- publicystyka: ZNIKANIE – LISTOPADOWIEC 2013

publicystyka:

ZNIKANIE – LISTOPADOWIEC 2013

 

 

Kilka dni temu obejrzałem nowy film duetu Pegg i Wright pod znamiennym tytułem – "The World's End". Wiedziałem czego się spodziewać, bo twórcy są specjalistami od inteligentnych, gatunkowych parodii, ich wcześniejsze filmy to "Wysyp żywych trupów" i "Hot fuzz". Tym razem, zanim w pełni rozpoczęła się parodystyczna odsłona oglądałem z zapartym tchem historię, w której główny bohater, Gary King, namawia czterech kumpli z młodości na realizację niedokończonego wyzwania z dawnych czasów – pijacki maraton po dwunastu pubach (ostatni w kolejce ma tytułową nazwę). Na początku filmu mamy retrospekcję – widzimy w niej ową grupkę kolegów w dniu uważanym przez głównego bohatera za najpiękniejszy dzień jego życia, chodzi rzecz jasna o dzień, w którym podjęli próbę zaliczenia dwunastu pubów. Po retrospekcji okazuje się, że Gary opowiada tę historię jakiejś grupie wsparcia. Natchniony wspomnieniem udaje się do dawno niewidzianych przyjaciół ze wspomnianą wyżej propozycją. Widok Gary'ego i jego podtatusiałych, uwięzionych w dorosłym życiu kumpli sprawił, że zacząłem mocno dyszeć, podszedłem do lustra i też to zobaczyłem. Ten, kim byłem kiedyś, łudzący się, że zawojuje świat i bawiący się na całego koleś z włosami na głowie – zniknął. Po uświadomieniu sobie tego faktu, nie wiem właściwie dlaczego, jakiś bodziec pchnął mnie do przeczytania, w szybkim jak na obecnego mnie tempie, listopadowej NF. No i teraz zastanawiam się, czym mam sobie tłumaczyć taką reakcję.

 

 

Przeczytałem sześć opowiadań, trzy zagraniczne i trzy polskie. Przeczytałem publicystykę, która między innymi dała mi pełniejszy wgląd w twórczość i życiorys znakomitych twórców – Ursuli K. Le Guin i Orsona Scotta Carda. Świetnym pomysłem jest cykl o prozie fantastycznej innych krajów, a opowieść o Marszałku, jego wybitnych zdolnościach i rzecz jasna mózgu fascynuje i daje dowód, że fantastyka tkwi w przeróżnych aspektach życia. Trafił też do mnie felieton Rafała Kosika o cyfrowym wykluczeniu, czy mówiąc wprost – o znikaniu. Bo przecież, gdy przekroczy się pewien wiek, człowieka, zwłaszcza jeśli ma dzieci, ogarnia niepokojące poczucie – nazwijmy je poczuciem niepasowania do pędzącego do przodu świata. Przez kilka dni obserwowałem moją córkę, która dostała nowy telefon – siedziała na jakichś Instagramach, tumbirach i cholera wie na czym jeszcze i wiedziałem, że chociaż teraz wybiegła daleko przede mnie, to ów bieg na czołowych pozycjach nie będzie trwał wiecznie. W końcu zostanie w tyle, za innymi. I suma sumarum – zniknie. Jednak do tej wiedzy, do takiej prawdy o życiu musi dotrzeć sama. Człowiek przeciwdziała oczywiście takiemu stanowi rzeczy. Wszelkimi sposobami próbuje nadać życiu znaczenie. Kopie, drąży, szuka i podkręca doznania, byleby światu, nudzie i nieubłaganemu czasowi zagrać na nosie. Ot, choćby próbuje "zniknąć" świat, czytając.

