– Może pan wejść.
Profesor Janicki ocknął się z zamyślenia. Siedział na niewygodnym krześle już ponad godzinę i zdążył zrobić w myślach rachunek sumienia, ale nawet to nie pomogło mu znaleźć jakiejkolwiek sensownej przyczyny wezwania do siedziby partii.
Sekretarka w rogowych okularach i szarej wełnianej garsonce, siedząca do tej pory za biurkiem i tłukąca zawzięcie w klawiaturę maszyny do pisania, wykręciła kartkę, włożyła ją do skoroszytu, i wstając od biurka, spojrzała na profesora, jakby z ponagleniem. Ten zerwał się z krzesła i oboje podeszli do ogromnych dębowych drzwi. Sekretarka zapukała. Rozległo się głośne „Wejść”. Otwarła drzwi, wpuszczając gościa przed sobą. Położyła skoroszyt na mahoniowym biurku pierwszego sekretarza i bez słowa wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
Profesor Janicki stanął obok krzesła niepewny, co powinien teraz zrobić.
– Siadajcie, obywatelu! – rozległ się stanowczy głos zza biurka.
Janicki natychmiast usiadł. Na usta cisnęły mu się pytania, ale nie ośmielił się odezwać. Nie do Władysława Gomułki. Czekał bez słowa, obserwując, jak pierwszy sekretarz czyta jakiś dokument. Dopiero po paru minutach przywódca spojrzał na gościa i zapytał:
– Podobno jesteście, towarzyszu, najlepszym specjalistą od tych wszystkich staroci.
Profesor nie do końca rozumiał, o jakie starocie chodzi Gomułce, ale wiedział, że władzy nie należy drażnić, więc odpowiedział dyplomatycznie:
– Jestem archeologiem i egiptologiem z trzydziestopięcioletnim stażem…
– Wiemy – przerwał mu pierwszy sekretarz – dlatego właśnie mamy dla was zadanie. Otóż prezydent Egiptu Naser postanowił zacieśnić nasze stosunki i zaproponował wymianę dóbr kultury. My im tam do Egiptu poślemy nasze zbroje husarii, ażeby społeczeństwo tamtejsze poznało nasze chlubne dzieje, a oni przyślą nam wystawę jakichś starożytnych skorup i mumię. Wystawa zaczyna się pierwszego maja zaraz po pochodzie i będzie trwała cztery tygodnie. Jest tylko jeden niepokojący szczegół. Koło tej nieszczęsnej mumii narosło mnóstwo legend i plotek, nazywają ją wyklętą mumią.
– Wyklęta mumia? Czy mowa o mumii księcia Naara? Przez nią zginęło podobno kilkunastu ludzi.
– Milczeć! – Gomułka ze złością walnął pięścią w biurko. – Właśnie po to wezwaliśmy obywatela, żeby mi tu żadna imperialistyczna gazeta nie wydrukowała kolejnych plotek. Nie ma czegoś takiego, jak klątwy, czary i inne gusła. A wy, towarzyszu, zwłaszcza wy, powinniście to wiedzieć. Dlatego jesteście za tę mumię odpowiedzialny osobiście. Do tej pory mumia znikała tylko w krajach zgniłego kapitalizmu. Zawsze potem odnajdywała się z jakimś trupem w objęciach, ale tutaj tak nie będzie, o nie! Nie dopuścimy do tego, żeby wrogowie ludu mordowali obywateli, a potem wplątywali mumię w swoje ciemne interesy. Mumia nie ma prawa zniknąć. Będziecie jej pilnować osobiście, inaczej zamiast awansu czeka was wyrok. A będzie to wysoki wyrok za działanie na szkodę państwa ludowego. Oj, wysoki.
– Oczywiście bardzo chętnie podejmę się tego zadania, ale nawet ja muszę spać, jeść czy wyjść do ubikacji. Dostanę kogoś do pomocy?
– No tak, spać musicie… – Gomułka zamyślił się na minutę i zawyrokował. – W czasie trwania wystawy ustawimy tam dwóch milicjantów. To w sumie dobrze wygląda, że milicja obywatelska stoi też na straży kultury, taaak… A wy wtedy się wyśpicie. Ale od chwili zamknięcia muzeum mumia jest pod waszą opieką i radzę tego nie spieprzyć, bo marny wasz los, zrozumiano?
