Motto:
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Paweł z Tarsu
Pojedynek rycerski dobiegał końca. Zgromadzeni nie mieli żadnych wątpliwości, że zwycięzcą znowu będzie sławny sir Selkareh, nieustraszony książę greckich Bet.
– Oto mój bohater! To o moją cześć walczy w każdym turnieju. To o moje względy zabiega. Tylko mnie kocha! Zawsze tylko mnie! – powtarzała nieustannie księżna Arinajed, spoglądając z wyższością na siedzące wokół placu damy dworu.
Tymczasem niespodziewanie przeciwnik uderzył go kopią w samą pierś, zniekształcając część rycerskiej zbroi i zagłębiając się metalowym ostrzem w przedramieniu. Zepchnął księcia z konia. Tarcza oraz broń upadły nieopodal.
– Pani, sir Selkareh jest ranny! – zwrócił uwagę chełpliwej księżnej ktoś z tłumu, przerywając jej ciągłe demonstracje.
Zaskoczona dama serca obalonego bohatera spojrzała nań i zemdlała.
W dłoni przebiegłego rycerza bitewna kopia przemieniła się w miecz. Podjechawszy bliżej, rywal księcia zamachnął się, próbując ściąć głowę zamroczonego. Tłum wstrzymał oddech.
Zuchwały kawaler odrzucił hełm i uśmiechnął się złośliwie, przekonany o swym rychłym zwycięstwie. Siwiejąca, szczeciniasta broda oraz liczne zmarszczki na poczerniałej twarzy dodawały upiornego wyglądu, kiedy stał z podniesionym ostrzem nad leżącym.
Następca tronu Bet błyskawicznie jednak oprzytomniał, powstał z trudem, zdjął hełm i spojrzał śmiało w oczy wroga.
– Walczysz z honorem, jak na rycerza przystało? – zapytał.
Tamten wymierzył miecz, jednocześnie próbując ze swego medalionu wylać nań kroplę trującej żółci magicznego potwora, Ardyhy.
– Ten przebrzydły sir Sossen ponownie używa czarów! – zaklęła pod nosem siedząca obok lady Ebeh, mrużąc popielate oczy. – Niedoczekanie!
Ukradkiem otwarła swój czarodziejski pierścień, z którego ku zdradzieckiemu rycerzowi popłynęła niewidoczna dla oczu śmiertelników, zwiewna smużka ni to mgły, ni to wonnego oparu.
Nim jednak dotarła do pojedynkujących się rycerzy, koń Sossena nieoczekiwanie parsknął i zrzucił jeźdźca. Miecz wypadł z dłoni czarownika.
Poraniony sir Selkareh podszedł i przyłożył leżącemu porzucone ostrze do nagiej szyi, rozcinając przypadkowo medalion. Trująca żółć spłynęła na skórę tchórzliwego rycerza.
– A więc nie znasz pojęcia honoru – powiedział z uśmiechem zwycięzca. Na tarczy przegranego pojawiło się odwrócone imię Nessos, lecz litery szybko rozmazały się.
Tłum wiwatował na cześć księcia Bet.
Nikt nie zauważył, że wstający z trudem z ziemi i złorzeczący Nessos, którego ciało trawiła już trucizna, po odczarowaniu dosiada ponownie swego konia, zrastając się z nim i zmieniając w centaura. Szybko zniknął za najbliższym namiotem.
Tymczasem ocucona Arinajed rzuciła białą chusteczkę, którą zwycięzca zręcznie złapał, a następnie przyłożył do ust i ukłonił się. Złotowłosa piękność skryła twarz za rozłożystym wachlarzem. Rozglądała się przy tym z dumą po rozentuzjazmowanej widowni, szczególnie innych damach. Znów wykrzykiwała słowa o oddaniu i wierności bohatera wobec niej. Nie zwracała uwagi na osłabienie i głębokie rany oddalającego się Selkarehena. Ten tymczasem odszedł ku medykom, z trudem opierając się o ramiona wiernego giermka.
Ebeh przymknęła powieki, tłumiąc łzy. Ileż by dała, aby ów urodziwy i dobry książę całował z taką czcią jej chusteczkę. Bezgraniczna miłość, którą go darzyła, nakazywała wędrować poprzez wieki, czuwając, aby nic mu się nie stało, ciągle będąc w pobliżu z magicznym pierścieniem i wciąż daremnie licząc na odwzajemnienie uczucia. Bezradnie patrzyła na szczęście walecznego herosa o gołębim sercu i jego pustej, nieczułej narzeczonej.
Przemierzała bezkresne czasoprzestrzenie, by jedynie śledzić z niepokojem jego waleczne zmagania. Oglądała niezliczone pojedynki Selkarehena, odbywające się w rozmaitych epokach i miejscach, z których zawsze wychodził cało dzięki swemu męstwu oraz doskonałej znajomości zasad walki. Patrzyła wtedy z nadzieją, wierząc gorąco, że może kiedyś heros skieruje wzrok na nią. Łudziła się, że odwzajemni spojrzenie, a jego serce zabije mocniej tylko dla tej, która kocha go prawdziwie. Na próżno…
Zrezygnowana Herowa westchnęła, po czym przekręciła pierścień, cały świat zawirował i wszystko zniknęło.
****
Na szerokim placu trwała nierówna walka na szpady kilku napastników przeciwko jednemu muszkieterowi, de Selkarehowi. Na czele opryszków stał odwieczny wróg bohatera, Sossen, którego odwrócone imię Nessos zabłysło teraz na piersi. Złoczyńcy rozpaczliwie bronili się, co przez zaledwie kilka momentów zagroziło samotnemu obrońcy, lecz go nie zniechęciło, ani tym bardziej nie zatrzymało. Odziani w czarne stroje zuchwalcy mieli wprawdzie przewagę liczebną, lecz bynajmniej nie dorównywali umiejętnościami walecznemu młodzianowi.
– Kochany, uważaj! – zawołała znajdująca się w pobliskiej karecie księżna Arinajed, z przerażeniem zakrywając dłońmi oczy, po czym zemdlała.
Siedząca obok niej Ebeh westchnęła i czym prędzej znów otwarła znów zaczarowany pierścień. Cienki snop magicznego oparu uniósł się i potoczył szybko ku trzem ubranym na czarno postaciom.
Nim jednak tam dotarł, waleczny muszkieter zdołał sobie poradzić, zręcznym ruchem szpady wytrącając im broń z dłoni. Awanturnicy uciekali w popłochu, znikając w mroku ulicy. Nessos groźnie przy tym złorzeczył, poprzysięgając zemstę.
– My hero! – powiedziała z zachwytem dochodząca do przytomności księżniczka, podając ukochanemu chusteczkę.
Ten przyłożył ją od ust, wykonując jednocześnie szarmancki ukłon przy użyciu kapelusza z wielkimi piórami.
– Oto mój bohater, walczy zawsze tylko dla mnie i w imię miłości do mnie, swojej damy serca! – krzyczała coraz głośniej.
– Pani, pozwól sobie służyć! – powiedział, nieco zaskoczony okrzykami księżniczki. Ona dłonią dała znak, że pozwala i z triumfem zerkała dookoła, bo w oknach pojawiało się coraz więcej twarzy zaciekawionych widzów, oklaskujących odwagę księcia.
Ebeh przymknęła powieki, ocierając łzy.
Czy kiedyś dowie się, ile znaczy dla mnie? Czy pozna mój sekret? Czy odgadnie, kto kocha tylko jego, gotów jako jedyny oddać życie w imię tej miłości? – zrezygnowana powtarzała w myślach.
Spuściwszy smutno głowę, zasmucona bogini przekręciła pierścień. Świat znowu się zakręcił i karoca z obiema damami oraz muszkieterem przepadła w otchłani czasu.
****
Okopy wypełnione były setkami ciał zabitych w ostatnim starciu. Sanitariusze próbowali odszukiwać rannych, aby wynieść ich czym prędzej z linii ognia, jednak gęsta mgła oraz rzęsisty deszcz skutecznie im to utrudniały. O zmroku śmierć zapanowała na całym tym terenie, zbierając przerażające żniwo i znacząc straszliwymi, krwawymi śladami pobojowisko.
Niedaleko ciągle trwały walki. Generał Selkareh samotnie stawiał czoła oddziałowi nieprzyjacielskiemu, któremu przewodził jego odwieczny wróg, pułkownik Sossen. Bohaterski generał, mimo odniesionych ran, przechylał szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Wybuch pocisku obok nie zatrzymał śmiałka, który ciągle walczył.
Przypadkowe, głębokie i bolesne zranienie nogi o wbity w ziemię, porzucony bagnet zatrzymało go przez moment, lecz nie zmusiło do kapitulacji.
Wręcz przeciwnie nawet, kulejąc oraz niedowidząc po niedawnej eksplozji, walczył jeszcze mężniej. Niezwykła odwaga, znajomość nowoczesnych technik bitewnych i doskonałe przeszkolenie bohatera zaprocentowały – nim dotarła odsiecz, zdołał samodzielnie nie tylko rozgromić przeciwnika, który uciekł w popłochu, ale nawet zdobyć cztery jego działa armatnie.
Po zakończonej walce Selkareh opadł zmęczony na ziemię. Wkrótce zjawili się sanitariusze z noszami i zabrali go do szpitala polowego.
– To mój bohater! – powtarzała z dumą pielęgniarka Arinajed, przechodząc na zaplecze.
– A kto zajmie się rannymi? – szeptała oburzona Ebeh, opatrując pacjentów i spoglądając z wyrzutem na pustą, leniwą dziewczynę.
Tymczasem w sąsiedniej sali leżał pułkownik Sossen, a w rzeczywistości groźny mag. Błyskawicznie przemienił się w pielęgniarza i pochwycił dłoń przebiegającej ukochanej generała. Zdjął z siebie pokrwawioną koszulę i, podając ją dziewczynie, powiedział:
– Moja krew ma magiczną moc, piękna Arinajed. Jeśli kiedyś będziesz zmuszona ratować Selkareha, włóż ją na jego barki. Wtedy ocalisz go i rozkochasz na wieki.
– Dziękuję ci – powiedziała, starannie chowając otrzymany prezent i odbiegając na zaplecze. Nie słyszała oddalającego się, złośliwego śmiechu przebiegłego czarownika.
– Pić! Podaj mi wodę! – zawołał do Ebeh Selkareh.
Ta szybko spełniła prośbę.
Widziała jego niespokojne spojrzenie, szukające Arinajed. Płakała, gdy oczy rannego z ulgą dostrzegły wreszcie piękną pielęgniarkę wśród tłumu zachwyconych sanitariuszy.
Czy długo jeszcze będę musiała znosić to cierpienie? – myślała rozgorączkowana Ebeh. – Czemu daremnie błąkam się, ciągle licząc na odwzajemnienie przez niego mojej miłości? Dlaczego bogowie skazali mnie na to?
Zrezygnowana przekręciła pierścień i otaczający ich świat poszybował ku czasoprzestrzennej głębi.
***
Skośnooki mistrz kung-fu stąpał spokojnie. Pilnie przy tym przypatrywał się przeciwnikowi. Nagi od pasa, w czarnych spodniach i rękawicach na dłoniach, obchodził go, uważnie skupiając się na każdym ruchu. Tymczasem Selkareh zaatakował. Podbiegł i wymierzył kilka ciosów. Znowu atak, podskok obu walczących, wymierzenie kopniaków w powietrzu i miękkie lądowanie mężczyzn na macie.
– Książę, muszę pochwalić twoje postępy. Walczysz coraz lepiej – powiedział z serdecznym uśmiechem Chińczyk, podając dłoń przyjacielowi.
– Mistrzu, to dla mnie zawsze zaszczyt móc zmierzyć się z tobą – odrzekł następca tronu greckich Bet.
.
Właśnie zmierzali do salonu, gdzie czekały obie kobiety. Nagle od strony ulicy rozległ się hałas. Spojrzeli na siebie i obaj podążyli ochoczo ku wyjściu, wołając z radością:
– Sprawiedliwość wymaga poświęceń!
– Selkarehenie, uważaj! – zawołała przez okno ukochana księcia, księżniczka Arinajeda. On podniósł jedynie dłoń na znak, że obiecuje.
Znajoma dziewczyny odwróciła zapłakaną twarz, otwierając pierścień, który miał pomóc w walce z niebezpiecznym ulicznym gangiem, przechylając szalę zwycięstwa na stronę dwóch bohaterskich przyjaciół. Zaraz go jednak zamknęła.
– Czemu się oszukuję? – szeptała do siebie z przygnębieniem. – Oddał serce tej samolubnej lalce. Żadne czary i podróże w czasie nie rozpalą żaru w jego sercu, nie skłonią do pokochania mnie zamiast niej. To daremne!
– Ebeh, kochana – zwróciła się do niej zdumiona księżniczka. – O czym ty mówisz?
– Kocham go!
– Kogo? Mistrza? – zapytała z szerokim uśmiechem Arinajed.
Jak mam powiedzieć, że przez całe stulecia marzę jedynie o jej mężu? – myślała rozgorączkowana Herowa, nadal milcząc. – Błąkam się u ich boku, cierpiąc i płacząc w ukryciu, aby nareszcie na mnie zwrócił uwagę i obdarzył tym samym, szczerym uczuciem. Nie, nie dam rady!
