- publicystyka: God loves America (WRZEŚNIOWIEC 2013)

publicystyka:

God loves America (WRZEŚNIOWIEC 2013)

God loves America

 

 

Po lekturze wrześniowego numer NF można wysnuć wniosek, że Polska nie gości w umyśle boga literatury nawet w czasie najczarniejszych koszmarów. Gazeta zawiera pięć opowiadań – trzy polskie, spośród których dwa są słabe, a jedno jako-tako udane, oraz dwa zagraniczne kolosy, na ramionach których ów bóg mógłby spocząć.

Publicystykę otwiera artykuł M. Grzywacza, wskazujący, że literacka łaska zstąpiła na RPA. W obszernym – być może nieco zbyt wyliczeniowym – tekście będziemy mieć możliwość zapoznania się obiecującymi nazwiskami, które – dzięki popularności Dystryktu 9 – wypłynęły na fale światowej fantastyki. Niektóre z nich zapewne wypadało będzie niedługo znać.

Artykuł A. Daukszewicza wprowadza nas w świat kobiecych superbohaterek, które nie przebiły się, mimo otrzymania samodzielnego filmu oraz roztrząsa przyczyny tego zjawiska. Prócz tego można zapoznać się ze światem Riddicka, którego przygód kolejna część niedługo zagości w kinach. Fani włoskiego kina makabry znajdą coś dla siebie we wprowadzeniu Ł. Orbitowskiego do „Berberian sound studio”. Z kolei recenzja „Kongresu” na podstawie Lema przypomina o czasach dawnej świetności, które na srebrnym ekranie niestety nie znalazły odzwierciedlenia. Nie ma ich również w literaturze polskiej w bieżącym miesiącu.

Krajową stawkę otwiera konkursowy tekst pt. „Drobnoustroje”. Jest to dość ciężka opowieść o młodym człowieku, którego dziewczyna zachodzi w ciążę, w związku z czym otwiera się drugi wątek szalonego ginekologa, którego żona – będąca tą samą kobietą, co dziewczyna pierwszego – zostaje wybrana na matkę mesjasza obcych, w związku z czym postanawia on ją zabić, w obu rzeczywistościach. W opowieści czai się pewne przesłanie, niestety ze względu na nieporadność obrazowania trudno się go doszukać i wyargumentować. Na pewną uwagę jednak zasługuje wprowadzenie psychologii postaci – niezbyt dojrzałego mężczyzny wobec ciąży – w początkowej fazie tekstu.

Spośród około dziesięciu dotychczas opublikowanych tekstów aż dwa dotykały tematyki ginekologiczno-położniczej. Czyżby komuś w redakcji wypadało pogratulować nadchodzącego tacierzyństwa?

Opowiadanie „Oni” jest równie słabe ze względu na niebywałą wręcz wtórność formy, która prawdopodobnie była już nieświeża w czasach „gdy czerwone wystarczało zamienić na zielone i cenzura puszczała”. Opowieść mianowicie polega na tym, że w kierunku pewnej planety zbliża się statek kosmiczny narratora, zwabiony wybuchem bomby atomowej. Załoga owego kosmolotu podejmuje się zbadania mieszkańców pod kątem anatomii, wojskowości i zachowania, ustalając, że ci są – mimo delikatnych ciał – niezwykle agresywni, irracjonalni, emocjonalni, etc. Po czym udaje się rozszyfrować komunikat wysłany z tej planety, nadany przez…

No właśnie – suspens opowieści upada około dziesiątego zdania, a całość ciągnie się przez prawie siedem stron. Za to pewną dozę radości może dostarczyć zapoznanie się z zapisanymi kursywą raportami.

„Demon Maxwella” opowiada o próbie zracjonalizowania fuksa. Dwaj naukowcy odkryli sposób na kontrolowanie prawdopodobieństwa pecha i sukcesu, co ich poróżniło. Wskutek tego jeden z nich dostał nobla, a drugi stał się bezdomny, narrator zaś próbuje przywrócić równowagę. Tekst porusza całkiem ciekawy problem praktycznego wykorzystania ekstremalnych odkryć naukowych, mogących służyć jednocześnie zarówno dla dobra ogółu, jak i realizowania złych zamiarów. Niestety, tekst zboczył na manowce bejowskich klimatów i, choć budzi pewną sympatię, nie wnosi nic nowego.

