- Opowiadanie: Ambush - Nawet mroczne serce może się odmienić z pomocą odrobiny magii, a miłość potrafi przezwyciężyć niejedną przeszkodę

Nawet mroczne serce może się odmienić z pomocą odrobiny magii, a miłość potrafi przezwyciężyć niejedną przeszkodę

Pozazdrościłam Cezaremu_cezaremu tytułów i tak się zaczęło;)

Dziękuję serdecznie betom, którzy pchnęli ten szort w nową stronę.

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Nawet mroczne serce może się odmienić z pomocą odrobiny magii, a miłość potrafi przezwyciężyć niejedną przeszkodę

Kanclerz Mutes przejechał po twarzy upstrzoną plamami dłonią. Odczuwał coraz większe znużenie tym wszystkim, mimo że dobrze wiedział, iż nie może sobie na to pozwolić.

Zbici w ciasne grupki ministrowie szeptali, zaniepokojeni, a zarazem kompletnie bezwolni. Stary król siedział bokiem na tronie, postękując i mlaszcząc, bardziej skupiony na własnych dolegliwościach niż na sytuacji państwa. Następca tronu, książę Gaspar, drzemał na niskiej sofie, wachlowany przez muskularnego niewolnika, pochrapując i gwiżdżąc przez nos.

Trudno było odgadnąć czy Gaspar jest dziś pijany, czy może odurzony opium, jednak widać było, że codzienne obowiązki nie obchodziły go ani trochę. Jedynym, który okazywał żywe zainteresowanie omawianymi właśnie problemami polityki zagranicznej, był Arielito Costa, młodzieniec wybrany przez kanclerza na towarzysza księcia.

Na dworze mówiono o nich z przekąsem „oparcia”. Zwykle byli rośli i flegmatyczni, co miało równoważyć porywczość księcia.

Mutes westchnął, spoglądając na Arielita. Doceniał solidność i błyskotliwą inteligencję chłopca, ale znał też jego ograniczenia. Widziałby w nim swojego współpracownika, a może nawet następcę, gdyby nie mroczna historia, w którą młodzieniec zaplątał się parę lat wcześniej.

– Szanowni zgromadzeni – powiedział głośno, rozwijając pergamin z mapą. – Proszę o chwilę skupienia, gdyż sprawa wymaga rozwagi i wyczucia…

Arielito, który zajmował miejsce obok fotela następcy tronu, wyciągnął szyję, chłonąc uważnie każde słowo. Zielonkawe, lekko skośne oczy lśniły.

 

***

Arielita wychowywały kobiety. Babka – kobieta surowa i bogobojna, matka – także wdowa, nieustannie opłakująca poległego męża i – dwie starsze siostry – Felicja i Klaudia, wykonujące liczne obowiązki bez słowa sprzeciwu i cienia uśmiechu.

Słynące jako doskonałe kucharki kobiety z rodu Costa prowadziły niewielki zajazd przy trakcie północnym. Karmiony do syta i otoczony miłością Arielito rósł zdrowo i beztrosko. Dręczyła go jedynie obawa, że będzie kolejnym mężczyzną, który zginie na wojnie, straci majątek, czy innym sposobem ściągnie na kobiece głowy nieszczęścia.

Starał się ze wszystkich sił żyć dobrze i unikać kłopotów. Pamiętał jednak powtarzane przez babkę przysłowie: „kurek na drzewo poleci, bukłak wody pożar wznieci”. Dość szybko przekonał się, że los płynie jak strumień i nie sposób nim kierować.

Najpierw kurek pofrunął wysoko. Kiedy Arielito miał zaledwie siedem lat w zajeździe zatrzymał się królewski rachmistrz, który dla zabawy uczył malca liczenia, a dojrzawszy jego zdolności, opłacił mu naukę w zakonie Bladej Jutrzni. Chłopiec nie chciał opuszczać rodzinnego domu, ale kobiety były tak szczęśliwe z powodu wyróżnienia, które go spotkało, że w końcu uległ.

Wydawało się wtedy, że mimo iż wleciał wyżej, niż powinien, wszystko skończy się dobrze. Chłopiec zdobył edukację, dzięki czemu zajmował się zbieraniem danych i sporządzaniem comiesięcznych sprawozdań z prowincji dla kanclerza królestwa. Wiedza, którą posiadał i okazja do poznawania uczonych i urzędników dawały mu satysfakcję. Przez jakiś czas myślał nawet o wstąpieniu do zakonu.

 

***

Ukryta w głębi lasu mogłabym trwać całe wieki, ale ciągnie mnie do ludzi i ich głupich spraw. Dlatego, kiedy wyliżę rany i okrzepnę, wychodzę i krążę coraz bliżej, złakniona słów, sekretów, pierogów i dotyku nagiej skóry.

 

***

 Narada dobiegła końca. Dworzanie obudzili księcia, napoili go przyrządzoną przez medyka odtrutką i, trzymając pod ramiona, powiedli do prywatnych komnat. Tam Arielito zapadł się w głębokim, zielonym fotelu i apatycznie patrzył, jak Gaspar kryguje się przed lustrem, mierząc kolejne pończochy, kubraki i koszule.

– Czy purpurowe pióra przy kapeluszu naprawdę dodają mi wyjątkowego uroku? – pytał następca, wydymając usta jak stara nierządnica.

