Między plażą a cmentarzem jest taka różnica, że na cmentarz żywych wpuszczają za darmo, a z plaży martwych tylko wynoszą – Mistrz Miłomiriusz
Te słowa mojego mistrza przypominają nam nie tylko o kruchości ludzkiej egzystencji, ale też o problemach każdego człowieka, którego nie stać na ugaszenie wewnętrznego płomienia miłości. Zawsze powtarzam uczniom, że jeżeli planujemy zaprosić wybrankę w miejsce niedrogie lub zwyczajnie zupełnie nieodpłatne, należy zastosować trik niedostępności. Przy odpowiednim zachowaniu byle krzak stanie się dla niej łożem ostatecznym. Nic jednak nie pomoże kochankowi, który zaciąga dług u potężnego maga… Niech ta historia będzie przestrogą w moim skromnym dziełku.
***
Zacznijmy od początku… Andrzej, drobny adept sztuki magicznej zauważył, że nie ma przy sobie żadnych pieniędzy, ale nauka oszczędności była w nim silna. Szedł właśnie ze swoją Alicją na wystawny bal, mijając pustą łąkę, na której nie było nawet drzewa. Powiedział spokojnie do coraz bardziej rozpalonej ukochanej:
– Alicjo, może spróbujemy wejść tutaj na trawkę?
Alicja zdenerwowana odpowiedziała:
– Sam sobie właź! Idziemy na bal, w takim miejscu można się ubrudzić i nałapać jakichś robali!
Andrzej wpadł na pomysł. Drwił z Alicji i pokazywał, że nie jest w stanie wejść na łąkę. Skakał i udawał, że się odbija od powietrza, boleśnie lądując na ścieżce, którą wcześniej szli. Alicja, zupełnie wściekła, zeszła ze ścieżki i stając naprzeciwko Andrzeja wykrzyczała:
– I co durny pajacu!? Weszłam. Co dalej?
Andrzej dalej próbował skoczyć, bez sukcesu. Upadał na ziemię obolały. Alicja ze wściekłością chciała trzepnąć chłopaka w twarz, ale zamiast twarzy, poczuła coś twardego. Jej ręka odbiła się od powietrza. Andrzej otworzył szeroko oczy. Alicja widziała, że już nie żartuje. Wykrzyczała ze śmiechem:
– No co jest czarodzieju!? Sam sobie klatkę wybudowałeś?
Rozjuszona wpadła na pomysł. Zaczęła powoli odsłaniać dekolt. Jej kochanek spoglądał przez barierę, jak piersi pochylonej ukochanej opadają tuż przy pępku. Alicja wystawiła lekko język, uśmiechając się. Zrozpaczony Andrzej znowu chciał wskoczyć na pole, ale bez skutku. Opadł na ziemię, uderzając się w łokieć. Leżąc w boleściach, obserwował na wpół nagą Alicję, która stojąc teraz tyłem, zaczęła opuszczać suknię w dół. Krzyknęła jeszcze:
– Andrzejku, wskakuj na pole! Szybciej. Masz tylko chwilę, a potem ucieknę.
***
Andrzejowi udało się odwrócić uwagę partnerki od kosztownej zabawy na balu. Niestety, młody adept magii zapomniał, że nie jest zwykłym człowiekiem i przypadkiem stosując sugestywne sztuczki, może doprowadzić do prawdziwego dramatu. Lepiej podejść do sprawy klasycznie i uczciwie. Ja widziałem Alicję bardzo dobrze. Tak się składało, że siedziałem ukryty w krzaku i to za moją sprawą bariera faktycznie się pojawiła, oddzielając łąkę od ścieżki. Andrzej był mi winien pieniądze za napoje miłości, które dostawał na zeszyt. Przy ostatniej wizycie dałem mu kilka rad i w ten sposób wpadł w moją pułapkę. Jak sądzicie? Czy mistrz podrywu sam nie osiągnął najwyższego poziomu uroku?
***
Wstałem zza krzaka i podszedłem do nagiej Alicji. Powiedziałem:
– I co? Widzisz!? Udało mi się, jesteśmy na polu. Ubierz się, bo zmarzniesz.
Alicja zdziwiła się, a nawet wściekła.
– Jak to mam się ubrać!? Jestem taka rozpalona, już rozebrana. Zerknij na moje piersi, biodra!
