- Opowiadanie: Bartkowski.robert - Predyktor

Predyktor

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Predyktor

– Nic się nie zmieniło. Wszystko jest tak samo piękne – rzekł ze wzruszeniem Kosmowoj Ostatek patrząc na żarzące się w promieniach słońca fale jeziora. Było południe, ale rześki wiatr w pełni łagodził letnią duchotę. W powietrzu czuć było sól i watę cukrową ze stoiska przy pomoście opodal.

– A co miałoby się zmienić, głuptasie? – odparła promieniejąc dziewczyna siedząca naprzeciw za stołem.

– Niech nic się nie zmienia. Kocham to letnisko, to jezioro, nasze jezioro. Kocham to wszystko.

– Nie zapomniałeś aby o czymś?

– No i nade wszystko kocham ciebie. – Chwycił ją za ręce. – Zawsze o tobie pamiętałem.

Jakiś czas patrzyli sobie w oczy. Nagle z nieba rozległ się huk, ale dziewczyna nawet nie drgnęła. Z lewej strony w pole widzenia Kosmowoja wtargnął czarno-srebrny, nieregularny kształt miotający się w iskrach.

– Panie predyktorze! – rozległo się donośnie jakby spoza świata. – Panie predyktorze! – powtórzył głos. Ostatek niechętnie otworzył oczy. Jezioro i dziewczyna zniknęły, znów był w swojej obskurnej betonowej hali w 6. Kombinacie. W dole, u podstawy jego predyktorskiego fotela operacyjnego stał Łukasz, jego asystent. Młody technik był wyraźnie roztrzęsiony. – Idą po pana!

– Wiem. – Pod jego skórą przebiegł świetlny impuls diod. Odpiął łącze z kręgosłupa i pomasował chwilę starcze plecy. – Pomóż mi.

– Tak jest! – Asystent wspiął się po otaczającym fotel rusztowaniu, po czym pomógł Kosmowojowi zejść i ubrać uniform. – Kacper chyba doniósł o pańskich seansach do rekieteratu. To widać przekonało ich o słuszności śledztwa.

– Sukinsyn. Wyczułem, że dziś przyjdą, ale nie sądziłem, że tak szybko. Chciałem ostatni raz… Nieważne. Gdzie ta wariatka Aurora?

– Czeka przy śluzie towarowej. Korweta niebawem przyleci. Ekhem, panie nadinżynierze, wiele się przy panu nauczyłem…

– Możesz lecieć – nie dał mu dokończyć Kosmowoj. – Wiem o czym ostatnio myślisz. Nic cię tu nie czeka. Nie z takimi ludźmi. Chcesz coś zabrać?

– Nie mam nic – odparł uradowany asystent.

– No to w drogę.

Szybkim krokiem ruszyli w stronę zapleczy transportowych. Na jednym z filarów wisiał sypiąc iskrami zdezelowany kamerodron.

– Sparaliżowałem im łączność i wewnętrzne systemy. Na to nie byli przygotowani – wyjaśnił z nutą dumy stary technik. Przemierzali sprawnie labirynt betonowych hal i korytarzy, gdyż kompleks znali jak własną kieszeń, a do tego nocna zmiana ewakuowała się z powodu pożarów wywołanych przez predyktora w dolnych magazynach. Wreszcie dotarli do hali przeładunkowej przy nieczynnej śluzie. Pokonali rusztowania i wbiegli w betonowy przesmyk na górze.

– Aurora powinna gdzieś tu być, albo też czeka za głównymi wrotami – wysapał podekscytowany Łukasz.

– Oby. Wyczuwam zakłócenia w przestrzeni na zewnątrz. Dobra, dasz sobie radę z grodzią?

– Pewnie! – Młody technik już kręcił korbą stalowych wrót. Po chwili wbiegli w kryjący się za nimi ciemny korytarzyk. Pokonali go szybko kierując się w stronę ziejącego w oddali, bladobłękitnego światła. Wreszcie ich robocze kamasze zazgrzytały na białawym żwirze. Rozejrzeli się wokoło. Zapadał zmrok, a pomiędzy czarnymi jak smoła skałami przemykały języki błękitnych oparów. Było jeszcze widno, jednak nie znaleźli mającej na nich czekać łączniczki. Zgodnie z planem ruszyli więc wzdłuż uskoku w stronę głównych wrót. Na ostatniej grani zamykającej przełęcz stanęli jednak jak wryci. Oto bowiem, na połaciach łąki rozciągającej się przed śluzą, chodziło przeczesując teren kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy Gwardii Dyrektorskiej. Nad nimi migocząc reflektorami latały zwiadowcze drony. Kawałek dalej stał zaparkowany aerolot desantowy. Pomiędzy gwardzistami łopotała krwiście czerwona peleryna.

– Jacek… – szepnął Kosmowoj. Dał ręką znak Łukaszowi by zachował ciszę. Przykucnęli za samotnym głazem. W oddali wypatrzyli jeszcze przejętą przez Gwardię korwetę przemytników.

– Cholera, co teraz? – wybąkał Łukasz.

– Jak to co? Ty się chowasz, a ja idę ich załatwić.

– Bez prądu, bez łącza?! – syknął asystent posłusznie kładąc się za kamieniami.

– Nie doceniasz mnie. – Predyktor poprawił uniform, po czym wyprostował się dumnie. Ruszył powoli w dół dolinki. Wkrótce dostrzegli go gwardziści.

– Panie nadinżynierze! Proszę się zatrzymać i uklęknąć na ziemi! – rozległy się spotęgowane megafonami głosy służbistów. Kosmowoj nie słuchał, tylko szedł dalej. W jego stronę wycelowano już lufy karabinów. Wreszcie plunęły one jasnożółtymi wiązkami cząstek. Nie wyrządziły mu jednak najmniejszej szkody. Kosmowoj zbliżał się dalej do gwardzistów, którzy już chwytali za konwencjonalną broń. Postać w czerwonej pelerynie od niechcenia machnęła ręką, jakby wiedząc, że to nic nie da. Lufy plunęły ołowiem, jednak kule zdawały się rozpadać na atomy kilka centymetrów przed ciałem Ostatka. Predyktor wreszcie przystanął, po czym spokojnie usiadł na trawie. Gwardziści błyskawicznie otoczyli go ciasnym kręgiem. On zaś wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Potężny huk zadudnił w dolince. Drony sypiąc iskrami zakręciły się w powietrzu, w aerolocie Gwardii buchnęły płomienie, a rozstawione w pękach na ziemi kable poczęły wić się rytmicznie. Zakutani w pancerze służbiści padli na ziemię w konwulsjach pomiędzy błyskami wyładowań. W końcu nastała cisza. Ostatek otworzył oczy. Nad połacią dymiących ciał stała niewzruszenie persona w czerwonej pelerynie.

– Niesamowite… – szepnął poruszony gwardzista o zmierzwionych, czarnych włosach. – Mieliśmy przesłanki, ale nie braliśmy ich na poważnie. A tu proszę: predykcja falowa bez żadnych systemów wspierających. Masz talent Kosmek.

