- publicystyka: Impresje kulinarne czyli SIERPNIOWIEC 2013

publicystyka:

Impresje kulinarne czyli SIERPNIOWIEC 2013

Zasadniczo nie pisuję recenzji, ale tym razem skusiła mnie nagroda (inna sprawa, że w razie wypadku jej zdobycia, będę musiała jeszcze dokończyć opowiadanie…), zatem oto przed Wami Sierpniowiec w wydaniu Bellatrix.

 

Po uchyleniu okładki, powitał mnie optymistyczny wstępniak. Optymistyczny, gdyż RedNacz stawia w nim diagnozę, iż pisarze oraz miłośnicy gatunku, zwanego fantastyką, są ludźmi towarzyskimi i uśmiechniętymi. I oby się nie mylił, bo zamierzam zajrzeć na Polcon.

 

Z krótką notką Jerzego Rzymowskiego na temat politycznej niepoprawności i cenzury w klasyce literatury nie sposób się nie zgodzić, również artykuł o przekształceniu nagrody Zajdla w targowisko popularności zdaje się być do bólu prawdziwy. W dobie wszechobecnej mody i 'lajków' gdzieś gubi się w tym wszystkim treść oraz kunszt. Niewątpliwie, jakaś reforma, jeśli chodzi o sposób przyznawania prestiżowej nagrody dla najlepszego opowiadania, by się przydała.

 

Bardzo zainteresował mnie artykuł „O powstawaniu (mechanicznych) gatunków”, w którym Wawrzyniec Podrzucki opisuje procesy znane z biologii/genetyki w zastosowaniu do układów scalonych, ergo hodowanie sztucznej inteligencji przy pomocy programowania genetycznego. Temat, moim zdaniem, fascynujący, zwłaszcza iż rezultaty eksperymentów można opisać krótko: „Działa. Nikt nie wie jak i dlaczego”. Nasuwa mi się komentarz iż dobrze, że przynajmniej w drugą stronę (synteza z cząsteczek organicznych bramek logicznych czy przełączników molekularnych) mechanizm jest zrozumiały.

 

Również porównanie radykalizmu do dualizmu korpuskularno-falowego w wydaniu Rafała Kosika jest znakomite. Posunęłabym się w tym porównaniu dalej, gdyż zdarzało mi się obserwować wręcz stan splątania kwantowego – gdy jeden z dyskutantów wyraził jakiś zdecydowany pogląd, niemal natychmiast znajdował się ktoś przyjmujący pogląd dokładnie przeciwny (nawet jeśli nie miał o danym temacie bladego pojęcia).

 

Dwudziesty odcinek „Felietonu dla piszących”, a w zasadzie jego początek, w którym M.J. Sullivan stwierdza, że autorzy nie powinni się brać za recenzje, sprawił, że zwątpiłam w pisanie tejże. „Autorzy potrafią się czepiać najdziwniejszych rzeczy” – cóż, w moim przypadku (autorki doszufladowych paru milionów znaków) trafił w sedno. Chociaż starałam się hamować. Wracając do felietonu, to – poza wzmiankowaną myślą – można go sprowadzić do „nabądźcie książkę Stephena Kinga „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” bo jest dobra i się z nim zgadzam”.

 

W recenzje recenzji książek/filmów wdawać się nie będę, jedynie słówko o recenzji pozycji, którą jestem żywo zainteresowana z pobudek osobistych – mianowicie „Antologii Szortal Fiction”. Idea opublikowania zbioru z szortami zrodziła na forum śp. SFFiH, Szortal.com jest jednym z wyrazów tejże idei.

 

I przechodzę do dania głównego, zatem opowiadania:

 

„Archiwum” wzbudziło we mnie skojarzenia z gotowaniem zupy. Po przeczytaniu odniosłam wrażenie, jakby Autor starannie przygotował smaczne produkty i wrzucił je do gara, według przepisu: weź realia historyczne, dwóch facetów, dziewczynę która będzie się rozbierać, trochę brudu, smrodu i krwi, dorzuć do tego legendę, parę ogólnych prawd i mocno zamieszaj. Tylko, że nie wszystkie składniki do siebie pasowały a niektóre wymagały dłuższego gotowania i pozostały łykowate. Najbardziej niestrawni wydali mi się bohaterowie, którzy miast przesiąknąć aromatem przypraw zostali już na talerzu lekko oprószeni pieprzem. Ze zdania „Męzczyźni byli wyraźnie starsi; poznali się ledwo trzy dni temu, a żaden nie był wylewny(…)” wynikło mi, że owi mężczyźni znali się nawzajem od trzech dni, dlatego na następnej stronie ze zdziwieniem przeczytałam, że jeden zarekomendował drugiego. Posłowie za to jest kolejnym kamyczkiem do ogródka na temat: „dlaczego PW było potrzebne”. I, szczerze mówiąc, uważam iż magazyn fantastyczny to nie jest miejsce na polityczne roztrząsania, niezależnie od ich słuszności.

