Wiktoria poprawiła pasek ciągle zsuwającej się z ramienia torebki. Już za parę minut będzie w domu. Pogoda nie rozpieszczała, jak na marzec było dość zimno i do tego lodowata mżawka, ale nic nie było w stanie popsuć jej dzisiejszego wieczoru. W końcu dwudzieste trzecie urodziny to nie byle co. Nieważne, że spędziła cały dzień w pracy, za chwilkę będzie miała pierwsze w życiu przyjęcie niespodziankę. Ciekawe ile osób przyjdzie? Może Rafał z rozliczeń też się zjawi? I jak to w ogóle się odbywa? Goście przyniosą alkohol i coś do zjedzenia czy tylko wykrzykną: „Wszystkiego najlepszego” i zagonią ją do kuchni? Nie, tak nie można myśleć. Będzie cudnie. Edyta, przyjaciółka, a zarazem współpracowniczka ma klucz od jej mieszkania, więc pewnie coś przygotowała, zanim wpuściła gości. Z pewnością zdążyła ze wszystkim, bo zwolniła się z pracy zaraz po przerwie i całkiem przekonująco udawała, że boli ją ząb, więc kierowniczka nie robiła problemów. Nawet jej samej próbowała wmówić, jaka jest cierpiąca. Nieźle jej to wyszło. Prawie uwierzyła, widząc łzy w oczach przyjaciółki, ale nie dała się nabrać. W sumie Edyta niepotrzebnie się tak starała, ona i tak wie o niespodziance.
Wbiegając na czwarte piętro schodami – no bo jakżeby inaczej, winda nie działała – dziewczyna zdążyła zastanowić się, czy goście nie czekają już zbyt długo w ciemnościach. Powinna była wrócić z pracy już ponad godzinę temu, niestety te dziwne wyładowania elektryczne na niebie spowodowały szereg komplikacji, wśród których zatrzymanie wszystkich tramwajów w mieście i przerwy w dostawie prądu dotknęły ją osobiście. Jednak nic, nawet unieruchomiony tramwaj czy awaria windy, nie jest w stanie zepsuć jej urodzin. I przyjęcia niespodzianki. Bo przecież będzie przyjęcie niespodzianka! Wie to na pewno. Dziś rano, kiedy Edyta wyszła do toalety, przyszedł do niej SMS. Wystarczyło zerknąć, a Wiktoria miała dość refleksu, by odczytać fragment tekstu, zanim ekran zgasł. Tekst brzmiał: „Super pomysł, Bartek też…”. A to oznacza, że przyjęcie na jej cześć odbędzie się w większym gronie, bo Bartek nie pracuje w ich dziale tylko u komputerowców.
Zaprzątnięta takimi myślami Wiktoria otworzyła mieszkanie i sięgnęła do kontaktu. Światło nie zapaliło się, ale to było do przewidzenia. Wszystkie media ostrzegały, że braki w dopływie prądu mogą potrwać do północy. Trudno, zapali świeczki. Położyła torebkę na komodzie, włączyła latarkę w komórce i przeszła do kuchni. Tam znalazła dwie spore, ozdobne świece, które kiedyś dostała w prezencie i zapaliła teraz ostrożnie. Płomyk zadrżał, reagując na ruch powietrza. Acha, dobry znak. Okno w kuchni jest uchylone, a dobrze pamiętała, że rano było szczelnie zamknięte. Goście pewnie stoją stłoczeni w pokoju, więc trzeba zanieść tam obie świeczki. W absolutnej ciszy usłyszała cichutkie brzęczenie, coś jak skrzydła dużej ważki. Dźwięk dochodził zza firanki. Co zrobić najpierw: zajrzeć za firankę, żeby zobaczyć prezent czy przejść do salonu, żeby goście mogli się już ujawnić? Firanka była dużo bliżej. Wiktoria odsunęła ją i zaniemówiła z zachwytu.
Na parapecie stała figurka wróżki. W migotliwym świetle świeczki wyglądała jak postać z bajki. Wielkości dłoni, z półprzezroczystymi, opalizującymi skrzydełkami. Stała nieruchomo patrząc wprost na dziewczynę. Wyglądała tak realnie, że Wiktoria cichutko pisnęła z radości. Odwróciła się, złapała drugą świeczkę i przeszła z nimi do pokoju. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, i co tu dużo ukrywać, rozczarowaniu, nie zastała tam nikogo. Odstawiła jedną ze świec na stół i dla pewności sprawdziła również łazienkę. Tam też nikt się nie ukrywał. Wróciła więc do salonu, dla rozjaśnienia myśli nalała sobie do szerokiej szklaneczki z grubym dnem sporą porcję metaxy, po czym skierowała się do kuchni. Tam w chybotliwym świetle ozdobnej świecy zdołała zlokalizować w ciemnej lodówce butelkę coli i dolała do pełna. Stojąc wciąż przy lodówce, upiła spory łyk. Myślała gorączkowo. O co tu chodzi? Czy teraz przyjęcia niespodzianki robi się jakoś inaczej? Może goście stoją na klatce schodowej i wpadną dopiero w jakimś szczególnym momencie? Nagle żołądek podskoczył jej do gardła i zmroziła ją okropna myśl. Może czekali tak długo, że sobie poszli? A może jest jeszcze gorzej, może w ogóle nie przyszli? Nie, to niemożliwe, widzi uchylone okno i figurkę wydającą dziwne dźwięki. No tak! Figurka! Przecież Bartek to fanatyk gier. Podobno razem z innymi chłopakami robią super efekty, jak to określiła Edyta, „wprowadzające gracza w trzydziesty wiek”. Byli tutaj, zamontowali jakiś system komunikacji, może nawet kamerki i w odpowiednim momencie znów się zjawią. Podeszła znów do okna, tym razem odsunęła firankę, aby dokładnie przyjrzeć się figurce. W razie czego świeczkę postawiła nieco dalej. Jeszcze tego brakowało, żeby im niechcący spaliła jakiś drogi gadżet. „Pewnie teraz na mnie patrzą,” pomyślała „trzeba coś powiedzieć.”
– Trochę to dziwne – odezwała się w końcu po upiciu kolejnej porcji alkoholu. – Podrzucili mi figurkę wróżki i zniknęli…
Wróżka spojrzała ze zdziwieniem na Wiktorię i, ku jej osłupieniu zapytała:
– Skąd wiesz, że jestem wróżką?
Musiała mieć chyba wmontowany spory głośniczek, bo dźwięk płynął bezpośrednio z jej ust, a jakość była rewelacyjna.
– Ojej. Ona jest interaktywna. – Wiktoria prawie podskoczyła, ale szybko zawstydziła się swojej reakcji. Po drugiej stronie kamer goście pewnie śmieją się teraz, że jest do tyłu z nowinkami. To musi być najnowszy rodzaj awatara, cóż takiego dziwnego, później się dowie, jak to zrobili, że wygląda jak prawdziwa.
– Dobra, chyba załapałam – odezwała się trochę głośniej. Nie wiedziała, gdzie zamontowali kamerki, więc nie bardzo też wiedziała, w którym kierunku kierować głos. – Mam z tą wróżką rozmawiać, a wtedy zdobędę punkty czy inne premie. Tak? Tylko proszę bez podpowiedzi. Sama do wszystkiego dojdę. Od czego by tu zacząć? Sorki, nie mam doświadczenia, nie znam się na najnowszych trendach, ale nie poddam się tak łatwo. W końcu gra to gra, nie powinna być zbyt trudna. Może zacznę od jakichś podstawowych danych, już wiem, najpierw się przedstawię.
– Dobrze by było. – mruknęła wróżka.
I znowu słychać ją było bardzo wyraźnie, mimo że dźwięk wychodził z tak drobnych usteczek.
– Ok. Jestem Wiktoria. Mam dwadzieścia trzy lata, to znaczy właśnie dziś skończyłam dwadzieścia trzy lata, czyli to moje urodziny. Ale to przecież wiecie.
– Dlaczego zwracasz się do mnie w liczbie mnogiej?
– Przepraszam, ok, dopiero się wdrażam, nie reaguj od razu negatywnie. Czyli… mam rozmawiać tylko z tobą? Nie, nie podpowiadaj, pewnie za każdą podpowiedź odejmują punkty. Skoro się przedstawiłam, to teraz powinnam zgadnąć twoje imię? Czekaj, czekaj, pamiętam, Dzwoneczek czyli w oryginale Tinker Bell.
– Nie zgadłaś, mam na imię Lajla a skąd znasz Ti Ke Bel?
– Phi, to akurat łatwe pytanie. Bohaterka książki „Piotruś Pan”, znana na całym świecie, nie no, bez żartów, o wróżkach to każde dziecko może gadać godzinami, poproszę o jakieś poważniejsze pytanie.
– Mam ich całkiem sporo. Na przykład…
Wróżka zamilkła, bo właśnie rozdzwoniła się komórka. Dziewczyna jednym szybkim haustem opróżniła szklankę i pobiegła do przedpokoju, gdzie zostawiła torebkę. Znalazła komórkę i odebrała połączenie.
– Edyta, nie podpowiadaj, zaczynamy się już z wróżką dogadywać.
– Z jaką wróżką? Piłaś coś?
– Metaxę z tatowego barku. Kiedy odkryje, że mu ją wychlałam, to mnie zabije.
Wiktoria, mówiąc to, przełączyła na tryb głośny, wróciła do kuchni, położyła komórkę na stole i usiadła tak, aby mieć dobry widok na wróżkę. Choć przy skąpym świetle świeczki nie widać było zbyt wiele.
– To cudownie, że się znieczuliłaś. Wikuś, ogromnie cię przepraszam, że nie mogłam dojechać. – tłumaczyła się Edyta – Ten dzień to był jakiś koszmar. Najpierw musiałam błagać kierowniczkę, żeby mi pozwoliła iść do dentysty, bo dosłownie umierałam z bólu…
– Wiem jak to jest. – Weszła jej w słowo Wiktoria – Wczoraj spóźniłam się dosłownie minutkę, ale miałam pecha i natknęłam się na głównego. Wiesz, jak się po mnie przejechał?
– Przerypane – przyjaciółka szybko wróciła do głównego wątku – I wiesz, kiedy już dotarłam do przychodni, to musiałam czekać w poczekalni prawie trzy godziny, a potem robili mi leczenie kanałowe. Z jednej strony czuję się fatalnie, że w ten urodzinowy wieczór zostaniesz sama, ale z drugiej strony jestem cała obolała i naprawdę nie mogę przyjechać. Tak mi przykro. Wiem, że nie miałaś na dziś żadnych planów i chciałam spędzić z tobą ten szczególny wieczór, ale na pocieszenie powiem ci chociaż, że poskładaliśmy się w czwórkę i mamy dla ciebie niesamowity prezent.
– W czwórkę? – zdziwiła się solenizantka – Kogo masz na myśli?
– Ja, Ania z recepcji, mój Michał i Bartek. Kupiliśmy ci roczny karnet na basen. Wręczę ci go jutro i jeśli chcesz, możemy razem pójść…
Słuchając słów przyjaciółki, Wiktoria zastanawiała się, kto w takim razie podrzucił wróżkę i z kim będzie grać. Postanowiła postawić sprawę jasno i upewnić się, czy Edyta na pewno nie maczała w tym palców.
– Skoro siedzisz w domu, to z kim gram teraz w tę interaktywną grę o wróżce?
– Nie mam pojęcia, nawet nie wiedziałam, że grasz w gry. Podpowiem ci coś, choć pewnie uznasz to za frazes: granie online czasem nie jest zbyt bezpieczne. Chociaż nie. Cofam te słowa. Dziewczyno dzisiaj są twoje urodziny, więc spędź je tak, jak sobie wymarzyłaś. Skoro metaksa i wróżki cię bawią, to pij i graj do upadłego. Widzimy się jutro.