Arielito przytakiwał, choć bez entuzjazmu. Traktował służbę przy księciu jako karę za występek, którego się dopuścił. Głęboko w sercu chował nadzieję, że kiedyś znajdzie się inny dworzanin do wspierania prawej strony, a on odzyska wolność.

Oparciem z lewej strony księcia był Pablo Gomez, syn zubożałego rycerza z górzystej Atosy. Młodzieniec ów zajęcie traktował jako niezwykłe wyróżnienie i okazję do wzbogacenia swego rodu. Radośnie korzystał z uroków dworskiego życia i bez mrugnięcia okiem podlizywał się księciu.

– Co za szyk! – powtarzał. – Gdybym ja miał taki kubrak (koszulę, pantalony, buty, spinki), to bym se pożył!

Czasem obrywał w gębę za takie gadanie, częściej jednak zyskiwał podarek.

Arielito nie chciał i nie umiał posługiwać się pochlebstwami, wzbudzić w sobie szacunku do Gaspara, ani znaleźć plusów swego położenia.

Kochał książki, zakurzony spokój archiwum i długie spacery po lesie. Jako dworzanin księcia musiał mieszkać w pałacu, włóczyć się nocami po mieście, a przede wszystkim wyciągać pijanego następcę z zamtuzów, płacić za dokonane przez niego zniszczenia i przepraszać damy, których honorowi uchybił.

Kanclerz Mutes wiele razy powtarzał mu:

– Jesteś rozsądny i krzepki, masz więc możliwości, by chronić Gaspara przed konsekwencjami jego głupoty.

– Nie martwi waszej miłości przyszłość… – pytał czasem, gdy się ośmielił.

– Musimy mieć nadzieję, że kiedy się wyszumi, Gaspar okaże się roztropnym władcą – odpowiadał kanclerz.

 

***

Na mieście Pablo pił na równi ze swoim panem, a czasem przyłączał się do sprośnych zabaw. Za to Arielito zwykle siedział gdzieś w kącie, czekał na świt i smętnie wspominał dawne szczęśliwe czasy. Rozmyślał o księgach, o miłym szmerze rozrywanych kopert, a przede wszystkim o migdałowych oczach Elizy.

Zwrócił na nią uwagę nie za sprawą egzotycznej urody, czy pstrokatego stroju, ale przez wisiorek z piórkami czerwonymi jak krople krwi. Przechadzała się po jarmarku pozornie ignorując zachwycone spojrzenia mijanych mężczyzn. Targowała chustę, a potem ukradła z piekarni słodką bułkę.

Kiedy do niej podszedł, uśmiechnęła się zalotnie i pociągnęła go do tańca, zarzucając ręce na szyję i tuląc się do niego śmiało. Wirowali oddzieleni zachwytem od nieżyczliwych spojrzeń i szeptów.

– Ludzie plotkują – szepnął wprost w różowy płatek ucha.

– Głupcy niczego nie pojmują, przez co wszystkiego się boją – zaśmiała się, szczerząc drobne, białe zęby.

– Jestem Arielito.

– Wiem…

– A ty jak masz na imię?

– Teraz Eliza, podoba ci się?

Obejmował łapczywie szczupłe plecy, wciągał w nozdrza woń szałwii, dymu i poziomek. Nim zapadł zmrok, odważył się poszukać jej ust i przestał obiecywać sobie, że nie zmartwi mamy.

Przez całe gorące lato, każdego wieczora wymykał się do lasu na spotkania z tajemniczą dziewczyną. Eliza miała gorące usta i chętnie wpuszczała łakome dłonie młodzieńca pod koszulę.

Wiedział, że coś z nią jest nie tak, odkąd spojrzała mu prosto w oczy. Jej źrenice były pionowe jak u gada, a tętno zbyt szybkie. Próbował zachować rozsądek, ale zakochał się w dziewczynie bez pamięci. Przynosił dla niej księgi, które chętnie czytała i suszone daktyle, które uwielbiała. Układał górnolotne wiersze, a ona patrzyła kpiąco, gdy je deklamował.

Czasem znikała na wiele dni i bał się, że odeszła, ale zawsze do niego wracała. Podczas jednego z takich powrotów wyznała mu, że są tacy, którzy na nią polują i zdradziła, jak może ją uratować, gdyby groziło jej niebezpieczeństwo.

Kiedy pod koniec lata przywiązali ją do wysokiego słupa, obłożonego dookoła chrustem, nie zawahał się ani chwili. Pochwycił w garść wróbla, wspiął się na gałęzie i przyłożył jej stworzenie do ust. Ciało dziewczyny zwiotczało natychmiast bez ducha, a wróbel odfrunął ponad dach karczmy.

Zamknęli go za to w lochach, zerwali paznokcie z rąk i straszyli piekłem.

Płakał całymi dniami, wiedząc, jakiego cierpienia przysporzył rodzinie. Nie odważył się rozpaczać po utracie Elizy, chociaż miał wrażenie, że zgubił część siebie. Jakby ktoś wyrwał mu głęboką dziurę w sercu.

Nie pojmował, jak był w stanie dalej żyć. Nie rozumiał, dlaczego królewski kanclerz zainteresował się jego losem, ale z ulgą przyjął oferowany ratunek. Zwłaszcza, że kobiety z rodu Costa znowu miały powód do dumy.

 

 

***

Gnam, ile sił w nogach. Łapię kolejny oddech z takim wysiłkiem, jakby miał być moim ostatnim. Kto wie, może tak właśnie będzie.