– Jaca… Wyczułem, że to będziesz ty. Do twarzy ci z tą rekieterską pelerynką. Byłeś pułkownikiem zaledwie trzy miesiące i znów awans. Wiecznie ci mało, co? – Kosmowoj wstał i otrzepał uniform.

– Mogę cię spytać o to samo. – Rekieter Jacek wyszczerzył zęby. – Ale mniejsza o utarczki. Świat predykcji stoi teraz otworem również przede mną. – Jakby na potwierdzenie tych słów z gruntu za oficerem strzelił w przestrzeń rozgałęziony piorun.

– Żaden z ciebie predyktor głupi trepie! Strzelać piorunami potrafi co drugi majster. Jesteś zwykłym kuglarzem, i nigdy nie pojmiesz tego, co ja. Kontrola natężeń i kierunków to jedynie wstęp. Nie wiesz, w co się wpakowałeś.

– Wiem o twoich wizjach, sabotażach i miłości do wspomnień. Te twoje projekcje o niej tylko cię niszczą. Już wglądasz jak trup.

Kosmowoj nie odpowiedział. Lewa powieka zadrżała mu nerwowo. Rekieter zaś wygrzebał spod ciał kabel;

– Może się spróbujemy? – wystawił rękę z wtyczką uśmiechając się wyzywająco. Rzucił kabel pod nogi Ostatka i odpiął pelerynę odsłaniając szary pancerz.

– Jesteś szalony. – Predyktor wziął kabel i wpiął sobie w plecy. Rekieter zrobił to samo. Jednocześnie zamknęli oczy. Ich umysły poczęły ścierać się na nieodkrytych płaszczyznach. Rzucane słowa, obrazy i pojedyncze emocje leciały w jaźnie niczym gromy. Kosmowoj czuł, że prowadzi. Cóż, nie mogło przecież być inaczej. Nagle jednak przed oczami stanęła mu absolutna ciemność.

„ODESZŁA OD CIEBIE, A POTEM UMARŁA. PRZYPADEK?!”, wrzasnął mu w umyśle Jacek. Kosmowoj otworzył oczy. Przeciwnik dalej stał pogrążony w transie. Ostatek zacisnął pięści i wlepił w niego przekrwione oczy. Podskórne diody zalśniły mu rzędem na karku. Rekieter otoczył się łuną, po czym eksplodował z predykcyjnym hukiem. Na trawie zostały po nim tylko krwawe zacieki i strzępki czerwonej peleryny niesione wiatrem.

„Tego nawet ja nie przewidziałem”, pomyślał predyktor ścierając krew z twarzy.

Koniec

Komentarze

Witaj autorze! Muszę przyznać, że bardzo sprawnie piszesz. Zerknąłem na Twój wiek – mając Twoje lata byłem kosmicznie oddalony warsztatowo od tego co zaprezentowałeś. Piszesz obrazowo, oddziałując skutecznie na wyobraźnię. Pozdrawiam!

Dobra, dasz sobie radą z grodzią? ← chyba literówka, bo jaką radą ?

Interesujący debiut na portalu. Powodzenia. :)

Hej, hej,

 

bardzo fajnie napisana historia, czyta się gładko, światotwórstwo na wysokim poziomie. Troszkę z opowiadania wieje historią alternatywną, komuną na sterydach, a nie jest łatwo poprowadzić taki wątek, ale udało Ci się ładnie opowiedzieć ten świat, zaciekawić i zostawić wrażenie spójności i solidności fabularnych wiązań.

Jedyne do czego bym się przyczepił to fragmentaryczność – IMHO warto oznaczyć ten tekst jako fragment, bo w moim odczuciu historia nie została wyczerpana, a stanowi wyłącznie scenę, fragment większej opowieści. Chętnie zapoznałbym się na naszym portalu z ciągiem dalszym.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Rany, nie spodziewałem się tak pozytywnego przyjęcia! Dziękuję bardzo wszystkim za dobre słowo. Co zaś się tyczy literówki to przyznaję, miało być “radę”. Pragnę jeszcze odpowiedzieć użytkownikowi BasemenKey. “Predyktora” pisałem trochę pod wpływem impulsu, pojedynczej inspiracji, z myślą o tym, żeby pomimo szeroko zarysowanego na pierwszy rzut oka kontekstu, stanowił pewną zamkniętą całość szeroko otwartą na indywidualne interpretacje. Przyznaje, szort ten osadzony jest w luźnych ramach pewnego (nazwijmy to) “uniwersum”, w którym dzieje się akcja części z moich wypocin. Twój komentarz jednak tak mnie ucieszył, a przede wszystkim zaskoczył, że ktoś jest zainteresowany losami Kosmowoja Ostatka, o którym to czytelnik nie dowiaduje się z tego szorta niemalże niczego, iż z marszu postanowiłem, że opowieść o nim będzie kontynuowana. Jeszcze raz dziękuję bardzo za dobre przyjęcie:)

 

Pamiętaj – szczerość, w naszym klubie, to norma :) (Chłopaki, nie róbcie mi wbrew :P)

 – Nic się nie zmieniło. Wszystko jest tak samo piękne – rzekł ze wzruszeniem Kosmowoj Ostatek patrząc na żarzące się w promieniach słońca fale jeziora.

Hmmm.

 Było południe, ale rześki wiatr w pełni łagodził letnią duchotę.

No, to duchoty nie było. Żarząca się woda wygląda bardziej wieczornie, wiesz, zachód słońca.

 W powietrzu czuć było sól i watę cukrową ze stoiska przy pomoście opodal.

Sól w powietrzu wskazuje na morze, nie jezioro. Owszem, takie stoiska pachną cukrem, ale solą raczej nie.

 – A co miałoby się zmienić, głuptasie? – odparła promieniejąc dziewczyna siedząca naprzeciw za stołem.

"Odparła" wskazuje na jakąś dyskusję, a tu dyskusja może się zacząć, ale na razie mamy gruchanie. "Promieniejąc" też bym wycięła, to pójście na łatwiznę dla autora, a na manowce dla czytelnika. Dziewczyna mogłaby się uśmiechnąć, zachichotać (zależy, jaki chcesz osiągnąć poziom różu), zamruczeć zmysłowo… mnóstwo możliwości.

 Jakiś czas patrzyli sobie w oczy.

Lepiej brzmi: Przez jakiś czas patrzyli sobie w oczy.

 Nagle z nieba rozległ się huk

Raczej z góry. Also – ha, wiedziałam, że to symulacja ^^

Z lewej strony w pole widzenia Kosmowoja wtargnął czarno-srebrny, nieregularny kształt miotający się w iskrach.

Mmmm, ale to ma być błąd symulacji, czy normalny punkt programu? Bo opisujesz to bardzo beznamiętnie (co wskazuje na normalność), ale jednak – to była symulacja "Rejsu" a nie "Dnia Niepodległości". Ponadto "miotający się w iskrach" to dziwna fraza – jeżeli nie miało być "miotający iskrami", to nie wiem, co właściwie mam myśleć o tym UFO.

 – Panie predyktorze! – rozległo się donośnie jakby spoza świata.

Czyli jak?

 W dole, u podstawy jego predyktorskiego fotela operacyjnego stał Łukasz, jego asystent.

Pierwsze "jego" można wyciąć. "Podstawy" zamieniłabym na "stóp", le to może kwestia gustu.

 Pod jego skórą przebiegł świetlny impuls diod.

…? Co masz na myśli?

Odpiął łącze z kręgosłupa i pomasował chwilę starcze plecy.

 Odpiął łącze od kręgosłupa i przez chwilę masował stare plecy. "Pomasował" to forma dokonana, więc nie łączy się ze słowami wskazującymi na odcinki czasu.

 Asystent wspiął się po otaczającym fotel rusztowaniu, po czym pomógł Kosmowojowi zejść i ubrać uniform.

Nigdy nie ubieramy ubrań! Asystent wspiął się po otaczającym fotel rusztowaniu, żeby pomóc Kosmowojowi zejść i ubrać się w uniform. Albo: założyć uniform.

 To widać przekonało ich o słuszności śledztwa.

Śledztwo nie może być słuszne. Może być np. zasadne.

 Wiem o czym ostatnio myślisz.

Wiem, o czym ostatnio myślisz.

 – Nie mam nic – odparł uradowany asystent.

Może tak: – Niczego nie mam – odpowiedział uradowany asystent.

 Na jednym z filarów wisiał sypiąc iskrami zdezelowany kamerodron.

Wtrącenie: Na jednym z filarów wisiał, sypiąc iskrami, zdezelowany kamerodron. Niezły szczegół.

 Na to nie byli przygotowani – wyjaśnił z nutą dumy stary technik.

Nie nazywaj uczuć bohaterów, kiedy nie jest to konieczne. Lepiej je pokaż (samym dialogiem).

 Przemierzali sprawnie labirynt betonowych hal i korytarzy, gdyż kompleks znali jak własną kieszeń, a do tego nocna zmiana ewakuowała się z powodu pożarów wywołanych przez predyktora w dolnych magazynach.

Uwaga, za łatwo im idzie. Co prawda tekst jest krótki, ale kiedyś może zechcesz pisać dłuższe, i wtedy to będzie miało znaczenie. Uważaj na szyk – lepiej, żeby sprawnie przemierzali labirynt, niż żeby przemierzali labirynt sprawnie (nie zawsze, ale zwykle). "Gdyż" jest nacechowane stylistycznie, często wypada pretensjonalnie.

 Pokonali rusztowania i wbiegli w betonowy przesmyk na górze.

Jaki rodzaj przeszkody stanowiły rusztowania? Czy na pewno masz na myśli przesmyk, a nie kładkę?

 albo też czeka za głównymi wrotami

A kto inny czeka? "Albo też" w sensie "albo" jest mocno nacechowane i nie pasuje w SF.

 wysapał podekscytowany Łukasz.

Nazwane uczucia.

 Dobra, dasz sobie radą

Literówka.

 Po chwili wbiegli w kryjący się za nimi ciemny korytarzyk.

Niezbyt zgrabne zdanie.

 Pokonali go szybko kierując się w stronę ziejącego w oddali, bladobłękitnego światła

Dlaczego światło "zieje"? I czym? Przecinek wytnij, zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850 .

 Wreszcie ich robocze kamasze zazgrzytały na białawym żwirze.

W korytarzu?

 Zapadał zmrok, a pomiędzy czarnymi jak smoła skałami przemykały języki błękitnych oparów.

Mmmm, i widzieli to o zmroku? Czy to nie były błędne ognie aby? Tylko błędne ognie pojawiają się na bagnach (to płonący metan), nie na żwirze.

 Było jeszcze widno, jednak nie znaleźli mającej na nich czekać łączniczki.

Primo – jaka to w końcu pora dnia? Secundo – "jednak" to za mocne przeciwstawienie. Na razie pozostań przy "ale". Zdanie mogłoby być zgrabniejsze.

 Na ostatniej grani zamykającej przełęcz stanęli jednak jak wryci.

Mm, nie mam pojęcia, jak to miejsce wygląda. Co zdanie wskazujesz inny obraz, to wąwóz, to wysoką grań.

 Oto bowiem, na połaciach łąki rozciągającej się przed śluzą, chodziło przeczesując teren kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy Gwardii Dyrektorskiej.

Reguła ogólna – im rozwleklej opisujesz, tym wolniej "biegnie" czas w opowiadaniu. To należy inteligentnie wykorzystać i mocno ściąć to zdanie. Ponadto – jako pierwsze opisujemy to, co się rzuca w oczy: Kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy Gwardii Dyrektorskiej przeczesywało łąkę przed śluzą.

 Nad nimi migocząc reflektorami latały zwiadowcze drony.

Rozdzielaj czasowniki: Nad nimi, migocząc reflektorami, latały zwiadowcze drony.

 Pomiędzy gwardzistami łopotała krwiście czerwona peleryna.

? Lepsza krwawoczerwona, ale… tak sama latała i łopotała? Jak płaszcz doktora Strange’a?

Dał ręką znak Łukaszowi by zachował ciszę.

 Szyk: Dał Łukaszowi znak ręką, by zachował ciszę.

 – Cholera, co teraz? – wybąkał Łukasz.

Czy to brzmi jak bąkanie? Takie niedokonane, rozciągłe w czasie?

 – Jak to co?

– Jak to, co?

 syknął asystent posłusznie kładąc się

Przecinek: syknął asystent, posłusznie kładąc się.

 Ruszył powoli w dół dolinki

I znowu muszę poprawiać obraz…

 służbistów

Na pewno?

 Kosmowoj nie słuchał, tylko szedł dalej.

Tnij: Kosmowoj szedł dalej.

 W jego stronę wycelowano już lufy karabinów. Wreszcie plunęły one jasnożółtymi wiązkami cząstek.

Rozumiem, że mamy tu efekt Matrixa, ale trochę przyciąć można: Po chwili wycelowane w niego lufy plunęły jasnożółtymi wiązkami cząstek.

Kosmowoj zbliżał się dalej do gwardzistów

Szyk: Kosmowoj dalej zbliżał się do gwardzistów. Ale mógłby się zbliżać jakoś, np. spokojnie, równym krokiem, niespiesznie. Rozumiesz? Facet, który się zbliża niespiesznie, to zupełnie inny facet od tego, który się zbliża, powiedzmy, sprężystym krokiem. Jeden i drugi to kozak. Ale każdy inny.

Postać w czerwonej pelerynie od niechcenia machnęła ręką, jakby wiedząc, że to nic nie da.

Oooj, postać. Nie widzę dla Ciebie wymówki, żeby nie opisywać pana w czerwonym. Unikaj też wszelkich "jakby".