– Tylko może być kłopot… – kontynuowała księżniczka z uśmiechem. – O ile wiem, on ma już żonę. To Amerykanka. I mają dwoje dzieci.
Nagle do domu wpadł zakrwawiony karateka, dźwigając poranione ciało umierającego księcia.
– To był gang Sossena. Mieli broń. We dwóch nie daliśmy rady, było ich zbyt wielu… Choć sam przywódca, którego prawdziwe imię brzmi Nessos, zginął.
Mistrz ostrożnie położył przyjaciela na kanapie.
Ujrzawszy pokrwawionego męża, Arinajed wskazała stojący nieopodal kufer, po czym znowu zemdlała.
Wstrząśnięta Ebeh podniosła wieko skrzyni. Na górze sterty ubrań leżała magiczna koszula, otrzymana niegdyś przez Arinajed od maga w szpitalu polowym po zakończeniu wojny.
– W imię mojej bezgranicznej miłości do ciebie – wyszeptała, całując z namaszczeniem koszulę, po czym wróciła do rannego.
– Trzeba zdjąć pokrwawione ubranie i włożyć to! – zawyrokowała, podając mistrzowi kung-fu ubranie.
Popatrzył na nią zdezorientowany, po czym wybiegł, aby sprowadzić pomoc.
Porwała leżącą Arinajed. Na próżno uderzała ją w policzki. Wreszcie sama klęknęła przy księciu.
Dostrzegła rzemyk na szyi rannego. Selkareh otwarł z trudem oczy i uniósł dłoń, próbując wyciągnąć zawieszoną tam fiolkę z magiczną miksturą, otrzymaną przed wiekami od Achillesa na wypadek zagrożenia życia. Ebeh otwarła fiolkę i wlała do ust umierającego czarodziejski napój herosów.
Selkareh podniósł się oszołomiony. Rany powoli znikały. Patrzył na nie, niczego nie pojmując. Podszedł do lustra i zobaczył odwrócony napis, który pojawił się na jego ubraniu:
– H-e-r-a-k-l-e-s – przeczytał powoli.
– Co to ma być? – krzyknęła ostrym tonem oprzytomniała Arinajed, spoglądając na trzymaną przez męża koszulę i widząc klęczącą przy nim przyjaciółkę. – Czemu nagle wyzdrowiałeś? A… rozumiem! – zwróciła się do niej. – Mówiłaś przedtem nie o mistrzu, lecz o moim mężu! Jak śmiesz?! Myślisz, że ta nędzna szmata pomoże ci, tak?! – Wskazała z pogardą koszulę. – Zaraz zobaczymy. – Bezceremonialnie wyrwała z dłoni zaskoczonego księcia Teb magiczne ubranie, po czym założyła je sama.
– Teraz to ja będę nosić “koszulę miłości”! – powiedziała dobitnie. Na ubraniu pojawiło się jej odwrócone imię.
– D-e-j-a-n-i-r-a – odczytał zdumiony książę.
– Nie! – zawołała przerażona Ebeh, bo ujrzała pojawiające się tu i ówdzie plamy czarnej krwi przebiegłego Nessosa.
Było za późno. Materiał zaczął szybko wrastać w skórę, a potem głębiej w ciało zazdrośnicy, spalając je doszczętnie. Nieszczęsna krzyczała, cierpiąc nieludzkie męczarnie, dopóki nie zniknęła. Na podłodze tliły się fragmenty zaczarowanej koszuli.
– Kochana! – zawołał Herakles, po czym upadł ze szlochem na kolana.
Jest wolny. Nareszcie koniec z tą egoistką! Mam go tylko dla siebie! – pomyślała Ebeh. Potem skarciła się za to. Na sukience pojawiło się jej imię: H-e-b-e.
Zaskoczona patrzyła na rozpacz młodzieńca i szczere łzy.
– To przez ciebie! – zaatakował ją niespodziewanie, patrząc z niewymowną złością.
– Chciałam cię uratować…
– Po co? Abym cierpiał, widząc jej śmierć? Zabiłaś mnie, a nie uratowałaś!
– Lecz jej uczucie było jedynie grą, pozorami, ona kochała zawsze tylko siebie!
– Co ty możesz wiedzieć o miłości? – zapytał.
Wtedy zrozumiała, że ten heros nigdy nie przestanie kochać samolubnej Dejaniry, nawet po jej śmierci. Załamana przekręciła pierścień i świat zniknął. Straciła resztki nadziei. Straciła jego.