Profil użytkownika

Zapewne wkrótce coś się tutaj pojawi, ale że cierpliwość jest cnotą, to warto się w niej ćwiczyć.


komentarze: 13, w dziale opowiadań: 13, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

Bardzo mi się to opowiadanie podobało.

Intrygująca wizja odległej przyszłości. Oczywiście wykorzystuje znane motywy i koncepcje, ale są one opracowane w ciekawy, autorski sposób.

Szczególnie przemówiła do mnie wizualna warstwa opowiadania, nawet bardziej niż fabularna (bo też często fabuła jest uproszczona i skrócona, np. pościg Iva za statkiem złodziei durum). Natomiast opisy pozwalają wczuć się w inny świat i chwilę nad nim podumać. Np. taki fragment, opis przebudzenia:

Mrok pociągał ją jednocześnie, pragnęła iść dalej. Przestała się opierać. Czuła odór gnijącego mięsa, słyszała mlaskanie padlinożerców, czuła zimną wilgoć. A pomimo to nie chciała wracać. Obudziła się. 

– Jestem Bahari. 

Dzięki takim fragmentom świat przedstawiony jest skonstruowany tak, że aż chciałoby się go jeszcze bardziej poznać. Nie jest tylko suchym schematem przedstawionym czytelnikowi w jakimś infodumpie.

Z drugiej strony, sam świat i rządzące nim reguły są tylko zarysowane. O ile więc zmysły są ukontentowane opisami, to rozum czuje niedosyt. W kilku miejscach zastanawiałem się, na ile realistyczne (w obrębie świata przedstawionego) są dane wydarzenia i nie potrafiłem rozstrzygnąć. Np. czemu Sieć nie potrafiła, dajmy na to, wyhodować jakiegoś specjalnego umysłu do polowania na złodziei durum (i dlaczego w ogóle nikt nie pilnował Zwierciadeł), a zamiast tego wysłała jednego ze swoich mieszkańców, do tego bez wcześniejszego przygotowania. Wydaje się, że Ivo był przygotowany do swojej misji technicznie, ale dużo słabiej mentalnie. I wyruszył na nią sam, a przeceiż Sieć wiedziała, że na zewnątrz istnieją inne inteligentne istoty, dysponujące zaawansowaną technologią, więc powinna zachować czujność.

Ale to są drobne uwagi. Tekst czytało się na tyle dobrze i świat był na tyle dobrze skonstruowany, że wszystkie swoje wątliwości byłem gotów zwalić na karb niedostatecznej znajomości reguł rządzących tymże światem.

Mam jeszcze jedną uwagę z pogranicza fizyki. Zrozumiałem, że Sieć jest zasilana (za pośrednictwem Zwierciadeł) enegią uwalnianą w dżetach czarnej dziury. Tymczasem piszesz (w rozmowie Iva i Bahari):

Sieć będzie istnieć dopóki nie wyparuje ostatnia czarna dziura. 

Ale przecież dżety muszą być ciągle zasilane materią opadającą na czarną dziurę. Już w dzisiejszym Wszechświecie (najbliższym nam) niewiele jest galaktyk aktywnych, więcej było ich dawniej. Więc dżety znikną na długo przed wyparowaniem ostatniej czarnej dziury. No chyba że Sieć ma już w zanadrzu inne sposoby zasilania, być możę wynikające z innych praw fizyki (te napędy nadświetlne). Ale dzielę się tą uwagą, bo widzę, że starasz się szanować fizykę w swoich opowiadaniach.

Z plusów dodam jeszcze język oraz ciekawe i niejednoznaczne ujęcie tematu jednostka a wspólnota, rozpatrywane z wielu perspektyw, bez narzucania czytelnikowi jakiejś jednej wybranej.

Pozdrawiam na koniec i dziękuję za przyjemną lekturę.

pusia

O, dziękuję.

Co do fragmentu o STW, to po prostu w opowiadaniu jest zaprezentowanych tyle różnych pomysłów, że zastanawianie się nad efektami relatywistycznymi, które w dodatku, przy tych prędkościach, nie mają jakiegoś widocznego wpływu na misję, wydawało mi się odciąganiem uwagi czytelnika od spraw zasadniczych. Ale ja lubię takie dygresje, chociaż one chyba lepiej sprawdzają się w długich formach. W każdym razie ta mi się spodobała.

Ciekawe jest też to, że w pewnym sensie dylatacja czasu na statku jest jednym z bardziej realistycznych elementów opowiadania. W końcu samoświadome komputery czy implanty w mózgu kontrolujące myśli i inne tego typu pomysły to czysta fantastyka, a efekty relatywistyczne to twarda fizyka. Czyli nasz świat rzeczywiście jest dziwny (zagadkowy).

A skoro dopiero nabierasz wprawy, to życzę dalszych sukcesów i coraz lepszych opowiadań. Tymczasem zapoznam się z innymi tekstami Twojego autorstwa, które są już na portalu.

Gratuluję udanego opowiadania!

Poruszasz wiele wątków, jest tu dużo nawiązań do szeroko rozumianej kultury, bardzo to doceniam. Jest też jakaś tajemnica, zagadka, która zostaje odkryta dopiero pod koniec (a i to nie w całości). Opowiadanie mnie zaciekawiło, a do tego trzymało w napięciu.

Z minusów, uważam, że tekst był zdecydowanie za krótki jak na ilość treści, które w nim zawarłaś. Przez długi czas miałem wrażenie, że poszczególne postaci tylko migają mi przed oczami, pojawiają się na krótko i znikają, brakowało im jakiejś pogłębionej charakterystyki, przez dużą część tekstu nie za bardzo je identyfikowałem. Również intryga, jak na stopień skomplikowania świata i złożoność jego historii rozwijała się chyba trochę zbyt szybko, tym bardziej, że długi czas była rozbita na drobne kawałki, każdy bohater przeżywał ją osobno. Pod koniec wszystko się łączy, ale tu wadą jest zbytnia infodumpowość końcowych przemówień, co sprawia, że nie brzmią wiarygodnie, podobnie jak ostateczna decyzja AI. Dodam, że nie poruszyła mnie również śmierć części bohaterów podczas próby dotarcia do Rdzenia, pająki nie były straszne, itd. Ale to chyba właśnie przez zbytnią skrótowość zdarzeń, każdy bohater pojawiał się tylko na krótki moment. Pogłębienia zabrakło również niektórym poruszanym problemom o charakterze bardziej filozoficznym, np. naturze sztucznej inteligencji (jako pewnego umysłu), celowości jej działań, itp.

Niemniej jednak opowiadanie uważam za bardzo udane. Przedstawione powyżej mankamenty pokazują, że, przynajmniej moim zdaniem, można coś było zrobić po prostu lepiej, a nie, że poszczególne elementy świata przedstawionego są złe.

A teraz garść skojarzeń. W pierwszej chwili przypomniał mi się Obłok Magellana Lema i podróż w gruncie rzeczy podobnym statkiem kosmicznym, z problemami zamieszkujących go ludzi w roli głównej. W trochę innym kierunku, ciekawa jest religijna interpretacja utworu, którą zresztą sugerujesz poprzez biblijne nazwy. Może to trochę naciągane, ale widzę tu wątek gnostycki. Statkiem rządzi Bóg-AI, który kontroluje ludzi i trzyma ich w pewnym sensie w stanie uśpienia. Prawda jest skryta pod powierzchnią. Właściwy Bóg jest gdzieś dalej, ale przemawia do wybranych jako Głos i budzi ich, dzięki czemu mogą osiągnąć wolność. Oczywiście są też elementy, które świadczą przeciw takiej interpretacji, ostatecznie Dyson-archont i ten ,,dobry” Dyson łączą się, przebudzeni zostają wszyscy ludzie, itp. Ale taka otwartość na różne odczytania to plus tekstu. A w tle czają się jeszcze kosmici, na końcu może okazać się, że rzeczywistość jest jeszcze bardziej skomplikowana. Czyli potencjał światotwórczy i sensotwórczy jest na wysokim poziomie.

Doceniam też te wtrącone w pewnym momencie rozważania na temat teorii wzgledności:

Ida nie zagłębiała się jakoś szczególnie w zawiłości szczególnej teorii względności Einsteina, jednak zawsze ją to fascynowało: świat wydaje się taki prosty, zwyczajny, lecz gdy przeniknąć poza dostępną zmysłom kurtynę codzienności, okazuje się niezwykły, magiczny.

