Profil użytkownika


komentarze: 71, w dziale opowiadań: 50, opowiadania: 31

Ostatnie sto komentarzy

Bardzo, bardzo smutne. Ależ zrobiło mi się przykro w imieniu nieszczęsnego bohatera :( Nie dość, że zmarł tragicznie i przedwcześnie to jeszcze jego powieść była gniotem. Teraz będę lać potoki łez ;(

Powiem tak: obawiam się, że za głupia na to jestem, bo nie rozumiem pointy. Nie wiem, czy w tej sytuacji wypada mi zgłaszać uwagi, ale jednak zgłoszę: uważam, że początkowa pogawędka bohaterów jest zbyt długa, trąci osiemnastowieczną powiastką filozoficzną, a jej czas jednak minął.

Ale właściwie dlaczego za 120 lat mają wrócić zniszczyć Ziemię? Skoro zależy im na materiale biologicznym (porywają go przecież), to po co niszczyć sobie rezerwuar?

Hm, a jednak nie do końca rozumiem, bo jak to? Zbierała tę krew i za te czekolady wymieniała w punkcie krwiodawstwa? Niby rozumiem, ale jednak nie. Może ze mnie killer point, ale przecież czekolady dają tym, którzy swą krew właśnie oddali dla wzmocnienia, a nie tym, którzy dostarczają ją inaczej – no właśnie, jak?

Hm, nie oglądam filmów i nie czytam książek o zombies, czy to jest fanfik do któregoś konkretnego dzieła, czy taka ogólna wizja?

Podoba mi się styl, to nawet brzmi przekonująco, ale trochę niedomyślny ten bohater, rozumiem, że to objaw jego przemiany?

“spiszę na tych stronach tą część swojej historii” – lepiej jednak “tę część”

“krzyknąłem najsilniej jak umiałem” – raczej “najgłośniej”

 

Gdzie mogę wyznać miłość temu, kto dopasował mi rozmiar strony do ekranu? :D

A ja tu nie będę za bardzo pomocna, bo dla mnie to się jakoś dzieli na dwa nurty, jeden to guma do żucia dla oczu, czyli, powiedzmy tak, czytadła. Muszą one reprezentować pewien poziom literacki, ale nie spodziewam się po nich nowatorstwa, bo chodzi mi raczej o prostą rozrywkę. Tutaj słowa klucze vel tagi vel szufladki uważam za bardzo pomocne, bo pozwalają na wejściu wyeliminować to, co z pewnością mnie nie weźmie. 

A nurt drugi to literatura, czyli swoiste wyzwanie intelektualne, które z samej swej istoty nie zmieści się w żadnej szufladzie, bo taka w gruncie rzeczy jego natura – ktoś mówi ci prawdę o życiu, która przemawia do ciebie, przejmując do dna trzewi. (Tu widzę miejsce Marqueza i uzasadnienie dla Juniora niemożności zakwalifikowania go).

W ten sposób, nie mając do tego przekonania ideologicznego, uznaję słuszność podziału na sztukę wysoką i popularną.

A wniosek jaki dla mnie z tego wypływa jest banalny do bólu: trzeba być otwartym i szukać.

O fabule nie powiem nic, choć temat sercu memu bliski, skoro Autor nie poświęca jej uwagi. W sprawie stylu zaś: gryzie mi się z tą stylizacją użycie słów “problemy” i “stresować się”. Są nazbyt współczesne, a to drugie także nazbyt kolokwialne.

Nic nie wiem, o wychodzeniu w pojedynkę czy grupowo, sytuacja stała się tak ekstremalna, że nie sądzę, by obowiązywały jakiekolwiek zasady, no i w gruncie rzeczy na nic mu ten towarzysz, bo nie pilnowali się wzajemnie.

Hm, ta klasyfikacja bohaterów, niezbyt wyszukana zresztą, może się generalnie stosować do fantasy, nie tylko urban, ma tylko taką wadę, że nie obejmuje bohatera, który żadnych mocy nie ma, a i tacy się przecież zdarzają.

Nie rozumiem tego zdania: “w parze z wielkim zainteresowaniem idzie wielki niepokój”.

Nie wynikło mi z opowiadania, że wszyscy są uprzedzeni do dzieci indygo. Myślę też, że to jest dość niepoważne ze strony “magicznej społeczności” tego świata pozostawianie takich dzieci samopas, bo z takimi wszechogarniającymi mocami mogą one spowodować niezłą katastrofę. 

Rozumiem nawet, że chciałaś wspomnieć o rodzinie, tylko nie rozumiem skąd się wziął ten rozwód, bo choć niechęć bohaterki do macochy była oczywista, to jakoś nie wynikło mi, że małżeństwo jej ojca przechodzi jakiś kryzys. Zresztą nie byłoby to potrzebne, bo w tak krótkiej formie nie ma sensu rozbudowywać tego wątku.

Hm, mało rozumiem, poza tym, że konflikt w Europie wywołał wojnę atomową, a nasz bohater popadł w depresję. 

W sumie wydaje mi się to za długie. Bo na przykład po co mu ten towarzysz wyjścia? I te rozważania umoralniające na początku? I dlaczego uważa, że znalezienie pierwszej klatki uratuje mu życie? I jaką rolę ma ten szum? I o co chodzi z tym automatycznym pisaniem “apokalipsa”?

Sugeruję też przejrzenie od początku i poprawienie literówek oraz formy zaimka w ostatnim zdaniu, bo jednak to nie polszczyzna mówiona, tylko pisana, nawet z literackimi (a może nawet demiurgicznymi) pretensjami, więc “tę”.

W zasadzie mi się podobało, choć ten klimat wydał mi się nieco nazbyt znajomy (wszak to nie tylko Resnick, także np. Cook z detektywem Garettem).

Czy nie obawiasz się, że ta bohaterka jest zbyt potężna, jej moc zdaje się nie mieć żadnych ograniczeń? Jeśli jest taka wspaniała, to powinni się o nią bić wszyscy, którym potrzebny jest ktoś taki, poczynając od policji.

O indygo nie wiedziałam, rozumiem, że to common knowledge, tak?

Zastanawiam się też nad tym wątkiem z rozwodem, bo jakoś nie zrozumiałam czemu on służy.

 

Rzuciły mi się też w oko dwa błędy:

„przysłał pod jej dom kilku chłopaków i ciężarówkę, bo musiała przewieść swoje rzeczy” – jednak „przewieźć” (od wieźć), a nie „przewieść” (od wieść czyli prowadzić), prawda?

„I w dodatku – co było wyjątkowo okrutne – opróżniał ich z krwi, co do kropli. Opróżniał je z życiodajnych płynów, a potem porzucał.” – myślę, że konieczna jest decyzja, czy stosujesz rodzaj męsko– czy niemęskoosobowy w odniesieniu do wampirów, obu jednocześnie się nie da

“Nieważne” jednak razem.

Moim zdaniem za szybko opublikowałeś ten tekst, Juno, liczy się w nim, jak sądzę, przede wszystkim nastrój, więc trzeba go jeszcze dopieścić, bo na razie to wszystko jest zbyt łopatologiczne.

Taaak, i dla mnie dialogi z pierwszej części były właściwie niezrozumiałe, nie bardzo pojmowałam, czego dotyczą te wszystkie bluzgi.

Natomiast pomysł sam w sobie do mnie przemówił, współczułam bohaterowi z powodu jego rozczarowania. Tak to bywa…

Ha, wiedziałam, “Autobus” musiał wygrać :) 

Gratuluję wygranym i nie tylko.

Dziękuję za przeczytanie, skomentowanie i wpuszczenie na podium :)

Również podobała mi się pomysł wyjściowy, bohaterowie za to wydali raczej sztampowi, co wynagrodził mi nieco rozwój fabuły, który mnie rozbawił, nie ma to jak wykorzystać błąd przeciwnika. Nie wiadomo, kto był większym nieudacznikiem.

Dziwię się trochę, że Joachim tak chętnie współpracował, ja bym się na jego miejscu skupiła na daniu dyla od zabójcy. Najprostszy sposób, jak to załatwić nasuwa się sam: skoro zabójca czyta każdy list, wystarczy przygotować urok dla niego i z głowy.

Poniżej parę uwag dotyczących drobnych uchybień technicznych, które spostrzegłam:

 

w którym pływała abominacja przypominająca trójgłowy barani płód – A co to jest abominacja? Moim zdaniem to obrzydzenie, więc w słoiku pływało obrzydzenie (wydaje mi się, że w tej sytuacji już wszystko jedno, co przypominało)?

 

Poza wierzchowcem dla siebie i Joachima, mężczyźnie towarzyszyły jeszcze jeszcze dwa obładowane ekwipunkiem rumaki – jest tu jakaś niezgoda między podmiotem mówiącym, podmiotem zdania i zaimkiem siebie, chyba lepiej: poza wierzchowcem dla niego i Joachima, ale ogólnie zdanie to wydaje mi się dość niezgrabne i przekombinowane

 

Nie mogę braciszkom zamknąć dostępu do miodu pitnego, bo w zimie byśmy wymarzli na śmierć – nie wiem, czy przeor wie, że to bzdura, alkohol po pierwszej reakcji robiącej wrażenie, że rozgrzewa, potem powoduje wychłodzenie organizmu, można go podawać zziębniętym tylko wtedy, jeśli będą mogli później przebywać w ciepłym pomieszczeniu

 

Uśmiech natychmiast zgasł z twarzy czarnoksiężnika  – nie można “zgasnąć skądś”, może po prostu: Uśmiech … zniknął z twarzy

Tak, to robi wrażenie, zwłaszcza zniecierpliwienie tego biurokratycznego bóstwa. Czas teraźniejszy wydaje mi się uzasadniony z dwóch co najmniej powodów. Jeden jest techniczny – to opis dziania się teraz, więc użycie tego czasu stawia nas bardziej w sytuacji tego petenta. A drugi "mistyczny" – tam jest tylko teraz.

Podziwiam sprawność językową, ale razi mnie nadużywanie średników zamiast przecinków oraz brak przecinków przed zdaniami względnymi wprowadzanymi spójnikami "co, jaki" itp. A poza tym uwagi szczegółowe:

"Kancelarzysta tłumacząc annały swojej pracy" – czy chodziło o arkana? Bo annały to roczniki, nie można ich tłumaczyć, chyba że na inny język.

"wbrew lub wespół zasadom" – wbrewwespół mają inne wymagania składniowe, więc powinno być np.: wbrew zasadom lub wespół z nimi

"jakbyście potrzebowali je tylko po to" – potrzebowali wymaga dopełniacza, więc: jakbyście potrzebowali ich

 

Mam też wątpliwości w sprawie użycia rzeczownika kancelarzysta, nawet stary słownik Doroszewskiego uznaje go za przestarzały, ale może to świadomy zabieg?

Tintinie, żartowałam z szukaniem jeziora Jawień, założyłam, że to lokacja fantastyczna :D

Dreszczyk przeżyłam, zwłaszcza ostatni akapit go we mnie obudził. Często bywam na Kaszubach, może powinnam poszukać jeziora Jawień :) Podoba mi się.

Trochę zabrakło mi informacji, jakież to pogańskie błogosławieństwa zapewnia obecność tych rodzimych aksolotli lądowych. I nie odniosłam wrażenia, że Wyspiański zrobił się wrogi, tego dowiedziałam się  ze słów narratora.

No i jeszcze "hapnąć" napisałabym jednak przez "ch". 

Dzięki, Russie, za uwagi. Cieszę się, że jednak dobrnąłeś do końca. Pewnie masz rację, że przesadziłam z długimi zdaniami, miały oddawać język mówiony, który często charakteryzuje się niekończącymi się okresami i niejaką bezładnością. Ale jest to najwidoczniej zabieg nieudany.

Pewna "przydługawość" też jest zamierzonym efektem, bez niej ta historia nie byłaby tą historią, ale postaram się Twoje  uwagi przyswoić i zastosować w przyszłości naukę z nich płynącą.

Finklo, dzięki, że doceniasz klimat, to miejsce istnieje naprawdę do dziś, oczywiście nie jest już kasynem oficerskim, które było raczej klubem z barem, restauracją itp. Zresztą nasza armia i dziś takie ma, choć nie wiem, czy tak samo nazywa.

Acha, dialogi. Pojedyncze wypowiedzi mają prawo być w cudzysłowie. Dążyłam do zaznaczenia granicy opowieści w opowieści. Nie ma to nic wspólnego z zauroczeniem angielskojęzyczną interpunkcją.

Vyzarcie: straszny, powiadasz? Pomyślę, moooże poprawię.

Adamie: to samo dotyczy błędów. Przeglądałam to sto razy, a i tak się przemknęły. Przejrzę sto pierwszy i może niektóre dorwę, niech no tylko wyjdę z pracy :). Jestem pewna, że Alan Edgar napisałby to lepiej, ale dzieli mnie od niego mniej więcej sto lat świetlnych, więc doprawdy raczej mi pochlebiłeś :P

Domyślam się, że w prawym górnym rogu. Niestety nie widzę tej ikony, w ogóle nie mogę się dostać do prawej strony tego paska u góry. Pierwsza ikona, na którą mogę tam najechać, to, bodajże, lista znajomych, nie jestem pewna, bo nie widzę jej całej, wnioskuję to z komunikatu, który wyświetla.

Ha, a ja się nie połapałam, że temin wydłużony i już beczałam, że się nie wyrobiłam. Hurra! :D To będę smarować dalej.

Nadal nie czaję, w jaki sposób mózg jest silnikiem. Trzymając się tej analogii, nie może zatrzymać tej aparatury? To mit, że ludzie wykorzystują znikomy procent swojego mózgu, ale niech będzie. Niezależnie jednak od chłonności mózgu, żeby się on czegoś nauczył, musi nastąpić jakiś proces uczenia, a zupełnie nie widzę na niego miejsca w tych założeniach. W "Gwiezdnych wojnach" istnienie statków kosmicznych nie stanowi zasadniczego elementu fabuły, stanowią one tylko środek transportu i narzędzia walki, tak samo, jak w naszym świecie, co ułatwia pogodzenie się z ich istnieniem w świecie fantastycznym.

Pomysł jest niezły, choć ostatnio miałam do czynienia z podobnym dotyczącym odkupienia win (czy nie w "Seirei no moribito"?), atmosfera też niezła, przesłanie moralne jest . Podoba mi się też to, że opowiadanko to odbiega od typowego schematu fantasy. Zastanawia mnie tylko, czy bohater nie mógł tego statku pasażerskiego nie wprowadzić w pułapkę, przecież do niego należało podprowadzenie ofiary do okrętu Kapitana. Dostarzegłam nieco literówek, poniżej wymieniam najbardziej rzucające się w oczy: "znów prowadząc pomiędzy sobą, promie słoneczne" – domyślam się, że chodzi o promienie "nie zagojoną do końca" – "nie" z imiesłowem przymiotnikowym lepiej razem "To on właśnie rozbawiał załogę swoją gadką o różnych dziwach, zarazem przerażający i – ponoć – pięknych zjawiskach, w które naiwny pokraka wierzył szczerze, całym swoim postarzałym sercem." – to zdanie całe wydaje mi się dość kalekie, raczej "bawił" niż "rozbawiał" i "podstarzałym" zamiast "postarzałym". "Czy nie mógłby, po prostu dać mu burdę" – chodziło o burę, prawda? "Stosował jedną ze swoich zwykłych sztuczek zmylenia kursu statku" – dla zmylenia? "nawet nie świadomie" – wydaje mi się, że jednak "nieświadomie", choć w tym kontekście można z niejakim wysiłkiem obronić pisownię rozdzielną "Podlotek" oznacza dziewczynkę, a tu występuje chłopiec "luna księżyca" – chodzi o łunę, prawda? A, i jeszcze mam dwie wątpliwości merytoryczne: "Dowiaduje się o nieprawdziwości tych bytów teraz" – czy niebo i piekło może być bytem? Wydaje mi się, że byt to coś żywego.  "cisza, która od początku chełpiła się swoją obecnością" – ta metafora wydaje mi się przesadna i natrętna, a poza tym: czy można się chełpić obecnością?

Hm, przepraszam, ale nie rozumiem jednak po co był niemowlęcy mózg temu cyborgowi, skoro nie brał udziału w ocenie i decyzji, to w czym? I jak on może porównywać swoje czytanie z "naszym", skoro nigdy go nie zaznał? I właściwie dlaczego rusza go samozagłada ludzkości? Jak się wykształcił, poznał język itp.?

Hm, ciekawe, nabajerował nawet własną autorkę, dla mnie sprawa wygląda tak: widzą się, poznają, smoczyca kiwa mu głową, czyli zaprasza, no i już, randka gotowa :D

Taaak, dobre, dobre, bardzo zręcznie napisane. Tak, że nawet pewne mielizny fabularne da się przełknąć (np. Po co smoczycy dziewczyny, jeśli mogła zauroczyć tylko chłopców? Po co czarodziej brał krasnoluda, skoro wybierał się na randkę? itd.). Biedny ten bezpłodny rodzaj czarodziejski, już im tak chyba zostanie, bo co opowieść fantasy to biedacy dzieci mieć nie mogą. A tu kilka niedoróbek technicznych, które rzuciły mi się w oko: wiedząc ile kosztuje przyjaciela owe de Gra. – „de Gra” to nie jest liczba mnoga, prawda? W takim razie powinno być: „OWO de Gra” ze pół roku temu – nie wyobrażam sobie, żeby ktoś tak mówił, bo i po co? Mimo stylizacji na archaiczny język mówiony, powinno jednak być: „z pół roku temu”, podobnie „z tydzień” kilka linijek niżej Pewnie i chędoży z pannami – jednak „chędożyć” kogo, a nie z kim, jak napisała Finkla

Hm, jak na Grafomanię to chyba za mało grafomańskie. Widzę, że popularny jest ostatnio motyw broni przodka, która przejmuje kontrolę (była taka buława niedawno, co z malarza uczyniła mordercę w opowiadaniu, bodajże, Gnooma). Zdziwiło mnie tylko, że Onufry przejął kontrolę dopiero przy walce z Kińskim, mnie tam wyglądało, że stało się to już w domu, inaczej nie wierzę, żeby, nawet z szalonej miłości, pan Michał popełnił bratobójstwo i, o zgrozo, ojcobójstwo! Swoją drogą kwestia miłości – gorące uczucie wydało mi się jakoś nieprzekonująco przedstawione, jedyne co wiem, że panna poruszała nie tylko jego przyrodzenie, ale i uczucia, no i jeszcze, że gotów był (choć nie bez wątpliwości) uciec z nią, nie bacząc na bezczeszczenie krwi szlacheckiej przymnażaniem światu bękartów. No i nie wierzę też, że tacy są nasi bohaterowie nie do zajebania, wystarczy jeden przedsiębiorczy karczmarz, by ich pozbawić sił, albo i życia, niejedną truciznę można znaleźć w polu lub kupić, jeśli się chce. A nagroda nie do pogardzenia…  Jedzenie w karczmie, gdzie się właśnie zaszlachtowało paru szaraczków też wydaje mi się mało wiarygodne, to śmierdzi, więc nawet przy dawnej, mniejszej niż nasza, wrażliwości byłoby to chyba trudne do zniesienia. A tutaj parę drobiazgów do poprawienia: skradł się do ojcowskiego gabinetu – nie "skradł", jeno "zakradł" a dla mnie i dla Jacka też nie raz proponowała ucieczkę – proponować komuś, nie dla kogoś ukochany ją wystawił – nieuzasadnione jest to wysunięcie zaimka przed czasownik, jednak lepiej: wystawił ją (Podobnie w zdaniu: Stary piernik ci nie daje spokoju, ale tu może uzasadnione dziwną mową młodego Kozaka) Ochh  – literówka w około – jednak razem: "wokoło" trunki były dostosowane do chamskich gardeł. Ci jednak opuścili ten przybytek  – jakaś tu niezgodność jest między zdaniami, zaimek "ci" nie ma stosownego odpowiednika w poprzedzającym zdaniu Pan Michał nie dał się zaskoczył – literówka z tym pieczenią – pomyłka co do rodzaju rzeczownika? zgrzyta mi słowo "ustrój", nie istniało chyba w dawnej polszczyźnie na określenie porządku państwowego, a czy "pistol" to nie jest moneta hiszpańska?

O, a ja się dopatrzyłam, że coś skiepściłam ze swoim postem (pewnie użyłam niedozwolonych znaczków), te zacytowane przeze mnie dwa zdania powtarzają niepotrzebnie słowo "statek", myślę, że dobrze byłoby to poprawić.

Ta zgadywanka jest za długa na mój stary rozum. No i czy poprzednicy nie rozwiązali już zagadki z jakich opowieści pochodzą wymienione nazwy własne? Ma udawać, że nie widzę i sama się z tym popróbować? A na jakim kierunku i na jaki temat ta pracka licencjacka (licencja piracka?)? 

Przyszłam odpowiedzieć (znowu) na pytanie postawione w temacie: właśnie przeczytałam numer lutowy, po pokonaniu niemałych trudności z jego namierzniem i zdobyciem. Nawet napisałam coś w rodzaju odpowiedzi na ankietę w odpowiednim temacie. Proszę bardzo – wspieram :P

Atmosfera jest, choć z "jesionką", w którą ubrany jest Pirx to lekka przesada. No i co on tam właściwie robił? Tak się pętał w oczekiwaniu na załadunek? Strasznie szybciutko załatwił się z tą zagadką (?), zdaje się, że jego niegenialna genialność wzrosła jeszcze od czasów, kiedy pisał o nim Lem ;) "Nieczęsto trafia się okazja, by zwiedzić jeden z tych statków, które tworzyły historię. Pokład przypominał wnętrze dawnych statków."

Też mi się podobało, ale nie do końca rozumiem, czy to nasza bohaterka, w której przebudziła się magia, zmieniła dziewczynkę w chłopca? Czy to kombinacje Białego Kata?

A mnie się podobało, też byłam trochę zaskoczona nagłym nastąpieniem zakończenia, ale pomysł wydał mi się okrutny i interesujacy, no i ten przymiotnik "sztucznie inteligentna" :D

Oj, to problem, nad którym wielu się zastanawiało, Arystoteles, o ile pamiętam, bredził w tej sprawie coś o sarnach z rogami (bredził dlatego, że są sarny z rogami, a jego zdniem takich nie ma, ale może go obrażam, mniejsza z tym), chodziło mu zaś o to, że jeśli coś broni się na gruncie świata przedstawionego (podkreślam: broni SIĘ, a nie wymaga dodatkowej obrony przez autora) jest dopuszczalne, nawet jeśli w świecie realnym nie występuje. Co prowadzi nas wprost do "zawieszenia niewiary", jeśli historia nas porywa, wybaczamy autorowi niezgodność z realizmem (zdaje mi się, że można tu z pewnym wysiłkiem zakwalifikować przypadek Lei). Słabość tego rozwiązania jest taka, że nie każdy zgodzi się zawiesić. A wniosek i tak jest jeden: dobra literatura (film itp.) broni się sama, złej nie obroni nic i nikt.

Ależ proszę bardzo, to pierwszy od kilku lat numer NF, który miałam w ręku, przeczytałam od deski do deski i moje wrażenia są takie: PU B L I CY S T Y KA ZAPOWIEDZI – przydatne ZASTRZYK PRZYSZŁOŚCI – fascynujące, chcę wiedzieć więcej [obawiam się tylko, że mogę nie zrozumieć :( ]. Bezcenny zastrzyk zdrowego rozsądku. [2 pkt] PRAWO MURPHY'EGO – nie porywa mnie „Robocop” w żadnej postaci, ale dobrze się to czytało. ŚLADAMI ŁAZARZA – nieco na siłę połączone zostały wątki Frankesteinowskie z wszelakim zmartwychwstawaniem (jeszcze tylko Jezusa brakowało), straszliwie mnie razi dwukrotne użycie nieistniejącego zaimka „owy” zamiast „ów”. CZERŃ ZIELENI – to felieton, prawda? Bardzo interesujący, choć, moim zdaniem, Autor przejawia przesadny optymizm słabo w obrębie tekstu uzasadniony. Powiedziałabym nawet, cytując jego słowa, że „stawia prognozę w oparciu o pojedynczą i wyrwaną z kontekstu przesłankę”. To, że w przeszłości nie nastąpiła katastrofa, nie chroni nas, niestety, przed katastrofą w przyszłości. Przydałoby się dokładniejsze omówienie poglądów „prawdziwych ekologów”. DŁUGOUCHY RONIN – Ha! Bardzo lubię Usagiego Yojimbo, cieszę się, że o nim napisaliście. FANTASTYCZNY ŚWIAT – IZRAEL CZ .1 – fascynujące. Momentami gubiłam się w natłoku faktów i nazwisk, ale jakże to świetnie dowiedzieć się czegoś o innym świecie niż anglosaski i słowiański. Autorowi jeszcze nieco brakuje lekkości, ale sądzę, że się rozkręci. Może da się wybrać coś do "NF" z izraelskich fanzinów? ETYKA ŻARCIA – najmniej udany tekst tego numeru. Jarosz i wegetarianin to nie to samo! Nieprzekonująca też wydaje mi się teza główna, maksymalizacja zysków przez zwiększanie ilości sprzedawanego taniego żarcia (to jemu zawdzięczamy epidemię otyłości) wydaje się mało skuteczna. Lepiej sprzedawać więcej droższego, a skoro korporacje wszystko mogą, to wykreowanie na nie popytu będzie dla nich drobiazgiem. KRES ZBRODNIOM WOJENNYM – Hm… Straszliwe i przekonujące. 78 JAK OKRAŚĆ STARSZĄ PANIĄ? – Taaa, zacząć felieton nie jest sprawą łatwą, ale doceniam tę sprytną woltę. No i dziękuję za zachętę do obejrzenia „Livide”. Wiadomość o śmierci horroru uważam za przedwczesną. PROZA POLSKA NIEISTOTNA OFIARA PROFESORA PRYSYPKINA – Nooo, pomysł jakiś jest. Ale za długie tooo. I zajeżdża rusofobią. Nawet listek figowy w postaci wstępniaka RedNacza jej nie osłoni. W sumie nuuuda. Skrócone o połowę może byłoby lepsze. POGLĄDOMAT – Tak, tak, tak! Ach, ubawiłam się, zamyśliłam, wszystko w miarę. No i rozkoszna stylizacja na oświeceniową powiastkę. A jeszcze te nazwiska – moim ulubieńcem jest Uberzwiebel :) (przepraszam za brak kropek nad u, nie chce tu krzaczyć znakami specjalnymi) [3 pkt] ŻYWOTY BÓSTW ŚMIERTELNYCH – Też udane, moim zdaniem, potęga słowa jest wielka, prawda? PROZA ZAGRANICZNA DZIEWCZĘ, KTÓRE POSZŁO NA SUSHI – Wydaje mi się, że to dobre opowiadanie. To ja za głupia jestem, obawiam się. Konflikt główny pojęłam, ale szczegóły techniczne prac ekipy bohaterów są dla mnie tajemnicze. W sumie jednak coś w tym jest. Przeszkadzały mi literówki, przez nie rozumiałam jeszcze mniej. A może to zamierzony zabieg? HISTORIA NATURALNA JESIENI – klimatyczne. Przemówiło do mnie nie tyle egzotyką japońskich wierzeń, co odmiennością etyki. Trudno tylko ocenić, czy autor udatnie ją oddaje. Nie rozumiem notki o autorze, dwa pierwsze zdania wydają mi się ze sobą sprzeczne. HORYZONT ZDARZEŃ – Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Niewątpliwie robi wrażenie (zimno się robi, brr…). Zakończenie nieco odstaje. Chyba autorka nie do końca wiedziała, jak wybrnąć. Ale jednak podobało mi się. [1 pkt (na zachętę)] DOSKONAŁY DZIEŃ – Zabawne, choć mój chichot był jednak nieco wysilony, niedaleko nam do tego, co?

Głupie mam pytanie, czy ankieta oznacza, że mam/mogę się wypowiedzieć na temat każdego lub wybranego tekstu opisowo, czy dawać jakieś gwiazdki, znaczki czy inne ocenki?

Oj, ależ ja nie wątpię, że w gwarze owszem, dziwiła mnie jej staropolskość. Niepotwierdzona jednak.

Powiem ci. – rzekł <– kropki w dialogach w tym miejscu do wywalenia, ta i wszystkie jej podobne. Dlaczegóż to nazwisko "Grot" ma się niby nie odmieniać? Oboje byli rozebrani <– chłop i jego syn, dwóch mężczyzn, a więc "obaj".

A na koniec chciałabym zapytać, o co chodzi. Jest napad, jest wojna, jest niesłuszne oskarżenie, komisarz gorliwiec, zagubiony inkwizytor, sierżant, który sprzyja rebeliantom itd. Ale po co to wszystko? Po co to próba przeprowadzana na zagubionym przez nieodmiennego Grota, skoro król umarł i niczem ona nie służy?

No dobra, to jak uczelniane anegdoty to taka, na pewno przedwojenna, przytaczana nie pamiętam przez kogo, ale kto wie, czy nie przez Tuwima: Profesor stawia studentom trudny problem, zapada ciężkie milczenie, wszyscy uciekają wzrokiem, po dłuższej chwili wznosi się drżąca rączka, profesor gestem (z widoczną na twarzy ulgą) zaprasza do odpowiedzi. – Czy mogę otworzyć okno – pyta student niepewnie – bo duszno… – Ależ proszę – odpowiada profesor sarkastycznie – orłów tutaj nie ma, nie zachodzi obawa, że któryś wyfrunie. Jakoś w końcu rozwiązują ten problem, zajęcia dobiegają końca, profesor kieruje się do wyjścia. Głos z sali: "A pan profesor też, widzę, drzwiami." Kurtyna.

Zabójczo wielopiętrowe: tekst autotematyczny, który powstał w celu uzyskania komentarzy. Tylko właściwie każdy tekst umieszczany tutaj mógłby mieć ten cel wyznaczony jako nadrzędny, a przecież w pisaniu nie o to chodzi. Chyba.

Słowniki nie potwierdzają, że kiedyś w Polsce onucą (łonucą itp.) nazywano szmatę do podłogi, jedynie szmatę do owijania nóg.

Ale czemu to jest takie urwane? A przede wszystkim, czemu służy "szkatułka" czyli opowieść w opowieści? Wulgaryzmy nie stanowią problemu, zwłaszcza że zdania je zawierające wydają mi się najsprawniej napisane. Problemem nie jest styl, tylko niejakie trudności z gramatyką, ortografią i interpunkcją.

Ach, nie, bo jeszcze zapomniałam napisać, że bardzo podoba mi się tytuł opowiadania, tytuł powieści, ujawniony na końcu, trochę mniej, ale też jest niezły.

 Też zwróciłam uwage na "z pod", ale, moim zdaniem, to nie błąd. Ekran pokazuje obraz, który jest pod okularem (lepiej nie umiem objaśnić), a nie chodzi o coś co, powiedzmy, wyłazi spod czegoś. Nie będę za to ginąć, ale wydaje mi się, że to są po prostu dwa przyimki.   Dla mnie ten tekst jest przeładowany medycznie (choć naprawdę bardzo podoba mi się pomysł na takie s-f), na dobrą sprawę, gdyby z niego odjąć te medyczne informacje, to nie byłaby żadna fantastyka, tylko historyjka o nieetycznym lekarzu, jego nieetycznej narzeczonej – pielęgniarce i licznym gronie ich nieetycznych kolegów i koleżanek, ktorzy ich kryją. Do tego żadna fantastyka niepotrzebna, przecież przedmiotem tych nieetycznych działań nie muszą być niedostępne jeszcze teraz metody otrzymywania komórek macierzystych. Ta cała technologia to tylko sztafaż. A z kolei historia sensacyjna nie jest podana zbyt sensacyjnie, wszystkie trudności bohater rozwiązuje momentalnie, nawet się nie zdąży spocić. Nawet jak ma kryzys i włóczy się po barach itp., to ja, jako czytelnik, ledwo to zauważam, bo dowiaduję się tego z paru suchych zdań. A swoją drogą, co to za problem dla lekarza tej specjalności, posłać próbki na badanie DNA i rozstrzygnąć ten niezmiernie istotny problem, czy jest ojcem, czy nie, hę?  Mam i inne wątpliwości, ale może na razie wstrzymam konie.

Medyczne s-f, świetnie! Ale co z tym faraonem i jego tłustymi i chudymi latami? Jakoś nie wynika mi tu analogia.

"prawdopodobnie nie mającą nigdy styczności z onucą podłogę"?? Hm…

Nie pasowałaby, bo nosi się ją na nogach, a nie używa do podłogi?

Oczywiście "obserwować", a nie "obserować", obserujemy to w kuchni. I oczywiście gogle na pewno są lepsze. Ależ to opowiadanko ma potencjał, doprawdy, najpierw mop, teraz błona :D

W sprawie obyczajówki do polecenia: obejrzałam ostatnio "Sakurasou no pet na kanojo", tylko 24 odcinki, dość ładne, momentami nawet głębokie, a nigdy nie tragiczne plus nieco smaczków japońskich. "Grobowiec dla świetlików" także radzę ominąć, gdybym myślała, że jest typowe dla anime już nigdy nie spojrzałabym w stronę japońskich kreskówek.

PsychoFishu, czy publicystyka też może startować w Grafomanii? Myślałam, że to konkurs hmm… literacki.  Drogi Sydorze56, czy istnieje na początek taka możliwość, że przeczytasz swój tekst bardzo uważnie (najlepiej na głos, każde zdanie oddzielnie) i postarasz się poprawić oczywiste błędy? No i (choć może to zbyt zasadnicze podejście) wydaje mi się, że recenzja nie powinna się składać w większości ze streszczenia. Pamiętaj, że czytelnik sam chciałby śledzić fabułę, a Twoją recenzją posłuży się jedynie, by dowiedzieć się, czy warto.  

Ojej, ojej, jestem bardzo przestraszona. Onegdaj (czyli grubo przed powstaniem nawet zamysłu na serial) zarzuciłam lekturę cyklu Martina po przeczytaniu (a może i w trakcie) bodajże "Stali i śniegu", bo nie-na-wi-dzę niedokończonych cykli. Wtedy uważałam, że poczekam parę lat i się doczekam albo nie mam na co czekać, bo historii bez finału nie tknę więcej. A tutaj wygląda, że będę czekać wieki, wciąż naszczuta, że jednak autor dojdzie do finału. A i tak może się okazać, że nadmiar projektów albo i biologia mu nie pozwolą. A to taki dobry pisarz :(

Ale czy nie wydaje Wam się, że trochę przesadzacie? Elf maluje "z głowy" nie z natury, to naprawdę jest wielki artysta, potrafi wyobrazić sobie kompletny obraz ze wszystkim szczegółami, ma co namniej malarski słuch absolutny, a więc światło nie jest mu potrzebne, ma widzenie w ciemności (jak to elf, wygląda mi na stereotypowego), więc co smaruje za tą rybią błoną widzi, a że żadnego modelu nie ma, to nie musi obserować i oddawać gry światła i cienia.

Ha, przeczytałam wszystkie posty, uf… I chcę powiedzieć coś na temat podstawowy, bo (może, może) jestem reprezentatywna dla pewnej grupy. Kwalifikuję się do 30+ (raczej nawet 40 -), przybyłam powodowana sentymentem, bo onegdaj byłam wierną czytelniczką "NF", a teraz, pomyślałam ostatnio, zobaczmy, co "NF" ma do zaoferowania w sieci. Przybyłam, zobaczyłam, nieco się załamałam, bo jasne litery na ciemnym tle mordują mój wzrok. Ale skoro już zajrzałam tutaj, to, mówię sobie, zajrzę do wydania papierowego, ale skąd je wziąć? Kiosk, myślę, ale tutaj zima, że strach, a do kiosku daleko, no to, myślę, e-wydanie, inne czasopisma mają, "NF" na pewno też (oczywista oczywistość) i tutaj doznałam szoku, wstrząsu i czego tam jeszcze chcieć. Nie będę wątku rozwijać, bo już wiem, że redakcja ma mały wpływ, a z drugiej strony coś jest w tej sprawie robione. Na razie uszczęśliwiła mnie sama sugestia, że pojawi się cokolwiek w formacie e-pub, mam, co prawda, czytniczek przeklęty kilka postów wyżej, ale poradzimy sobie z przerobieniem e-pub na jego przeklęty format. Na tym na razie mój zapał się skończył, ale jak się zdeterminuję to pójdę do kiosku, zobaczycie!

A to jest manifest społeczny? A może wyrafinowana kryptoreklama? A dlaczego "koczownicze hordy miliardów Wolnych Ludzi" nie zniszczyły fabryk stojących "za miastami"? Jak bym była wkurzona na mieszkańców miast zaczęłabym od takiej dywersji. A czym zniszczyli ten księżyc, jeśli wolno spytać. Atomem? A nie bali się konsekwencji, przecież to musiało mieć wpływ na całą Ziemię, nie tylko na obszary biedy. Mam jeszcze z milion pytań, ale się powstrzymam. Za to powiem, że, moim zdaniem, wieki nie mają skrajów (patrz fragment: "na skraju ubiegłego wieku supermocarstwa utworzyły Uniwersalny Dyrektoriat"), raczej początki, końce, schyłki itp.

Ale dlaczego nikt się nawet nie zdziwił, gdy wywołali Baśkę przy śniadaniu? Może choć maleńki szmerek zdumienia? Jako czytelniczka poczułam się nieco ogłupiała, bo najpierw dowiedziałam się, że "najzwyczajniej w świecie nie mogła" pójść na poszukiwanie skarbów,  a potem przeczytałam, że po prostu została wywołana i najzwyczajniej w świecie poszła. Chyba że chodzi o totalne zobojętnienie ludzi żyjących w ciężkich warunkach na jakiekolwiek zmiany i rewelacje (a nawet chyba rewolucje). Dobrze się czyta, jest pomysł, jest fabuła, zakończenie odebrałam jednak jako opis wypadku, który nie doprowadził do śmierci. PS "Czyhać" jednak przez "h" bez "c".

Takie tam drobiazgi, które mi się nasunęły i łatwo mi napisać: "nadając" wymaga biernika, a nie dopełniacza, więc "nadając aurze jesienny charakter" (pytanie tylko czy można nadać aurze jakikolwiek charakter, a może chodzi o "przydając", wtedy przypadek się zgadza i logika też) Czy niebo można rozedrzeć krakaniem? Jeśli tak, co jeszcze można nim rozedrzeć? Mnie się wydaje, że przede wszystkim ciszę i jej bliskich krewnych, a cała reszta pozostanie nienaruszona. Czy kościotrup może gwizdać? Na moje  gwizdanie wymaga ust i języka, ale to magia, tak? PsychoFischu, to zdanie z nieudeptanym błotem jest w porządku, to nie wyliczenie, obejdzie się bez przecinków.  Ktoś tu lubi liczyć, a to kruki liczy (nieudanie), a to kościotrupy, a to wiedźmy, ale dlaczego wynika mu z tego siedem i jakich cykli? Czuję się ignorantem, ale to pewnie ze względu na zbyt słabą znajomość łaciny? A ten Łowca, to co łowi? Bo najwyraźniej nie nieumarłych. A czy on jest martwy literalnie czy metaforycznie? A jeszcze inne mi się pytanka cisną, ale się powstrzymam, ustąpię bardziej oblatanym.

W sprawie literówek jeszcze jedna mała uwaga: bór na obrazie jest pomAPtyczny – przestawka do poprawy Paru innym rzeczom też przydałyby się poprawki, nie wiem, na przykład, czy perspektywa może uciec. Myślę też, że we frazie "odwiesiwszy uprzednio płaszcz" można spokojnie wyrzucić "uprzednio", sam imiesłów (nomen omen uprzedni) informuje o tej uprzedniości, zwłaszcza w tym miejscu relacji. Mówiąc o imiesłowach, chcę przypomnieć, że zasadniczo "nie" z imiesłowami przymiotnikowymi czynnymi (tymi z końcowką -ący, -ąca, -ące itd.) piszemy łącznie i, choć dopuszczalna jest pisownia rozdzielna w wypadku użycia w znaczeniu czynnościowym, to, moim zdaniem, nie mamy z takim użyciem do czynienia we fragmencie: "nie pasującego do miejsca w którym się znalazł", z pewnym trudem pogodzę się z "nie mającą nigdy styczności z mopem podłogą", ale to raczej wynika z osobliwych cech czasownika "mieć". A jeśli już mowa o mopie (prawdziwy z niego gwiazdor opowiadania, kradnie show), to właśnie ten szczegół skłonił mnie, drogi Gnoomie, do mniemania, że mamy do czynienia raczej z czasem zbliżonym do naszego, choć zawierającym elfy, krasnoludy i innych takich, a nie, jak zamierzałeś, "średniowieczem", jak więc widać, diabeł tkwi jednak w szczegółach. I wierz mi, pamiętam świat, a w każdym razie nasz kraj, pozbawiony tego jakże prostego przyrządu, co pozwala mi przypuszczać, że jest to całkiem nowoczesny wynalazek.

Ależ nie edytować, nie poprawiać, tylko dodać przy tytule (Grafomania 2014) i będzie pięknie, może nawet wyróżnienie wpadnie ;)

Ależ ta historia bardzo jest do Sapka podobna. Miałam styczność z nim na spokaniach z czytelnikami i muszę powiedzieć, że uprzejmy nie jest. Za to bardzo protekcjonalny. Ale jego pisarstwo uważam za świetne, zwłaszcza językowo, bo pomysły to mu się skończyły już jakiś czas temu i teraz ciągle jedzie jednym schematem. Wydaje mi się, że to miło i naturalnie czuć sympatię do autora, którego twórczość się nam podoba, ale w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia, bo twórczość nie odzwierciedla osobowości tak wprost.  

Wyciągam temat, bo z Torunia jestem i pierniki, nawet ciut stare, są u nas na porządku dziennym. W sprawie legend miejskich i uczelnianych anegdot chciałam dodać to i owo: 1. Miejska legenda, słyszałam ją w Trójce dawno temu, Skrzynecka opowiadała, że sama przeżyła: studenci wyprawiają imprezę na działce rodziców jednego z nich, ktoś przyszedł z wilczurem, który biega sobie swobodnie, w pewnym momencie pojawia się z dość dobrze utytłanym ziemią królikiem w zębach. Gospodarz przerażony, bo pies włamał się najwyraźniej do klatek z królikami i zadusił ukochanego królika ojca. Chcąc zatrzeć ślady, nieco wcięci studenci myją królika szamponem, suszą suszarką i układają w klatce, zamierzają udać, że królik zszedł naturalnie. Rodzice gospodarza przybywają rozważnie następnego dnia po południu, gdy ślady imprezy są już uprzątnięte, ojciec idzie nakarmić króliki i naraz cala rodzina słyszy od strony klatek potworny krzyk, biegną więc do niego i spotykają go po drodze bladego jak śmierć niosącego zwłoki ukochanego królika. Patrzy na nich dzikim wzrokiem i mówi: Przecież go zakopałem. 2. Miejscowa wersja legendy o studentce dziewicy – kamienne niedźwiedzie przed siedzibą Lasów Państwowych przy ul. Mickiewicza zaryczą (lub wstaną i odejdą), gdy przejdzie koło nich (lub ukończy UMK) studentka dziewica. 3. Szczególnie wredny prowadzący (tu należy wstawić dowolne nazwisko) ocenia prace podrzucając je w powietrze, która spadnie na biurko dostaje 3, która na krzesło 4, nie pamiętam za co była piątka, podłoga to pała) – bardzo na czasie, bo sesja. 4. Iksiński oburzony złą odpowiedzią studentki na egzaminie zaczął opróżniać biurko, by wyjść, wkładając wszystko do szuflady (lub do torby), spakował też szklankę świeżo sparzonej herbaty. 5. Ta podobno z Poznania, podejrzewam, że jeszcze przedwojenna, ale opowiadał kolega, który rzekomo uczestniczył: profesor mizogin zawsze na wykładzie zwracał się tylko do mężczyzn, pewnego dnia dziewczyny poprosiły kolegów, by się schowali i zostawili je same z profesorem. Profesor wszedł, rzucił okiem na ławki, w których zobaczył tylko dziewczęta i wyszedł ze słowami: O, nikogo nie ma.

Nowa Fantastyka