– Poczekaj. Zanim się rozłączysz, powiedz mi, czy komukolwiek dałaś klucz, bo wiesz, okno było uchylone i pomyślałam…
– Przysięgam na naszą przyjaźń, że nikomu nie dałam. A okno mogło się samo otworzyć w trakcie wyładowań, podobno odnotowano też drgania budynków. Nie przejmuj się, mieszkasz na czwartym piętrze, nikt ci się nie włamał.
Wiktoria odłożyła komórkę na stół i wyciągnęła rękę w kierunku wróżki.
– No to teraz przekonamy się, z czego jesteś zrobio…
Nie dokończyła zdania, bo kiedy jej ręka zbliżyła się za bardzo, wróżka z niespodziewaną szybkością wzbiła się w powietrze i z delikatnym bzyczeniem skrzydełek zawisła w bezpiecznej odległości poza zasięgiem rąk dziewczyny jednocześnie mówiąc do niej uspakajającym tonem, jakby zwracała do trzylatka:
– Usiądź z powrotem i nie wymachuj tak rękami. Kiedy w końcu uwierzysz, że nie jestem figurką ani grą tylko prawdziwą wróżką? Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję, nie musisz się mnie bać. Tylko siadaj, no już.
Nie wiadomo, czy zadziałał alkohol wypity na pusty żołądek, czy też spłynęło z niej napięcie, w którym dziewczyna trwała od tylu godzin, ale Wiktoria była teraz rozbawiona. Jak tu się bać takiego maleństwa? Odetchnęła z ulgą. Nie musi się już spinać. Koniec stresu. Sytuacja opanowana, nikt jej nie odwiedził i nie zamontował kamer, nie bierze udziału w żadnej grze. Przyjęcie niespodziankę szlag trafił i trzeba się z tym pogodzić, ale przeżyła już większe rozczarowania. A skoro nie jest w tej chwili przez nikogo oglądana, więc może nareszcie zdjąć buty na obcasie i przebrać się w coś wygodniejszego. Aha, trzeba jeszcze sobie zrobić kolejnego drinka, bo na trzeźwo z wróżką nie będzie rozmawiać.
Zamiast więc grzecznie usiąść, najpierw sięgnęła po colę, nalała sobie trochę i ze szklaneczką w jednej ręce i świeczką w drugiej przeszła do pokoju. Tam najpierw skupiła się nad pozbyciem sznurowanych butów, a potem zaległa wygodnie na kanapie i spytała wróżkę:
– No to jakie moje trzy życzenia chcesz spełnić?
Lajla sfrunęła na stolik kawowy i przysiadła na laptopie, wygodnie opierając się o jego ekran. W świetle świeczek jej skrzydła rzucały teraz dwa cienie. Wyglądało to uroczo. Zapytała:
– A kto ci powiedział, że spełniamy trzy życzenia?
– Już ci mówiłam, każde dziecko o tym wie.
– Muszę cię rozczarować. Przyleciałam na tę planetę w pewnej misji i jak tylko ją wypełnię, będę musiała wracać. Zanim jednak przystąpię do meritum, miałam nadzieję dowiedzieć się od ciebie czegoś więcej o Ziemi.
– Ale jaja. Czyli do mojego mieszkania włamała się wróżka będąca właściwie bardziej UFO, bo pochodzi z innej planety i na domiar złego nie spełni moich trzech życzeń. Muszę się napić. – Sięgnęła po szklankę i upiła łyk, ale zdała sobie sprawę, że to tylko cola więc gwałtownie wstała, czym ponownie przepłoszyła wróżkę.
– Sorki, ja tylko muszę sobie dolać alkoholu. Czyli mówisz, że te wyładowania atmosferyczne i brak prądu to twoja wina?
– Nie do końca. Wyładowania atmosferyczne to początek większych problemów, jakie czekają waszą planetę. Z ich powodu nasza królowa wysłała mnie z poselstwem, żebym was ostrzegła i zaoferowała pomoc Ziemianom, ale nie przewidzieliśmy, że wyładowania zaczną się tak szybko i niestety, jedno z nich trafiło nasz statek. No i zamiast do białego domu, zdmuchnęło mnie na twój parapet.
– Czyli to nie ty nabroiłaś. No to szkoda, bo mogłabym domagać się odszkodowania, gdyby mi się rzeczy w lodówce zepsuły. Żartowałam! Moja lodówka jest pusta. Ha ha ha.
Roześmiała się serdecznie, bo teraz wszystko wydawało jej się zabawne.
– Co ci tak poprawiło humor? To ten napój?
– Tak. Alkohol ma działanie uśmierzające ból, więc kiedy się go wypije, życie nie jest już takie do kitu.
– Tak, rozumiem. Bardzo mi przykro, że twoje życie nie jest szczęśliwe i spełnione. Nie wiesz przypadkiem, gdzie mogę spotkać przedstawiciela waszej rasy, który mógłby reprezentować Ziemię w obradach dotyczących przyszłości waszej planety?
– Przypadkiem wiem, właśnie na mnie patrzysz.
– To ty? – Lajla przyjrzała się Wiktorii sceptycznie. – A jak mnie przekonasz, że możesz reprezentować swoją planetę?
– To proste. Wygugluj: „młodzi ludzie”.
– A co to znaczy „wyguglować”?
– Pokażę ci. – Wiktorię ta pokręcona rozmowa wciągnęła na tyle, że sięgnęła po komórkę – Popatrz, tu jest napisane „Google”. To międzynarodowa platforma do porozumiewania się z całą naszą planetą. Możesz sobie to później sprawdzić.
– Nie muszę, widzę, że mówisz prawdę w dziewięćdziesiąciu ośmiu procentach.
– A gdzie to widzisz?
– Och, mam w paznokciach wbudowane liczniki. – Lajla powiedziała to pozornie niedbałym tonem, ale kiedy tylko jej paznokcie rozświetliły się, pokazując dane, nie mogła się powstrzymać i dodała z dumą, rozstawiając szeroko palce przed sobą. – Wygląda galaktycznie, no nie?
