Magnes z napisem “Delirium”, ozdobiony obrazkiem sępa (wsuwającego ciastka z cannabisem) i wiaderka z lodem i szampanem, obok którego stały dwa kieliszki z musującym trunkiem, przytrzymywał fiszki na drzwiach lodówki. Po wewnętrznej stronie drzwi taki sam szampan dostojnie tracił bąbelki, natomiast dużo powyżej rodzinka jajek popiskiwała w podnieceniu:
– To już niedługo! – powiedziało największe i najciemniejsze jajko.
– Tak, niedługo! – zawtórowały mu pozostałe.
– Co się dzieje? – spytał zaspany Plasterek Sera (tak, z tych Serów).
Oba wina – to tańsze (ale dobre, bo dobre i tanie) i to droższe (nieco gorsze, a nawet gorszące), nie mówiąc już o statecznym szampanie – nie odpowiedziały nic.
– Co się dzieje? – powtórzył Ser.
– Pomidor – odparła zagadkowo Maślanka.
Pomidor nie raczył odpowiedzieć. Jak to pomidor.
Plasterek Sera zwrócił się w drugą stronę, tam w otchłani spirytusów i wódek stały ciastka podobne do tych, którymi zajadał się sęp. Ciastka te miały kształt buldogów i ciemnozieloną barwę (zresztą, ktoś napisał koślawym pismem na opakowaniu: “buldogi z kosmosu”). Część z nich, wysypana z opakowania, leżała na spodku, w koszulkach koloru khaki.
– Co się dzieje? – powtórzył Ser tym razem do leżakujących zielonych ciastek.
– Ye, Ser! – jeden z buldogów wyprostował się służbiście.
– No, Ser! – stanął do raportu drugi.
– Affirmative! – dodał trzeci.
– Afirmacja, incepcja, transcendencja! – dokończył piąty, bo czwarty uparcie milczał.
– Halucynacja, hemoglobina, dwutlenek węgla… Takaaa sytuacja… – podsumował nasączony kwasem znaczek przylepiony do opakowania kosmicznych buldogów.
Zrezygnowany Plasterek zwrócił się ku Parówkom.
– A wy mi cokolwiek odpowiecie?
– A to ty nie wiesz? – spytała Mama Parówka.
– No jasne, że nie wie, skarbie – wtrącił łagodnie Tata Parówek. – Panie Plasterek, już za chwilę ta chwila, że tak przychwilę chwilowo.
– Tata to wielki poeta! – wykrzyknęło najmłodsze Parówiątko.
– Się wie! – wypiął dumnie pierś Tata. Pierś z kurczaka gniewnie syknęła:
– Zboczeniec!
– Nowobogaccy – z pogardą podsumowała jedna z Rzodkiewek.
– Tyle gadania, a nikt panu Plasterkowi nie wytłumaczył, o co chodzi – rozpoczął Twaróg tonem wykładu. – A przecież chodzi tu o rzeczy najważniejsze. Imponderabilia.
– Imponentekstylia? Pan mnie obraża?
– Pan, panie Plasterku – wtrącił, noszący z dumą na wieczku nalepkę DG, wikary Majonez – za bardzo skupiony jest na doczesności. Na swoim kąciku w lodówce. By było wygodnie, ciemno i zimno. Prawda?
– A komu to szkodzi? – zirytował się Plasterek.
– Panu! Panu szkodzi! Panu naszemu na wysokościach!
– A niby w czym?
– Już wkrótce pan się przekona, panie Plasterek – ciągnął wikary – wybrani zostaną tylko ci, co zasłużyli. Pamięta pan rodzinkę Malin? I gdzie są teraz? Ha?
Zaintonował na nutę psalmu:
…też żyły tak znośnie, tak znośnie,
tak niewidocznie i bezgłośnie,
nie usłyszy o nich świat
żyły i pomarły
do tylnej ściany przywarły
i zgniły
– O czym wy wszyscy bajdurzycie? – Plasterek był już całkiem wkurzony.
Tata Parówek zaśmiał się:
– O tej cudownej chwili, gdy drzwi lodówki się otworzą, niedowiarku!
– Ależ ja wcale nie niedowierzam, że się otworzą, tylko nie wiem o co tyle szumu? Otworzą się i cóż? Otworzą, zamkną, ktoś tam zniknie.
– Zniknie? – spytał wikary Majonez – Zniknie? Jak możesz tak mówić, bluźnierco! Przecież to przejście do kolejnego, lepszego życia!
– A czy ktoś to lepsze życie widział?
– Bluźnierco, bluźnierco, po trzykroć bluźnierco!
Wikary odwrócił się ku Plasterkowi nagle i z pasją, wykrzyknął mu prosto w żółtą skórkę:
– Zobaczysz! Wkrótce Wybory! I może ciebie wybiorą!
– Jego?! Też coś! – rzuciły chórkiem owoce z dolnej półki. – To by była skrajna niesprawiedliwość!
– Niezbadane są wyroki Pana – zganił je wikary.
– A jeśli po drugiej stronie niczego nie ma? – spytał Plasterek.
– Jak to? Przecież sam widziałeś światło. Wszyscy widzieli, prawda?
– Prawda!
– Lodówka się otwiera i zapala się cudowne światło!
– Światło nowego życia!
– A co, jeżeli, tam na zewnątrz nic dobrego nas nie czeka? – Plasterek nie dał się zakrzyczeć. – Czy ktokolwiek stamtąd wrócił, by opowiedzieć, jak tam jest? Co to zresztą za Wybory, skoro my nie mamy żadnego wyboru? Możemy tylko czekać, aż nas wybiorą lub nie, jak te biedne Maliny. Czy one były cokolwiek winne temu, że zgniły?
– Ocet był winny! – wykrzyknęła Truskawka.
Majonez aż się zapowietrzył na takie herezje.
– Ponoć – wtrącił Twaróg – są na świecie istoty, które mogą wybierać. Ale jestem pewien, że i my na ten Wybór mamy wpływ.
– Jaki? – Plasterek był coraz bardziej zrozpaczony. – Jak mogę wpłynąć na istoty poza naszą możliwością pojmowania, o tyle od nas potężniejsze, że są w stanie otwierać lodówkę?
Twaróg zasępił się, ale tylko na chwilę:
– Drogi chłopcze, możesz spróbować być najlepszym Serem, jakim być potrafisz. I liczyć na to, że oni to dostrzegą i cię wybiorą.
– Byle tylko im się chciało chcieć – dodał Tata Parówek.
– Chciało chcieć? To jakiś nowy wiersz?
– Wiersz stary jak świat. Bo jeśli oni nie zdecydują, by pójść i wybrać, to nikt za nich tego nie zrobi. I nie będzie żadnej przyszłości.
– Oby przy niedzieli się wypowiedzieli! – zaintonował wikary Majonez.
Rzodkiewki chórem:
– Amon.
– Ra! – zakrakał sęp z magnesu, który w międzyczasie zmienił się w magnez i zapłonął.
Tymczasem buldogi z kosmosu władowały cały spirytus do spodka i nie chcąc czekać na Wybory, z soczystym, staropolskim, choć już w całym kosmosie znanym wyrazem na ustach, z zębami wyszczerzonymi w uśmiechu, skreśliły na tylnej ścianie lodówki gwiazdę ośmioramienną, czym otwarły międzywymiarowy portal i odleciały do krajów o cieplejszym klimacie (politycznym).