Napięte mięśnie palą żywym ogniem. Marzę, by paść na miękki, wilgotny mech. Zaznać ochłody i ulgi nawet na tych kilka uderzeń serca, nim dopadnie mnie pogoń.

Są blisko. Za plecami słyszę chrapliwe oddechy gończych psów. Mimo, że zmęczone, nie mogą się zatrzymać. Woń mojego strachu i krwi płynącej z poszarpanych zadnich nóg, jest silniejsza niż znużenie. Poza tym są jeszcze łowcy. Jak to ludzie, biegną z tyłu, rozkazują psom. Cuchną gniewem, podnieceniem i łakną krwi jeszcze mocniej niż zwierzęta.

– Skręcił w Brzozowy Dukt! – wrzeszczą.

– Postawcie słomiane maty, trzeba zapędzić czorta w jakiś kąt!

Przeskakuję przez płot. Czuję woń ognisk, ludzi i świń. Wiem, że tylko dotarcie do strumienia da mi jakąś szansę na ratunek.

 

 

***

Świtało, kiedy książe pozwolił wreszcie zabrać się do domu. Minionej nocy Arielito zapłacił za roztrzaskany kram z naczyniami, jedwabny kubrak, na który jego pan zechciał zdefekować, oraz za powstrzymanie się od obicia książęcej gęby przez pochodzących aż z Lamorii hazardzistów, których delfin usiłował oszukać. Ponadto wydał sporo dukatów na usługi dziwek płci obojga, bilety na występ kuglarzy oraz zakup następcy niedźwiedzia zastrzelonego z kuszy przez rozdokazywanego Gaspara.

Szli powoli. Arielito obejmował księcia wpół, z lewej dźwigał go posapujący jak miech kowalski Pablo.

– Ciężki jak wór kamieni – stęknął – ale zabawa była przednia!

Arielito westchnął.

W mieście panowało poranne poruszenie. Na brukowanych ulicach mieszali się ci, którzy rozpoczynali pracę, z kończącmi zabawę lub występne zajęcia. Skrzypiały wózki z towarami i żurawie przy studniach, a koguty na wyścigi obwieszczały początek nowego dnia.

Nagle rozległ się hałas, który zagłuszył dźwięki poranka. Od strony lasu biegło wielkie zwierzę, a za nim ujadające psy i krzyczący ludzie.

– Biały jeleń – szeptali poruszeni ludzie.

Zgodnie z legendą taki jeleń przynosił szczęście, temu zwierzęciu najwyraźniej ono nie dopisywało.

 Arielito, obejmując zataczającego się księcia, spojrzał w boczną uliczkę i zobaczył złocistą koronę poroża i jasnokremowe futro. Zwierzę było o krok. Widział pianę na jego bokach, przekrwione oczy i zwisający z boku pyska język.

– Dawaj kuszę – wybełkotał książę, ale obaj zignorowali jego życzenie.

Doskonale wiedzieli, że pijany Gaspar strzelał chętnie i niecelnie. A nie wszystkie straty można załatwić złotem… chociażby stratę własnego życia.

Arielito był łagodnym człowiekiem, unikającym zamieszania i rwetesu, dlatego zdziwił sam siebie, gdy zamiast cofnąć się w boczną uliczkę, czy wręcz ukryć w karczmie, czekał wśród podnieconego tłumu.

Może sprawił to monarszy balast albo obecność Pabla, który i tak chętnie wyśmiewał się z “prawego współoparcia”.

Mimo że brzydził się przemocą, pozostał na miejscu, gapiąc się na zbliżającą się nieuchronnie kaźń szlachetnego zwierzęcia.

Nagle dostrzegł zaplątane w jelenie rogi czerwone pióra i poczuł rosnącą w gardle kolczastą kulę.

 

***

Gapie zagrodzili mi drogę. Nie wyczuwałam wrogości, raczej ciekawość, ale to nie zmieniało faktu, że nie miałam już szans na ucieczkę.

Za moimi plecami psy ujadały przeciągle.

– Zabij odmieńca! – Ktoś wydał rozkaz.

A ja wystrzeliłam do przodu z całą mocą. Skoczyłam pchnięta ostatnim skurczem pękającego serca jelenia. Wysunęłam pazurki i, jak w norkę, wepchałam się w pierwsze napotkane schronienie.

Kręciło mi się w głowie, chciało mi się rzygać i ugięły się pode mną nogi, ale ktoś mnie przytrzymał mocnym ramieniem. Starałem się stawiać kroki, by jak najszybciej odejść z tego miejsca. Łowcy nie byli idiotami i wiedziałem, że szybko zorientują się, iż uciekłem z jelenia. Wtedy od nowa zaczną mnie szukać…

Psy szarpały ścierwo, a my odchodziliśmy kamiennym traktem prowadzącym w stronę pałacu.

Potrzebowałem chwili, żeby przeanalizować informacje.

– Zaprowadzicie mnie do domu?! – spytałem.

– Tak wasza miłość. Nauczyciele księcia czekają już na pewno w komnatach.

Nagle dobiegł do mnie głos Arielito:

– Cieszę się, że wasza miłość ma się dobrze.

– Mnie również to raduje mój drogi – odpadłem, zerkając w oczy zielone jak leśna sadzawka. A on patrzył na mnie uważnie. Widziałem, że radość walczy w nim z obawą. – Na naukę również się cieszę! Trzeba poszerzać horyzonty każdego dnia, w końcu kiedyś zostanę władcą tego pięknego kraju! – wydeklamowałem z entuzjazmem.

