- publicystyka: Hic de virgine Maria Christus natus est*

publicystyka:

artykuły

Hic de virgine Maria Christus natus est*

* Tu z Maryi dziewicy narodził się Jezus Chrystus (łac.) – napis pod ołtarzem prawosławnym w Grocie Narodzenia w Betlejem.

 

Głód już wabi nas do stołu,

Wprost do rodzinnego grona,

Uszek w barszczu podtopionych…

– Pierwsza Gwiazdka dostrzeżona!

 

Lampki na choince gasną

Stygną razem z potrawami.

Dzieci pewnie szybko zasną

Przytulone z prezentami.

 

Za to w lasach, w środku nocy

Ziemia podarkami kusi…

Lecz my śnimy sen proroczy

Na wołania borów głusi.

MZ – czyli znowu ja

 

Na fali paraokultystycznego sukcesu – w której parę razy się podtopiłem… – postanowiłem zajrzeć do kolejnego ze świąt, poszperać w mądrych książkach i czegoś więcej się o nim dowiedzieć.

Halloween już szczęśliwie za nami, w sklepach zrobiło się jaśniej i przytulniej, a w samochodowych głośnikach lecą melodie pełne dzwoneczków i basowego „Ho! Ho! Ho!”. Czas przypomnieć sobie, gdzie pochowało się bombki, powysyłać kartki z życzeniami – choć dzisiaj to już raczej e-maile – i poprosić kogoś o suszone grzyby, na które nie raz i nie dwa zamierzaliśmy się przecież wybrać.

 

Więc mamy święta (“So this is Xmas”)? – jak śpiewał John Lennon.

Jeszcze nie, ale wyścig po prezenty jak najbardziej ruszył i jak zwykle z lekkim falstartem i szelestem wszystkich znanych światu walut.

Zanim zatoniecie w promocjach i życzeniach „doMikołajowych” spisywanych drżącymi dłońmi Waszych pociech, to zapraszam do poczytania o tym, jak świętowano przed laty i skąd się ta nasza ukochana Wigilia wzięła.

I nie bójcie się, proszę. Nie zamierzam nikogo pogaństwem straszyć. Straszenie już mamy za sobą – teraz nadszedł czas pojednań (będziemy wirtualnie przytulać Beryla?).

A temat okazał się istnym Nilem z miliardami ciekawych kropel! Wybrałem te, które na mnie zrobiły największe wrażenie – te mniej znane, czasem zabawne, a czasem zadziwiająco mroczne. Wpierw jednak odrobina historii…

 

Narodziny Pana

W skalnej grocie – osiem kilometrów na południe od Jerozolimy – w Betlejem Judzkim, wysoko nad poziomem morza narodził się – według chrześcijańskich przekazów – Syn Boży.

Gdyby historycy nie toczyli sporów, to by im pewnie dawno doktoratów zabrakło, dlatego i w kwestii dokładnej daty narodzin Jezusa Chrystusa nie możemy być niczego pewni – nawet, co do roku!

„Jak to?!” – krzykniecie oburzeni. – „Przecież to rok zerowy i nie trzeba do tego magistra pod ręką!”

A jednak nie. Prawdopodobnie stało się to w czwartym roku przed naszą erą ­– gdy zmarł Herod Wielki. Z drugiej strony kometa Halleya była widoczna całe osiem lat wcześniej (za to chińscy kronikarze opisali podobne zjawisko rok przed śmiercią króla Judei) –nawiązania do Gwiazdy Betlejemskiej.

 

Zostawmy to jednak za sobą i przenieśmy się w ten magiczny czas ostatnich dni grudnia. W dwieście czwartym roku Hipolit Rzymski – w Komentarzach do Księgi Daniela (zawierającej opowiadania i wizje tytułowego proroka) – naprowadza nas na znaną dzisiaj datę, na dzień dwudziesty piąty ostatniego z miesięcy.

Do czwartego wieku (pierwsza wzmianka o Bożym Narodzeniu pochodzi z trzysta pięćdziesiątego czwartego roku) obchodzono w tym dniu synkretyczne – czyli święto łączące w sobie elementy wielu kultów – Sol Invictus – Słońce Niezwyciężone (słowiański Swaróg nam się kłania) – gdzie wspomagano światło w nadchodzącej bitwie z ciemnością, nocą, zimnem i złem.

Wielu ze zwyczajów tych ciepłych, choć zimowych dni doszukuje się również w Saturnaliach – świętowaniu ku czci Saturna (boga rolnictwa, a nie Szatana czy jednej z planet naszego Układu Słonecznego), które trwały od siedemnastego do dwudziestego czwartego grudnia. Podobnie jak przy wspomnianym Sol Invictus mieliśmy do czynienia z celebrowaniem przesilenia zimowego na półkuli północnej i (prawdopodobnie) z chrystianizacją pogańskich świąt, co nie jest wcale czymś niespotykanym.

O ile ludzie są w stanie uwierzyć w nowego Boga, o tyle niechętnie rezygnują ze znanych im i lubianych świąt. Ponoć nawet nimb wokół głów katolickich świętych jest pozostałością wizerunku tarczy Słońca; jest dowodem na niesamowitą elastyczność chrześcijaństwa, a co za tym idzie ogromnego sukcesu tej religii.

Przejdźmy zatem do ciekawostek: do bożonarodzeniowych symboli i zwyczajów.

 

Wigilia (Vigilia łac.) – czyli czuwanie, nocna straż (nie mylić z powieścią Terrego Pratchetta) lub warta – a zatem oczekiwanie na nadejście Syna Bożego.

Jest też pamiątką po Wieczerzy Pańskiej, a także upamiętnia agape – ucztę pierwszych chrześcijan (ale to słowo ma też i inne znaczenia – często określa się nim absolutną miłość Boga do ludzi).

Nasza polska wigilia przyjęła się w osiemnastym wieku, wpierw w miastach, a dopiero po przeszło stu latach na wsiach, stając się wtedy powszechną tradycją.

Z ciekawostek warto wspomnieć o przesądach sprzed lat. Najbrutalniejszy był jedną z metod antykoncepcyjnych, polegającą na uderzeniu kobiety rózgą – twierdzono, że po czymś takim nie zajdzie w nowym roku w ciążę…. Warto też zapamiętać sen z tej nocy, bo pewnikiem się spełni i lepiej nie wyśnić koszmarów.

Wyczekiwanie pierwszej gwiazdki jest ukłonem w stronę tej betlejemskiej – prowadzącej trzech Mędrców do dzieciątka Jezus. Biały obrus i sianko pod nim nawiązują do chrystusowego żłobka, a także do ofiary dla boga Ziemiennika – Pana Ziemi (znów paskudne pogaństwo) – a i z samymi źdźbłami wiąże się kilka interesujących zwyczajów.

Panny wróżyły sobie przy ich pomocy. Wyciągnięcie szarego źdźbła oznaczało trudności w znalezieniu męża, za to krótkie i zielone zboże zapewniało pomyślność oraz szybkie i szczęśliwe zamążpójście.

Gospodarz, który sięgnął po długie źdźbło, mógł być pewny urodzaju lnu; jeśli było złamane, to trzeba się było szykować na trudny rok; za to zdeformowane oznaczało problemy ze zdrowiem. A resztki siana zbierano i trzymano do obkładania nim cierpiących, czyli jeszcze długo wszystko kręciło się wokół pogańskiego kultu płodności i żywotności.

 

Dwanaście potraw nawiązuje do liczby apostołów i miesięcy w roku (w bogatych domach przyrządzano tyle samo potraw rybnych – na pamiątkę najbliższych uczniów Chrystusa), a i o innych rzeczach trzeba było pamiętać, by magia świąt zadziałała i nie odbiła nam się później czkawką…

Należało przyszykować wolne miejsce dla bliskiego, który odszedł w tym roku i jeszcze jedno dla wędrowca. Parzysta liczba ucztujących liczyła się chyba najbardziej – do tego stopnia, że w innym przypadku do stołu zapraszano kogoś ze służby (nieparzysty prosił się w nadchodzącym roku o śmierć).

Trzeba było spróbować każdej z potraw – żreć, a nie jeść – że się tak brzydko wyrażę – i to aż do przejedzenia. Jedyną osobą, która mogła odejść od stołu była gospodyni, a kto kichnął w wigilię, tego zdrowie trzymało się przez cały rok!

Co jeszcze? Taki drobiazg, o którym warto pamiętać do dzisiaj. Nie wypadało rozmawiać zbyt głośno ani przesadnie, kłócić się i nieprzyzwoicie żartować.

 

A w nocy ziemia ukazywała chętnym swe skarby (kwitnące paprocie w lesie – choć daleko nam do Kupały – owocujące jabłonie, gadatliwe zwierzęta, skąpo odziane dziewczęta, bogactwo i przygoda z dreszczykiem strachu…).

 

Za to w pierwszy dzień świąt nie powinniśmy pracować, rąbać drewna – chwała centralnemu ogrzewaniu! – a nawet sprzątać czy gotować. Według starych wierzeń niewidzialne dusze zmarłych odwiedzają nasze domostwa i łatwo można im w ten sposób wyrządzić krzywdę, a przez to narazić się na pewną zemstę.

Nie pozwalano się czesać, przeglądać w lustrze i spać w ciągu dnia. Wiązało się to z wierzeniami dotyczącymi stanu zdrowia – przykładowo: drzemka poobiednia to proszenie się o chorobę, a późne wstanie z łóżka – o złe samopoczucie w przyszłym roku.

W tym dniu nikt tez nikogo nie odwiedzał, spotkania towarzyskie zostawiając sobie na drugi dzień świąt.

Przez kolejnych dwanaście „szczodrych” dni – aż do święta Trzech Króli – zalecało się dalsze nieumiarkowanie w jedzeniu, zabawie i piciu. Pracę najlepiej zastąpić odpoczynkiem, a odpoczynek… w mniej aktywne przenieść rejony. Poza tym każdy z tych dni zwiastował pogodę na kolejne miesiące przyszłego roku.