W całym opowiadaniu nie odgrywają chyba wielkiej roli, ale dla czytelnika są wskazówką, że nasz realny świat jest nie mniej ciekawy i nie mniej tajemniczy niż ten przedstawiony w tekście.

Dziękuję bardzo za opowiadanie, była to dla mnie przyjemna (intelektualnie) lektura.

 

Podobnie jak większość wcześniejszych komentatorów muszę stwierdzić, że tekst był słaby lub wręcz bardzo słaby. Aby jednak nie poprzestawać na własnych odczuciach, spróbuję wskazać kilka elementów, które się do tego przyczyniły.

Na początek język. Z jednej strony doceniam używanie wysokiego języka literackiego, rozbudowane opisy, itp. Ale język powinien współgrać z formą, a tutaj tego zabrakło. W tak krótkim tekście, który (w zamierzeniu) skupia się głównie na akcji i na zagadce można chyba te opisy pominąć. Do tego język nie był stosowany konsekwentnie w całym tekście, początkowo długie, rozbudowane opisy, potem właściwie samo streszczanie.

No właśnie, streszczanie. Tekst przypomina bardziej streszczenie pewnych wydarzeń niż ich opowiadanie. Myślę, że całość była zdecydowanie za krótka, aby w przekonujący sposób opowiedzieć wszystko, co autor chciał tam pomieścić. Większa część tekstu przypomina mi raczej konspekt, który dopiero ma zostać rozbudowany do opowiadania.

Chciałbym wreszcie podkreślić niewiarygodność zarówno samych zdarzeń, jak i bohaterów.

– Spróbuj przypomnieć sobie wszystkie szczegóły tamtej nocy – doradził Bolek. (…)

– Wiem, że byłeś wtedy pijany i nic nie pamiętasz – przypomniał Bolek, wpatrując się w niego intensywnie – ale jeśli to nie ty zabiłeś Małgorzatę, to kto?

Czy takie słowa nie powinny paść raczej w czasie procesu (opisanego zresztą tak skrótowo, że właściwie można go nie zauważyć), podczas narady z adwokatem? Również Józef, który bez szemrania przyjmuje niesprawiedliwy wyrok, a potem popełnia samobójstwo, nie wygląda jak prawdziwy człowiek, raczej jak jakiś fantom. To samo dotyczy innych postaci.

Nie ma tu zagadki, nie ma tajemnicy (tzn. niby są, ale giną w streszczeniu i w niewiarygodności wydarzeń).

To tyle ode mnie.

Bartkowski.robert

Domaganie się obecności nauki w gatunku zwanym fantastyką naukową to nie żaden puryzm, raczej zdrowy rozsądek. A naukowy zdrowy rozsądek wyraźnie wskazuje, że w tym opowiadaniu nauki jest tyle, co kot napłakał. Konwencja zbliża sie do space opery, a ten (pod)gatunek nie wymaga zachowywania rygorów nauki. Por. np. ten fragment:

Czterdzieści minut później kilkanaście korwet i cztery niszczyciele kontradmirała Kannedy zleciały z nieba, by sunąć powoli ponad pobojowiskiem. Ich szare kadłuby rzucały gigantyczne cienie na labirynt okopów poniżej. (…)

 

Więc wziąłbym sobie rady czytelników do serca, przynajmniej po to, żeby wiedzieć, kiedy wykracza się poza granice science.

Pod wrażeniem jestem również, jak bardzo trafnie wyciągnąłeś wnioski z podanych w opowiadaniu faktów, nawet jeśli tych było na danych temat niewiele. Ty, jako czytelnik, nie mogłeś oczywiście wiedzieć o wszystkim co siedziało mi głowie podczas pisania, a jednak zaskakująco blisko zbliżyłeś się do mojej wizji świata przedstawionego.

Cóż, chyba po prostu dobrze oddałeś te elementy w opowiadaniu, ja tylko opisałem wprost, to co już wcześniej przedstawił autor. Tym bardziej życzę kolejnych, coraz lepszych opowiadań.

Również pozdrawiam

Lektura była dla mnie przyjemna, poniżej kilka uwag.

Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że science-fiction to w tym opowiadaniu tylko taki sztafaż. Pluton w żadnym wypadku nie nadaje się do takiej terraformacji, jaka została tu przedstawiona, wiele elementów świata przedstawionego jest skrajnie nierealistycznych z punktu widzenia astronomii i fizyki (np. ciążenie na powierzchni Plutona, nasłonecznie powierzchni, itp.) Akcję spokojnie można by umieścić na jakiejś nieodkrytej jeszcze planecie poza Układem Słonecznym (tym bardziej, że interakcje z pozostałymi światami US nie odgrywają w opowiadaniu prawie żadnej roli). Również zachowanie Gwiazdy Hoetzlera-Tsunga nie wskazuje na to, żeby miała respektować prawa fizyki. Takie przykłady można by mnożyć.

Z trzech głównych bohaterów najbardziej przemówił do mnie ostatni, Finnegan Flame-Stirling. Ale po kolei. Jego dziadek wcale nie wygląda na wtrawnego i doświadczonego polityka, jakim chcesz go przedstawić. Rozmowy z konsulem Tkaczukiem, przemówienie przed Senatem nie sprawiają takiego wrażenia. W szczególności w ostatniej scenie, w której postanawia wprowadzić państwo policyjne, wygląda raczej na wiejskiego sołtysa niż na przywódcę wysokiej rangi.

Dlatego koniec z tym! Robimy państwo policyjne. Dobrzy ludzie nas zrozumieją, a złych już nie będzie.

(…)

– Tak! – odparł z przekonaniem Józef Tkaczuk.

Tak chyba nie wygląda podejmowanie decyzji na wysokim szczeblu? Chociażby ze względu na stopień skomplikowania całej machiny biurokratycznej i bezwładność instytucji. Tym bardziej, że chodzi tu o zmianę ustroju i być może zamach stanu. Natomiast doceniam to, że ukazujesz polityków od tej ludzkiej strony, a nie jako makiawelicznych demiurgów, co jest (chyba) równie nierealistyczne.

Przedstawiciel kolejnego pokolenia, Theseus Flame-Stirling, nie przemówił do mnie z podobnych względów. Nie sprawia wrażenia duchowego przywódcy stojącego na czele wielkiej instytucji, decyzje podejmuje pod wpływem impulsu (jak tę o otworzeniu kaplicy) i bez żadnych konsultacji. Nie wygląda także na wybitnego kaznodzieję, którym ma być. W zachowaniu tej postaci nie widzę tego, co chcesz w nią włożyć przy pomocy słownych opisów.

Natomiast w przypadku Finnegana Flame-Stirlinga opis już tak nie rozmija się z zachowaniem bohatera. Widzimy go w akcji, na polu bitwy, a potem po walce wśród swoich żołnierzy. Chaos pola bitewnego do mnie przemówił, podobnie późniejsze zachowanie żołnierzy. A w tym wszystkim Finnegan zachowuje swój charakteryczny rys, własną indywidualność. I jest to w miarę spójne, także z tą sceną, kiedy poznajemy go po raz pierwszy, w domu jego pijanego ojca.

Jeśli chodzi o fabułę, to pomysł ciekawy i chyba sensownie rozwinięty, oczywiście oparty o obecne w literaturze schematy. Przyjemność lektury psuły mi głównie wskazane już nierealistyczne elementy świata przedstawionego, które powodowały, że cały plan ewakuacji i związanych z nią wydarzeń wglądał równie nierealistycznie.

W tekście pojawiają się też próby filozoficznych rozważań na temat ludziej natury i zachowań ludzi w obliczu katastrof i ,,końca świata”. Nie są złe, ale sugerowałbym, żeby je jednak trochę pogłębić. Właśnie pewna miałkość tych myśli jest jednym z czynników skutkujących wątłą, w moich oczach, kreacją plutoniańskiej religii i jej głównego przywódcy.

Natomiast muszę docenić język i kompozycję. Rozpoczynasz opowiadanie od długich opisów i narratorskich rozważań, pojawiają się one również w innych miejscach w tekście. Dzisiaj jest to zdecydowanie nie w modzie, więc czułem się, jakbym czytał początek powieści jakiegoś XIX-wiecznego autora. Ja to bardzo cenię, chociaż wielu czytelnikom zapewne się nie spodoba.