– Czytałem o takich przypadkach… – szepnął do siebie.

– Dalej dużo czytasz? – spytałem.

– Za mało odkąd tu jestem… – szepnął i szybko dodał – najmocniej przepraszam.

– Mnie nie musisz przepraszać. Odetchnę i porozmawiamy ponownie – mruknąłem z uśmiechem, starając się go nie przestraszyć. – Kiedy dotrzemy do zamku, chętnie zjem pierogi, dużo pierogów… A potem będziemy żyli długo i szczęśliwie.

– Ale jak?!

– Taki książę jak ja będzie doskonale nadawał się do ciężkiej pracy…

Pablo parsknął, ale zerknąwszy na księcia zamilkł.

Pochyliłem się do Arielita i szepnąłem mu do ucha:

– Możemy czasem używać innego ciała, takiego które sam wybierzesz – kusiłem mrużąc oczy.

Koniec

Komentarze

Hej 

Ciekawy tekst, mówiący o tym, że miłość powinna znieść każdą formę. Choć jestem ciekaw czy Arielita się nie zrazi do formy wybranki, albo czy nie będzie miał w przyszłości, natarczywych skojarzeń z księciem ;). Na ten przykład, szczerze kocham moją żonę, ale też między innymi za jej wygląd ;). A gdyby tak nagle postanowiła zmienić radykalnie formę zewnętrzną, na przykład na męską, to nie wiem, czy nasza miłość by przetrwała taką transformację :D. 

 

Pozdrawiam i klikam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wydaje mi się, że forma cielesna nie jest tu problemem. Choć jak patrzeć z zachwytem na gościa, którym tyle lat się gardziło?;)

Pytanie czy uczucie Arielita na pewno jest odwzajemnione. Może będą sobie rządzili długo i szczęśliwie, choć jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusze mniej optymistyczne zarówno dla miłego Ariela, jak i dla tropionego przez kogoś odmieńca.

Dziękuję za owocną betę, miły komentarz i klika.

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo ciekawe i wciągające opowiadanie. Końcówka zabawna i zaskakująca.

To co zauważyłam, poniżej:

…nie bezpieczeństwo – łącznie

którzy nią polują zdradziła, jak może ją uratować, gdyby groziło jej nie bezpieczeństwo. – brak na

Arielito był łagodnym człowiekiem, unikającym zamieszania i rwetesu, dlatego zdziwił sam siebie, gdy zamiast cofnąć się w boczną uliczkę, czy wręcz ukryć się w karczmie, czekał wśród podnieconego tłumu. – z drugiego się bym zrezygnowała.

Pozdrawiam :)

@Milis cieszę się, że wpadłaś i że przygody Arielita i jego przyjaciół ujęło Cię.

Dziękuję za łapankę i klika.

Lożanka bezprenumeratowa

Wszystko dobre, co się dobrze kończy. A w tym przypadku i królestwo zyskało dobrego następcę tronu, i kochankowie wrócili do siebie. Dobrze się czytało, choć wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

wszyst­ko skoń­czy się do­brze. Chło­piec skoń­czył szko­łę… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Dwo­rza­nie obu­dzi­li księ­cia, na­po­ili go kawą… → Skąd mieli kawę w świecie fantasy?

 

– Je­steś roz­sąd­ny i krzep­ki, masz więc moż­li­wo­ści, by chro­nić Ga­spa­ra przed kon­se­kwen­cja­mi wła­snej głu­po­ty. → Czy dobrze rozumiem, że Arielito miał chronić Gaspara przed konsekwencjami swojej, czyli własnej głupoty?

A może miało być: – Je­steś roz­sąd­ny i krzep­ki, masz więc moż­li­wo­ści, by chro­nić Ga­spa­ra przed kon­se­kwen­cja­mi jego głu­po­ty.

 

a przede wszyst­kim o cze­ko­la­do­wych oczach Elizy. → Skąd w opowiadaniu fantasy wiedziano, jak wygląda kolor czekoladowy?

 

– Teraz Eliza, po­do­ba ci się?. → Po pytajniku nie stawia się kropki.

 

Pró­bo­wał za­cho­wać roz­są­dek,

ale za­ko­chał się w dziew­czy­nie bez pa­mię­ci. → Zbędny enter.

 

Świ­ta­ło, kiedy księ­że po­zwo­lił wresz­cie za­brać się do domu. → Literówka.

 

Arie­li­to obej­mo­wał księ­cia w pół… → Arie­li­to obej­mo­wał księ­cia wpół

https://nck.pl/en/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/w-pol-czy-wpol-

 

zo­ba­czył zło­ci­stą ko­ro­nę rogów… → zo­ba­czył zło­ci­stą ko­ro­nę poroża

 

Za moimi ple­ca­mi psy gul­go­ta­ły ba­so­wo.Gulgotać to mogą indyki, ale nie psy.

Proponuję: Za moimi ple­ca­mi psy warczały ba­so­wo.

 

– Czy­ta­łem o ta­kich przy­pad­kach… – szep­nął sam do sie­bie. → Wystarczy: – Czy­ta­łem o ta­kich przy­pad­kach… – szep­nął do sie­bie.

 

mruk­ną­łem i uśmiech­ną­łem się, sta­ra­jąc się go nie prze­stra­szyć. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …mruk­ną­łem z uśmiechem, sta­ra­jąc się go nie prze­stra­szyć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Ambush!