Na naganę zasługuje sposób, w jaki wprowadzono do tekstu znaczenie terminu „entropia” – gdy jeden fizyk tłumaczy to drugiemu…

W tym momencie warto zwrócić uwagę na pewną zbieżność strukturalną obu opowiadań, polegającą na zmieszaniu narracji z pozafabularnymi wstawkami – zapisem tworzenia reklam oraz mitami o pochodzeniu człowieka.

„Przejście w biel” jest karykaturą współczesnej Ameryki. Poprzez wprowadzenie w świat przedstawiony wojny totalnej autorka zdziera z rzeczywistości zasłonę demokratycznej równości, by ukazać stelaż white conservative America. Oś fabularną opowieści stanowią przygotowania młodych ludzi do selekcji pod kątem płodności oraz przejęcia właściwiej roli społecznej; kur domowych – wyśmiewanych swego czasu w serialu Desperate Housewives – wraz z obiadkami, kółkami sąsiedzkimi i dbaniem o postatomowy ogródek oraz mężczyzn-Mężów, na podobieństwo bohaterów Mad Mena zajmujących się zaspokajaniem jedynie własnych zachcianek oraz (obowiązku) prokreacji.

Poprzez specyficzną narrację polegającą na wprowadzeniu dość obszernych opisów reklam autorka wskazuje, że w opowiadaniu liczy się nie tyle fabuła, ile pewien obraz oraz stopień jego przetworzenia i zakłamania. Klasyczna dystopia. Wrażenie zostaje spotęgowane tym, że narrator – bezpłodny mężczyzna drugiej kategorii – bezkrytycznie staje się wiernym i usłużnym narzędziem propagandowej machiny, zamieniając artystyczny talent na powielanie kiczu.

Świat przedstawiony składa się zresztą z niby wolnorynkowego wciskania kitu za pomocą wspomnianych tandetnych reklam, tradycyjnej – choć zhiperbolizowanej – w zakresie patriarchalnej dominacji oraz pustosłownej, przeinterpretowanej pod kątem bieżących potrzeb religii oraz biednych mas pracujących i walczących o utrzymanie systemu (na wojnę umierać idzie nie kto inny tylko Murzyn). Krótko mówiąc – republikańskie wzorce do sześcianu. Ciekawym pytaniem jest, czy przywołaną apokalipsę można analizować w kontekście zmian demograficznych w USA i swoistego zmierzchu opisywanego świata.

Z opowiadaniem warto się zapoznać, bo – choć do granic przerysowane – tworzy spójną i atrakcyjną, dzięki narracji, wizję.

„Fale” jest tekstem z przeciwnego bieguna zarówno jeżeli chodzi o formę, jak i treść. Autor również sięga po zewnętrzne treści – mity o powstaniu człowieka pochodzące z różnych miejsc globu – nie po to jednak, by poszarpać narrację, a by nadać jej harmonię. Wraz z bohaterami podróżującymi przez kosmos poznajemy kolejne stadia „ewolucji” człowieka – od nieśmiertelności ciała biologicznego, poprzez osobowość cyfrową i jej mechaniczne substraty, aż do wszechświadomości, by – po zatoczeniu cyklu – powrócić znów do struktury białkowej. Tytuł, oczywiście, nawiązuje do tego zjawiska.

W swoistym paralelizmie pomiędzy mitami a kolejnymi etapami postczłowieczeństwa należy się doszukiwać niezwykle humanistycznego przesłania, które – dzięki wysokiemu artyzmowi opowiadania – nie zostaje zbanalizowane.

Ten tekst niewątpliwie zaspokoi nawet wymagające gusta językowe, choć należy zwrócić uwagę, że opowieść miejscami nabiera nieco zbyt baśniowego charakteru oraz że wirus nie będzie na tyle mały, by być w stanie jeździć wzdłuż DNA i je naprawiać.

