahaczył tylko o jego sterczącą czuprynę, ale o krwi nie mogło być mowy.
Widownia zaczynała się niecierpliwić. Pojedynek zdawał się powolny i nie był tym, czego oczekiwali. Elf nie zważał jednak na ponaglające okrzyki. Trwał wciąż w tym samym miejscu, w którym stanął na początku bitwy. Ezra połączony z wytworzonymi kamieniami, wykonywał kolejne ruchy rękoma, miotając nimi w zręcznego oponenta, który szybko i płynnie prześlizgiwał się pomiędzy lewitującymi skałami. Adair poruszał się na podobieństwo wartkiego, górskiego strumienia, jakby sam był kontrolowanym przez rasę elfów żywiołem.
Krasnolud zaczynał już tracić cierpliwość, na jego czoło wystąpiły pierwsze krople potu, a on sam wyraźnie pobladł.
– Wyglądasz na zmęczonego – powiedział z przekąsem królewicz. – Czyżbyś zużył już za dużo energii? Utrzymywanie więzi z żywiołem przez cały ten czas…
Zaczepki przyniosły rezultat, ale nie do końca taki jakiego książę się spodziewał. Ezra wpadł w szał. Magiczne bransolety na jego nadgarstkach rozbłysły intensywnie i rozrosły się. Złota poświata pokrywała teraz całe ramiona krasnoluda. Piasek na powierzchni areny uniósł się i zaczął wirować, oślepiając Adaira.
Widownia pochyliła się, próbując cokolwiek dostrzec, jednak wywołana królewską furią burza piaskowa przesłaniała cały ring i walczących mężczyzn.
***
Piasek opadł. Wszyscy wstrzymali oddech. W końcu z tumanu kurzu wyłoniły się postaci. Elf górował nad krasnoludem, w ręku dzierżąc małe lodowe ostrze.
Mimo iż tylko niewielka odległość dzieliła arenę od tronowej sali, gdzie przepływała podziemna rzeka Saluna, Adair potrzebował sporo czasu, by skoncentrować energię i wezwać do siebie odpowiednią ilość cząsteczek wody. Grał na zwłokę i choć potęga krasnoludzkiego króla zaskoczyła go, burza piaskowa przyszła o kilka sekund za późno. Gdy się zaczęła, potrzebował tylko ułamka chwili by wytworzyć broń i doskoczyć do przeciwnika. Jedno błyskawiczne cięcie wystarczyło, by na ziemię spadła pierwsza kropla krwi.
– Dobrze walczyłeś – przyznał książę z uśmiechem. – Było blisko, ale jednak trochę się spóźniłeś. – Zwycięzca wyciągnął rękę do pokonanego, ale ten odtrącił ją. – Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale tak będzie najlepiej dla wszystkich.
– Nie! – wrzasnął król, aż ściany zadygotały.
Liliuma poderwała się do lotu i sfrunęła na arenę, by stanąć pomiędzy mężczyznami, bo wyglądało na to, że obaj za chwilę rzucą się sobie znów do gardeł i nie skończy się na jednej kropli krwi.
– Dość! – powiedziała piskliwym głosem. – Dałeś słowo! Jako król powinieneś wywiązać się z przysięgi.
– Wasza rada i wasze zabobony! Mam je gdzieś pomiędzy zębami! Mało brakowało?! Oszukiwałeś! Jesteś oszustem. Pluję na ciebie i twoją rodzinę!
Na sali zapanowało ogromne wzburzenie i zamęt. Obrażanie rady i wierzeń nie mogło być traktowane lekko, nawet jeśli obelgi padały z ust samego króla. Jednocześnie, jako poddani, powinni być posłuszni wobec władcy dziedziczącego koronę z bożej woli. Wkrótce wszyscy kłócili się ze sobą, a wrzawa rozgorzała tak, że niesiona echem docierała aż do domostw plebejuszy.
Sprawę ucięła Liliuma. Wzleciała pod samo sklepienie i zacisnęła dłonie. Wokół jej szyi zawirowała magiczna obręcz. Wróżka przyciągnęła pięści do piersi i wszyscy zebrani poczuli nagle, że nie mogą oddychać. Cisza wydawała się ciężka niczym ołów. Przerażone spojrzenia skupiły się na elementalistce powietrza, która w końcu opuściła ręce i uwolniła oddech zgromadzenia. Zaraz zresztą runęła na ziemię niczym mała kometa, pozbawiona zupełnie przytomności. Na szczęście złapał ją w ramiona reprezentant cechu kowali i nie stała jej się żadna poważna krzywda. Ledwo zdążyli odetchnąć, padło pytanie, które znów wznieciło pożar podniecenia wśród całej gromady.
