- publicystyka: Co czyni ją bohaterką? - recenzja filmu "Kapitan Marvel"

publicystyka:

artykuły

Co czyni ją bohaterką? - recenzja filmu "Kapitan Marvel"

“Kapitan Marvel”, najnowsza produkcja w ramach Kinowego Uniwersum Marvela, wprowadza na ekrany popularną (chociaż akurat w Polsce mniej znaną) bohaterkę, która wedle słów zarządzającego MCU Kevina Feige’a jest najpotężniejszą postacią ze wszystkich Avengers. Widzowie mają w tym momencie prawo zapytać: dlaczego w takim razie nie słyszeliśmy o niej wcześniej i gdzie się podziewała do tej pory?

 

 

Aby gładko włączyć panią Kapitan do MCU, potrzebny był tzw. retcon (od retroactive continuity – wsteczna ciągłość), czyli wprowadzenie do przeszłości uniwersum nowych elementów, które uzasadniałyby jej obecność. Trzeba przyznać, że film Anny Boden i Ryana Flecka wywiązuje się z tego zadania wyśmienicie. Z opowieści, która rozgrywa się w latach 90-tych, dowiemy się między innymi, kim jest Captain Marvel, jak zdobyła swoje moce i jak swoim pojawieniem wprawiła w ruch wydarzenia znane nam z wcześniejszych filmów. Oczywiście, co pokazane jest w zwiastunach, dużą rolę odgrywa w tym wszystkim jej relacja z Nickiem Fury – wtedy jeszcze młodym i posiadającym oboje oczu. Trzeba przyznać, że doszywanie tych elementów do ekranowego uniwersum zostało zrealizowane bardzo zgrabnie. Nie chcę tutaj ujawniać zbyt wielu szczegółów fabuły, ponieważ ekipa Disneya odwaliła dobrą robotę przy zwiastunach i wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie zdradziła za wiele z tego, co czeka widzów, ani nie ujawniła paru kluczowych elementów i zwrotów akcji. Wiadomo zatem, że bohaterka będzie działać na Ziemi i w kosmosie, że na ekranach zobaczymy rasę Kree i oraz zmiennokształtnych Skrulli – ale sztuka polega na tym, żeby te elementy atrakcyjnie poskładać – i to się udało.

 

Film jest bardzo sprawnie zrealizowany, a osobom, które przeżyły młodość w latach 90-tych funduje podróż sentymentalną rozmaitymi smaczkami z tamtych czasów i znakomicie dobraną ścieżką dźwiękową. Mamy chwile wzruszeń związane z pięknym hołdem złożonym Stanowi Lee. Są dwie sceny po napisach. Obsada została dobrana bardzo dobrze, Brie Larson bez zarzutu wpasowała się w MCU; zadaniu sprostali również inni nowi aktorzy, m.in. Jude Law i Ben Mendelsohn; może tylko Anette Benning wypada sztucznie na ich tle. Chociaż obawiam się, że wszystkich ludzkich aktorów w filmie przyćmiewa kot Goose (czy raczej – cztery koty, które się w niego wcielają).

 

 

Największą krzywdę “Kapitan Marvel” robi cała ideologiczna otoczka i rozpętana wokół niej awantura dotycząca wątków feministycznych. Paradoksalnie, obie strony sporu umniejszają Carol i jej znaczenie. W zwiastunach przewijało się hasło: “Discover what makes her a hero” (”Odkryj, co czyni ją bohaterką”) ze zgrabnie przechodzącym słowem “her” w “a HERo”, jednak nie płeć jest tutaj kluczowa. Carol Danvers poznajemy jako postać o niezłomnej woli, uparcie podnoszącą się po każdym upadku, nieuznającą ograniczeń, nieprzyjmującą do wiadomości, że czegoś nie może. To jest lekcja uniwersalna – Captain Marvel może (i powinna) być wzorem także dla chłopców i mężczyzn; dla każdego, komu kiedykolwiek otoczenie podcinało skrzydła. Zawłaszczanie jej przez feministki jest równie szkodliwe, jak odrzucanie jej w ciemno i wystawianie negatywnych ocen tylko dlatego, że politycznie poprawne ruchy próbują robić z niej swoją ikonę.

 

Warto na zakończenie poświęcić parę słów technologii ScreenX, w której miałem okazję oglądać “Kapitan Marvel”. Sala kinowa została wyposażona w dodatkowe ekrany na bocznych ścianach, dzięki czemu widz jest z trzech stron otoczony przez film (pole projekcji 270 stopni), co ma dawać efekt przebywania w samym środku akcji. W teorii brzmi świetnie, praktyka pozostawia wiele do życzenia. Pierwsza w Polsce sala kinowa z nową technologią została głupio zaprojektowana choćby z tego względu, że jej środkiem – czyli tam, gdzie powinny być najlepsze miejsca, szczególnie do takiego widowiska – puszczono schody. Ekrany nie stykają się krawędziami, jest między nimi gruba linia przerwy w kątach sali. Ponadto obraz na bocznych ekranach jest wyraźnie ciemniejszy niż na głównym – jeśli jakiś obiekt przenosi się z jednego ekranu na sąsiedni, nie ma wrażenia płynności. Całość zdecydowanie wymaga dopracowania, a i wtedy nadawałaby się głównie do filmów kręconych specjalnie z myślą o tej technologii, projektowanych pod nią już na etapie planowania ujęć, aby w pełni wykorzystać jej potencjał.

 

 

 

KAPITAN MARVEL (Captian Marvel). Reżyseria: Anna Boden, Ryan Fleck. Scenariusz: Anna Boden, Ryan Fleck, Geneva Robertson-Dworet. Muzyka: Pinar Toprak. Zdjęcia: Ben Davis. Występują: Brie Larson, Samuel L. Jackson, Ben Mendelsohn, Jude Law. USA 2019.

Komentarze

Flerken rządzi ;D!

A tak poza tym – dobry film. Znacznie lepszy IMO niż “Czarna Pantera”.

Żadnych rażących w oczy wątków pro/antyfeministycznych nie dostrzegłem.

Muzyka niezła, choć kawałki mogłyby być lepsze (TLC? Des’ree?). Ale niech będzie :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Fajnie się ogląda, ale nie zapada w pamięć.

Mnie ten film jakoś nie porwał. Tyle było zapowiedzi i szumu wokół tego filmu i trochę się rozczarowałam. Liczyłam na coś więcej, ale mimo tego podobał mi się ten film. Był na pewno lepszy od Pantery

Odwaga jest to wiedza o tym, czego się bać, a czego nie

Nowa Fantastyka