Acha! I warto przed świętami przyjrzeć się zakupionemu żywemu karpiowi! Jeśli bestia jest ruchliwa, to same szczęście nas w przyszłym roku czeka. Dużo łusek, to wiadomo – kasiorka!

 

Choinka – sama w sobie jest przede wszystkim symbolem życia. Słusznie zarzuca się jej pogańskich przodków, lecz stwierdzenie, że pochodzi tylko i wyłącznie od ludów germańskich byłoby niesprawiedliwe. Przecież i u nas wieszano pod sufitem gałązki jodły (tak zwane podłaźniczki – zebrane przez gospodarzy najlepiej z samego ranka; pierwszy w wiosce gwarantował tym sobie urodzaj), świerku, sosny czy okultystycznej według wielu jemioły, z pomocą której Celtowie odpędzali złe moce.

Sama choinka określana jest czasem mianem axis mundi (pępka świata – korzenie jako przeszłość, pień teraźniejszość, a korona przyszłość), który ułatwiał demonom przejście z Zaświatów do naszego domu. Do naszych salonów trafiła podczas zaborów dzięki kolonistom niemieckim.

Najmniej chrześcijańską z genez okazuje się ta, która mówi o Yggdrasil, czyli germańskim drzewie mądrości. Na nim powiesił się sam Odyn, a wierni – oczywiście ku jego czci – wieszali na gałęziach ludzkie ofiary… Niektórzy są nawet skłonni twierdzić, że nasze dzisiejsze bombki, to ich odpowiednik, ale ja byłbym daleki od takich porównań i traktował to jako mroczną ciekawostkę.

 

Na naszych drzewkach wpierw królowały naturalne ozdoby – chociażby jabłka (po pierwsze: wiadomo – Adam i Ewa; po drugie: wraz z orzechami służyły za pokarm dla zmarłych i zawsze można je było pałaszować na pogańskich stypach), łańcuchy symbolizują węża kusiciela, a gwiazda na szczycie – wiadomo – młodsza i sztuczna siostra tej betlejemskiej!

Przed choinką w naszych słowiańskich chałupach ustawiano snopy zboża – w czterech kątach izb; każdy z ostatnich z zebranych kłosów czterech zbóż. Zwano je diduchami.

A wspomniana celtycka jemioła trafiła do nas… ze Stanów i to stosunkowo niedawno, tracąc swój okultystyczny wydźwięk na rzecz romantycznych uniesień.

 

Żłobek – a co za nim idzie – szopki – rozpowszechnił św. Franciszek i jego bracia zakonni, a my dzięki nim zaraziliśmy się tą modą. Najbardziej znane są szopki… sycylijskie (na tle skalnych grot… – wiadomo: o rodzinnym wydźwięku…).

Warto też wspomnieć o naszych krakowskich szopkach, gdzie za scenerię służą ręcznie robione miniatury budowli tego pięknego miasta.

 

Jasełka – i znów Włosi zakochani w teatrze i śpiewie! Od szopki niedaleka jest przecież droga do krótkich przedstawień z udziałem aktorów, a z czasem – od osiemnastego wieku – kukiełek. Ich początki sięgają nawet pięćset lat wcześniej, a niesłychana popularność wiązała się z dużym ładunkiem emocjonalnym tych przedstawień. Zły król Herod, rzeź niewiniątek, osobliwość postaci z dalekich krajów, a z czasem sama śmierć z kosą, skrzydlate anioły, rogate diabły, podstępni Żydzi, mężni rycerze…

Wpierw na poważnie – w kościołach – a z upływem lat już nieco straszniej i weselej – w teatrach, a nawet na dworach.

 

Kolędy – tutaj od napiętnowanego najgęstszym złem pogaństwa już się, o dziwo, nie wywiniemy. Znowu wracamy Rzymu, do świąt odradzającego się Słońca, do dawnego święta Godowego (słowiańskiego) i do kolęd styczniowych – wesołych, noworocznych. Co ciekawe, wspomniane Święto Godowe wywodzi swoją nazwę od starosłowiańskiego słowa God, czyli… rok, choć bardzo z angielska zabrzmiało.

Łacińskie calandae (w kalendarzu księżycowym) oznaczało pierwszy dzień po nowiu, czyli powrót na nocne niebo Księżyca, a z czasem – po reformie kalendarzowej Juliusza Cezara – witanie nowego roku; nowego miesiąca w nim. Rzymianie odwiedzali się wzajemnie i śpiewali gospodarzom pieśni powitalne przepełnione życzeniami wszystkiego, co najlepsze.

Warto też wspomnieć o francuskich: Carole i Noële – o pieśniach bożonarodzeniowych, wywodzących się ze średniowiecznego tańca kołowego; z pogańskich obrzędów rytualnych.

Kolęda w znaczeniu dzisiejszym pojawiła się później – czterysta lat temu – wraz z umacnianiem się chrześcijaństwa w Europie. Za pierwszego ich twórcę uważa się samego Franciszka z Asyżu.