***
– Naprawdę musisz przez cztery tygodnie pracować na nocną zmianę? Jak jakiś cieć? Oni nie mają dla ciebie za grosz szacunku.
Gertruda Janicka spojrzała z czułością na posiwiałe skronie męża. Dla niej był to jawny brak poszanowania dla dorobku profesora, ale ten był urodzonym optymistą i widział sprawę w szerszym kontekście.
– Ależ duszko, popatrz na to inaczej. Uznano mnie za najlepszego polskiego egiptologa, to wyróżnienie. Będę miał możliwość przez cztery tygodnie przebywać z arcydziełami kultury antycznej i osobiście zbadać słynną wyklętą mumię.
– Tego się boję. Sam mówiłeś, że w Paryżu, Brukseli, Amsterdamie i w paru innych europejskich stolicach zdarzały się niewyjaśnione morderstwa i zawsze zamieszana w nie była wyklęta mumia.
– Trudziu, Gomułka to parweniusz, ale miał sporo racji, kiedy powiedział, że komuś zależy, żeby łączyć morderstwa z mumią. Sama mumia przecież nic nie może zrobić, ale w rękach handlarzy antykami albo mafii może posłużyć jako pretekst do pozbycia się kilku niewygodnych ludzi. Pewnie wykorzystali legendę, że książę Naar zakochał się w ubogiej dziewczynie z ludu. Chcąc uczynić ją swoją jedyną żoną, otruł poprzednią, za co został skazany na śmierć i przeklęty. Odtąd nie miał znaleźć ukojenia nawet po śmierci. Trochę to podejrzane, że zamiast przeprowadzić śledztwo i ustalić, kto naprawdę mordował te kobiety, wszystko zwalano na Bogu ducha winną mumię. Na szczęście my nie mamy ani mafii, ani gangów, więc niczego nie musimy się obawiać. Te noce to będzie dla mnie święto, bo będę mógł wzbogacić moją wiedzę o kolejne doświadczenie. Wszystko się dobrze skończy. Obiecuję.
– Oby, kochany, oby.
***
Profesor spędził już dziesięć nocy na obserwacji i badaniu sarkofagu, który zachowany był w nadzwyczaj dobrym stanie. Wszystkie ozdoby i hieroglify były wyraźne, a kolory tak świeże jakby malowidła zostały wykonane sto lat temu, a nie ponad cztery tysiące. Dla profesora sama możliwość czytania inskrypcji była odświeżająca jak powiew morskiej bryzy. W końcu nie codziennie ma się możliwość dotykania przedmiotów tak cennych.
Obiekt badań ustawiony został w głównej sali muzeum, tej ze szklanymi świetlikami. Pośrodku spoczywała mumia, a wieko sarkofagu leżało na postumencie obok. Sam sarkofag po obu stronach pokryty był rzędami hieroglifów i Janicki, po przeczytaniu, skopiowaniu i zrobieniu notatek z jednej ze stron, właśnie zabierał się do studiowania hieroglifów wyrytych po drugiej stronie. Nie musiał się spieszyć, miał na badania jeszcze prawie trzy tygodnie. Niestety, awaria prądu, kolejna w tym tygodniu, skutecznie przerwała mu pracę. Mężczyzna usiadł na krześle, widocznym w półmroku tylko dzięki górnym świetlikom, zza których widać było księżyc w pełni, wyciągnął z kieszeni batystową chusteczkę i zaczął nią przecierać okulary. Wówczas usłyszał szmer. Spojrzał w kierunku otwartego sarkofagu i zamarł. Mumia właśnie podnosiła się o własnych siłach do pozycji siedzącej. Profesor nie zareagował z oczywistego powodu. Strach odebrał mu głos i sparaliżował go na tyle skutecznie, że nie był w stanie się ruszyć. Dzięki temu miał okazję wysłuchać żałosnej skargi mumii.
Okazało się, że parę szczegółów nie zgadzało się z ogólnie znaną legendą. Istniało odkupienie, ale okazało się ono nieosiągalne. Oryginalna wersja klątwy mówiła, że książę nie zazna spokoju, dopóki nie rozkocha w sobie kobiety. Jest jednak haczyk. Mumia ma na to tylko dwie noce w czasie majowej pełni księżyca. Jeśli kobieta nie zakocha się w mumii i nie wyzna miłości w ciągu tego czasu, wówczas umrze w ramionach księcia, a on pozostanie nieruchomy przez kolejny rok.
