- publicystyka: Firefly

publicystyka:

Firefly

W długiej historii małego ekranu wiele razy zdarzyła się sytuacja, kiedy serial zostawał zdjęty z anteny zanim rozpocznie się na dobre. Powody mogą być różne: słaba oglądalność, zbyt mała ilość protestujących przeciw takiej akcji fanów, nieprzemyślane akcje kierownictwa, zła pora nadawania. Firefly wyhaczył te wszystkie powody.

Zaraz, zaraz... Co to jest ten „Firefly"? Firefly to 14-sto odcinkowy serial SF o załodze małego statku tej właśnie klasy, a który nazywa się (uwaga) „Serenity". Kto widział film o tej samej nazwie, już wie, że chodzi o niezwykły miks dwóch gatunków: westernu i space opery, zaserwowanym przez twórcę „Buffy" i „Toy Story", Joss'a Whedon'a. Firefly był emitowany przez sieć FOX w roku 2002 i przez wielu uważany jest za najbardziej niedoceniony serial SF w historii gatunku (drugie miejsce według nich zajmuje jego filmowa kontynuacja, która pomimo "skromnego" budżetu, nie zwróciła kosztów produkcji).

Wszechświat Firefly składa się z jednego układu słonecznego, na który ludzkość przeniosła się, „wyssawszy" do granic możliwości zasoby Ziemi-jaka-była (tak potocznie w tym świecie zwana jest kolebka ludzkości). Sześć lat przed rozpoczęciem akcji serialu sojusz planet wewnętrznych (Anglosino Aliance) wygrał wojnę z koloniami zewnętrznymi, które walczyły o niepodległość. Brązowe płaszcze – siły niepodległościowców przegrały decydującą bitwę o dolinę Serenity. Wśród nich był Malcolm "Mal" Reynolds i jego przyjaciółka Zoe. W momencie rozpoczęcia serialu, Mal jest kapitanem rozlatującej się krypy, którą nazwał na pamiątkę tej bitwy. Oprócz Zoe w codziennych strzelaninach („dlaczego nic nigdy nie idzie jak po maśle") towarzyszy mu oprych Jayne Cobb (zajefajny koleś – za każdym razem jak coś powie robi z siebie idiotę – tylko boki zrywać). Nawigatorem jest mąż Zoe, Wash (cały czas zazdrosny o „wojenną przyjaźń" swojej żony z kapitanem), a w maszynowni króluje optymistka Kaylee (dostała tę robotę dyskredytując poprzedniego mechanika – zabawna to była historia...). Jeden z dwóch promów Serenity stale wynajmuje od Mala Inara – „Zarejestrowana Towarzyszka" (taka gejsza przyszłości).

Nasza załoga ima się różnych zadań od włamań po przemyt, aby związać koniec z końcem. Regułą jest, że zawsze wychodzą ledwo ponad kreskę, a każde zadanie kończy się większymi (naprawdę większymi) komplikacjami. I tak też zaczyna się pilot serialu. Początkiem kłopotów jest jak zwykle brak pieniędzy. Załoga zabiera więc kilku pasażerów, aby dorobić. Wśród nich znajduje się „Pasterz" (coś jak pastor/ksiądz/mnich) Book i młody lekarz Simon Tam. Nikt z załogi nie wie jednak, że Tam przewozi w kontenerze własną siostrę River, którą z jakiegoś dziwnego powodu chce odzyskać sojusz (tak, doktorek wykradł ją z łap rządu). To zaś oznacza początek wielu kłopotów, które rozwiązuje w końcu dopiero film „Serenity".

Wszechświat Firefly składa się jakby z dwóch „konwencji". Światy wewnętrzne to szklane miasta – przyszłość pełna nowoczesnej aparatury, wraz z autorytarnym rządem kontrolującym życie obywateli. Światy zewnętrzne wyglądają zaś jakby urwały się z 19-stowiecznego dzikiego zachodu. Są tu nawet swoiści Indianie (chociaż Indianie by się obrazili, że ich do „tego" porównuję) – „Łupieżcy (Reavers)", ludzie którzy stracili wszelkie odruchy społeczne i zamienili się w w socjopatyczne kanibalistyczne potwory. Nikt nie chce wpaść w ich łapy z prostego powodu. Zanim cię zabiją i zjedzą, to najpierw będą cię gwałcić i tylko jeśli masz szczęście, że to będzie wszystko i odbędzie się w takiej właśnie kolejności.

Firefly na rok przed słynną „miniserią" Batllestar Galactica, rozwijał wątki psychologiczne członków załogi, kładł nacisk na realizm akcji (podczas walk w kosmosie nie rozchodzi się dźwięk), a kamera nie jest ustawiona w pozycji klasycznej, ale cały czas jest w ruchu (większość osób nadal uważa, że to nowy BSG wprowadził taką kamerę do seriali SF).