 

Intrygujace opowiadanie. Poczatkowo zmiany narracji z trzecioosobowej na pierwszoosobową trochę mnie wybijały z rytmu, nie do końca nadążałem też za akcją, ale ostatecznie wszystko ułożyło się w logiczną całość. Fajnie, że kochankowie znowu się odnaleźli, chociaż przeszkody natury fizjonomicznej mogą okazać się dla Arielita nie do przejścia…. ;)

 

Poza tym kupiłaś mnie tytułem opowiadania* oraz pierogami. Pierogi zawsze są cool ;)

 

*tylko teraz muszę wymyślić jeszcze dłuższe xD

 

Pozdrawiam i klikam ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

@Reg dziękuję za miłe słowa i łapankę.

 

Dworzanie obudzili księcia, napoili go kawą… → Skąd mieli kawę w świecie fantasy?

 No skoro mają chleb, mogą mieć i kawę. Klimaty są okołohiszpańskie, więc nie jakiś antyk.

 

 

a przede wszystkim o czekoladowych oczach Elizy. → Skąd w opowiadaniu fantasy wiedziano, jak wygląda kolor czekoladowy?

 Tu będę się bronić kawą????

 

 

@Cezary_cezary, miło mi, że wpadłeś. Choć z takim tytułem, to łaski nie robisz;)

Co do pierogów to zastanów się, jak tam z innymi słabostkami zmiennokształtnych i sprawdź źrenice!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Postawcie słomiany maty

 

Chyba raczej “słomiane maty”.

 

 

Opowiadanko bardzo przyjemne, jak to zwykle u Ciebie, Ambush, napisane lekko, zabawne a przy tym niegłupie.

Trochę mi ta łatwość wchodzenia w nowe ciała tutaj zgrzytnęła – bo istota o takiej mocy już dawno przecież by wybrała ciało jakiegoś władcy za swoje “naczynie”. Poza tym pozostaje niejasność, co się staje z dotychczasowym nosicielem, gdy wiedźma / odmieniec / cokolwiek to jest – przeniesie się do innego?

 

– Możemy czasem używać innego ciała, takiego które sam wybierzesz – kusiłem mrużąc oczy.

 

A co wtedy z ciałem księcia? Czy świadomość księcia wróci do jego ciała i czy będzie świadom tego, że był pod kontrolą odmieńca?

 

Ale mimo tego, że to wygląda na poważną dziurę fabularno-światotwórczą, całość czytało się bardzo dobrze i z chęcią polecam do biblioteki.

 

entropia nigdy nie maleje

Cześć, Ambush. Opowiadania jeszcze nie przeczytałem ale tylko taka drobna uwaga: chleb piekli już starożytni Egipcjanie 2 tysiące lat p.n.e., natomiast kawa przybyła do Europy (czyli między innymi na terytoria Hiszpańskie) na początku XVII wieku. Tak więc chleb a kawę dzieli grubo ponad trzy tysiące lat :)

Interesujący happy end, taki z domieszką niepewności. I o losy związku, który nagle przeskoczył do kategorii mniejszości, i o losy królestwa, którym będzie rządzić jakaś dziwaczna istota. Może nie będzie gorsza od królewicza utracjusza, a może skończy się masakrą…

Babska logika rządzi!

Choć z takim tytułem, to łaski nie robisz;)

Prawda :D

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

@Jim Dotychczasowe naczynia umierały, ale to mogła być kwestia sytuacji. Zakładałam, że Eliza zdoła porzucać księcia na chwilę, zwłaszcza jeśli go czymś znieczuli;) Choć to niekoniecznie jest aż tak szczęśliwe rozwiązanie.

@Realuc Nie po to wprowadziłam sobie stosy, hiszpańskie nazwiska i zdegenerowaną dynastię, żebym nie mogła napić się kawy!;P Niemniej czekam na recenzję po czytaniu;) Choć troszkę zrobiłam spoiler…

@Finka Odczytałaś tak jak chciałam, czyli że żyli długo i szczęśliwie, choć nie wiadomo czy wszyscy i czy na pewno;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

No skoro mają chleb, mogą mieć i kawę. Kli­ma­ty są oko­ło­hisz­pań­skie, więc nie jakiś antyk.

Amush, antyk nie, ale historie fantasy z reguły dzieją zwykle się w czasach porównywalnych z europejskim średniowieczem, a wtedy, także w krajach, jak je nazywasz, okołohiszpańskich, kawy jeszcze nie pijano nawet na dworach królewskich.

Natomiast Twój argument, że skoro mieli chleb, mogli mieć i kawę, uważam za absurdalny – między chlebem i kawą nie widzę żadnej zależności, jako że chleb (rzecz jasna bardzo różniący się zarówno od znanego nam dzisiaj, jak i średniowiecznego) wypiekano od zawsze, natomiast kawa trafiła do Europy w początkach XVII wieku, czyli zdecydowanie po średniowieczu.

A przecież księciu mógł być podawany napar z dostępnych wtedy ziół (mięta, rumianek, melisa), w jakimś stopniu niwelujący kaca i przywracający go do stanu jakiej takiej używalności.

 

Tu będę się bronić kawą????

