Jeśli ktoś lubi książki przygodowe, zaskakujące, nieprzewidywalne to... waham się przed wyrokowaniem. O ile przez większą część powieści nie posiadałem się z zachwytu, to pod koniec autor trochę mnie rozczarował. Wydawało mi się, że pan Rankin poszedł na łatwiznę, albo też zabrakło mu pomysłu. Dlatego też chciałbym rozwinąć powiedzenie: „nie oceniaj książki po okładce". Drogi czytelniku! Nie oceniaj jej, dopóki nie przeczytasz ostatniego zdania. „Dziewczynę Płaszczkę..." czytałem w dwóch etapach i po pierwszym byłem tak bardzo zainteresowany, że zastanawiałem się nad zarwaniem nocy. A trzeba wiedzieć, że sen jest dla mnie ważniejszy niż... Dobra, dobra. Zwyczajnie jestem śpiochem. Dziś wiem, że wybrałem słusznie (sen oczywiście), bo końcówkę doczytałem tylko po to, by mieć ją już za sobą.
Mimo wszystko „Dziewczyna Płaszczka i inne nienaturalne atrakcje" jest warta uwagi. Mówią, że śmiech to zdrowie, a ja powiem z pełną odpowiedzialnością, że w czasie lektury czułem się zdrowy na wskroś, zdrowy jak sok z dyni, albo cola dietetyczna.
Zatem, na zdrowie i nie ważne, że ktoś tam powiedział „liczy się to, jak facet kończy". Rankin dobry jest.
Tytuł: Dziewczyna Płaszczka i Inne Nienaturalne Atrakcje
Autor: Rankin Robert
Wydawca: Prószyński Media
Data premiery: 2011-07-12
Ilość stron: 392
Tłumaczenie: Siarkiewicz Ewa
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7648-827-1
Ja oceniłem książkę po okładce. Czy też lubicie ją macać? Sprawia wrażenie pokrytej gumą. Fascynujące, jak mawiał Spock.
A co do treści, to odczułem lekki przesyt umieszczonymi w powieści postaciami historycznymi. O ile jeszcze było to powodowane koniecznością fabuły, ok. Churchil dowodzący obroną Londynu, zupełnie jak podczas II WŚ, plus plejada brytyjskich naukowców, wspartych Teslą, jak najbardziej na miejscu. Ale komu potrzebny był Hitler jako kelner?
Do tego zaginione światy rodem z Lovercrafta, tajne bractwo cyrkowych zabawiaczy, faceci w czerni, i bogini, którą urzekła wielka miłość pary bohaterów - końcówka rzeczywiście rozczarowuje. Ani to Indiana Jones, ani "Medicus" Gordona (świetnie ukazane środowisko i metody średniowiecznych balwierzy). Ale czyta się gładko i przyjemnie, książkę połknąłem w jedną noc.
Ja ogólnie lubię macać książki:)
Dokładnie Kris, gładko i przyjemnie. Dlatego polecam, bo pośmiać się przy niej można, mimo tego rozczarowania(dla mnie przynajmniej) na końcu. Mi się tak wydaje, że Rankin już nie wiedział jak pozamykać te wątki i poszedł najłatwiejszą drogą.
Pozdrawiam serdecznie
http://tatanafroncie.wordpress.com/
Tak trochę za dużo zabawek w worze. Nawiązania śmieszą, dopóki nie ma ich za dużo i czytelnika nie zaczyna boleć głowa.
A czytaliście może "Oko" Batki? Miałam podobne odczucia. Na początku śmiesznie i z jajem, ale im więcej grzybków w barszczu, tym mniej jest strawny.
Bardzo fajna recenzja. Książki nie czytałem, ale jak skończę czytać aktualne pozycje z mojej biblioteczki, pewnie po nią sięgnę.