– Gdzie jest królowa?
***
Poszukiwania panny młodej z całą pewnością nie były elementem tradycyjnego krasnoludzkiego wesela. Rupi przepadła jak kamień w wodę podczas zamieszania na arenie i teraz wspólnie przeszukiwano zawiłe korytarze. Nie było jej w królewskich komnatach, ani w żadnym innym pomieszczeniu części pałacowej.
– Przydałaby się Wszechwiedząca… – mruknął pod nosem Adair. Liliuma, zdążyła już odzyskać przytomność, ale wciąż była zbyt słaba, by samodzielnie się przemieszczać więc elf niósł ją na barana. Wróżka skinęła w odpowiedzi. Nie była w stanie nawet nawoływać imienia Rupi więc pozostawało jej milczenie i martwienie się z resztą grupy.
Mimo kontrowersji wywołanych ślubem, nikt nie miał zastrzeżeń, co do osoby Rupi. Była skromna, ciepła, serdeczna… Właściwie byłaby idealną królową i partnerką dla wybuchowego Ezry, gdyby nie kontrowersja jej urodzenia. Teraz wszyscy tak samo niepokoili się jej zniknięciem.
Z wyjątkiem króla. On szalał z rozpaczy. Można to było dosłyszeć w jego zdartym od wołań głosie, dostrzec w niepewnym kroku i nerwowych ruchach. W końcu przystanął, zatrzymując poszukiwaczy.
– Sprawdźmy świątynię Horoda – powiedział tak cicho, że Adair musiał nachylić się i poprosić by powtórzył. – Sprawdźmy świątynię Horoda! – wrzasnął teraz władca, niemal ogłuszając wrażliwego na dźwięki elfa.
– Dlaczego akurat tam? – spytał książę.
– Bo ją znam – odpowiedział Ezra, miażdżąc Adaira spojrzeniem. Wyraźnie obwiniał go za całą sytuację.
Powoli i pozostałe krasnoludy opowiadały się po stronie swojego króla. Podczas długiego marszu, pomiędzy wołaniami imienia Rupi rozbrzmiewały szepty. Mamrotano o niesprawiedliwości decyzji rady, o udowodnionym przy ceremonialnym głazie błogosławieństwie oraz lojalności wobec rodu Run.
***
Gdy dotarli na wierzchołek wulkanu, było już za późno. Rupi stała wewnątrz krateru, obleczona skalną materią, czyniącą z niej makabryczną w swym pięknie rzeźbę. Cała grupa poszukiwawcza zamarła u szczytu marmurowych schodów.
– Rupi! – wrzasnął Ezra, zbiegając na złamanie karku po stromych stopniach. Zatrzymał się przy posągu. Pieszczotliwie pogłaskał jej policzek i ucałował rozpostarte w ostatnim magicznym geście dłonie. W końcu padł na kolana i zaczął wyć.
Zebrani na platformie poddani i delegaci byli dogłębnie poruszeni. Liliuma szlochała na ramieniu Adaira, który cały dygotał pod ciężarem swojej winy. Już mieli zacząć się rozchodzić i pozostawić króla z jego rozpaczą, gdy ten powstał i zaczął powolną drogę powrotną.
Rozstąpili się przed nim. Bez słowa minął elfa i wróżkę. Maszerował przed siebie wąskim korytarzem w milczeniu. Nikt nie śmiał się odezwać. Zdejmowano jedynie kolorowe czapki i chylono czoła. Przystanął na moment i zwrócił się w stronę księcia.
– Baliście się chaosu – stwierdził ponuro król. – Zatem chaos nastanie. Wracaj do swojego ojca, do swojej Wszechwiedzącej i powiedz im, że oto nadszedł czas krwi i wojny. Koniec Przymierza Trzech Ludów.
Nikt nie protestował. Gdy Adair spróbował coś powiedzieć, generał Kalis zasłonił mu usta i wymierzył cios w brzuch, od którego elf zgiął się wpół i upuścił wróżkę.
– Słyszałeś naszego króla – powiedział wibrującym basem dowódca wojsk. Reszta krasnoludów murem zastąpiła delegatom drogę do swojego władcy. Powoli arystokraci, wojacy i mistrzowie cechów ruszyli śladem Ezry, a Adair i Liliuma pozostali samotni, z pełną świadomością całkowitej porażki powierzonej im misji.