- publicystyka: Gra o Tron III w odcinkach - wrażenia część IV

publicystyka:

Gra o Tron III w odcinkach - wrażenia część IV

Czwarte spotkanie w Westeros za nami. Po obejrzeniu odcinka „And now his watch is ended” jestem w stanie wybaczyć, puścić w niepamięć i więcej nie wracać do trzech poprzednich filmowych godzin. Było warto czekać, by zobaczyć jak Pająk wychodzi zza kurtyny, by zdominować scenę.

 

Varys(Conleth Hill), gumowe ucho królewskiej Przystani. Chodząca zagadka wreszcie uchyla rąbka tajemnicy o swym pochodzeniu. Tyrion Lannister ma zaszczyt poznać historię człowieka, który z rynsztoków Myr wspiął się do komnat królewskiego zamku. W trakcie rozmowy wyjaśnia się również powód zawartego w poprzednim sezonie małego przymierza, pomiędzy karłem i eunuchem. Bez dwóch zdań to osobliwy duet.

 

Druga scena, w której pojawia się Varys, to spotkanie z lady Olenną Tyrell. Ten epizod wypadł bardzo wybornie. Z początku nieufni wobec siebie, a nawet nieco złośliwi, jak w przypadku Królowej Cierni, która zdawała się mówić: „Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo”, Pająk i Róża dochodzą do porozumienia. Przedmiotem zaciekłej dysputy jest Sansa, która po wyrwaniu się z okrutnych rąk Joffreya znów stała się niebezpieczną personą. Życie jej brata Robba, dziedzica Północy, jest niepewne. Młody Wilk toczy wojnę, która pogrzebała już kilku niedoszłych królów. W przypadku, gdy Starkowi coś się stanie, panowanie nad Północą przypadnie Sansie. Dziewczyna jest więc łakomym kąskiem dla wielu.

 

Nowa wybranka Joffreya, choć wydawałoby się to niemożliwe, podbiła serce okrutnego króla. Natalie Dormer w swej roli jest jak ryba w wodzie. Pewna siebie, wyrachowana, z dziewczęcym uśmiechem, co i rusz, zbywa uwagi Cersei, będąc przy tym ucieleśnieniem niewinności. Margarey sprawia wrażenie, jakby całe życie czekała na moment, by wziąć lwy za łby. Scena, w której dziewczyna uczy młodego Lannistera, jak zdobyć tłum, jest mistrzowska. Podczas gdy wrota oddzielające władzę od motłochu powoli się otwierają, widz obserwuje, co dzieje się wśród bohaterów. Cersei przerażona, Joff niepewny, a Margarey z tajemniczym uśmiechem prowadzi przyszłego małżonka w stronę wyjścia.

 

Tymczasem Tywin Lannister bez reszty oddał się pisaniu listów. Zagubiona Cersei ląduje u ojca w poszukiwaniu uczuć i dobrego słowa. Widać, że królowej regentce doskwiera brak Jaimiego, jedynej osoby, której ufa. Niestety, ojciec nie jest najlepszym kandydatem na pocieszyciela. Tak jak zbył Tyriona, w odcinku pierwszym, tak samo przywraca na ziemię córkę. W myśl zasady, że nic nie dzieje się przypadkiem, mam nadzieję, że już niedługo dowiemy się, co przyniosły namiestnikowi w odpowiedzi kruki.

 

Podczas gdy w Królewskiej Przystani toczy się zaciekła walka, Jaimie walczy o życie. Wątek, na który czekał chyba każdy, by upewnić się, że to co widział w odcinku poprzednim, to nie żart. Czytając książkę, przyznam, że wściekłam się Martina, wysłałam nawet w eter kilka nieprzyjemnych słów pod adresem autora, bo przecież ile można?! A może tak jak inni, uwierzyłam, że Jaimie jest nietykalny? W Westeros nikt nie jest nietykalny. Dlatego Królobójca ląduje w błocie, upodlony, obdarty z godności, zniewolony. Ale mimo to, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że się złamie, on staje do walki. Dopiero sroga świadomość klęski rzuca go na kolana. W tej czarnej godzinie na ratunek Królobójcy przychodzi Brienne. Nie ma już złości między tym dwojgiem. Świadomość, że osobno zginą, powoduje że zawierają przymierze.

 

W międzyczasie pojawia się skaczący po drzewach Bran. Powiedzmy sobie szczerze, że oglądamy czwarty odcinek, a wątek nie przyniósł że sobą niczego, co można by nazwać interesującym. O wilkorach już chyba wszyscy zapomnieli, snów chłopca naoglądaliśmy się w poprzednim sezonie, naprawdę nie wiem, dokąd zmierza ten epizod.

 

Co innego za Murem. W gnieździe Wron zawrzało. Po sromotnej klęsce na Pięści Pierwszych Ludzi morale Czarnych Braci opadły. Załoga złożona z samych wyrzutków społeczeństwa musiała się zbuntować. I choć bracia od jakiegoś czasu wędrowali skwaszeni, czarę goryczy przechylił Craster. Samotny dziki, który w pojedynkę miał czelność wyśmiać stado Wron zburzył mur obojętności. Bracia skoczyli sobie do gardeł. I tak oglądaliśmy wielką klęskę Nocnej Straży. Armia wysłała do walki z Dzikimi rozpadła się, nie wykonawszy powierzonej im misji.

 

Pora na wątek niespodziankę, czyli ten w którym twórcy filmowi zrobili psikusa czytelnikom powieści. Scenarzystom należy się duży ukłon za zagmatwanie fabuły. Niby można było się domyśleć, kto jest kim, a jednak czy ktoś był absolutnie pewien tego, co zobaczy pod koniec sceny z udziałem Theona?

