- publicystyka: Krótka rozkmina nad sensem "Człowieka ze stali" (SPOJLERY!!!)

publicystyka:

Krótka rozkmina nad sensem "Człowieka ze stali" (SPOJLERY!!!)

 

Do nowych przygód Supermana podchodziłem z dużą rezerwą, jak zresztą do każdej próby wskrzeszenia starych przebojów. Bałem się tego, co zwykle dostajemy w takich produkcjach. Nadmiernego efekciarstwa, głupawej fabuły, miernej gry aktorskiej. Cóż, część z moich obaw się spełniła. Nie do końca w sensie negatywnym, ale jako upierdliwiec i maruda będę się czepiał.

 

Zacznijmy może od tego, że pierwsze czterdzieści minut oglądało się ciężko. Kilka chaotycznych urywków z różnych okresów życia bohatera i jego rodziny wprowadziło mi do głowy mętlik. Miałem ochotę zrezygnować z dalszego seansu, ale przeczytałem gdzieś, że pod koniec jest niezła sieka. Zaczekałem więc. W tym co dostałem, sprawdziły się moje strachy na Lachy odnośnie efektów. Tyle, że w sensie pozytywnym. Cóż, kompletny rozpiździaj serwowany gdzieś tak od jednej trzeciej filmu ogląda się z zapartym tchem, a poszczególne ujęcia nie powodują oczopląsu. Widać wyraźnie kto kogo ciora po glebie, kto wali w ryj, a kto dostaje, czy który z bohaterów akurat przeleciał po niebie, przebijając przy okazji kilka wieżowców. To na duży plus, bo na przykład w nowej adaptacji Batmana przy głupim mordobiciu jeden na jednego ciężko było się połapać co się na ekranie dzieje. A tutaj mamy grupę postaci nie dość, że latających, to jeszcze demolujących podczas bijatyk dosłownie wszystko, rzucających samochodami, a po kopie z tyłek frunących na spotkanie z księżycem.

Przejdźmy teraz do fabuły. Ci, którzy filmu nie oglądali, niech ten punkt pominą, gdyż wystąpią POWAŻNE SPOJLERY!!!

 

Zacznijmy od całego tła. Otóż z tego co jako prosty odbiorca wyłapałem, cała chryja zaczęła się przez wygórowane ambicje ojczulka naszego bohatera, który chyba rekompensując własne kompleksy postanowił uczynić Kal Ela wyjątkowym. Machnął go więc sobie nielegalnie, a do tego w jego komórki zapakował dane z najświętszego artefaktu planety. Potem, niczym mesjasza zbawienia, wysłał gówniarza na Ziemię. Pytam się tylko, po co?

 

Przecież gdyby oddał kamień Zodowi, ten i tak znalazłby jakąś planetę, przeterraformowałby ją i odrodził na niej Kryptona. O dobro ludzkości nie chodziło, bo nasz glob znaleziono w zasadzie przypadkiem. Trafił się im jak ślepemu psu ruchanie na obcej wsi.

 

Bezsensowne wydają mi się bijatyki w kosmosie. No w sumie jedna, ale i tak. Skoro siła mieszkańców Kryptona zależała tak bardzo od warunków panujących na Ziemi, to czy przy pobycie poza atmosferą nie powinni stracić swych zdolności?

 

I na koniec, finałowa scena pojedynku. Kolesie przelatywali przez budynki i pociągi z prędkością pocisku karabinowego. Tłukli sobą o beton, okładali się stalowymi teownikami. Nie wspomnę o wyjściu bez uszczerbku ze spotkania z rakietą wystrzeloną z myśliwca. A główny zły zostaje zabity prostackim chwytem rodem z greckich zapasów.

 

Cóż, poczepiałem się, poczepiałem, teraz czas na podsumowanie. Choć ta rozkmina może stawiać „Człowieka ze stali” w złym świetle, to jest to z całą pewnością film udany. Po przeminięciu średnich pierwszych czterdziestu minut, dalej ogląda się z zapartym tchem, z żalem pauzując na siku czy kupkę. (Ci, którzy byli w kinie, pod tym względem mieli gorzej. Naprawdę nie było żadnego spowolnienia akcji, podczas którego można by skoczyć do kibelka).

 

Aha, i ostatni dialog Supermana z amerykańskim generałem. Spuszczę na niego zasłonę milczenia, udam, że go tam po prostu nie było. Po kryjomu kiwając głową z zażenowaniem…

Komentarze

Film oglądałem już dość dawno, ale pamiętam, że, mimo kilku nieścisłości, pozostawił po sobie dość dobre wrażenie.

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Nie widziałem, więc niech ktoś mi wytłumaczy tę jedną, dręczącą od początku wątpliwość: skoro ci z Kryptona byli tacy silni właśnie na Ziemi, to, jak słusznie zauważa Fas, skąd te nierówne bitki poza Ziemią? Pamiętam z którejś "starej" części, jak klon Supermana [ powołany do życia przez Lexa z włosa ] wbija go [ w zasadzie bezbronnego ] w powierzchnię Księżyca.  Czy to jakaś drobna niekonsekwencja w scenariuszu, czy czegoś nie rozumiem? Fas, trzeba to sprawdzić!?  

To nie planeta dawala im siłę, tylko ziemskie słońce. A w filmie jeszcze coś namotali z kryptońską atmosferą którą oddychali ci żli na początku zanim przyzwyczaili się do naszej. Ogólnie lepiej nie łączyć komiksów i innych filmowych adaptacji Supermena z tą częścią. A i jeszcze jedno. W końcu koleś nauczył się jak się nosi majtki. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Wcisnął pod rajtuzy? To rzeczywiście postęp!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Tam faktycznie jest parę ciekawych myków.

Źli po zadymie zostają wysłani gdzieś ciutkę dalej od wybuchającej planety – czyli w zasadzie uratowani.

SM śmiga w kolorach pepsi i coca-coli.

Ziemianie giną, bo jakieś ludka do nich nieszczęśliwie wysłano, ale Amerykanin…

Ojciec zabrania mu sobie pomóc i ginie, bo jak się wyda, to się swiat zawali, a po paru latach się i tak wydaje… Amy Adams pasuje do roli suczy dziennikarskiej, jak ja do roli SM… Ale lubię ją, to się już nie czepiam. No i Morfeusz ciut na masie przybrał (super scena, gdy się gapią przez okno na rozpirzane Metropolis i w pewnym momencie kumają, że lepiej się zawijać… Mnie już by tam dawno nie było) :) Ale efekciory takie, że hoho! Tylko człowiek siedzi, ogląda i myśli o tym, by nie myśleć (a grzywka złego nażelowana…).:)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Przysypiałem na poprzednich dwóch odsłonach Supermana, przysypiałem na najnowszej. Nuuuudyyy, panie. Z poprzednich widziałem tylko Supermana 3, w kinie zresztą, i też nie pamiętam, by wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Chyba mi po prostu koleś tak ogólnie nie podchodzi. Za to taki na przykład Daredevil miał bardzo fajny film, choć obśmiewany przez ogół. A z najnowszych – Iron Man i Wolverine rządzą:)

Nowa Fantastyka