Do wyprodukowania czekolady konieczne są ziarna kakaowca, a tych w średniowieczu, w krajach okołohiszpańskich nie znano, albowiem to Krzysztof Kolumb, odkrywszy Amerykę, przywiózł je do Europy. Napój z roztartych ziaren kakaowca, wody i cukru zaczęto pić w Europie XVII wieku. Z tego co wiem, pierwszą czekoladę wyprodukowano w początkach XVIII wieku, więc porównani koloru oczu Elizy do barwy czekolady w Twoim opowiadaniu nie mogło mieć miejsca, zwłaszcza że wtedy nie znano jeszcze maszyn do produkcji czekolady.

No, chyba że będziesz twierdzić, że to Twój świat i właśnie tak go sobie wymyśliłaś, to zgoda – nic mi do świata wymyślonego, niech sobie istnieje. Szkoda tylko, że w tej sytuacji w pewien sposób staje się mało wiarygodny.

A przecież oczy Elizy mogły mieć barwę kasztanów…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ale Reg czas płonących stosów w Hiszpanii zbiega się niemal idealnie z odkryciem Nowego Świata.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, ale oznaczyłaś opowiadanie tagiem FANTASY, więc spodziewałam się realiów średniowiecza. Czas płonących stosów to nie tylko średniowiecze, stosy płonęły także później. To nie płonące stosy wyznaczają tu ramy czasowe opowiadania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, ale quasiśredniowiecze to typowa dla fantasy epoka, jednak wcale nie obowiązkowa. Można pisać fantasy w starożytności, a można i współczesne.

Babska logika rządzi!

Ok, przeczytałem.

I podobało się.

Czytało się lekko i przyjemnie i choć podczas lektury nie doświadczyłem większych fajerwerków, tak końcówka okazała się pozytywnym zaskoczeniem.

Co do dyskusji na temat chleba i kawy. Widzę, że Reg podała ten sam argument, co ja wyżej. 

Mnie generalnie chodziło o to, że chleb i kawę dzieli tak wielki okres historyczny, że argument, iż jedli chleb, to i mogli pić kawę, niestety nie działa zupełnie.

Niemniej jednak po przeczytaniu opowiadania stwierdzam, że mimo, iż to świat fantasy, to nie określiłaś jego jasnych ram i wiele określeń, choćby opisy ubioru, świadczą o tym, że jednak celowałaś w czasy późniejsze niż średniowiecze. W związku z tym jestem gdzieś w rozkroku pomiędzy Twoimi argumentami a argumentami Reg – z jednej strony wiarygodność świata jest ważna, z drugiej nie byłbym w stanie jasno stwierdzić, że w Twoim świecie pojawienie się kawy tę wiarygodność zaburza.

Niemniej jednak pomijając czekoladowo kawowe kwestie, klikałbym, gdyby jeszcze trza było :) 

 

Reg, ale quasiśredniowiecze to typowa dla fantasy epoka, jednak wcale nie obowiązkowa. Można pisać fantasy w starożytności, a można i współczesne.

Zgadzam się z Finklą, choć rzeczywiście z góry fantasy szufladkujemy do konkretnego okresu historycznego (nie bez powodu). Każdy ma więc swoją rację, dać se po razie i rozejm :)

No tym fantasy mnie przekonałaś;)

Lożanka bezprenumeratowa

Finklo, Realucu – pełna zgoda, ale kiedy czytam w opowiadaniu, że w użyciu były kusze, nie umiem zobaczyć obok nich kawy i czekolady. ;(

 

Ambush – miło mi. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg,

kusze na ziemiach Europejskich używano jeszcze w XVI wieku, tuż przed wprowadzeniem na pola bitew broni palnej, natomiast na wschodzie (na terytorium Chin) nawet do wieku XIX (wersje zautomatyzowane).

A Gwardia Szwajcarska chyba ciągle trzyma halabardy, więc tradycją można tłumaczyć wszystko…

Babska logika rządzi!

Choć jestem wymieniony jako betujący to nie za wiele wniosłem do tekstu, w zasadzie to… nic xD na usprawiedliwienie dodam, że po prostu nie zauważyłem, kiedy wróciłaś z rozszerzoną wersją tekstu :(

 

Co do opowiadania, to podobało mi się. Dobrze opowieści zrobiło rozbudowanie tekstu. Wciągająca historia z bardzo dobrym zakończeniem. Ostatnia wypowiedź rewelacja ;))

 

Kliknąłbym, ale już po zawodach (wow jak szybko).

Fajnie się czytało, mimo tak długiego tytuł. Intrygujący finał wyjaśniający tytuł. Pozdrowienia. :)

Cześć, Ambush. Podobało mi się. Nawet śmierć ich nie rozdzieliła. Ciekawy pomysł z zastosowaniem wcielania się. Arielito – romantyk piszący wiersze, któremu z miłości odebrało rozsądek… rozumiem go. Nie wiem, jak Arielito przyjmie zmianę z żeńskiej na męską, czy aby sobie z tym poradzi. Pozdrawiam.

@Grzelulukas to trochę moja wina, bo niecierpliwość nie pozwoliła mi czekać na Twoje poprawki. Liczyłam po prostu, że pod koniec weekendu więcej osób wpadnie, niż po powrocie do kieratu codzienności. Niemniej jednak byłeś jednym z trzech, którzy zachęcili mnie do rozbudowania historyjki.

 

@Koala75 Cieszę się, że opłaciło się zaryzykować z “cesarskim tytułem”;)

@Hesket, w sumie ona nie umarła, za każdym razem znajdowała nowego hmm żywiciela, czy naczynie na siebie. Cóż, pod postacią księcia Eliza pewnie nie będzie tak atrakcyjna, ale na pewno coś wymyślą!;) Cieszę się, że wpadłeś.