 

 

Czytelnictwo umiera od lat. Umiera, umiera i umrzeć nie może, bo wciąż są na świecie szaleńcy, którzy czytają. Nie dwie, nie cztery ale o wiele więcej książek rocznie. Pragnienie opowieści, pragnienie doznań różnych od monotonii życia jest chyba w człowieku atawistyczne. Co daje człowiekowi czytanie? Przede wszystkim ucieczkę od nudy. Dlatego kupuję co miesiąc nowe książki, dlatego kupuję co miesiąc Nową Fantastykę, oglądam filmy, seriale, by od niej uciec. O ucieczce od nudy na poważnie, jest nagrodzony drugim miejscem w konkursie na najlepsze opowiadanie "Cyrograf". Zawarty w nim koncept świata na własnych zasadach przypomniał mi starą powieść Dicka – "Oko na niebie". Mieliśmy tam spojrzenia na różne światy tworzone przez różne osobowości. Przewrotny "Cyrograf" opowiada właśnie o takim patencie na nudę i życie głównego bohatera. który decyduje się wypowiedzieć przed diabłem bardzo specjalne życzenie. Wplątanie w treść diabła sprawia, że czytelnik od razu wie, iż historia raczej nie potoczy i nie skończy się dobrze. To właściwie jeden zarzut do dwóch polskich opowiadań, które zajęły ex aequo drugie miejsce w plebiscycie – ich konkluzja i sam bieg fabuły były w pewnym stopniu przewidywalne. "Zagłada" jest wspaniale odmalowaną przypowieścią, która jak sądzę znajdzie wielu zwolenników. Jednakże jeśli to jest drugie miejsce, to nie chcę jedynie pokazówki i motywów, wykorzystanie których niejednokrotnie poruszało mnie w innych tekstach. Bo pomysł, nawet znakomity, to jeszcze nie wszystko. Chciałbym tchnienia czegoś nowego lub jakiejś wstrząsającej historii, jak tej z pierwszego miejsca w wykonaniu Huberatha w dawnym, literackim konkursie NF . Cóż, pierwsze miejsce jeszcze przed nami, może jednak dostanę to, na co czekam. Dodam, że trzecie z puli polskich opowiadań – "Aeternitas", również pozostawiło mnie w uczuciu niedosytu, ale chodzi tu wyłącznie o samą końcówkę, która zadziała się zbyt natychmiastowo, a chętnie posiedziałbym w tej alternatywnej Polsce trochę dłużej.

 

 

Po komentarzach grupki użytkowników pod pewnym wątkiem widzę, że są usatysfakcjonowani zawartością listopadowej NF. W porównaniu wagi polskich i zagranicznych opowiadań według mnie panuje niemal równowaga. Ostatnie, które przeczytałem – "Rok szczura", leciutko przechyliło szalę na korzyść tych drugich. W opowiadaniu "Idealny tekst i tajna opowieść", którego treść mimo fajnego konceptu przemówiła do mnie najsłabiej, jakoś nie mogłem przekonać się do miejscami nudzącego i jakoś tak na siłę natchnionego narratora, który nie wyglądał mi na tego, kim niby miał być. Strzałem w dziesiątkę wydał mi się dodany pod koniec alternatywny życiorys i to właśnie ten fragment bardziej zmusił mnie do refleksji – nad zagadkowością życia, filozofią przypadku i nad ludzkim przeciwdziałaniem znikaniu. Owszem, Allan Edgar Poe nie zniknął, jest wciąż czytany i hołubiony, ale właściwie co mu teraz z tego? Przydałoby mu się w czasach gdy żył, jakieś ingerujące w rzeczywistość piórko, jak te z "Pikselowej Maski" Jeffa Noona.

 

 

Powiem szczerze, że bardziej do mnie trafiają opowiadania osadzone w Wurtowym świecie niż sama, zakręcona powieść Noona. W powieści wszystko jest na maksa, a w opowiadaniach wątek z piórkiem jest zazwyczaj delikatnie zaznaczony. Zastanawiam się, czy "Pikselowa maska" broni się jako osobny tekst, mnie trudno się na ten temat wypowiedzieć, bo wcześniej zaliczyłem podstawę. W każdym razie, młodego narratora da się polubić, bo to po prostu dzieciak ze straszno-dziecięcymi marzeniami, żyjący w takim, a nie innym, przed Wurtowym, ale już nabierającym symptomów anarchii świecie. Choć ta cała anarchistyczna otoczka prozy Noona szokuje i może kojarzyć się nawet z filmową "Mechaniczną pomarańczą", to i tak uwodzi czytelnika. Czujemy wewnętrzną obawę przed takim obrotem spraw, jednocześnie będąc zafascynowani wizją sukcesywnie znikających norm społecznych.

