Profil użytkownika


komentarze: 1296, w dziale opowiadań: 768, opowiadania: 223

Ostatnie sto komentarzy

Bandyci Czasu. Nie to żebym znał ten film, ale praca od razu skojarzyła mi się z odpowiednią grupą oraz autorem.

Śmiechu u mnie co nie miara, pisać zacznę prozę zara.

Skrzydła dam bohaterowi, fajkę w usta, mili moi.

Potem Nobla gdy odbiorę, w krzaki rzucę swą pokorę

Fantastykę nazwę piękną, na tę inną machnę ręką

Czyli tym razem będzie 22 Acacia Avenue.

No cóż, więc płaczemy, ale też ocieramy łzy, witając kolejnego władcę piórek.

Witaj Cesarzowo Mordoru. Dobre skojarzenie, jeśli chodzi o filmy o Bondzie. A jeśli chodzi o złoty strzał, to zależy od interpretacji. Można zadać sobie pytanie, czy Redaktor wygrał czy przegrał ;). Tekst tego nie wyjaśnia.

Ambush, ja nie wiem czy się urlopuję. Wyrobiłem minimum jeszcze w piątek: Vacter 5/9 (56%). Chyba, że coś źle rozumiem.

Tekścik napisany nie najgorzej, chociaż nie do końca rozumiałem sens “zaciagania” języka bohatera. Stylizacja potrafi być niezwykle męcząca, ale chyba szczyty w tej dziedzinie zdobył Lovecraft, przez wiele stron próbując wytworzyć pijacki bełkot. Tutaj aż tak nie razi. Cały tekst przypomina czasem strumień świadomości, w moim odczuciu nawet taki literacki freestyle, ćwiczenie pisarskie. Bo tak naprawdę co się tu dzieje? Gdyby to był Zajdel i jego Wyjście z Cienia, to chyba jakaś walka z Kapsem, trwająca niezwykle długo. Czasem też miałem wrażenie, że czytam jakiś skecz kabaretowy. Różne rzeczy mogą się w tym opowiadaniu spodobać, ale moim zdaniem skupienie głownie na walce przez tyle znaków i pastwienie się nad tym tematem, to niekoniecznie najlepsze co można uzyskać przez zaproponowany styl pisarski. Temat rozsmarowany, ale dość starannie :)

Dobry wie­czór. Czy­ta­jąc, od­nio­słem tro­chę wra­że­nie, że czy­tam jakąś ko­smicz­ną li­te­ra­tu­rę typu bru­lio­no­we­go, Hła­sko­we­go, Sta­siu­ko­we­go. Jest kon­cep­cja fi­lo­zo­ficz­na i ba­ja­nie, w któ­rym gdzieś zja­wia­ją się splu­nię­cia rze­czy­wi­sto­ści. Taki misz masz, który do­brze ob­ra­zu­je po­niż­szy frag­ment:

 

Za­dzwo­nił dzwo­nek do drzwi. To do­staw­ca saj­go­nek. Po­dej­rze­wam, że będą sma­ko­wać pa­skud­nie. Je­dze­nie na wynos za­mó­wio­ne w nocy za­wsze sma­ku­je pa­skud­nie. Gdy tylko zjem, wrócę do hi­sto­rii. Muszę ją wresz­cie do­koń­czyć. Ten czaj­nik nie może or­bi­to­wać w moim umy­śle przez wiecz­ność. Pie­przo­ny B. Rus­sell! Pie­przo­ne spory re­li­gij­ne. Nikt na tym świe­cie nie daje mi spać. Pie­przo­ny Nikt!

 

Czym­że się to różni od pi­sa­nia “Sze­dłem uli­ca­mi, paląc ostat­nie­go pa­pie­ro­sa. Splu­ną­łem sobie pod nogi, pa­trząc jak ko­bie­ty wy­cho­dzą ze szwal­ni. Bóg musi ist­nieć, kurwa, musi gdzieś być. But mi się roz­wią­zał”. Ale może tak ma wła­śnie być, ko­smicz­na li­te­ra­tu­ra ulicy :).

 

W tym widzę nawet jakiś po­ten­cjał, choć zbli­ża się to tro­chę do ba­ja­nia czło­wie­ka cał­ko­wi­cie ode­rwa­ne­go od tzw. rze­czy­wi­sto­ści, który poza fi­lo­zo­fią, może też dy­wa­go­wać, czy plu­szo­wy wi­de­lec go na­pad­nie, kiedy przy­cią­ga­ją­ce się worki soli, za­blo­ku­ją moż­li­wość otwar­cia drzwi. W ta­kich dy­wa­ga­cjach z pew­no­ścią szcze­gól­nie trze­ba za­dbać o kon­se­kwen­cję i sens po­wią­zań.

 

Trud­no mi oce­nić ten tekst. Po­bież­nie wy­da­je mi się takim ba­ja­niem osoby le­żą­cej na ka­na­pie i “zbi­ja­ją­cej bąki”. Na­pi­sa­ne spraw­nie, ale nie mam peł­nej pew­no­ści, czy w tych roz­my­śla­niach fak­tycz­nie znaj­dę jakąś praw­dę. Jed­nak widzę w takim pi­sa­niu po­ten­cjał, który do­brze po­pro­wa­dzo­ny, może wy­two­rzyć nową ja­kość, która bę­dzie albo kpiną z na­dę­te­go pi­sar­stwa ulicy, albo nowym waż­nym pi­sa­niem, kwe­stio­nu­ją­cym pety w mor­dzie i na chod­ni­ku.

 

Jedno zda­nie mnie jesz­cze za­trzy­ma­ło:

 

 

Trak­tu­ję go jako mo­der­ni­stycz­ną de­ko­ra­cję, która prze­ła­mu­je ru­sty­kal­ny styl za­bi­te­go de­cha­mi po­ko­ju.

Dużo moc­nych nazw, cza­sem spra­wia to wra­że­nie pu­sto­sło­wia mie­rzą­ce­go wy­so­ko, ale tra­fia­ją­ce­go nie­cel­nie w sedno spra­wy. .

 

Wydaje mi się, że jednak tekst jest na tyle ciekawy, że bym go wcisnął do biblioteki.

 

Tekst czyta się całkiem nieźle, bo przecież został napisany dobrze. Nie zwracałem więc zbytniej uwagi na błędy, ale zatrzymałem się przy dwóch zdaniach:

 

Niczym nie tak znów dawno, podczas ostatniej epidemii któregoś z kolei koronawirusów.

Dla mnie to wyższa matematyka składniowa. Nie mam pojęcia jak powinno wyglądać to zdanie, ale coś mi w nim nie gra.

 

Nie można było wychodzić nawet do sklepów, ale na szczęście, nauczeni smutnym doświadczeniem, jeszcze przed śmiercią dziadka, kiedy tylko pierwsze przypadki dziwnej choroby zaczęły się powtarzać – a więc tuż przed wybuchem paniki – opróżniliśmy część hurtowni spożywczej, odwiedziliśmy także parę aptek i sklepów przemysłowych.

Jestem pod wrażeniem długości tego zdania. Nie jestem jednak w pełni przekonany, że opowiadanie, które napisałeś, potrzebowałoby tak rozbudowanych konstrukcji. Ale to tylko moje spostrzeżenie.

 

Koniec uwag tego typu, zostaje treść. Całość przypomina mi twórcze przetworzenie tego co się wydarzyło i odnoszę wrażenie, że fantastyka tutaj mogłaby pogadać z brzytwą Lema, ale coś pewnie by wynegocjowała. Jednak zwróciłem uwagę na inną cechę całości, która mnie nawet zainteresowała i sprawiła, że czytałem dalej. Otóż w tym kronikarskim tworze pojawia się niezwykła pogarda dla śmierci, która aż zakrawa o absurd:

 

Gdy tylko w telewizji zaczęto przebąkiwać o całkowitym zamknięciu wszystkiego, a z ekranów zaczęli znikać kolejni lektorzy i dziennikarze, odwiedziłem znajomego policjanta.