Lożanka bezprenumeratowa

kusze na ziemiach Europejskich używano jeszcze w XVI wieku, tuż przed wprowadzeniem na pola bitew broni palnej, natomiast na wschodzie (na terytorium Chin) nawet do wieku XIX…

Realucu, dziękuję za informację o kuszach, ale chciałabym nadmienić, że Chiny nie leżą w Europie.

 

A Gwardia Szwajcarska chyba ciągle trzyma halabardy, więc tradycją można tłumaczyć wszystko…

Finklo, nie zwykłam sobie niczego tłumaczyć zwyczajami Gwardii Papieskiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Realucu, dziękuję za informację o kuszach, ale chciałabym nadmienić, że Chiny nie leżą w Europie.

Jasne, nie miałem zamiaru przekonać Cię co do tego, że jest inaczej.

Moim zamiarem było natomiast ukazać, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jeśli w tekście pojawiła się kusza, ok, naprowadza nas to poniekąd na pewien okres historyczny, ale z drugiej strony w tym samym tekście mamy inne określenia (jak choćby wspomniane przeze mnie elementy ubioru), które sugerują o innym okresie, w który celowała Autorka.

 Po prostu według mnie tekst nie jest jasno osadzony w żadnym konkretnym przedziale, tak więc tym samym trudno zarzucać mu, że nie trzyma się średniowiecznych realiów, skoro wcale takiego zamiaru nie miał. 

Owa kusza może i wprowadzać małą konsternację, ale według mojej subiektywnej opinii to za mało. Gdyby w tekście było więcej, nazwijmy to, średniowiecznych elementów, ok, wówczas kawa czy czekolada również mocno by mnie raziły. Ale jednak więcej jest tych sugerujących, że obracamy się wokół nieco innej epoki.

Zresztą, czy mało jest światów fantasy/SF w których występują elementy średniowieczne? Jeśli otworzyłbym losowy fragment Diuny i akurat przeczytałbym fragment, w którym walczą na miecze, miałbym z góry uznać, że świat ten powinien w całości obracać się w średniowiecznych klimatach, tak więc podróże międzyplanetarne byłyby wówczas brakiem wiarygodności?

Reg, ja oczywiście rozumiem Twoje spostrzeżenia i się w dużym stopniu pod nimi już wyżej podpisałem, bo cenię sobie wiarygodność w tekstach tak jak i Ty. Tak mnie tylko wzięło na noc na małe rozkminy, nie próbuję w żaden sposób przekazać, że jesteś w błędzie czy coś, więc mam nadzieję, że nie odbierzesz źle tego, co napisałem :)

W scenie walki z Diuny pewnie byłyby uwagi na temat tarczy, która zatrzymuje zbyt szybko poruszające się obiekty. ;-) Ale tak, tam świat jest w dużym stopniu feudalny.

Babska logika rządzi!

Realucu, jestem Ci naprawdę wdzięczna zarówno za twórcze podejście do sprawy, jak i obszerną wypowiedź. I, rzecz jasna, nie mam Ci niczego za złe. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Choć to niekoniecznie jest aż tak szczęśliwe rozwiązanie.

 

Miałem nadzieję, że ta słodziutka sielanka jest czymś przełamana ;-)

entropia nigdy nie maleje

Hej, Ambush!

Przyjemnie czytało się Twoje opowiadanie. Podobała mi się postać Arielita (szczególnie opis jego uczuć), atmosfera dworu i element magiczny. Zgrabne zakończenie i intrygujące spojrzenie na miłość pomiędzy bohaterami.

Zaciekawiła mnie podróż Arielita, ze szkoły do lochu i z lochu (bez paznokci) na dwór królewski. Zabrakło mi wyjaśnienia, jak chłopiec przekonał do siebie kanclerza. Skoro bowiem był skazany za ciężkie, jak można przypuszczać po rodzaju kary, przestępstwo – to żaden szanowany polityk nie ryzykowałby swojej reputacji, aby wyciągać delikwenta z więzienia i powierzać mu opieki nad następcą tronu. Chyba, że delikwent czymś niezwykłym sobie na to zasłużył.

 

Kilka szczegółów:

Arielita wychowywały kobiety. Babka – kobieta surowa i bogobojna, matka – także wdowa, nieustannie opłakująca poległego męża

Czy to znaczy, że babka również byłą wdową? Zaciąłem się na tym zdaniu. Może lepiej zrezygnować ze słowa „także”?

– Nie martwi waszej miłości przyszłość… – pytał czasem, gdy się ośmielił.

– Musimy mieć nadzieję, że kiedy się wyszumi, Gaspar okaże się roztropnym władcą – odpowiadał niezmiennie kanclerz, karcąc młodzieńca wzrokiem.

Takie ułożenie dialogu sugeruje, że kanclerz zawsze odpowiadał tym samym zdaniem i zawsze karcił Arielita wzrokiem. Jeśli kanclerz miał zawsze taką samą odpowiedź, może lepiej, gdyby była ona bardziej ogólna, np. „Nie tobie martwić się o przyszłość” albo „Ludzie dorastają, nawet książęta”.

Mimo, że zmęczone nie mogą się zatrzymać.

Dałbym przecinek po „zmęczone“.

oszukanych graczy w karty

Może lepiej: „oszukanych karciarzy”?