 

„Sztuka w zaścianku” z kolei przypominała mi gumę do żucia (o smaku pokrzywy czy raczej Pokrzywa). Wielokrotnie przeżuwałam już schemat: wioska a w niej niewydarzony bohater, wykazujący nietypowe cechy. Informacje o matce bohatera i o tym jak go ludzie w wiosce źle traktowali, w kółko powtarzane, zaczęły mi się w pewnym momencie przyklejać do zębów. Niemniej, miałam nadzieję na soczystą puentę, czekałam aż coś się stanie – a tu… hmm. Coś jak mój kolega, zagadnięty po paru głębszych przez zainteresowaną nim dziewczynę w temacie, jakie ma plany na przyszłość, odpowiedział krótko i zwięźle: „praca, praca, śmierć”. Dziewczyna, zupełnie niewiadomo czemu, więcej prób podrywu nie podjęła – tak i ja do tego opowiadania wracać nie będę. Być może utwór ma głębsze przesłanie, jednak jak dla mnie zostało ono skutecznie wtopione w pokłady elastomerów.

 

Pod tytułem „Uczeń Abdulla Al Hazzreda” trafiła się smakowicie pachnąca, bogata w orientalne przyprawy kofta. Nie jestem co prawda fanką klimatów arabskich, choć pierwsze kęsy smakowały wybornie. Im dalej tym smak sprawiał wrażenie mało oryginalnego, chociaż nie był zły. Po skonsumowaniu połowy myślałam, że chyba całości nie dam rady, ale za to ostatni z kotlecików okazał się być podlany pysznym sosem i zgrabnie domknął całość. Zatem mamy odwiecznego (czy może: przedwiecznego) wybrańca walczącego o Sprawę, który musi dokonać wyboru i młodą niewiastę w tarapatach. Niemniej, trafiło się parę niedopieczonych kawałków jak np: 'jej upór (…) nie była kartą przetargową', 'bezwiedna kukła', 'a jej twarz malowała coraz większe upojenie'.

 

„Pieśń o śniegu i śmierci” to niewątpliwie danie mrożone, a ściślej rzecz biorąc – flaki (na szczęście, bez oleju). Zdziwiłam się, czytając w notce, że to horror, bo choć faktycznie podroby w towarzystwie malowniczych fontann krwi fruwają gęsto, to opowiadanie straszne nie jest. Aczkolwiek, może to po prostu na mnie zupełnie nie działają strachy-made-in-USA. Nie wiem, czy to zasługa tłumacza (Grzegorz Komerski) czy samego Lairda Barrona (czy też – co najbardziej prawdopodobne, obu panów), ale urzekła mnie narracja tej opowieści. Świetnie dobrany język, opisy dynamiczne, zajmowały tyle ile trzeba i brzmiały tak jak trzeba, ze znakomicie wyważoną (auto)ironią. Jak do tej pory, czytało mi się zdecydowanie najlepiej, choć sama treść pozostaje ową mrożonką.

 

„Epizod siódmy (…)” autorstwa Johna Langana natomiast okazał się kością, która stanęła mi w gardle. Na sztorc. Dawid Juraszek przeprowadził niegdyś eksperyment, publikując w śp. SFFiH opowiadanie „Twarzą w twarz”, zajmujące kilka ładnych stron i składające się bodaj z trzech zdań. Trzy zdania, które, w przeciwieństwie do tworu recenzowanego, dały się czytać z przyjemnością i niosły całkiem ciekawą fabułę. No ale zasiadając do konsumpcji… tzn. lektury, jeszcze nie wiedziałam co mnie czeka, choć widząc na wstępie aż trzy cytaty z różnych książek, poczułam lekki niepokój. Dalej już tylko zmagałam się z niestrawnością, usiłując przebrnąć przez wyjątkowo mało porywający opis, jak to Jackie i Wayne uciekają przed Stadem. Niestrawność wygrała w połowie drugiej strony. Przeczytałam tylko tekst autostreszczenia, pisany pogrubioną czcionką i odnoszę nieodparte wrażenie, że nic nie straciłam. Niech mnie ktoś tylko w plecy klepnie. Mocno.

 

Nie tak dawno uczestniczyłam w dyskusji na temat fantastyki „męskiej” i „damskiej” oraz istnienia i nieistnienia tego podziału. Wszystkie sierpniowe opowiadania (poza ostatnim, którego uczciwie piszę, że nie spomogłam) jak dla mnie są przedstawicielami tej pierwszej (o ile istnieje). Naturalistyczne opisy, brud, krew, smród aż się wylewają z kart mojego egzemplarza sierpniowej Nowej Fantastyki. A, no i oczywiście w każdym obowiązkowa scena seksu, bądź nawiązania falliczne z braku bohaterów płci żeńskiej (w przypadku tekstu Barrona). Najbardziej przyjemnie pod względem wizualnym było z „Uczniem Abdulla Al Hazzreda”, gdzie mimo ohydnych plugawości całość utrzymana została w scenerii nieco baśniowej a i scena seksu ujęta dość poetycko (w jednym miejscu aż nawet za bardzo). Pod względem techniki bezapelacyjnie u mnie wygrała „Pieśń(…)”, która mimo mało poruszającej mnie tematyki wciągnęła i pozwoliła się czytać z przyjemnością. Z wydania bezlitośnie wyrzuciłabym „Epizod(…)”.

Publicystyką jestem usatysfakcjonowana.

 

Dziękuję za uwagę i nie zdziwię się, jak w komentarzach przeczytam: „dziewczyno, przed następną recenzją zjedz porządny obiad”.

 

Bellatrix.

Komentarze

To powinnaś je pisać! I co Ty z tymi kulinarnymi wstawkami masz? Gotować lubisz?:)

Ano lubię :)

Apetyczny pomysł i wykonanie wysokopoziomowe. :) A mi ten biedny Pokrzyw bardzo przypadł do gustu i od dwóch dni zastanawiam się nawet dlaczego… Gorzej z resztą opowiadań. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

U mnie zaraz obiadek (mój udział to obranie ziemniaków), a recenzja bardzo fajna, dużo celnych spostrzeżeń. Co do "Epizodu siódmego", to strasznie się męcząc przeczytałem do końca, ostatni akapit nawet dwa razy, chyba ze szczęścia, że to już koniec. A były w tym opowiadaniu  nawet fajne komiksowe smaczki, więc niby coś dla mnie…ale ogółem – zgaga.

Bella, przed którymś z następnych obiadów dojedz jedną z przyszłych NF i znów podziel się wrażeniami ;-) Albo wrzuć na portal jakieś opko.   "Naturalistyczne opisy, brud, krew, smród aż się wylewają z kart mojego egzemplarza sierpniowej Nowej Fantastyki. A, no i oczywiście w każdym obowiązkowa scena seksu, bądź nawiązania falliczne z braku bohaterów płci żeńskiej (w przypadku tekstu Barrona)". – Moim zdaniem tekst Barrona trochę na siłę wepchnęłaś do tego koszyczka.   Co do krwi, smrodu, seksu itd. oraz podziału na fantastykę męską i żeńską. Z moich obserwacji wynika, że naturalizm, przemoc i seks (NPiS) w różnych konfiguracjach pojawiają się równie często w fantastyce pisanej przez kobiety. Może u autorek trochę częściej znajdujemy przemoc i seks w ładnym opakowaniu zamiast naturalistycznego. I dla wielu czytelniczek taki fikcyjny (może niepotrzebnie uściślam, ale wolę tu być ostrożny) NPiS, a przynajmniej PiS ;-) wydaje się atrakcyjny – patrz sukces trylogii o niejakim Greyu. (Niezależnie od tego, czy zaliczymy tę trylogię do fantastyki, czy nie. Wiem, że niektórzy chętnie wykluczyliby ją w ogóle z królestwa literatury).   Recenzję czytało mi się dobrze i dobrze, że nie za dużo w niej seksu i przemocy ;-) Z przyjemnością zapoznałem się z Twoim punktem widzenia.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

[autoreklama mode on] Opko wrzuciłam niedawno na stronę testową beta.fantastyka.pl na konkurs 'Japonia'. Jakby ktoś chciał skosztować sushi to zapraszam ;) [/off] Teksty kobiece – z moich obserwacji – na ogół nie są naturalistyczne i raczej 'ładnie wyglądają'. Niejaki Grey to nie dość, że nie leżał koło naturalizmu to i z realizmem nie ma nic wspólnego ;P A tymczasem wracam do nadziewanej cukinii, bo mi się zaraz przypali. Tym razem taka prawdziwa, w piekarniku ;P

"Pod kwitnącą śliwą" widziałem. Przeczytałem na raty, bo ta historia, której głównym tematem jest romans samuraja i jego pana, nie wciągnęła mnie. Jednak, jak zauważyło paru komentujących, opowiadanie ciekawie ukazuje kulturę dawnej Japonii, co doceniam. Doceniam też, że nie epatowałaś w nim naturalizmem, bezsensowną przemocą ani (za to w tym szczególnym przypadku jestem najbardziej wdzięczny ;-) seksem.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Też spoczko recenzja;)

Mee!

Teksty kobiece – z moich obserwacji – na ogół nie są naturalistyczne i raczej 'ładnie wyglądają'. Akurat dwa dni temu rozmawiałam na temat "męskiego" i "żeńskiego" sposobu pisania ze znajomą pisarką-redaktorką-jurystką w konkursach, która podsumowała, że z tego, co obserwuje, krwawość i obrzydliwość zdarza się po równo w tekstach obu płci, natomiast mężczyźni częściej fascynują się ekskrementami. _________________________________________________   Sierpniowy numer NF dopiero zaczynam czytać. Na razie mam jedną uwagę a propos tekstu Adama Przechrzty: kiepskie opowiadanie na Jedynie Słuszny Temat nadal pozostaje kiepskim opowiadaniem. Niestety.

A w Czasie Fantastyki ukazało się opko Zbigniewa Wojnarowskiego, z przymróżeniem oka o czasach PRLu. Naprawdę jestem pod wrażeniem tekstu.

Nowa Fantastyka