– Ty mówisz po polsku? – To były pierwsze słowa, które wymówił profesor, kiedy jego ciało zaczęło znowu funkcjonować.
– Po śmierci rozumiemy każdy ziemski język.
– Czy mnie również zabijesz, książę?
– Nigdy nie zabijam pomocników, po znalezieniu mi kobiety wynagrodzę ci twój trud. Nie jestem złym władcą. Ta klątwa jest okrutna nie tylko dla mnie, ale też dla tysięcy kobiet, które gasły w mych objęciach. Nawet nie wiesz, jakie męki cierpiałem za każdym razem, gdy się nie udało. Przez kilkaset lat nie próbowałem nawet zbliżać się do kobiet, ale nie pomogło, przekonałem się jedynie, że jeśli nie spróbuję, nigdy nie znajdę odkupienia. Cztery tysiące lat cierpień! Dłużej nie mogę czekać.
– A co się stanie, jeśli nie przyprowadzę ci kobiety i nie pozwolę ci stąd odejść?
– Nie masz na to wpływu, klątwa jest zbyt silna. Po prostu zniknę i zmaterializuję się tam, gdzie mam nadzieję dostrzec ratunek. Najczęściej wybieram okolice portów, bo tam mieszają się różne wpływy, tam różnorodność kobiet jest największa.
– O panie, sam powiedziałeś, że nie zabijasz niewinnych. A jednak, jeśli cię nie upilnuję, człowiek wysoko postawiony zabije mnie za niewykonanie polecenia.
– Jeśli mi pomożesz, ocalisz życie, a ja cię sowicie wynagrodzę. W moim sarkofagu jest tajemna skrytka…
– O panie, nie jestem złodziejem, nie okradam grobów! – Profesor mimo strachu poczuł oburzenie. – Jestem profesorem, to jest rodzaj mędrca, uczonego. Coś jak wasi kapłani, tylko że moja działalność nie jest powiązana z wiarą, bardziej z nauką.
– Jeśli ci życie miłe, przyprowadzisz kobietę do mnie dziś w nocy. Jeśli nie, sam się do tego zabiorę.
Profesor zatopił się w niewesołych myślach. Oto, jak bardzo można się pomylić. Tak się cieszył na możliwość badania wyklętej mumii, nie wierzył w opowieści o zbrodniach jej przypisywanych, a tu niespodzianka. Cokolwiek zrobi bądź nie zrobi, skończy się czyjąś śmiercią.
Następnego ranka wracał do domu, bijąc się z gorzkimi myślami. Rozklekotany san wysadził go na przystanku. Profesor miał do pokonania jeszcze spory kawałek, więc postanowił skrócić sobie drogę i przejść przez niestrzeżony przejazd kolejowy. Zwłaszcza że pogoda nie rozpieszczała. Tak zimnego maja nie pamiętał od lat. Sam miał na sobie jesionkę, poliestrowy szalik i rękawiczki. Postawił kołnierz i przyspieszył kroku. Słyszał nadjeżdżający pociąg, ale krzaki skutecznie zasłaniały widok na przejazd, dopóki nie podeszło się bardzo blisko. Kiedy był już prawie na samym przejeździe, zobaczył stojącą na nim młodą kobietę. Stała nieruchomo na środku torów, widać było już pędzący skład towarowy, ale ona nie patrzyła na zbliżającą się śmierć, twarz miała ukrytą w dłoniach, jakby się modliła albo płakała.
Profesor jednym ruchem szarpnął dziewczynę do tyłu, dosłownie w ostatniej sekundzie. Oboje siłą rozpędu przewrócili się na pobocze. Pierwsza usiadła kobieta. Skierowała zapłakaną twarz w stronę Janickiego i odezwała się ze złością.
– Nareszcie byłby koniec. Musiał pan mnie ratować?
– Ależ oczywiście, dziecko, każde życie warte jest tego, żeby je ratować.
– Ale nie moje! – wykrzyknęła dziewczyna z pasją. – Nienawidzę pana, ja chciałam tylko umrzeć! Szybką, bezbolesną śmiercią, a pan wszystko popsuł.