 

Pasterka na pamiątkę zwiastowania pasterzom dobrej nowiny i pierwszych pielgrzymek (z Jerozolimy do Betlejem, gdzie odprawiano nocną mszę) z początkami już w czwartym wieku.

 

Prezenty i składanie sobie życzeń – na całym świecie w tych dniach wysyłanych jest miliardy kartek pocztowych z życzeniami "Wesołych Świąt" (prym w tym wiodą Holendrzy – od trzydziestu do pięćdziesięciu kartek na rodzinę). Moja znajoma Holenderka powiedziała mi, że młodzi już niestety przerzucają się na Internet. Prezentów w te święta u nich się nie daje – to robią z początkiem grudnia, na Mikołaja.

Obdarowywanie się sięga wspomnianych już wcześniej Saturnaliów (Larentaliów) i jest związane z pogańskim zaklinaniem urodzaju. Niektórzy sięgają nawet głębiej i twierdzą, że wspomniany przed chwilą św. Mikołaj zastąpił słowiańskiego Welesa i germańskiego Odyna.

 

Opłatek – pochodzi od eulogów, czyli od chlebów błogosławionych podczas mszy świętej i rozdawanych wierzącym(zwyczaj wciąż praktykowany u prawosławnych). Opłatek jest też symbolem Eucharystii. Dzielono się nim ze zwierzętami, choć często ten dla nich barwiono, podkreślając tym różnicę pomiędzy człowiekiem a nimi.

Gospodyni dbała również o drzewa. Po wyrobieniu ciasta do chleba nie czyściła rąk, tylko wychodziła do sadu i najmniej urodzajne jabłonie "smarowała" tymi odżywczymi dłońmi.

***

I właśnie ta adaptatywność chrześcijaństwa – według wielu historyków – zadecydowała o jego sukcesie. Naturalnego charakteru tego święta nie zmieniono (wciąż mamy w zasadzie do czynienia ze świętem urodzaju), w centrum uwagi postawiono piękną opowieść o rodzinie (o dziecku), dodając w ten sposób tym dniom magicznych – w pozytywnym tych słów znaczeniu – mocy.

Nie trzeba być katolikiem, by z przyjemnością świętować Boże Narodzenie. Każdy znajdzie w nim coś ciekawego – czy to wpadając w zakupowy szał, czy w nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Trudno też o lepszy czas na wyciągnięcie prawicy do największych wrogów. Raz jeszcze cytując Lennona: „War is over.”

 

Dla niektórych pewnie wystarczy, że w telewizji znów puszczą „Kevina samego w domu”, a w paczce nie będzie rózgi.

Dla mnie Gwiazdka jest świętem rodzinnym. Patrzę jak dzieci rozpakowują prezenty, opycham się barszczem z uszkami, wgryzam się w pierogi z kapustą i grzybami, jak gęś łykam kluski z makiem, a obok nas mruga choinka w kolorach przerysowanej tęczy, ogień w kominku żywi się drewnem, świnka morska szykuje się do przemowy.

 

Pamiętajmy też i o tym, że Wigilia nie znosi samotności…

Wesołych Świąt i niech urodzaj będzie z Wami!

***

Zwyczajów i symboli jest oczywiście o wiele więcej i zachęcam do dzielenia się swoją wiedzą w komentarzach. Ja wybrałem te, które mnie zaciekawiły, a do wszystkich przecież też nie dotarłem.

A na sam koniec – dla wytrwałych czytelników – fragment z pamiętnika, który pisałem mając dziesięć lat:

Czwartek, 24 grudnia

 

Wielkie przygotowania do Wigilii! Wczoraj ubraliśmy choinkę, a dzisiaj robiliśmy jedzenie (barszcz z uszkami, śledzie, karpia, pierogi z kapustą i z grzybami, chleb, masło, szynkę). Z tą szynką to żart. Pomyślcie czemu… – poczucia humoru mi nie brakowało.

Makowiec, rolada makowa, sernik z galaretką, kluski z makiem, kapusta z grzybami, kompot, pepsi, pomidory z cebulką.

W końcu nadeszła upragniona Wigilia. Po łamaniu się opłatkiem zasiedliśmy do stołu. Po barszczu z uszkami nie chciałem już nic jeść, ale zjadłem.

I nadeszła najszczęśliwsza chwila świąt! Prezenty!

Były opakowane w reklamówki, każda z napisem: „Chrupki POLW. Boltex. 62-050 Mosina, ul. Słoneczna. Tel. Poznań (61) 132-310.”

Dostałem parę spodni z napisem „Camel” i wielbłądem na nich wyszytym. Dwie książki – jedna z rybami, a druga z ptakami; dwie kasety (Simpsons i Torino Disco 7); portfel podkowę; dziesięć orzechów włoskich; pięć mandarynek; jedną pomarańczę; dwadzieścia kocich języczków; jedną czekoladę mleczną z orzechami; baton „Daily”; dwie paczki sezamków; jedną paczkę orzeszków arachidowych solonych i zapakowanych próżniowo; jedną paczkę lentilków!