 

 

Najbardziej trafił do mnie tekst chińskiego autora, który ładnie komponuje się z artykułem Marka Grzywacza. Coś się w tych Chinach musi dziać, jeśli mogło ukazać się tam takie opowiadanie. Niech nie zwiedzie czytelnika Neoszczurza brać, która doświadcza tu hekatomby. To, jeśli dokładnie wczytamy się w ostanie fragmenty, opowieść o narzuconej z góry iluzji, w której tkwi niejeden naród na naszym świecie. "Rok szczura", jak napisał w stopce Marcin Zwierzchowski to tekst godnie kontynuujący motywy i inspirowany wybitnymi powieściami Orwella i Goldinga. My, do tej listy możemy śmiało dodać Zajdla, Konwickiego i wielu innych polskich autorów. Dystopijna, socjologiczna fantastyka w chińskiej odsłonie? Długo czekałem na cos takiego.

 

Zastanawiam się, co pozostanie we mnie po lekturze tych sześciu opowiadań. Czy jak wiele innych znikną, zbladną w pamięci? Kto z młodych, portalowych użytkowników wie, co pisał Żerdziński, jeden z najlepszych polskich opowiadaczy? Kto pamięta "Melomanów" Górskiego, których lata temu kserowałem w łódzkiej Bibliotece Uniwersyteckiej"? Czemu co miesiąc kupujemy Nową Fantastykę wiedząc podświadomie, że po przeczytaniu większość tekstów pewnie zniknie z naszej pamięci? Czy jest to forma jakiejś symbiozy – człowiek i opowieść, dająca ułudę i jedynie tymczasową obronę przed zniknięciem? Widzę tę symbiozę jako wspólne, szlachetne w założeniach mamienie się, że jednak coś znaczymy, że czujemy, rozkminiamy, polemizujemy, szczerzymy zęby, ukradkiem ocieramy łzę a później, po lekturze, niezmiennie kładziemy się spać i śnimy przeróżne, najczęściej zapominane szybko sny. Następnego dnia znowu będziemy czytać i w związku z tym nie będzie nas przez dłuższą chwilę. Cóż, taka jest dziwna, paradoksalna prawda. Czasami by uciec od wszędobylskiego świata i udowodnić sobie, że coś znaczymy, wybieramy, być może zainspirowani ponadczasowym monologoem Hamleta – "nie być".

 

 

Bo przecież czytanie to nic innego jak rodzaj znikania.

Komentarze

Leżał ten tekst parę dni, w końcu się zebrałem, obrobiłem  i wrzuciłem. Wyszedł jakiś taki melancholijny, jesienny i pewnie trochę pretensjonalny, ale nic na to nie poradzę :)

Wyszedł. Bardzo mi się spodobał. Jestem pod wrażeniem.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Przeczytałem. Janku, nie mogłem się doczekać Twojego artykułu w NF, a po przeczytaniu tej recenzji – jest jeszcze gorzej. Ze mną, oczywiście. Naprawdę – ile jeszcze trzeba czekać, hę? A co do recenzji – wiedziałem, że nie powinienem jej czytać, jeśli swojej nie skończyłem…

Mee!

Powiem szczerze, że jakbym pisał swoją, to bym się wstrzymał po tej Janka, ale za Kózkę trzymam kciuki, bo zdolna z Ciebie bestia. Wrzucaj; dobrych artykułów nigdy dość!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ech, no właśnie o to chodzi. Niedobry Janek! ;)

Mee!

Ten tekst Janka mnie rozłożył na czynniki pierwsze, a nawet na jakieś kwanty podatne na melancholię :). Będą się za chwilę przezywać od TWA, ale taką publicystykę zawsze i z wielką ochotą przeczytam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

No…

Mee!

No prosze, zniknąłem na parę godzin, a  koledzy tak mi tu piszą, że się czerwienić powinienem :) Z tymi kwantami koiku trafiłeś, bo w pewnym momencie wydawało mi się, że jakieś kwantowe splątanie treści mi w tym tekście wyszło. Jak to się stało, nie wiem. Siadłem i napisałem. Z recenzji czasopisma zrobiło się coś w rodzaju recenzji życia ;)

Janie Janku:) poruszyłeś kwestię, która nurtuje mnie od jakiegoś czasu, mianowicie: czy ta dzisiejsza młodzież, tak niby obeznana z "technologią", faktycznie jest gotowa się z nią zmierzyć? Piszesz, że masz dziecko. Ja też! I – o zgrozo – uczę dzieci:) i co zauważam? Że ten łatwy dostęp do technologii ją… ogłupia, otumania. Oczywiście uogólniam, są dzieciaki, które od małego wiedzą – albo ich rodzice - że warto się uczyć i to robią! Jak najbardziej jednak pasuje mi dzisiejsza młodzież do opowiadania Baciagulpiego:"Pompa numer sześć". To jakby proroctwo tego, co czeka naprawdę wielu. Obym się mylił:) Jak zwykle bardzo dobry tekst popełniłeś!

Ale wiesz, szoszoonie, że w pewnym sensie to prawda? Sam jestem nastolatkiem, a jeszcze mama opowiada mi świetne historie z liceum. Ona jest już kobietą w poważnym wieku (choć bez przesady), a musi pokazywać/uczyć obeznanych z komputerem (facebookiem?) licealistów, jak się używa drukarki lub kopiarki. Oczywiście, sama nie wie wielu spraw z komputerami, ale te podstawy – zna dobrze! A to tylko jeden z przykładów! No i co? Tak to ma wyglądać? Brrr…

Mee!

Dla każdego młodziaka, z bajeranckim telefonem czy bez,  zawsze przychodzi czas, by zmierzyć się z tak zwanym prawdziwym życiem. A w ogóle żeby sobie odpowiedzieć na wiele nurującyh pytań, w rodzaju – dokąd zmierzamy, czego naprawdę pragniemy, jak być szczęsliwym, co nasz czeka  i takie tam, trzeba obejrzeć do końca przywołany przeze mnie, mocno zakręcony i pozorujący niepowagę film. No i dzięki, Szoszoonie, a że uczysz… no, szacun!

Myślałem już, że po moim marudzeniu ostatnim nie doczekam się tym razem żadnej recenzji… Fajnie, że tekst się jednak pojawił. Może nie będzie ostatni…? :-)

Janie Janku – przeczytałam  Twój tekst już wcześniej. Teraz ponownie do niego wróciłam, bo ostatnie zdanie mnie zafascynowało: Bo przecież czytanie to nic innego jak rodzaj znikania.

Nie chodzi o odkrywczość, bo generalnie każdy czytający przeżywa to oderwanie od rzeczywistości. Ujęła mnie prostota porównania i to, ze jest to adekwatnedo do moich uczuć. Znikam w tym innym świecie, żeby zapomnieć o realnym. I robię to teraz z premedytacją.

 

Twoja recenzja jest bardzo dobra, ale ważniejsze od niej okazały się dla mnie Twoje przemyslenia o życiu, przemijaniu, dzieciach. Gratuluję dobrego tekstu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Tym razem recenzje poszly na jakosc, a nie na ilosc. O tej Janka bede dlugo pamietal.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Janie Janku, nie lubię Czuby Aki (teksty z tej serii były dla mnie nieznośnie niewciągające), publicystyka przeważnie mnie nudzi, ale… Twój tekst przemawia; taka niby recenzja lecz recenzji w niej niewiele, przynajmniej jeśli o treść Listopadowca chodzi, choć oczywiście potrzebne nawiązania sprawne i na temat. Za to refleksje o życiu – nie dość, że warte  choć chwili zastanowienia, to jeszcze napisane z polotem. Rzadko można trafić na tak dobry tekst w tym dziale. Taka melancholijna publicystyka. Jestem pod wrażeniem.

Sorry, taki mamy klimat.

Ja raczej myślałem, że mi tu z dyńki wyjedziecie, że pozuję na kogoś w rodzaju, nie wiem,  Coelho? Cieszy mnie, że tekst skłonił Was do refleksji. 

Pisz tak dalej, a kariera publicysty Ci sama wyrośnie :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Żadko coś komentuję, jeszcze rzadziej publikuję (znaczy się nic) ale recenzja zrobiła na mnie wrażenie podobne jak w/w numer listopadowy. Pozdrawiam autora serdecznie.

