- publicystyka: Polacy nie gęsi i swojego Harr

publicystyka:

Polacy nie gęsi i swojego Harr

Marcin Szerenos

 

Polacy nie gęsi i swojego Harr'ego mają

("Konkurs publicystyczny")

 

Sukces Harrego Pottera, to zdecydowanie sukces filmu. Współcześnie nam znane środki przekazu obrazu i dźwięku, komputery i programy komputerowe, wszelkie związane z dziesiątą muzą gadżety elektroniczne, efekty specjalne generowane komputerowo, specjalne kamery, nowoczesne urządzenia są w stanie wygenerować nie przeciętne dzieło. Film, a zwłaszcza efekty specjalne, wydają się być stworzone dla ekranizacji dziecięcych i młodzieżowych hitów książkowych oraz fantastyki szeroko rozumianej.

 

Ale sukces Harrego Pottera, to również wielka przegrana polskich, rodzimych książek, a w tym autorów i wydawnictw. W olbrzymim natłoku anglojęzycznych tytułów, i nie tylko, rodzice nie są w stanie zdecydować się na klarowny i oczywisty wybór. Jaką kupić książkę dla swojej pociechy? Co wybrać na prezent dla dziecka z dziesiątek tytułów oferowanych nam przez wydawnictwa książkowe? Która z pozycji zainteresuje malca i rozbudzi jego wyobraźnię? W dzisiejszych czasach to nie łatwa decyzja. Rodzice, często zabiegani i zajęci własnymi problemami, skarżąc się na wieczny brak czasu, więc odruchowo sięgają po hit ostatnich miesięcy, jak chociażby po przygody Harr'ego Pottera, brytyjski bestseller napisany przez J. K. Rowling. Czy aby na pewno jest to słuszny wybór?

 

Czasy się zmieniły. Zmieniła się również rzeczywistość za oknem. Cenzura upadła. A jeżeli istnieje, to tylko jako moralna i obyczajowa. W dzisiejszych czasach można wyrażać się w sposób mniej zawaluowany. Polska fantastyka od kilku lat ma nowego przeciwnika. Przyszło jej stawić czoła z całym cywilizowanym światem. Zwłaszcza z prozą zachodnią. Rynek, co roku zalewają setki obco brzmiących tytułów. W obliczu szerokiego otwarcia granic naszej młodej demokracji powinniśmy raczej koncentrować się na medialnej reklamie własnego folkloru. Popularyzować naszych pisarzy. Zewrzeć szyki. Braterskie wojny to przejaw zacofania cywilizacyjnego. A mamy przecież czym się chwalić. Mamy świetnych autorów. Kilka renomowanych wydawnictw.

 

Ostatnio oglądałem film na DVD z przygodami Harrego Pottera, który wypożyczyłem na prośbę pewnej dziesięciolatki i wówczas jak bumerang powróciła do mnie szczególna myśl, z którą chciałbym się z Państwem teraz podzielić. Zdałem sobie sprawę, że wiele lat temu, sam nie wiem, jak wiele, oglądałem coś na pozór podobnego. Otóż skojarzyłem sobie brytyjski film z przygodami Pana Kleksa. Oczywiście za analogię może dostać mi się po uszach od fanów serii, z góry przepraszam, ale to było moje pierwsze skojarzenie. Bo gdzie tam Harr'emy do Pana Kleksa?! Ale, czy aby na pewno?

 

Po raz pierwszy z Akademią Cudów zetknąłem się mając nie wiele więcej lat niż moja pociecha. Nie była to Akademia, tak znacząca i prestiżowa, do jakiej uczęszczał Harry, ale nad wyraz okazała i znana nad Wisłą. Tam też mieliśmy okazję zetknąć się z niesamowitymi historiami i postaciami, ale przede wszystkim z magią. Tą dobrą, jak i tą złą. Głównym bohaterem jest sympatyczny malec, Adam Niezgódka. Pewnego dnia, Pan Kleks mówi do niego: „Mój Adasiu, skoczysz do bajki pana Andersena o dziewczynce z zapałkami, powołasz się na mnie i poprosisz o pudełko zapałek." Czyż to nie wspaniałe i przerażające za razem! Tajemnicze i dziwne! W dodatku niespełna trzydzieści lat przed panią J. K. Rowling!

 

Dopiero po obejrzeniu filmu o Panu Kleksie sięgnąłem po książkę Jana Brzechwy. Różnią się. W książce przewijają się nie tylko barwne korowody postaci z bajek Andersena, ale i sam pisarz. Mateusz – gadający ptak (zamieniony Książe); czarownice; golarz imieniem Filip – wynalazca z piekła rodem; tajemniczy wilk, którego ukąszenie nie daje się w żaden sposób zagoić; doktor Paj-Chi-Wo; doktor Dolittle; pies fryzjer o imieniu Reks; inżynier Kopeć – wynalazca, co zabrzmi może nie ładnie, dziurek (tych w guzikach); nawiedzone owady; żabi dwór; gnomy i krasnoludki; kot w butach; kura znoszącą złote jajka; niedźwiadek Miś; Koziołek Matołek; Kaczka Dziwaczka, „lis-przechera" , czapla i żuraw; konik polny i mrówka; złote rybki; najprzeróżniejsze księżniczki i królewny; paziowie i dworzanie; Lunnowie – mieszkańców księżyca. Możemy odnaleźć w książce takie miejsca, jak: fabryka dziurek; Łysą Górę; czy wszystkim polskim dzieciom znana szczęśliwa kraina Bajdocja; Abecja – podwodna kraina rządzona przez królową Abę, zamieszkaną przez morskie stwory i cudaki; Patetonia – zamieszkałą przez jednonogich Patetończyków; Archipelag Wysp Gramatycznych; Kraj Metalofagów; Morze Kormorańskie. Dodatkowo możemy dowiedzieć się o dostojnikach o makaronowym zaroście, którzy stanowili „Ważną Chochlę, czyli rząd Parzybrocji. Najstarszy spośród nich, noszący imię Glaz-glu-glip-gla piastował godność Nadmakarona, co odpowiadało godności Wielkiego Bajarza w Bajdocji."

 

Do tego, twórca Akademii, jak i samego Pana Kleksa (co by nie mówić, będącego XX wiecznym czarodziejem) częstuje nas życiodajnymi brodami; używa rekinów, jako holowniki; zabiera nas na Przylądek Aptekarski i Obojga Farmacji; Nibycję – gdzie Pan Ambroży porusza się niezauważony przez nikogo. Prawdziwy świat czarów i magii.

 

Czy taka Abecja może się z czymś równać? Może z rumuńskim smokiem, z którymi przyjdzie walczyć Harr'emu? Albo olbrzymem Hagridem? W książce J. K. Rowling występują gobliny, latające miotły, różdżki, artefakty czarodziei, bo i charakter obu Akademii jest inny. Hogwart to „Szkoła Magii i Czarodziejstwa". Dyrektorem jest Albus Dumbledore, posiadający order Merlina Pierwszej Klasy. Tytuły „Wielkiego Czarodzieja, Głównego Maga." Sowy są listonoszami. „Tira przydziału", lub jak kto woli, „Tiara Losu", dzieli przybyłą młodzież na Gryffindor, Hufflepuffie, Ravenclaw, Slytherin.

 

W Akademii Pana Ambrożego panuje harmonia. Dopóki nie nawiedzi jej jakiś zwariowany naukowiec. Dzieci współzawodniczą ze sobą indywidualnie, lecz po koleżeńsku. W inny sposób niż ma to miejsce w Hogwartcie. Po pierwsze, do Akademii Pana Kleksa mogą należeć wyłącznie chłopcy. Pan Ambroży przyjmuje tych chłopców, których imiona zaczynają się na literę „A", żeby, jak sam mówi – nie zaśmiecać sobie głowy. Po drugie, główny bohater Adam Niezgódka znalazł się w Akademii ponieważ wysłali go tam rodzice, gdyż wiecznie się spóźniał do szkoły i przeszkadzał w lekcjach. Był niezdyscyplinowanym urwisem. Akademia mała go zmienić. Nauczyć dyscypliny i wychować. Do Hogwartu mogą należeć jedynie dzieci, które posiadają magiczne zdolności. To dwie zasadnicze różnice.