– Super! Też bym tak chciała. – pochwaliła szczerze gospodyni i wróciła do swojej komórki – Patrz, wpisujemy hasło, o tutaj, i co wyskoczyło?
– Czterdzieści osiem milionów wpisów.
– Teraz sama widzisz. Mam dwadzieścia trzy lata, jestem młoda, czyli mogę reprezentować miliony ludzi młodych, takich jak ja. Do tego jestem kobietą, ergo reprezentuję moją płeć. Zaraz ci pokażę, wpisujemy: „Ile jest kobiet na świecie?” o popatrz, prawie cztery miliardy. Sama widzisz, jestem reprezentantem mojej planety. Poczekaj, dostałam jakąś wiadomość.
Obie odczytały: W naszym programie: „Bez znieczulenia” dziś wieczorem przybliżymy wam tragiczny los bezpańskich psów.
– Może obejrzę, bo muszę ci wyznać, że teraz na naszej planecie panuje powszechna znieczulica i ludzi nie obchodzi nic więcej niż ich własny los. No cóż, nie jesteśmy idealni.
– Co to znaczy bez znieczulenia?
– Znieczulenie to lek pozwalający nie czuć bólu. Na przykład boli cię ząb i idziesz, do dentysty, no i jeśli odmówisz zastrzyku, to ci leczą ząb bez znieczulenia, czyli na żywca, rozumiesz?
Lajla nie była pewna, co znaczy „na żywca”, ale zrezygnowała z dalszych dociekań, wolała wrócić do swojej misji.
– Wspaniale, pierwsze podejście i znalazłam stronę negocjacji. Czyli ten punkt mojej misji odhaczony. Hej, a gdzie ty teraz znowu idziesz?
Wiktoria nie odpowiedziała. Skorzystała z toalety i wychodząc, odruchowo odezwała się do gościa:
– Teraz tam lepiej nie wchodź.
– A dlaczego?
To niewinne pytanie wróżki wprowadziło lekki popłoch w umyśle Wiktorii. Jak delikatnie wytłumaczyć nie-Ziemiance zawiłości związane z trawieniem?
– Bo tam nie można teraz oddychać. Ale nie przejmuj się, ja to mały kaliber. Mój ojciec, ten, jak zatruje powietrze, to wieki miną, zanim znowu można wejść do łazienki. Wierz mi.
– Oczywiście, że ci wierzę, czytnik wskazuje, że mówisz stuprocentową prawdę. Wspomniałaś o ojcu. W kontekście wiedzy o tym, w jaki sposób ukarze cię za kradzież alkoholu, wydaje się być strasznym okrutnikiem.
– Nie, coś ty. Jest taki jak większość ojców na ziemi, niczym specjalnym się nie wyróżnia, za to moja ciocia, z niej to jest oryginał. Wyszła za mąż trzy razy i każdy z wybrańców po paru latach zmarł. Śmiejemy się w rodzinie, że nie wyszła za mąż po raz czwarty, bo nikt już nie chce ryzykować, dobre, nie?
Lajla patrzyła z przerażeniem, jak jej ziemska rozmówczyni dosłownie krztusi się ze śmiechu. Kiedy dziewczyna już odzyskała zdolność mówienia i przestała chichotać, odezwała się nieco spokojniej:
– Rany, teraz dopiero czuję, jaka jestem głodna. Zjadłabym konia z kopytami.
Przy tych słowach wróżka dyskretnie spojrzała na czujnik prawdy i ze zgrozą dostrzegła wynik potwierdzający prawdziwość tych słów. Nieświadoma tego faktu Wiktoria kontynuowała:
– Już wieczór, nie powinno się jeść na noc potraw ciężkostrawnych, więc zamówię sobie „bejby sałatkę”.
– Czy „bejby” to w innym języku dziecko? – Upewniła się Lajla, odczytując z paznokcia podpowiedź międzygalaktycznego translatora.
– Tak, bo ona jest zrobiona z młodych…
Wypity alkohol nie pomagał Wiktorii skupić myśli i teraz gorączkowo starała się złapać słowo, które miała na końcu języka.
Kurczę – złościła się w myślach – jak nazwać te młode kukurydzki? Pędy? Kwiatostany? Kolby? Bez sensu, nie będę się wygłupiać, bo i tak pozna, kiedy zmyślam.
Postanowiła zakończyć zdanie w sposób ogólny, bez szczegółowych wyjaśnień.
– No, po prostu z młodych.
Lajla zaczęła błagać prawie ze łzami w oczach.
– Mam gorącą prośbę, nie zamawiaj tej sałatki. Nie dzisiaj. Nie przy mnie. Ja po prostu nie mogłabym znieść myśli…
– Dobra, nie spinaj się tak. Nie zamówię. Naszła mnie ochota na steka, takiego krwistego.
– A z czego się je robi? – zapytała podejrzliwie wróżka.
– Z wołowiny.
– Co za ulga, świetny pomysł, zamów steka.
Po paru minutach, kiedy Wiktoria złożyła już telefonicznie zamówienie i zabezpieczyła się w kolejną szklaneczkę, mogły wrócić do przerwanej rozmowy.
– Co za szczęście, że nie jestem na żadnej diecie – podjęła rozmowę Wiktoria, myślami będąc już przy obfitej kolacji. – Wprawdzie mam wycięty wyrostek robaczkowy, ale na szczęście nie wiąże się to z żadnymi ograniczeniami w jedzeniu. Chcesz zobaczyć blizny?
Nie czekając na odpowiedź, podciągnęła koszulkę i pokazała ślady po operacji. Ubawił ją wyraz przerażenia na twarzy wróżki, więc ciągnęła temat dalej, czerpiąc pewną przyjemność z grozy bijącej z malutkiej twarzyczki.
– Ja to jeszcze nic, ale mojej mamie wycięli tarczycę, o tu. – Pokazała gest podrzynania gardła i ogromnie rozbawiło ją, że biedna wróżka prawie zasłabła. Z zapałem więc kontynuowała:
– Ale w najgorszej sytuacji jest moja ciocia Agnieszka. Tej wycięli woreczek żółciowy i zamiast zrobić jedno cięcie, zrobili jej w ciele trzy dziury: tu, tu i tutaj.
– Wiktoria muszę cię poprosić o kolejną przysługę. Zmieńmy już temat, dobrze?
– No dobrze, nie jestem sadystką, ale zauważ, że to wyjątkowe poświęcenie, sprawdź sobie na paznokciu czy mówię prawdę, bo mam szczerą ochotę kontynuować temat.
– Tak wiem, widzę, stuprocentowa szczerość. Jednak będę nalegać, zmienimy temat, dobrze? To może ja ci teraz opowiem o katastrofie, która zagraża waszej planecie?
– Wal – zgodziła się Wiktoria, bo na tym etapie upojenia było jej już wszystko jedno. – Ale nie myśl, że jestem alkoholiczką.
– A kto to jest alkoholiczka?
– Ktoś, kto przesadza z alkoholem, kto pije go za dużo albo notorycznie. Ale takie zachowanie jest naganne, na naszej planecie nie popieramy alkoholizmu. To szczera prawda. Sprawdź sobie na paznokciu.
Lajla usłużnie sprawdziła i potwierdziła prawdziwość stwierdzenia. Po czym wróciła do tematu swojej misji na Ziemi:
– Do waszej planety zbliża się rój monoksyderów. Dlatego nasza królowa postanowiła wyzwolić waszą planetę z ich wpływu i przyleciała tu z całą armadą gotową do walki.
– Aha. I wy z tymi mono-coś tam chcecie walczyć? Jak z rojem os? – I nagle Wiktoria wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, bo wyobraziła sobie taką tycią wróżkę, jak próbuje się pojedynkować na mini szabelki z osą jej wielkości o nazwie mono-coś tam.
– Tak, podejmiemy się takiej walki, bo wy, Ziemianie jesteście na zbyt niskim etapie rozwoju, żeby stawić im czoła. Ale nasza cywilizacja zawsze pomagała słabszym więc to nasze powołanie.
– Lajla, bez urazy, ale co ty możesz zrobić, będąc wielkości mojej dłoni? – mówiła, wciąż jeszcze chichocząc.
– Jesteśmy niewielkie, ale nasza cywilizacja jest starsza od waszej o sto tysięcy lat. I wyprodukowałyśmy broń, która może skutecznie wyeliminować nawet sporego przeciwnika.
Wiktora słuchała, jej ale świetny humor, w jaki ostatnio wpadła, nie pozwalał jej brać słów wróżki zbyt poważnie. Lajla zrozumiała, że bez demonstracji się nie obejdzie. Wyciągnęła bez słowa mini pistolecik i wymierzyła w największy obiekt w pokoju, jakim był regał na książki. Nacisnęła spust i w tej sekundzie regał przestał istnieć. Bez jakiegokolwiek hałasu. Jakby go nigdy tam nie było.
Wiktoria najpierw nie wierzyła własnym oczom. Natychmiast podbiegła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał regał u próbowała czegoś dotknąć ale dłonie dotarły do ściany bez oporu. Dziewczyna w sekundę wytrzeźwiała.
– Dobra Lajla, przekonałaś mnie. Może wasza broń jest malutka ale za to potężna. A teraz oddaj regał!
– Nie mogę. Anihilator działa tylko w jednym kierunku.
– Ale ja potrzebuję mój mebel z powrotem! I wszystkie książki. Już!
Wróżka powtórzyła swój manewr sprzed dwóch godzin. Pofrunęła poza zasięg rąk dziewczyny i spokojnym głosem namawiała ją, żeby usiadła. Ale ta nie chciała się uspokoić.
– Jesteś świnia! – mówiła podniesionym głosem. – To ja ci mówię o naszej planecie, tutaj robimy jakieś negocjacje, a ty ni z gruchy ni z pietruchy rozwalasz mi dom?
Taka nerwowa atmosfera trwała jeszcze przez chwilę, bo nietrzeźwa dziewczyna podeszła do straty regału bardzo emocjonalnie i dawała werbalny upust swojej złości a wróżka nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej pokaz siły nie spowodował ani wzrostu szacunku ani choćby posłuchu u Ziemianki. Przecież właśnie pokazała jej, że wystarczy jeden gest a może przestać istnieć a tu… zero strachu. W końcu zmęczenie pokonało Wiktorię i ta usiadła, ale nadal była rozżalona.
– I jeszcze tylko dodam, że to nie fair – kontynuowała żale już na siedząco – bo ty jako wróżka powinnaś spełnić trzy moje życzenia, a w rzeczywistości wyrolowałaś mnie i w rezultacie to ja spełniłam trzy twoje życzenia.
– W jaki sposób? – Lajla nie bardzo rozumiała całej tej idei trzech życzeń.
– Mam ci przypomnieć? Najpierw wyraziłaś życzenie żebym nie zamawiała sałatki i ugięłam się dla ciebie, potem zmieniłam temat rozmowy znów na twoje wyraźne życzenie a teraz siedzę, choć mam ochotę cię palnąć i zakończyć te międzyplanetarne negocjacje twoim kleksem na ścianie. Najlepiej w miejscu regału, którego mnie bezprawnie pozbawiłaś!
– Mówisz szczerą prawdę. Może faktycznie powinnam dostosować się do ludzkich norm i spełnić twoje trzy życzenia ale najpierw wróćmy do mojej misji. Musisz wiedzieć, że jeśli tylko poprosicie nas o pomoc, użyjemy dział anihilacyjnych i wyzwolimy waszą planetę. Mamy ogromną ilość broni i jesteśmy w stanie roznieść w pył każdego monoksydera w promieniu parseka.
W tej chwili dzwonek do drzwi obwieścił przyjście dostawcy i Wiktoria pobiegła otworzyć drzwi. W czasie, gdy ona pochłaniała posiłek i popijała go kolejnym drinkiem, Lajla przekonywała o konieczności zbrojnej interwencji, ale agitacja nie odnosiła skutku. Wiktoria wykorzystała chwilę przerwy w potoku słów wróżki i włączyła telewizję. Skakała po kanałach, nie mogąc dokonać wyboru.
Wróżka zrozumiała, że posiłek to nie jest najlepszy moment na doniosłe decyzje i również odpuściła. Kontynuowała rozmowę, ale tematy dotyczyły raczej rzeczy widzianych w telewizji, nie dotykały międzyplanetarnych problemów. Wiktoria, jak na gospodynię przystało, chciała poczęstować wróżkę stekiem, ale ta kategorycznie odmówiła. Nie chciała również tknąć alkoholu. Powąchała tylko szklankę Wiktorii i z ledwością opanowała odruch wymiotny. Widząc niezadowolenie na twarzy gospodyni, Lajla postanowiła trochę naprawić relację i wziąć udział w posiłku. Poczęstowała się kawałeczkiem sałaty, którą był udekorowany posiłek, spróbowała również pieczywa czosnkowego i wtedy nastąpiła w niej gwałtowna zmiana. Źrenice Lajli rozszerzyły się ogromnie, a ona sama powiedziała z zachwytem:
– Nie wiem co to jest, co tak piecze, ale to daje niesamowite doznania smakowe. Łał, co za aromat! Jestem pod wrażeniem.
– Skoro smakuje ci czosnek, to zanurz okruszek w sosie czosnkowym, ten to dopiero daje kopa.
Wróżka po spróbowaniu dosłownie rzuciła się na sos. Zostawiła okruszki i wyjadała sos, czerpiąc go własną dłonią prosto z miseczki. W końcu obie miały dość i posiłek dobiegł końca. Wiktoria, teraz już syta i trochę bardziej trzeźwa zabrała głos i przestawiła swoje stanowisko. Rozmawiały jeszcze pół godziny i zakończyły negocjacje symbolicznym uściskiem dłoni, co w praktyce oznaczało, że gospodyni bardzo delikatnie wzięła w dwa palce drobniutką rączkę wróżki. Ta odleciała aby zdać królowej relację z własnej misji.
***
Królowa natychmiast przyjęła Lajlę i niecierpliwie zapytała.
– Powiedz mi wszystko, czego się o Ziemianach dowiedziałaś.
– O pani, w ciągu parugodzinnego przesłuchania zdążyłam wyciągnąć od Ziemianki o imieniu Wiktoria sporo wiadomości na temat życia całej planety, ale głównie skupiłam się na zdobyciu informacji o niej samej i jej najbliższych, jak żyją, jakie są ich priorytety, jakie wyznają wartości, czym się kierują w podejmowaniu decyzji i oto czego się dowiedziałam. W skrócie to najbardziej okrutna i barbarzyńska cywilizacja na jaką się do tej pory natknęliśmy, a jej przedstawiciele to osobniki w najlepszym razie z głęboką znieczulicą, częściej jednak brutale a nawet, co najgorsze, kanibale.
Królowa przysłoniła usta dłonią na znak szoku.
– Ależ Lajla, czy to nie za wielkie słowa?
– Wasza wysokość, każde słowo wypowiedziane przez reprezentantkę ludzi zostało zeskanowane przez wykrywacz kłamstw, i poza dwoma stwierdzeniami wszystkie były stuprocentową prawdą. Od niej dowiedziałam się że… Wybacz, pani, że będę czytać, ale bałam się, że coś ważnego pominę.
Po tych słowach wyciągnęła niewielki ekran czytnika z przygotowaną listą i zaczęła głośno czytać, dobitnie akcentując poszczególne punkty:
– Punkt pierwszy. Jedzą własne młode, robią z nich sałatki, żeby lepiej strawić. Nazywają to bejby sałatki. Jedzą też zwierzęta, jeśli są to konie, to w stanie surowym, najbardziej im smakują w wersji z kopytami, a jeśli zjadają krowy, to po szczątkowej obróbce termicznej, tak zwane krwiste, brrrr. Wybacz, pani.
Lajla zobaczyła grozę w oczach królowej i pogratulowała sobie pomysłu z zapisaniem wszystkiego na czytniku. Wróciła do czytania.
– Punkt drugi. Osobniki, którym los sprzyjał i nie zostały zjedzone w dzieciństwie, poddawane są wymyślnym torturom, na przykład ojciec naszej samicy zatruł jej powietrze w toalecie. Toaleta to taki rodzaj odświeżalni. Wiktoria sama mi wyznała, że po tym zatruciu przywrócenie do normalności potrwa wieki. Dla lepszego zrozumienia kontekstu dodam, że u nich wiek trwa sto lat czyli trochę powyżej długości życia ludzkiego. Co za tym idzie, zatrute będzie pewnie i kolejne pokolenie.
Lajla spojrzała zza ekranu, ale widząc bladość lica królowej, nie zdecydowała się na żaden komentarz. Kontynuowała.
– Punkt trzeci. Ludzie mają najsroższy kodeks karny w całej galaktyce. Kradzieże karane są śmiercią a wykonawcą jest członek rodziny. Nasza respondentka powiedziała, że własny ojciec ją zabije jak tylko odkryje, że… cytuję: „wychlała mu alkohol”. Licznik prawdomówności pokazał, uwaga! Sto trzy procent.
– To okropne. – Królowa zawahała się przez chwilkę, a potem zdecydowała się podać w wątpliwość rewelacje przyniesione przez wróżkę. – Czy są jakieś szanse, że to nie była typowa reprezentantka planety? Może trafiłaś na wyjątkowo agresywną osobę, należącą do mniejszości, albo na osaczoną samicę, obie wiemy, że na niektórych planetach samice potrafią bronić swoich małych nawet do utraty życia.
– Niestety. Wiktoria łatwo udowodniła przynależność do większości jej społeczeństwa. A jeśli chodzi o bycie samicą, to też to brałam pod uwagę, ale szybko odkryłam, że nie miała jeszcze młodych. Może tylko dlatego ojciec nie wykonał na niej jeszcze wyroku? Widocznie przed śmiercią musi najpierw mieć młode, żeby uchronić gatunek przed wyginięciem. Nasza samica przygotowała już gniazdo, nazywają je mieszkaniem. Kiedy tylko weszła, chodziła po mieszkaniu i nawoływała: “gdzie jesteście, nie chowajcie się” i takie tam prymitywne zachęty. Nie miałam czasu wgłębić się w szczegóły ich rytuałów godowych, są zbyt skomplikowane. Co więcej, dziewczyna ta uważana jest w swoim środowisku za łagodną, wręcz wykorzystywaną. Sama żaliła się przyjaciółce, że szef wczoraj przejechał się po niej, cokolwiek to oznacza. Gdyby była agresywna, to raczej ona przejechałaby się po szefie, nieprawdaż?
– Zaraz. Czy to oznacza tortury nawet w miejscu pracy? Ależ to szokujące.
– Tak pani. Z wielkim smutkiem przysłuchiwałam się, jak przyjaciółka dała osobiste świadectwo cierpień, kiedy to będąc z agonii musiała błagać swoją przełożoną, aby zezwoliła jej na leczenie.
– Cóż za potwory!
– To jeszcze nic. Utrudniają sobie życie wycinając narządy wewnętrzne.
– Co? To niemożliwe! Lajla, powiedz, że to nieprawda.
– Szczera prawda moja królowo. Wykrywacz kłamstw potwierdzał ze stuprocentową pewnością, kiedy dziewczyna w przypływie szczerości wyznała, że w jej rodzinie komuś wycieli woreczek żółciowy, innemu członkowi rodziny tarczycę, a jej samej wyrostek robaczkowy, kiedy była nastolatką. To taki okres pomiędzy byciem dzieckiem czyli bejby a dojrzałym osobnikiem. Pokazywała mi nawet blizny!
Tego było już królowej za wiele. Gwałtownie wstała z tronu i podfrunęła bliżej okna aby zaczerpnąć tchu. Dopiero po dłuższej chwili i sporym kielichu nektaru potrafiła dojść do siebie na tyle, żeby móc słuchać dalej. Lajla postanowiła trochę zmienić temat, aby choć na chwilkę uciec od okropności rasy ludzkiej.
– Wasza wysokość, odkryłam przy okazji zagadkę zniknięcia tej zdrajczyni Ti Ke Bel. Przedostała się na Ziemię, nawet nie siliła się na zmianę nazwiska. Zadomowiła się u jednego z Ziemian, żeby go otumanić, użyła zakazanego na tej planecie sprzętu, prawdopodobnie kreatorki kwantowej, i wmówiła biedakowi, że ma moc spełniania życzeń. Ale miała pecha, bo po zaledwie trzech kreacjach włączył się protokół zabezpieczeń i bez kodu już nie mogła spełnić więcej jego życzeń. I mogłaby tam sobie w cieple przeżyć kolejne trzysta lat, tylko nie przewidziała jednego. Że facet okaże się pisarzem i umieści ją w książce, która stanie się popularna prawie na całym cywilizowanym globie. I w ten oto sposób każdy Ziemianin rozpozna wróżkę na pierwszy rzut oka, jako że uczą się o nas już od dziecka.
– W takim razie do wyroku Ti Ke Bel dodamy również dekonspirację przed niższą cywilizacją. Za to grozi obcięcie skrzydeł.
– Spotka ją o wiele gorszy los, ale o tym później. Teraz o pani, jeśli pozwolisz, opowiem ci o ogólnym podziale społeczeństwa, który jest następujący. Jednostki dominujące lubiące zadawać cierpienie nazywane są sadystami. Pozostali dzielą się na masochistów i alkoholików. Alkoholicy to jednostki mniej agresywne, które, ażeby zniwelować ciągły stres, znieczulają się alkoholem. Alkohol działa nie tylko przeciwbólowo, poprawia również samopoczucie, po jego wypiciu ludzie nareszcie potrafią się śmiać. Niestety tylko nieliczne jednostki go posiadają, a za kradzież tego specyfika grozi kara śmierci. Alkoholików nie ma zbyt wielu, bo tego typu zachowanie jest potępiane społecznie. Większość barbarzyńskiej ludności zamieszkującej Ziemię głosuje za znoszeniem cierpienia bez znieczulenia. Mają do tego specjalne fora społecznościowe, gdzie napiętnowują osobniki, które unikają cierpienia i pragną dostać znieczulenie. Znakomita większość społeczeństwa woli to robić „na żywca”.
Królowa wolała nie pytać, co ten zwrot oznacza, i co dokładnie robi się na żywca. Gestem dłoni nakazała wróżce kontynuować.
– W dziedzinie rozwoju techniki osiągnęli poziom niski, w porywach do średniego. Używają urządzeń mechanicznych, elektrycznych, cyfrowych, wykorzystują fale radiowe i promieniowanie elektromagnetyczne ale nie potrafią korzystać w własnego biopola, nie umieją przekierować promieniowania kosmicznego a o „miopolu” nawet nie słyszeli. Co nie przeszkadza im zanieczyszczać próżnię kosmiczną nawoływaniem i masą śmieci. Na szczęście nie będą mieli okazji powiedzieć o nas innym cywilizacjom.
– Nie mów tak. Pomimo, że to barbarzyńcy o niskich pobudkach i braku ogłady, jednak mają minimalne szanse na rozwój… Skłonna jestem w dalszym ciągu pomóc im ocalić swoją planetę nawet, jeśli na to nie zasługują.
– Nie pani, nie o to chodzi. Jest coś gorszego. Oni nie chcą w ogóle naszej pomocy. Nie życzą jej sobie z żadnej postaci. Mamy nie ingerować w ich planetę, nawet pomimo niebezpieczeństwa, jakie im grozi.
– Nie może być. Powiedziałaś im co chcemy zrobić ze zbliżającym się do ich planety deszczem monoksyderów?
– Nie tylko to. Wspomniałam o wszystkich naszych wynalazkach. Pokazałam im możliwości naszej broni, tłumaczyłam, że możemy się z nim szybko rozprawić.
– Nie uwierzyła ci?
– Ależ uwierzyła i wpadła w szał.
– Nie mogę wprost uwierzyć, że chcą sami się skazać na taką rzeź.
– Kiedy cierpienie to dla nich nie nowość. W ogóle oni prowadzą mnóstwo wojen. W chwili relaksu, kiedy nasza Ziemianka spożywała posiłek, oglądaliśmy telewizję. W ciągu pół godziny wspomniano tam o wojnie stuletniej, o drugiej wojnie światowej a kiedy puścili w telewizji wspomnienia żołnierza pod tytułem: „Jak rozpętałem trzecią wojnę światową”, to Wiktoria westchnęła znudzona i powiedziała, że takie starocie już jej nie bawią.
– Bawią? – wykrzyknęła oburzona królowa. – Okropieństwa wojny? To faktycznie potwory. Trudno, zasłużyli na swój los. Jesteś pewna, że nie możemy ich poratować choćby wiązką ochronną?
– Jestem całkowicie pewna. Samica zabroniła mi wysyłać w kierunku Ziemi jakiekolwiek promieniowanie. Zakazała użyć dezintegratorów. Kazała mi przysiąc na moje świętości, że nie tylko sama tego nie zrobię, ale też nie pozwolę nikomu z naszego wojska, jak się wyraziła: “ruszyć nawet palcem w kierunku Ziemi”. Odwołała się przy tym do mojego honoru.
– Ależ oni są okrutni w stosunku do samych siebie. Niebywałe. Nie wiem czy będę mogła stać biernie i patrzeć jak monoksydery niszczą tę planetę. Dla nas zlikwidowanie anihilatorem tych większych i rozpylenie mniejszych pociskami kwazarowymi to kwestia piętnastu minut.
– Dokładnie tak powiedziałam, ale ona wtedy powołała się na jakieś starodawne prawo trzech życzeń i wymieniła je dosłownie jednym tchem. Nie użyć żadnej z tych broni. Nie wystrzelić nawet jednej wiązki promieniowania w kierunku Ziemi. Odlecieć stąd bez jakiejkolwiek ingerencji. Nie życzą sobie i już.
– Mogłaś się nie zgodzić.
– Nie mogłam. Nie byłam tego świadoma, ale wyczerpałam ziemski limit trzech życzeń, czym zaciągnęłam niestety honorowy dług. O pani, musiałabyś widzieć jej odwagę. Wyobraź sobie sytuację, kiedy właśnie na jej oczach zlikwidowałam największy obiekt w mieszkaniu, potężny mebel, w którym trzymają książki, a ona nie tylko nie przestraszyła się zasięgu broni, ale całkowicie ignorując moją potęgę, dosłownie na mnie nakrzyczała.
– Ależ to będzie oznaczało powolne umieranie ich cywilizacji. Za tydzień zaczną się tajfuny i trzęsienia ziemi, za miesiąc temperatura spadnie do zera, na wskutek podziurawienia warstwy ozonowej przez monoksydery, a za rok atmosfera przestanie istnieć i promieniowanie kosmiczne osiągnie tak wysoki poziom, że zlikwiduje wszelkie oznaki życia na tej planecie. Nie wiem czy mam nad nimi płakać, czy podziwiać ich dumę. Powiedz mi, czy jest choć jedna dobra rzecz, którą ci pokazała ta Ziemianka?
Lajla tylko na to czekała. Wyciągnęła z mieszka ząbek czosnku i pokazała królowej.
– Tak pani. Ta roślina będzie dumnie reprezentować ich zniszczoną planetę. Myślę również, że możemy uczcić ich pamięć tworząc pieśń o planecie Ziemi i jej dumnych mieszkańcach kanibalach. A teraz już musimy lecieć. Słowo honoru zobowiązuje.
– Nie tak od razu – ostudziła ją królowa – powiedz mi najpierw co to za roślina.
– Ma właściwości lecznicze, ale to akurat mniej ważna cecha. Czosnek… jakby to powiedzieć… daje kopa.
Królowej zaświeciły się oczy.
– A co trzeba zrobić, żeby dało kopa?
– Można dodać starty czosnek do ciasteczek i wtedy mamy pieczywo czosnkowe a jeśli połączy się z mleczkiem mniszka lekarskiego, wówczas powstaje sos czosnkowy. Próbowałam obu. Czysty odlot.
Królowa dała znak straży i już po paru minutach przyniesiono jej potrawy z dodanym tartym czosnkiem. Wystarczył jeden kęs…
W tym czasie Wiktoria tęsknie spoglądała w okno. Tak pragnęła, aby Lajla dotrzymała słowa i wycofała armadę. “Po co nam wojny wróżek z tymi mono–coś tam?” – myślała.
Tak się starała, użyła całej siły perswazji a tu nie widać ruchu na niebie, nikt nie odlatuje. Nagle niebo rozbłysło milionem błysków, wyglądało to trochę jak dalekie grzmoty, tyle że na granicy ziemskiej atmosfry. Obiekty, które zbliżały się do powierzchni Ziemi na tyle, żeby rozbłysnąć, w tej samej sekundzie znikały pod wpływem anihilatorów.
Wiktoria patrzyła na widowisko jak urzeczona. Powoli dotarło do niej, czym są monoksydery i włos zjeżył się jej na głowie. Zanim zupełnie spanikowała, usłyszała brzęczenie skrzydełek. Odwróciła się w kierunku dźwięku i usłyszała głos Lajli.
– Zlikwidowaliśmy większość monoksyderów, które miały zniszczyć Ziemię. Został nam największy, który rozłupie was jak orzeszek, ale nasza królowa powiedziała, że rozprawimy się z nim, pod jednym wszakże warunkiem.
– Jaki to warunek?
– Dasz nam tym razem całą główkę czosnku a nie tylko jeden ząbek.