Dlaczego tak niezwykły serial padł ofiarą słabej oglądalności? Zazwyczaj nie wierzę w konspiracyjne teorie, ale mówimy tutaj o stacji, która wiele razy już zasłynęła ze swojej krótkowzroczności. Dzięki jej szefostwu Lucas ma dziś pełne prawa do uniwersum Gwiezdnych Wojen, a "Family Guy" był dwa razy kończony i wznawiany. Tak, winą za to najczęściej obarcza się Fox, który robił chyba wszystko, by ten serial ubić. Zaczęło się od odrzucenia półtoragodzinnego pilota serialu o nazwie „Serenity". Wedle szefów stacji, niepotrzebnie kręcono go w rozdzielczości panoramicznej (sic!), postaci były drętwe (znowuż sic!) i było za mało akcji (i na dokładkę sic!). Kazano więc zrobić nowy pilot. Whedon stworzył odcinek o nazwie „Train Job", który stał się nowym pilotem serialu. W nim wzięto pod uwagę nakazy szefostwa i choć kolejne odcinki starano się robić, tak aby Fox już się nie wkurzał, to robiło się coraz gorzej. Odcinki były puszczane w dowolnej kolejności, co utrudniało śledzenie fabuły. Zdarzyło się, że po kilku odcinkach Fox zawiesiło emisję na parę miesięcy. Zmieniały się pory nadawania, a serial promowano jako bezstresową komedię przygodową (teraz sobie wyobraźcie, że SciFi robi taki numer BSG podczas pierwszego sezonu nadawania, to nigdy byśmy nie oglądnęli obłędnego ostatniego odcinka czwartej serii). Firefly nie wytrzymał, nie zdołał zebrać tak wielkiej rzeszy fanów, by przetrwać te turbulencje (Fox jest bezlitosny i jak coś nie przynosi im od razu zysku to spychają biedaka na margines, aby go tam po cichu dobić). Zdołał jednak zwrócić na siebie uwagę krytyków i fandomu.

Serial zebrał skrajne recenzje i bardzo spolaryzował środowisko fanów SF. Część uważa za pomylony pomysł łączenie konwencji space opery z westernem, mówiąc wprost, że do siebie nie za bardzo pasują. Inni zaś uważają samą koncepcję, prowadzenie akcji za wręcz genialne. Duża grupa fanów, znana jako „Browncoats" (Brązowe płaszcze), długo walczyła w obronie serialu, a gdy niemożliwa okazała się jego reanimacja, doprowadzili oni do powstania filmu, który skończył chociaż najważniejszy z wątków – opowiedział historię rodzeństwa Tamów. Fani nie składają broni i pomimo słabych wyników sprzedaży biletów na film, doprowadzili do zwiększenia sprzedaży DVD „Firefly" i „Serenity". Dzięki temu, dziś wiele osób myśli poważnie nad sequelem. Dodać też należy, że sam film został stworzony za niecałe 40 mln dolarów, co jest niewielką kwotą jak na film SF, a zebrał bardzo dobre recenzje krytyków.

Mnie samego serial zachwycił. Chociaż momentami wieje nudą (szczególnie pierwsze odcinki) i akcja jest w miarę przewidywalna, to nie raz dałem się zaskoczyć. Dodatkowo humorystyczne fragmenty mają w sobie jakby element naturalności. Gdy je oglądałem to wydawało mi się, jakby ci ludzie naprawdę by tak żartowali, gdyby ten świat i historia były prawdziwe (szczególnie scena w której Jayne próbuje się przed skokiem nauczyć medycznego żargonu – to co było potem było piękne!). Każda postać jest prawdziwa, ma swoje wady, zalety, sekrety i słabości. I ta właśnie załoga czyni serial „Firefly" dla mnie genialnym. Polecam.

 

P.S. Zanim zaczniecie oglądać wpadnijcie na wikipedię i spiszcie kolejność odcinków. Ja oglądałem w kolejności nadawania przez Fox i o mało co się nie pogubiłem.

Komentarze

Jeden z najlepszych seriali SF. Pod wieloma względami lepszy od BSG (choc pod wieloma słabszy). Lektura obowiązkowa dla każdego kto szuka w serialu czegoś wiecej niż bezstresowej rozrywki.

To zdecydowanie jeden z najlepszych seriali SF, jakie dane mi było oglądać. Trochę westernu, trochę space opery, mięsne dialogi, ciekawy świat i żywe postaci (szczególnie kapitan Mal Reynolds w wykonaniu świetnego Nathana Filliona i osiłek Jayne Cobb - wyśmienita rola Adama Baldwina).

Nieożałowanej pamięci, niestety :-/

Serial był całkiem dobry. Osobiście zrobiłam sobie krzywdę, obejrzawszy najpierw film "Serenity", a dopiero potem zabierając się za sezon serialu, przez co oglądałam wyrywkowo. A FOX ma wiele naprawdę dobrych seriali i faworyzuje dramaty, ale w typie thrilleru i  medical-procedural, a nie sci-fi. Ostatnio wyrzucili Dollhouse, któremu też robili problemy z fabułą i emisją, aczkolwiek muszę przyznać, że w tym akurat serialu pomysł się na końcu nieco rozjechał. Z sci-fi aktualnie trzyma się jeszcze Fringe - choć już miało jeden odcinek z 1 sezonu puszczony w środku sezonu drugiego, co nieźle zdezorientowało widzów. Firefly miałoby większe szanse, gdyby było puszczane przez tę samą grupę programów, co cykl Stargate.

Świetny serial, to prawda. I miło, że został tutaj przybliżony. :)

Wspomnę jeszcze, że nie tylko "Firefly" miał takie problemy z kolejnością odcinków. Podobne historie przechodził spin-off "Babilonu 5", czyli "Crusade" - i też został zarżnięty przez wytwórnię. Z kolei film "Legends of the Rangers", który miał być pilotem trzeciego serialu w uniwersum B5, został nadany bodajże podczas finałów SuperBowl, co zamordowało mu oglądalność już na starcie.

Miłosnikom Malcoma Reynoldsa polecam serial "Castle" z Nathanem Fillionem w roli tytułowej. Nie jest to w zadnym razie SF tylko lekki kryminał z przymrózeniem oka. I odczasu do czasu smaczkami dla fanów "Firefly":-) 

Nowa Fantastyka