 

Wątek z Aryą oglądałam jeśli nie z zainteresowaniem to już z zaciekawieniem. Głównie za sprawą Ogara, który wreszcie miał okazję wymienić się poglądami z wrogim obozem. Pojawił się również kolejny nowy i zarazem nienowy bohater, Beric Dondarrion(David Michael Scott). Scena sądu wypadła nieźle, Arya wreszcie miała okazję, by zademonstrować swój nieokiełznany temperament, ale i tak wątek, wypadł blado na tle innych.

 

W scenie wieńczącej wydarzenia w Astaporze, wiele zależało od Emilii Clarke. Po sezonie drugim, gdzie Daenerys była nijaka, miałam słuszne i uzasadnione obawy, że coś pójdzie nie tak. A tu niespodzianka, aktorka przeszła samą siebie. Z początku pełna wątpliwości, z przerażeniem w oczach, obserwowała swą przyszłą armię. Przez chwilę była niepewna, jakby rozważała, czy sobie poradzi. Jej doradcy stali obok, pełni troski i niepokoju, jeszcze nie rozumiejąc, co chodzi po głowie ich królowej. Przemowa do Nieskalanych, w szorstkim języku Valyrii, udekorowanym gniewem królowej była wspaniałą zapowiedzią tego, co nastąpiło chwilę później. Kraznys Mo Nakloz, wpatrzony w swój nowy nabytek, jako jedyny spośród zebranych nie zauważył, że Daenerys doskonale zna język, w którym tak wiele razy ją obraził. I wreszcie nadszedł czas, gdy Zrodzona w Burzy obudziła w sobie smoka. Takiej furii nie powstydziłby się sam Viserys. Scenę oglądałam z wypiekami na twarzy.

 

Odcinek czwarty obfitował w wydarzenia. Królewska Przystań nabrała wyraźnych barw Tyrellów, rozwiązała się zagadka z poprzedniego odcinka, a za morzem byliśmy świadkami bardzo gorącej sceny. To już prawie połowa trzeciego sezonu, po poprzednich, nieszczególnie udanych godzinach seansu, przyszła pora na konkrety. Udało się. Tym razem czekam na kolejny odcinek, nie z nadzieją a pewnością, że będę się dobrze bawić.

Komentarze

by zobaczyć jak Pająk wychodzi zza kurtyny, by zdominować scenę. - za dużo tych "by".

Margarey - Margaery. Za pierwszy razem myslałam, że literówka, ale za drugim już nie ;)

królowej regentce - Królowej Regentce. To tytuł i w książce był pisany z wielkiej (hope so) ;)

Świadomość, że osobno zginą, powoduje że zawierają przymierze. - To zdanie jest jakieś pokraczne

Po sromotnej klęsce na Pięści Pierwszych Ludzi morale Czarnych Braci opadły - spadły

Zagubiona Cersei ląduje u ojca w poszukiwaniu uczuć i dobrego słowa. - dla mnie to ona ląduje tam, bo wszystko wymyka się jej z rąk i chce, by tatuś jej jakoś pomógł ;)


Nie przesadzałabym z tymi sojuszami. A już na pewno nie upierałabym się przy jakimkolwiek porozumieniu między Varysem a Olenną. Owszem, wymienili się wiedzą i sugestiami, ale porozumienie? To zbyt wytrawni gracze ;) Zresztą kombinacja Varys i Tyrion to też chwilowe, dobra, nazwijmy to sojusze, ale nie jakieś Sojusze ;)

Jest lepiej, zwłaszcza w sferze akapitów. Są spójne i ładnie przechodzisz od jednego do drugiego. Brakuje mi jeszcze tej dziwnej, nieuchwytnej w definicji płynności zdań, ale idziesz w dobrą stronę, choć niektóre opisy są dośc, hm, intrygujące ;)

Nazwę Królewska Przystań zapisuje się z wielkich liter. To chyba niedopatrzenie, pod koniec masz zapisane poprawnie. Nie powinny być spacje przed nawiasami, np. Varys (Conleth Hill) a nie Varys(Conleth Hill)? Reszta dobra.

Pozdrawiam.

Edycjo, włącz się! 

 RheiDaoVan, no i od razu mi lepiej ;) Dzięki, że śledzisz moje poczynania i czuwasz nad błędami, sugerowałam się Twoimi uwagami i sama widzę, że jest znacznie lepiej. 

 Co do sojuszy, chyba mozna to tak nazwać, skoro zadziałali wspólnie na rzecz Sansy, a przeciwko Littlefingerowi.  Owszem, to jednorazowe, tylko w tej jednej jedynej sprawie, ale ja bym tego nie umniejszała.

Każdy tutaj każdego poprawia xD

A co do samego odcinka - ja uważam wręcz odwrotnie. Poza sceną  z Królową Cierni nie było nic wartego uwagi.

 

 

Lepiej brzmi: Wszyscy razem się udoskonalają ;)

Ciekawe... Wręcz niesłychane. Naprawdę scena w Astaporze nie zrobiła na Tobie wrażenia? A jeśli nie cała scena to chociaż gra aktorska? O rety.  

Na mnie ten odcinek ogólnie zrobił dobre wrażenie. Czas minął mi niepostrzeżenie, niczym przy pierwszym sezonie - mimo, iz oglądam go po przeczytaniu książki. Nabardziej zaskakujący wątek - Greyjoy, najbardziej efektowny - Daenerys. Inne  ładnie spięły cały odcinek. Zgodzę się, że wątek Brana trochę nijaki, ale  w książce też był taki jakiś rozwleczony. Czyli ogólnie zgadzam się z recenzją :)

 

Spoko, co do tych sojuszy to już moje subiektywne zdanie, inny odbiór rozmowy, ale żaden błąd czy coś ;)

Nowa Fantastyka