Profil użytkownika


komentarze: 54, w dziale opowiadań: 53, opowiadania: 25

Ostatnie sto komentarzy

Dzień dobry.

Dzięki za lekturę i komentarz.

Wydaje mi się, że posługujesz się bogatym kompletem nazbyt gotowych etykietek. I ich nadużywasz.

To jest taki dość autorytatywny pseudo-opis, który jest oceną, wynikającą z określonych nawyków, gustów. Nie celuję w ‘poetyckość’ stylu, chyba prędzej w ‘analizę’. ‘Wodolejstwo’ w końcu, czy ‘szczegółoza’, bo wydaje mi się to trochę sprzeczne? Jeśli podczas lektury sens umyka, to słowa, które go niosą, muszą wydawać się osadem, mułem, ‘kwiecistością’ itd.

Generalnie nie zamierzam zajmować się uwagami na temat mojego stylu, o ile nie są to uwagi sensowne i konkretne (na pewno zdarzają mi się błędy i przeoczenia) – tak jak nie zamierzam reformować sposobu, w jaki chodzę czy mówię.

 Twój komentarz jest jakąś informacją. Doceniam, że poświęciłaś czas.

 

Pozdrawiam.

Tam sporo jest o tym, do czego on dąży.

No i to, że zagłosowałaś na ‘tak’, zdziwiło mnie trochę i nadal dziwi. Nie wiem, czy zakończyliście już ten swój święty synod, ale jeśli nie, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by zmienić swój głos na ten właściwszy, prawda? Ja zresztą wolałbym prawdziwe ‘tak’, a nie jakieś takie ze zmarszczonym nosem: ale o co chodzi, warsztat do poprawy…

W ogóle tak przy okazji, Finklo, to myślę sobie, że ponieważ należysz do Loży, to na tym Twoim awatarze, czy jak to się zwie, powinno to być należycie uwidocznione i u innych również. Wydaje mi się, że czarna maska i żelazna laska byłyby odpowiednie jako atrybuty wysokiego statusu sędziowskiego – maska jako oznaka nieprzeniknioności, żelazna laska (lub pałka), jako oznaka władzy.

Owszem, tacy ludzie istnieją. Ale ich przygodny raczej nie stanowią świetnego materiału na opowiadanie.

Cóż, z mitologią Orientu zetknąłem się bardzo pobieżnie, ale są tam opowieści o tym, jak asceza powodowała np., że wokół bohatera dymiła ziemia, miały miejsce cuda i wielkie bitwy. 

Naniosłem poprawki. To raczej drobne rzeczy, kosmetyka językowa.

 

 

Jakiś czas temu zdawało mi się, że nie będzie więcej żadnych komentarzy i nie ma co więcej zaglądać w sprawie tekstu, a tu naraz widzę, że jakiś konkurs Eurowizjji odpalił pod moim kawałkiem. O mały włos, a byłbym przespał i przegapił całą imprezę. Po prawdzie, to nie bardzo lubię konkursy i plebiscyty. Moja ulubiona kapela nie miałaby żadnych szans na Eurowizji. Sokrates, Chrystus – przegrywali swoje życiowe plebiscyty.

Jednocześnie współczuję tym, którzy z jakiegoś portalowo-statusowego obowiązku trudzą się lekturą i próbują przystawiać własny strychulec do próbek mojej działalności literackiej. To jednak zabiera czas i zapewne dla niektórych bywa nieco nieprzyjemne. To jest trochę tak, że osądzasz tekst, ale i zostajesz przez tekst osądzony, a może nawet cokolwiek poddany egzekucji.

Outta Sewer wspomniał o ‘strunie wyobraźni’. Gdy brakuje tej struny (odpowiednio umiejscowionej czy nastrojonej), to lektura smakuje jak drewno – i wówczas komentatorzy albo otwarcie wyrażają estetyczną obcość i niezrozumienie, albo brną we własne projekcje skaz, udając przenikliwość – to już zależy, kto się z tekstem mierzy.

Nawiasem mówiąc już samo czytanie tekstu literackiego z ekranu to coś cokolwiek niekomfortowego, jakby trochę wadliwego, bo typ medium ma pewien wpływ, jak sądzę, na typ uwagi czytającego, w określony sposób ją pobudza i jednocześnie blokuje, preferując komunikaty znajome i zredukowane treściowo. Zatem dziękuję za poświęcenie.

 

Czcigodni:

Zanais

krar85

ninedin

Golodh

– Dziękuję za lekturę i komentarze. Pozdrawiam.

 

 

(Jeśli wolno, przy okazji, bo nie znam się, mam takie małe pytanie. Czy jeśli np. za tydzień zgłoszę jakiś znaleziony na tym portalu tekst (no, powiedzmy, jakieś 500 000 znaków) do ‘piórka’ w przeznaczonym do tego temacie, to będzie to z żelazną koniecznością skutkować tym, że za parę tygodni całe Wasze Szacowne Grono odda się lekturze zgłoszonego tekstu, po czym uroczyście i urzędowo niejako zbierze się pod nim, aby z należną sprawie powagą wymierzać wyroki? Będę wdzięczny za informację. Bardzo mnie to ciekawi.)

 

 

 

 

 

 

Finkla

 

Dzięki za komentarz.

 

Trochę mi przeszkadzało, że bohaterowie właściwie do niczego nie dążą, nie mają jakichś celów, nie planują, jak je osiągnąć. Żyją z dnia na dzień, jak zwierzęta.

 

 

Wiele starych kultur ma własne tradycje ascetyczne i takie czy inne ich uzasadnienia.

Np. takie:

I to powiedział, że człowiek, który mieszka na pustyni i trwa w skupieniu, wolny jest od potrójnej walki: o słuch, o mowę i o spojrzenie. Musi jedynie walczyć o serce.

 

Nie jestem znawcą, ale wydaje mi się, że na przykład w kulturach Orientu (Indie, Tybet) praktyki tego rodzaju bardzo często uchodziły za środek do pozyskania specjalnych mocy. Mieli oddawać się nim także bogowie, a nawet niektóre demony.

 

 

 

 

Outta Sewer

 

Bardzo to miłe, że ktoś tak utalentowany (kogo zapamiętałem z mojej obecności tutaj dwa lata temu) znalazł coś dla siebie w moim tekście. I że tekst pobudził trochę do domysłów i spekulacji.

 

…poruszyć niektóre struny wyobraźni

No właśnie, struny wyobraźni. Pneumatycy (i po części psychicy) mają te struny, a hylicy zwyczajnie ich nie mają. Niestety, jak wiadomo, hylików jest grubo najwięcej, więc to oni rządzą plebiscytami.

 

 

…wstęp… …od razu skojarzył mi się z “Vatran Auraio” M. Huberatha, trochę mniej z “Kamuflażem” Haldemana i czymś, co mam na w miarę świeżo, czyli “Swamp thing saga” duetu Moore&Totleben.

 

Nie czytałem jeszcze żadnej z tych rzeczy. Może kiedyś uda się to nadrobić.

 

Mistrz w letargu zabił w Domu Duszy awatara Lulka, zabił jego duszę, robiąc w Lulkowym ciele miejsce dla własnej.

 

Coś koło tego. Ja sobie myślałem o tym właściwie tak, że wtedy, w Domu Duszy, jeszcze nie tyle zabił duszę Lulka, co opętał Lulka (doprowadził do sytuacji, że w ciele chłopca ‘zamieszkał’ drugi duch, który mógł zdominować ducha Lulka i potem ostatecznie niejako wyzuć go z jego ‘fizycznego obleczenia’). Można powiedzieć, że zabił władzę czy suwerennośc duszy Lulka.

 

Co do ksenomorfów, to musiałem – chyba znów – sobie przypomnieć co to takiego… Podobieństwo jest, lecz to coś jak korwengencja w biologii, czyli byty podobne, ale o wzajemnie niezależnej genezie.

 

Wrażenie to się jeszcze we mnie wzmogło, kiedy doczytałem do końca, w którym opisujesz uwolnione z łuski stworzenie jako hybrydę ludzko – psią: ksenomorfy różnią się budową zewnętrzną zależnie od gatunku nosiciela, więc czemu inkubowana w ciele innego człowieka dusza nie miałaby się przepoczwarzyć w coś, co nie do końca jest indywidualne, ale przejęło cechy usuniętej duszy? Tak to rozumiem, bo piszesz wcześniej z perspektywy narratora, którym jest nowy Stary, że pierwsze lata opiekunowie myśleli, że ich podopieczny będzie niemową i nigdy nie nauczy się chodzić jak człowiek. Potwierdza to również mowa o kiśnięciu i wietrzeniu czaru w ciele wydrążonego człowieka – Lulek został podobnie wydrążony, a dusza Starego, która zajęła miejsce duszy Lulka, zanim wydostała się na zewnątrz łuski, zanim stała się obleczoną w ciało nową istotą, nieco skisła i zwietrzała, przyjmując cechy oryginalnej duszy, którą niegdyś łuska była wypełniona.

 

To miejscami wykroczyło poza mój plan. Ale raczej się z nim nie kłóciło. Interesujące. Czytelnikowi wolno wynalazczo interpretować, zwłaszcza w ramach zasadniczo trafnego odczytania.

 

Trochę szczegółowiej się odniosę, np:

 

Tak to rozumiem, bo piszesz wcześniej z perspektywy narratora, którym jest nowy Stary, że pierwsze lata opiekunowie myśleli, że ich podopieczny będzie niemową i nigdy nie nauczy się chodzić jak człowiek.

Taki był, bo zanim został znaleziony, żył pewien czas w lesie, jak zwierzę; poza tym on od wieków jakby nie jest już człowiekiem. Podobnie zresztą bywały opisywane znajdowane w puszczach, ‘zdziczałe’ ludzkie dzieci, które były wcześniej ‘adoptowane’ przez zwierzęta, przez niedźwiedzice, małpy itp. [Swoją drogą za bardzo interesujące zagadnienie uważam to, w jaki sposób człowiek-niedźwiedź z Litwy – znany z paru niezależnych relacji z XVII w., w tym J.Ch. Paska – mógł przeżyć ówczesne, niezwykle przecież długie i mroźne zimy. Trudnością był mróz, ale jeszcze bardziej głód podczas zimy – niedźwiedzie wtedy hibernują. Albo jakoś nauczył się gromadzić zapasy/sadło i hibernować, albo spędzał ten czas w gawrze z hibernującą niedźwiedzicą i ssał jej wymiona, które swoją drogą musiały być wówczas niezwykle zasobne w mleko.]

 

Potwierdza to również mowa o kiśnięciu i wietrzeniu czaru w ciele wydrążonego człowieka – Lulek został podobnie wydrążony, a dusza Starego, która zajęła miejsce duszy Lulka, zanim wydostała się na zewnątrz łuski, zanim stała się obleczoną w ciało nową istotą, nieco skisła i zwietrzała, przyjmując cechy oryginalnej duszy, którą niegdyś łuska była wypełniona.

Pisząc tekst zakładałem, że umieszczenie czaru w czyimś ciele i umieszczenie w nim ducha to dwa różne działania, ale jednocześnie uważałem, że pierwsze może być etapem przygotowawczym i rodzajem ćwiczenia dla praktykowania tego drugiego, które jest już jakby umiejętnością wyższego rzędu. Ale jakiejś sprzeczności, niemożliwości tu nie widzę. Można chyba powiedzieć, że proces utraty pewnej części pamięci w nowym ciele to coś analogicznego do wietrzenia i kiśnięcia czaru.

 

Czołem!

Cześć i dzięki za komentarze.

 

 

NoWhereMan

 

Opisy mogą zawierać mocny sok, podczas gdy pewne dialogi i stereotypowe ‘sensacyjne akcje’ nader często bywają jak rozwlekła, czcza gadanina. To nie jest tekst do szybkiego czytania na smartfonie. Nie wymagajmy od literatury, a zwłaszcza od fantastyki, by była jak serial dla emerytowanych ekspedientek.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Golodh

 

Nie ukrywam, że trochę w target nie trafiam (dużo więcej czytałem klasycznego sf niż klasycznej literatury:P)

No, to prawie jak ze mną, tylko że na odwrót. Ludzie różnią się. Także rodzajami wrażliwości czytelniczej.

Niektóre teksty ‘pracują’ w naszej pamięci wraz z upływem czasu (o ile pozostawią w niej dostatecznie głęboki ślad i o ile nasz umysł pozostaje wystarczająco otwarty) – po miesiącu, kwartale, roku nasz stosunek do nich może się zmieniać.

 

Pozdrawiam!

Wielkie dzięki za życzliwe uwagi!

 

Minusem jest dla mnie nadmiar zamaszystej narracji. Większość czasu spędzamy we wspomnieniach, za pojedynczymi zdaniami stoją nieraz miesiące lub lata, a czasem nawet ciągi żywotów. Brakuje mi jednak nieco osadzenia w konkrecie, gdzie narracja opowiada o tym, czego doświadcza bohater w określonym miejscu i czasie. Połączyć to z warstwą abstrakcyjną, to by było coś.

 

Chciałem napisać niedługie opowiadanie o kimś-czymś odradzającym się przez tysiąclecia. Gdybym pominął informacje zawarte w niektórych partiach tekstu, byłby on chyba o wiele mniej zrozumiały. Zapewne do tego tematu stosowniejsza byłaby o wiele dłuższa forma, powieść, czy cykl powieści, zwłaszcza że jest tam trochę ‘autorskich’ pomysłów związanych z kreacją świata. Poza tym być może nie wszystkie pożądane właściwości tekstu da się połączyć, a przynajmniej połączyć dobrze. Możliwe, że niekiedy tak połączone rzeczy będą się wzajemnie znosić czy zakłócać. Może róża bez kolców to już nie róża?

 

Jest to specyficzny sposób pisania, z okazjonalnymi dialogami, bez wyraźnego napięcia czy konfliktu. Mnie wciągnął klimat i metafizyka, ale nie dziwi mnie, czemu niektórzy zareagowali jak zareagowali.

 

Duża rola opisu, a zarazem niewiele partii dialogowych to poniekąd cechy tego, co zazwyczaj pisuję, bo lubię faktury i kontury, cienie i pólcienie. I to nie będzie się wszystkim podobać – jest to dla mnie jasne. W tym tekście może dodatkową barierą dla przygodnych czytelników jest to, o czym wspomniałem – temat, który wymagałaby może raczej jakiejś znacznie dłuższej formy.

 

Zauważyłem, że opowiadanie zostało przez Ciebie oraz Nazgula i Darcona zgłoszone do wyróżnienia jako tekst miesiąca – dzięki i za to. Niezależnie od tego, jak oceniają to inni czytający, jest to dla mnie jakiś znak, że tekst jest w miarę zrozumiały, odrębny i wyrazisty.

 

Pozdrawiam!

Próbowałem dać jakiś rysunkowy wyraz wrażeniom z tekstu i oto gdzie zabrnąłem:

 

Pozdrawiam!

Witaj, Krokusie!

Zdaję sobie sprawę z tego, że ta literatura, którą najbardziej lubię i cenię, nie jest przez wszystkich czytelników lubiana i ceniona (ani nawet przez większość czytających). Przyjmuję więc też za coś naturalnego fakt, iż moje teksty nie trafią w gust wielu, nawet bardzo wielu, czytelników.