Ale to właśnie opisy są, moim zdaniem, najsilniejszą częścią tego opowiadania. Szczególnie urzekła mnie wizyta w bazylice panenteistów, czułem się prawie tak, jakbym był tam osobiście. Do tego wyszukane słownictwo, odnoszące się do architektury, ale używane z umiarem, zrobiło swoje (choć chyba mogło go być jednak trochę więcej). Gratuluję wysiłku wyobraźni, który stał za tym opisem.

Udało Ci się również wykreować pewien nastrój, taki trochę retro sci-fi. Czytając pierwszą część opowiadania czułem się tak, jakbym czytał Fundację Asimova. Do tego te wszystkie papierosy i telefony słuchawkowe połączone z metropolią z latającymi pojazdami, to idzie w takim staromodnym kierunku.

Wielki plus również za nazwiska bohaterów. Co prawda Ci pierwszoplanowi są, tak jak w głównym nurcie gatunku, potomkami (przynajmniej językowymi) Anglosasów. Ale pojawiają się także miłe dla ucha polskie nazwiska, wraz z jakimś szkicem uzasadnienia, skąd wzięli się na Plutonie

Jedyne, co chciałbym Ci doradzić w kwestii języka, to rozbijanie tekstu, szczególnie tych fragmentów z opisami, na krótsze akapity. W lekturze są przyjaźniejsze dla czytelnika. Innych rad udzielą może jeszcze jacyś kolejni komentatorzy.

Ogólnie, tekst odebrałem pozytywnie, przyjemnie się go czytało. Ze wszystkich elementów najbardziej kuleje science, więc jeśli chcesz tworzyć więcej podobnych opowiadań i nie chcesz, żeby z nauką miały one związek tego typu, jaki np. mają Gwiezdne Wojny, to radziłbym doszkolić się nieco na polu nauk przyrodniczych. Z drugiej strony opisy to wielka siłą tego opowiadania, chociaż mogą odstraszyć wielu czytelników przyzwyczajonych do współczesnych standardów w literaturze. Ja bym z nich nie rezygnował w kolejnych tekstach, ale to oczywiście Twoja decyzja.

Może tak jest, ale pewnie w grę mogą wchodzić też inne czynniki, więc ciężko (nomen omen) czynić predykcje, jak to u kogo zadziała.

Piękne, przejmujące opowiadanie. Nie będę silił się na egzegezę, tym bardziej że tekst był już ponoć publikowany gdzie indziej, a i wcześniejsi komentatorzy dorzucili swoje trzy grosze.

Natomiast chciałbym zaznaczyć, że powtórzeń w literaturze nie uważam za rzecz złą. Jeżeli nawet opowiadanie opiera się kompozycyjnie na schematach przyjętych w gatunku, to może i dobrze? Wielkie dzieła powstawały nieraz czerpiąc pełnymi garściami z tego, co było już wcześniej. Taki był początek literatury w Europie – przecież Homer (o ile istniał), zbudował swoje eposy w oparciu o to, co śpiewali jego poprzednicy. A i sam język jako taki to w gruncie rzeczy nieustanne powtórzenia.

Kibicuję więc takim tekstom jak to opowiadanie. Pozbawione twistów czy innych niespodzianek, ale na swój sposób przemawiające do czytelnika i po prostu piękne (piękne w swoim rodzaju, tak, jak piękna może być literatura postapokaliptyczna).

Przeczytałem z zaciekawieniem. I doceniam fragmentaryczność utworu. Czuć, że poza zdarzeniami przedstawionymi w tym szorcie istnieje jeszcze cały świat, że bohaterowie mają jakąś historię, itd. Oczywiście można z tego zrobić dłuższą formę, zachowując zalety obecnej wersji, a pozbywając się przynajmniej części wad, o których mowa we wcześniejszych komentarzach.

Co do tytułu i słowa ,,predyktor” – ja od początku odebrałem je tak, że to słowo zyskało w przyszłości nowe znaczenie i, w przeciwieństwie do Tarniny, nie kłóciło mi się to ze znaczeniami dotychczasowymi. Neologizmy często powstają jako mutacje słów już istniejących, stare słowa zyskują nowe znaczenia, itp.

Ale na koniec zachęcam, żeby kierować się przede wszystkim opiniami i radami doświadczonych użytkowników tego forum (chociaż swoje zdanie też warto kształtować).

Ciekawy szorcik, chyba bardziej prezentujący pewne idee niż potencjalny przyszły świat lub samego bohatera. Główną nić przewodnią widziałbym w sztuczności – sztuczna inteligencja, sztuczna literatura, sztuczny czytelnik, na koniec cały świat wraz z bohaterem okazują się sztuczni. Mam wręcz wrażenie, że ta sztuczność jest autoteliczna, nie ma żadnego uzasadnienia poza sobą samą (bo kto tworzy symulację i po co? – nie wiadomo).

Bohater nosi imię Adam – nie wiem, czy celowo? W każdym razie można go potraktować jako człowieka per se. Może jako człowieka ostatniego (odwrotność pierwszego) lub jako jedynego człowieka prawdziwego (ze względu na zakończenie przychodzi mi na mysl kartezjańskie Cogito ergo sum, nic więcej nie jest prawdziwego, a przynajmniej pewnego). Ale krótkość formy powoduje, że są to jedynie domysły, ciężko je wyprowadzić z samego tekstu, jeżeli chce się pozostać mu wiernym.

Wizja przyszłości nie jest dla mnie przekonująca, ze względu na różne niespójności, po części wskazane już w komentarzach wcześniejszych czytelników. Ale siła szorta nie w niej tkwi, lecz właśnie w wykorzystaniu popularnego dziś tematu AI do ukazania tej sztuczności (czymkolwiek by ona była), o której pisałem na początku.

Bardzo ciekawy i nastrojowy tekst, jak dla mnie utrzymany w klimacie XIX wieku. Można odczuć ten stosunek między szarym, brudnym, przemysłowym, ale i tak uważającym się za oświecone miastem a wciąż wierną tradycji wsią, nie do końca świadomą przemian zachodzących w szerokim świecie. Także ta wiara, że już wkrótce wszystko zostanie odkryte i zbadane, a nad światem zatryumfują rządy rozumu, który wyprze zabobony w niebyt, wywołuje skojarzenia z tą epoką. Również podróż pociągiem, a na końcu dorożką, do leżącej w górach biednej wioski, w celu odbycia jakiegoś rodzaju kuracji, wydaje mi się charakterystycznym motywem kojarzonym z XIX wiekiem (w szerokim znaczeniu tego terminu). Oczywiście, akcja nie rozgrywa się w żadnym konkretnym miejscu na mapie naszego świata, co całemu opowiadaniu nadaje nieco legendarny posmak, który mi odpowiada, bo zgrywa się z ogólnym anturażem opisanych wydarzeń.

Na tym tle łatwiej można spróbować zrozumieć postać bohatera, zimnego sługi rozumu (ale rozumu w takim bardziej pozytywistycznym wydaniu, chociaż pozbawionego wiary w postęp), który jednak pod koniec opowiadania odnajduje w sobie jakieś ziarenko żaru, jakiś zapomniany ognik i sprzeciwia się ideom, które do tej pory kierowały jego życiem, niszcząc ukończony już traktat bez udostępnienia go naukowej publiczności. Tutaj z kolei dostrzegam bardziej współczesny akcent, wszak to współcześnie coraz powszechniejsze są poglądy, że ocalić nas może tylko powrót do natury (uosobiony w opowiadaniu przez elfy), a rozum, szczególnie ucieleśniony pod postacią nauki i pozostający w mariażu z przemysłem, jawi się jako przyczyna wszelkiego zła tego świata.

Ale to tylko kilka drobnych przemyśleń i skojarzeń. Myślę, że jedną z najważniejszych zalet tekstu jest właśnie zbudowanie odpowiedniego nastroju, który w połączeniu z elementami świata przedstawionego i losami głównego bohatera otwiera czytelnikowi drogę do wielu skojarzeń i interpretacji. Jednocześnie tekst nie jest zbyt zamknięty i nie narzuca czytelnikowi jakiejś jednej określonej interpretacji, co akurat ja osobiście bardzo cenię.

Mam natomiast zastrzeżenie do tych kilku pierwszych akapitów. Śpiąca w taczkach wiejska kobieta (i to jeszcze na pustkowiu, czyli poza wsią) od razu skojarzyła mi się z Jagną i Chłopami Reymonta, a tymczasem utwór raczej nie idzie w stronę nawiązań do tej powieści. Biorąc pod uwagę, że ta postać już się więcej nie pojawia, nie jest także wyjaśniona jej rola (chociaż domyślam się, że oddała swoje dziecko elfom), to uważam, że to rozpoczęcie, w takiej a nie innej formie, jest zbędne i tylko niepotrzebnie może wprowadzić zamieszanie w głowie czytelnika (przynajmniej tego konkretnego czytelnika).

 

Co do kwestii stricte językowych, to mam kilka uwag:

Zamiast gnić na peryferalnym uniwersytecie (…). → Słowniki raczej nie notują tego słowa, nie miało być peryferyjnym? Jedyne zastosowanie Twojej wersji, jakie znalazłem, to specjalistyczne opisy maszyn.

Przyjemność, która nie była hedonizmem (…) prowizorycznym opatrunkiem na pochlastaną biczem duszę. Była same dla siebie. → Chyba miało być: Była sama dla siebie.

Ponieważ elfy mogły w życiu szukać wszystkiego. Więc w kolejnym zdaniu powinien być ten sam rodzaj: (…) chłopi z którymi spędzaliły tą noc (one, elfy).

Elfy miały czas na wszystko: żeby się uczyć, żeby się bawić, myśleć, oddać kontemplacji oraz przyjemności, zagłębiać się w swoich poszukiwaniach, ale też czas żeby go trochę zmarnować. Może dlatego byli tak znienawidzeni, → Generalnie ten problem się powtarza, używasz względem elfów naprzemiennie dwóch rodzajów gramatycznych bez żadnego widocznego uzasadnienia.

 

Ogólnie jednak opowiadanie bardzo mi się podoba, widać, że jest sprawnie i dobrze napisane od strony językowej, świat przedstawiony też jest przemyślany, doceniam szczególnie nastrój opowiadania.

Dziękuję za tekst w sam raz na pierwsze dni jesieni i gratuluję.

Proszę o wybaczenie, że odkopuję stary tekst, ale uznałem, że – ze względu na swoje liczne i wielorakie zalety – jest on najlepszym miejscem na zostawienie mojego pierwszego komentarza na forum.

Tarnino, przede wszystkim gratuluję pomysłu na naśladowanie Boecjusza! Tekst wyszedł pod wieloma względami znakomity. Styl, sposób wyrażania się postaci w dialogach i sama treść ich wypowiedzi pozwalają poczuć ducha minionych epok, a jednocześnie są na tyle współczesne, że przemawiają do dzisiejszego czytelnika (a przynajmniej do mnie) bez jakichś większych problemów.

Bardzo cenię również nawiązania do naszej wspólnej, ogólnonoeuropejskiej tradycji, w tym wypadku ze szczególnym uwzględnieniem filozofii. Nadają one tekstowi wewnętrzne bogactwo, które trudno by mu było uzyskać bez odniesień wykraczających poza sam tekst.

Poza tym uważam, że po prostu warto dbać o własne korzenie i brać wzór z żyjącego na granicy czasów Boecjusza, który za cel postawił sobie przeniesienie dziedzictwa dawnych mistrzów w świtającą dopiero na horyzoncie, i tym samym niepewną, nową epokę. Myślę, że to ciekawy sposób na zinterpretowanie Twojego tekstu, poprzez wykorzystanie aluzji z tytułu i z samej kompozycji utworu – każdy autor czerpie obficie z dorobku tych, którzy byli przed nim, ale też przekazuje coś tym, co będą po nim. Bo w końcu każdy żyje pomiędzy dwoma czasami – przeszłością i przyszłością. A Ty, jak widzę, potraktowałaś to zadanie poważnie!

I nie muszę chyba dodawać, że tekst, w swoim intertekstualnym bogactwie, jest bardzo udany, skoro budzi tyle skojarzeń i przemyśleń. Do samego meritum dialogu z Fantastyką już się nie odniosę, bo w tym celu musiałbym chyba napisać cały esej, a nie i tak już zbyt długi komentarz.

Mam nadzieję, że tekst odegrał swoją rolę dla Autorki, a i dla czytelników, jak mniemam, może wyświadczyć wiele dobrego.

Pozdrawiam na koniec wszystkich i jeszcze raz gratuluję Autorce!

Nowa Fantastyka