Zakładam, że zwyczajnie umierali. A media tak właśnie formułowały w znanym nam okresie, że ludzie umierali. Masowo wpadały liczby, więc twórcze opisanie, że sobie padali tu i padali tam, jest jak najbardziej adekwatne. Serwowanie śmierci każdego dnia, jakby to była porcja śniadaniowa, odczula ludzi na powagę cierpienia.

 

Co do dalszych wizji, które zdają się już nieco wyrywać ze znanych nam wydarzeń, to jest tam sporo opisów, ale nie ma znowu tak dużo wydarzeń. Takie trochę opowieści proroka, będące kompilacją domysłów, które już gdzieś widziałem (ale też takie, których nie widziałem :)). Forma opowiadania przypomina list, sprawozdanie, kronikę. Trochę jakby autor przez swojego bohatera, chciał dać wyraz temu co go spotkało.

 

Fajnie, że opublikowałeś opko, które napisałeś w tym dziwnym czasie. Też mi się to zdarzyło (Ludzie Trolejbusy – można powiedzieć, opko pandemiczne).

 

Mam wrażenie, że już czytałem to opowiadanie, ale nie pamiętam, czy napisał je Lovecraft, James czy może jednak Poe. Przynajmniej początek. Natomiast to mniej więcej coś w tym stylu, spokojna i elegancka narracja,

 

Szczerze przyznam, ze nie czytałem Twojego tekstu z wielkim oczekiwaniem na wybuchową puentę lub nieprzewidywalność. Już sam wstęp nastawił mnie na inny tryb lektury, kierujący do skupiania się na mijanych wydarzeniach, a nie na celu (Który siłą rzeczy jest zauważany przez większość na dole strony najczęściej. Takie oczywiste coś, jakby uwaga czytelnika była rzuconym w powietrze kamieniem, a pisanina autora serią przeszkód, opóźniających jego upadek.)

 

 

 

Zawieszałem się na spokoju opisu i na z lekka wspomnianych fascynacjach. To zachęciło mnie bardziej do czytania:

“Nie zawsze przez przypadek zmywałem podłogi akurat w pobliżu sali, gdzie leżał ciężko chory, czekający na śmierć. Moment odejścia z tego świata uporczywie mnie fascynował i studiowałem go z zapałem szaleńca.”

Chociaż pierwsze zdanie ma dziwny szyk. Można by np. napisać:

 

Czasem zachodziłem zmywać podłogi pod salami najciężej chorych, nie tylko w wyniku przypadku czy pracowniczej rutyny. Moment odejścia z tego świata uporczywie mnie fascynował i studiowałem go z zapałem szaleńca.

 

Nie jest to idealny przykład, bo zdań wyrażających to co potrzebujesz, ale kładących różne akcenty, jest wiele. Z tym, że w mojej propozycji pomijam dopisek, że chorzy są umierający. Ten fakt moim zdaniem, można wyczytać “między wierszami”. Skoro bohater podchodzi “nie tylko przypadkiem” pod salę ciężko chorych, a potem fascynuje go moment odejścia, to kropki u czytelnika powinny się połączyć, jednocześnie zostawiając mu pole do samodzielnego rozwinięcia wyobrażenia.

 

To tylko moja propozycja rozważań :)

 

 

 

 

Czy­ta­łem, czy­ta­łem, ale nie skoń­czy­łem.

 

Akcja cią­gnie czy­tel­ni­ka, trze­ba to przy­znać, ale zda­nia są na­pi­sa­ne tro­chę na za­sa­dzie “ten, ta, tego, coś” (ale to nie jest jakiś wielki zarzut, kwestia pracy nad stylem). Nie je­stem mi­strzem in­ter­punk­cji, ale od­no­szę wra­że­nie, że błędy z nią zwią­za­ne po­ja­wia­ją się nie­mal w każ­dym zda­niu.

 

Sądzę, że przed dal­szą lek­tu­rą przez ko­go­kol­wiek, wy­pa­da­ło­by tekst zwy­czaj­nie do­pra­co­wać. Szcze­gól­nie, że już po­ja­wi­ły się wska­zów­ki do­ty­czą­ce błę­dów.

I jeszcze jedna kwestia – przemyślałem sprawę i nie czujcie się zobowiązani żadnymi limitami, o których pisałem. Dwieście słów to zdecydowanie za mało;)

Hehe. W życiu czasem 200 to dużo, czasem mało. Zależy czego i z kim ;]

Czuję się trochę jak Łowcy Mitów teraz.

Gratulacje, książka to dużo słów. A ja właśnie usiadłem nad jednym zdaniem, kiedy już oczy przestały dostrzegać mój geniusz, widziany zwykle z kosmosu niczym Chiński Mur (przeze mnie oczywiście). Popatrzyłem i wyszło na to, że nie byłem w stanie dojść do sedna własnej myśli. Poprawiałem godzinę i w końcu osiągnąłem chyba mityczne zrozumiałe zdanie.

 

Nie wiem co powiedzieć. Nie dotarło to do mnie jeszcze.

SzyszkowyDziadku: Ciekawy ten czacik 3,5. Może miał buga, który sprowadzał wyniki z innego wymiaru? Najlepiej wyszukuje Ostycję Duckduck go, ale też miesza ją z konstytucją. 

 

Finklo: Być może nie spotkałaś się z tym powiedzeniem, ponieważ zetknęłaś się z nim po innej stronie lady. Znaczy, nieraz pewnie jakiś produkt rozsypał ci się w rękach, zepsuł po krótkim czasie. Natomiast wcale nie musiałaś przy tym słyszeć słów osoby, która przeprowadziła któryś etap montażu, mówiąc “nikt z tego strzelać nie będzie”:)

 

Jimie, to chyba ona. Mam gdzieś z tyłu głowy zarys całej sytuacji. Może coś wyjdzie? Może zbiegiem okoliczności zejdzie się to z jakimś wydarzeniem? Któż wie :)

Tutaj wyraz aktualność zaczyna zyskiwać cechy izmu. Powiedziałbym, że społeczeństwo cierpi na postępującą chorobę aktualizmu w znaczeniu oczywiśce pejoratywnym, jak izmy potocznie się obraża :D. Choć słowo aktualizm istnieje i ja nawet nie mam w pełni na myśli tego co się za nim kryje, ale poczytałem i chyba nie pomyliłem się za bardzo.

Ale to dobrze, że linkowałaś, Tarnino, czy niedobrze? U mnie zdiagnozowano filozofię w liiceum. Dwoje niezależnych ekspertów. Ekspertka chciała wysłać mnie na studia filozoficzne, ale uciekłem z transportu i trafiłem do społeczeństwa, zamiast na uczone debaty w zamkniętych salach uczelni.

Z Mą­dro­ści Vac­te­ra, rok 2015. Z au­to­ma­tycz­ne­go ar­chi­wum, cel tek­stu nie­zna­ny:

 

O do­brej li­te­ra­tu­rze:

 

Dobra li­te­ra­tu­ra nie jest ide­al­na. nie można więc ob­wi­niać sie­bie za to, że w pew­nym mo­men­cie za­uwa­ża­my u wy­bit­ne­go twór­cy prze­ja­wy głu­po­ty czy igno­ran­cji lub ja­kie­goś spe­cy­ficz­ne­go na­iw­ne­go na­ce­cho­wa­nia. To nie jest powód, by go skre­ślać. W sła­bej książ­ce nie znaj­dzie­my ta­kich pro­ble­mów, bo tam wszyst­ko jest za­pla­no­wa­ne na od­po­wied­nio śred­nim po­zio­mie, wła­ści­wie bez­oso­bo­wym.