 Lufy plunęły ołowiem, jednak kule zdawały się rozpadać na atomy kilka centymetrów przed ciałem Ostatka.

Czyli co się działo? Nie dawaj mi wniosków, daj obserwacje – jak to wyglądało? Ponadto – Twoje lufy ciągle czymś plują, to trochę manieryczne.

 Predyktor wreszcie przystanął, po czym spokojnie usiadł na trawie. Gwardziści błyskawicznie otoczyli go ciasnym kręgiem. On zaś wziął głęboki wdech i zamknął oczy.

To bym akurat posklejała, np. tak: Predyktor wreszcie stanął, by spokojnie usiąść na trawie. Gwardziści błyskawicznie otoczyli go ciasnym kręgiem, on zaś wziął głęboki wdech i zamknął oczy.

 Potężny huk zadudnił w dolince.

Mmm, huk to dźwięk, więc może: Potężny huk wstrząsnął dolinką?

 Drony sypiąc iskrami zakręciły się w powietrzu, w aerolocie Gwardii buchnęły płomienie, a rozstawione w pękach na ziemi kable poczęły wić się rytmicznie.

Drony, sypiąc iskrami, zakręciły się w powietrzu, z aerolotu Gwardii buchnęły płomienie, a rozłożone w pękach na ziemi kable zaczęły się rytmicznie wić. Albowiem: kable nie stoją, nie wiją się (jeśli dajesz czasownik najpierw, a potem przysłówek, to wskazuje na to, że już się wiły i zmieniły sposób wicia), "począć" można dziecko (w sensie "zacząć" jest to słowo nacechowane stylistycznie).

 Zakutani w pancerze

Zakutanym można być w płaszcz, ale w pancerz – tylko zakutym.

 służbiści padli na ziemię w konwulsjach pomiędzy błyskami wyładowań

Hmm.

 Nad połacią dymiących ciał

Co to jest "połać"?

 szepnął poruszony gwardzista o zmierzwionych, czarnych włosach

Przecinek zbędny. Potknęłam się tutaj – facet, który stoi niewzruszenie, nagle zmienił się w poruszonego. To się nie trzyma kupy.

 Mieliśmy przesłanki, ale nie braliśmy ich na poważnie.

Weź telewizor i rozwal go pałą. "Przesłanki" to nie to samo, co wskazówki – to część rozumowania. Telewizja używa tego słowa błędnie.

 A tu proszę: predykcja falowa

A tu, proszę: predykcja falowa. Predykcja?

 Masz talent Kosmek.

Wołacz zawsze oddzielamy: Masz talent, Kosmek.

 Do twarzy ci z tą rekieterską pelerynką.

W tej pelerynce. Ale – panowie rozmawiają jak starzy znajomi, ale dałeś wyraźne wskazówki, że Kosmowoj jest stary, a Jacek – młody. Kiedy się znali? Kiedy zdążyli się pokłócić?

 Ale mniejsza o utarczki.

Hmm?

 Świat predykcji stoi teraz otworem również przede mną.

A, klasyczne "kiedy cię opuszczałem, byłem zaledwie uczniem"?

 Jakby na potwierdzenie tych słów z gruntu za oficerem strzelił w przestrzeń rozgałęziony piorun.

Co to jest "predykcja"? Jeśli wymyślasz nowe słowo, zawsze wpisz je w Internet. Dziewięć razy na dziesięć takie słowo już jest i znaczy zupełnie nie to, czego potrzebujesz.

 Żaden z ciebie predyktor głupi trepie!

Wołacz: Żaden z ciebie predyktor, głupi trepie! Cała przemowa – mało konkretna.

 sabotażach

Sabotaż nie ma liczby mnogiej (jak wiele innych słów – telewizja niszczy wyczucie języka).

 Te twoje projekcje o niej tylko cię niszczą.

Mmmm, Anakin, you're breaking my heart ;) Projekcje raczej nie są "o czymś" tylko czegoś, choć w tym przypadku może i da się to wybronić.

 Już wglądasz jak trup.

Literówka.

 Rekieter zaś wygrzebał spod ciał kabel;

Przyjemna wizja. Tylko nie za bardzo. Jeżeli nie potrafisz sobie czegoś wyobrazić, możesz a) zainscenizować to (może… nie z trupami…) albo b) zbadać sprawę. Oglądanie filmów też może być researchem! (Choć może lepiej dokumentalnych).

 – Może się spróbujemy? – wystawił rękę z wtyczką uśmiechając się wyzywająco. Rzucił kabel pod nogi Ostatka i odpiął pelerynę odsłaniając szary pancerz.

A serio – takie coś może być fajne, jeśli odpowiednio przygotuje się pod to grunt. Czego nie zrobiłeś, i w tekście o takiej objętości byłoby trudno.

 – Jesteś szalony. – Predyktor wziął kabel i wpiął sobie w plecy.

Ekhm. "Jesteś szalony, więc zrobię to, co chcesz, żebym zrobił"? Nie, jasne, wiem, że predyktor ma asa w rękawie, ale jest to rękaw grubymi nićmi szyty, znany też jako klisza.

 Ich umysły poczęły ścierać się na nieodkrytych płaszczyznach.

Zbyt abstrakcyjne. Zbyt purpurowe. To należałoby pokazać.

 Rzucane słowa, obrazy i pojedyncze emocje leciały w jaźnie niczym gromy.

…?

 Kosmowoj czuł, że prowadzi.

Ale to pojedynek, nie wyścig?

 Cóż, nie mogło przecież być inaczej.

Your overconfidence is your weakness :D (a gdzie się podział Łukasz?)

 „ODESZŁA OD CIEBIE, A POTEM UMARŁA. PRZYPADEK?!”, wrzasnął mu w umyśle Jacek

Chwyt poniżej pasa. Ze strony Jacka, oczywiście – jeśli Jacek jest facetem, których takich używa, to świetnie, tylko Kosmowoj nie wygląda mi na faceta, który na to pójdzie.

 wlepił w niego przekrwione oczy

Wlepił raczej spojrzenie, zresztą powtarzasz "oczy".

 Podskórne diody zalśniły mu rzędem na karku.

Hmm.

eksplodował z predykcyjnym hukiem

… seriously?

 Na trawie zostały po nim tylko krwawe zacieki i strzępki czerwonej peleryny niesione wiatrem.

Skoro strzępki peleryny były niesione wiatrem, to raczej nie na trawie. Szyk psuje efekt: Zostały po nim tylko krwawe zacieki na trawie i strzępki czerwonej peleryny niesione wiatrem.

 „Tego nawet ja nie przewidziałem”, pomyślał predyktor ścierając krew z twarzy.

„Tego nawet ja nie przewidziałem” pomyślał predyktor, ścierając krew z twarzy.

