- publicystyka: Blade Runner 2049 - recenzja filmu

publicystyka:

artykuły

Blade Runner 2049 - recenzja filmu

“Blade Runner” vel ”Łowca androidów” Ridleya Scotta, oparty na motywach powieści Philipa K. Dicka, to jeden z najważniejszych i najlepszych filmów science fiction w historii kina. Dzieło doskonałe – szczególnie w wersji reżyserskiej – poruszające, niepokojące i niejednoznaczne, olśniewające kreacją świata i wyrazistymi bohaterami, pełne zapadających w pamięć scen i cytatów, oprawione niezwykłą muzyką Vangelisa. Dla miłośników fantastyki, ale też dla fanów kina jako medium, są to rzeczy oczywiste, jednak wypada o nich tutaj napisać, aby podkreślić jeden fakt: próba nakręcenia kontynuacji tak ważnego i kompletnego dzieła, zmierzenie się z kultem, jakim obrosło na przestrzeni trzydziestu pięciu lat od premiery, brzmi niemal jak recepta na artystyczne samobójstwo. Szczególnie gdyby miał to robić sam Scott, który – delikatnie rzecz ujmując – życiową formę ma już dawno za sobą.

 

A jednak sequel powstał. I powiem to bez wahania: jest arcydziełem.

 

 

Jego scenariusz stworzył ponownie autor fabuły oryginalnego filmu, Hampton Fancher, wspierany przez Michaela Greena. Za kamerą tym razem stanął Denis Villeneuve, święcący w ostatnich latach triumfy takimi filmami jak “Siccario” i “Nowy początek” (”Arrival”). Do obsady wrócił Harrison Ford w roli Deckarda, co stało się pretekstem do dywagacji, jak twórcy nowej odsłony uporają się z odpowiedzią na pytanie, czy bohater “Blade Runnera” jednak był androidem (jak sugerowała zwłaszcza wersja reżyserska), czy nie? Nastrojowe zwiastuny budziły nadzieje i potęgowały oczekiwania wobec kontynuacji, już i tak przecież wygórowane. Wreszcie, w ostatnich tygodniach zostaliśmy uraczeni trzema miniaturami filmowymi (dwiema aktorskimi i animacją) przybliżającymi zmiany, jakie nastąpiły na przestrzeni lat w świecie “Blade Runnera”.

 

Jest rok 2049. Po buntach replikantów i spowodowanym przez nie Zaćmieniu, zakazano ich produkcji, a korporacja Tyrella zbankrutowała. Dopiero po latach właściciel innej korporacji, Niander Wallace (Jared Leto) uzyskał zgodę na produkcję nowego modelu androidów, dzięki faktowi, że jego Nexus-9 jest bezwzględnie posłuszny ludziom. Główny bohater, oficer policji K (Ryan Gosling) jest właśnie replikantem z nowej serii i zarazem łowcą androidów z Los Angeles, polującym na ukrywające się stare modele. Podczas jednego z takich zadań dokonuje odkrycia, które niesie ze sobą wstrząsające konsekwencje. I właściwie tyle można bezpiecznie opowiedzieć o samej fabule, nie zdradzając ważnych szczegółów opowieści, która prowadzi widza w zupełnie nieoczekiwane rejony.

 

 

Od początku widzimy, że K jest postacią szczególną, pełną sprzeczności – jak każdy replikant, jest imitacją człowieka z zaimplementowanymi wspomnieniami, w zasadzie niewolnikiem. Regularnie poddawany jest testom, które mają sprawdzać jego reakcje emocjonalne – czy raczej ich brak. Jest świadomy tego faktu i nie tyle pogodzony z nim, co niezdolny do odczuwania z tego powodu sprzeciwu. A jednak imituje człowieczeństwo do tego stopnia, że żyje w związku z holograficzną dziewczyną imieniem Joi (Ana de Armas). Granica między zaprogramowanym naśladownictwem, a prawdziwym człowieczeństwem staje się coraz cieńsza.

 

Jeżeli pierwszy “Blade Runner” zadawał pytania o istotę życia i naturę człowieczeństwa, zacierał granice między tym, co prawdziwe, a tym, co sztuczne, to “Blade Runner 2049” jeszcze mocniej przykręca widzowi intelektualną i emocjonalną śrubę. Zostawia go też z większą ilością pytań i wątpliwości, niż przed seansem. Czym jest życie? Czy możliwe jest jednoznaczne wytyczenie granicy między tym, co prawdziwe, a tym, co sztuczne – włączając w to emocje bądź wspomnienia? I jak właściwie należy definiować te określenia – zwłaszcza wtedy, gdy replikanci bywają “bardziej ludzcy niż ludzie” – co wszakże było mottem korporacji Tyrella.

 

Różnica między Eldonem Tyrellem a Nianderem Wallacem także jest znacząca. Przekłada się to na relacje między nimi, a ich dziełem stworzenia – pierwszy widział siebie raczej jako ojca, przez drugiego przemawia kompleks Boga.  Powtórzenie największego osiągnięcia Tyrella staje się obsesją Wallace’a. Chociaż obaj są postaciami pokroju Prometeusza czy Frankensteina, intencje przyświecające Tyrellowi wydawały się bardziej czyste, podczas gdy pozujący na głęboko uduchowionego Wallace jest postacią niepokojącą, żeby nie powiedzieć – diaboliczną.

 

 

“Blade Runner 2049” jest godnym następcą poprzednika pod każdym względem. Twórcom perfekcyjnie udało się uchwycić nie tylko złożoną tematykę, ale także ducha oryginału w warstwie wizualnej. Los Angeles trzy dekady później jest miastem monumentalnym i strasznym – oglądamy jego bezkresne panoramy, wędrujemy jego multikulturowymi, zatłoczonymi ulicami, na których zaznaczają się wpływy już nie tylko azjatyckie, ale także np. rosyjskie; odkrywamy jego brudne podbrzusze. Równocześnie dramaty bohaterów są równie kameralne, co wcześniej. Akcja toczy się niespiesznie (film trwa 163 minuty), jednak nie uświadczymy dłużyzn, a każdy element pasuje do całości. Zadbano tutaj o zachowanie spójności estetycznej i umieszczono subtelne detale, niedopowiedziane sugestie, które sprawiają, że przy kolejnych seansach widz będzie odkrywał coraz więcej warstw. Długi cień drewnianego konika na stole, wyglądający przypadkiem zupełnie jak jednorożec; kryjówka Deckarda, której umeblowanie, świadomie bądź nie, odtwarza rozkład jego starego pokoju... Dopełnienie całości stanowi muzyka – Hans Zimmer i Benjamin Wallfisch godnie zastąpili Vangelisa i uchwycili wiele z jego ilustracyjnego, przestrzennego brzmienia, chociaż ich kompozycja wydaje się cięższa, bardziej niepokojąca od poprzedniczki (ale też sam film taki jest). Nie zabraknie też porcji starych szlagierów.

 

Także obsada została dobrana bezbłędnie. Ryan Gosling – którego świadomie upodobniono do Harrisona Forda z czasów “Blade Runnera”, co było widać już w zwiastunach – gra oszczędnie, ale ma w sobie wyczuwalne napięcie. Umiejętnie łączy sprzeczności, z których zbudowany jest jego bohater i stanowi dla widza emocjonalną łamigłówkę do rozwiązania. Harrison Ford z powrotem wchodzi w rolę Deckarda jak w stare, dobrze wyrobione buty. Dave Bautista, tutaj i w jednym z wprowadzających filmików, kolejny raz udowadnia, że nie jest tylko etatowym ekranowym mięśniakiem, ale stale rozwija i pogłębia swój warsztat aktorski. Robin Wright w roli porucznik Joshi, szefowej K, pokazuje się z podobnie zimnej strony, z jakiej znamy ją z roli Claire Underwood w “House of Cards”, zaś Sylvia Hoeks jako replikantka Luv, prawa ręka Wallace’a, potrafi w dość jednowymiarowej postaci zawrzeć pewną tajemniczość i niepokojący magnetyzm.

 

 

To bardzo rzadki przypadek, żeby tak ważny i znakomity film jak “Blade Runner” doczekał się kontynuacji, która może nie tylko sprostać oczekiwaniom, ale nawet je przewyższyć. Denis Villeneuve podarował nam dzieło wybitne, które zapisze się w historii gatunku.

 

 

BLADE RUNNER 2049. Reżyseria: Denis Villeneuve. Scenariusz: Hampton Fancher, Michael Green. Zdjęcia: Roger Deakins. Muzyka: Hans Zimmer, Benjamin Wallfisch. Występują: Ryan Gosling, Harrison Ford, Ana de Armas. USA 2017.

 

 

Komentarze

Zazdroszczę! Ja muszę czekać do premiery...

Nie dość, że nie mogę się doczekać, to do tego przeczytałem taką recenzję. Nie no, po prostu jestem pięknie załatwiony. Jak dziecko. Dzięki. ;-)

Idę na pokaz przedpremierowy w czwartek, jaram się niesamowicie. Z recenzji jak na razie przeczytałem tylko ostatni akapit. Więcej nie chcę :D

OD SAMEGO POCZĄTKU [od pojawienia się informacji, kto się filmem będzie zajmował], miałem dobre przeczucia. Technicznie rzecz biorąc dziś już jest środa, więc technicznie rzecz biorąc zobaczę film jutro.

Aaaaaaaaaaa :D

No nieźle.

Nie No, recenzję można czytać – bardzo ciekawa i zachęcająca. Autor się postarał i nie spoileruje.

W to nie wątpię, mimo to wrócę tu jutro :)

No nieźle.

“Główny bohater, oficer policji K (Ryan Gosling) jest właśnie replikantem z nowej serii “ 

No dzięki za spoila , faktycznie trzeba było to napisać  ? 

 Pamięta ktoś czy była jakaś recenzja-wzmianka o “Blade Runner” z 82r. w Miesięczniku Fantastyka?

Nie oglądałem jeszcze tego filmu, jednakże czytając recenzje mam odczucie, że wychodzisz poza stan faktyczny filmu. Poniekąd rozszerzasz film ponad jego zawartość, wchodząc powiedzmy w uniwersum. Mogę się mylić, najlepszą odpowiedzią na twoją recenzje będzie skonfrontowanie się z filmem.

Odnośnie Goslinga wątpię, aby na tyle przemyślał postać, aby wygenerować u ciebie takie odczucia. Nie widzę go w taki sposób, ja go nawet teraz obrazuje jako kamienna twarz bez reakcji, może tym skrywa, to co powiedziałeś o jego kreacji. 

Jak zawsze należy przekonać się samemu, boję się jednak, że opis był wychodzący za ramy.

Yans – nie pamiętam, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że film miał polską premierę dopiero w 1990 roku. Nawet jeśli w “Fantastyce” informacje o nim pojawiły się zanim trafił na ekrany naszych kin, to nie sądzę, żeby była o nim mowa w numerach z ‘82 roku. Oczywiście mogę się mylić.

No, to teraz już mogę przeczytać recenzję :D

 

Yeasper, noo wolałbym tego nie wiedzieć przed seansem [taki ze mnie spoilerowy purysta], ale widz dowiaduje się tego w ciągu pierwszych pięciu minut filmu, więc nie jest źle.

 

Hans Zimmer i Benjamin Wallfisch godnie zastąpili Vangelisa i uchwycili wiele z jego ilustracyjnego

Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby Hans Zimmer zrobił tam więcej niż jeden utwór, obstawiam raczej, że jego nazwisko miało być tylko dodatkową reklamą. I bardzo dobrze. Obawiałem się tego Hansa i jego sztandarowych dźwięków, ciągle takich samych, ale na szczęście w ogóle tego nie słychać, soundtrack jest świetny, choć nie powiedziałbym, żeby rozwijał koncepcje soundtracku z pierwszej części, to mimo to wpasowuje się w nią bardzo dobrze.

Według mnie nie ma porównania pomiędzy ostatnimi rolami Forda: w Star Warsach grał, żeby grać, żeby w końcu tego Hana Solo mieć za sobą, tutaj widać, że nadal czuje tę postać i cały scenariusz. Deckard pozytywnie mnie zaskoczył.

Nie wiem w jaki sposób autor recenzji powstrzymał się przed napisaniem czegokolwiek o kolorystyce i ujęciach, bo dla mnie jest to jeden z kluczowych aspektów tego jak film buduje [dosłownie i w przenośni] barwny, żywy świat, od którego nie chce się odrywać wzroku. Długie ujęcia przy minimalnym podkładzie dźwiękowym, absolutnie świetne.

Czy jest to film wybitny? Nie jestem pewien, na pewno jest najgłębszym, najładniejszym i najlepiej brzmiącym sci-fi od dekady [tak na oko, jak nie lepiej]. Upewnię się, co do jego statusu przy kolejnych seansach.

No nieźle.

Ta muzyka w filmie jest bardzo subtelna, dobrze, że nie ma jej za dużo.

Wizualnie to chyba najlepsze s-f, jakie do tej pory zaproponowało kino.

Mnie zaskoczył stary, dobry Ford. Faktycznie jest tu dobry, bardzo dobry. Nie kojarzyłem go z taką formą. A i Gosling wyciąga ze swojej postaci dużo. Drugi plan też bardzo dobrze się prezentuje. Nie tylko scenografia, efekty, ale i ludzie dali radę.

Film ma w sobie coś z pierwszego Łowcy androidów. Niby się nie dłuży, a jednak nie ogląda się go z rozkoszą. Najlepsze w tym filmie są chyba smaczki wyciągnięte z pierwszego filmu, to, jak została pociągnięta historia. Fabuła całkiem ok, właściwie nie miałem specjalnych oczekiwań, to i się nie rozczarowałem.

 

Abstrahując, czy film ogląda się przyjemnie, Blade Runner to zjawisko.

Rzeczywiście wyjątkowy film. Twórcy jeszcze dokładniej zacierają w wielu miejscach granicę między człowiekiem a replikantem, choć w jednej, głównej, sprawie moja niewiara nie została zawieszona. Ale nie zmienia to faktu, że film przywraca wiarę w fantastyczne kino wysokich lotów. 

Zapomniałem napisać, że odwołanie do "Bladego ognia" Nabokova w jednej z pierwszych scen nastawiło mnie do filmu niezwykle pozytywnie :) na cały dzień po seansie, nadal zostaje w głowie. Koniecznie trzeba iść do kina.

Wróciłem, jestem zachwycony.

Założyłem wątek – http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19331 do dzielenia się wrażeniami PO seansie.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kolejna entuzjastyczna recenzja. Będę musiał w weekend znaleźć chwilę i w końcu obejrzeć.

Nowa Fantastyka