Profesor pomyślał, że tego już za wiele. Zamiast wdzięczności ta smarkula jeszcze go obraża. Odpowiedział bez namysłu.
– Skoro tak bardzo tego pragniesz, to mogę ci pomóc. Wystarczy spotkać się z pewną mumią i sprawa załatwiona.
– Czy naprawdę jestem tak żałosna, że zasługuję tylko na kpinę? – Dziewczyna wyglądała teraz, jakby ktoś spuścił z niej powietrze. Ramiona jej opadły i wpatrywała się w ziemię.
– Wcale z ciebie nie kpię, pewnie pomyślisz, że uratował cię szaleniec, ale ja nie jestem szalony, tylko zrozpaczony.
W przypływie emocji opowiedział jej swoje pokręcone losy.
– Myślę, że mogłabym to dla pana zrobić, pogadam z tym nieszczęśnikiem.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Nie wierzę oczywiście ani w klątwy, ani w wyklęte mumie, ale wierzę w cierpienie. Człowiek, którego nazywa pan mumią, tak naprawdę jest bardzo nieszczęśliwy. Potrzebuje trochę litości, a to mogę zaoferować. Nie zakocham się w nim, to oczywiste, ale może odwiodę go od zabijania kobiet.
– Dziewczyno, z nieba mi spadłaś. Teraz zabieram cię do mojego domu, żona ci pomoże, a wieczorem przemycę cię do muzeum.
***
W drodze do domu profesor dowiedział się, że dziewczyna nazywa się Ewa Roguła, ma dwadzieścia dwa lata i nie mieszka w okolicy. Nie pytał o powody, dla których chciała zakończyć życie. Poprosił tylko, żeby nie chwaliła się jego żonie ani swoją wiedzą na temat mumii, ani planami wieczornego z nią spotkania. Wspólnie wymyślili wersję, że to nie była próba samobójcza, tylko wypadek. Jak można się było spodziewać, żona, widząc bladą dziewczynę w poplamionym ziemią prochowcu i olbrzymią dziurą w pończosze, z rozmazanym makijażem i śladami łez na twarzy, troskliwie się nią zajęła. Profesor musiał w rewanżu przeczytać choremu wnuczkowi bajkę.
– Co ci mam przeczytać, Tomciu? Babcia jest zajęta, bo mamy gościa, więc ja ci poczytam.
– Wczoraj wieczorem babcia zaczęła mi czytać “Piękną i Bestię” – odpowiedział grzecznie chłopczyk, ale zaraz dodał ożywiony. – Dziadku, ale jej się uda, prawda? Bestia jej nie zabije? Powiedz.
– Oczywiście, że nie. Nie ma takiej klątwy, której nie można by zdjąć – powiedział uspokajającym tonem i nagle coś wpadło mu do głowy. Wstał z krzesła i skierował się do wyjścia, ale zaraz potem wrócił do wnuczka i usiadł na jego łóżku.
– Wszystko w swoim czasie. Najpierw dokończę ci czytać.
Wieczorem wszedł z Ewą do muzeum, przedstawiając ją jako swoją asystentkę. Kazał jej posiedzieć w kanciapie na górze, aż po nią wróci. Potem zszedł do sali, usiadł na krześle i czekał. Zgodnie z przewidywaniami mumia poruszyła się w sarkofagu, kiedy tylko wyjrzał księżyc. Profesor tym razem zaczął mówić pierwszy. Poprosił, żeby władca dla odmiany posłuchał jego rad. Powoływał się przy tym na autorytet uczonego i na lepsze rozeznanie w gustach kobiet z jego epoki. Książę ma nie wychodzić z sarkofagu, nie dotykać dziewczyny, nie straszyć jej, nie kłócić się z nią, nie kwestionować jej sposobu myślenia, komplementować jej mądrość i inne przymioty, ale dyskretnie, żeby uwierzyła. Ma całą noc, do rana, mówić o swoich uczuciach, miłości, cierpieniu, tęsknocie. Zakaz poruszania tematów brutalnych: zbrodni, klątwy, śmierci. Nad ranem musi pozwolić jej odejść. Janicki ze swojej strony gwarantuje, że dziewczyna nie ucieknie, a kolejnej nocy wróci sama z własnej woli. Kiedy już ustalili strategię, profesor wrócił do kanciapy i zaprowadził dziewczynę do głównej sali. Przed wejściem zatrzymali się.