 

OK, ja też tego nie przewidziałam, ale dlatego, że znikąd nie wynikało. Jest to raczej zapisana chłopięca fantazja, niż opowiadanie, chociaż ma kręgosłup – ale musisz mu wyrobić dobre mięśnie, żeby się ten kręgosłup nie krzywił. Bo co tu mamy: mamy "predyktora", który ucieka przed swoim życiem, może błędami, zapewne uczniem. Klisza, ale klisze nie są immanentnie złe (dlaczegoś zdobyły popularność). Tylko że kliszę musisz przetworzyć po swojemu, żeby stała się Twoja i ożyła, a tutaj tego nie widzę. Opisów jest bardzo mało, te, które są, są sprzeczne. Nie podbudowałeś fabuły, no, niczym – nie wiemy o tym świecie praktycznie nic. Mimo to – nie skreślałabym Cię. Chyba miałeś przy pisaniu frajdę, co dobrze wróży, ale pamiętaj o nas – my też chcemy mieć frajdę. Pracuj dalej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 Drogi autorze!

 

Ja również jestem zadowolony z takiego debiutu. Tekst jest bardzo staranny, przeczytałem go jednym tchem bez mentalnej czkawki. Wszystkie wydarzenia były klarowne, a zachowania postaci logiczne i zrozumiałe. Szczególną uwagę zwróciłem na relacje między bohaterami, które udało ci się wyraźnie nakreślić w tak niewielu słowach. Nienachalna ekspozycja i nienajgorsze tempo.

Żeby nie było jednak za miło, odejmuję punkty za to, że opowieść jest niepełna. Bardzo dużo dzieje się poza kadrem i więcej z tego powinieneś ująć w tym tekście, żeby był w pełni satysfakcjonujący. W obecnej formie wygląda na urwaną scenkę. Jeśli serwujesz nam fragment, to zadbaj, żeby był jak najbardziej samodzielny.

Końcowe mentalne starcie również zasługuje na większe dopieszczenie. Na tle poprzednich smaczków wypada wręcz rozczarowująco. Taki pojedynek może być enigmatyczny i krótki, ale ty postawiłeś na dynamikę oscylującej przewagi. W tym przypadku bardziej klarowne powinno być dlaczego szala się przechyla. Rozwiązania szukałbym w obrazach i emocjach, którymi panowie się przerzucali.

Tak czy inaczej, wciąż bardzo na plus. Czekam na więcej.

 

Czytał Mieczysław Gajda

Przeczytałem recenzje Tarniny z uśmiechem na twarzy. Nie spodziewałem się, że zostanę aż tak rozłożony na czynniki pierwsze. Widzę ogrom czasu poświęcony na szczegółową analizę tekstu, za co jestem ogromnie wdzięczny i mam nadzieję, że uda mi się w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Ale jeśli chodzi o meritum. Nie będę oczywiście spierał się z ową recenzją, każdy przecież może mieć własną, a z tą nawet się w więkoszći zgadzam. Główny zarzut Tarniny do “Predyktora” – oszczędność języka, toporne i krótkie opisy, a co za tym idzie również słabo zarysowany świat przedstawiony. Moja odpowiedź – pełna zgoda. Pisałem to króciutkie opowiadanie jakiś czas temu z myślą o publikacji w pewnej gazecie, gdzie narzucone byłe surowe normy dt. długości tekstu (Jedno zdanie i bym się nie zmieścił w widełkach, przysiegam). Osobiście uwielbiam tworzyć lokacje i postacie ( oraz zażyłości między nimi) toteż tamte wymogi uwierały mnie niesamowicie w trakcie pisania. Opowiadanie nie zostało przyjęte, ale chciałem się z nim kimś podzielić. Co zaś się tyczy szczegółowych opinii Tarniny, to pragnę nie tyle je zanegować, co nieco rozjaśnić mój punkt widzenia(czy może raczej pisania). A zatem;

Sól w powietrzu wskazuje na morze, nie jezioro. Owszem, takie stoiska pachną cukrem, ale solą raczej nie.

Jezioro może być słonowodne. Wiem, mogłem to umieścić w tekście, ale usuwałem niezbyt istotne wg. mnie przymiotniki z powodu ograniczeń objętości tekstu. 

Mmmm, i widzieli to o zmroku? Czy to nie były błędne ognie aby? Tylko błędne ognie pojawiają się na bagnach (to płonący metan), nie na żwirze.

Wiem, że nie zostało to wspomniane w tekście, ale wyjaśnię dla kontekstu, że akcja dzieje się na sterraformowanym Oberonie, księżycu Urana. Czarne skały, błekitne mgiełki, żwirowiska i liche wrzosowiska. Tak to widziałem. 

Co to jest "połać"?

Miałem na myśli płaski fragment tamtego obszaru na którym stali. 

A tu, proszę: predykcja falowa. Predykcja?

W tym znaczeniu to neologizm określający potencjalną kontrolę nad systemami elektroniki w pobliżu i swoiste przewidywanie prostych zdarzeń zachodzących w okolicy na podstawie wszystkich dostępnych danych w urządzeniach, które to trafiają do mózgu predyktora, zaś on sam jest w stanie je przerobić na konkretne obrazy i hasła. Wiem, trochę się to nie trzyma kupy, ale słaby ze mnie technolog, toteż sam nie wiem jakby to miało właściwie działać .

W tej pelerynce. Ale – panowie rozmawiają jak starzy znajomi, ale dałeś wyraźne wskazówki, że Kosmowoj jest stary, a Jacek – młody. Kiedy się znali? Kiedy zdążyli się pokłócić?

W czasach w których toczy się akcja wygląd nie zależy już tylko od wieku, ale też w znacznym stopniu od możliwości gwarantowanych przez technikę, a dostęp do niej zależy od pozycji w technokratycznej hierarchii. Wyobrażałem sobie rekietera Jacka jako nawet nieco starszego od Kosmowoja. Obaj mieli co prawda możliwość zachować, bądź też przywrócić, sobie młody wygląd, jednak predyktor nie przywiązywał do tego najmniejszej wagi, zaś Jacek był w mojej głowie typem raczej narcystycznym, który w wieku (załóżmy) 92 lat pragnie wyglądać jak dwudziestolatek z czarnymi kudłami. 

 

Ekhm. "Jesteś szalony, więc zrobię to, co chcesz, żebym zrobił"? Nie, jasne, wiem, że predyktor ma asa w rękawie, ale jest to rękaw grubymi nićmi szyty, znany też jako klisza.

Predyktor wiedział, że zaraz zabije starego adwersarza, i chciał, by Jacek przed śmiercią wiedział co o nim myśli. 

Chwyt poniżej pasa. Ze strony Jacka, oczywiście – jeśli Jacek jest facetem, których takich używa, to świetnie, tylko Kosmowoj nie wygląda mi na faceta, który na to pójdzie.

Chciałem by tamta wymiana zdań sugerowała trochę, iż Kosmowoj zabił swoją dawną ukochaną ze zgryzoty, zaś Jacek wiedział o tym, bądź też nawet brał w tym w jakiś sposób udział, ale obaj mieli przez lata coś na kształt szorstkiego przymierza i wzajemnie się kryli. Powiedzmy, że działało to aż do buntu predyktora. 