Komentarze

Krótko mówiąc, podbijamy dział publicystyki ;)

Sprawdziłem – na pierwszej stronie publicystyki jest dobre dwanaście tekstów ludzi od Chiny :) A za tekst się później zabiorę ;)

Mee!

Po barszczu z uszkami nie chciałem już nic jeść, ale zjadłem. – ja tak mam do dzisiaj i co roku :)   Ziemiennik? W życiu o takim bogu nie słyszałam O_O Poratuj skąd go wziąłeś.

https://www.martakrajewska.eu

Z mitologii bałtyjskiej, Marto. Przykładowo: http://mitencyklopedia.w.interia.pl/mitologia_baltyjska.html A w skiążce Borejszy bodajże – Boże Narodzenie w polskiej kulturze. @Prokris – chyba jest nam tutaj dobrze :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Najlepszy jest pamiętnik. Czy z takich dzieci wyrastają potem księgowi czy kontrolerzy NIK-u? :-P

:) Biologiem zostałem, o dziwo. A w sumie masz trochę racji, bo od paru miesięcy zajmuję się księgowością :D

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

CZego to się człowiek nie dowie, jak z samego ana zajrzy na portal. Podejrzewałam, ze za tym białym obrusem, zieloną choinką i kolorowymi bombkami jakieś nieczyste siły tkwią :-) Znowu bardzociekawie, Koiku! A w tytule "natus" chyba powinno być małą literką.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A u mnie choinka w donicy stoi na balkonie od ostatnich Świąt Bożego Narodzenia – nie daliśmy jej kipnąć, tym bardziej jeśli ma być symbolem życia! Koiku, wydaje mi się, że gdyby tekst przeczytała Karolina z Facebooka, musiałaby uznać, że jest postęp, artykuł spokojniejszy formalnie, bardziej stonowany i mniej zawadiacki niż poprzedni ;) No i strzał w dziesiątkę z pamiętnikiem na końcu :) 

Starałem się mniej "nerdować"… "nerdzić"? :) Zresztą "na wesoło" podchodzić do tak ważnych dla wielu świąt nawet takiemu antynormalersowi jak ja nie wypada. Dzięki. Bemik – już poprawiam. Jakoś mi tak ładnie ten Natus wyglądał. ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Janie Janku – faktycznie, że fragment pamiętnika jest super. Wiele osób z tego portalu nie wie, jaka to przyjemność dostać na Gwiazdkę pomarańcze, cukierki, wafelki… bo wszyscy mamy je na codzień. Pamiętam swoje paczki, które przynosił tata z zakładu pracy. Cała reklamówka wypełniona dobrociami, których zwykle nie było. I pamiętam, kiedy musiałam dzielić się nimi z moim bratem, bo on już był za duży i nie przysługiwały mu. No, może nie musiałam, ale dzieliłam się i częstowałam całą rodzinę – czułam się wtedy taka wyjątkowa, prawie jak sam Święty Mikołaj.

I do dziś podziwiam rodziców, jak wszystko potrafili zorganizować i załatwić (bo przecież nie kupić), żeby święta były bogate. A u mnie w domu na choince zamiast gwiazdy czy czuba (o, znowu Czuby :-) zawsze wisiał papierowyy anioł – śliczny, tłuściutki i różowiutki. Jest w posiadaniu mojej rodziny ponad sto lat i zawsze otrzymuje go najstarsza córka. Jestem ciekawa, komu ją przekażę, bo moje dziecko deklaruje się jako ateistka, buuuu  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Super komentarz, Bemiku. Ja też niespecjalnie w Boga wierzę, ale nie mam zamiaru nie obchodzić świąt, czy aniołki do śmieci wyrzucać. Może przemyśli sprawę i go zaadoptuje. Paczki z zakładu pracy to było naprawdę coś. Pomarańczka i wyrób czekoladopodobny! Czasem jakiś piórnik nawet. Prezenty schodziły na drugi plan, bo i przepychu nie było. W każdym razie nie były – tak sobie myślę – najważniejsze. Magia świąt IMO istnieje, a Boga można, ale nie trzeba w to mieszać :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Mam nadzieję (jeśli chodzi o córkę i przejęcie aniołka), że będzie tak jak mówisz. Bo w ubiegłym roku cała awantura była o chionkę. To znaczy, jak uważałam, że skoro wszyscy są dorośli to drzewko może być malutkie, symboliczne. Ale wtedy na mnie nawrzeszceli, ło matko. I stanął drapak do samego sufitu. Więc może i aniołek znajdzie miejsce w ateistycznym domu mojej Aśki.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A, jeszcze jedno. U mnie zapachniało już świętami – właśnie upiekłam drożdżowe ciasto i ozor mi lata. Czekam, żeby odrobinkę przestygło!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Sadystka! Moja Aga upiekła rogaliki, ale już przestygły :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Smacznego, moje ciasto jest pyszne, choć zamiast rodzynek dałam żurawinę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Smacznego również! A z tą żurawiną to mnie zaciekawiłaś.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

A czym są kocie języczki? :)

Mee!

Nie kojarzę nazwy, ale wygląd – tak ;)   Fajny artykuł/felieton :)

Mee!

Dzięki Kózka San :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Koiku, dałam suszoną żurawinę, bo ponoć dla mnie rodzynki są niewskazane. O dziwo, ciasto lepiej smakuje, bo żurawinka jest słodko-kawaśna, a nie tylko słodka jak rodzynki.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ja jestem fanem żurawinowego soku (w zasadzie napoju, w moim przypadku, bo zdrowo rozcieńczam go wodą i dosładzam – juz mniej zdrowo) :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

"I właśnie ta adaptatywność chrześcijaństwa – według wielu historyków – zadecydowała o jego sukcesie." Zadecydowała o tym, że obecnie liczbę chrześcijan na świecie można policzyć na palcach jednej ręki gumochłona. Ktoś kiedyś napisał coś w stylu "W historii był tylko jeden chrześcijanin, ale go ukrzyżowano".

Ze mna pewnie szybciej o tym gumochlonie porozmawiasz, bo z teologii to ze mnie gumochlonowa noga. ;) Cytat ciekawy – serio. Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

"Ze mna pewnie szybciej o tym gumochlonie porozmawiasz, bo z teologii to ze mnie gumochlonowa noga. ;) " No nie wiem, całkiem nieźle poszło Ci pokazanie, że jedno z czołowych chrześcijańskich świąt jest pełne satanistycznych, pogańskich rytuałów. A czy chrześcijaninem można nazwać kogoś, kto choćby nieświadomie oddaje cześć demonom Słońca, Ziemi, urodzaju i innym potworom? Albo osobę, dla której największym zmartwieniem płynącym z faktu, że jego córka jest ateistką, jest troska o los papierowego skrzydłatego idola?

Wg mnie lubujesz sie w przekrecaniu kota ogonem i brakuje Ci czasem przyslowiowego ugryzienia sie w jezyk. Ocenianie ludzi przy pomocy Twoich kryteriów mnie niepokoi.  I znowu slowa demon, potwory itp. Kto ma prawo, a kto nie nazywac sie/byc nazywanym chrzescijaninem, to temat, w którym znowu nie dogadalibysmy sie zbyt szybko; znowu grzezlibysmy w slów znaczeniu, od poczatku i tak wiedzac kto ma jakie zdanie. :) Mnie to akurat nie interesuje, ale moze ktos zechce i o tym z Toba porozmawiac. a nie interesuje nie dlatego, ze staram sie byc niegrzeczny, tylko nie jest mi to dookreslenie jakos osobiscie do niczego potrzebne. pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Chociaz wg Twoich kryteriów osoba taka pewnie chrzescijanka nie jest, to i niepotrzebnie sie w sumie unosze. Przedstawiles swój punkt widzenia tylko.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

"Chociaz wg Twoich kryteriów osoba taka pewnie chrzescijanka nie jest, to i niepotrzebnie sie w sumie unosze. Przedstawiles swój punkt widzenia tylko." Lubię mięso. Jem je niemal codziennie. Jestem wegetarianinem. Mówisz, że nie? No cóż, może wg Twoich kryteriów, przedstawiłeś tylko swój punkt widzenia. Uważam, że należy zlikwidować wszelką własność publiczną, bo tylko prywatne przedsiębiorstwa działąją dobrze, jak np. moja firma, w której płacę pracownikom 0,50 groszy za godzinę… jak mam dobry humor. Jestem komunistą. Mówisz, że nie? No cóż, może wg Twoich kryteriów, przedstawiłeś tylko swój punkt widzenia. Jestem pewien, że istnieje Bóg. Co dzień się do niego modlę, chodzę do kościoła i głoszę innym dobrą nowinę. Jestem ateistą. Mówisz, że nie? No cóż, może wg Twoich kryteriów, przedstawiłeś tylko swój punkt widzenia.   " świętowaniu ku czci Saturna (boga rolnictwa, a nie Szatana czy jednej z planet naszego Układu Słonecznego)" Szatana nie Szatan, tak czy inaczej – demon. No chyba, żeby przyjąć, że nie istniał (no ale dlaczego, skoro nie ma jednoznacznych, niepodważalnych dowodów na jego nieistnienie?).   "a nie interesuje nie dlatego, ze staram sie byc niegrzeczny, tylko nie jest mi to dookreslenie jakos osobiscie do niczego potrzebne." No nie wiem, jak się wdaje w rozważania nt "chrześcijańskich" świąt i obyczajów, to wypadałoby się zastanowić, czy w ogóle one na to miano zasługują. To pozwoliłoby uniknąć absurdalnych tez o "zwycięstwie chrześcijaństwa".   Może we współczesnej lewackiej filozofii każda dyskusja musi sprowadzać się do biadolenia, jak to sens słów jest względny i nie da się dookreślić ich znaczenia itd ale fakty są takie, że większość słów ma jasny sens i nie ma co co doszukiwać się problemu, tam gdzie go nie ma.

Większość słów ma jasny sens, wiele nie ma; są takie, co mają i wiele znaczeń. Fakt. Nasze spojrzenie na znaczenie niektórych z nich bywa rozbieżne i nie mam najzwyczajniej potrzeby wypytywania Ciebie o to, jak Ty się zapatrujesz na słowo chrześcijanin. Domyślam się, że podobnie jak z okultyzmem masz je aż nadto jasno dookreślone – to nie złośliwość. W Twoim rozumieniu tylko Chrystus na to miano zasługuje; reszta ludzi błędnie posługuje się zatem tym słowem. W moim rozumieniu chrześcijaninem jest ten, który wyznaję wiarę w Chrystusa jako zbawiciela i mesjasza – w uproszczeniu. I nie chodzi mi o lewackie filozofie. To też jest fakt, a moją dobrą wolę dookreślenia się wzajemnego i spojrzenia na wzajemne poglądy poprzez to, jak dane pojęcia rozumiemy zaatakowałeś po swojemu. Porównania zgrabne – takiego rodzaju dyskusji nie zdążyłem się nigdy nauczyć, bo dla mnie pasuje ono bardziej do kółek dyskusyjnych, a nie – jak do tej pory myślałem – naszej próby wymiany poglądów.Mam nadzieję, że dostrzegasz te subtelności. Jestem pewien, że tak. Inny Bóg od Twojego to demon, a historycy wysnuwają absurdalne tezy. – znów lewacko mógłbym pobiadolić. Fakt. Jasny sens słów ma każdy swój. Inaczej dawno nie byłoby żadnego biadolenia – Tak sobie myślę. Dobranoc.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

A co myślisz o tym: Lubię mięso. Jem je niemal codziennie. Jestem wegetarianinem. Połknąłem muchę (zamierzenie lub nie) i wypiłem wodę pełną pantofelków. Jestem wegetarianinem? Mówisz, że nie? No cóż, może wg Twoich kryteriów, przedstawiłeś tylko swój punkt widzenia. Nad definicjami niektórych słów/pojęć od lat wielu łamie sobie głowy (klasyczna prawda chociażby, a i ze studiów pamiętam filozoficzne podejścia do ewolucji). A tak, jak w powyższym przypadku (przerysowanym, ale czy do końca?) tych kroków interpretacyjnych można parę postawić. Tych nieszczęsnych kryteriów. Czasem spory wynikają z niewiedzy lub różnicy pomiędzy powszechnie przyjętym znaczeniem słowa/pojęcia, a jego faktycznym. Czasem te różnice wynikają z różnicy zapatrywań również, IMO. I tylko o to mi cały czas chodziło, a nie o to, żeby Ci udowadniać, że nie miałeś racji – zresztą pewnie to wiesz, a ja niepotrzebnie enty raz o tym klepię. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Gedeonie, przegapiłam dyskusję powyżej i dopiero dziś odpowiadam na tę kwestię z Twojego komentarza: Albo osobę, dla której największym zmartwieniem płynącym z faktu, że jego córka jest ateistką, jest troska o los papierowego skrzydłatego idola?

Gedeonie, drogi Gedeonie – ja tu nie o wierze a o tradycji gadałam, a skoro tego nie zrozumiałeś to przykro.

A to że moja córka jest ateistką jest jej wyborem. A bycie chrześcijaninem zobowiązuje także do tego, żeby szanować wybory innych. Tak samo zachowałabym się, gdyby uznała islam, buddyzm czy jakąs inną wiarę za ścieżkę właściwą dla siebie. Bo Bóg wszędzie jest taki sam, tylko inaczej czczony. A jeśli Ty tego nie rozumiesz i zechcesz organizować kolejną krucjatę…

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

@ koik80 "Porównania zgrabne – takiego rodzaju dyskusji nie zdążyłem się nigdy nauczyć, bo dla mnie pasuje ono bardziej do kółek dyskusyjnych, a nie – jak do tej pory myślałem – naszej próby wymiany poglądów.Mam nadzieję, że dostrzegasz te subtelności. Jestem pewien, że tak. " Nigdy nie mów "jestem pewien", bo się przejedziesz. Jak w tym przypadku, bo prawdę mówiąc, nie mam pojęcia o co Ci w tym momencie chodzi. "Inny Bóg od Twojego to demon, a historycy wysnuwają absurdalne tezy." A to historycy udowodnili, że Saturn (diabeł rolnictwa czczony w Italii) nie istnieje? "A co myślisz o tym: Lubię mięso. Jem je niemal codziennie. Jestem wegetarianinem. Połknąłem muchę (zamierzenie lub nie) i wypiłem wodę pełną pantofelków. Jestem wegetarianinem? Mówisz, że nie? No cóż, może wg Twoich kryteriów, przedstawiłeś tylko swój punkt widzenia. " Jeśli połknąłeś zamierzenie, to nie jesteś. No chyba, że tego żałowałeś i generalnie Twoje stanowisko jest takie, że się nie powinno much połykać. Mucha to owad, owad to zwierzę, wegetarianin nie jada zwierząt, dziękuję za uwagę. "Czasem te różnice wynikają z różnicy zapatrywań również, IMO. I tylko o to mi cały czas chodziło, a nie o to, żeby Ci udowadniać, że nie miałeś racji – zresztą pewnie to wiesz, a ja niepotrzebnie enty raz o tym klepię." Co bardzo mnie smuci. Bo z udowodnienia mi, że nie mam racji bym coś wyniósł, a z jałowych rozważań o języku i terminologii – niespecjalnie. @ Bemik "A bycie chrześcijaninem zobowiązuje także do tego, żeby szanować wybory innych. Tak samo zachowałabym się, gdyby uznała islam, buddyzm czy jakąs inną wiarę za ścieżkę właściwą dla siebie. Bo Bóg wszędzie jest taki sam, tylko inaczej czczony." Chrześcijaństwo, która ja znam, opiera się na Biblii, która uczy, że jedyną drogą do zbawienia jest Chrystus, oraz, że każdy chrześcijanin ma obowiązek nauczać o tym innych i starać się ich nawrócić. A także o tym, że kto nie napomina bliźniego, ponosi współodpowiedzialność za jego grzech. No ale, skoro bawimy się w relatywizm, to może Ty masz swoją Biblię i swoje chrześcijaństwo, które uczy czegoś zgoła innego. Zresztą, teza sama w sobie nielogiczna. Gdzie Ty widzisz w buddyzmie kult tego samego Boga, co w chrześcijaństwie, tylko w innej formie, to ja nie wiem. Już nie mówiąc o tym, że chrześcijaństwo i buddyzm są względem siebie sprzeczne, bo albo idziesz do nieba i czekasz na zmartwychwstanie, albo się reinkarnujesz, jedno i drugie na raz nie bardzo. Możliwe, że to buddyzm jest religią prawdziwą, ale w takim wypadku chrześcijaństwo byłoby fałszywe. I vice versa. Już nie mówiąc o tym, że "moja córka jest ateistką, a ja to szanuję, tak samo, jakbym szanował gdyby wyznawała islam, bo Bóg jest wszędzie taki sam, tylko inaczej czczony" to czysty absurd, bo sugeruje, że ateizm też jest formą czczenia Boga, tylko ciut odmienną. Islam od biedy można uznać za inną formę kultu Boga, buddyzm tylko przy dużej dozie ignorancji, ale przy ateizmie sprawa jest chyba na tyle oczywista, że ten błąd przypisuję jedynie faktowi, że tak się skupiłeś, żeby Twoja wypowiedź tchnęła tolerancją, że na sprawdzenie, czy ma sens, zwyczajnie czasu zabrakło. "Gedeonie, drogi Gedeonie – ja tu nie o wierze a o tradycji gadałam, a skoro tego nie zrozumiałeś to przykro." A zatem ktoś, dla kogo świętowanie Bożego Narodzenia wynika z tradycji, a nie wiary, to nie chrześcijanin. Może ktoś gorszy od chrześcijanina, może lepszy (bo wszak chrześcijaństwo nie musi mieć racji) – ale nie chrześcijanin. "A jeśli Ty tego nie rozumiesz i zechcesz organizować kolejną krucjatę…" Kto mówi o krucjacie? Czy głosiciele tolerancji naprawdę nie rozróżniają żadnych stanów pośrednich pomiędzy radosną pełną akceptacją, a żądzą mordu? Ja nie mówię, że ludzi, którzy bawię się we wróżby bożonarodzeniowe powinno się wieszać. Chodzi mi tylko o to, że taka postawa nie ma za wiele z chrześcijaństwem – i gwoli sprawiedliwości po raz kolejny zaznaczam, że sam też za prawdziwego chrześcijanina się nie uważam. Dlatego teza o tym, że zdolności adaptacyjne pozwoliły chrześcijaństwu odnieść zwycięstwo jest błędna – ta adaptacja doprowadziła chrześcijaństwo do klęski, bo sprawiło, że zatraciło swą istotę. To, że po świecie chodzą miliardy ochrzczonych ateistów i pogan, to nie jest zwycięstwo chrześcijaństwa. Taki jest fakt, a jak to oceniać – inna sprawa.

""Inny Bóg od Twojego to demon, a historycy wysnuwają absurdalne tezy."

A to historycy udowodnili, że Saturn (diabeł rolnictwa czczony w Italii) nie istnieje?" – chodziło mi o tezę z adaptatywnością/plastycznością chrześcijaństwa :)

"…dziękuję za uwagę" – Tobie również, Gedeonie. Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Gedeonie – nadal mnie nie rozumiesz – mówiłam o tradycji w kwestii przekazywania papierowego anioła w mojej rodzinie. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kolejny wartościowy artykuł. Mam nadzieję, że najpóźniej na Wielkanoc pojawi się następna odsłona. :)

Pojawi się, obiecuję :) Dzięki, Jerzy.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nowa Fantastyka