Kózka mi polecił, to wstąpiłam do zakładki "publicystyka" – którą na ogół omijam. I co mogę napisać? Twój tekst jest dobry; bo treściwy. Ładnie zbudowany, zakończenie świetne moim zdaniem. Umiejętnie dozujesz informacje o opowiadaniach i rozluźniające, refleksyjne przemyślenia. Nie zarzucasz czytelnika masą tytułów. Robisz to z wdziękiem. Niech ten wdzięk nigdy nie znika, bo z takimi tekstami masz możliwość zawojować nie jedną gazetę – i tego Ci szczerzę życzę.

No nie, takiego odzewu się nie spodziewałem. Dziękuję wszystkim za przeczytanie i opisanie wrażeń z lektury. Polecam oczywiście pojechany film "The World's End", mimo mocnej dawki parodii i jazdy bez trzymanki dostajemy w nim też sporą dozę refleksji. A sama końcówka… Trzeba koniecznie obejrzeć właśnie dla niej :)

Co do filmu, to nie dotrwałem do końca, tak głupi że trzeba miec inne poczucie humoru niż moje. A z opowiadań najbardziej podobała się mi Zagłada – chyba jedyny tekst z tych które zostały wyróżnione – bo jako nieliczny ma jakis przekaz – każdy może zostać mordercą, w sprzyjających po temu okolicznościach. Recenzji nie oceniam, bo jest bez znaczenia.

No i prysł podniosły nastrój :) Filmu za głupi nie uważam, raczej za udający głupi. Fajne były w nim nawiązania do klasyki kina fantastycznego i fajna końcówka, może cała ta ucieczka i nawalanka w drugiej połowie trochę nużąca. Nie żałuję, że obejrzałem. 

:) :) może podniosły prysł, ale za to jaki radosny rechot się podniósł. W sumie, jak wiedzą wszyscy w depresji, nic nie ma znaczenia. Recenzja również. Z drugiej strony, czytając niektórych twórców, jedyny przekaz, jaki wyłania się z ich opowiadań to (uwaga, zaskoczenie): każdy może zostać mordercą. @Jan_Janek: mam nadzieję, że ktoś jeszcze jakąś recenzję (choć to oczywiście bez znaczenia) opublikuje, bo inaczej będziesz miał chyba wyrzuty sumienia, że każdy inny potencjalny recenzent poczuł, że jego recenzja byłaby tak naprawdę bez znaczenia.

Miejmy nadzieję ;)

Mee!

Owszem, w zaistniałej sytuacji niedoboru myślałem nawet żeby popełnić drugą recenzję, naprawdę porządną, mającą naukowe podstawy w szczególności odnoszące się do strukturalzmu. Obczaiłbym wszelkie występujące w opowiadaniach desygnaty i pokusiłbym się o wskazanie, odpowiednio dla różnych elementów ich signifiant i signifie (no jak mam wstawić kreseczkę nad "e" na końcu wyrazu?).  Odrzuciłbym tanie psychologizowanie, wyśmiał każde oznaki moralizowania i co za tym idzie, udowodniłbym (poparł tezę)  że recenzja, jedna i druga (każda?) jest bez  znaczenia. Podsumowując –  takie chwilowe pragnienie konkurowania ze samym sobą, również okazuje się nie tylko nie mieć znaczenia, ale i sensu :(    Ech, życie jest niczym więcej, jak ciągiem nic nie znaczących znaków. Kosmicznym bełkotem jeno… ;)

Dobra, jak starczy mi odwagi, to wrzucę reckę. Ale jeszcze się zobaczy ;)

Mee!

Wrzucisz, to się mc na pewno ucieszy :)

Wrzucił!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Janku, rozleniwiłem się ostatnio i przez długi czas nie chciało mi się logować… Dzisiaj nadrabiam zaległości i komentuję teksty, które zwróciły moją uwagę… Wśród nich znalazło się Twoje "Znikanie". Nie spodziewałem się po Tobie takich "jesiennych" klimatów. Potrafisz zaskakiwać. ;-) Świetny tekst.

Dzięki, Wojciechu. Zniknąłeś na dłużej, ale wróciłeś. :-) Samego siebie też tym tekstem zaskoczyłem ;-)

Nowa Fantastyka