Your overconfidence is your weakness :D (a gdzie się podział Łukasz?)

Łukasz to typ silnie samozachowawaczy, będzie siedział za kamieniami w oddali aż do momentu kiedy wróci po niego predyktor. 

eksplodował z predykcyjnym hukiem

… seriously?

Wiem, że to co teraz powiem, jest nie do udowodnienia, ale tak właśnie miała wyglądać ta scena z wybuchem rekietera – kiczowato i banalnie. Miało to być banalne zakończenie niebanalnego konfliktu dwóch panów, który miał wyglądać w oczach czytelnika jakby trwał dziesiątki lat i potrzebował jakiegoś wielkiego finału. Sam pomysł wziął się z sytuacji, kiedy podczas oglądanego kiedyś (pod wpływem znacznych ilości okowity) z kolegami filmu Sci-fi, w którym konflikt i kolejne pojedynki głównych bohaterów tak się przeciągały w moich oczach i narracja była już nazbyt dla mnie pompatyczna, wykrzyczałem do znajomych coś w stylu, że “niech on już wybuchnie i będzie spokój”.

Brzmi jak farmazony, ale zapewniam, że tak właśnie było. 

 

Jeszcze raz dziękuję Tarninie za bogatą i szczerą opinię;)

 

 

 

 

Przeczytałem recenzje Tarniny z uśmiechem na twarzy.

O, widzicie? Tak się reaguje XD

 Pisałem to króciutkie opowiadanie jakiś czas temu z myślą o publikacji w pewnej gazecie, gdzie narzucone byłe surowe normy dt. długości tekstu

Uuu, to gorzej. Nie jest prawdą, że kto umie pisać krótkie, umie pisać też długie, to raz. Wielu autorów ma swoją ulubioną długość (albo przedział) i poza nią idzie im gorzej. Może i Ty do nich należysz? Może nie. Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz. W każdym razie – każdy pomysł ma odpowiednią dla siebie długość.

Od czasu do czasu wilk_zimowy urządza u nas konkursy na krótkie formy – tutaj masz trzy ostatnie:

Kamień filozoficzny: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/konkursy/172

Tu był las: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/konkursy/182

Na krawędzi pojmowania: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/konkursy/201

Poczytaj. Niektóre z tych szorcików dręczy ta sama choroba – niedopasowanie długości do pomysłu, ale niektórych nie.

 Osobiście uwielbiam tworzyć lokacje i postacie ( oraz zażyłości między nimi) toteż tamte wymogi uwierały mnie niesamowicie w trakcie pisania.

Co wskazuje na długodystansowca. To, że jesteś z natury długodystansowcem, nie oznacza, że nie możesz napisać krótkiej formy – ale może się okazać, że pisanie krótko jest dla Ciebie wyższą szkołą jazdy. Mimo to – spróbuj. Ale z głową. Poszperaj i dowiedz się czegoś o krótkich formach.

 Jezioro może być słonowodne. Wiem, mogłem to umieścić w tekście, ale usuwałem niezbyt istotne wg. mnie przymiotniki z powodu ograniczeń objętości tekstu.

Owszem, może być. Ale tutaj mamy typowe (nawet stereotypowe) nadjeziorne letnisko. Takie znajdują się raczej nad jeziorami słodkowodnymi.

 Wiem, że nie zostało to wspomniane w tekście, ale wyjaśnię dla kontekstu, że akcja dzieje się na sterraformowanym Oberonie, księżycu Urana.

Mmmm. A skąd miałam o tym wiedzieć? Ty, jako autor, zajmujesz miejsce mojego, czytelnika, aparatu poznawczego. To znaczy – teraz mój aparat poznawczy odbiera wrażenia płynące z krzesła, z podłogi, z monitora (i, niestety, z telewizora…), ale kiedy czytam, wrażenia płyną od słów, które napisał autor. I wiem tylko tyle, ile autor mi powiedział (wprost albo nie wprost). Jeżeli mi czegoś nie powiedziałeś, mogę tylko zgadywać. A raczej nie zgadnę tego, co Ty miałeś na myśli.

 Miałem na myśli płaski fragment tamtego obszaru na którym stali.

Mmm, ale napisałeś "połacią ciał". Ciała mogą leżeć na stosie, ale "połać" to po prostu nie to.

 Wiem, trochę się to nie trzyma kupy, ale słaby ze mnie technolog, toteż sam nie wiem jakby to miało właściwie działać .

Technologia to tutaj najmniejsze zmartwienie (nie wiesz, jakie ja głupoty potrafię wymyślić). Ważne jest to, że słowo "predykcja" już istnieje i oznacza coś innego, niż Ty chcesz, żeby oznaczało. A to zawsze będzie przeszkadzać. Czytelnik może zawieszać niewiarę, ale zawsze będzie na jakimś poziomie pamiętał, że "predykcja" to coś zupełnie innego.

 W czasach w których toczy się akcja wygląd nie zależy już tylko od wieku

Ale nie miałam skąd się o tym dowiedzieć, prawda?

 Predyktor wiedział, że zaraz zabije starego adwersarza, i chciał, by Jacek przed śmiercią wiedział co o nim myśli.

Tak, to jest właśnie klisza. Jeśli znasz Archipelag: https://www.webtoons.com/en/canvas/archipelago/list?title_no=835044 Raven robi coś trochę podobnego w przedostatnim czy ostatnim rozdziale (z kilkunastu) – ale to zostało na tyle starannie przygotowane, że po pierwsze, zależy nam na wyniku, a po drugie – wychodzi to, przepraszam, epicko. Chociaż jest kliszą.

 Chciałem by tamta wymiana zdań sugerowała trochę, iż Kosmowoj zabił swoją dawną ukochaną ze zgryzoty, zaś Jacek wiedział o tym, bądź też nawet brał w tym w jakiś sposób udział, ale obaj mieli przez lata coś na kształt szorstkiego przymierza i wzajemnie się kryli.

Dobra, na to bym nie wpadła.

 Łukasz to typ silnie samozachowawaczy, będzie siedział za kamieniami w oddali aż do momentu kiedy wróci po niego predyktor.

Ale wypada to trochę tak, jakby autor o nim zapomniał…

 jest nie do udowodnienia, ale tak właśnie miała wyglądać ta scena z wybuchem rekietera – kiczowato i banalnie

Jest nie do udowodnienia, ale Ci wierzę. Czemu mam nie wierzyć?

 który miał wyglądać w oczach czytelnika jakby trwał dziesiątki lat i potrzebował jakiegoś wielkiego finału

I tu jest pies pogrzebany – nie miałeś na to miejsca. Nie przygotowałeś tego, ale po prostu nie miałeś gdzie.

 wykrzyczałem wtedy, że “niech on już wybuchnie i będzie spokój”.

Znam ten ból :)

 Jeszcze raz dziękuję Tarninie za bogatą i szczerą opinię;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej Autorze, naprawdę dobre opowiadanie jak na debiut. Trochę za mało rozbudowane, to fakt, ale skoro warunkiem był limit słów, rozumiem. Końcówkę musiałam przeczytać po raz drugi, bo nie bardzo zorientowałam się w akcji. Pisz i wstawiaj kolejne teksty, a będzie coraz lepiej.

Pozdrawiam :)

Milis dziękuję za dobre słowo;) Postaram się trochę podszkolić w warsztacie 

cheeky

Żeby nie było…

Odpiął łącze z kręgosłupa

Odpina się coś od czegoś a nie z

To teraz smrodek dydaktyczny: kto predykcją wojuje – ten na predykacji może się

poślizgnąć… wink

Ale prawdziwy Kosmowoj nigdy sie nie poddaje…

 

 

yes

dum spiro spero

Ale prawdziwy Kosmowoj nigdy sie nie poddaje…

Fascynator myślę, że oddałeś tym zdaniem najważniejszą cechę skomplikowanego charakteru Kosmowoja Ostatka:D

Cześć, Robercie! Witamy na portalu ;)

 

Scena – bo jakby nie patrzeć, ten krótki tekst jest jedną długą sceną – przypomina finałowe starcie superbohatera z arcywrogiem w końcowych minutach cyberpunkowej kreskówki. Imiona, peleryny, okoliczności ucieczki, bitwa umysłów i parę innych elementów przekrzywia szalę bardziej na stronę humoru niż powagi, a raczej nie takie było Twoje założenie. Jeśli było, to spełniło się – czytało się przyjemnie.

Brakuje natomiast elementów, które mogłyby dopełnić zarys mentalnej bitwy i wypełnić emocjonalną pustkę, by bohaterowie nie byli aż tak przezroczyści. Kim była ukochana, prócz fabularnego narzędzia niezgody między dwójką walczących? Jaka jest ich historia?

 

Najciekawszy zdecydowanie zawód predyktora i jego możliwości – ograniczone, jak wskazuje końcówka. Chętnie przeczytam coś więcej w tym świecie przedstawionym.

 

Większość tego, co rzuciło mi się w oczy, już dorwała Tarnina i przerzedziła zgniłki.

Zostało trochę zaimkozy, przykład zbędnego zaimka tu, dalej sam sobie poszukasz: „Podskórne diody zalśniły mu rzędem na karku”.

 

I jeśli mogę coś doradzić, doradziłabym stosowania mniej: „Jakby na potwierdzenie tych słów z gruntu za oficerem strzelił w przestrzeń rozgałęziony piorun”, a więcej „Zapadał zmrok, a pomiędzy czarnymi jak smoła skałami przemykały języki błękitnych oparów”.

Co mam na myśli? Więcej opisów pobudzających wyobraźnię i kreujących atmosferę, mniej względnie tanich filmowych wstawek, które mimo przyjemnego łechtania jakiejś części umysłu autora, są właściwie zbędne dla ogólnego przekazu tekstu.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Żongler dziękuje bardzo za komentarz i cieszę się, że mogłem dostarczyć rozrywki. Wiele poruszonych przez ciebie aspektów tekstu wyjaśniłem szerzej w mojej odpowiedzi do wspomnianej recenzji Tarniny, toteż zapraszam do zapoznania się z moim przydługim komentarzem nieco powyżej . 

Ale prawdziwy Kosmowoj nigdy sie nie poddaje…

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

laugh

dum spiro spero

Hej, Robercie, fajnie widzieć nową osobę na portalu :-)

Według mnie styl pisania masz całkiem niezły – przede wszystkim piszesz bardzo klarownie, co jest dużym plusem. Podobnie jak moi przedpiścy, odbieram ten tekst jako fragment znacznie większej całości. Opowiadaniu bardzo pomogłoby rozbudowanie, ale rozumiem, że skoro tworzyłeś je myśląc o konkretnym limicie, podziałanie w drugą stronę wcale nie byłoby łatwe. No sama tak mam, że jak wjadę z bezlitosnymi nożycami to potrafię mocno przesadzić, a z dorobieniem treści coś mi nie idzie.

Niemniej, debiut więcej niż przyzwoity :-)

Rossa dziękuje bardzo za miłe słowo:D 

Przeczytałam bez przykrości, ale i bez specjalnego zainteresowania. Innymi słowy – chyba nie pojęłam, o co tu chodzi.

 

Pisałem to króciutkie opowiadanie jakiś czas temu z myślą o publikacji w pewnej gazecie, gdzie narzucone byłe surowe normy dt. długości tekstu…

Publikując Predyktora na tym portalu nie miałeś narzuconych żadnych ograniczeń – mogłeś rozwinąć tekst i zmieścić w nim znacznie więcej treści.

 

w swo­jej ob­skur­nej be­to­no­wej hali w 6. Kom­bi­na­cie. → Dlaczego wielka litera? Liczebniki zapisujemy słownie.

 

po­mógł Ko­smo­wo­jo­wi zejść i ubrać uni­form. → W co pomagał ubrać uniform???

Uniform, jak każdą odzież, można, włożyć, przywdziać, odziać się weń, ubrać się weń, ale nie można go ubrać!

Za ubieranie odzieży, w tym uniformu, grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze!

 

chwy­ta­li za kon­wen­cjo­nal­ną broń. → …chwy­ta­li kon­wen­cjo­nal­ną broń.

Chwytamy coś, nie za coś.

 

Re­kie­ter zaś wy­grze­bał spod ciał kabel; → Czemu służy średnik na końcu zdania?

 

„ODE­SZŁA OD CIE­BIE, A POTEM UMAR­ŁA. PRZY­PA­DEK?!”, wrza­snął mu w umy­śle Jacek. → Umiał wrzeszczeć wielkimi literami???

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Umiał wrzeszczeć wielkimi literami???

Taki był zdolny :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Rzec można, że zdolny nad wyraz. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytałem z zaciekawieniem. I doceniam fragmentaryczność utworu. Czuć, że poza zdarzeniami przedstawionymi w tym szorcie istnieje jeszcze cały świat, że bohaterowie mają jakąś historię, itd. Oczywiście można z tego zrobić dłuższą formę, zachowując zalety obecnej wersji, a pozbywając się przynajmniej części wad, o których mowa we wcześniejszych komentarzach.

Co do tytułu i słowa ,,predyktor” – ja od początku odebrałem je tak, że to słowo zyskało w przyszłości nowe znaczenie i, w przeciwieństwie do Tarniny, nie kłóciło mi się to ze znaczeniami dotychczasowymi. Neologizmy często powstają jako mutacje słów już istniejących, stare słowa zyskują nowe znaczenia, itp.

Ale na koniec zachęcam, żeby kierować się przede wszystkim opiniami i radami doświadczonych użytkowników tego forum (chociaż swoje zdanie też warto kształtować).

nie kłóciło mi się to ze znaczeniami dotychczasowymi

Może to zależy od tego, jak często ktoś się z konkretnym słowem styka?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Może tak jest, ale pewnie w grę mogą wchodzić też inne czynniki, więc ciężko (nomen omen) czynić predykcje, jak to u kogo zadziała.

