- publicystyka: Historyczne kąsanie - recenzja "Draculi Untold"

publicystyka:

recenzje

Historyczne kąsanie - recenzja "Draculi Untold"

Vlad – główny bohater Draculi Untold to facet mający dużo obowiązków na karku. Z jednej strony, własny kraj, rodzina, z drugiej – zagrożenie w postaci tureckich oddziałów, zbliżających się pod mury jego włości. Jakiekolwiek próby dyplomatycznych zagrywek kończą się fiaskiem, a na dodatek prowokują sułtana Mehmeda do zażądania daniny w postaci 1000 młodych chłopców,w tym również samego syna Vlada. Rumuński książę jak męska Temida; na jednym ręku trzyma przyszłość własnego kraju, na drugim rodzinę. Poświęcenie, któregokolwiek z wymienionych dóbr nie wchodzi w grę, dlatego jak to w filmach fantastycznych bywa, głównych charakter sięga po tajemne moce, zostaje wampirem, a wraz z tym zobowiązującym tytułem otrzymuje potężne umiejętności, pozwalające przede wszystkim stoczyć równą walkę z najeźdźcą.

 

Debiucik Garego Shore'a to film o prostym fundamencie fabularnym, który zauroczyć może odwołaniami do wydarzeń historycznych. Te, choć mają wymiar informacyjnej broszurki niż konkretnego wprowadzenia, odróżniają produkcję od reszty podobnych tematycznie filmidełek ostatniej dekady. Wizerunek wampira również nie ucierpiał. Jest to postać nie tyle co tragiczna, ale również pod względem charakteru bardzo dualna – wciąż kochająca, ale jednak bestia, która poza domowym ogniskiem sieje śmierć. Postępująca izolacja bierze się oczywiście ze społeczno – religijnych uprzedzeń i lęków, które, w obrazie są zarysowane. Jednak to tylko szkice, które miejsca ustępują efektownym bitwom – nie tylko tym dosłownym – krwawym, co werbalnym. Luke Evans jako wampir gryzie jak trzeba. Nie podrywa kolejnych panien, lecz miażdży gardła i tureckie szyszaki. Aktorka chemia, która, niestety, jest dość oszczędnie uwalniana między nim, a Mistrzem wampirów(znakomity Charles Dance) to wizytówka filmu. Jednak nie brak w nim wielu niedorzeczności, szczególnie mocno ujawniających się w niektórych przesadzonych motywach bitewnych, będących przejawem scenopisarskiej nadgorliwości. Właśnie przez nią, wizerunek głównej postaci jest chwilami delikatnie nadpsuwany zbędnymi, efekciarskimi dodatkami, które wywyższają go do roli troszkę marvelowskiego bóstwa, potrafiącego jednym ruchem ręki zmieść odziały wroga jak pionki z szachownicy. Pomimo tego, wszystko trzyma się jako całość, a zaznaczyć trzeba, że to głównie blockbusterowy kąsek mający zaspokoić apetyt spragnionej efektów i walk, widowni. Zarazem nie jest to kino, które w temacie, w jakikolwiek sposób próbuje być nowatorskie. Cieszy powrót do poważniejszego wizerunku wampira – to zaleta historycznego tła i samych aktorów. Co ciekawe – ani razu w żadnej ze scen, nie pojawia się wyświechtany już do granic możliwości wątek wampirobójczego czosnku. Gdzieś przewija się motyw z kołkiem. Widz nie ma co się obawiać, jego gust drewnianym osikiem, przebity na pewno nie będzie.

 

 

Komentarze

“Choć” nie “chodź” w tym kontekście, na początku drugiego akapitu. Było jeszcze kilka niedoróbek. Ogólnie coś się dowiedziałem, mocno skondensowana treść.

Mee!

Oj, niedobrze ta recenzja wygląda. Próbujesz miejscami zabłysnąć stylem, a wychodzą Ci niezamierzone wpadki. Na przykład:

 

“Rumuński książę jak męska Temida; na jednym ręku trzyma przyszłość własnego kraju, na drugim rodzinę.”

 

Sformułowanie “męska Temida” od razu przywodzi namyśl inny zbitek – “męska prostytutka”. Poza tym nie pisze się “na jednym ręku” czy “w prawym ręku” itp. Można mieć coś “na jednej ręce” albo “na prawej ręce”. Zwrot “w ręku” albo “na ręku”, jeśli już koniecznie ktoś musi z niego korzystać, jest pozostałością nieistniejącej już w języku polskim liczby podwójnej i oznacza “w rękach”, “na rękach” lub “oburącz”.

 

“głównych charakter sięga po tajemne moce”

 

Pomijając oczywistą literówkę, użyłeś tutaj bezpośredniego przełożenia słowa “character” (czyli “postać”, “bohater”) z języka angielskiego. Jest to niezręczne; po polsku w takim znaczeniu “charakter” funkcjonuje chyba tylko w wyrażeniu “czarny charakter” (bądź “szwarccharakter”).

 

“(...) Jednak to tylko szkice, które miejsca ustępują efektownym bitwom – nie tylko tym dosłownym – krwawym, co werbalnym.”

 

Już wcześniejszy fragment jest mętny, a to jest jego kulminacja. Szkice ustępujące miejsca niedosłownym bitwom werbalnym? Serio?

 

“Aktorka chemia, która, niestety, jest dość oszczędnie uwalniana”

 

To mi się kojarzy z łazienkowymi odświeżaczami powietrza, które aktywują się raz na określony czas. Dziwnie łączysz słowa i wychodzą Ci z tego bardzo niezręczne sformułowania.

 

“Widz nie ma co się obawiać, jego gust drewnianym osikiem, przebity na pewno nie będzie.”

 

Nie ma czegoś takiego jak “drewniany osik” – najwyżej “drewniany kołek” albo “osikowy kołek”.

 

Podsumowując: dużo pracy jeszcze przed Tobą i to spędzonej głównie nad podstawowym warsztatem językowym, a dopiero w dalszej kolejności nad warsztatem recenzenckim. Nie poddawaj się jednak, ucz się, rozwijaj – nie od razu Kraków zbudowano.

 

 

Rzeczywiście, dużo tych błędów się pojawiło. Ta krytyka jest mi bardzo potrzebna bo ja do niektórych rzeczy sam nie dojdę, a w moim otoczeniu nie znam osoby, która wykona mi taką obiektywną analizę tekstu, jak ta powyżej. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka