Profil użytkownika

Młody fantasta uwięziony w ciele dorosłego inżyniera.

 

Zdjęcie z awatara, wstawione za zgodą autora, pochodzi ze strony fotografa i blogera, Łukasza Kędzierskiego: https://www.lkedzierski.com/


komentarze: 2153, w dziale opowiadań: 1655, opowiadania: 901

Ostatnie sto komentarzy

Bardzie,

Może dodam na swoją obronę, że nigdy nie lubiłem opisywać czegoś co tego nie wymaga ;). Jak mamy trawę, to jest trawa i tyle – a nie uginające się pod ciężarem rosy źdźbła :)

doprecyzuję i sam się nieco wytłumaczę, bo objętościowo wyszło to jako mój główny zarzut. Pojawia się dlatego, że tekst został nominowany, a nie ukrywam, że lubię ładnie napisane teksty. Nie chodzi mi też o uginające się pod ciężarem rosy źdźbła. Zerknij na teksty np. Michała Pe, Zygfryda, Dogsdumpling, adma_c4, Edwarda Pitowskiego, Światowidera, a z mojej osobistej topki – Ajwenhoła – to tak rzucając forumowe przykłady, gdzie język jest czymś, co potrafi przykuć uwagę i sprawić, że odlatuję razem z tekstem. A w odbiorze, jeśli jest coś, co zachwyca, to automatycznie maskuje inne wady.

A warto podkreślić, że czytanie Twojego opowiadania było płynne i nie sprawiało problemów, więc to raczej sugestia, gdzie widzę największy potencjał na rozwój

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Bardzie!

 

Podobało mi się, wciągnąłem się w tekst. Pierwsza część lepsza, od momentu pojawienia się naukowców troszkę skręciłeś z klimatem i wyszło trochę chaotycznie.

Kilka decyzji bohaterów dość hm… kontrowersyjnych, chyba najbardziej mnie zdziwiło, że rozmawiać z ochroniarzem nie idzie Daan, którego mogli się tam spodziewać, tylko jeden z naukowców.

Natomiast bardzo fajnie potrafiłeś zróżnicować bohaterów – czuć różnicę między Tomem, a Jeffem.

Polecam popracować nad językiem – teraz piszesz w sposób, który da się czytać, ale wciąż pozostawia średnie wrażenie. Pierwszy z brzegu niech będzie początek – bardzo sprawozdawczo, bez ładnych konstrukcji, ot masz, czytelniku, informację. To nic dyskwalifikującego, ale gdybym miał się tekstem zachwycić, to ta warstwa musiałaby pójść poziom wyżej.

No i skąd wziąłeś w kompleksie medycznym maszynę do pisania? To się nie dzieje współcześnie?

Zatem wychodzę usatysfakcjonowany lekturą, ale z kilkoma zgrzytami. 

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Tucholko!

 

Dobre to! Oparte na prostym, ale błyskotliwym pomyśle, a do tego całkiem fajnie wykonane. Dopiero gdzieś w połowie pierwszej części zajarzyłem, że to “Opinium”, a nie “Opium” XD gra tymi słowami wprowadza dodatkowy smaczek ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Dziadku!

 

Ja tak średnio mam po drodze z filozofią ;)

Tekst napisany ładnie, masz kilka prostych, ale przyjemnych chwytów literackich – znać dojrzałe pióro.

Ciekawy zabieg ze zmianą narracji, choć musiałem się temu przyjrzeć, żeby zajarzyć ;) Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć więcej :P ale widać, że w komentarzach zebrała się ekipa, która lubi podyskutować, ukłony i pozdrowienia dla wszystkich filozofów!

 

Pozdrawiam i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Adamie!

 

Faktycznie dałoby się dorobić różne wytłumaczenia postępowania naukowca. Pewnie mógł też uciekać przed frontem, a jednak nie miał możliwości, albo sam zdecydował, by zostać. Ale przyznam, że mnogie możliwości są raczej efektem limitu XP

Cieszę się, że się podobało oraz dziękuję za lekturę i komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Gruszel!

 

Bardzo fajny absurdzik – podoba mi się. Dobrze napisane, choć nie powiem, żeby końcówka jakoś mnie powaliła. Ale nie ma też co się wszędzie doszukiwać przekazu ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Matteo! 

 

Trochę zamotałeś, porzucałeś mądrym słowami, ale jakoś to wyprowadziłeś. Jasno powrzucałeś za to kilka konfliktów, z tym małżeńskim na czele. Jest tu wrażenie większej całości i mi to jakoś nie przeszkadza, choć faktycznie czuć trochę niedosyt. 

No fajnie :) 

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Dziadku!

 

O! Szczególnie mnie to cieszy, bo nie byłem do końca przekonany do “Vapofanta” (roboczo nazywałem je Olifantami, ale przecież zżynać nie ładnie).

Dziękuję za lekturę i komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Jasnostronny!

 

Taka wada konstrukcyjna z pewnością jest sporym kamyczkiem w ogródku konstruktora, a ja sam nie miałem tu miejsca na wytłumaczenie takiego bubla, ale postaram się wyjaśnić, jak ja to widzę (i co ważne – to tylko jedno z kilku wytłumaczeń): Vapofanty są potężne i budzą słuszną grozę, ale nawet narrator się dziwi, że potrafią się tak poruszać. Bo nie są wszechmocne i stoi za nimi długą listą kompromisów, na jakie musieli pójść inżynierowie – może redukcja masy, możliwość kolizji w trakcie ruchu, itp. A może osłony były, ale sprawiały problemy i żołnierze sami je demontowali?

W każdym razie największą siłą Vapofantów jest strach, jaki wzbudzają. Przy czym całkowicie rozumiem Twoje wątpliwości ;)

Bardzo Ci dziękuję za komentarz, cieszę się, że się spodobało!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Osobo Anonimowa!

 

Tak krótkie formy, to dobra okazja do tego, żeby wypróbować narrację w 2 osobie, choć tutaj jest w zasadzie hybrydą 1 i 2 osoby. Wyszło dobrze, ukrył_ś płeć tak, że można podstawić dowolną i to fajny zabieg, wymagający sporo uwagi.

Do tego majstrował_ś z czasem narracji i osią czasu – tu nie wiem, czy nie zaczęło to niepotrzebnie komplikować odbioru. I może by te komplikacje się rozwiązały, gdyby było więcej wiadomo o tym, co to za głód, o którym mowa w ostatnim zdaniu (bo odnoszę wrażenie, że to może być coś tutaj ważnego) i skąd się wziął.

Fantastyki brak.

Klimatycznie na pewno, ale wychodzę średnio usatysfakcjonowany.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Ambush!

 

Bardzo podoba mi się pomysł na egzorcystkę-szydełkowniczkę (na pewno jest na to lepsze słowo). Ciekawe, że przy okazji pozbywa się bardziej ludzkich problemów i dostrzegam w tym drugie dno tego tekstu. Obstawiam, że to było o toksycznym partnerze, który próbował kontrolować Martę na każdym kroku. Po jego “ogarnięciu” bohaterka nie ceruje już kolejnych dziur, tylko kończy zadanie (a przecież jeszcze minimum jedno oko w ścianie się pojawiło równolegle z Adrianem). Nie jestem tylko pewien w tym wszystkich “Atlantydy” – czy to tylko luźna metafora, czy jednak coś, czego należy się chwycić.

A może nadinterpretuję?

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Morcie!

 

Mocno dołujący tekst, ale też traktujący o relacjach w rodzinie. Wypada przekonująco, obrazowo, choć wolałbym nazywanie, szczególnie dziewczyny, po imieniu.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Barbarko!

 

Barbarca w klasycznym wydaniu – otoczony mitami, jak ciepłą wodą w kąpieli, choć to może w tym tekście nie najlepsze porównanie ;)

Ładnie, klimatycznie, i również przyznaję, że rozmowa z Syreną jest super – pokazałeś jej inność, uwiarygadniając dialog.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Atreju!

 

Obawia się tych, co trzeba ich ze sreberka obdzierać, a to przecież odziany w wełniane spodnie i kapotę go swego czasu załatwił. Dobrze, że wrócił!

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Cezary^2!

 

Jesteś bardzo elastyczny, jeśli chodzi o przyjęty styl/sposób narracji. W zasadzie w każdym tekście robisz to inaczej i, co najważniejsze, spójnie (a przynajmniej tak kojarzę XD).

Przy końcówce się uśmiechnąłem, wcześniejsze żarty może jakoś specjalnie mnie nie rozbawiły, ale też nie było cringe’u – ot, wprowadziły w lekki klimat tekstu.

Można by się czepiać technicznych aspektów braku koła, ale z wszystkiego możesz się wytłumaczyć konwencją, w dodatku słusznie, bo przecież nie o to tu chodzi, żeby wszystko było realne.

Bardzo fajnie!

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Staruchu!

 

Bardzo udane! Może nie będę bawił się w pisanie własnymi słowami, tylko skorzystam z komentarza Zanaisa:

Udany mariaż tragedii i komedii

Uroki życia sprzed półwiecza (a nawet trochę wcześniej) napisane bardzo sprawnie, ładnie językowo, a do tego spójnie od początku do końca.

I tu warto się zatrzymać, bo od początku wrzucałeś z pozoru niepowiązane ze sobą kamyczki, by na koniec pociągnąć za dwa końce kartki i voila! – mamy łabędzia origami! No może nie łabędzia, tylko słonia, czy żółwia, ale za to kunsztownie poskładanego.

No i Pratchetta się nie spodziewałem ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Finklo!

 

Taki masz klimat.

SORRY! XD

Cieszę się, że dołączasz do #teamwiarygodnarozmowa

To był fajny konkurs, głupio mi, że tak się spóźniłem :(

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Radku!

 

Całkiem niezła powieść Ci wyszła ;)

LZ x WR = 80k

LZ – liczba znaków standardowej powieści

WR – współczynnik radkowy, oscylujący w granicach 0,15 – 0,2

Wszystko się zgadza.

Bo jest to tekst typowo radkowy – wydarzenia dzieją się szybko, jest ich wiele, postacie niby ledwie zarysowane, a jednak nie wychodzą papierowo. Tutaj pokuszę się o stwierdzenie, że choć kreślisz pojedyncze kreski, to jest ich na tyle dużo, że z tego szkicu przeziera całkiem wyraźna sylwetka.

W tym szaleństwie tekst niestety też trochę cierpi, bo gnając naprzód czasami wyprzedzasz mnie tak bardzo, że gubię się w przeskokach miejsca i czasu. Przez to odnoszę wrażenie, jakbyś nagle zgubił cały akapit, albo po prostu zapomniał napisać, że są już w innym miejscu, trzy godziny później.

Fabularnie bardzo fajnie wszystko splotłeś. Do tego klimat, który jest… specyficzny. Niby lekki, a jednak makabryczny. I jakimś cudem nie gryzie mi się to.

Natomiast co do piórka, to według mnie trochę brakuje. To fajna opowieść, którą przyjemnie się czyta, mająca wiele smaczków i ozdóbek, które w szerszym obrazie wcale nie sprawiają wrażenia kiczowatego straganu na odpuście, a raczej przemyślanej kompozycji. Czysta rozrywka, ale bez efektu wow.

 

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Osobo Anonimowa!

 

Początek to wrzucenie na głęboką wodę morza postaci. Przebrnąłem i z czasem zaczęło się to klarować, choć i tak, jak na tak krótki tekst, mnogość postaci trochę przytłacza. Niektóre są tylko tłem, ale momentami (szczególnie w okolicach początku balu) zaczynałem się zastanawiać kto jest kim i czy czasem czegoś nie pomieszałem.

Jest tu poskładanych kilka bajek, ciekawie przekonstruowanych. Do tego klimat jest lekki i przyjemny. Humor nie przekracza żadnych granic. Może nie zaśmiałem się w głos przy lekturze, ale całość wprowadziła mnie w bardzo miły nastrój. Takie cozy fantasy.

No może tego fantasy mało, ale można to przeboleć.

Podobało mi się, jak poprowadzona jest intryga, choć nie jest też skomplikowana – ot, dostosowana do lekkiego tekstu.

Mam bardzo podobne odczuci do Irki – to jest bardzo przyjemna lektura do kawki, ale tak jak kawka, za jakiś czas niewiele z niej zostanie (tak ok. 14:00 będę już wzdychał do następnej). Myślę, że zapamiętam fakt, że było mnóstwo postaci i chłop przebrany za babę Carmen ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Żwirku!

 

Bardzo się cieszę z Twojego odbioru! A jeszcze bardziej się cieszę, że sprawiłem wrażenie, że stoi za tym jakiś większy świat, bo

gdybyś mi powiedział, że to wycinek jakiegoś dłuższego dzieła, uwierzyłabym bez zastrzeżeń i poprosiła o ciąg dalszy.

no, niestety wiem o tym świecie chyba tyle ile napisałem XD

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

 

 

Cześć, Barbi!

 

Jakoś ten Steampunk tak do mnie przylgnął, fakt. Jakoś mi tak się dobrze pisze w tych klimatach, choć mało jeszcze mam steampunkowego światotwórstwa – trzeba coś z tym zrobić ;)

Fajnie, że się podobało!

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Staruchu!

 

Zgadzam się, że powinna ta rozmowa wyglądać inaczej, ale starałem się powrzucać kilka wyjaśnień, dlaczego wygląda tak, jak nie powinna ;) widać nie starczyło

A skojarzyło mi się z AT-AT na Hoth :).

Musiało! XD

Aha, wg mojej wiedzy cuglami powoduje się koniem pod wierzch. Do kierowania zaprzęgami konnymi służą lejce lub wodze.

trudno to wyguglać, ale fakt, że tylko w cuglach definicja PWN nie wspomina o powozie – zmienione na “lejce” – dzięki!

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

 

Cześć, Eldil!

 

Dziękuję za cierpliwość w podchodzeniu do tekstu ;)

I tak, jak wyżej – starałem się to uzasadnić, ale nie można w takim limicie uzasadnić motywów działań obu postaci, trzeba rzucać okruszki. Starałem się, jeśli było za mało – mea culpa!

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

 

Cześć, Cezary^2

 

Cieszę się, że przypadło do gustu, dziękuję za miłe słowa.

Przy fragmencie z unieruchamianiem maszyn za pomocą kamieni miałem przed oczami fuzję tych właśnie mechów oraz scen niszczenia imperialnych machin kroczących przez Ewoki podczas bitwy o Endor :)

W “Scythe” nie grałem, ale zaczynam śledzić ;) widzę, że od 14 lat, więc dla mojej “ekipy planszówkowej” troszkę za wcześnie :P natomiast ilustracje Różalskiego to, można powiedzieć, już klasyk! Mnie co prawda wspomniany przez Starucha konkurs ominął, ale czytałem kilka tekstów i owszem – są spoko, właśnie w takim klimacie.

 

Dziękuję za lekturę, komentarz i kliczka!

 

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Bardzie!

 

Na maszyny zabrakło miejsca, choć z przyjemnością kilka rzeczy bym o nich dodał :(

Cieszę się, że się podobało!

 

Dziękuję za lekturę, komentarz i klika!

 

 

Cześć, Reg!

 

Przyznam, że ja też wojny nie darzę sympatią, ale cóż zrobić, jak trafił mnie akurat taki pomysł ;)

Dobrze, że obyło się bez przykrości, z najmniejszych nawet okruchów satysfakcji cieszę się niezmiernie!

 

Dziękuję za lekturę, komentarz i klika!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Irko!

 

zamiast odkryć ich brak

Tu może się wytłumaczę, żeby mnie z konkursu nie wytegowali XD raczej celowałem w odkrycie/wynalazek, który jest banalny, a skuteczny. Wszak chusteczka z kamieniami nie kojarzy się z czymś, co mogłoby powstrzymać pancernego słonia ;)

Bardzo mnie cieszy Twój odbiór tekstu – dziękuję za miły komentarz i kliczka!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Outta!

 

To taki rodzaj tekstu, który widuje się raczej w anturażu starych domów, czy jakichś ciemnych gajów. Czy przeszkadza mi otoczka SF? Nie. Wręcz chylę czoła przed tym, jak wpasowałeś to pod ten gatunek. Zgodzę się, że jest to może trochę pretekstowe i dało się to opowiedzieć w bezfantastyczny sposób, ale nie ma co ostrzyć brzytwy ;)

Rozważania nad obcością (ten konkurs był rok temu!) to nie moja bajka, ale bardzo fajnie wpasowałeś je w końcówkę. Miałem obawę, czy nie będą samymi rozważaniami dla rozważań, ale bardzo ładnie to domknąłeś.

W ogóle dobrze to rozplanowałeś. Widać dojrzałość pióra. Bardzo fajny tekst!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witaj, Krarze!

 

Aż chciałem odpisać, że odpiszę wieczorem XD

Nie trąb, robię, co mogę ;-) Co poradzić, kiedy życie naciera :/

no ale wiem, jak to jest ;)

 

tak miejscami zgrzytała mi ich relacja: brak komunikacji, sieć domysłów, nieustanna analiza własnych odczuć… to pasuje do współczesnej klasy średniej, która po ciężkim dniu na homeoffice jedzie wybierać gres do kuchni, a nie do lubiących ryzyko ludzi stawiających na szali własne życie.

A dla mnie to było właśnie czymś, co chciałem wrzucić w złodziejski plan i uzależnić go od czynnika ludzkiego, bardzo prozaicznego. Jest skok, ale piach w tryby to drobne nieporozumienia, które normalnie dałoby się ogarnąć, ale teraz nie ma czasu. A parka cóż, jest mniej więcej w naszym wieku – trochę rutyny mogło się wkraść nawet w złodziejski żywot ;)

Zbudowałeś niezły przyczółek, na którym można by naprawdę daleko zajechać (dobry motyw do rozwinięcia ;-) )

Mam pospisywane mechanizmy tym rządzące i jakąś ogólną koncepcję – może uda się coś rozwinąć ;)

I tak – fantastyka nie jest tu na pierwszym miejscu i kolejnymi krokami, jakie teraz staram się stawiać, to właśnie światotwórstwo. Trochę pracy przede mną ;)

 

Dziękuję za rozbudowany komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Czytelnicy!

 

Yantri,

devil

 

Misiu,

Dziękuję za miłe słowa!

 

SPW,

Poprawione – aż sprawdzałem i faktycznie “nie umniejsza” łączy się z dopełniaczem – mój błąd, dzięki!

 

zbiorczo Ambush, Realuc, Amon

No tak – główny bohater w pierwszej scenie jest tylko obserwatorem, żeby wypalić w finale. Pozwoliłem sobie na zostawienie go z boku, ze względu na krótką formę.

 

i teraz indywidualnie ;)

 

Ambush,

No średnio lubię patos więc poszły smarki ;)

 

Realuc,

Bardzo się cieszę, że dialog wyszedł, staram się podciągać w tym aspekcie ;) No i za pochwały dziękuję!

 

Amonie,

a tu nie powinno być przypadkiem “nieczęsto”? Nie + przysłówek odprzymiotnikowy piszemy łącznie.

I cyk! Jedno słowo mniej!

 

Tobie również dziękuję za pochwały. Cóż, nie umiem w wielką politykę, to piszę o tych maluczkich :P

 

Dziękuję za lekturę, komentarze i kliczki!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Bardzie!

 

Trochę żałuję, że ścisnął Cię limit (i nie chodzi o skracanie tekstu na ostatnią chwilę :P), bo dostrzegam tu sporo potencjału na rozwinięcie wielu rzeczy, które byłeś zmuszony podać wprost i bardzo skrótowo.

Nie mniej jednak poprowadziłeś tę historię w sposób bardzo zmyślny. Wiadomo, że trzeba zawiesić niewiarę w kilku aspektach, ale taka nieco steampunkowa konwencja wybacza.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Adamie!

 

Jeśli ktoś przychodzi z “suflerem” w głowie, to trudno mu ufać – wiedziałem, że dobrze się to dla wioskowych nie skończy. Nie mniej jednak bardzo ładnie to poprowadziłeś, idąc w stronę wycięcia wszystkich w pień – miałem jeszcze nadzieję, że załatwią to bardziej humanitarnie. No, cóż. Nie zawsze jest happy end.

No i myślałem, że będzie miał jakiś wszczep od podpowiadania – tu mnie zaskoczyłeś.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Marcinie!

 

Mamy kilka scenek, gdzie dialogami nakreślasz absurdy korpoświata, a na końcu dajesz przemyślenia bohatera, czy w zasadzie swoje. Kończysz mnóstwem pytań. Zdecydowanie wolę, jak pytania same się rodzą w mojej głowie po lekturze tekstu – wtedy jest to dobrze wykonana robota, w której nie podajesz odpowiedzi. Tutaj walisz pytaniami bezpośrednio. Nie rusza mnie to, bo nie zdołałeś mnie zaangażować wcześniej.

 

Powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Realucu!

 

Źrenice, na przekór zaciśniętym wargą,

wargom

 

Też nie chciałbym słyszeć myśli innych ludzi, choć nie mam wrażenia, bym otaczał się fałszywcami. Tak jest chyba… zdrowiej ;)

No i klasycznie, jeśli pojawia się perspektywa zarobku, ktoś ją wykorzysta, nawet jeśli powinien chronić. Smutne, ale prawdziwe.

Zgrabny szort, przemyślany.

Dużo siły dla Malucha i Was – trzymajcie się mocno!

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Cezary!

 

Mały Książe w miniaturze.

Zanim się zorientowałem, jaki to konkurs, tytuł aż krzyczał “Jak w Passeratti LPG?!”

Bardzo zgrabny absurd z bardzo fajnymi smaczkami, choć pewnie nie wszystko wyłapałem. Ulatujące złe nawyki zdecydowanie najlepsze ;)

Cała konwencja utrzymana od początku do końca, może na dłuższym dystansie by zmęczyła, ale tutaj nie zdążyła.

Nie ma już jak klikać ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

No nie porwało 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gratulacje srebrnym piórkowiczom, jak również samej inicjatorce, za przywrócenie srebra na portal!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

tłucze po głowie słownikiem oksfordzkim i poprawia “Epistemologią” profesora J. (ok. 600 stron w każdym tomie)

Tarnino, Ty to wszystko masz w głowie – czy to oznacza, że właśnie przywaliłaś mi “z dyńki”? :V

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Caernie, spójrzmy prawdzie w oczy – ponaglać Jury to nie tylko przywilej, ale wręcz obowiązek ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zasady konkursu/naboru to jedyna okazja, żeby zobaczyć tekst Wilka o długości większej niż 2000 słow.

A powyższa uszczypliwość jest niczym innym, jak śledzikiem do wątku ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gratulacje!

Dla Krara musiała być krowa na obrazku, ale… czy to na pewno krowa?

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Amonie!

 

Utonąłeś w morzu karnawałowych tekstów ;)

Bardzo fajna morska opowieść. Mamy wyspy, bitwy morskie, mgły, płonące strzały, abordaże – no jest fajnie! Może za wyjątkiem tego taranowania, które rozerwało okręt na pół, jakby to była łódeczka z zapałek – tu trochę popłynąłeś ;)

Bardzo mi się podobało, że są jasno określone motywacje wszystkich postaci – wszystko się zgrywa ze sobą i uwiarygadnia historię.

Czy Aureliusz nie byłby w stanie opanować mocy tej belki? Bo mógłby wtedy odnaleźć belkę zamiast swojego chłopaka, by później z niej skorzystać, żeby uratować Justyniana i zrobić totalną rozpierduchę. Byłoby ciekawie ;)

Zirytował mnie monolog wyspiarza, gdy nagle ni z gruszki, ni z pietruszki zaczął wszystko mu tłumaczyć. Tym bardziej że nie robisz z niego psychopatycznego czarnego charakteru z wrodzoną megalomanią, tylko gościa, który ma osiągnąć swój cel (no, z wątpliwą moralnością, ok, ale wciąż…). Musiałeś wszystko jakoś wytłumaczyć, ale nie jestem fanem akurat takich rozwiązań.

Sam koniec chyba nie do końca tłumaczy co się z nimi stało, bo jeśli użyli Daru, żeby wydostać się na powierzchnię, to musieli jeszcze później uciec z samej wyspy. Chyba że świetliste kontury były ich duszami po śmierci. Troszkę nie czaję co tam się dokładnie wydarzyło.

Bardzo fajnie nakreśliłeś świat i sytuację polityczną – to często rzecz kumulowana gdzieś na początku opowieści i przez to strasznie nużąca, a tutaj podana ciekawie, z wyczuciem.

Ogólnie całkiem fajny tekst, troszkę szkoda, że opublikowany w trochę nieszczęśliwym terminie ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krarze!

 

Mi nie podeszło. Mógł mieć na to wpływ przesyt tekstami konkursowymi, ale to rzecz od Ciebie niezależna. Natomiast mam też kilka zarzutów, którymi muszę obarczyć autora ;)

Zaczęło się od początku. Henryk przemieszcza się na miejsce, gdzie płonęła gildia. Ma bezwładne nogi i chodzi po dachach… Zabrakło mi tu opisów, które powiedziałyby coś o tym, jak postrzega taką wycieczkę z perspektywy osoby niepełnosprawnej. Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale moje zawieszenie niewiary zostało tu mocno nadgryzione.

Po czym Henryk wchodzi do gildii, która dopiero co spłonęła. Jak została ugaszona? Jeśli po prostu się dopaliła, to idący na gołych rękach Henryk mógłby się chyba poparzyć. No i w budynku, który spłonął są niezwęglone ciała. I w ciągu doby zostaje, co prawda prowizorycznie, ale jednak znów zamieszkały.

Po poważnym początku, dostajemy gadający z brzucha klejnot, biegające po dachach krowy i kota uciekającego przy dźwięku słów “świat schodzi na psy”. I to wszystko było świetne, tylko tak rozjechało mi się w klimacie z początkiem, że już nie wiedziałem, jak odbierać ten tekst.

A powinienem je odbierać chyba właśnie z tymi wszystkimi absurdalnymi sytuacjami. Po lekturze aż zajrzałem na zestaw tagów – oj przydałby się absurd.

Na głowę, zgodnie z zwyczajem,

Ciekawie ścięte do limitu – gdybyś napisał “ze zwyczajem”, tekst byłby zdyskwalifikowany ;)

Technicznych rzeczy nie było dużo (choć było jedno ciekawe zawirowanie z podmiotem) – pod tym względem czytało się bardzo dobrze.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Żonglerko!

 

Od razu zaznaczę, że intrygi dworskie i te między królestwami to nie moja bajka, więc pod tym względem się tu rozminęliśmy.

W większości tekstów konkursowych zabawa polega na odpowiednim dozowaniu informacji, żeby “wkręcić” czytelnika, a jednocześnie nie spowodować, że się pogubi. Dla mnie ten balans troszkę przechylił się na stronę pogubienia. Pierwsza połowa poszła bardzo sprawnie i choć przytłaczała mnie ilość bohaterów i ich konotacje, to jeszcze nadążałem. Natomiast w momencie, gdy akcja nabrała tempa zacząłem tracić grunt pod stopami.

To co najbardziej mi się podobało to język. Bardzo sprawnie operujesz słowem, choć w kilku miejscach przeszarżowałaś, bo zakręciłaś zdaniem tak, że musiałem czytać dwukrotnie. Natomiast całość wypada bardzo na plus.

Światotwórczo większość kręciło się wokół intryg, na których poległem. Dwór, jak dwór – ma swoje prawa, choć każdy jest względnie podobny. Natomiast mistrz trucizn, jak i sama plaga i pierścień (choć tu dość naturalnie nachodzi skojarzenie z LotR) bardzo fajnie zagrały.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Ambush!

 

Intrygujący element światotwórczy w postaci Topieli na początek. Bardzo żałuję, że to jeziorko nie odegrało w historii większej roli, bo wziąłem je za Strzelbę Czechowa. Natomiast budowanie miasta przez te wszystkie rzeczki, nie-rzeczki, itede – bardzo zgrabne. Stosujesz proste nazwy, ale dzięki temu jakoś się rozeznałem w tym mieście. Jeszcze dołącz mapkę miasta i będę mógł napisać przewodnik ;)

Co do nazw – na początku trochę się skrzywiłem, że zamiast imion poszłaś na łatwiznę. Swoją drogą pierwsze akapity były przez to bardzo mylące, bo oto Sójka (a stała na początku zdania, więc nie wiedziałem, że wielka litera dlatego, że to imię) leży na brzuchu… na drzewie… Ale ostatecznie, po wyjaśnieniach, uważam to za ciekawy zabieg światotwórczy.

Ze światotwórstwa trochę mi zabrakło więcej słów o spinelach. Tzn. było sporo, ale zanim się przebrali niewiele było o ich wyglądzie, a jeśli było, to mi umknęło. A nagle dostaliśmy dość hmm… rozbudowane przebrania. Te kółka trochę burzyły moją wiarę – nie wiem, jakim cudem chodzili po korytarzach kopalni w górę i w dół.

Dialogi wypadały też trochę infodumpowo – to można tłumaczyć faktem, że rozmówcami były dzieci. Ale z drugiej strony dzieci, które były bardzo ogarnięte.

Wyszedł trochę baśniowy klimat, a Perz i dziecięcy gang przywodził mi trochę na myśl Oliviera Twista. Połączyłaś to dość udanie, ale faktycznie czuć, że to nie będzie samodzielne opowiadanie, tylko coś, co będziesz chciała pociągnąć dalej.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, DD!

 

Khaire!

 

O! Nie spodziewałem się, że Ośmiornica będzie bardzo dosłowną ośmiornicą ;) Obstawiałem naszą portalową, albo np. panią z tatuażem ośmiorniczki, jak to w jednym starym filmie. Ciekawie rozegrana końcówka. W ogóle od końca zacznę.

Postać ośmiornicy jest zapowiedziana bardzo subtelnie. W zasadzie nie spodziewałem się już ją spotkać, a tu cyk! Zaskoczony! Plus!

Z drugiej strony na zakończenie delikatnie sobie będę narzekał, bo złodziejskie teksty lubią pozytywny finał. Jeśli obserwuję opowieść z perspektywy złodzieja, to chciałbym, żeby dopiął swego, a tutaj został wykiwany, w dodatku nie w jakiś wybitnie zakręcony i zmyślny sposób.

No i sam bohater jest… no jest ok. Najwyżej ok. Nie pałam do niego jakąś wielką sympatią, stąd też kibicowałem nieco mniej zawzięcie, bez szalików, pieśni i robienia fali na trybunach.

Fabułę masz raczej liniową, idziemy po sznurku. Dlatego nie pogubiłem się w intrydze, ale z drugiej strony… poprzeczka ustawiona przez pozostałe teksty konkursowe powędrowała dość wysoko, przez co tutaj odniosłem wrażenie, że dzieje się wręcz za mało.

To co świetnie zagrało, to tatuaż na ręce. Na początku był takim wytrychem autora – muszę dostać informację? Cyk! Tatuażem po oczach i gotowe. Dlatego, gdy Thoma pokazał go Klemen, a ta zaczęła:

– Pół życia spędziłam w klasztorze pod okiem Strażników – zaczęła wolno i chrapliwie. – Dwanaście lat jedną dłonią przewracałam strony świętych ksiąg, drugą wycierając nos Matce, by w końcu dostąpić najwyższych wtajemniczeń.

przewróciłem oczami, bo myślałem, że zadziałał, a Ty tak naiwnie skorzystałeś z mocy hexa. Jakże przyjemnie mnie zaskoczyłeś w następnym zdaniu! Duży plus! Rzekłbym, że to taki niewypał Czechowa ;)

Bardzo podobała mi się bitwa wspinaczkowa. Świetnie nakreśliłeś obie rywalki, jak również oczekiwania czytelnika, a potem zakręciłeś tak, że do końca nie wiedziałem, jak to się potoczy – świetna robota.

Natomiast pod kątem technicznym wkradło się sporo niezręczności, trochę powtórzeń. Przydałaby się lepsze korekta tekstu.

Nie mniej jednak całkiem udane opowiadanie, ale nie ma już co klikać ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, AP!

 

Zacząłeś w konwencji, którą bardzo szybko złamałeś, po czym płynnie przeszedłeś do całkiem oryginalnego retellingu.

Najbardziej w całej intrydze podoba mi się fakt, że jest oparta na niedoskonałościach poszczególnych bohaterów. Jest przez to tak ludzka, że z przyjemnością wytknąłbym brak fantastyki ;) ta na szczęście wyraźnie objawia się w wielu innych miejscach. Wracając do intrygi – umiejętnie odsłaniasz karty, co prowadzi do finałowego rozstrzygnięcia. Ciekawie. Pod kątem konkursu nie wiem, czy to takie złodziejskie opko, ale to już nie mój problem.

Niestety trochę gubiłem się na osi czasu, jak również w tym kto jest kim. W pewnym momencie nie wiedziałem, czy czasem Albert i Julian to nie jedna i ta sama osoba, musiałem zrobić przerwę, wrócić i trochę się w tym rozeznać.

Noirowa femme fatale weszła bardzo przyjemnie, aczkolwiek nie wiem, czy finalne oddanie się bohaterowi było konieczne, bo wyszło trochę jak mokry sen nastolatka.

Napisane może nie najlepiej pod kątem technicznym, to już samo prowadzenie akcji, swobodne prowadzenie intrygi, a do tego całkiem udane dialogi świadczą o całkiem fajnym poziomie pisania. Gdybyś znalazł przed publikacją dobrego betaczytelnika-korektora, z pewnością lektura byłaby jeszcze bardziej satysfakcjonująca.

I nie wiem ostatecznie jak piórkowo zakwalifikować ten tekst, będę musiał to przemyśleć.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Ananke!

 

Jestem prostym człowiekiem – jeśli postać aktywnie tworzy opowiadanie, w którym występuje, zakładam, że jedyną osobą, która ogarnia te zawiłości, jest autor. Ten zabieg zawsze powoduje, że zawieszenie niewiary się aktywuje, ale musiałem je utrzymywać na wysokim poziomie przez długi czas i to niestety trochę mnie znużyło.

Do tego sam konkurs wymusza powstanie intrygi, a intrygi same w sobie potrafią nieźle zamotać. Nie mogę powiedzieć, że wyszłaś z tego starcia na tarczy, ale z pewnością trochę Ci się ten pawęż wyszczerbił.

Za największy plus opowiadania uznaję widmo. W całej, nieco baśniowej otoczce, dodaje klimatu, jednocześnie przez większość tekstu robi za tego złego, który jak wkracza na scenę, to wiadomo, że jest źle.

Narracja na końcu zmieniła się w trzecioosobową i ma to bardzo fajne uzasadnienie w fabule. Zresztą w samym tekście umiejętnie z niej korzystałaś lekko naginając na potrzeby konwencji.

Światotwórczo jest tu sporo baśniowego klimatu, łącznie z tymi ciemniejszymi odcieniami baśni. Bardzo ładnie namalowałaś obrazy, wykorzystując wiele zmysłów, choć przyznam, że w połączeniu z trudnościami w odbiorze, które wymieniłem wcześniej, musiałem się mocno skupiać przy czytaniu, żeby to mogło się uformować w mojej głowie.

No i na koniec Wygasłe Miasto. Kurczę, jestem tu rozdarty, bo sama koncepcja i przedstawienie takiej wizji wyszły świetnie, to pojawia się na tym etapie tekstu, gdzie byłem już na tyle skonfundowany, że jego magia troszkę się rozwiała.

I tak jest chyba z całym tym tekstem – jestem rozdarty, bo był dla mnie bardzo wymagający i nie wychodzę z niego w pełni usatysfakcjonowany, a jednocześnie mam wrażenie, że jest to tekst z bardzo przemyślanym pomysłem, z niebanalnym podejściem i w wielu miejscach bardzo umiejętnie napisany.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Caern!

 

Po lekturze czuję się nawleczony na walec i obrócony kilkukrotnie. Nie wiem, jak to brzmi, ale powinno wybrzmieć zarówno pozytywnie, jak i negatywnie.

Negatywnie, bo przemieliła mnie ilość postaci, organizacji, stron w intrydze i ich motywacji. Gdzieś tak od połowy, jak tylko pojawiała się kolejna postać, albo jakiś Szwadron Bezpieczeństwa, przewracałem oczami z myślą, że no, nie – skąd Ty ją/jego/ich wytrzasnąłeś?!

I to jest chyba mój największy zarzut do tego tekstu (nie wiem, czy dało się to zrobić lepiej, ale zrzucę to w większości na karb limitu) – rzucane z rękawa karty, które nie były w żaden sposób zapowiedziane.

Natomiast uczucie nawleczenia na walec jest też pozytywne, bo jakimś cudem się w tym (chyba) połapałem i gdy już wszystkie twisty zakręciły mną w tekście i jeszcze kilkukrotnie z rozpędu, wyłoniła mi się intryga tak zawiła, że chylę czoła. Historia jest z samych szczytów półświatka, opowiadająca o tej, no, iście przywódczej, utalentowanej i przebiegłej pani Szefowej, którą chciałoby się nawet lepiej poznać.

No właśnie: lepiej, a w zasadzie więcej. Osobną kwestią jest światotwórstwo, bo rzuciłeś się na głęboką wodę z jarzmem limitu. I to jarzmo widać. Nie wszystkie mechanizmy świata zostały wyjaśnione, a dostaliśmy raczej ogólny zarys. Jest to wystarczające, żeby chwycić historię (a przecież o to chodzi), ale zbyt okrojone, żeby poczuć pełną satysfakcję. Mam wrażenie, że masz ten świat lepiej przemyślany, niż wybrzmiało to na kartach tego opowiadania.

Ostatecznie mogę powiedzieć, że to świetnie wykonana robota!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

To może być też niepowtarzalna okazja, żeby wślizgiem w stylu Jacka Góralskiego skosić Beryla. Z Arnubisem nie będę próbował, bo bym się odbił.

No i łączymy to pewnie z jakimś piwem posiedzeniem, czy innymi grillami.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Zygfrydzie!

 

Na wstępie podziękuję za wersję na czytnik – skorzystałem ;)

To jeden z tych komentarzy, których nie lubię pisać, bo wiem, że jego proporcje nie będą oddawały faktycznych wrażeń. Może zatem pomarudzę skrótowo, a przy pochwałach poleję trochę wody – wtedy proporcje będą bardziej adekwatne do jakości.

Nie owijając w bawełnę – ten tekst zasługuje na dwukrotnie większą liczbę znaków, a gdybyś dodał jakiś wątek poboczny, albo dwa, to wyszła by powieść.

Rzucając przykłady na szybko: rozmowa Isna – Nadzieja na statku, walka z piratami, czy statkiem strażniczym. To są sceny (nie jedyne!), które można było rozwinąć, wprowadzić więcej napięcia, popieścić czytelnika opisami.

Przez to siadł klimat i nie potrafiłem do końca wejść w ten świat.

W pamięci wciąż mam Twój tekst „Spójrz, jak pięknie” i aż się zdziwiłem (bo sprawdziłem), że jest krótszy od powyższego, bo tam, jeśli dobrze pamiętam, przyjemnie wsiąkłem w zarośnięty na zielono Śląsk.

Natomiast całą intrygę obmyśliłeś sobie bardzo fajnie. Sama kradzież nie jest tu clou tekstu (co mnie akurat nie rusza, bo nie jestem w żiri konkursu), a tylko jego częścią, bo całość kręci się wokół nieco filozoficznych rozważaniach autora „Erozji”, oraz dalszych, można rzecz, postapokaliptycznych klimatach opowieści.

W końcówce przyszedł mi na myśl „Wodny Świat” (bardzo lubię ten film), a latające statki przywodziły mi na myśl „Planetę Skarbów”, zaś latające płaskowyże skojarzyłem z „Awatarem”. To iście szaleńczy miks, ale nie odczuwałem tu żadnej wtórności. Zresztą w samym światotwórstwie ograniczenie limitem zrobiło najmniej szkody, bo styl, choć prosty, potrafił dość obrazowo pokazać mi świat.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Zanaisie!

 

Obrzydliwie dopracowany świat. Pokusiłeś się (kolejny raz) o zbudowanie odrębnego uniwersum na potrzeby tekstu, które jest opisane na tyle, że się nie gubię, ale też wplecione i rozpuszczone w fabule, żeby nie wychodziło na pierwszy plan. No i spójnie.

W ogóle kompozycja tekstu jest bardzo fajna. Ten konkursowy limit to wciąż limit, ale może kusić, żeby gdzieś popłynąć. Tutaj wszystko przechodzi płynnie scena po scenie, ze zmianami dynamiki, ale bez dłużyzn. Dobrze wykorzystałeś znaki, których, myślę, dla Ciebie mogłoby być znacznie więcej.

Intrygą zakręciłeś ze śmiałością Galrahaina i układa się w spójną całość. Sm bohater jest też dla mnie ciekawostką. Jaką miał postać, gdy był więziony. Po wyjściu z celi raczej nie przywiązywał się już do przejmowanych ciał. To też może wzbudzać dyskusję o zakochaniu się Galrahaina i Dalyi. Dziewczyna musiała wzbudzić uczucia do samej osobowości, a przecież na początku to zazwyczaj bywa wypadkowa. No i na ile potrafili swoją więź zbudować, na ile teraz w ciele Osefa, będzie dla niej ok. Ich relacja wejdzie na zupełnie inny poziom niż tam, w lochach.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ostatni piątek stycznia zbliża się ku końcowi – jako wyrobiony dyżurny niniejszym od lutego rezygnuję z tej zaszczytnej roli.

Trzymajcie się, piątkowi dyżurni! Niech moc będzie z Wami!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Mateusz!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Przezornie skończyłem czytać przedmowę, gdy zaczął się opis. Podbijam tę uwagę. Innych nie czytałem ;)

Opko w stylu szorta, co troszkę zachwiało proporcjami. Mamy przez to bardzo prostą, zwięzłą fabułę, w połączeniu z próbą nakreślenia sytuacji na świecie i krajobrazu dookoła. Zamiast sernika z rodzynkami (ja lubię!) wyszła pół na pół masa serowa i rodzynki. Zatem to co mógłbym zasugerować, to żeby takie światy kreślić w większym limicie znaków – wtedy ma to szansę się trochę rozpuścić.

Natomiast warstwa fabularna jest bardzo ok – ma to ręce i nogi.

Technicznie spoko, nie zacinałem się na niczym.

 

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Verus!

– Opowiedz mi o więcej o tych więziach.

O-o – za dużo trochę.

– Nie wiem. Przybędą tu osadnicy, wybiorą mu imię. Acz znając ludzką oryginalność,

nie spodziewałabym się cudów

XD

 

Zielonogórski tekst – muszę przyznać, że one w większości mają coś w sobie. Czytałem już Światowidra, Rybę i Arnubisa (może ktoś jeszcze się napatoczył) i za każdym razem znajdowałem z jednej strony wspólny mianownik, z drugiej, kompletnie odmienne pomysły. I takiego wejścia w mitologię grecką chyba jeszcze nie widziałem. Tzn. potraktowałaś greckich bogów dość dosłownie i na całego.

Jestem asteryskowym freakiem i ubolewam, że nie podzieliłaś tekstu na kilka osobnych fragmentów, tym bardziej, że były ku temu powody. Mianowicie, kolejny mój (ostatnio przynajmniej) konik – perspektywa. Niemal połowę tekstu masz z perspektywy Leandra, potem to przeskakuje we wszechwiedzącego, by wejść na chwilę w odczucia Agapite. Tyle dobrze, że to płynęło razem z tekstem, a nie bujało wewnątrz pojedynczych akapitów.

Tekst jest też bardzo spokojny. I to nie zarzut, tylko spostrzeżenie. Konwencja jest bardzo spokojna, niektóre fragmenty, jak choćby wątek powiązany z Niceforem, mogą wzbudzać emocje, ale nadal nie jest to strach o życie bohaterów, czy im się coś uda, czy nie, tylko odwołanie się do sprawiedliwości, która na szczęście znajduje swoje miejsce w tekście.

Dość oszczędnie wchodzisz w grecki świat – takim migającym światełkiem w tej kwestii jest słowo „peplos” (aż sprawdziłem, co to), ale trochę zabrakło mi głębszego wejścia w klimat greckich bóstw. Jak miałabyś to zrobić? Nie wiem. Czy stylizacja, czy więcej detali? Trudno mi określić.

Ciekawie natomiast podeszłaś do wizji wojny odległej, ale jednak przez bóstwa powiązanej. Mega mi się też podoba idea poświęcenia, która wymaga zaufania względem przyszłych pokoleń. Jeśli o mnie chodzi, to bym nie ufał – ludzie, jako społeczeństwo zazwyczaj nie są godni zaufania. Z drugiej strony, z kogoś te przyszłe pokolenia muszą wyjść, jakieś historie muszą za nimi stać, więc jeśli wszystko zrobimy dobrze, to czy nie ufamy przyszłym pokoleniom, czy nie ufamy sobie? Oj, można popłynąć w rozważaniach.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ojej, najmocniej przepraszam panów Gołohodcza i Duago!

Komentarze przeczytałem niezwłocznie, ale nie miałem, jak odpowiedzieć, a później zwyczajnie zapomniałem. Przepraszam i lecimy z tym!

 

Godolohu,

To streszczeniowe opisanie zapoznania się z Siwym, opracowywanie planu i tak dalej – ja to bym rozpisał choć trochę i dał im miejsce jeszcze pogadać. Ale wiem, limit:/

Tu się przyznam, że nie do końca limit, a raczej proporcje w tekście i sposób przedstawiania samej kradzieży. Skupiłem się na werbunku, bo to imo ciekawsze, a przedstawianie planu na tym etapie w moim przypadku zabiłoby napięcie później. Wiem, że jest przeskok, ale jest zrobiony celowo.

No i zgodzę się, że nie ma tu czegoś bardzo nowatorskiego, jeśli chodzi o światotwórstwo – mam jeszcze problem, żeby pójść na całość i zrobić coś mega odjechanego, ale… zrobię to! Któregoś dnia to zrobię ;)

I przy tym wyraźnie Kwiatuszkowe

O, to w sumie bardzo fajny komplement – ja jeszcze nie wiem, co jest kwiatuszkowe, ale jeśli jest w moich tekstach jakiś wspólny mianownik, to wydaje mi się, że powód do zadowolenia.

 

Dzięki za lekturę i rozbudowany komentarz!

 

D_D,

Khaire!

Co do relacji, to w zamyśle Agraf zaczął dochodzić do wniosku, że jest coraz mniej interesujący dla małżonki i zachowuje się jak… siusiumajtek. Lija z kolei w pewnym momencie, gdy już ma nadzieję, że razem stamtąd wyjadą i będzie git, nagle traci męża, przez jego zryw (którym chciał jej w pewnym sensie zaimponować). Długoletnie małżeństwo to zawsze złożona relacja i w każdym wypadku inna, więc dość zrozumiałe jest dla mnie, że każdy odczytuje ją inaczej i niekoniecznie tak, jak chciałem. Ot, pisarska ruletka i wolność czytelnika w odbiorze.

Bardzo cieszy mnie, że relacja okazała się ciekawa, bo faktycznie w trakcie pisania wyszła na pierwszy plan.

Przed pisaniem trochę oglądałem Peaky Blinders, stąd trochę klimatów robotniczych i gorzelnianych ;)

 

Dziękuję za lekturę i pokaźny komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

@SNDWLKR to może ja podejmę rękawicę, bo się w to jeszcze nie bawiłam, a chciałabym poćwiczyć opuszczanie haubicy, tak by nikt mnie nie rozpoznał;)

myślę, że chodziło Ci o przyłbicę XD ale słowo się rzekło – mam dla Was temat: “Opuszczone haubice”.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gratulacje!

Nasz mały Barbarianek tak urósł! To w której Ty już jesteś klasie, huncwocie?

Adamowi gratuluję hattricka!

Gratuluję również pozostałym nominowanym!

I serdecznie dziękuję wszystkim nominującym – bez Was nie byłoby piórek!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Proroku!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Lubię opowiadania, które wyglądają, jak wycinki z policyjnych archiwów, albo z takimi wstawkami, ale tutaj się trochę pogubiłem.

Do tego od początku walnąłeś kilkoma błędami i to z pewnością nastawiło mnie na wyłapywanie kolejnych. Czyli całe zawieszenie niewiary poszło sobie daleko, daleko.

Przykład?