Gwiazdopatrzacz dzięki za komentarz. Faktycznie, podobnie jak Ty sobie tłumaczyłem tą całą predykcję i predyktora, a dodatkowo brzmiało mi to jakoś tak szorstko i z technokratycznym zacięciem :D 

Hej,

 

Fajnie się czytało, jakoś tak miękko i natualnie jest to napisane, z akcją i dynamiką, widać, że był flow. Lubię taką freestylową jazdę wyobraźni, o ile sama treść nie rozjeżdża się za bardzo. I tu muszę się przyczepić, bo według mnie zabrakło nieco tej dyscypliny tworzenia treści. Zaczyna się od wizji z dziewczyną nad jeziorem, potem jest ucieczka, przemierzanie fantastycznego, prawdopodobnie dystopijnego świata, konfrontacja z gwardzistami, a potem z jednym, poteżniejszym i zbyt pewnytm siebie przeciwnikiem, nagła śmierć tego ostatniego i na koniec rodzaj klamry – powrót do wątku związku z dziewczyną. Ok, ale nie do końca zrozumiałem jaka jest puenta. Chciałbym jasniejszego połączenia tych wątków, żeby zaczepić na czymś myśl. Wprawdzie można się domyślać, ale tu troche za duże pole do manewru. Bo chodzi o to, że bohater miał jakiś nieudany związek i zdarzyło się coś tragicznego? Z jego powodu? Jacek odegrał tu jakąś rolę? Jak to ma się do ich mocy, czy ponadprzeciętnych umiejętności? Jak ma się do tego jego początkowa wizja, łącze w kręgosłupie, plan ucieczki itp.

Zastanawia mnie też użycie słowa “predyktor” – czy moc predyktorów wynika z umiejętności przewidywania przyszłości? Z tekstu wynika, że raczej z kontrolowania technologii. Widzę, że ten problem poruszyli też poprzednio komentujący, usprawiedliwiając, że słowo może w przyszłości znaczyć co innego, jednak moim zdaniem jest to trochę mylące.

Podsumowując: na plus.

Pierwsze wrażenie – OK, czyta się fajnie, chcę wiedzieć, co będzie dalej… Zgrzyty zaczynają się w tym miejscu:

– Jacek… – szepnął Kosmowoj.

Wielki zły imieniem Jacek? Jasne, twój tekst, twoje pomysły, ale typ przedstawiający się jako Jacek nie budzi zbyt dużej grozy, jeśli wiesz, do czego zmierzam.

Końcówka jest cudownie kiczowata, a to z mojej strony komplement. Jak w tanim anime, tylko powinni więcej krzyczeć i nazywać swoje ataki. :D

Główny zarzut – gdzie reszta historii? Tu mamy wprowadzenie, i to dość skompresowane. Jak pierwsza misja w ,,Baldur’s Gate”, tylko przy pominięciu wszystkich zadań pobocznych. :P A widać, że bohaterowie mają swoje historie, doświadczenia etc. i wokół nich jest jakiś świat, więc pozostaje głównie skołowanie i niedosyt.

Show us what you got when the motherf...cking beat drops...

kronos.maximus 

 

Dzięki za komentarz, cieszę się, że się spodobało.

Cały wątek dziewczyny miał być z założenia niejasny, sam właściwie nie wiem, która z jego wersji pojawi się w kontynuacjach. Chciałem, by to wszystko wyglądało trochę tak, jakby sam Kosmowoj zabił ją przed laty z zemsty, że go zostawiła. Zaś scena nad jeziorem była jedną z przyjemnych wizji, w których zagłębia się w czasie pracy, by uciec od bieżących problemów. 

SNDWLKR

 

Dzięki za komentarz.

Co do imienia rekietera, to chyba nie nadano mu go po urodzeniu z myślą, że kiedyś będzie czarnym charakterem, prawda? Zło nie bierze się z otrzymanych imion. Równie dobrze mógłby się nazywać Bogumił.

Co do kiczu związanego z wybuchem Jacka, to pełna zgoda. Ale pozwól mi zadać pytanie; Czy wszystko co nas otacza jest wzniosłe i przyjemne? Czy każdy wielki konflikt musi kończyć się chwalebnie i spektakularnie? 

Co do reszty historii, to zachęcony komentarzami, uznałem, że będzie ciąg dalszy, także zachęcam do śledzenia poczekalni:)

Pozdrawiam

PS Ładny obrazek z Flakami masz na profilowym 

Wielki zły imieniem Jacek?

 

Wielki zły imieniem Tom :) To się da zrobić dobrze.

Zło nie bierze się z otrzymanych imion

Owszem, i w tym przypadku a) mówi do niego stary znajomy, który wie, jak facet ma na imię i nie ma obowiązku używać ewentualnego mrocznego pseudonimu oraz b) właściwie mroczny pseudonim nie jest Jackowi potrzebny, bo robi to, co robi, zupełnie oficjalnie. Ulubiona_emotka_Baila. Ale z drugiej strony…

Czy wszystko co nas otacza jest wzniosłe i przyjemne? Czy każdy wielki konflikt musi kończyć się chwalebnie i spektakularnie? 

A czy życie to literatura? ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bartkowski.robert & Tarnina,

Dobra, faktycznie jakoś nie zaskoczyłem, że się znają i są na ty. Tak sobie pomyślałem, że na miejscu Jacka (,,Co zrobić, kiedy już zostanę mrocznym lordem”) przyjąłbym jakiś budzący grozę i respekt pseudonim, z przyczyn PR-owych i dlatego, że mogę. ;) Zresztą Voldemort, z tego, co pamiętam, nie cierpiał swojego imienia. Kylo Ren też nie przedstawiał się jako ,,Ben”.

Co do kiczu…

A czy życie to literatura? ;)

Dokładnie. :)

Bartkowski.robert,

Ładny obrazek z Flakami masz na profilowym 

Dziękuję, również tak uważam. 

Show us what you got when the motherf...cking beat drops...

,,Co zrobić, kiedy już zostanę mrocznym lordem”) przyjąłbym jakiś budzący grozę i respekt pseudonim, z przyczyn PR-owych i dlatego, że mogę. ;)

Ważniejsze, żeby się nie zamieniać w węża XD

Zresztą Voldemort, z tego, co pamiętam, nie cierpiał swojego imienia.

I dzięki temu Dumbledore (oraz Harry) mógł pokazać, że się go nie boi, używając tego imienia. Użyteczne. heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Świetny debiut :)

 

Dobrze się czytało, choć faktycznie było poczucie, że to w pewnym sensie fragment szerszej opowieści, która pewnie gdzieś jest spisana w Twojej głowie ;)

 

Z chęcią przeczytam Twoje kolejne teksty.

 

Miłego dnia :)

Nowa Fantastyka