Profil użytkownika


komentarze: 8, w dziale opowiadań: 1, opowiadania: 1

Ostatnie sto komentarzy

Zgubiony nie, ale za to nieco pokrzywdzony. Nie wiem, może nikt nie dobrnął do końca mojego tekstu, jednak zważywszy że jest to mój debiut liczyłem na komentarze (szczególnie na krytykę, bo uważam ją za jedną z najlepszych dla autora rzeczy) mogące mi pomóc w ewentualnej dalszej pracy. Wiem, że konwencja jest nietypowa, ale w przypadku tej historii uznałem ją za odpowiednią (chciałem pokazać, że "creepypastowe" historyjki można opowiedzieć w ciekawy spośob) i mimo iż jest to portal stricte literacki, akurat w tym konkursie najważniejsza będzie sama legenda i jej wiarygodność (dosyć mocno podkreślana prze Ceterari). Zatem cała nadzieja w Cet, może chociaż ona doczyta do końca choćby z konieczności ;) Pozdrówka.

A z tym żalem to był żart. Moje opowiadanie było przy okazji swego rodzaju eksperymentem, a one mają to do siebie, że raz się udają a raz nie, zawsze jednak dostarczając ważnych informacji…

Ok, poczułem się w obowiązku napisać o moim "opowiadaniu" coś więcej, niż to co zamieściłem w przedmowie. Dotyczyć to będzie zwłaszcza disclaimera. Użytkownicy portalu, stali jego bywalcy nie będą raczej mieli problemu z zachowaniem odpowiedniego dystansu, ale w przypadku gości czy osób przypadkiem tu trafiających może to już nie być takie oczywiste i mogą sobie coś wkręcić, czego bym nie chciał. Przytoczę zatem znaną formułkę: "Wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób, wydarzeń lub miejsc są przypadkowe". Rzeczywiście, cała historia została przeze mnie wyssana z palca, tak samo jak postaci czy owe intrygujące informacje znalezione przez bohatera, odnośnie których opierałem się jednak częściowo na faktach. Przyznaję, z premedytacją starałem się o osiągnięcie i ewentualne utrzymanie charakterystycznego wrażenia. Dla odpowiedniego efektu także i przedmowę napisałem w specyficzny sposób, lecz pisałem szczerze. Mam nadzieję, że te wyjaśnienia rozwieją zawczasu potencjalne wątpliwości i trochę mnie rozgrzeszą, gdyż chciałem jedynie opowiedzieć ciekawą historię i dostarczyć nieco emocji. Mam nadzieję, że choć jedno mi się udało.

Oczywiście to, jak ci dwaj kretyni męczyli tego koleżkę przed śmiercią mogło być przesadzone i dopowiadane przez mieszkańców (ten sam mechanizm co w przypadku samych legend). Nie zależało mi, żeby aż tak w to wnikać. Swoją drogą, zauważyliście jaką siłę oddziaływania mają niektóre legendy? Choćby znana historia wiedźmy z Blair. Nawet gdy już było wiadomo, że cała ta mitologia była spreparowana na potrzeby filmu The Blair Witch Project, to i tak fakt, że w Ameryce, w zamierzchłych czasach rzeczywiście palono rzekome wiedźmy był wystarczającym katalizatorem, by rzesze ludzi ciągneło do dzisiejszego Burkittsville, często opierając swoje wyobrażenia na tym, co widzieli w filmie i (co niektórzy) licząc nie wiadomo na co ;) …ale chyba niepotrzebnie się produkuję, bo temat najwyraźniej się wyczerpał.  

To ja może zabiorę głos odnośnie tworzenia się tego typu historii. W mojej miejscowości miała miejsce taka, która z czasem śmiało mogła się przerodzić w legendę i w takiej formie funkcjonować latami, gdyby w porę nie zorientowano się w jej genezie. Z jednej z kamienic słychać było dziwne, ciężkie do zinterpretowania dźwięki. Wyłącznie w nocy. Sam byłem, słyszałem. Szybko stało się to miejscową atrakcją, wszyscy się schodzili. Niektórzy zabierali z sobą sól, krzyżyki i inne gadżety typu "just in case". A powiązano to… (i tu mroczna część z elemenami gore) z morderstwem (!) mającym miejsce w tej właśnie kamienicy. Miejscowy psychol ze swoim krewnym zabawili z ich kumplem od flaszki prawie tak jak oprawcy biednej Junko Furuty (nie aż tak, ale…). Czyli wiadomo, motyw ducha w agonii itd. Dopiera nasza nauczycielka biologii zorientowała się, że w tym miejscu jakiś gatunek ptaków, nie pamiętam jaki, uwinął sobie gniazdo, które za dnia opuszczał, a w nocy wydawał ten specyficzny dźwiek – chyba podczas snu. Czyli w tym przypadku o całym zamieszaniu zdecydował zbieg okoliczności i specyfika ludzkiej natury (tu akurat skłonność do nadinterpretacji+zabobonna, prowincjonalna mentalność).

Mam wrażenie, że większość trochę za bardzo demonizuje całą kwestię. Według mnie znacznie lepiej jest gdy pisarz, scenarzysta etc. z pełną świadomością i premedytacją uśmiercają swoich bohaterów, a nie na przykład z powodu różnych konieczności, nieopatrzności lub pod naciskiem. W tym pierwszym przypadku za taką decyzją często stoi chęć/próba wstrząśnięcia odbiorcą. Paradoksalnie im bardziej jesteśmy zżyci z daną postacią, tym lepiej. Jeśli przykładowo owy wstrząs rzutuje na całej opowieści, to jest szansa, że nawet miałka historia stanie się ciekawsza, postaci wydadzą się pełnokrwiste itd. Podświadomie wiemy, że autor tak naprawdę wychodzi nam na przeciw, bo takie zabiegi pozwalają często na jeszcze lepszy, pełniejszy odbiór danego dzieła, nawet jeśli po seansie/lekturze (lub w trakcie) mamy ochotę zwyczajnie wyj**ać wspomnianemu autorowi.

Witam wszystkich (a zwłaszcza Ceterari). Jestem nowym użytkownikem – mimo to chcę zacząć przygodę z portalem od pracy na konkurs. Mam nawet pomysł na oryginalną miejską legendę, upiorną (tak sądzę) i sprawiającą wrażenie autentycznej. Jednak mam pytanie: czy opowieść KONIECZNIE musi być związana z wymienionymi kategoriami (miejsce, postać, wydarzenie), czy są to raczej tylko sugestie i tematem może być coś innego? Jeśli trzeba się trzymać "narzuconych" tematów, to w moim przypadku kicha i nici z-mam nadzieję-fajnej miejskiej legendy. Pozdrawiam

Nowa Fantastyka