Alicja zakołysała się lekko, przesuwając włosy do przodu, okrywając się nimi od szyi aż po pępek. Wiatr lekko rozwiewał je na boki. Zbliżyła się do mnie, a stojący za nią Andrzej otworzył usta w niemym krzyku. Zamiast mnie, widział siebie. To samo widziała Alicja. Przyłożyłem palec do ust w geście uciszenia i spojrzałem na chłopaka z powagą. Wymówiłem szeptem zaklęcie i wykonałem gest magiczny. Gdy byłem w połowie inkantacji, nagle Alicja złapała mnie za rękę i przysunęła ją ku sobie. Poczułem gładką skórę, drobne włoski i przerażony wyrwałem się, myląc zaklęcie. Andrzej padł na ścieżkę. Po chwili wstał i beknął:
– Beee, beee!
Zamieniłem go przypadkowo w hybrydę barana i człowieka. Z jego brązowych włosów wyłoniły się rogi. Nagle cofnął się kilka kroków, rozbiegł się i przywalił głową w barierę. Alicja, nie patrząc do tyłu, znowu próbowała się zbliżyć. Powiedziała:
– Co ty wyprawiasz idioto? Nie masz w ogóle podejścia do kobiet! Bądź dorosły!
Zdenerwowałem się, muszę to przyznać. Bardzo dobrze wiem jak postępować z kobietami, jestem w końcu nauczycielem w tej dziedzinie. Jednak nigdy nie uważałem, że dług pieniężny powinien zostać spłacony w tak niegodny sposób. Wystarczyło mi tylko pokazać dłużnikowi, że nieszanowanie mojego fachu może skończyć się źle. Gdy Andrzej leżał na ziemi, dotknąłem brzucha zupełnie nagiej Alicji. Próbowała przesunąć moją rękę nieco niżej, śmiejąc się diabelnie. Szepnąłem jej jednak na ucho, żeby się nie ruszała:
– Alicjo, nie ruszaj się przez chwilę. Mnie taka zabawa najbardziej cieszy. Daj mi poczekać, aż sama wiesz…
I wtedy wyszeptałem zaklęcie brzmiące jak miłosne wyznanie. Poczułem jak ciało Alicji staje się nieco chłodniejsze. Po chwili spojrzałem jej w oczy. Ogień i cała zadziorność zaniknęła. Jej wzrok był spokojny i przenikliwy. Odsunąłem się i powiedziałem:
– Alicjo, ubierz się proszę. Pójdziemy na bal.
Dziewczyna znużona wciągnęła na siebie bieliznę i suknię. Syknęła jeszcze jak dogasająca świeca:
– Nie wiem co zrobiłeś, ale już mi się nie chce. Sam rozumiesz… Ale może wieczorem coś się zdarzy między nami!
Alicja dogasła, ponieważ dobry nauczyciel miłości musi umieć wygasić ogień, który rozpala. Mam swoje zasady i gdy jakiś uczeń za szybko pojmuje moje rady, muszę wydłużać lekcje, żeby wyjść na swoje. Gdy obserwuję postępy uczniów, czasem w stroju kmiecia podchodzę do wybranki, łapię ją za tyłek, biodra lub brzuch i wypowiadam zaklęcie ostudzenia żądzy, po czym znikam niczym zjawa. Gdy już uczeń zapłaci satysfakcjonującą kwotę, zaprzestaję sztuczek. Podszedłem do Alicji, zakryłem jej oczy i szepnąłem:
– Pięknie pachną twoje włosy, ale to jak je rozpuściłaś stojąc cała taka wspaniała wielce mnie uradowało. Pozwól mi chwilę się nacieszyć.
Drugą ręką wymachiwałem, żeby odwrócić czar rzucony na biednego Andrzeja. Gdy już leżał zupełnie zdrowy i ludzki, zlikwidowałem niewidzialną barierę. Pociągnąłem Alicję ze sobą i powiedziałem:
– A co jeśli za chwilę znów zapłoniesz?
Porwałem ją ku ziemi i w ostatnim momencie opuściłem na prawdziwego Andrzeja.
– Pocałuj mnie – szepnąłem.
Stałem już za nią, obserwując jak całuje leżącego kochanka. Kiedy wstali, Andrzej zobaczył mnie i uśmiechnął się, sądząc, że całe zamieszanie było tylko częścią umowy.
– Andrzeju, miło cię widzieć – powiedziałem.
Kiedy mnie mijali, szepnąłem mu na ucho:
– Jeśli chcesz zachować Alicję dla siebie, pamiętaj, że moje nauki mają swoją cenę.
Po tych słowach rozpłynąłem się w powietrzu. Andrzej jeszcze tego samego dnia przybiegł do mnie z workiem pieniędzy, uznając, że lepiej wydrzeć złoto swojemu skąpemu ojcu niż mistrzowi miłości.