 

O za­gro­że­niach w li­te­ra­tu­rze:

 

Czy­ta­nie otwie­ra umysł i zwięk­sza świa­do­mość. U do­brych czy­tel­ni­ków może spo­wo­do­wać uświa­do­mie­nie sobie wła­snej ułom­no­ści. Ale dobry czy­tel­nik bę­dzie czy­tał dalej i zmie­niał swoje życie, by na­pra­wiać to co nie dzia­ła. Bo dobra li­te­ra­tu­ra w od­po­wied­nim stę­że­niu uczy wszyst­kie­go, co kie­dyś mie­ści­ło się zwy­czaj­nie w sło­wie fi­lo­zo­fia. Ale gdyby się mie­ści­ło do dziś, nie mie­li­by­śmy tylu wszel­kie­go ro­dza­ju spe­cja­li­stów – gor­szych lub lep­szych, co samo w sobie jest i dobre, i nie­do­bre. 

 

O lep­szej li­te­ra­tu­rze:

 

Można żyć jako czło­wiek mało świa­do­my i "roz­ryw­kę książ­ko­wą" trak­to­wać jako ro­dzaj środ­ka prze­ciw­bó­lo­we­go, na bóle po­wsta­łe w cza­sie pracy. Ale wtedy wy­cho­dzi na to, że rolą czło­wie­ka jest wy­łącz­nie praca, a to co poza nią po­zo­sta­je je­dy­nie jej za­ple­czem, po­ko­jem so­cjal­nym. Słaba, ale do­brze "się czy­ta­ją­ca" li­te­ra­tu­ra, jest jak kon­cert z play­bac­ku. Jed­nym to nie prze­szka­dza, in­nych to de­ner­wu­je. Ci, któ­rych de­ner­wu­je tan­de­ta, po­win­ni się­gać wyżej, a nie na­rze­kać na coś, co nie jest dla nich.

 

Są to frag­men­ty więk­szej ca­ło­ści, z czego cie­ka­we jest jesz­cze:

 

Za­łóż­my, że spo­tka­na w au­to­bu­sie Anna, jako in­te­li­gent­ka, za­czę­ła cier­pieć z po­wo­du czy­ta­nia sła­bych ksią­żek. Kiedy jed­nak wzię­ła się za lep­sze, jej świat za­czął wa­rio­wać. Długi czas zmie­nia­ła po­glą­dy, a w końcu nie mogła zna­leźć książ­ki, która od­zwier­cie­dla­ła­by jej ocze­ki­wa­nia, zbu­do­wa­ne na spo­rym do­świad­cze­niu lek­tu­ro­wym. Nawet wiel­kie dzie­ła zda­wa­ły się być już czymś od­grza­nym na sta­rym tłusz­czu. Takiej Annie po­zo­sta­je szu­kać dalej lub za­cząć po pro­stu pisać sa­mo­dziel­nie, choć­by słabe książ­ki, które też trze­ba jed­nak umieć na­pi­sać, by nie wy­da­wa­ły się takie słabe na pierw­szy rzut oka.

 

Może to prze­pis na suk­ces?

 

:)

 

Tārāntarayātrī, cieszy mnie, że moje skromne dziełko zachęciło do stworzenia wyliczonej rzemiosłem poezji. Ale sprawa zostanie zbadana :)

 

Tarnino, ja tylko jestem kolejną głową co zjadła nieżyjących autorów, którzy zjedli innych. Jedyne co można zarzucić człowiekowi tworzącemu, to fakt, że te wszystkie możliwości dzieł nosi w ciele, które zręcznie odbija światło, ale na tyle mocno, że inni widzą w nim swoje wady, a nie dzieła ludzkości. Ale kto wysłał tekst?

Dzień dobry, trochę byłem nieobecny, (czy można być trochę nieobecnym?).

 

Regulatorzy, dziękuję za wskazówki. Ten szort może rozweselić, może zasmucić. Może też nic nie zrobić i wynika to z wielu rzeczy.

Wprowadziłem poprawki, lufę przerobiłem (tiaa).

 

Finklo, czwarta władza ma swoje motywacje. Planowałem rozpisać więcej świata, ale ostatecznie zdecydowałem się na krótki absurd. Stróżka już spłynęła strużką :)

To mi pozostaje tylko podrzucić piosenkę: https://www.youtube.com/watch?v=SzX4zTVvwYs

W każdym razie uważam, że nie ma czym się przejmować, że raz się robi setkę na jednym tekście, a raz na 10. To jest loteria, która ma zapewne jakieś matematyczne prawidłowości statystyczne. Ja akurat skomentowałem dwa teksty na pięć. W żaden sposób nie daje mi to 50%, ale przecież byłem świadom tego ile muszę przeczytać ;).

Teraz wyciągnę wnioski i zoptymalizuję swój proces Franza Vactera. A jak wyjdzie? Zobaczymy za miesiąc.

Czyli 22 Acacia Avenue zagra. Albo Brothers in Arms.

Próbowałem odtworzyć audycję, ale błąd się pojawia. Wcześniejsze działają.

Niestety, nie dam rady się tym razem wyrobić. Spróbuję się poprawić w nadchodzącym czasie.

Krót­ki tekst, więc szyb­ko prze­czy­ta­łem. Późna pora, więc to­le­ran­cja niż­sza na czy­tel­nic­two.

 

Na po­cząt­ku wi­dzia­łem kilka nie­zgrab­no­ści zwią­za­nych z in­ter­punk­cją, np. dru­gie zda­nie wy­strze­lo­ne jed­nym cią­giem:

 

Z moim naj­lep­szym kum­plem Tonym roz­po­czy­na­li­śmy sezon pod ty­tu­łem picie wódki i pa­le­nie traw­ki.

Nie je­stem w tej dzie­dzi­nie au­to­ry­te­tem, ale wy­da­je mi się, że coś obok To­ne­go i przed “pi­ciem wódki” po­win­no się za­dziać. A może kon­struk­cja zda­nia mo­gła­by być lep­sza i do­da­nie prze­cin­ka przed Tonym oraz ja­kie­goś dwu­krop­ka przed “ty­tu­łem” nie po­mo­że? Cza­sem tak bywa.

 

Ale w oko­li­cach Ni­rva­ny, prze­sta­łem cał­ko­wi­cie zwra­cać uwagę na prze­cin­ki i uster­ki. Tam się ostro dzie­je w dzie­dzi­nie mło­do­cia­ne­go ko­zac­twa oraz ro­man­tycz­no-mę­skiej sce­ne­rii. Bunt, mu­zy­ka, pety, peł­nia księ­ży­ca. Takie dość znane. Na­gro­ma­dze­nie tych zja­wisk po kolei spra­wia, że dla mnie:

 

Wła­śnie wy­pa­li­łem szlu­ga i za­sta­na­wiam się co dalej.

Brzmi jak słowa czter­na­sto­let­nie­go chło­pa­ka, który wła­śnie do­ma­lo­wał sobie wąsy i w ko­szul­ce ojca pali pa­pie­ro­sa, któ­re­go pod­kradł mu z pacz­ki, uda­jąc niski do­ro­sły głos. Za dużo tutaj eks­cy­ta­cji zwy­kły­mi spra­wa­mi. Z tek­stu wy­ni­ka, że bo­ha­ter i jego kum­pel to względ­nie sta­rzy nar­ko­ma­ni, a lo­so­we­go wie­czo­ru gość eks­cy­tu­je się pa­le­niem pa­pie­ro­sa i pusz­cza­niem Ni­rva­ny z vi­ny­la. To brzmi już jak ostra de­ka­den­cja i iro­nia z jego stro­ny, ale nie wy­da­je mi się, żeby o to cho­dzi­ło. Mi się wy­da­je, że po pro­stu w krót­kim tek­ście mie­li­śmy na szyb­ko do­stać obraz tego bun­tow­ni­ka i przez tryb pierw­szo­oso­bo­wy wy­szedł pod­eks­cy­to­wa­ny dzie­ciak. Albo… ktoś mocno pi­ja­ny :).

