- publicystyka: jedni żyją drudzy patrzą

publicystyka:

felietony

jedni żyją drudzy patrzą

W naszym państwie możesz być tylko pijakiem lub bohaterem (bohaterem którejś ze stron), normalni ludzie nie mają tu nic do roboty, ani do powiedzenia. Normalnemu u nas zawsze trudniej. Sielskie życie Kowalskiego jest oględnie mówiąc do dupy: szare, proste, przewidywalne, poukładane, nudne, spokojne – tragiczne. Kto przy zdrowych zmysłach chciałby wieść dzisiaj spokojny żywot? Planować, mieć czas na hobby, zajmować się dziećmi, nie martwić się o przyszłość? Jakie to nieżyciowe wrócić do domu po pracy, zjeść obiad z rodziną i usiąść razem z dziećmi do gry planszowej? Jakie miałkie, planować wyjazd wakacyjny za odłożone pieniądze. Takie zaściankowe, czytanie książki w parku, kiedy dzieci się bawią w piaskownicy, czy jedzenie lodów na ławce i oglądanie spacerujących ludzi. Jakie to niekonfliktowe.

Dzisiaj trzeba być postępowym i biegać, szarpać, protestować, bić, kraść, kombinować. Nie mieć czasu na hobby, rodzinę, odpoczynek. Liczą się obroty, te najwyższe oraz kariera. Wiecznie mało. Więcej wrażeń. Sterta wyzwań. Jednak to nie ubóstwo nęka ludzi, ani nawet pragnienie bogactwa, przygód, kolorytu. Chcesz odpocząć – to zalej w piątek, ale tak żeby w sobotę zdążyć na manifestację w imię wyższych wartości. Dziś trzeba być w ruchu, a jedynym pewnikiem jest ciągła zmiana.

Jedni są z prawej, drudzy z lewej inni pośrodku. Wszyscy są trybikiem w tej samej machinie. Jednak chęć wybicia się i wyimaginowanego znaczenia pcha ich do konfliktu, kolizji. Coraz bardziej skrajne i jaskrawe poglądy powodują, że normalność staje się nienormalna. Nieakceptowalna, dewiacyjna wręcz. Nikt, naprawdę, ani jeden z nich – bez względu na wiarę, poglądy, przekonanie, orientację – nie czuje się zmanipulowany. Współczesne życie zdeptało im wyobraźnię. Ktoś zagłuszył zdrowy rozsądek, rozbudzając najbardziej prymitywne instynkty. Są jak psy, spuszczane z łańcucha raz w roku, wygłodniałe wolności na oślep biegnące przed siebie byle dalej – bo jest okazja – bez względu na wszystko. A jak spotykają innego biegającego wolno psa, to od razu leje się krew.

Nasze życia powoli sięgają dna – i nie jest to moi drodzy weekendowy wypad, bynajmniej. Jak mawiał Stefan Kisielewski „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. – a jest to ciemna dupa. Zabieramy sobie normalność, codzienność, pospolitość, niszczymy kompromisy – wmawiając sobie, że to postępowe, wyjątkowe, kolorowe, jedyne w swoim rodzaju – różnorodne, potrzebne czy też sprawiedliwe. Stare porządki nazywamy zgniłymi, zepsutymi, przestarzałymi, średniowiecznymi. Nie mówię tu tylko o próbie ich liberalizacji, ale również o radykalizacji. Przez to tępo w które nas wpędzono, podzielono nas na tych którzy żyją i tych którzy patrzą jak żyją inni. Ci którzy żyją – walczą, a ci którzy patrzą – piją. Dlatego mówię: spójrzmy na to nie ile dni w naszym życiu, tylko ile życia w naszych dniach i zacznijmy żyć, bo jest później niż nam się wydaje. Kto będzie walczył z systemem, jeśli wszyscy będziemy walczyć ze sobą?

Większość z nas ma tyle, żeby akurat wystarczyło od dziesiątego do dziesiątego, no może czasem troszkę brakuje. Złapano nas w pułapkę, z której nie da się wydostać. Jesteśmy w niej zajęci wiązaniem końca z końcem, a frustrację z powodu braku frędzelków na stu złotówkach wyładowujemy na ulicach w protestach pod każdym pretekstem. Idee zawsze nam ktoś sprytnie podrzuci. Nasza złość na ten system jest sprytnie przekierowana w inne miejsca. Dzięki temu okładamy się pięściami, obrzucamy błotem. Jesteśmy zajęci i można nas kontrolować. Układ za to, ma się świetnie. Staliśmy się szczęśliwi, że koszmary przestały być złymi snami, ale nie zorientowaliśmy się jeszcze, że są już rzeczywistością.

Jeśli ktoś nie wierzy, że cała ta opisana sytuacja jest zarówno winą jak i w interesem systemu, to niech spojrzy na Białoruś. Ludzie podzieleni walczą, ze sobą – ludzie połączeni zmieniają sobie rzeczywistość, a przeciwnicy stają się bezradni. Walczymy nie o to i nie z tym co trzeba.

Chciałbym dożyć takich dni w tym kraju, że będę miał nadzieję, iż czekam na coś więcej, niż tylko autobus o piątej trzydzieści dwie.

Nowa Fantastyka