– Zanim tam wejdziesz, muszę cię na coś przygotować. Nie możesz zobaczyć osoby, z którą będziesz rozmawiać. Jeśli zdejmiesz przepaskę, to narazisz się na spore kłopoty, a tych pragnę ci oszczędzić. To naprawdę bardzo ważne. Zaofiarowałaś się, że pomożesz, ale musisz to zrobić z zamkniętymi oczami. Zresztą – spróbował zażartować – i tak pewnie wyłączą prąd, więc całą noc będziecie siedzieć po ciemku.
Własnym szalikiem zawiązał jej oczy i posadził na krześle; gestem wskazał mumii, że teraz może zacząć mówić. Zostawił ich samych i wrócił do kanciapy. Kiedy nastawiał budzik na godzinę piątą rano, pomyślał, że nareszcie trochę odpocznie.
Rankiem sytuacja wyglądała obiecująco. Ewa nadal siedziała na krześle z zawiązanymi oczami. Profesor zastał ich w trakcie ożywionej rozmowy. Przypomniał o umowie i zabrał dziewczynę znów do kanciapy. Tam napoił ją ciepłą herbatą i zmusił do zjedzenia kanapki z serem. Zmusił, bo wcale nie chciała jeść. Była pobudzona i cały czas mówiła o Marku.
– Najpierw powiedział mi, że nazywa się Naar Maaru. Ale powiedziałam mu, żeby się nie wygłupiał, że pewnie ma na imię Marek i niech sobie nie wymyśla imion. Od razu przyznał mi rację. Wie pan, ile on wycierpiał? To szycha, prawda? Dlatego nie mogłam zobaczyć jego twarzy? Albo znany aktor. Nie jestem do końca pewna, czy otruł tę żonę, czy tylko w to wierzy, no bo na logikę, gdyby zabił żonę, to pewnie siedziałby już w więzieniu. Ona mogła umrzeć na gruźlicę, prawda? A on w tym czasie znalazł sobie kochankę i teraz ma potworne wyrzuty sumienia. Pewnie dlatego wmawia sobie, że ją zabił. A jak pięknie mówił o swoich podróżach po innych krajach. Wie pan, że on zwiedził kawał świata. Fascynujące. To musi być ktoś naprawdę ważny…
Łatwo było dostrzec, że myśli samobójcze ulotniły się z jej głowy, a rumieńce na twarzy ogłaszały wszem i wobec powrót dziewczyny do normalności. Profesor musiał wysilić umysł, żeby z jednej strony słuchać opowieści Ewy i logicznie odpowiadać na jej liczne pytania, a z drugiej strony wymyśleć jakieś uzasadnienie dla Trudzi, dlaczego przyprowadza dziewczynę po raz kolejny do domu.
Nie mylił się, Gertruda była faktycznie zaskoczona ale nie przesadnie. Przez te wszystkie lata zdążyła się przyzwyczaić. Ileż to razy profesor znosił do domu zmarznięte kocięta, albo zjawiał się z głodnym studentem czy inną ofiarą losu. Kiedy Ewa już zasnęła, opowiedział o jej próbie samobójczej i że postanowił wzbudzić w niej chęć życia, jakąś pasję, i jak to udało mu się zaszczepić w dziewczynie zainteresowanie okazami muzealnymi. Potem sam poszedł spać, częściowo po to, żeby uniknąć dodatkowych pytań.
Kolejny wieczór był rozstrzygający. Zaczął się bardzo podobnie. Na górze czekała Ewa, a na dole trwał ciąg dalszy instruktażu.
Kiedy Ewa usiadła w końcu na swoim krześle obok sarkofagu, profesor zwrócił się do dziewczyny.
– Pamiętaj, będę w kanciapie na górze, gdybyś mnie potrzebowała.
Tym razem nie spał. Porządnie wypoczął w domu i nareszcie miał czas na posortowanie swoich notatek. O godzinie trzeciej trzydzieści usłyszał krzyk Ewy.
– Panie profesorze! Proszę tu natychmiast przyjść! Pomocy!
Dziewczyna stała obok sarkofagu i szlochała. W ręku trzymała szalik profesora.
– Co się stało? – powiedział, gdy tylko wszedł na salę.
– Niech go pan ratuje, błagam, on się zabije!
– Kto się zabije?
– Jak to kto? Marek! Powiedział, że nie wierzy, żeby jakakolwiek kobieta jeszcze go pokochała po tym, jak skrzywdził żonę, i że wypije truciznę – opowiadała chaotycznie – ja myślałam, że on żartuje, że to taka metafora. Bo on tak pięknie mówił o miłości i tam było sporo metafor…
– Do rzeczy – przerwał jej profesor – co z tą trucizną?
– No, właśnie nie wiem. Kiedy przestał mówić, zerwałam opaskę i zobaczyłam pustą salę. Tylko sarkofag z mumią, a Marek zniknął. Myślę, że on naprawdę chce ze sobą skończyć, a ja nie zdążyłam mu powiedzieć nawet, że wiem, jak to jest, i że mogę mu pomóc.
– Nic dziwnego, że uciekł, kiedy zobaczył, że nie dotrzymałaś słowa i zdjęłaś opaskę. – Profesor przybrał srogi ton. – Jak masz mu pomóc, skoro nie słuchasz, co się do ciebie mówi? Siadaj, zawiążę ci oczy. Czekaj tu, a jak go znajdę, to po ciebie wrócę. Oby nie było za późno.
Z tymi słowami wyszedł z sali, pozostawiając roztrzęsioną dziewczynę samą.
Pokonał szybko korytarz i wszedł do sali, w której trzymano gabloty z minerałami. Zgodnie z planem mumia zjawiła się tam minutę później, kiedy tylko upewniła się, że dziewczyna siedzi grzecznie i nie zamierza już ściągać opaski.
– I żeby księciu nie przyszło do głowy rozegrać tego po swojemu – mruczał cicho Janicki, otwierając szafę – na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Mamy jeszcze godzinę.
Wyjął z szafy manekin i założył mu swoje wełniane rękawiczki. Gestem wskazał mumii, że ma się schować za gablotą. Spodziewał się protestów, ale mumia bez słowa wczołgała się we wskazane miejsce.
– Dobrze, idę po nią.
Zamknął na klucz częściowo przeszklone drzwi i wrócił szybkim krokiem do sali głównej. Dziewczyna słysząc zbliżające się kroki profesora, ściągnęła opaskę i zerwała się z krzesła.
– Znalazł go pan? Gdzie on jest? Żyje?
– Znalazłem, chodźmy.
Przeszli korytarzem i zbliżyli się do zamkniętych drzwi. Poprzez kolorowe szkiełka witraży widać było postać męską, leżącą nieruchomo na podłodze. Ewa nacisnęła klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
– No, co pani robi? – oburzył się Janicki – zamknąłem na klucz, żeby nie pozacierać śladów dla milicji. Idę na górę zadzwonić po pogotowie ratunkowe i na milicję, a pani ma tu zostać.
Odchodząc, słyszał rozpaczliwy płacz młodej kobiety i jej głos, kiedy mówiła do zamkniętych drzwi.
– Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego właśnie teraz się poddałeś? Przecież mógłbyś żyć, mógłbyś ułożyć sobie jakoś życie, mógłbyś spotkać kogoś, jakąś dziewczynę, która by cię pokochała. Jak mogłeś mi to zrobić? I to właśnie teraz, kiedy cię spotkałam! Dlaczego? Przecież ja cię właśnie pokochałam, a ty…
Profesor w tym momencie obrócił się w kierunku drzwi. Dostrzegł snop światła, który wytrysnął zza witraży i przez sekundę miał wrażenie, że widzi przed sobą sylwetkę szczupłego młodego człowieka, a potem wszystko znikło.
Westchnął z ulgą i wrócił do dziewczyny. Jakie szczęście, że swoim zwyczajem, szlochając, schowała twarz w dłoniach. Nie widziała światła i nie będzie zadawać pytań.
– Ewo, wracaj do domu. Tak będzie najlepiej – zwrócił się do płaczącej, kiedy do niej podszedł – ja na milicję zadzwonię nad ranem. Po co mają cię wplątywać w cudze samobójstwo i zmarnować ci życie. Starałaś się, jak mogłaś, ale to był przypadek beznadziejny. Byłaś naprawdę dzielna. Jestem ci bardzo wdzięczny, że próbowałaś. Sama widzisz, ile przykrości i bólu wywołuje śmierć człowieka, mam nadzieję, że skutecznie cię to odstraszy od dalszych prób. Pomyśl, zaledwie dzień po twojej nieudanej próbie samobójczej spotkałaś kogoś nowego. Pamiętaj, ty też znajdziesz sobie kogoś, tylko musisz być dzielna.
Płaczącą prawie wypchnął z muzeum i wrócił do zamkniętego pomieszczenia. Włożył manekin z powrotem do szafy i sięgnął za gablotę po mumię. Niestety, niczego tam nie było. Oblał go zimny pot, bo utrata Naara równała się wyrokowi śmierci.
Wrócił do sali z sarkofagiem i zastał mumię siedzącą na krześle obok.
– Jak to? Ty nadal tutaj? Myślałem, że twoja klątwa przestała działać i nareszcie odzyskałeś spokój – powiedział profesor lekko zaskoczony.
– Klątwa przestała działać. Dzięki tobie. Odzyskałem spokój i moja dusza może już przenieść się do krainy Ozyrysa, ale dopiero, kiedy ci zapłacę. Inaczej miałbym niezałatwioną sprawę i nie zaznałbym spokoju. Bierz te klejnoty.
Książę wyciągnął rękę, w której trzymał garść najpiękniejszych kamieni szlachetnych, jakie profesor kiedykolwiek widział.
– Ale ja naprawdę nie mogę tego wziąć! Po pierwsze, mam swoje zasady, a po drugie, za wyniesienie klejnotów grozi kara śmierci. A ty, książę, chcesz mnie nagrodzić a nie zabić, prawda?
Mumia zaklęła:
– A niech to Set, to co robimy?
Profesor westchnął.
– No dobrze, zrobimy tak. Włóż je z powrotem do tej skrytki i pokaż mi, jak się ją otwiera. Ja wprawdzie tych klejnotów sobie nie przywłaszczę, ale otworzę skrytkę na oczach widzów, i tak zyskam sławę i uznanie. To będzie moja zapłata.
***
– Może pan wejść.
Ta sama sekretarka wyszła zza biurka i tym razem spojrzała na profesora z szacunkiem, zanim razem podeszli do dębowych drzwi. Profesor miał uczucie déjà vu, kiedy usłyszał „Wejść” wypowiedziane dokładnie tak samo głośno, jak miesiąc temu. Niestety strach pozostał dokładnie ten sam, jako że pierwszy sekretarz był tak samo nieprzewidywalny jak poprzednio.
– Siadajcie, profesorze, siadajcie. – Tym razem ton głosu Gomułki stał się w jowialny. – No, to mówicie, że nie tylko nikt nie zginął, ale też odkryliście dodatkową skrytkę. Brawo, brawo. Jak widać, zgniły imperializm jakoś nie wykorzystał swojej szansy, kiedy gościli mumię, woleli się zabijać i załatwiać porachunki gangsterskie. Od razu widać, że nasi obywatele ciężko pracują, a nie obijają się, tak, tak. Warto było pokazać wszystkim, że w naszym kraju też mieszkają tęgie głowy. Podobno muzeum w Kairze wyznaczyło jakąś nagrodę za odnalezienie tej skrytki. Pamiętajcie, profesorze, nagroda was nie ominie. Będą apanaże, może już niedługo. I ten wyjazd do Syrii na wykopaliska też zaaprobujemy. A co! Niech widzą w innych krajach, jak nasi naukowcy mają się dobrze. A tak na koniec, powiedzcie mi, obywatelu, kto wam powiedział o tym schowku, co?
– Jak to, kto? Mumia, panie pierwszy sekretarzu! – odpowiedział profesor i nagle zbladł, kiedy zrozumiał, że właśnie obraził pierwszego po Bogu.
Na szczęście jego obawy okazały się płonne, bo Gomułka wybuchnął gromkim śmiechem.
– Mumia, mówicie. Ha, ha, ha! A to dobre! Mumia.
Jego śmiech rozlegał się w murach jeszcze przez dobrą chwilę.