 

W mo­men­cie wej­ścia hełmu sy­tu­acja już zmie­rza w dobrą stro­nę. Od­czu­łem jakby tam od­pa­li­ło się ja­kieś dziw­ne świa­tło, wzro­sła we mnie cie­ka­wość i nie­po­kój. Koń­ców­ka tro­chę po­de­szła pod Lo­ve­cra­fta i taki styl epi­sto­lar­ny, w któ­rym dziw­ne spo­tka­nia były pod­su­mo­wy­wa­ne na chłod­no, z uży­ciem cza­sem do­ku­men­tów, cza­sem ta­kie­go spo­koj­ne­go roz­wa­ża­nia bo­ha­te­ra. Myślę, że to za­koń­cze­nie ze­sta­wio­ne z ca­ło­ścią daje ciekawy efekt. Tak można pisać.

 

Data na końcu tro­chę wy­brzmia­ła jak na­pi­sy koń­co­we po te­le­dy­sku. Ro­zu­miem, ze to data ukoń­cze­nia shor­ta. Mi to za­wsze ko­ja­rzy się z ma­nie­rą pod­kre­śla­nia wagi na­pi­sa­ne­go dzie­ła. Bra­ku­je jesz­cze mia­sta i kraju. Ale to su­biek­tyw­ne. Można za­py­tać, dla­cze­go nie­któ­re te­le­dy­ski mają na­pi­sy koń­co­we? A dla­cze­go inne nie mają? Kwe­stia au­tor­ska. W tym roku dla mnie rok 2024 nie ma war­to­ści. Za pięć­dzie­siąt lat być może bę­dzie cie­ka­wił.

 

Pod­su­mo­wu­jąc. Jak dla mnie warto się przyj­rzeć ko­za­cze­niu bo­ha­te­ra, szcze­gól­nie, że to nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa. Takie bar­dzo po­waż­ne trak­to­wa­nie swo­je­go pa­le­nia szlu­ga i pod­gła­śnia­nie Ni­rva­ny wy­da­je się strasz­nie zma­nie­ro­wa­ne i je­że­li bo­ha­ter nie ma kil­ku­na­stu lat, to być może po­sia­da ja­kieś inne cechy nie­do­świad­cze­nia ży­cio­we­go. Je­że­li oczy­wi­ście nie iro­ni­zu­je :)

 

Poza tym dobrze się czytało, szczególnie “im dalej w las” :).

Ale wiecie, że jeżeli to żart na pierwszego kwietnia, to trochę kontrowersyjny skoro info jest na głównej? To tak jakby dali żart, że podnoszą kwotę wolną od podatku, a potem by nie podnieśli. :)

Cześć Koala, dzię­ki za lek­tu­rę. Spadł na mnie ten tekst nagle i po­sta­no­wi­łem go na­pi­sać, ale przy­znam, że kilka razy się za­sta­na­wia­łem jak go za­cząć. Wiem jedno, jak już coś was “gnębi”, to trze­ba usiąść i na­pi­sać. Naj­wy­żej zo­sta­nie na kie­dyś :)

Cześć Bardzie. 

Dzięki za lekturę i klika. Co do felietonu, ktoś mi kiedyś powiedział, że mój felieton jest jak opowiadanie. Zacząłem więc pisać opowiadania (niegdyś już porzucone) i jeżeli teraz skojarzenia idą w drugą stronę, to tylko potwierdzają pewną spójność. Tym razem duch felietonistyki upomniał się o swoje ;). Swoją drogą szort jest o dziennikarzach (choć przecież o konferencji), których zachowanie zakrawa o felietonistyczne podejście do zawodu. 

 

Jeszcze raz dzięki. A komiksy czasem mi chodzą po głowie, ale pewnie wolałbym współpracować z kimś co się zajmuje tą dziedziną sztuki w grafice (niż z samym sobą :p). 

Rybaku, masz na myśli pewnie Wesele w Atomicach Sławomira Mrożka. Gdzieś mi zakołatało w pamięci, jak już napisałem szorta :).

Motyla też mogę polecić. Czytałem i nadal jestem w stanie sobie przywołać treść z pamięci.

Cześć Wiolu.

 

Witaj na portalu. Krótsze całostki czasem pozwalają na pokazanie swojego kunsztu lub jego braku. Małe diamenty łatwiej oszlifować, a potem wykorzystać zdobytą wiedzę w większych i lepszych.

 

Poza tym baw się oraz ucz dobrze :). Chyba, że nas czegoś nauczysz, ale wtedy zasada jest podobna. Ucz nas i baw się dobrze.

Cześć Bar­dzie.

 

Za­czą­łem czy­tać od po­cząt­ku (dziw­ne, nie?) i mia­łem nie­po­ko­ją­ce od­czu­cie, że skądś znam tę hi­sto­rię. A to prze­cież myśl, która nie­jed­nej oso­bie może zro­dzić się w gło­wie “co by było, gdy­bym stał się inną osobą”. Na­kre­ślasz cie­ka­wy por­tret psy­cho­lo­gicz­ny, któ­re­go nie trze­ba oce­niać w kon­tek­ście ory­gi­nal­no­ści, po­nie­waż praw­da nie musi być ory­gi­nal­na. Wy­star­czy, żeby była praw­dzi­wa. Praw­dzi­wa praw­da wy­da­je się “ma­słem ma­śla­nym”, ale w cza­sach praw­dy ekra­nu i in­nych prawd, cza­sem nie­po­praw­ność ję­zy­ko­wa zdaje się do­brze wy­ra­żać stan fak­tycz­ny.

 

Te we­wnętrz­ne prze­my­śle­nia po­wo­li nas pro­wa­dzą w stro­nę ta­kiej opo­wie­ści go­tyc­kiej, na­su­wa­ją się sko­ja­rze­nia z Fran­ken­ste­inem, Por­tre­tem Do­ria­na Graya, choć to­wa­rzy­stwo le­kar­skie sko­ja­rzy­ło mi się też tro­chę z in­ny­mi dzie­ła­mi. W każ­dym razie gotyk jest tu oczy­wi­sty, ciem­ny ro­man­tyzm jest nie­za­prze­czal­ny, a ca­łość jest na tyle spraw­nie na­pi­sa­na, że budzi za­ufa­nie do au­to­ra.

 

Za­pew­ne są ja­kieś wady, które można by na­pra­wić, ale po­ziom i zło­żo­ność de­ta­li świa­ta przed­sta­wio­ne­go daje mi taką re­flek­sję, że opo­wia­da­nie mo­gło­by śmia­ło za­wal­czyć o piór­ko. I myślę, że dorzucę do tego swoje trzy gro­sze, za­czy­na­jąc od bi­blio­te­ki.

 

Mamy tutaj na­wią­za­nie do tra­dy­cji li­te­rac­kiej, wia­ry­god­ne prze­my­śle­nia z lek­kim skrzy­wie­niem sa­mot­ni­ka, opis świa­ta bez ogól­ni­ków, a ra­czej z przed­sta­wie­niem szcze­gó­łów. Jest oczy­wi­ście akcja i cie­ka­wy kon­cept z za­pa­mię­ta­niem przez mar­twe słów oraz do­ty­ku, jed­no­cze­śnie uni­ka­jąc ry­zy­kow­nej ma­ka­bry, która na­su­wa się sama z sie­bie. Więc dzia­ła­my :)

 

Za­uwa­ży­łem dwie rze­czy, tak na mar­gi­ne­sie:

Daan, spraw­dza­jąc plan

 

Rym nie­po­trzeb­ny.

 

Czuła strasz­ną pust­kę, jakby coś w niej umar­ło.

No cie­ka­we, co to mogło być :)

 

Am­bush, mi wyżły ko­ja­rzą się tylko z Szek­spi­rem, a to otwo­rzy­ło ja­kieś pole in­ter­pre­ta­cji, w któ­rym łyżwy mi umknę­ły, tnąc dro­go­cen­ne po­sad­zki Hen­ry­ka IV czy tam in­ne­go tego i tam­te­go, jak też i moje łą­cze­nia sza­rych ko­mó­rek. Prze­czy­tam zatem szó­sty raz. 

 

Wy­da­wa­ło mi się, że po­stać wzuła drzwi:

 

Po­gna­łam pod wska­za­ny adres, za­ło­mo­ta­łam w drzwi.

Le­ża­ły na ziemi smut­ne. Ze­rwa­łam sznu­rek.

– Bądź prze­klę­ty! – syk­nę­łam.

Wzu­łam je i ru­szy­łam śli­zgiem.

For­mal­nie kon­struk­cja na to wska­zu­je w moim od­czu­ciu, choć jak teraz ro­zu­miem, nie cho­dzi o taką ab­sur­dal­ną i za­baw­ną sy­tu­ację :)

 

Ale je­że­li cho­dzi, to w sumie mógł­bym na­pi­sać “czap­ki z głów”, skoro ko­rzy­sta­my z formy licz­by mno­giej dla drzwi. Wy­da­je mi się, że jed­nak o to tutaj cho­dzi, brawo! (Nie wiem, czy bar­dziej Tobie, czy sobie) :D

Mam tutaj wra­że­nie, że je­stem za mało mądry i mu­sia­łem się sku­pić jesz­cze raz. Jed­nak nadal uwa­żam, że nie ro­zu­miem w pełni, ale widzę, że tam coś się kryje. Prze­czy­ta­łem nawet czte­ry razy i nadal bawi na swój spo­sób. Mó­wiąc krót­ko, żeby nie było wąt­pli­wo­ści. Wyjdę na wiatr za­do­wo­lo­ny, ja­kie­kol­wiek są to wia­try. Wy­do­by­te ze spo­ży­cia Tatry, czy gó­ral­skie z Watry. Fajne drab­ble, które można zro­zu­mieć, ale też nie­zro­zu­mie­nie w ni­czym nie prze­szko­dzi.

 

Nawet się roz­ma­rzy­łem, czy może łe­pe­ty­nę uru­cho­mi­łem:

 

Tę­sk­ni­łam za wy­sta­wia­niem no­sków na wiatr

Hehe. Czy to buty, może buta, a może kawał…

 

Albo mi­łość, gdzie jest ja­kość, a nie ilość.

 

Pewnie chodzi o makowiec. W inne święta nabija się pomarańcze, żeby uzyskać zapach świeżego owocu w izbie. Natomiast na Wielkanoc widocznie nakłuwa się makowiec, żeby izba zapachniała makiem.

 

Choć nie wiem co się potem robi. Makarena nie bardzo pasuje, ale w ramach świętowania portalowego możemy makarenę odtańczyć, zajadając makowca, jednocześnie starając się nie kliknąć “zgłoś” innym imprezowiczom ;)

Miałem nie pić, jak to się mówi. Ale może się oprę i napiszę, że portal wygląda interesująco i fajnie, że został odświeżony. Nie umiem sobie wyobrazić go w innej formie, która łączyłaby dawną użyteczność www z nowoczesnymi detalami, które przyciągają kolejne rzesze czytelników i pisarzy.

Ale ja przesłuchałem i kolejna poleciała jeszcze. Nie słuchałem nigdy Ceti, ale to ciekawe, że śpiewają o Ikarze, a utwór brzmi jak inny utwór IM (Nie ten o locie Ikara). Muszę sobie przypomnieć.

Czekam na sygnał. Przestawiłem sprzęt muzyczny, więc chętnie przetestuję i w razie potrzeby wprowadzę poprawki ;)

Cześć Bar­dzie.

 

Tro­chę mnie wy­ko­le­ił po­czą­tek, po­nie­waż za­wsze re­agu­ję aler­gicz­nie przy nar­ra­cjach w cza­sie rze­czy­wi­stym. Raz czas prze­szły, raz te­raź­niej­szy, który ma czę­sto wy­dźwięk re­por­ter­ski. W każ­dym razie prze­sta­łem na to zwra­cać uwagę i po­le­cia­łem z fa­bu­łą. Jest tro­chę kli­ma­tu i mimo, że dym pa­pie­ro­sa jest rów­nie ory­gi­nal­ny co wschód słoń­ca, to świat przed­sta­wio­ny za­grał jakąś przej­mu­ją­cą nutą. W pew­nym mo­men­cie nawet uro­sła we mnie cie­ka­wość, czym jest ta spra­wa, na którą trze­ba wy­sta­wić spe­cjal­ny pa­pier.

 

Jed­nak przy tym mo­men­cie:

 

Jan krzy­wi wargi. Jakub wie, że przy­ja­ciel robi, co może. Ale Jan ostat­ni­mi czasy ma złą passę. Jakub kle­pie przy­ja­cie­la po mo­krym ra­mie­niu.

Tro­chę mnie zdzi­wi­ło, że od ko­lej­ne­go aka­pi­tu dalej wał­ko­wa­ny jest temat “nie wiem, nie można, może się nie da” w spra­wie zle­ce­nia, o któ­rym wciąż czy­tel­nik nic nie wie. Jak na tak krót­ki tekst, obu­dzi­ło się we mnie wra­że­nie, że ca­łość dąży wy­łącz­nie do kul­mi­na­cji, bez któ­rej zna­czy nie­wie­le bądź jest luź­nym zbio­rem nie­wy­ko­rzy­sta­ne­go po­ten­cja­łu.

 

Na ko­niec do­wia­du­je­my się, że de­ba­tu­ją nad wy­ko­na­niem za­da­nia anio­ło­wie, co tak na­praw­dę nie wnosi wiele i nie spra­wia wra­że­nia, że jest to pu­en­ta, do któ­rej na­pię­cie bu­do­wa­no przez wszyst­kie zda­nia wcze­śniej. Szcze­rze mó­wiąc, ocze­ki­wa­łem re­ali­stycz­ne­go za­koń­cze­nia, gdzie liny sobie spo­koj­nie wiszą, osoba na dole czeka na pomoc, ale strasz­li­we pro­ce­du­ry oraz brak de­cy­zji ra­tu­ją­cych, wła­ści­wie prze­dłu­ża tra­ge­dię. Do tego jesz­cze wątek mi­ło­sny, który po­tę­go­wał­by gro­te­sko­wość sy­tu­acji.

 

Anio­ło­wie na końcu do­da­ją ja­kie­goś mi­sty­cy­zmu i tro­chę ta­kiej re­flek­sji, któ­rej moim zda­niem mo­gło­by rów­nie do­brze nie być. Brzy­twa Lema za­dzia­łał­by tutaj wzo­ro­wo. Ca­łość może nawet po­cią­gnąć czy­tel­ni­ka, ale szcze­rze mó­wiąc nie­wie­le po dro­dze wska­zu­je, że pu­en­ta była czymś wię­cej niż Deus Ex Ma­chi­na. Choć przy­znam, że za­ła­pa­łem tro­chę kli­ma­tu i poza tymi dziw­ny­mi cza­sa­mi prze­szły­mi i te­raź­niej­szy­mi, coś wy­cią­gną­łem.

 

Cześć GreasySmooth!

 

Dzięki za przeczytanie i wypisanie kilku rzeczy. Część wymienionych przykładów poprawiłem, bo w moim odczuciu bezwzględnie wymagały poprawki. Części jednak nie wprowadziłem, jeżeli np. zmieniłyby przekaz. Nie wiem czy “Niezłe!” dotyczy całości, czy zdania. Ale pozostaje mi podziękować :)

 

Cześć Młody pisarzu!

 

Wprowadziłem zagubione przecinki, chociaż z tym trzecim nie mam pewności. Ponoć przysługuje mi tutaj dowolność.

 

Spodziewałem się znaleźć tutaj sporo absurdu i faktycznie sporo absurdu znalazłem.

Staram się tagować opowiadania najlepiej jak umiem (a nawet nadawać tytuły) ;)

 

Dzięki za lekturę.

Za­cznę od pierw­sze­go wra­że­nia, po kilku zda­niach tek­stu.