Na Boga natrafimy również w felietonie P. Wattsa rozważającego „argument z wiary” w świetle brzytwy Ockhama.

Wielbiciele Marka Hoddera znajdą wywiad z autorem, adepci pisania w felietonie M. Sullivana dowiedzą się co nieco na temat inspiracji niezwykłością rzeczywistości, M. Zwierzchowski wprowadzi w twórczość Cezarego Zbierzchowskiego, Apokryfy z lamusa przybliżą karierę Szerloka nad Wisłą, zaś M. Parowski w znajomości z dawnych lat.

Podsumowując – bieżący numer zdecydowanie wart jest przeczytania. Proza zagraniczna stoi na niezwykle wysokim poziomie. Publicystyka zaś niesie sporo wiadomości dla zainteresowanych.

 

 

fin

Komentarze

RPA wypłynęło na fali genialnego Dystryktu, a nasza fantastyka została wyniesiona na barkach "kolosa" Lema:) czasem jedno dzieło lub jeden twórca potrafi zmienić "rzeczywistość". Tak to już jest i mnie nawet przestaje – po Neo - dziwić:) Jak dla mnie tekst nr 1 w tej edycji! Ende

Ja przeczytałem, ale na razie się nie wypowiem, bo mi nie wypada :) Miłego dnia!

Mee!

Bardzo dobra recenzja.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dzięki za komentarze.   Kozojuniorze – Twoja kolej w opowieści w odcinkach!

I po co to było?

E! Nie naciągniesz mnie! To junior13 ma pisać :)

Mee!

Aaa – racja. Wybacz, zbieżność nicków ; )

I po co to było?

;)  ;)  ;)

Mee!

Podobali mi się "Oni", choć po jakimś czasie zacząłem domyślać się jakie będzie zakończenie. Oryginalność? Jakoś nie poczułem jej powiewu, choć  "Oni" nie kojarzyli mi się z żadnym dziełem, ale czytało się przyjemnie. :-)

Z "Onymi" w zasadzie nie chodzi o treść – bo, jak już napisałem, niektóre fragmenty są nawet zabawne. Ale ta forma, ten finał – to trochę robienie z czytelników idiotów ; )

I po co to było?

Mi "Oni" wydawał się na początku najlepszy z polskiej stawki, ale po namyśle uznałem, że to, no właśnie, obraza dla czytelnika – już na wstępie było wiadomo, o co chodzi. No i w ten sposób spadł na 2-3 miejsce wraz z "Drobnoustrojami", a na pierwsze wszedł "Demon Maxwella". Choć, szczerze mówiąc, dostaliby miejsca od 2 do 4 a pierwsze pozostałoby puste :)

Mee!

Rzeczywiście, Autor przegiął z tym wyjaśniem na końcu. Kozajunior, czytałem fragment Twojej recenzji i zdumiało mnie, że oceniłeś je tak nisko. Jeśli chodzi o samą treść, to wzbudziło we mnie mieszane uczucia, ale jest ono napisane nawet nie dobrze, ale bardzo dobrze. "Demon Maxwella" jakoś mnie odepchnął. Fantastyczny Ken mi się podobał ;-), a "Przejścia w biel" nie zdążyłem jeszcze przeczytać, choć kiedyś raczej to zrobię.

Demon miał fajne założenia, ale wybór nastroju opowiadania nie był chyba najbardziej fortunny. 

I po co to było?

Chodzi Ci, Wojciechu, o prozę polską? Jeśli tak, to… no nie wiem. Już gdzieś tu pisałem, że nie jestem fanem opowiadań, i opowiadanie musi zrobić na mnie naprawdę wielkie wrażenie, żeby mi się podobało. Czy o to Ci chdoziło? Co do Fantastycznego Kena – nie miałem pomysłu na tytuł i postanowiłem zaakcentować to, co podobało mi się w numerze najbardziej :)

Mee!

Nowa Fantastyka