- publicystyka: Zielnik Literacki cz.1 - Czosnek socjalistyczny

publicystyka:

felietony

Zielnik Literacki cz.1 - Czosnek socjalistyczny

Czym jest Zielnik Literacki?

Najważniejsze to odkryć dla siebie niszę. Znaleźć coś, o czym mogłabym opowiadać godzinami, a ludzie chcieliby o tym czytać, czerpiąc przyjemność z dowiadywania się nowych rzeczy. Pierwszą myślą były smoki. Doświadczenie nauczyło mnie jednak, że niezależnie od poziomu rzetelności mojej wiedzy, nie zawsze jestem traktowana poważnie w tym przypadku. Drugą były książki. Ale to było zbyt ogólne, a przecież już piszę stosowne recenzje czy to na blogu, czy dla różnych portali. Z  pomocą przyszła trzecia myśl: o ziołach i ich właściwościach, nie tylko tych mistycznych, magicznych – jak przystało na fankę fantastyki – ale i typowo leczniczych, które studiuję z racji wykonywanego zawodu. Czwartą myślą było połączenie tego, opowiadanie o ziołach przez pryzmat książek i na odwrót. I tak powstał Zielnik Literacki, którego pierwszy odcinek chciałabym Wam zaprezentować.

 

Uwaga! Możliwe spoilery!

 

Czosnek socjalistyczny

Na Warkot Jarosława Rybskiego natknęłam się w zasadzie przez przypadek i okazało się to pozytywnym zrządzeniem losu. Klasyfikacja tej powieści jako retrokryminału wydaje się być małym niedopowiedzeniem, ponieważ pomija pewne aspekty, dzięki którym nie mam wyrzutów sumienia pisząc o niej na stronie NF. Muszę przyznać, że sięgnęłam po nią jako pewnego rodzaju odskocznię od fantastyki i w gruncie rzeczy nie zawiodłam się, choć autor przez większość czasu wodził mnie za nos.

 

Okładka Warkota (źródło)

 

Czary-mary i socjalistyczna muzyka

W powojennym, podnoszącym się z gruzów Wrocławiu, zaczynają ginąć ludzie. Jakby tego było mało, upiorna acz potężna sekta poszukuje szczególnego artefaktu, a po mieście zaczyna jeździć czarna pobieda, wzbudzając niepokój wśród klasy robotniczej. Nikt z partii rządzącej nie będzie tolerował szerzącego się zabobonu. Nauka socjalistyczna dowiodła przecież, że magia nie istnieje, a każdy kto twierdzi inaczej sieje niebezpieczny defetyzm wśród ciężko pracujących obywateli. Co z tego, że z ofiar wypompowano krew, a na ich szyjach dziwne nakłucia? Przecież to spisek kapitalistycznych wrogów narodu! Ale czy aby na pewno?

 

Początek Warkota dla kogoś, kto – jak jak ja – urodził się w okresie wielkich przemian ustrojowych i zna “komunę” tylko z opowieści, był wręcz upiornie ciężki. Nie pomogły zagadki, tajemnice i cienie przemykające pod murami. Pierwsze rozdziały były niemal czystą socjalistyczną propagandą, co dla mnie – dziecka kapitalizmu – równało się srogiemu bełkotowi i bredniom jakich dawno nie czytałam. A potem zrozumiałam, że dla ludzi, którzy przeżyli wojnę, którzy urodzili się w zniszczonym kraju, chociażby złudne poczucie bezpieczeństwa i wiara w system dawały upragniony spokój; gdyby nie ten koszmarny, propagandowy początek, nie doceniłabym klimatu powieści i nie zrozumiałabym zmian zachodzących w bohaterach.

 

Ot, odrobina socjalistycznej sztuki (źródło)

 

Bardzo ciężko prowadzi się śledztwo, kiedy niezastąpiona radziecka nauka nie znajduje logicznego wyjaśnienia niepokojących śladów na zwłokach. Jeszcze gorzej, gdy przeciwnik zdaje się posiadać niezwykłe moce utrudniające pracę organów śledczych. Co prawda rozum podpowiada pewne rozwiązanie, którego jednak nijak nie można zawrzeć w raporcie. Brzmi to jak skrypt z dowolnego z nadprzyrodzonych policyjnych procedurali, ale Rybski postanowił zabawić się konwencją. Ustami imć Słupeckiego autor logicznie i rozsądnie wyjaśnia wszelkie potencjalnie magiczne zawiłości. Może to wywoływać nieco mieszane uczucia, gdyż sam bohater jest chodzącym dowodem na istnienie nieco innego świata, niż ten racjonalny. Tym samym tworzy to niezwykłą, na wpół realną, na wpół ezoteryczną otoczkę powieści, powodując, że kiedy pada słówko na “w”, nie mam ochoty krzyczeć “No nie, znowu!”, tylko z niecierpliwością czekam, jak tym razem autor mi to wyjaśni.

 

Jednakże największą zaletą powieści obok pierwszorzędnego śledztwa, humoru i niepewności co do natury pewnych zdarzeń, jest niesamowita swojskość utworu. Żadnego z bohaterów nie przerobiono na zachodnią modłę, obdarzając poszczególnych członków drużyny Warkot-Gromił-Kapusta-Słupecki iście kawalerską fantazją, jakiej nie powstydziłby się polski szlachcic, i mocnymi głowami, z których słyną Słowianie. Sceny narad zespołu, którym towarzyszyły najprzeróżniejsze wyroby alkoholowe, niepozbawione konkretnych, merytorycznych wniosków, miały swój niezaprzeczalny urok i klimat. Podobnie jest z atmosferą powojennego Wrocławia, wzbudzającego we mnie niesamowity sentyment.

 

Z problemami trzeba umieć sobie radzić. Najlepiej po staropolsku (źródło)

 

Od słowa do zioła

Lektura Warkota, choć na początku nieprzystępna, okazała się zbawienna dla ducha. Nie samą fantastyką żyje człowiek, ale jak się odnajduje jej elementy przemycone w przyjemnie nieoczywisty sposób, to trudno się nie cieszyć. Jednakowoż nie o samych książkach miałam tu prawić, co bez wątpienia mogłabym robić i na kilometry, patrząc po ilości tekstu.

 

Rośliną, która najbardziej skojarzyła mi się z Warkotem jest aromatyczny czosnek. Konotacja ta może wydać się aż nazbyt oczywista dla każdego fantasty, który przeczytał choć jedną książkę z wampirami w tle, jednak tu cały nadprzyrodzenie krwiopijczy wątek jest na tyle nieoczywisty, że niemal ciężko uwierzyć w tym kontekście w mistyczne właściwości tych pachnących ząbków. Jednak motyw niezwykle silnej alergii pokarmowej, na którą cierpieli co poniektórzy antagoniści, niezwykle przypadł mi do gustu, stąd też decyzja, by przygodę z Zielnikiem Literackim zacząć od czosnku.

 

Czosnek jaki jest, każdy widzi, ale kilka słów o jego botanice napisać by wypadało. Jest rośliną wieloletnią, która tworzy pod ziemią charakterystyczną cebulę, składającą się ze ściśle przylegających do siebie mniejszych cebulek zwanych ząbkami. Jej rozdzielanie nazywano niegdyś czosaniem, skąd właśnie wzięła się nazwa. Z cebuli wyrasta prosta łodyga otoczona płaskimi liśćmi, zwieńczona kwiatostanem pełnym małych, różowobiałych lub fioletowych kwiatów w towarzystwie bulwkowatych rozmnóżek. Ich rozwój możemy zaobserwować, jeśli zamiast do sosu wsadzimy ząbek czosnku do ziemi, najlepiej wiosną lub jesienią. Kiedy nadziemna część rośliny zżółknie, poświęcony nauce ząbek możemy odzyskać z nawiązką w postaci całej nowej główki[1]. Pomijając jednak kulinarne zastosowanie tej aromatycznej rośliny, czosnek posiada długą  tradycję zarówno magicznych, jaki leczniczych zastosowań.

 

Allium sativum – Czosnek pospolity (źródło)

 

A z dawien dawna...

W starożytnym Egipcie czosnek był wykorzystywany jako środek zwiększający siłę i energię życiową robotników, natomiast rzymscy atleci i zapaśnicy cenili jego właściwości wzmacniające organizm[2]. Homer w Odysei wspominał ziele molly, zidentyfikowane przez botaników jako Allium magicum – czosnek magiczny. Zgodnie z tym greckim eposem Hermes wręczył je Odyseuszowi tuż przed jego spotkaniem z czarodziejką Kirke. Miało ono strzec króla Itaki przed podstępnymi czarami, choć w żaden sposób nie uchroniło herosa przed urokiem osobistym kobiety[3]. Kto wie, może gdyby skonsumował magiczne cebulki, Kirke nie pokusiłaby się trzymać go u siebie tyle czasu… ;) Z kolei według tradycji arabskiej ząbek czosnku wyniósł na kopycie szatan wygnany z raju, stąd wszelkie istoty z nim związane miały się czosnku lękać[4].

 

 W średniowiecznej Europie wiara ta wyewoluowała, nadając tej specyficznie pachnącej roślinie silnych mocy chroniących śmiertelników przed wszelkiego rodzaju czarownicami, zmorami i siłą nieczystą. Stąd też tak popularny zwyczaj wieszania warkoczy czosnku przy oknach i drzwiach domów, tworzących wyjątkowo aromatyczne pole ochronne. Z kolei przesądni podróżni zwykli nosić jego główki, nie tylko w ramach ochrony przed nadprzyrodzonym złem, ale także przed zbłądzeniem[5]. Choć oczywistym było, że to Zły wszystkie ścieżki pląta, a nie ta okowitka w karczmie przy drodze wypita.

 

Ilość wierzeń, zastosowań i rytuałów jakie wiązały się niegdyś z czosnkiem jest wręcz niesamowita. Na pierwszy plan wysuwają się wszelkie obrzędy ochronne, jak chociażby czynienie znaku krzyża czosnkiem poświęconym w dniu Matki Boskiej Zielnej, mające chronić domy przed złym okiem. Do tego dochodzą sposoby na trudności gospodarskie, na przykład zabezpieczanie krów przed czarownicami dzięki natarciu ich rogów czosnkiem. Z kolei powieszenie go na gałęziach drzew w sadach, miało bronić owoce przed natrętnym ptactwem[6]. Ponadto wykorzystywano go też do wybijania wołków zbożowych, obłaskawiania wiewiórek i łasic, ułatwiania oddechu oraz odpędzania jadowitych stworzeń [7].

 

Oprócz jakże pozytywnych aspektów, ziele to posiadało także swą mroczną stronę. Używano go do tworzenia klątw, które można było rzucać na nieprzyjaciół. Sprowadzały zapalenia mózgu i szaleństwa, a także trąd najczęściej pojawiający się na twarzy[8]. Patrząc na to wszystko, czosnek wydaje się być zielem niezwykle wszechstronnym.

 

(źródło)

 

...bo czosnek jest dobry na wszystko

Tyle dawne wierzenia. Jednak dzisiejsza nauka musi wszystko przebadać i usystematyzować. Biorąc pod uwagę potwierdzone lecznicze właściwości czosnku, jego wszechstronność nie wydaje się być specjalnie przesadzona. Jedną z najczęściej wykorzystywanych właściwości czosnku jest jego działanie bakteriobójcze, dlatego też nazywamy go naturalnym antybiotykiem. Stąd też stanowi pierwszą linię obrony we wszelkiego rodzaju przeziębieniach i infekcjach bakteryjnych. Najczęściej jest stosowany w zakażeniach górnych dróg oddechowych, ale nie tylko. Bywa skutecznym środkiem także w walce z bakteriami atakującymi przewód pokarmowy czy drogi moczowe. Ponadto jest w stanie zwalczać pasożyty jelitowe, chroniąc organizm chociażby przed rozwojem tasiemców, a także grzyby atakujące skórę[9].

 

Osoby znajdujące się w zawałowej grupie ryzyka też powinny przemyśleć zwiększenie ilości czosnku w swojej diecie, choćby ze względu na jego zdolność do hamowania agregacji płytek krwi. W normalnym języku oznacza to, że zmniejsza ryzyko powstawania zakrzepów. Jeśli dorzucimy do tego właściwości obniżające poziom “złego” cholesterolu i trójglicerydów[10], dostaniemy idealny środek przeciwko zmorze naszych czasów – miażdżycy naczyń krwionośnych. Fakt, że dodatkowo obniża ciśnienie sprawia, że dziwi mnie dlaczego włoska czy grecka kuchnia nie są popularniejsze wśród nadciśnieniowców.

 

Jeśli jednak ktoś obawiałby się, iż jakaś dieta jest dla niego zbyt ciężkostrawna, niech się nie martwi na zapas. Czosnek pobudza wydzielanie żółci, dzięki czemu ułatwia trawienie tłuszczów, a także pobudza pracę żołądka, dzięki czemu zapobiega uczuciu pełności. Nie polecam jednak jedzeniu jego ząbków na pusty żołądek, gdyż związki siarczkowe w nim zawarte mogą działać drażniąco. Aczkolwiek, by zakończyć temat trawienny optymistycznym akcentem, wspomnę iż regularne spożywanie czosnku obniża ryzyko zachorowania na raka żołądka[11]. Tak więc moi drodzy, jedzcie czosnek bo zdrowy.

 

(źródło)

 

Z czosnkiem na komunę

Jeśli więc znów traficie na książkę o wampirach, gdzie jednym z głównych środków zaradczych będą ząbki tego konkretnego ziela, wiedzcie, że nie działa jedynie na nocnych krwiopijców, ale też na wszelkiego rodzaju strzygi, wiedźmy i upiory. Na wysoko postawionych generałów esbecji czy członków tajemnego kultu też wydają się być skuteczne. Ot, co może zrobić siła sugestii i alergia tak celnie wykorzystane przez Jarosława Rybskiego. Po co więc ograniczać się tylko do nietoperzy z zamiłowaniem do hematofagii, skoro wszechstronność czosnku, zarówno ta magiczna jak i ta lecznicza wydaje się być aż nadto oczywista. Można też spróbować obalić cały ustrój państwowy albo przynajmniej zmniejszyć niechciane wpływy, choć to raczej wymaga długoterminowego działania. Tym bardziej zacieram ręce na planowaną przez autora kontynuację Warkota, ponieważ żadna terapia nie może skończyć się po jednej dawce. Czy sprytnie przemycany czosnek będzie znów narzędziem walki z szerzącą się epidemią socrealizmu? Nie wiem, ale mam nadzieję, że autor nie zapomni o tej rośline jaki i w fabule tak i w zwykłym życiu. Jakby na to nie patrzeć jest jednym z bardziej dobroczynnych, pod względem zdrowotnym, surowców zielarskich i na pewno nie zaszkodzi, jeśli zwiększymy jego ilość w diecie. Tylko trzeba pamiętać o jego specyficznym aromacie, który oprócz odpędzania siły nieczystej, może zdystansować do nas zarówno chcianych jak i niechcianych adoratorów.

 

Autorka współpracuje  z redakcją i prowadzi bloga Powiało Chłodem. Zapraszamy!

 

[1] ”Zioła czynią cuda” A. Skarżyński, Comes, Warszawa 1997 r.

[2] ”Mity i magie ziół” M. I. Macioti, TAiWPN Univeritas, Kraków 1998 r.

[3] ”Zioła czynią cuda” A. Skarżyński, Comes, Warszawa 1997 r.

[4] Zdrowie i kondycja: ”Lek z kuchni niemal na wszystko” T. Ozdowski, link: https://zdrowieikondycja.wordpress.com/2011/10/02/lek-z-kuchni-niemal-na-wszystko/; dostęp 28.01.2018 r.

[5] ”Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych” A. Fisher i in., PTL, Wrocław 2016 r.

[6] Tamże.

[7] ”Zielnik czarodziejski. To jest zbiór przesądów o roślinach” J. Rostafiński, P.H.U. Zeta Tadeusz Zawada, Katowice 2016 r.; Reprint wydania z 1893 r.

[8] Tamże.

[9] ”Farmakognozja” pod red. I. Matławskiej, UM Poznań, Poznań 2008 r.

[10] Tamże.

[11] Tamże.

Komentarze

Bardzo fajny pomysł i świetna lektura. Jestem pod wrażeniem i zgłaszam się jako pierwszy, stały czytelnik “zielnika” smiley

Zapraszam: www.jacek-lukawski.pl

Autorka mi wspominała, że będą 4 części (na ten moment jest taki plan) :) 

Prostując: na obecną chwilę mam jeszcze cztery pomysły na kolejne felietony, ale planuję więcej :) wszystko zależy od pomyślunku i skojarzeń :) mam nadzieję, że przynajmniej raz w miesiącu uda się coś opublikować :)

O, i to mi się podoba :). Cebula będzie?

A z drobiazgów – “warkot” odmienia zdaje się”warkotu”, a nie “warkota”,  chyba że to nazwa własna. Książki nie czytałem, ale felietonik zachęca.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ze względu na fakt, że “Warkot” jest równocześnie nazwiskiem głównego bohatera odmienia się jednak tego “Warkota”. Rzeczownik ożywiony, te sprawy  :) A cebula będzie jak mi się z książką jakąś skojarzy :)

A dzięki. Wiedziałem, że coś mi umknęło :). 

Cebula jest świetna – kojarzy mi się co prawda tylko z “Faraonem” i “Shrekiem”, ale może coś wynajdziesz jeszcze?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Będę szukać uparcie i namiętnie, choć o swoją uwagę dopraszają się też inne zioła :)

Nowa Fantastyka