 

Je­że­li mie­li­by­śmy po­rów­nać opo­wia­da­nie do jazdy ko­lej­ką gór­ską, to tutaj naj­pierw wcho­dzi­my do ma­łe­go bro­dzi­ka z eks­kre­men­ta­mi, po czym jesz­cze dla pew­no­ści ob­le­wa się nas wia­drem mie­szan­ki pomyj. Takie in­sta­la­cje zwy­kle są mon­to­wa­ne przy zjeż­dżal­niach wod­nych, ale tutaj mimo wstę­pu, wsia­da­my brud­ni do wa­go­ni­ka.

 

Je­dzie­my przez uło­żo­ne puz­zle zło­żo­ne z losów zner­wi­co­wa­ne­go bo­ha­te­ra, co ma być efek­tem wła­ści­wie jego sy­tu­acji do­mo­wej. Po­ja­wia­ją się też spra­wy współ­cze­sne, które służą ure­al­nie­niu ne­ga­tyw­nych do­znań.

 

Ca­łość przy­po­mi­na stru­mień myśli ubra­ny w prze­bieg fa­bu­lar­ny, dzię­ki głów­nie po­ja­wie­niu się dia­lo­gów. Oczy­wi­ście ne­ga­tyw­ny, brud­ny, ale wię­cej jego szcze­gó­łów być może unik­nę­ło za­pi­sa­nia w opo­wia­da­niu. Nie wiem co mam po­wie­dzieć o tym tek­ście. Wy­da­je mi się, ze mocny i zbyt wul­gar­ny po­czą­tek na­da­je jakiś rytm to­wa­rzy­szą­cy tre­ści.

 

Mocny po­czą­tek, ze sło­wa­mi, które mają jed­no­znacz­ny wy­dźwięk, jest tro­chę jak z nada­niem ty­tu­łu. Je­że­li ktoś na­zwał­by swój tekst ‘Za­sra­ny ogród”, to nawet opo­wia­da­nie o ró­żach i na­wo­że­nie gleby bu­dzi­ło­by sko­ja­rze­nia. Py­ta­nie, czy taki był za­mysł. Czy­sta się swo­bod­nie, ale mi nie przy­pa­dło szcze­gól­nie do gustu. Wul­gar­ność i słowa dość ra­żą­ce es­te­tycz­nie, wy­da­ją się czę­ścią tek­sto­wej pre­ten­sji, a nie prze­my­śla­nej formy li­te­rac­kiej. Choć przy­znam, że ca­łość się jed­nak trzy­ma kupy, więc może była prze­my­śla­na, ale nie każdy to kupi  ;)

Tak działa świat. Może być odwrotnie. Najpierw lalaala, a potem sacrum. Nawet ciekawiej.

Czło­wiek się uczy całe życie. Do dziś za­sta­na­wia­łem się dla­cze­go w utwo­rze Ta­co­na­fi­de – Ta­ma­got­chi jest tak:

 

Pi­sa­łem do cie­bie nie­win­ne DM'y, to jesz­cze nie to

Teraz już wiem, a za­wsze mi się wy­da­wa­ło, że PM jest uży­wa­ne. Pew­nie DM jest na­zew­nic­twem z ja­kiejś kon­kret­nej usłu­gi. W in­ter­ne­cie zna­la­złem, że DM to bar­dziej Twit­ter (a przy­pad­ku Ta­co­lu­dzi pew­nie In­sta­gram czy coś), a PM Fa­ce­bo­ok.

 

EDIT: https://www.howtogeek.com/848891/what-does-dm-mean/

Ciekawe.

 

Zdradzone Testamenty: Złowieszczy Verset.

Złowieszczy Verset.

Tra­fi­łem wczo­raj na De­pe­che Mode. Je­że­li to fak­tycz­nie było współczesne wy­ko­na­nie live, to wo­ka­li­sta bar­dzo do­brze brzmi. Aż ża­łu­ję, że sam nie po­my­śla­łem, żeby kie­dyś wpaść na ich kon­cert.

Może po­win­ni­śmy od­gad­nąć, kto nie wziął udzia­łu w kon­kur­sie. Wtedy ograniczylibyśmy zakres podejrzanych.

Ele­di­lu, ale tutaj mó­wi­my o gło­sie, a nie całym warsz­ta­cie zwią­za­nym także z ru­chem sce­nicz­nym. Moim zda­niem głos można wy­tre­no­wać bez spe­cjal­nej szko­ły, ko­rzy­sta­jąc z kur­sów i wła­snej prak­ty­ki oraz… wro­dzo­nych ta­len­tów (mniej­szych lub więk­szych). Ludzie radia nie kończą zwykle szkół aktorskich, a czasem nawet nie kończyli szkół związanych z radiem.

 

Zresz­tą głos tre­nu­je­my przez cały tok edu­ka­cji, mniej lub bar­dziej.

 

Ca­ło­ścio­wy warsz­tat ak­tor­ski to inna spra­wa. Ist­nie­ją lu­dzie bez szkół, gra­ją­cy w fil­mach czy se­ria­lach, ale bez po­rząd­ne­go warsz­ta­tu naj­le­piej można od­gry­wać sie­bie. Aktor ama­tor­ski chyba bar­dziej musi się sta­wać swoim bo­ha­te­rem, niż za­wo­do­wy. Ale to już inny temat.

Fan­ta­sy:

Cza­ro­do­mir wy­po­wie­dział za­klę­cie i nagle za­pa­li­ły się wszyst­kie lampy na dzie­dziń­cu.

 

SF

Ma­te­ma­tix na­ci­snął przy­cisk i nagle za­pa­li­ły się wszyst­kie lampy na dzie­dziń­cu.

 

HARD SF

Cał­ko­ma­tor roz­po­czął pro­ce­du­rę i w przy­śpie­szo­nym try­bie, syn­tak­tycz­ny me­cha­nizm kon­tro­li dys­try­bu­cji fali elek­tro­no­wych sek­to­ra X, zwa­ne­go po­tocz­nie dzie­dziń­cem, uruchomił standardowe oświetlenie Z-65x.

 

Wierd Fic­tion

Dzi­wak John opu­ścił palec na zło­wro­go błysz­czą­cy przed­miot i nagle nie­sa­mo­wi­ty blask ośle­pił go na ską­pa­nym w mroku zło­wro­gim dzie­dziń­cu.

 

Biz­za­ro

Ży­go­szru­tuś od­ciął kawał pa­lu­cha, który po­le­ciał tu­ne­lem przez mysie dziu­ry, mi­ja­jąc w pętli salę ba­lo­wą po­wa­lo­nych zom­bia­ków. Do­tur­law­szy się do trans­for­ma­to­ra, ude­rzył w pu­deł­ko za­pa­łek, które pod­pa­la­jąc roz­sy­pa­ną za­war­tość cu­kier­ków zo­zo­li, sy­cząc od­pa­lił me­cha­nizm uru­cha­mia­ją­cy wszyst­kie świa­tła na dzie­dziń­cu gu­mo­we­go kur­cza­ka.

 

Vac­ter

Dzie­dzi­niec za­pło­nął dźwię­kiem roz­ża­rzo­ne­go świa­tła, pa­lą­ce­go mi oczy jak ogni­ste pod­ko­wy po­bi­te­go konia. Na­zy­wa­łem się nikt i to wiel­kie dzie­ło nie zda­wa­ło się być moje. Zu­peł­nie jak­bym sam był tym dzie­dziń­cem, tym cho­ler­nym świa­tem fał­szy­wych głup­ców. To wszyst­ko stało się nagle.

 

Tar­ni­na

 

Przede wszyst­kim warto za­in­te­re­so­wać się lek­cja­mi emi­sji głosu z ja­kim­kol­wiek pro­fe­sjo­na­li­stą, który ci nie bę­dzie sło­dził oraz po­ka­że ćwi­cze­nia gło­so­we (Może za­pisz się do chóru, który ofe­ru­je takie lek­cje za free?). Druga spra­wa to uży­wa­nie głosu w różny spo­sób, od­gry­wa­nie ról (może w ja­kiejś gru­pie?), może też tro­chę śpiew dla roz­ru­sza­nia. Głos jest po­wią­za­ny ze słu­chem i im lep­szy, tym ła­twiej na­uczy się mówić. Można też pró­bo­wać ty­po­wych ćwi­czeń ak­tor­skich gło­so­wych, które są pew­nie w in­ter­ne­cie do­stęp­ne. Cho­ciaż­by mó­wie­nie w róż­nym stylu, zu­peł­nie od­mien­nym od tego czym ma być dany tekst. Dzię­ki temu można się nie­źle ska­li­bro­wać i na­brać dy­stan­su.

 

Warto też słu­chać gło­sów ra­dio­wych i sa­me­mu od­kry­wać jak dojść do cze­goś po­dob­ne­go. Jednak nie warto tego robić “na siłę”. Wysilona “radiowość” brzmi nieautentycznie i mimo wypełnienia przestrzeni dźwiękowej, brzmi niewiarygodnie. Wydaje mi się, że to już leży po stronie psychiki. Jak ktoś chce naturalnie brzmieć jak mocny facet, to trochę w głowie musi być tym mocnym facetem. To też wpływa na głos.

 

EDIT: Widzę kon­cep­cję Am­bush z kon­kur­sem i je­stem za. Mam w pla­nach na­gra­nia, ale nie­mal ze­ro­wą mo­ty­wa­cję. Nie chcę roz­krę­cać lek­tor­skie­go ka­na­łu, bo mam inne cele, ale w kon­kur­sie bym wziął udział.

Tarnina przewidziała ostatni utwór: Aaaa!

Im wię­cej ko­men­ta­rzy, tym wię­cej od­pa­ko­wa­nej cze­ko­la­dy z folii ta­jem­ni­cy. Głowa do góry, może bli­żej week­en­du jakiś śmia­łek weź­mie ano­ni­my za fraki.

Kiedyś stworzyłem taki obrazek. Trochę hermetyczny, ale jest to hermetyka eksportowa. Również wyraża niepewność, wiąże się z literaturą i desperacją. Dlatego publikuję, może nawet ktoś mnie rozpozna.

 

Proszę bardzo Bardzie, mikrofon dla Ciebie. Możesz nadawać nową zagadkę.

 

Pierwszy raz wrzucam podpowiedź, więc spróbujmy. Kto zgadnie? :)

No drugie wskazuje ewidentnie na Odyseję Kosmiczną, ale nie wiem, którą część. Oglądałem tylko film.

Spór na temat tłu­ma­czeń li­te­ra­tu­ry osią­gnął nowy sto­pień go­rącz­ki (z an­giel­ska heat). W al­ter­na­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści in­ter­nau­ci od lat dys­ku­tu­ją, która wer­sja jest lep­sza:

 

Skib­niew­ska: Fah­ren­he­it 451

Ło­ziń­ski: Cel­sjusz 232,7778

 

Ale i w na­szej też:

 

https://www.reddit.com/r/shittyaskscience/comments/4sou6y/is_fahrenheit_451_called_celsius_2327778_in_other/

 

Prze­pra­szam za post pod po­stem, ale robię to pro bono pu­bli­co.

 

Cześć Amon­Ra,

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i lek­tu­rę. Faj­nie, ze się po­do­ba­ło.

 

Mogę za­sta­no­wić się nad ja­ki­miś po­praw­ka­mi, cho­ciaż od­no­szę wra­że­nie, że wska­za­łeś ra­czej na spra­wy dość su­biek­tyw­ne. Za­wsze można coś le­piej wy­kle­pać i uspraw­nić, włącz­nie z wy­da­ny­mi już dzie­ła­mi, o czym za­pew­ne wiesz :).

 

A tutaj z kolei pod­kre­ślasz brak opisu sta­no­wi­ska po raz ko­lej­ny, jak­byś chciał na sto pro­cent upew­nić się, że żaden z czy­tel­ni­ków o tym fak­cie nie za­po­mniał – cho­ciaż już wcze­śniej było opi­sa­ne, że nie wia­do­mo, kto to jest. Moim zda­niem nie­po­trzeb­ne po­wtó­rze­nie tej samej in­for­ma­cji. 

Pierw­sza in­for­ma­cja po­ja­wia się w dia­lo­gu i zwią­za­na jest z ma­ilem in­for­mu­ją­cym. Druga po­cho­dzi z nar­ra­cji do­ty­czą­cej za­pi­su w do­ku­men­tach z do­da­niem dal­szych szcze­gó­łów (do­ku­men­ty zo­sta­ły ocen­zu­ro­wa­ne, co nie wy­ni­ka­ło z pierw­szej in­for­ma­cji dia­lo­go­wej). Są to dwa różne źró­dła i dwa różne po­zio­my szcze­gó­ło­wo­ści. Nie widzę w tym du­pli­ka­tu, a je­że­li od­bie­rasz to jako po­wtó­rze­nie in­for­ma­cji, to cza­sa­mi może oka­zać się to atu­tem. Chociaż skoro zwróciłeś na to uwagę to pewnie komuś w głowie się zaświeci “a to już wiem przecież”.

 

Mimo tych uwag, od­bie­ram ko­men­tarz jako po­zy­tyw­ny. Także bar­dzo dzię­ku­ję! Tak, opi­sy­wa­nie scen ero­tycz­nych jest trud­ne z róż­nych po­wo­dów. Za­wsze można opi­sać ło­pa­to­lo­gicz­nie, po cham­sku itd. Czę­sto spo­ty­ka­łem się z opi­sa­mi, które nagle wy­ry­wa­ły się z war­stwy li­te­rac­kiej pre­zen­tu­jąc ja­kieś przy­ha­mo­wa­ne “ostro­ści”. Sta­ram się zna­leźć swój złoty śro­dek :)

Roz­ma­wia­łem z waż­nym nie­ist­nie­ją­cym pi­sa­rzem star­sze­go po­ko­le­nia, który zdra­dzał ku­li­sy swo­jej sławy. Opi­sał mi w kilku sło­wach swój pro­blem z prze­szło­ści. Nie jest to praw­da, ale po­wie­dział co na­stę­pu­je:

 

Wie pan co? U mnie spra­wa była dość pro­sta. Usia­dłem przy ko­lej­nym nie­do­koń­czo­nym opo­wia­da­niu i prze­wi­dy­wa­łem co mo­gło­by się wy­da­rzyć dalej. Prze­waż­nie nie mia­łem z tym pro­ble­mów, cho­ciaż cza­sem jak ko­lej­ny week­end prze­pi­łem, po­my­śla­łem, że je­stem już skoń­czo­ny. Roz­ma­wia­łem o tym ze zna­jo­my­mi, z te­ra­peu­tą, nawet na­pi­sa­łem listy do kilku ludzi, któ­rzy o dziwo mi od­pi­sa­li. Wy­szło mi w końcu, że umiem na­pi­sać, co mam na­pi­sać. Ba, nawet je­stem w sta­nie to zro­bić na­praw­dę do­brze. Zwy­czaj­nie gdzieś tam pod­świa­do­mie bałem się tego, że przyj­dzie mo­ment, w któ­rym będę mu­siał tak jak teraz, sie­dzieć w dusz­nej salce, oto­czo­ny tłu­mem ludzi, świe­cąc ocza­mi na temat tego, co sobie na­pi­sa­łem. W tym mo­men­cie mógł­bym po­czy­tać jakąś dobrą książ­kę, roz­wią­zać krzy­żów­kę albo napić się spo­koj­nie kawy. Oczy­wi­ście, wizja pracy co­dzien­nie od po­nie­dział­ku do wła­ści­wie nie­dzie­li, w zwy­kłej pracy, tro­chę mnie przy­tła­cza­ła, nie po­wiem. Jed­nak życie pu­blicz­ne mnie nie po­cią­ga­ło, a jesz­cze bar­dziej moż­li­wość, że moje pi­sa­nie tak po­lu­bią lu­dzie nie lu­bią­cy in­nych ludzi, że nie będę mógł się po­ka­zać nawet w pie­kar­ni po bułki, bez ry­zy­ka bycia oplu­tym. No, ale pew­ne­go dnia się wku­rzy­łem dość mocno, po­ci­sną­łem tekst do końca, wy­sła­łem gdzieś (już nie pa­mię­tam gdzie). Potem to już na wa­ka­cje gdzie in­dziej niż na Ba­ha­my nie la­ta­łem. Taka kolej życia, za­ak­cep­to­wa­łem los jaki mnie spo­tkał i roz­ma­wia­my. Czy ża­łu­ję? A co ja mam z tym zro­bić, mie­rzę się z tym co­dzien­nie i nawet po­lu­bi­łem. Dla­te­go mogę po­wie­dzieć mło­dym au­to­rom, żeby nie bali się suk­ce­su, ale też jakoś spe­cjal­nie się nie stre­so­wa­li. Czy on na­stą­pi, czy nie? Nie wiem, jak wyj­dzie tak wyj­dzie. Pisz­cie, graj­cie w te gry kom­pu­te­ro­we, wy­mie­niaj­cie się uprzej­mo­ścia­mi, a nie nie­na­wi­ścią. Świat się po­to­czy jak po­to­czy do przo­du i to tyle. Co ja tam wam mogę jesz­cze po­wie­dzieć.