W pierwszym dialogu wychodzi na to, że Henryk Grabowski rozmawia z młodszym aspirantem “starszym o kilka stopni”. Potem Henryk przedstawia się jako “młodszy aspirant”…

Jest to jakaś historia alternatywna, ale na ile? W tytule jak byk stoi 1990. Jak dla mnie to rok wydarzeń, bo nie znajduję innego wytłumaczenia. I w 1990 roku (4 lata po tym, jak dziadek walczył w “Solidarności” – to jest wspomniane w tekście) ktoś wyciąga smartfona i odcinają ludzi od internetu? Oj, w pewnym momencie ta alternatywna historia musiała mocno przyspieszyć.

W bloku jest świetlica? Nie wykluczam, że mogłaby być, ale chyba nigdy nie widziałem świetlicy w bloku.

Addendum 3: Sprawdzono rodzinę Henryka Grabowskiego. Żaden z nich nie został zarażony. Podano im przeciwciała niezwłocznie. Henryk Grabowski posiada trzy córki, żadna z nich nie nosi imiona Mikołaj.

Na początku wspominasz, że Henryk jest kawalerem, a nawet prawiczkiem. Te córki w takim razie z in vitro. Może urodziły się później, po wydarzeniach? Kiedy są robione te raporty itd.?

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Interpunkcja leży w wielu miejscach, do tego zdania, które trzeba odszyfrowywać, czasami zjadło jakieś słowo, sporo pomylonych podmiotów:

– Ksiądz, co chodził po kolędzie, chłopak jest od niego, oszalał. Zaczął mówić o końcu świata.

Podmiot – kto oszalał? Wychodzi, że chłopak, a to chyba ksiądz mówił o końcu świata

Wiemy, że obróbka termiczna drobiu nie odnosiła skutków i nawet po zjedzeniu patogen uaktywniał się, doprowadzając do zarażenia osób. 

Nawet po zjedzeniu się uaktywniał? Czy tak się nie przenosi część chorób, przez układ pokarmowy? Czy nie chodziło o to, że uaktywniał się nawet po obróbce termicznej?

Zatem pod kątem wykonania jest sporo pracy przed Tobą.

 

Jeśli chodzi o fabułę, to jest ok, choć finał jest dla mnie mylący, bo mamy narrację w pierwszej osobie. Tylko ja nie wiem, kto to jest. Jakie są okoliczności tego przesłuchania? Ile minęło od wydarzeń?

Natomiast całkiem fajnie oddałeś klimat zagrożenia zarażeniem, gdzie nie można nikomu ufać, ani się od siebie oddalać.

 

Pozdrówka i powodzenia w dalszej pracy twórczej!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Wszystkim uczestnikom gratuluję, wpadły naprawdę fajne teksty!

Wyróżnionym gratuluję szczególniej, bo w końcu coś w tym konkursie osiągnęli!

Współjurorom gratuluję najszczególniej! Jeśli czujecie, że coś was kłuje pod łopatką, to z całą pewnością nie jest nóż. Na pewno. Nie ma co sprawdzać.

Komentarze wpadły o 12:16 z małymi wyjątkami. Jeśli ktoś dostał komentarz do jakiegoś innego tekstu, to trudno. Wypadki się zdarzają.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Black Rose!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Z pewnością wciągali gwiezdny pył, bo tak też nazwałaś narkotyk. Co do gotyku – nie jestem do końca przekonany, podobnie jak do Świąt. Świąteczna kolacja jest, ale równie dobrze mogłaby to być kolacja z okazji przesilenia letniego, albo dnia wagarowicza. Co do gotyku – jest zamek i na tym kończą się moje skojarzenia.

Uważam, że fabularnie trochę Ci się to porozklejało. Jest wątek relacji Bohater – Pan Szybka, jest wątek wciągania narkotyku, jest wątek rodowy i jeszcze gdzieś tam upchany wątek śmierci matki Manatazo. Chyba za dużo chciałaś upchnąć w 15k znaków. Przez to ucierpiało również światotwórstwo i bohaterowie.

Wykonane jest przyzwoicie, choć bez szału. Błędy nie przeszkadzają w lekturze, ale językowo tekst stoi na niezbyt wysokim poziomie.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Ostam!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Duchy z wybranego hasła bardzo wyraźne, zresztą względnie zgodnie z ich oryginalnym pochodzeniem. Same w sobie objawiały się w Święta i tego też nie można odmówić. Postapo również występuje, choć bardziej od radioaktywnego pyłu przejmowałbym się tu chłodem ;)

Natomiast przyznam, że jeśli chodzi o całość, to nie do końca zrozumiałem jak to jest z duchami teraźniejszości, jak również na ile sam Amir realnie występował w scenkach z przeszłości i przyszłości. Trochę się pogubiłem.

Wykonane przyzwoicie, jakieś drobiazgi wybiły mnie z rytmu, ale ogólnie nie jest to źle napisany tekst.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Irko!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardzo dobrze sobie poradziłaś z wpleceniem Świąt i hasła przewodniego w tekst. Do tego Cozy fantasy, choć poruszające bardzo trudne tematy, wyszło bardzo na plus.

W niewielkiej liczbie znaków zmieściłaś prostą, ale dobrze rozegraną fabułę. Na tym to w końcu w szortach polega. Bohater zarysowany w sam raz pod historię i możliwy wczucia się.

I świetnie wykonane. Bez potknięć, ewentualnie kilka powtórzeń, ale nic co mogłoby wybić z rytmu.

Z ciekawością spoglądałem na teksty pod szyldem Cozy Fantasy, bo w końcu Święta powinny się kojarzyć przyjemnie. I u Ciebie znalazłem to, na co po cichu (a może i nawet nie jakoś po cichu) liczyłem – historyjkę, od której robi się na sercu cieplej. Dziękuję!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, HollyHell!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Choć wydarzenia dzieją się podczas Świąt, to one same nie są jakoś mocno osadzone w fabule. Lepiej wychodzi wykorzystanie hasła przewodniego i estetyki. Nie miałaś wiele miejsca żeby nakreślić napędzany parą świat, ale powstawiałaś tu elementy, które bardzo fajnie zagrały.

Klimat powieści przywodzi też na myśl takie wiktoriańskie opowieści o angielskich mieszcznach i szlachcie, co na pewno zaplusowało. Fabuła jest bardzo fajna, ale zgrzyta w niej jeden fakt – jakim cudem o zniknięciu doktora Paula rozpisują się już gazety, a policja nie dotarła jeszcze do jego gabinetu? Jakim cudem bohater jest tam pierwszy, skoro dowiaduje się o takiej rzeczy dopiero z gazety.

Wykonane jest bardzo fajnie – nic mnie nie raziło podczas lektury. Bardzo fajny tekst.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Finklo!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Sama się przyznałaś, że Święta i Urban Fantasy są tutaj hmm… no wiemy jakie są ;) Natomiast hasło przewodnie ujęte dość ciekawie – zdecydowanie zaliczone.

Fabułą sięgnęłaś do biologii, nawet jeśli troszkę dołożyłaś od siebie. W końcu skądś fantastykę trzeba było wziąć. Fajniej nakreśliłaś samą Jemiołę. Jemiołuszek jest w większości bezwolny, z jednym zrywem na koniec – może lepiej by to wybrzmiało, gdyby Szpaczek-Spryciarzek byłby wspomniany wcześniej niż w tym decydującym rozdziale. A świat dookoła całkiem ładnie opisany – lubię drzewne historie.

Wykonane po Finklowemu – nie ma się co czepiać, a językowo ładnie. Styl dopasowany do rodzju opowieści.

Jak coś, to nie czytałem komentarzy przed lekturą ;) sprowadziła mnie moc słów „leniwa loża” XD

Szkoda Świąt i estetyki – to będzie spora zagwozdka przy kwalifikacji tekstu.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Skryty!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Tekst bardzo solidnie osadzony w Świętach Bożego Narodzenia, a hasło „Wciąganie gwiezdnego pyłu” potraktowane dosłownie (i to nie zarzut). Gorzej wychodzi z samym Horrorem – jest w tym tekście trochę absurdu, trochę też zabawnych momentów, choć elementy horroru oczywiście też się pojawiły.

Bohaterowie trochę stereotypowi, troszkę zabrakło mi fajniejszego ich zbudowania. Do lepszego wybrzmienia zabrakło mi też zbudowania napięcia – pisałeś o cieniu, odgłosie na parapecie i szkoda, że nie pociągnąłeś tego bardziej, a poszedłeś w aż nazbyt dokładny opis stwora. Muszę przyznać, że sam pomysł na gwiezdny pył i jego konsekwencje podobał mi się.

Jeśli chodzi o wykonanie, to nie wiem, czy nie poszedłeś w zbyt potoczne brzmienie narratora. To trochę też osłabiło powagę tekstu i przesunęło klimat w stronę mało poważną, trochę absurdalną.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Jolko!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Wybrane hasło zdecydowanie na plus wykorzystane. Ciekawie przerobiłaś Święta – pasują do przyjętej konwencji, choć nie doszukałem się tu literackiego absurdu. Estetyką tekst bardziej pasuje do High Fantasy.

Bohaterowie może i trochę stereotypowi, ale wykonani porządnie, sam świat również przedstawiony dość obrazowo. No i wiadomo, że nic nie zbliża bardziej, jak wspólnie przeżyte przygody, dzięki czemu fabularnie wszystko się domyka, choć trochę brakło pociągnięcia wątku trolli. Równie dobrze mogli iść na grzyby.

Wykonane dobrze, bez zgrzytów. Dialogi masz czasem aż nazbyt potoczne, ale dzięki temu łatwiej wejść w klimat przygody młodych ludzi z emocjonalnie reagującym bachorkiem.

To bardzo ciepły tekst, w sam raz na Święta!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, JPolsky!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Muszę bardzo pochwalić za umocowanie tekstu w Świętach Bożego Narodzenia. Kevin może nie jest sam w domu, bo jednak wychodzi na zewnątrz, ale tekst kręci się wokół tego hasła. Urban fantasy nie podważę, choć troszkę odbiega od klasycznych opowieści w tym stylu.

Fabuła jest spójna i dąży do określonego celu, nie ma w tym nic jakiegoś odkrywczego, ale też nie przewracałem oczami na jakieś oklepane rozwiązania. Bohaterowie i świat podobnie – nie ma tutaj szału, ale nie mogę też narzekać.

Wykonane porządnie, zdarzyły się jakieś mniejsze potknięcia, ale nic, co mogłoby negatywnie wpłynąć na ocenę tekstu.

Wielki plus za postać Hugo – nie tylko dlatego, że przeżył, ale też za to, że był. Psy wystarczy, że są ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Shanti!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

W tekście nie znalazłem ani krzty cozy fantasy. A, nie… czekaj…

Postapo jest, ale choć opisujesz świat najbliższy, to samą postapowość nakreślasz tylko w kilku słowach. Bałwan jest, choć równie dobrze moglibyśmy mieć cokolwiek innego (RENIFERA OwO). Tekst nie obraca się wokół Świąt, choć ich obecności odmówić nie można.

Niewiele mamy fabuły, ale też nie ma czego oczekiwać po tak krótkich tekstach. Nastawiłaś się na odbiór emocjonalny, co było dobrym wyborem. Najwięcej miejsca poświęciłaś na wykreowanie bohatera, ale odniosłem wrażenie, że jest to trochę przeciągnięte i gdyby lekko to przyciąć, spokojnie zmieściłabyś się w pierwotnym limicie. No ale dzięki temu musiałaś komentować, a to zawsze jurków cieszy ;)

Wykonane jest bardzo sprawnie. Postawiłaś na pierwszoosobową narrację wulgarnego gościa, ale trzymałaś to od początku do końca. Może raz się na czymś potknąłem, nie mnie jednak przez tekst przepłynąłem bardzo sprawnie.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Mervedinh!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Z całą pewnością pokazałeś nam tu high fantasy, nawet z fireball’ami (a wiadomo, że lubimy fireball’e), a i wierności hasłu „Świąt nie będzie” nie można Ci odmówić. Szkoda tylko, że to nie były te święta, z okazji których robimy konkurs.

Fabuła nie porwała, ale była (z drugiej strony, jaką fabułę można zrobić w 15k znaków?), natomiast jeśli chodzi o bohaterów, to nie zaszkodziłoby uszczuplić drużyny, by móc poświęcić więcej miejsca np. dwóm bohaterom. Całkiem sprawnie wybrnąłeś ze światotwórstwa – w High Fantasy łatwo ulec pokusie tłumaczenia zasad wielkimi infodumpami. W większości uniknąłeś ich, jednocześnie nie byłem skonfundowany.

Wykonanie techniczne wymaga miejscami szlifów, a miejscami małego remontu, ale nie jest tragicznie.

Jeśli to faktycznie pierwszy Twój dłuższy tekst, to startujesz drogą fantasy ;) mam do niej sentyment i będę kibicował!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, NaN!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardziej od urban fantasy poszedłeś w coś pomiędzy cyberpunkiem a postapo. Co do „Przyjścia zbawiciela”, to hmm… jest, ale to urwany wątek, który też wziął się troszkę z czapy. Święta są, do tego zmodyfikowane pod klimat tekstu. To wyszło bardzo fajnie.

Mocną stroną opowiadania jest świat. Naszkicowany całkiem fajnie, choć może i bazujący na stereotypowych metropoliach przyszłości. Bohaterowie ucierpieli natomiast na limicie znaków, choć też nie są wcale źle oddani. Natomiast fabuła pozlepiała kilka wątków i chyba nie do końca wszystko ogarnąłem tak, jak trzeba.

Napisane całkiem sprawnie, choć infodumpowe przedstawienie świata na początku trochę zjeżyło moją infodumposceptyczność.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Dawid!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardzo dobrze wykorzystałeś konkursowy prezent – gość z pewnością był nieproszony, a gatunkowo to klasyczny horror. Wszystko wpasowane w świąteczny klimat, więc do wymogów konkursu podszedłeś bardzo dobrze.

Tekst jest krótki, więc i fabuły nie zmieściłeś jakiejś rozbudowanej – nie silisz się na wyjaśnienia, ale to jest ok – w zasadzie wszystko prowadzi nas do troszkę absurdalnej wymiany zdań na końcu, która świetnie wieńczy tekst. Pani Małgosia wydała mi się jedynie mało wiarygodna, bo dopiero co zobaczyła głowę swojego męża, a dokonała czynów wymagających sporego opanowania.

Wykonanie na pewno nie idealne, jest kilka błędów, ale to wciąż całkiem spoko napisany szort.

Uważam go za jeden z lepszych w Twoim wykonaniu, spośród tych, które czytałem. Dobra robota!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Łowuszko!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Prezent niestety wykorzystany słabo. Laski pojawiają się przelotnie, a klimat niewiele ma wspólnego z gotykiem – bardziej widzę tu klimat horroru klasy B, gdzie grupa przyjaciół wybiera się w odludne miejsce i niezbyt rozważnie, co jakiś czas, ktoś się oddziela od reszty. Świąt też niewiele tu uświadczyliśmy – niby wydarzenia dzieją się w Wigilię, ale równie dobrze mogłyby to być Walentynki.

Masz sporo wydarzeń, które łączą się w fabułę, ale uważam, że na taki limit chciałaś zbyt dużo. Podobnie rzecz ma się z bohaterami.

Jeśli chodzi o wykonanie, to jest całkiem ok, choć w kilku momentach mus skracania opisów nieco spalił mi styki i miałem problem z wyobrażeniem sobie sytuacji.

Najlepiej z wszystkiego wychodzi wiedźma Alina. Zresztą warto zauważyć, że dałaś jej łącznie jakieś 2/5 tekstu, więc miała na to miejsce. Gigantyczny kot Stalin też zrobił na mnie fajne wrażenie i jako horrorowy potwór sprawdził się rewelacyjnie.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, AP!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardzo mi się podobało, że tekst jest mocno podbudowany Świętami – są nieodłączną częścią fabuły. Troszkę gorzej ma się Fantastyka Cozy – trudno mi powiedzieć, że jest mi przyjemnie, gdy czytam o ludziach bezdomnych, szczególnie zimą. Natomiast jeśli „zagubieni na pasterce, to kilku gości na końcu tekstu, to nie jestem przekonany.

Bohaterowie za to bardziej pasują do cozy fantasy niż otoczka. W zasadzie spotykamy tylko tych dobrych, a rolę tego złego pełnią okoliczności. Sam Szymon-Jakub przechodzi przemianę – skrótowo ujętą, bo limit ciasny, ale jednak jest przemiana na lepsze i chęć naprawy. Fabuła idzie krok po kroku, od wydarzenia do wydarzenia – to jest logiczne, choć do wrażenia lepszej spójności przydałoby się niektóre rzeczy lepiej zapowiedzieć.

Wykonanie dobre, nie cierpiałem przy lekturze ;)

Solidny świąteczny tekst – na takie liczyłem w tym konkursie!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Cezary!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Jestem rozdarty, tak jak rozdarła się według mnie konwencja. Rozpoczyna się takim absurdalnym sznytem, gdzie wobec nadchodzącej śmierci decydują o zrobieniu bigosu, a potem bohaterowie giną. No, ale bigos jest, postapo jest, może troszkę zabrakło mi więcej Świąt.

Każdy z bohaterów jest inny, nie mylą się, do tego świat skromnie, ale jednak zarysowany – nie mogę się przyczepić. Fabuła szczątkowa, jak to w takich limitach bywa, ale mam wrażenie, że dało się wycisnąć coś jeszcze.

Najgorzej wypadło wykonanie. Zdarzały się babole, które wybijały z rytmu, ale też nie mogę powiedzieć, żeby czytanie było cierpieniem.

Tak w ogóle, to opowiadanie skojarzyło mi się z Kapitanem Bombą, na końcu wręcz oczekiwałem, że padnie „Donna mamma es ch****ita!”

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Adamie!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Boże Narodzenie przeszło całkiem niezłą ewolucję ;) z tego względu wykorzystanie samych Świąt Bożego Narodzenia jest hmm… troszkę naciągane, same skarpety na końcu też weszły, mam wrażenie, trochę dlatego, że musiały. Natomiast samą estetykę rozpracowałeś bardzo fajnie! To się wiąże po części z inną sporą zaletą tekstu – wykonaniem – Jest tu staranność nie tylko na poziomie pojedynczych zdań, ale też w samej konstrukcji. To nie lada wyzwanie pokazać tylko jedną stronę korespondencji, a przedstawić całą relację bez wchodzenia w dziwaczne, jak na listy, infodumpy.

Bardzo spodobał mi się bohater. Pomiędzy słowami można wyczytać sporo o tym, jak jest rozdarty i że pisze niekoniecznie to, co myśli. Jednocześnie ma to swoje uzasadnienie w samotności, z jaką się boryka. Bardzo to spójne i, jeśli mogę tak pisać o kosmitach, których opisałeś, wiarygodne. Choć przyznam, że Zorg jest zaskakująco ludzki, jak na fakt, że ludzi opisuje jako pół-rozumnych ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Bardziejaskrze!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Zmartwił mnie brak fantastyki – Mikołaj to zwykły zbir i to zdrowo rąbnięty (o tym za chwilę). Z pewnością pasuje do grozy, zresztą fajnym motywem jest to, że Kevin sam go zaprosił na ciastka i mleko. No i ostatecznie został sam w domu.

Kreacja dziecka i to max. 6-letniego to zawsze ryzyko. Można się przyczepić do warstwy psychologicznej i dzielić włos na czworo, ale po co? Wyszedł według mnie tak, że mogę w jego zachowanie uwierzyć. Natomiast Mikołaj pasuje do horrorowych postaci, bo zostawia małego przy życiu, siada i gada z nim – nikt o zdrowych zmysłach nie eksponowałby się, nawet dziecku. Widać, że ma gdzieś ewentualne konsekwencje i policyjne śledztwo. No, budzi grozę.

Do tego faktycznie w momencie krótkiego monologu dał Kevinowi prezent, choć będzie raczej gorzki.

Jeśli chodzi o wykonanie, to jest przyzwoicie, ale masz sporo powtórzeń. Do tego w składaniu zdań magii nie ma, choć nie cierpiałem przy czytaniu.

Jestem kiepskim odbiorcą horrorów – to nie mój gatunek, ale napięcie przy ponownym zaproszeniu Mikołaja do domu na pewno było.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Tomaszu!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Nie jestem przekonany do horroru – bliżej temu do absurdu, czy nawet groteski. Licha stajenka występuje w ilościach śladowych. Same Święta… hmm… pomysł jest oparty na Bożym Narodzeniu, więc na pewno zaliczone.

Pogubiłem się w wydarzeniach. Nawrzucałeś do barszczyku chyba zbyt dużo i to zdecydowanie nie pomogło. Bohaterowie scharakteryzowani w zasadzie tylko imionami, samo miejsce akcji też nie powaliło.

Pod kątem technicznym jest całkiem przyzwoicie, choć nie bez zgrzytów.

Gdzieś pod tym nawałem różnych różności tli się naprawdę fajny zamysł, aż szkoda, że nie mógł porządnie wybrzmieć. Może zabrakło większego limitu.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Seenerze,

Gdy byłem tu poprzednim razem, tekst nie miał jeszcze nominacji i zostawiłem bardzo pozytywny komentarz, bo tekst mi się podobał. Ale za kilka dni będzie ogłoszenie wyników piórkowych i tam mój głos będzie już na NIE – chciałbym tylko wytłumaczyć, że to przez wspomniany przeze mnie brak fantastyki, na który można było przymknąć oko klikając do biblioteki, ale przy głosowaniu piórkowym już nie wypada.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Osatanie!

 

Wracam pobetowo-nominacyjnie!

Na pierwszy plan przebija się tu światotwórstwo. Zrobiłaś to bardzo sprawnie, szczególnie jeśli chodzi o np. pył gricea. Nie ma o nim infodumpu, ale wiem co i jak. Świetną robotę robi też czarna diaskia. Bardzo mnie intrygowała od początku (swoją drogą uważam, że to musi być niezwykle… hmm… efektowna i ładnie wyglądająca choroba, choć chyba nie miałbym ochoty na nią zachorować).

To rzutowało też na klimat opowiadania. Pod tym względem jednak jestem lekko rozdarty. Wplotłaś tu baśniowe klimaty, które ładnie przebijają się przez smutny klimat całego tekstu. No i tu muszę stwierdzić, że zwyczajnie nie jestem fanem takich tekstów. Z drugiej jednak strony jest to bardzo spójne z treścią opowiadania, więc tak czysto analitycznie jest to zrobione dobrze.

Co do bohaterki, to oczekiwałbym od niej może troszkę więcej złodziejskiego cwaniaczkowania, na co trochę się nastawiłem, gdy na początku stwierdziła, że lubi naginać przysięgę. Tymczasem wyszła troszkę za dobra, choć jej motywacje są jasne – opiekuje się Bilevią. Ale to już zarzut pod kątem konkursu, nie mający znaczenia przy piórku.

Natomiast Bilevia jest bohaterką intrygującą i zmuszającą do przemyśleń. Jest odseparowana i szczęśliwa. Gdybym miał pokazać kogoś, kto jest szczęśliwy, pewnie w pierwszym odruchu zbudowałbym beztroskiego lekkoducha, a Bilevia taka nie jest. Człowiek szczęśliwy niekoniecznie jest człowiekiem beztroskim i za to muszę pochwalić.

To tekst zupełnie nie w moim klimacie, konkursowo inny niż pozostałe, które dotychczas przeczytałem, ale nie mogę odmówić mu jakości. Tym bardziej że w kilku miejscach byłem bardzo usatysfakcjonowany językiem, co, przyznaję, ma dla mnie niemałe znaczenie.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Rozdzieliłam głosy z wielkim bólem. :D

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Z dobrych źródeł wiem, że papierowe egzemplarze rozchodzą się jak świeże bułeczki. Do mnie już pędzą ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Verus!

 

Miło Cię tu widzieć!

Ojej, miałem nadzieję, że nikt zdjęć nie robił, ale musiał się jakiś sprzedawczyk znaleźć i cyknąć fotkę Novakowi…

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Misiu!

 

Oj, a ja nie znam oryginalnego Pewnego Apacza.

Też uważam, że sprzątanie jest jego największą supermocą – z pomysłami można sobie jakoś poradzić, ale te porządki… :(

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Fanthomasie!

 

Nie patrzyłem na oznaczenie – horror jest faktycznie, może nawet weird. Ciągle zaciekawiasz, bo rozwiązania są zaskakujące, ale też hm… logiczne (?). Pod koniec myślałem, że zakończysz “przepłynięciem” przez Styks, ale poszedłeś dalej i utrzymałeś ten “zburzony” świat. Przyznam jednak, że liczyłem na coś mocniejszego na koniec, ale to może być też po prostu moje skrzywienie.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzień dobry w nowym roku!

 

Troszkę zamarudziłem, trochę się obijałem i tak wyszło, że dopiero teraz zabrałem się za odpisywanie. Przede wszystkim bardzo serdecznie dziękuję za lekturę i komentarze! No i przepraszam za tą obsuwę ;)

 

Ananke,

Czuję się, jakbym oglądała bajkę Disneya. :)

O, tak – w te klimaty chciałem pójść ;)

Wielka bolączka dzisiejszych czasów, nawet bardziej niż kiedyś.

A mi się wydaje, że to wciąż tak samo duży problem, tylko trochę przeewoluował i naruszane są trochę inne granice. Kiedyś też trzeba było wyściskać się z wujkiem, który walił petami, albo ciotką z grubą warstwą szminki. No i gadać wierszyki, bo od tego dzieci są!

Zastanawia mnie, dlaczego akurat te renifery biorą w nim udział, chyba nie było to wyjaśnione, czy coś przeoczyłam?

Nie, nie przeoczyłaś – nie wyjaśniałem, dlaczego akurat te renifery biegły.

Tylko czemu to było takie proste?

Chodziło mi o to, że zdarza nam się mieć zasady/zwyczaje, które wszystkich irytują, ale robi się je, bo… no bo zawsze się tak robiło. Żwirka wkurzała głupia zasada z uprzejmością na mecie, więc wbrew całemu społeczeństwu bezczelnie wbiegł na metę i jeszcze się z tego cieszył. I… stadion to kupił ;)

no ale wiesz, że ja lubię pomarudzić. :P

No, wiem, wiem ;)

 

Dziękuję za, jak zwykle, rozbudowany, pisany na bieżąco komentarz ;)

 

Finklo,

Oj, opowieści o zakochanych nastolatkach to zawsze porcja żenujących sytuacji – rozumiem uprzedzenia, ale nie mogłem się powstrzymać ;)

Co do discordowych nawiązań, to jest tylko kilka – zdradzę, że Kapciuszkiem jest Shanti, która leje na discordzie kapciem każdego, kto podejmuje pisankowe wyzwania i się obija. “Turbo napęd” Łuszelki, to akurat sytuacja z NFowych Kajaczków (zapraszamy na kolejną edycję! Mam nadzieję, że będzie!) i w zasadzie… jest dokłądnie tym, na co wygląda – jak trzeba przyspieszyć, to krzyczy “Turbo napęd” XD

I… to chyba wszystko, choć rozumiem, że tak to może wyglądać i część tekstu może okazać się hermetyczna. Swoją drogą, imiona są NFowo-discordowe z jednej tylko przyczyny – nie wiedziałem, jak nazwać bohaterów, więc wziąłem tych, którzy kręcili mi się pod nosem ;)

 

Dziękuję za komentarz!

 

Reg,

Podjęte ryzyko biorę na siebie i rozumiem odczucia z tym związane ;)

Cieszę się, że reszta przypadła do gustu!

Jak zwykle dziękuję za porcję rzeczy do poprawy!

 

Dziękuję za komentarz!

 

Radość Anet,

No to fajnie! Dzięki za wizytę!

 

Jolka,

Z jednej strony szkoda przekroczonego limitu, ale jestem tu jurorem, więc udział w konkursie byłby kontrowersyjny. A tak mogłem napisać coś dla czystej przyjemności :) Cieszę się, że przyniosło trochę świątecznego ciepełka!

 

Dziękuję za komentarz!

 

JPolsky,

Właśnie dlatego nie przejmowałem się limitem, bo tekst z założenia był poza konkursem ;)

Żużel! Tak, to była inspiracja, nie ma co ukrywać XP no i przesłodko, czyli tak, jak miało być. Wiem, że ten poziom cukru bywa trudny do wytrzymania XD

 

Dziękuję za komentarz!

 

Pozdrówka dla wszystkich! Trzymajcie się cieplutko i słodko! XD

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Seener! 

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny! 

Lekko napisany tekścik o demokracji. Nie ma tu nic odkrywczego, ale ładnie prowadzi od jednego aspektu do drugiego, komentując niejako ustrój, który jest mi tak bliski, a jednocześnie niepozbawiony wad, które wypunktowałeś. 

Klawiatura odkurzona, czytało się bardzo sprawnie. Lekka stylizacja nie przeszkadza i jest konsekwentnie trzymana od początku do końca. 

To na co powinienem narzekać, to brak fantastyki – jest pozorna, bo nie ma tu nic, co nie byłoby niemożliwe. Ale można przymknąć oko ;) 

Pozdrówka! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nowa Fantastyka