Przejrzyście, nawet z pewnym dystansem, przedstawiasz własną percepcję tekstu – i, tak czy owak, jest to wartościowe. Dzięki za życzliwe słowo.

Pozdrawiam!

Opowiadanie pozostawiło mi w głowie jakieś sylwetki, więc spróbowałem nabazgrolić coś na ten temat czarnym atramentem. Ilustracja to chyba nie jest, raczej wytwór skojarzeń na temat. 

Darcon

 

Mimo niejakiej skłonności piszącego te słowa do popadania w stan stuporu w rozmaitych okolicznościach, pewnie odpowiedziałbym wcześniej, ale przez tydzień byłem offline i dopiero dzisiaj przeczytałem ten komentarz (tak tak, istnieją na tym świecie istoty dwunożne bez smartfona). Wpis Twój (i zresztą Nazgula również) to jest ten rodzaj komentarzy i sytuacji w ogóle, które pamięta się latami. Dzięki serdeczne!

‘Hyperiona’ Simonsa nie czytałem, ale miałem to w planach – teraz mam nowy powód, by to zrobić.

 

Trochę przypomina to bohaterów opowiadań CMa

Nie mam pojęcia, niestety, kto to jest CMa.

 

Wszystkiego dobrego!

Bruce

 

Dzięki za przeczytanie opowiadania i życzliwy komentarz.

Piszesz:

Osobliwy nastrój opowieści i przerażające zdarzenia wciągają szybko…

A na końcu:

… choćby za oryginalność i klimat.

 

Chciałbym bardzo, aby rzeczywiście było to wciągające dla przynajmniej niektórych czytelników.

Pewna osobliwość i oryginalność to też jest coś, co – chciałbym wierzyć – da się jednak rzeczywiście odczuć podczas lektury. Jako autor tego tekstu jestem zdania (to może brzmieć egotycznie i nieskromnie, ale chcę być szczery – czy się w tym mylę, czy nie), że on rzeczywiście odchyla się od obiegowych klisz gatunku i zawiera jak na swoje rozmiary znaczną dawkę dosyć przemyślanych i oryginalnych elementów. To jednak może, prócz innych składników estetyki (jak np. język), zarazem stanowić pewną barierę dla wielu czytelników, bo przeważnie ludzie lubią poruszać się myślami w starych, wyrobionych koleinach. Ja szukam świeżych formuł starej harmonii.

Pozdrawiam!

 

 

 

Nazgulu!

 

Wielkie dzięki!

Jestem przywiązany do tego tekstu, do pewnych motywów tam zawartych.

Bardzo mi ulżyło, jak przeczytałem Twój komentarz, bo z jakichś powodów obawiałem się, że tekst może być w lekturze nie dość czytelny. Dołożyłem pewnych starań, aby tak nie było, jednak wciąż miałem wątpliwości. Ale widzę, że z łatwością chwyciłeś sens, rozpoznałeś ważne elementy. I to jest dla mnie istotna informacja, pewien twardy fakt. Bo masz oczywiście rację z rolą przepoczwarzania w tekście, z łuską i ziarnem oraz z tym, że to zdanie jest ważne: Jednak parę miesięcy temu jedna z nich zaatakowała i zabiła psa.

Pewnie jeszcze sobie podumam nad Twoimi trzema zastrzeżeniami przy okazji wprowadzania poprawek do tekstu.

Pozdrawiam!

 

 

 

Regulatorzy

 

Zauważyłam, Iwo, że nadal masz problemy z użyciem właściwych cudzysłowów i zamiast nich stosujesz jakieś „namiastki”.

 

Jak miło!

 

Zawsze sprawiasz mi radość swoją niezawodną obecnością w komentarzach. Dzięki za Twój wkład. Jest on nieoceniony i chyba godny jakichś państwowych odznaczeń. No a przynajmniej specjalnej ody (niestety, nie jestem poetą). Tym bardziej należy Ci się wdzięczność, że w komentarzach jesteś zawsze opanowana jak znakomicie urodzona lady, w kwestiach merytorycznych precyzyjna, dociekliwa i metodyczna jak naczelnik prokuratury, spostrzegawcza jak kieszonkowiec, kategoryczna jak pomocnik kata, a w zakresie ilości pracy, jaką tu wykonujesz – wysokowydajna niczym doskonała kosiarka spalinowa z czterosuwowym silnikiem dużej pojemności.

 

 

…parę modlitw pobożnego meneity? → Kim jest meneita?

Wyznawca nauki Menesa.

 

…figurka istotnie została pożarta przez jakieś nocne istoty… → Nie brzmi to najlepiej.

Słusznie, dzięki.

 

Podobało mu się, że może robić, co mu się podoba… → Czy to celowe powtórzenie.

Przeoczenie. Dzięki. Tekst pewnie ma jeszcze trochę błędów tego rodzaju.

 

 

Krzyknął, gdy spod poły wionął nań kłąb… → Istota, jak wcześniej napisałeś, była zawinięta w całun, a całuny nie mają pół.

 

Za SJP PWN: poła «dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu»

Co do ‘poły’, to zastrzeżenie poniekąd słuszne. Ale, po pierwsze, gdy jakaś rzecz pełni funkcję i wykazuje pewne podobieństwo do innej rzeczy, zastępuje ją niejako, wówczas wydaje się dopuszczalne (zwłaszcza w dziele artystycznym, a nie w instrukcji obsługi zmywarki na przykład) przeniesienie nazwy części tej rzeczy na odpowiadającą im część tej drugiej. Ponieważ w tym przypadku widzę podobieństwo funkcji między płaszczem (a można wziąć przy tym pod uwagę, że dawniej płaszcz był bodaj czymś bardzo prostym, były czasy, że nie posiadał rękawów, rozcięć, wyodrębnionego kołnierza) a całunem, używam nazwy ‘poła’ na nazwanie tej części całunu, która w danych okolicznościach spełnia tę funkcję, co poła w płaszczu (z grubsza biorąc coś, co można zawinąć na ciele). Po drugie, rozumiem, że SJP PWN to nie beletrystyka dla pensjonarek, ale warto mieć na uwadze, że istnieją też inne definicje i inne słowniki języka polskiego. Słowniki o bardziej rozbudowanych hasłach, w tym słowniki etymologiczne. Ja niestety żadnej takiej świętej księgi nie posiadam akurat przy sobie, więc nie mogę po nią sięgnąć i się nią zasłonić jak tarczą.

Pozdrawiam!

Dzięki wszystkim komentującym za lekturę i łaskawe przyjęcie. Pozdrawiam!

 

 

 

Bruce

– No niestety, krwiożercze myszy to istotna przeszkoda dla tych cicho kroczących istot, które lubią wydeptywać własne ścieżki. Co do poszukiwań skrzydeł i ich roli to jakoś tak się ułożyło, raczej bez planowania i kompozycyjnych rozważań.

 

 

 

Fascynator

– Co do obórki. Ludność bardziej archaicznej wsi miała inną niż współczesny Europejczyk percepcję brudu i czystości. W oborach ludzie niekiedy sypiali (przy chłodach było tam dość ciepło) i nie było to nic osobliwego. Poza tym stodoła i obora mogły mieścić się w jednym budynku, być tylko oddzielone jakąś ścianką, przegrodą – czy ów budynek była to wówczas obora czy stodoła? Można też wyobrazić sobie, że była to obórka dla owiec, która latem stała pusta.

– Co do ubrań. W tej chwili, z grubsza biorąc, wydaje mi się, że przez słowo ‘ubranie’ można rozumieć 1. rzecz, 2. jakiś zbiór czy zestaw rzeczy, 3. dokonaną czynność, 4. stan (bycie ubranym). Zatem np. lnianą koszulę vel giezło można rozumieć zarówno jako ‘ubranie’, jakąś ‘część ubrania’ oraz element procesu osiągania pewnego stanu. Moje użycie wygląda więc na poprawne (znaczenie nr 1.), jeśli założymy, że dziewczyna miała na sobie jeszcze coś poza koszulą, a twierdzę, że miała. Poza tym użycie liczby mnogiej może być celowe dla zasugerowania, że przejście od stanu ‘strojna dziewka’ do stanu ‘dziewka bez przyodziewku’ była to bardzo długa i kręta droga dla wytrwałych.

 

 

 

Krokus

– Dzięki. Tekst nie zgłasza wielkich roszczeń. Nawet zaskoczyła mnie trochę liczba komentarzy i ich pozytywny ton.

 

 

 

Nazgul

– Miłe słowa. Dzięki. Ale nie wiem, o co chodzi z Brzezińską. Chętnie się dowiem. Coś tam czytałem kiedyś tej autorki, lecz niewiele.

 

 

 

Ślimak Zagłady

 

Nie jestem pewien, czy to dwukrotne wykorzystanie myszy – w zupełnie różnych kontekstach i w bardzo krótkim tekście – korzystnie wpływa na jakość obrazowania.

– Ja także.

 

 

ściągnęli z niej ubrania i wzięli do badań

 

Wynikałoby z tego, że oni to ubranie (nie: ubrania) wzięli do badań, a chyba powinno być, że wzięli się do badań nad osobą…

 

Napisane przeze mnie zdanie brzmi:

‘Ci, zamknąwszy się z nią w obórce, nic się nie bojąc ściągnęli z niej ubrania i wzięli do badań, które wszakże trwały i trwały.’

 

Wydaje mi się, że sens jest wystarczająco czytelny: wzieli (się). Owo ‘się’ tam jest domyślne, zostało pominięte, aby uniknąć kolejnego powtórzenia.

 

 

Koziejki

 

Koziejówny

 

Mówili na nią Koziejka i nic już na to nie poradzimy.

 

 

uzyskano informację

 

Nienaturalne w staroświecko na ogół stylizowanym tekście.

 

Literackie stylizacje roją się od nienaturalności, rzeczywistych i mniemanych. Czasem takie ‘zakłócenie’ może być uzasadnione, celowe. Czy ten przypadek jest uzasadniony konwencją – chyba tak, ale nie upieram się.

 

 

Co do ‘okropnie śliskiej sytuacji’ z interpunkcja, to pozostałbym przy dotychczasowym zapisie.

 

 

Dzięki za Dziwy albo absurda Trembeckiego, bo chyba nie czytałem, ale przypuszczam, że to jest ta linia tekstów (ciągnąca się przecież od antyku). Co do mniemanej inspiracji Brzezińską, to najwyraźniej nie znam tekstu, o który Ci chodzi.

 

 

… bo nie da się ukryć, że mamy tu jednak najprawdopodobniej scenę zbiorowego gwałtu

No, daj spokój, dobrodzieju. Idąc tą drogą trzeba by uznać, że znany kawałek z Kabaretu Starszych Panów (https://www.youtube.com/watch?v=yQNVB1ghR9c) to sadystyczne rojenia o zbiorowym gwałcie.

 

 

 

Ermirie

Dzięki. Może wobec tego coś napiszę.

Ale nie jestem dla siebie zbyt surowy. Jeśli zacznę, jest duża szansa, że inni też dołączą do zabawy ;D

 

No, tak. A przy tym bycie dla siebie surowym blokuje inwencję. A bez inwencji i swobody ani rusz.

Robaki-ziarenka? Nie mam. Ale, wiesz, one po zaoctowaniu i wysuszeniu byłyby skurczone, twardawe, no, takie małe ziarenka zbóż. Nie jesz muesli? A wiesz, tak na pewno, co tam jest w środku?

Czołem!

splunął zamaszyście – czyli jak? Z energicznym skłonem? Może siarczyście, albo, kto wie, zawiesiście? Nie mówię, że się nie da.

A widzisz, nie czytałem przedtem. Czyli miałem nosa. Ale tamto to jest tylko widokówka. 

Cześć komentującym!

 

 

regulatorzy

 

Nie wziąłem wcześniej pod uwagę możliwości, o której wspomniał Silver. Stamtąd rzeczywiście powiało grozą.

 

 

 

silver_advent

 

A to mnie przestraszyłeś tym szalonym staruszkiem.

 

 

 

FilipWij

 

Dzięki!

Też mi zazgrzytało… – bardzo dobrze, że to sygnalizujesz. Wariant, który obaj proponujecie, jest prawidłowy, a co do mojego, to zacząłem mieć wątpliwości.

Kwestia: 1) biernik (rozdzielane między kogo? co?) czy 2) narzędnik (rozdzielane między kim? czym?)?

Pierwsza forma (zgodna z Waszą sugestią, biernik) jest prawidłowa i dominuje w użyciu. Pytanie tylko, czy na pewno ta druga, której użyłem, jest nieprawidłowa (występuje znacznie rzadziej, ale czy jest błędem?). Samo słowo rozdzielane bliskie jest w tekście znaczeniu słowa rozprowadzane, rozdawane. Raczej nie chodzi tu o dokonywanie jakiegoś rozgraniczenia czy nawet podziału, lecz o rozdawanie, trochę jak w zwrocie dzielić się z kimś.

Przydałby się jakiś ekspert, by to rozstrzygnąć.

 

 

Finklo,

 

bądź pozdrowiona.

 

 

 

Michał Pe

 

OK. Dzięki.

Cześć!

To opowiadanie chyba lepsze niż tamto wcześniejsze. Konwencja pokrewna, ale nie było tu na szczęście w jednym garnku krasnoludów, papierosów, policjantów z włóczniami i eksplodujących elfów. Spora swoboda, wigor i taka niefrasobliwa inwencja – to istotny atut (choć też pewien kłopot).

Pozdrawiam!

Pomysł zdaje mi się pod pewnymi względami dosyć urokliwy (ma potencjał takich metafizycznych skojarzeń: utrata odbicia – utrata cienia, utrata ciała, utrata tożsamości, utrata pamięci, sobowtóry, przenosiny w zaświaty; takie okolice zagadnień dotyczących duszy, jej tożsamości, jedności, złożoności-niezłożoności, realności itp.), ale wolałbym do tego chyba jakąś bardziej skondensowaną, wyrazistszą formę.

Pozdrawiam!

Czołem!

Rozumiem, że to takie ćwiczenie konkursowe. OK. Te szablony z ‘Metro 2033’ itp. wydają mi się jednak już dosyć stargane, zużyte. Sądzę, że warto szukać wciąż nowych rzeczy w postapo oraz odświeżać, przetwarzać pomysły z 20-go wieku.

Ponieważ najwyraźniej posiadasz smykałkę do siarczystych strzelanin, wybuchów oraz pojazdów opancerzonych i wygląda na to, że się znasz na wojennym sprzęcie i go lubisz, to może warto byłoby wsadzić do postapo jakichś ‘Czterech pancernych i psa’? Wyobraźmy sobie coś takiego na przykład: srogie postapokaliptyczne pustkowia dawnej Niziny Środkowoeuropejskiej, w których roi się od niedorzeczności i niebezpieczeństw (dzicz, obszary skażenia, półnadzy, nomadyczni kanibale, mutanci, szaleńcy, gangi, czarownice, schrony, magazyny, no, wszystko cokolwiek dusza zapragnie, do wyboru, a gdzieś tam w tle może być jeszcze coś niewytłumaczalnego, nawet jakaś ostrożnie odmierzona szczypta magii czy spirytyzmu jako przyprawa) – no i powoli przemierzający te straszne terytoria dostojny, prastary BWP1, cudowna arka, ocalona z ogólnej zagłady, odnaleziona, poprzerabiana, naoliwiona, stale się psująca i głosząca swoją wersję Ewangelii za pomocą armaty 73 mm. Czyż nie wygląda to miło i obiecująco?

Pozdrawiam.

krar85

Dzięki za słowo!

Opublikowałem to w dziale ‘Drabble’ jako formę pokrewną, czyli tekst bardzo krótki (tu jest 200 słów), stąd zdawkowość.

Dawniej, już w starożytności spisywano rozmaite osobliwości. Tworzono z tego zbiory. Jakimś podgatunkiem takiego zbioru osobliwości są choćby bestiariusze. Ma to też pewien związek z dawną literaturą geograficzno-podróżniczą i historyczną, no i np. żywotami świętych.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

 

MordercaBezSerca

Czołem!

Nie wykluczam, że jeszcze będę to edytował i wprowadzę jakieś drobne zmiany. Ale – mimo tych wszystkich zawiłości – właściwy sens daje się poprawnie odsłonić, więc chyba nie jest tak źle.

Czasem pewna dwuznaczność czy niejasność nie musi być czymś złym, może nawet być zabiegiem celowym. Pewne rzeczy pochodzą ze stylu, może z preferencji rytmizacyjnych, a inne z mniej lub bardziej udanych wyborów związanych ze ścisłym limitem słów.

 

rozdzielane między miejscowym ludem – Ta forma jednak wydaje mi się poprawna.

 

Fajny wstęp do dłuższej fabuły. Mam nadzieję, że rozwiniesz! – To jest pomyślane jako krótki kawałek, do którego można dodawać inne, jakoś tam podobne, kawałki, potencjalnie tworzące razem pewien ‘zbiór osobliwości’. Ale nie wykluczam też innych możliwości.

 

 

 

 

silver_advent

 

Cieszę się, że zwróciłeś uwagę na pewne realia etnograficzne. Przykładów tego rodzaju jest całkiem sporo.

 

… pomysł, czy dla złagodzenia obrzydliwości, nie można by nakarmić tymi robakami drobiu, a dopiero potem podzielić się świętym mięsem?

 

Widzę, że pojawiają się elementy spekulatywne;) No i o to chodzi.

Ciekaw jestem, czy ta obrzydliwość, o której wspomniałeś, to bardziej z powodu robactwa, czy z tego drugiego powodu, czyli quasi-kanibalizmu? Jedzenie robaków to nie tylko zwykła rzecz w pewnych kulturach, ale i obecnie wzbierający trend w kulturze zachodniej. Zresztą ‘Podręcznik robakożercy’ Ł. Łuczaja został wydany już kilkanaście lat temu. Czytałem, że w pewnych krajach są firmy pogrzebowe oferujące zamianę zwłok w humus; wygląda na to, że mógłby ktoś potem używać go np. w przydomowej szklarni z pomidorami.

Kury mają w sobie pewien potencjał ‘demoniczny’.

 

 

 

 

 

Regulatorzy

 

Jak by na to nie patrzeć, Silverze, jest to historyjka, że palce lizać. ;)

 

No proszę, a włochata szafa podobno budziła w Tobie wielki niepokój.

 

 

 

 

 

Michał Pe

 

Witam. Sądzę, że w moim tekście niemal każdy bez trudu może wskazać otwarcie, rozwinięcie itd. Z kolei okrojone do limitu to coś takiego, co jest w każdym drabble, bo należy to do jego istoty.

Zapewne chodzi w tym komentarzu o to po prostu, że ten kawałek NIE JEST FABUŁĄ. No nie jest. Tylko czy to oznacza, że nie jest to forma drabble? Wedle informacji, jakie napotkałem, do istoty tej formy należy LIMIT i FIKCYJNOŚĆ. Może są jeszcze jakieś inne, np. właśnie fabuła (jednostkowe zdarzenia, jednostkowy bohater/bohaterowie). Nic mi o tym nie wiadomo i zresztą nieszczególnie się tym przejmuję. Może nie jest to ‘prawdziwy drabble’ – bez bólu przejdę nad tym do porządku, kiedy ktoś mi to wykaże. W ogólności spory i medytacje nad jedyną prawdziwą ideą drabble to jest jakiś materiał na skecze w rodzaju Monty Pytona, jeśli weźmie się niektóre okoliczności pod uwagę. Natomiast forma literacka, jaką ja się posłużyłem, jest znana od starożytności. Jeśli kogoś razi to, że użyłem terminu ‘drabble’, niech rozumie to ‘pars pro toto’, czyli podobnie jak funkcjonuje ten termin w tutejszym edytorze.

 

Takie fragmenty, widoczki, opowiastki, okrojone do limitu, to raczej nie to, po co zagląda tu większość czytelników.

 

Skoro wypowiadasz się w imieniu tak wielu, to przyjmij życzenia zdrowia także w ich imieniu.

Pod względem literackim bardziej efektownie prezentuje się wieśniak-truciciel (wydaje mi się nawet, że drzemie w nim jakiś niewykorzystany potencjał diaboliczności) niż końcowy morał.

Pozdrawiam!

Cześć!

Chociaż konwencja tekstu nie trafia do mnie, to pomysł na perfekcyjno-psychotycznego stróża prawa posiada pewien urok. Najbardziej przemówił do mnie moment, gdy bohater sforsował ścianę głową – pomysł prosty, ale zastosowany w odpowiednim momencie fabularnym.

Pozdrawiam.

Czołem!

Przeczytałem jakiś czas temu ten odcinek.

Nie czytałem ‘Wilkozaków’ R. Dębskiego i nie wiem, na ile pomysły z opowiadania nawiązują do twórczości tego autora.

Fabularnie to jest bardziej rozbudowane niż pierwsza część, jest też o wiele więcej elementów tzw. ‘fantasy’ czy baśni niż wcześniej. Jednocześnie budzi to we mnie jakiś opór, pewne wątpliwości. Bo łączone tu są, jakby równoprawnie, dwie różne poetyki, konwencje – z jednej strony diabły i wilkołaki, a z drugiej mechy, działa i karabiny. Wydaje mi się, że takie ‘miksy’ to sprawa z jednej strony kusząca, z drugiej jednak ryzykowna. Celem zapewne jest wyjście poza ramy jednej konwencji, poza jej monotonię, ale wydaje mi się, że lepiej udaje się to, gdy włącza się do świata określonego pewną konwencją tylko pewien element czy nieliczne elementy innej konwencji, a nie w sposób ‘masywny’ łączy jakby na równych prawach obie poetyki, jak to się dzieje tutaj.

Charakterystyczne dla mnie, że podczas lektury takim ożywczym momentem była krótka scena jakiejś strzelaniny (a nie te sprawy wilkołaczo-diabelskie). Taka przynajmniej jest moja perspektywa.

Przypuszczam, że pewne swoiste autorskie atuty lepiej mogłyby zagrać np. w jakimś świecie post-apokaliptycznym niż w takiej swawolnej mieszaninie historii alternatywnej z baśniowością. W świecie post-apo łatwiej byłoby uwiarygodnić i estetycznie pogodzić elementy dwóch różnych konwencji. W ramach w miarę spójnej wizji byłoby tam miejsce na maszyny i karabiny, a zarazem na społeczności ludzkie cofnięte cywilizacyjnie niemal do neolitu i stosujące praktyki magiczne w miejsce utraconej technologii.

Pozdrawiam!

Widzę, że pod kamykiem nowe kwiatki wyrosły. Dzięki i pozdrawiam. Nie chcę Was zanudzać ani straszyć, ale niestety czuję, że to wcale nie było moje ostatnie słowo na temat św. mężów.

 

 

Regulatorzy,

jesteś bardzo dociekliwa i skrupulatna, czyżbyś zapragnęła zostać przyjętą w poczet św. mężów?

Aliści wiedz, że wymaganą opłatą jest zasługa, a nie brzęcząca moneta.

 

 

 

Finklo,

dzięki za wizytę!

Jeśli jest tam jakaś teza, to chyba brzmi ona mniej więcej tak: powrót ducha do ciała, czy szerzej: wstąpienie ducha w ciało, w materię (a więc także narodziny), to jak upadek w padlinę. To istotnie bardzo stara teza, ale dla mnie jednak wciąż dosyć intrygująca.

 

 

 

Outta Sewer,

dzięki!

Gdyby orzeczenie przenieść na koniec zdania, jak w niektórych językach, to nawet byłaby ‘cisza nocna uszu jego świegot…

Regulatorzy,

któż to wie, jak było naprawdę? Wydaje mi się, że niedługo po tej wizji zamieszkał w grocie i został pustelnikiem. Przypuszczam zatem, że odtąd przeważnie sypiał raczej regularnie i zdrowo, ale nie mogę wykluczyć, że miewał też czasami jakieś nowe wizje.

krar85

– Czołem!

 

 

i co to w sumie jest anielica, wszak anioły nie mają płci

 

Naprawdę, nie widziałeś nigdy anielicy?

 

A co do akademickiej kwestii możliwości ich występowania, to zależy, w jakim uniwersum i w jakiej mitologii ich szukamy;) Nie jestem znawcą, ale o ile wiem, np. w różnych mitologiach azjatyckich występują duchy, istoty z zaświatów, posiadające płeć żeńską, niektóre z nich mogą nawet wchodzić w związki z mężczyznami. W greckiej mitologii występowały np. różne żeńskie ‘boginki’, nimfy, co prawda były to istoty związane z przyrodą, ‘duchy ziemskie’ raczej niż ‘zaświatowe’, podczas gdy w tym fragmencie chodzi mi raczej istoty z ‘niebiańskich zaświatów’, taki jakby alternatywny odpowiednik chrześcijańskich aniołów, stąd ich nazwa.

silver_advent,

 

dzięki!

 

Przyznam, że mam problem z oceną powyższego tekstu.

Myślę sobie, że chyba nie trzeba wszystkiego oceniać? To raczej nie jest niezbędne do odbioru? 

 

Gdyby potraktować utwór jako stylizowane motto

Tak, to było pomyślane jako coś takiego.

 

odrzuciłbym go od siebie czym prędzej, niczym przerażony Lucyper ciężką Biblię w skórzanej oprawie

Zatem lepiej zachowaj ostrożność w kontakcie z dziełami w rodzaju ‘Kwiatków św. Franciszka’.

Tekst, wg mnie, napisany sprawnie. Ta perypetia przed finałem robi swoje.

Ale, by tak trochę pomarudzić… Otóż wydaje mi się, że pewne rzeczy mogłyby być nieco bardziej wiarygodne – chodzi mi na przykład o to, że w podróży na Marsa uczestniczy tylko jeden etatowy pracownik – wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobne coś takiego, w sensie organizacyjnym. Podobnie dziwnie dziurawe procedury, które pozwalają pasażerom wnieść (czy przemycić) na pokład narkotyki oraz znaczne ilości alkoholu. Wątpliwości ‘proceduralne’ budzi też to, że możliwe w ogóle byłoby zafundowanie przez Julię bohaterowi (który właśnie wówczas spał po tabletkach) dodatkowej podróży w przestrzeni kosmicznej i zabranie go na nią bez jego sformalizowanej wiedzy i zgody. Wydaje mi się też (choć ta obiekcja jest jeszcze bardziej subiektywna), że ta przemiana bohatera po śmierci Julii i po powrocie na Ziemię jest psychologicznie dość problematyczna, naiwna (biorąc pod uwagę to, że dopuścił się przedtem zbrodni, wykalkulowanej i przygotowanej na chłodno z pobudek czysto egoistycznych). Nie do końca trafia do mnie zakończenie, wygląda tak ‘melodramatycznie’.

Pozdrawiam!

wyciął kawał lasu, który zachował, a całą resztę pogrążył w niebycie – wygląda na to, że zachował sobie las, który wyciął

 

Oczekiwanie, aż mnie pięćminie

 

rosły rosły w ściśle wyznaczonych – powtórzenie

 

 

Wobec samego, dosyć miłego i ciekawego, pomysłu na bohaterów – fabuła zdaje mi się trochę pretekstowa. Wędrówki niewiele, sporo gaworzenia. Ale mogę się nie znać na takich rzeczach.

Ta próba trochę mi się kojarzy z Grabińskim i Lovecraftem, jakby kieruje się w podobne rejony. Ale trudno jest zadowolić czytelnika tajemnicą, która jest tak niezmiernie tajna i głęboka, że nic się nie da o niej powiedzieć w ludzkim języku, prócz tego, że no, naprawdę, naprawdę jest niezmiernie i śmiertelnie tajna i głęboka, wycieńcza i uśmierca młodych myślicieli oraz wypala telegramy na brzuchach ich sióstr.

Pozdrawiam.

Cześć i dzięki!

 

Regulatorzy,

mam wątpliwości, czy to się tak sumuje: szafa, oko, pędrak, ślimak, dudek, coś tam jeszcze – i co? przyjeżdża karetka na sygnale?

 

Alicello,

może i nie ma wiele fabuły, ale jest fikcja. Nie mam zresztą pewności, czy to ortodoksyjne drabble, ale jest to w każdym razie jakieś stusłowie (stusłowiec? stusłówko?).

 

 

FilipWij,

nawet nie myślałem o nim w tych kategoriach. No, nie byłoby to poruszanie się po utartej ścieżce;)

 

Pozdrawiam.

Może coś przeoczyłem, ale chciałbym być właściwie zrozumiany.

 

Akurat pomysł przewija się przez cały tekst od pierwszego akapitu, tylko nie wprost ;-)

 

Ale chodziło mi o coś związanego z ćmami jako ćmami, a nie ten bodajże kopiec z kamieni na początku, który wraca w końcówce. Chodzi o to, że związek padlinożernych owadów z tym kopcem i z całą resztą zostaje jakby zadekretowany na końcu. Tak to odbieram. Ja rozumiem, że ćmy w finale mają być zaskoczeniem, ale powinny też być jakoś wiarygodne. A tę zewnętrzność, obcość (póki co, bo może da się to jakoś uzgodnić, stopić ze sobą) ‘motywu z ćmami’ pogłębiają informacje o tym ‘biotopie’, w którym, wydawałoby się, takie organizmy raczej nie mogłyby, nie miałyby gdzie, jak i po co istnieć (może dałoby się tego wrażenia uniknąć dzięki jakiemuś rozwinięciu opisu tego środowiska?). Te ćmy i to jeszcze jako jakiś autochtoniczny ‘obiekt kultowy’ wydają mi się w finale wzięte jakby z innego miejsca. One są tam takie ‘gołe’. Nie dość przygotowane w tym, co wcześniej.

 

Domyślam się, że jest tam też pewna analogia i związek ciem-owadów wyżerających ciało (końcówka) – z tym, że bohaterka traci przedtem część organów wewnętrznych na skutek tej tajemniczej infekcji (blisko początku fabuły) – chodzi chyba także o to, że to jakieś mikro-czerwie owych ciem zniszczyły te tkanki (albo je wyżarły, albo czymś zatruły?)? Ale to wydaje się jednak zbyt nieokreślone, mgliste, a ćmy pojawiają się w finale trochę jak goście z innego uniwersum.

 

Można też mieć wrażenie (jest pewna sugestia w tym kierunku), że cenny surowiec, którego poszukuje bohaterka, jest związany z ćmami (analogicznie jakoś jak świecie Diuny) – ale to też zbyt nieokreślone, niewyraźne i nie wiem, czy korzystne.

 

Żeby było jasne – mogę się mylić, nie spieram się tu o nic, próbuję tylko zrozumiale przedstawić swój odbiór, pewne intuicje, bez wielkich roszczeń do tego, że to jakiś obiektywny probierz. Aby się niczym nie sugerować, nie czytałem innych komentarzy. Nie zajmowałbym się też tyle tą sprawą, gdyby tekst nie miał w sobie czegoś interesującego. Jest w tym wyobraźnia i jakiś nerw.

 

Na koniec przychodzi mi do głowy pytanie o ‘tajemną historię ciem’, tzn. czy ćmy przybyły tam z tymi dawnymi, pierwszymi kolonistami i może jakoś zmutowały, czy może były tam już wcześniej? Z jakiego powodu są czczone? Czytelnik nie musi koniecznie tego się dowiedzieć, ale autor raczej powinien znać odpowiedzi dotyczące głównych obiektów własnego świata (może zna?), a przynajmniej stawiać sobie takie pytania – bo może mu to pomóc.

 

Jeśli ten strumień świadomości brzmi zbyt przemądrzale, to przepraszam.

 

Wszystkiego dobrego.

Interesujące motywy, podane w migawce.

 

Wiem, dlaczego klamka – wskazał za siebie, na wejście do księgarni – jest drewniana, podobnie jak okucia ksiąg.

A ja nie wiem, czy to przeoczenie, czy wybór całkowicie celowy (tzn. może one nie zostały one wymienione przez księgarza, lecz tylko materia metalowych okuć poddana została transformacji?), ale te drewniane okucia mnie uwierają, wszak drewno nie jest kowalne i nie sprawdziłoby się w roli blachy.

Świat wydał mi się ciekawy (z tym kilkusetletnim tłem, z uwarunkowaniami ekonomicznymi, także surowymi ograniczeniami konkretnych działań bohaterki), również pomysł z ćmami – sam w sobie – całkiem ładny, jeśli tak można powiedzieć. Natomiast pomysł ten jest tak wprowadzony do fabuły, że sprawia na mnie pewne wrażenie sztuczności, pojawia się trochę deus ex machina; chyba można to było jakoś lepiej przygotować, zszyć, podbudować – fabularnie i koncepcyjnie. Brakuje mi też trochę wprowadzenia w krajobraz, w którym się to dzieje, i bardziej konkretnego pokazania tego, co właściwie bohaterka tam, w terenie, robi. Jest także na początku mowa o ‘starej broni biologicznej’ – to jest zagadkowe, ale nie widzę potem kontynuacji – wydaje się, że mogłoby to mieć związek z ‘ćmami’, tylko nie wiem jaki konkretnie. Potencjalnie to dobry tekst, ale nierówny, chyba pewne szczegóły trochę odpuszczono. To tak w skrócie i subiektywnie.

Pozdrawiam.

Świeżo po przeczytaniu. Lektura naprawdę zajmująca. Ja dość słabo znam sci-fi, ale świat po pół wieku pewnego zastoju znów staje teraz jakby przed nowymi rzeczami w związku z obecnością ludzkości w kosmosie. I pewne sprawy nabierają nowej aktualności.

Opowiadanie jest sprytne i jest tam coś ładnego, takie połączenie sci-fi z odwieczną mitologią.

Przychodzi mi w tej chwili taka drobna wątpliwość: Czy jeśli istota-ziarno – która w chwili, gdy rozmawia z bohaterem, przyswoiła już sobie to, czym byli Min i Chell, poznała w najdrobniejszych szczegółach ich język, myśli, więc także te odnoszące się do bohatera oraz całej historii misji – czy ona mogłaby zadawać te pytania, które tam zadaje? Przecież zna już odpowiedzi. Może jednak zadaje je nie po to, by się czegoś dowiedzieć?

Outta Sewer,

czołem! Dzięki!

Dedekowy … beholdera z mimikiem musiałem trochę to rozpoznać w google.

Bestiariusz drabble’owy mógłby być ciekawy, chociaż podejrzewam, że natłok ekscentrycznych poczwar szybko wywołałby przesyt (u czytelników i autorów). Może warto byłoby podejść trochę ogólniej – drabble nie tylko o (bardzo) dziwnych istotach, ale również o dziwnych rzeczach, miejscach i zdarzeniach.

 

 

 

Regulatorzy,

czyli jeśli dodałbym do tego kolejno np. żelaznego pędraka i upierzonego ślimaka – to niepokój podniósłby się o kolejne stopnie?

 

 

 

Drakaino,

Ciekawe, proszę, wklejaj, jak coś znajdziesz.

Kubin chyba dziś trochę zapomniany jako autor Po tamtej stronie, a to też dosyć ciekawa fantastyka, taka jakby gnostycyzująca. W starym polskim wydaniu był dołączony jego tekst wspomnieniowy, też dość charakterystyczny.

 

 

 

Finklo,

drzwi szafy pozostawały zamknięte aż do kolejnego zdarzenia, które miało charakter cykliczny. Nie wiem, czy na tych drzwiach wypisano jakieś godne uwagi przesłanie.

Dzień dobry! Dzięki za łaskawe komentarze. Każdy potencjalnie dostarcza jakiejś nowej perspektywy.

 

 

Dogsdumpling,

drabble wygląda bardziej jak wstęp… – Może po prostu dlatego, że jest bardziej opisem niż anegdotą? Nie wiem, czy dobrze Cię rozumiem, może chodziło Ci o coś innego. Może o to, że tekst wywołuje jakieś oczekiwanie, które nie zostaje spełnione, i uważasz to za wadę, za jakieś ‘niedomknięcie’?

 

 

Drakaino,

Raczej nie inspirowałem się żadnym konkretnym obrazem, ale te wzmianki o Ernscie i Redonie bardzo cieszą, bo lubię obu od młodości. Pewnie to wywarło jakiś wpływ na typ wyobraźni. Redona nawet próbowałem chyba trochę naśladować w pewnym momencie, gdy byłem nastolatkiem… To są bliskie mi typy, dodałbym może jeszcze do tego czarno-białą sztukę np. Alfreda Kubina, pewnie także – jeszcze sięgając wstecz – Klingera, Goyę…

Nieźle sprawdziłby się np. bestiariusz drabblowy. – Otóż, no właśnie tak:)

 

 

Regulatorzy,

Niepokojące. Bardzo niepokojące. – Bardzo? Właściwie dlaczego?

 

 

Jak bardzo jest bliska jest ta przyszłość. – podwojenie słowa jest

 

Te nawiedzające bohatera przeżycia mnie bardziej kojarzą się z halucynacjami niż z synestezją.

Radosny i prędko pomykający potok, na który składają się strumienie krwi, wymiocin, ołowiu, materiałów pędnych i smarów. Godna uwagi lekkość w posługiwaniu się dość ciężkimi rekwizytami – bronią strzelecką i inną maszynerią wojenną. Fabuła jakby trochę pretekstowa, pastiszowa.

 

Wiwat międzynarodowy proletariat – słowo wiwat dziwnie mi brzmi w ustach bolszewików, to jest raczej okrzyk ‘łacinników’

czołgowy hełmofon – jeśli są tu mechy, a nie ma słowa o czołgach, to czy nie powinien to być mechowy hełmofon?

kosmaty psykpysk

Regulatorzy, miło znów Cię poczytać.

Chciałbym z tego miejsca pozdrowić wszystkie walkirie przestankowania.

 

BasementKey, cieszę się. Dzięki!

Jest w tym jakiś taki ludzki, ciepły ton – rzecz chyba wcale nie częsta w tekstach literackich.

 

Wydaje mi się, że gdzieniegdzie można by wstawić przecinki. Chociaż np. tu: Warto było, być ciekawskim? – przecinek jest raczej zbyteczny.

 

Takie rzeczy jeszcze przyuważyłem:

 

ostanowił Maciekpostanowił

 

Maciek wyciągną butelkęwyciągnął

 

którą po jakiś czasie jakimś

 

zamieniły się górską ścieżkę – brak w

 

po za ubraniem poza

 

nie zbyt wyglądasz niezbyt

Drakaino, rozumiem, że pod owym linkiem znajduje się kanon czy credo Waszego Kościoła. Mam nadzieję zatem, że przeczytałaś to do końca. Zwróciłbym uwagę w szczególności na przedostatnie zdanie oraz ogólny wydźwięk całego zapisu, oraz na to, że padają tam sformułowania typu spotyka się, stosuje się. Są to sformułowania zdystansowane, sprawozdawcze – i zauważalnie odbiegające w tonie od zagorzalstwa Waszego Ortodoksyjnego Kościoła.

Drakaino!

 

Dzięki!

 

Widzę ja, że cudzysłów to jest prawdziwy samograj. Nie przypuszczałem, że ludzie tak lubią się bulwersować. Należycie do jakiegoś Kościoła Jedynego Prawowiernego Cudzysłowu?

Sądzę, że takie normy zapisu biorą się z użycia, ze zwyczaju i umowy, które zresztą z upływem czasu się zmieniają. Kto wie, może właśnie jesteśmy w przededniu kolejnej zmiany, a moje

‘…’

to straż przednia małej reformy w zakresie polskiej pisowni?

Po co się w ogóle tak tym gorączkować? Czy ja jestem drukarzem? Mój ‘usus’ jest konsekwentny i zrozumiały dla każdego. Przecież to tylko dwie kreseczki. Dajcie im trochę pożyć, dobrzy ludzie. One nie mają zamiaru nikogo obrażać. Wszyscy rozumieją te znaki, a mi tak wygodniej. Ja nikomu nie każę tak pisać.

 

 

Natomiast uwaga na temat zapisu dialogowego – jest bardzo ładna. Dzięki.

 

 

Ciekawym, co tam Ci ‘zazgrzytało’ w stylu, Drakaino. Naprawdę jestem ciekawy, nie dla jakiegoś sporu, ale po prostu odbiór mnie ciekawi. 

 

Przypowiastka? (Czyli mini-przypowieść?) Raczej po prostu opowiastka. Prawdopodobnie po dodaniu paru, odpowiednio wprowadzających, zdań na początku to mogłaby być przypowieść, ale raczej naciągana.

 

Generalnie duże dzięki za uwagę i szczodry komentarz.

 

……………………………………………………………….

 

MordercaBezSerca

 

Dzięki!

 

Co do pierwszego zdania w tekście, to tak myślałem sobie, czy nie zacząć łagodniej, prostszą konstrukcją. Ale też sądzę, że czytelnik nie zrobi sobie krzywdy, jeśli raz lub dwa potknie się w lekturze.

 

 

Wyrażenie pochopny do nie jest jedynie moim wymysłem.

Pierwszy cytat, który znalazłem w necie:

 

Nie bądź pochopny w duchu do gniewu,

bo gniew przebywa w piersi głupców.

Dzięki za lekturę i komentarz.

 

Co do cudzysłowu, to bodaj stosowane są różne formy graficzne jego zapisu. Dawno temu przyzwyczaiłem się do właśnie takiej (jest wygodna manualnie), ale gdybym wiedział, że będzie to wywoływać jakieś przykre sensacje u osób czytających, to może bym coś z tym zrobił. Pomyślę nad tym. Lecz po co się irytować czymś takim – i to wielokrotnie? 

 

Co do kwestii, czy Pakurka miała wystarczający powód, to można zauważyć, że dość często słyszy się o zabójstwach, które popełniono z błahego powodu. Osobiście przypuszczam, że Pakurka irytowała się wielokrotnie i nadmiernie, no i się przelało. Irytacja nie jest zdrowa.

 

Pozdrawiam.

Alicello, no tak, Pakurka jako charakter jest mniej wyrazista, to jej cecha. Ale też moje przedstawienie Pakurki mogło być bardziej wyraziste (może o to Ci chodziło?), zwłaszcza że wystarczyłby do tego kilka słów o jej fizyczności. Może jeszcze to uzupełnię.

 

Homarze – Dzięki!

Wydaje mi się, że opowiadanie – biorąc pod uwagę liczbę wątków i postaci – wcale nie jest długie. Akcja zaczyna się od pierwszych zdań i dość żywo toczy się do końca. Widać, że miałaś swój cel i zadbałaś o to, by całość złożyć i podokręcać wszystkie śrubki.

 

Jako czytelnik jednak jestem tak uformowany, że konwencja, w której się poruszasz, niezbyt do mnie trafia. Mam wrażenie, że postacie, ich działania, realia świata to takie byty prowizoryczne, powołane na chwilę, umowne, jakby kontury bez światłocienia, bez perspektywy.

Na przykład można zadać sobie pytanie, czy istnienie owych ‘darów’ (które wydają się być tam czymś dosyć rozpowszechnionym, niemal pospolitym) nie miałoby znacznie większych konsekwencji w świecie, w zasadach funkcjonowania społeczeństwa. Np. dar rozpoznawania kłamstwa zapewne miałby konsekwencje dosyć dalekosiężne w obszarze sądownictwa i spraw z tym związanych. Tymczasem pojawia się tam wzmianka, że przez długi czas i jeszcze do niedawna służby państwa stosowały tortury przy przesłuchaniach. A przecież jeśli wszyscy wiedzą, że pewne jednostki mają zdolność bezbłędnego rozpoznawania kłamstwa, to służby posługiwałyby się nimi i idea tortur jako narzędzia wydobywania zeznań nie mogłaby w ogóle powstać w takim społeczeństwie. Podobnie z darem potężnej sugestii, jaki posiada jeden z bohaterów – istnienie takich darów miałoby konsekwencje w sposobie funkcjonowania społeczeństwa, w sprawach związanych ze sprawowaniem władzy, zapewne też z religią.

Niektóre rzeczy dzieją się tu tak łatwo i prosto, że przypominają zadania z gier cRPG do szybkiego ‘lewelowania’.

Dialogi sprawiają wrażenie trochę takie, jakby prowadziły je jakieś fantomy pozbawione realnej psychiki. Jakby to byli gimnazjaliści/licealiści z początku 21-go wieku, nie prawdziwi, tylko tacy wycięci z tektury i przystrojeni strojami i rekwizytami z różnych epok. Tu też przeszkadza mi ta powierzchowność.

Tak to w skrócie i z grubsza postrzegam. Mam świadomość jednocześnie, że wielu autorom funkcjonującym już na rynku wydawniczym można by stawiać podobne zarzuty, zatem bierz moje uwagi z dystansem, po prostu jako pewien punkt widzenia.

 

………………………………..

detektyw uśmiechnęła się kpiącą

kpiąco

 

ręce bezładnie zwisały wzdłuż ciała

bezwładnie

 

ale się nie skomentował

ale nie skomentował

Dzięki za miły, rzeczowy komentarz. Wydaje mi się, że jest sporo słuszności w Twoich spostrzeżeniach. Mój tekst to mała rzecz, to rodzaj szkicu i próby, skrótowy portret dwóch kobiet, z ludowymi czarami w tle. Chciałem się dowiedzieć, na ile to jest czytelne, na ile jest czytelny mój sposób pisania. Apostrofy – to ze starego przyzwyczajenia i chyba przez lenistwo (tak jest wygodniej, czy pisze się ręcznie, czy na klawiaturze, a funkcję i tak wszyscy rozumieją).

Nowa Fantastyka