Cześć Finklo, dobra interpretacja. Natura przeważnie dąży do równowagi, nie zawsze patrząc na skupiska specyficznie ułożonej materii na jej drodze.

Cześć Ce­za­ry!

 

Dzięki za lekturę. Je­że­li tekst po­zwo­lił za­cho­wać nutę nie­pew­no­ści, co wy­da­rzy się dalej, to tylko się cie­szyć. Może do bo­ha­te­rów wrócę. Tym bar­dziej, że po na­pi­sa­niu sko­ja­rzy­łem mój tekst, w któ­rym można by do­szu­kać się Joego. Ten z fil­har­mo­nią :)

Pa­wełS. Nie zwró­ci­łem uwagi, że jest roz­dział na USA i Zie­mię pod wzglę­dem pre­zy­den­cji. Mój błąd.

Dobry wieczór grzelulukas. Dziękuję za lekturę, wprowadziłem poprawki.

 

Przyznam, że ja też się bałem :)

Nie wiem czy do­brze scha­rak­te­ry­zo­wa­łem ga­tu­nek, ale wy­da­je mi się, że na­pi­sa­łaś hu­mo­re­skę (przy­szło mi to słowo cał­kiem bez­wol­nie pod­czas lek­tu­ry). Tro­chę mi wa­dzi­ło, że taki Wotan wiel­ki w takim za­baw­nym tek­ście wy­stę­pu­je, ale jest na tyle groź­ny, że pra­wie się prze­stra­szy­łem i za­cznę re­ali­zo­wać swoje po­sta­no­wie­nia. Za­cie­ka­wi­ła mnie kon­cep­cja, że dany bóg może się wku­rzać nie zre­ali­zo­wa­ny­mi ludz­ki­mi obiet­ni­ca­mi. Zwy­kle mówi się o tym w drugą stro­nę.

Dobry wie­czór Pa­wełS.

 

Tekst przy­po­mi­na no­tat­kę pra­so­wą, jakiś ro­dzaj re­la­cji, choć na końcu traci neu­tral­ność, w re­zul­ta­cie nie dając szan­sy zro­zu­mieć, czy jest to taki chłod­ny opis, czy nie­kon­se­kwent­na nar­ra­cja.

 

Jest dużo bra­ków w in­ter­punk­cji, nie­któ­re zda­nia są dziw­nie skon­stru­owa­ne. Np.

 

Plan zo­stał ogło­szo­ny na wspól­nej z pre­zy­dent USA kon­fe­ren­cji pra­so­wej.

To jest przy­kład dziw­nej kon­struk­cji. O tym, że plan ogło­szo­no w obec­no­ści pre­zy­dent USA, można na­pi­sać na wiele mniej kon­tro­wer­syj­nych spo­so­bów.

 

Bu­dżet, obron­ność, spra­wy ustro­jo­we za­twier­dzić mu­siał pre­zy­dent Ziemi. 

Ja bym na­pi­sał. Bu­dżet, obron­ność oraz spra­wy roz­wo­jo­we, mu­sia­ły być za­twier­dzo­ne przez pre­zy­den­ta Ziemi (czy pre­zy­dent Ziemi, bo w ze­sta­wie­niu z po­przed­nim zda­niem już nie wiem czy pre­zy­den­tem jest ko­bie­ta czy męż­czy­zna).

 

Napis na ekra­nie[,] za po­de­stem pre­zy­denc­kim[,] zdra­dzał temat na jaki roz­ma­wia­li pre­zy­den­ci.

Samo zda­nie mo­gło­by zo­stać le­piej na­pi­sa­ne, ale na pewno bra­ku­je w nim prze­cin­ków.

 

Z racji cia­sno­ty, mów­ni­ce dla pre­zy­den­tów usta­wio­no przez po­de­stem, wszyst­ko po to by zmie­ścić w jego głębi pod ekra­nem małe biur­ko i dwa krze­sła. Na tym wła­śnie biur­ku znaj­do­wa­ła się umowa oraz pióro do jej pod­pi­sa­nia.

Cia­sno­ta to wyraz pe­jo­ra­tyw­ny, czyli ma ne­ga­tyw­ne zna­cze­nie. Po­ja­wia się nagle, co dziwi w tak chłod­nej nar­ra­cji. Dal­szy część frag­men­tu wy­ja­wia dziw­ne szcze­gó­ły, które wy­da­ją się dość nie­istot­ne dla ca­ło­ści. To brzmi jakby coś twór­cze­go miało się wy­do­być z tej chłod­nej, dzi­wacz­nej mo­men­ta­mi, formy prze­ka­zu, jed­no­cze­śnie pró­bu­jąc za­cho­wać ów chłód. Mo­men­ta­mi od­no­si­łem wra­że­nie, jakby tekst zo­stał wy­pro­du­ko­wa­ny ma­szy­no­wo.

 

A błędy lepiej poprawiać niż czekać na kolejny tekst, bo to też jest ćwiczenie.

 

 

 

 

Cześć Mesembri.

 

Mimo miejsc w tekście, które dałoby się poprawić, czytało się nieźle. Chociaż całość przypominała raczej bieg do puenty i sugerowała, że jest przydługawym dowcipem, po którym niektórzy mogą się nie zaśmiać.

 

Ten fragment sam w sobie opowiada o jakiejś sytuacji i właściwie tyle. Jest strawny, ale nie przynosi czytelnikowi za wiele i mógłby być częścią czegoś większego, nadającego mu więcej sensu.

 

Zwróciłem uwagę na jeden fragment:

 

 – To, jak się zorganizujecie, zależy od was, firma nie bawi się w mikromanagement. – Nie, wcale, chciałem odburknąć, ale darowałem sobie. – Nie będzie mówić, jak pracować, byle robota była zrobiona. A robota ma być zrobiona do jutrzejszego wieczora. Nie mam numerów do Ivów, bo dostałem ten przydział niedawno, nie znam wszystkich.

 

Odniosłem wrażenie, że didaskalia “Nie, wcale, chciałem odburknąć, ale darowałem sobie” to część dialogu. Rozumiem, że to wtrącenie bohatera, ale skoro na tym się “zaciąłem” to daję znać :).

Zależy, jakie towarzystwo w tej windzie. Warto mieć pod ręką jakieś gry i kanapki. A jeśli ucieknie winda, to treningi na schodach mogą się zwrócić (w sensie pozytywnym) ;)

Dzień dobry Asylum, dziękuję za zgłoszenie. Jak widzisz, mimo detali, napięcie w budynku nagromadziło się w ilości hurtowej ;-)

Nowa Fantastyka