 

Książka Jana Brzechwy różni się znacznie od filmu dlatego zachęcam do jej przeczytania. Adaptacja, to rzecz gustu reżysera. W filmie mamy doskonale przedstawiony mrożący krew w żyłach marsz „Wilczej Armii", atak na królestwo Mateusza, na której widok mój młodszy brat rozpłakał się na dobre w fotelu kina; a wszystko to przy muzyce zespołu TSA. Ponadto: tajemniczego doktora Paj-Chi-Wo, który zna receptę na zdrowie i nieśmiertelność. Szereg przedziwnych krain zamieszkiwanych przez jeszcze dziwniejsze zwierzęta, wyczarowanych z wyobraźni zdolnych scenografów. Jednego z nich udało mu się poznać osobiści. Oraz lustrzane odbicie doktora Paj-Chi-Wo, zły charakter, Wielkiego Elektronika, z którym przyjdzie zmierzyć się Panu Kleksowi i jego wiernej kompanii. Zdjęcia kręcono na całym świecie. Mamy wartką akcję okraszoną wynalazkami profesora, który walczy z naszym rodzimym Dark Lordem, Arcymechanikiem i jego świtą. Ostatecznie zostaje pokonany, a Dobro ponownie tryumfuje. Bajdocja zostaje uratowana. Możemy spać spokojnie.

 

Zastanawiam się, co mógłby zobaczyć młody widz, gdyby wskrzesić Przygody Pana Kleksa na wielkim ekranie? Ale to nie wszystko. Gdyby stworzyć superprodukcję typu hollywoodzkiego z efektami 3-D. Posłużyć najnowszymi komputerami i programami do tworzenia animacji komputerowej. Zebrać zespół utalentowanych grafików, których nam przecież nie brakuje. Wybudować Akademię Pana Kleksa na miarę XXI wieku rękami polskich, uzdolnionych scenografów. Okrasić to wszystko środkowo-europejską spuścizną baśniową. Dodać szczyptą rodzimego folkloru. I zamieszać kocioł. Albo jak kto woli, zakręcić kalejdoskop. Może wyszłaby wtedy krzyżówka Harr'ego Pottera z „Nieustraszonymi Braćmi Grimm", w reżyserii Terry'ego Gilliama? Kto to wie? Czy Adaś Niezgódka stałby się dla obcokrajowców tylko kalką słynnego Harr'ego Pottera? Czy wypadłby przy nim blado? A może byłby równie sławny? Pomysł jest. Materiału nadto. Ale z samym efektem może być różnie. Przekonamy się o tym na ocznie, gdy tylko powstanie.

 

Współczesna technika pozwala tworzyć doskonałe widowiska bez dużego budżetu. Według mnie Przygody Pana Kleksa to szansa dla naszej kinomatografi, pomimo że jest obraz dla widza nieco młodszego. Ale może być dostrzeżony przez dorosłych, jako czysta rozrywka. Dodam tylko, przeoczona szansa. W każdym bądź razie Polacy nie gęsi, i swojego Harr'ego mają.

Marcin Szerenos

Komentarze

Artykuł przeczytany, niezakwalifikowany do konkursu. Powód: tekst nie spełnia wymogów tematycznych.

Ładnie piszesz, wszystko wyjaśniasz. Czuć dużą znajomość w temacie, potrafisz pokazać własne zdanie, może trochę nawet za bardzo. Jednak czuć od artykułu wrogość i jednostronność. Bardzo upraszczasz temat, wydajesz się przesadnie nieobiektywny. Wydaje mi się, że zupełnie obce ci są POLSKIE realia filmowe, a także socjologia. Widać, że jesteś - wybacz, proszę - starej daty. Obecnie dzieci są odbiorcami i klientami. Rodzice nie wybierają książek dla dzieci. Czy powinni to już inna sprawa.

Przyjemnie się czyta dobry artykuł, jeśli chodzi o jakość nie mam zastrzeżeń. Jednak czułam w tekście frustrację, złość i niezadowolenie, nie mające wiele wspólnego z w miarę obiektywną oceną. Rada: pisz na tematy, które wzbudzają w tobie mniej emocji.

Trochę mnie zaskoczyła decyzja o nie dopuszczeniu tego tekstu do konkursu. Uważam, że nikomu czapka by z głowy nie spadła, gdyby artykuł został przyjęty, tym bardziej, że pokazuje ważny problem polskiej literatury i kinematografii – nie tylko tej spod znaku SF – a w zapowiedzi konkursowej była wyraźna informacja, że temat można traktować swobodnie.

Fascynacja literaturą i kinem zachodnim wciąż trwa i trwać będzie jeszcze przez wiele dekad. Wynika to z wielu powodów (o tym można byłoby napisać osobny artykuł), ale powód podstawowy jest jeden: pieniądze. Wydaje się to, co się sprzedaje, a sprzedaje się to, co się promuje. Jeśli zachód robi darmową promocję w postaci filmu, to dlaczego z tego nie skorzystać. Wszak nic tak nie promuje książki jak film nakręcony na jej podstawie. Do tego, oczywiście, dochodzi ilość sprzedanych egzemplarzy za granicą. Zanim książka zostanie przetłumaczona na jęz. polski z reguły jest już zachodnim bestsellerem. Polska kinematografia od czasów Pana Kleksa dorobiła się, co prawda, kilku „przebojowych” filmów (chociażby Seksmisja, Wiedźmin), ale jest to zdecydowanie za mało jak na tak wielki i kreatywny naród. Daję 5 z czystym sumieniem.

...always look on the bright side of life ; )

Humor mogłeś mieć świetny. Jeśli naprawdę interesuje cię odbiorca, mogę to wyjaśnić.
a) Jesteś jednostronny. Nie wspomniałeś o zaletach Pottera, ani wadach Akademii (...). Brak konfrontacji faktów.
b) Fakty z kosmosu. Brakuje sformułowań: uważam, że; sądzę, że; itp. Harry Potter to sukces filmu?
c) Negatywne podejście. Słowa: przeciwnik, przegrana. Uważam, że logiczne, że zzwracasz uwagę na ten fakt: polska literatura przegrywa z zagraniczną. Być może jest to wina promocji. Nie zmienia to faktu, że podział polskie/zagraniczne jest dla młodych ludzi śmieszny. Książka to ksiązka albo przedstawia jakąś wartość albo nie. Gdy czytasz nie obchodzi cię jaki hymn zna najlepiej autor.
"Reklama własnego folkloru" jest potrzebna. Ale nie ważniejsza, niż reklama dobrej literatury.

Prawda jest taka:
a) w Polsce nie ma pieniędzy
b) Udowodnionym faktem jest (i tym autor artykułów powinien się posługiwać), że głównym odbiorcem fantastyki w Polsce jest nastolatek ze znaczną (sic!) przewagą płci żeńskiej. Kto zainwestuje w mniejszość przy iteraturzej rozrywkowej?
Nie przemyślane i tyle.

Nigdy nie powiedziałam, że cokolwiek jest głupie. Korzystać z moich rad nie musisz, przecież wszyscy tu jesteśmy, aby konfrontować swoje poglądy. Jeśli źle to odczułeś, a nie chciałam być złośliwa, musisz mi wybaczyć. Wyznaczyłam tu błędy raczej ogólne (brak konfrontacj faktów). Czy jestem przeciwniczką tej konkluzji? Tak. Ale to nie zmienia, że MOIM ZDANIEM nie byłeś obiektywny.
Po prostu myślę, że piszemy z innych powodów. Ja dla dialogu ze wszystkimi, a ty dla wypowiedzenia własnego zdania. To raczej róźnica poglądów.
PS: Twoja, śmiem twierdzić, LEKKO bezpodstawna jedynka przy moim opowiadaniu, świaczy tylko o tobie. Jest to jedyny powód dla którego napisałam, bo nie chcę przedłużać sporu. Wyciągam rękę na pojednanie.

Mądrzejszy (Kama) ustąpił, a durny myśli, że wyszedł zwycięsko z pyskówki, hahahaha. Ale wąskie horyzonty. Nie masz za grosz klasy. Zamiast wyjść z twarzą znowu musiałeś podkreslić, że to ty masz racje, a twoi adwersarze to banda palanów.

Szerenos niedługo zima, będziesz miał pracę przy śniegu, głowa do góry. :)

Jasne i znowu przedstawiasz się jako ten dojrzalszy:D Jestem od ciebie starszy szczylu i śmieszy mnie twoje wybujałe ego :D Odezwał się ten co się trzyma maminej spódniczki.  Aha, czyli jak ktoś nie pisze, to nie warto z nim rozmawiać? :D Czyli swoje napuszone ja poświęcasz wyłącznie pisarzom z wielkim dorobkiem, a resztą gardzisz? To jakieś 90% społeczeństwa wiesz o tym? :D Ale masz pokręcony światopogląd.

Nowa Fantastyka