Na brukowanych ulicach mieszali się ci, którzy rozpoczynali pracę, oraz kończący zabawę lub występne zajęcia.

Może: Na brukowanych ulicach mieszali się ci, którzy rozpoczynali pracę, z tymi, kończącymi zabawę lub występne zajęcia.

Widziałem że radość walczy w nim z obawą

Zgubił się przecinek po „Wiedziałem“.

Pozdrawiam!

smiley

Nie cierpię fantasy (oraz typowych bajek) od dzieciństwa, heh.

To teraz mogę się spokojnie powyżywać… Dla przypomnienia:

Fantasy – gatunek literacki lub filmowy używający magicznych i innych nadprzyrodzonych form, motywów, jako pierwszorzędnego składnika fabuły, myśli przewodniej, czasu, miejsca akcji, postaci i okoliczności zdarzeń.

(Wiki)

To, że współcześnie gatunek wydaje się zdominowany przez mediewistykę nie oznacza,

że to jedyny słuszny kierunek. Skoro kosmata, wielka małpa może sterować gwiezdnym

myśliwcem to i czekoladowe oczy zapatrzone w kawę w czasach przedkolumbijskich

też się mieszczą w konwencji. I znikają kwasy. Jednak próżnia absolutna to stan abstrakcyjny

 – pozostają więc zasady (heh, strasznie mi się podoba ta zbitka słowna):

pochrapując i gwiżdżąc przez nos.

To już chyba wbrew zasadom magii, przydał by się tag: absurd

zbliżającą się nieuchronnie kaźnię

Kaźń 

Tak, pozostaje nierozwiązany do końca problem kolejnych nosicieli. ale tak to bywa

w świecie fantasy…

smiley

 

 

dum spiro spero

Reg, Finklo, Relucu, Fascynatorze jakże mi miło, że mój mały tekścik wywołał tak ciekawą dyskusję.

Tomaszu.Fromaszu Miło mi, że wpadłeś i że opowiadanie Ci się spodobało.

 

 

Arielita wychowywały kobiety. Babka – kobieta surowa i bogobojna, matka – także wdowa, nieustannie opłakująca poległego męża

Czy to znaczy, że babka również byłą wdową? Zaciąłem się na tym zdaniu. Może lepiej zrezygnować ze słowa „także”?

 

Chodziło mi o to, że kobiety były samotne i naznaczone piętnem nieszczęść, przez mężczyzn swojego życia. Arielito miał dobre serduszko i chciał być inny.

 

Błędy poprawiłam.

 

Facynatorze, ale czemu to takie fajne tematy i do tego brodate krasnoludki!;)

Lożanka bezprenumeratowa

smiley

To z przekory…

wink

dum spiro spero

Fajne opowiadanie. Zakończenie dość zaskakujące. Pozdrawiam :)

Miło mi Corrin, fajnie że wpadłeś.

Lożanka bezprenumeratowa

Dobrze się czytało, choć pierwsza zmiana narracji wpędziła mnie w chwilową dezorientację. Czy można liczyć, że c.d.n.?

E.

Kolejka opowiadań, które będę kontynuować jest zbliżona do liczby słów “mama”, które słyszę dziennie;)

Niemniej o Cesarzowo dzięki za przybycie;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ciekawe opowiadanie, choć na początku wdarło się streszczenie i w sumie po lekturze całości nie jestem pewna, czy tak dokładne opisywanie życiorysu Arielito było tutaj potrzebne. Ogółem jednak tekst mi się podobał. Bardzo ładne opisy, które wypadły płynnie i doskonale ubarwiły opowiadanie. Podobało mi się też dążenie do finału z dwóch różnych punktów widzenia, które z początku nie wydawały się w żaden sposób ze sobą związane. Wątek romantyczny wypadł intrygująco, nic tu nie jest oczywiste, ale tak jest ciekawiej. Całość spójna, a historia przedstawiona w niecodzienny sposób. 

Cześć!

 

Ciekawy tekst, zdecydowanie fantastyczny, historia miłości niewinnego młodzieńca z… kimś ciekawym. Tutaj nieźle wypadł zabieg z powstrzymaniem się od infodumpu, czytelnik wie dokładnie tyle, ile powinien, by wszystko zrozumieć. Jest ciekawie, choć miejscami sporo nitek trzeba łączyć. Bardzo dobrze oddałaś perspektywę postaci, bohaterowie wypadli przekonująco, kupuję, role lewego i prawego dodały humoru, jednocześnie pozwalając na rozsypanie okruszków w toczącej się opowieści. Końcówka wypadła nader rubasznie, zwłaszcza “opcja” na zmianę ciała, które bohater będzie mógł wybrać (byle nie za często, bo królestwo upadnie). Taka przypowiastka o tym, że miłość – w pewnych warunkach – nie rdzewieje. Lekkie, dobre, barwnie napisane. Chcę więcej!

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

@Sonato dziękuję za wizytę i miłą recenzję. Początkowo napisałam króciaka, bez żadnych wstępów, jedynie końcowa scena, ale wtedy jednak nie było takiej głębi.

 

@krar85 Nie myślałam nawet o efekcie Coolidg’a;) Chodziło mi jedynie o to, że rozochocony książę, mógłby odstręczać Arielita. A w końcu to, kimkolwiek jest, nie jest głupie i ma swoje plany. Dzięki za wizytę i cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka