Profil użytkownika


komentarze: 6878, w dziale opowiadań: 4912, opowiadania: 2698

Ostatnie sto komentarzy

Hej, Feniksie, fajnie, że ciekawie było :)

Zastanawia mnie tylko jedno. Rozumiem, że Jolka mieszka w kosmosie daleko od Ziemi i dlatego może nie wiedzieć, czy Ziemia krąży wokół Słońca. Ale chyba nie zdarza się, żeby jakaś gwiazda krążyła wokół planety.

Nie, Jolka mieszka na Ziemi, możesz przyjąć, że jej odbiło z powodu stresu ;)

 

Cześć, Anet :) Fajnie, że sympatyczne :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ale stając się zombii Daniel utracił świadomość, subiektywne doświadczenie, czy jak to tam nazwać, ale nie zyskał wglądu w emocje innych ludzi, więc czemu wszechwiedząca?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czekaj, bo mi się dzisiaj mózg trochę gotuje. Przeczytałam końcówkę jeszcze raz.

Po kolei. Ja nie o filizofii, bom na zbyt przyziemna. Tylko o samym tekście, a konkretnie o narracji. Do kabiny wszedł Daniel. A potem:

Daniel wyszedł z kabiny.

Spodziewał się jakichś rozbłysków, laserów, wybuchów, ale nic się takiego nie stało.

– I jak? – spytał Tomek. Odetchnął z ulgą, gdy jego kumpel nie został usmażony żywcem. Lubił gościa, choć często miewał odwalone pomysły.

– Chyba nic… Może spróbuję jeszcze raz? – odparł Daniel, niecierpliwie stukając w obudowę maszyny.

– Nic się nie zmieniło? No, to dawaj tę dyszkę, stary!

Daniel westchnął i wyciągnął z portfela dziesięć złotych.

Jeśli chcesz uzyskać efekt, w którym czytelnik ma wrażenie, że Daniel nie postrzega siebie w perspektywie pierwszoosobowej, to trzymaj się narracji trzecioosobowej z perspektywy Daniela. Jeśli do tego krótkiego kawałka wrzucisz jeszcze perspektywę Tomka, to efekt się gubi. A przynajmniej ja się pogubiłam ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Celnie, elegancko, a na dodatek uśmiechnęło mi się. Bardzo udane opko :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czyli że eksperyment się udał? Bo Daniel stracił perspektywę pierwszoosobową, ale poza tym jest taki sam i nic się nie zmieniło? Tak przynajmniej zrozumiałam, choć trochę mi tu miesza o to:

 

– I jak? – spytał Tomek. Odetchnął z ulgą, gdy jego kumpel nie został usmażony żywcem. Lubił gościa, choć często miewał odwalone pomysły.

Bo wygląda, jakbyć po prostu zmienił narrację na perspektywę Tomka.

 

Generalnie fajne, choć przyznaję, że nie do końca moja bajka.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ech, te cholerne pasjanse, czasem muzom trudno się przez nie przebić. Dobrze, Twojej się udało. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak Cię przeraża Baba Jaga ;)

Fajne:)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Oniryczne, klimatyczne, ale nie przemówiło. Urojenia rzadko bywają takie milusie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Mocno depresyjny tekst. Przyznaję, że smutek matki jakoś mnie nie ruszył, może dlatego, że patrzyłam na niego oczami nastoletniej córki. Smutek samej bohaterki jest już mocno odczuwalny, a pogłębia go jeszcze jej desperacka walka. Dołujące, ale podobało mi się.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opko klimacikiem stoi. Eksperymentalny zapis myśli sprawił, że zastanawiałam się, czy narrator jest realny, trochę żałowałam, kiedy okazało się, że jest. Ale poza tym podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Każdy miał rządzę mordu wypisaną na twarzy,

Ech, żądza może mieć coś wspólnego z rządzeniem, ale to jednak nie to samo.

 

No, powiem szczerze, że przebrnęłam z trudem. Początek, choć zdrowo przegadany, obiecywał jakąś przygodę, ciekawe śledztwo, ale potem detektyw utknął w narkotycznych halucynacjach. A kiedy jakoś wybrnął z sytuacji, okazało się, że to wszystko…

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opko klimacikiem stoi, bardzo ładnie napisane, podobało mi się. Dołączam do chóru nierozumiejących zakończenia, bo w sumie nawet jeśli Wężowa Pani nie istniała, a problemy wywołało to coś w podziemiach, to czemu, przecież też było dokarmiane ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Snuffa lubię, więc owszem, podobało mi się. Fajnie, że dałeś trochę miejsca Ani, bo okazała się całkiem fajną kobitką :) Mam podobnie, jak Reg, środek, czyli ekolodzi podobał mi się średnio, bo przegiąłeś tak mocno, że aż historia straciła na wiarygodności. Odżywianie się dżdżownicami to ciut za mało do przeżycia. Nie mówiąc już o tym, że robale szybko stałyby się gatunkiem wymarłym. Ok, każda idea może się przerodzić w totalitaryzm, ale o tym wiemy już przynajmniej od czasów Orwella, więc Ameryki nie odkryłeś.

Trochę żałuję, że załatwiłeś przy okazji kwestię androidów, bo rozprawa z nimi godna jest osobnej opowieści. Ale fajnie, że Snuff wrócił. Czekam na więcej :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

Gdzie to ludzie nie widzą twarzy Boga :) Na szczęście zwykle jest to zjawisko jednorazowe, a i widzący umiejętności mechaniczno-stolarsko-chirurgicynych nie mają.

Fajny absurdzik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przyjmijmy po prostu, że egzamin maturalny trochę się zmienił ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Finklo, cieszę się, że wpadłaś i uznałaś opko za sympatyczne :)

Trochę dziwna ta matura – trzeba mieć 100%, żeby zdać, a zadania wcale nie wyglądają na banalne (oprócz tego, o którym jest szort). A przy tym nie można ze stresu krzyknąć na kogokolwiek.

Minusy życia z AI :) A poważnie, Jolka odpowiedziała na pytania, zakładała, że wystarczająco, ale pewna być nie mogła, natomiast udupienia spodziewała się za wrzask na kota. I przypuszczam, że na maturze wrzaski generalnie by nie przeszły, przynajmniej za moich czasów ;)

 

Hej, GreasySmooth, fajnie, że się spodobało :)

Ortograf

Kurde, szukałam i szukałam, cały akapit po wyrazie przeczytałam i za cholerę nie mogłam znaleźć. Ale też szukałam ortografa, a na koniec, kiedy już miałam pytać, o co biega, dostrzegłam literówkę ;)

 

Jakoś mi ten imiesłów nie gra, może “który”?

A niech Ci będzie :)

 

Co byś powiedziała na: “czarny kocur, który był pupilkiem rodziny”?

A tu to jednak nie, bo dalej jest, że był rodzinną maskotką.

 

Nie powinna być liczba mnoga dla spójności?

Nie, bo to nie wszystkie koty przynosiły szczęście, a tylko ten konkretny.

 

a do tego bliska mi jest idea reaktora jądrowego pod każdą strzechą.

XD Nie, fajnie by było ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

E, kurczę, fajne to było :) Dzieje się wiele, wydarzenia lecą na łeb na szyję, ale jednocześnie czytelnik, bez zadyszki, daje radę za nimi nadążyć. Uśmiechnęło mi się . Antynaukowość wręcz wali po oczach. Nawiązanie do klasyki miodne. I tylko Priona żal :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Krarze, fajnie Cię tu widzieć i fajnie widzieć coś więcej niż taktyczną kropkę ;) Cieszę się, że się spodobało :)

Hi, hi, kolejny koci tekst.

No, mam kota na punkcie kotów :) Nic na to nie poradzę :)

 

I w dodatku z żarcikiem wymagającym potwierdzenia domysłów googlem.

Czyżbyś pytał o języki martwe? ;)

 

Aż bym się kłócił, że to jednak prognostyka a nie antynaukowość ;-)

Prognostyki sporo, ale mam nadzieję, że jeśli powstaną elektrownie termojądrowe, to koty nie będą miały do nich dostępu ;)

 

Witaj, NaN :) Cieszę się, że się spodobało :)

po pierwsze – zawiera kota, to już jeden plus

Widzę, że jesteśmy kocimi, bratnimi duszami :)

 

Choćby pomysł domowej siłowni termojądrowej

O,to, to :)

 

I Wam, panowie, życzę powodzenia w konkursie :)

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tytuł cudny, aż chce się od razu zajrzeć do opka :) Wizje dotyczącego tego, który biczował też mi się podobały :)

Opko jest wielowątkowe. Masz tutaj, obok legendy i związanego u nią magicznego artefaktu, wątek wojny Lurentyjczyków z Kordianami, walkę wyzwoleńczą miejscowych i wreszcie wątek miłosny. Starczyłoby na grube tomiszcze, a opko ma ledwie 50 tysięcy znaków. Dlatego mam wrażenie, że poszczególne wątki potraktowane są skrótowo, a ich połączenie w całość nie do końca wyszło. Opko wydaje si takie… postrzępione, co powoduje, że trochę się gubiłam.

Zaczynasz wojną Kordianów z Lurentyjczakami, dajesz pierwszą wizję i krótko wprowadzasz Justyniana, potem znowu wojna, zdrada bohatera i nagle pojawia się trzecia siła. Do tego momentu zakładałam, że sporne terytorium należało do Lurentyjczaków, których najechali Kordianie. Wspominałeś o miejscowych, ale odebrałam to raczej jako lokalny folklor. I nagle jest król, a legenda, którą subtelnie wprowadzasz w wizjach zostaje nieco łopatologicznie wyjaśniona w dwóch akapitach.

Pojawia się motyw artefaktu i miłości, a cała reszta wątków zostaje zapomniana. Aureliusz skupia się na ratowaniu kochanka. Swoją drogą, jeśli Turwenowi jednak uda się, choćby głupim przypadkiem, uruchomić artefakt, kochankowie nie pożyją długo. Nie mówiąc już o tym, że Justynian może nie okazać wdzięczności za podjęte przez Aureliusza decyzje. Rozumiem jednak, że w tym momencie Aureliusz był po prostu zaślepiony.

Kim albo czym jest właściwie Kanonia? Jakiś konwent magów? Hmm… Bo tak, bohater jest na okręcie, którym dowodzi książę, czyli w teorii członek rodziny panującej, a najczęściej syn króla. Tymczasem Aureliusz ot tak zostawia go na pastwę losu, bo ma coś, ważniejszego, zleconego przez Kanonię, do zrobienia. A jednocześnie Kanonia nie jest na tyle potężna, żeby Aureliusz zastanowił się nad konsekwencjami olania rozkazów. Najwyraźniej wierzy, że będzie z mógł żyć z kochankiem, nie nękany przez… tego kogoś lub coś.

Czytałam wersję z otwartym zakończeniem i właśnie zauważyłam, co nieco dopisałeś ;) Dobra, przeżyli, Justynian wybaczył, choć z drugiej strony, rzecz jest napisana kursywą, co sugeruje jakąś wizję, więc może właśnie umierają ;) Tak czy siak nawet to zakończenie ne spina wszystkich wątków.

Kończąc, opko mi się podobało. Dobrze mi się czytało, językowo gra i buczy, sam pomysł bardzo fajny. Masz wszystko, czego potrzeba dobrej historii, tylko dobrze by było ją trochę rozwinąć. Chętnie poczytam książkę napisaną na podstawie tego tekstu, ale w tej chwili piórkowo będę na nie.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A to jego nie było, że wrócił? Myślałam, że się tylko zaszył głęboko. Może zgłodniał, biedaczek. Tylko myślałam, że trawi tylko dziewice, coś jak dieta bezglutenowa, a jemu najwyraźniej wszystko jedno ;)

Fajne, podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jeśli chodzi o Babę Jagę, wykorzystałeś chyba wszystko, co o niej wiadomo i to zarówno ze wschodu jak i z zachodu ;) Mam nawet wrażenie, że ciut za dużo, bo historia obyłaby się bez Jasia i Małgosi, Gretel tylko plątała się po bajce i sprawiła, że ciut się pogubiłam.

Opko jest… no… dłuuuugie, nieco przegadane (za sprawą głównie Gretel), ma multum bahaterów, przez co łatwo się w nim pogubić. Ale dałam rady i całkiem nieźle mi się czytało.

Połączenie baśni z Twoim uniwersum wyszło ciekawie. Fajny pomysł, by w takim świecie umieścić czarownicę, nawet jeśli nie włada magią tylko technologią i sztuczkami.

To co mi mocno przeszkadzało to beznamiętność bohaterów. Oni wydają się pozbawieni emocji, akceptują wszystko, co ich spotyka ot tak, po prostu. Sonia wzruszeniem ramion kwituje przybicie za język, czy spanie na łańcuchu w psiej budzie. Natasza niechętnie jeździ do babci, ale jednocześnie po prostu robi, co jej się każe. Ok, była pod wpływem czarów, hipnozy, manipulacji czy czego tam, ale nawet wyzwoliwszy się spod wpływu czarownicy co prawda rzyga na wspomnienie kanibalistycznych praktyk, ale to jest tylko fizyczny odruch, moralnego rzygania nie zauważyłam. Najbardziej ludzki kawałek to moment, w którym Natasza skarży się mamie, ale emocjonalnej reakcji na reakcję mamy już nie ma. To wrażenie beznamiętności pogłębia jeszcze Twój żołnierski styl relacji ;)

Bohaterowie Twojego uniwersum tacy są, i to pasuje do Zjednoczonego Królestwa, i właściwie nie przeszkadzało mi w “dorosłych” opkach, ale, kurczę, to jednak YA. Poza tym, o ile nie pogubiłam się w geografii, to Natasza jest spoza Królestwa, więc trochę ludzkich emocji mogłaby pokazać.

Na koniec Natasza jednak staje się kolejną Babą Jagą, po drodze łamiąc całe mnóstwo reguł (narkotyki, zdrada), więc dobrą dziewczynką tak czy siak nie była. I tak to trochę wygląda, jakby przyszłość Nataszy od początku była napisana, przeznaczenie po prostu. Nie ma tu przemiany, nie ma drogi, która by ją do tego zaprowadziła. Jest niegrzeczną dziewczynką i staje się Babą Jagą. To wszystko. Tymczasem postać czarownicy w kulturze jest ciut bardziej skomplikowana. I tego mi tu brakuje. Takiego zerknięcia pod podszewkę bajki. Wniknięcia głębiej.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Amonie, fajnie, że wpadłeś :)

Ustawa o równym traktowaniu i poszanowaniu sztucznej inteligencji jest bardzo surowa, jeśli zakazuje drobnych sprzeczek i nieporozumień z AI ;)

Nawalanie biednej AI od idiotek to już coś więcej niż sprzeczka ;)

 

Egzaminy też ciężkie, skoro po trzech zaliczonych pytaniach czwarte mogło udupić, słusznie się Jolka stresowała

No, przyszłość to niepiękna ;)

 

Fajna historyjka, w sam raz na dobranoc. Napisane lekko i dowcipnie, spełnia zadanie, a bohater opowiadania – kot – jest bardzo koci i wiarygodny w swojej roli. Przeczytałem z przyjemnością ;)

Dziękuję :D

 

Antynaukowości nie wykryłem

Kurcze, nie Ty pierwszy. Ciekawam, co jurki na to

 

Hej, Nova

Ciekawa jestem, jakąż karierę Jolka wybrała. Wszak po zdanej maturze cały świat stanął przed nią otworem.

Cała galaktyka wręcz :) Nie wiem, mam nadzieję, że będzie potrafiła zdecydować ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Eldil :)

Tekst, w któ­rym wszyst­ko ob­ra­ca się wokół kota, to dobry tekst laugh

Prawda? Wystraczy wstawiś kota do opka i już się wszystkim podoba ;)

 

Ładnie się też komponuje z moim – zachęcam do zajrzenia wink

Nie ma jak dobra reklama ;) Zajrzałam, jest kot, będzie czytanie :)

EDYTKA: No, przecież byłam, przeczytałam, komentarz zostawiłam :)

 

Przyjemnie się czyta; moment, który u innych autorów bardzo mnie wybija, jakim są wrzaski nastolatków, tu skrócony tak, że nie przeszkadzał

Nie lubię hałasu, więc wrzaski ograniczam do minimum. Mam nawet agentów do walki z wrzaskami, choć bez kotów, o tu… W końcu dobra reklama nie jest zła ;)

 

Opowieść sympatyczna i chyba zostanie w pamięci.

Dziękuję, to jedna z najmilszych rzeczy, jakie można napisać autorowi :)

 

Zastanawiam się, co zginęło w elektrowni.

Myślałam raczej o jakiejś fretce, kunie albo innej wiewiórce, ale prawdy raczej się nie poznamy ;)

 

Podobała mi się ekstrapolacja już widocznych zjawisk

Cieszę się, że zostało dostrzeżone heart

 

 

Cześć, HollyHell

jeżuuu, mam nadzieję, że do takich wahań temperatur nie dożyję :P

Ja też

 

Opowiadanie bardzo sympatyczne, a zakończenie pomysłowe :) W pięknym języku napisane, jak zawsze zresztą w Twoim wydaniu.

Dziękuję za miłe słowa :)

 

Tylko nie wiem, o czym właściwie jest ten szorcik

A bo też szorcik nie ma jakiegoś głębokiego przekazu, ma rozbawić i pokazać nieuctwo autorki  antynaukowość ;) Ot, taka historyjka do pośmiania się ;)

 

Tak czy siak, bardzo przyjemnie się czytało.

No i właśnie o to chodziło :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Reg,

Jak na mój gust an­ty­nau­ko­wo­ści jest tu w sam raz

O, to się cieszę :) Przynajmniej jedna osoba :)

 

ale, ponieważ mam kota na punkcie kotów, nie miałabym nic przeciw temu, żeby było więcej kota.

O, to tak ja ja, więc spokojnie, koty niewątpliwie pojawią się jeszcze wiele razy :)

 

Poprawki zaraz naniosę :)

 

Cześć, Realuc :)

według moich interpretacji miało być to podane subtelnie, nienachalnie, skrycie,

No, fakt, ale żeby tak podać, trzeba mieć chyba większą wiedzę, niż przy wymyślaniu trzymającego się kupy science-fiction. Dlatego pierwotnie nie zamierzałam brać udziału w konkursie. Ale potem, jak poczytałam opka, to mi się nagle zachciało ;) Nie wiem, gdzie w tych ramach mieści się kot, wygrzewający dupsko na pięterku elektrowni, ale uznałam, że wystarczy ;)

 

Ale dawne bajanie pominąwszy, stwierdzić muszę, że tekst czytało się dobrze, a koci akcent w zakończeniu skutecznie uprzyjemnił wieczór :)

O kotach zawsze piszę chętnie i ciesz się, że niezmiennie uprzyjemniają czas :)

Dzięki za kliczka :)

 

Witaj, Cezary

W szaleństwie upychania jednej głupotki za drugą uderzyłaś bardziej w filozofię Zen (w sensie zachowałaś umiar :P)

O, jak Ty to ładnie ująłeś :)

 Czytało się bardzo przyjemnie,

Cieszę się :) Choć przykro mi, że wrócił maturalny koszmarek

Z niewyjaśnionych przyczyn ten fragment wywołuje u mnie skojarzenie ze sceną z Ojca Chrzestnego, jak Don Corleone przyjmuje grabarza podczas wesela córki :P

A, wiesz, jak to napisałeś, to faktycznie XD

 

Wystarczy samo “lub”,

A tu zostawię, bo chodziło mi o podkreślenie, bo w sumie sztuczna inteligencja może myśląca jest, ale czująca raczej nie

Dziękuję za kliczka :)

 

Cześć, Staruchu, miło, że wpadłeś :) Cieszę się, że tekst nie tylko się spodobał, ale jeszcze i uśmiech wywołał :) I serdeczne dzięki za kliczka :)

co się dzieje, gdy zirytuje się TeslaAI, skoro OpenAi jest bardziej opanowana?

Hmm, może opcja z sejfem dryfującym w przestrzeni kosmicznej ;)

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cudo :) Aleś namieszał. Tak się poważnie zaczęło, fantastyka była, a przynajmniej historia alternatywna i się zastanawiałam, dokąd zmierzasz. Ale czegoś takiego nie wymyśliłabym. Skręciłeś w takie regiony, że po prostu parsknęłam śmiechem. Naprawdę udane połączenie tragedii z komedią. Mi się :) A Pratchetta uwielbiam :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tylko one są jak grupy szturmowe

Nie ma sprawy, nie będę płakać po sąsiadach ;) Po wykonaniu zadania odeślę dzieciaki ze znajomością niemieckiego na poziomie minimum B1 ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

To musisz mi wytłumaczyć kilofem – bo nie wiem o co chodzi :)

U Pratchetta to jest oktaryna, rodzaj żeński, więc zdanie powinno brzmieć: Cząsteczki osłony osiadły na statku, skrząc się oktaryną.

I witam w klubie miłośników Świata Dysku :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Antynauka jest, choćby w osiągnięciu prędkości światła. Gdzie jeszcze to nie mam pojęcia. Dla mnie brzmi to wszystko wiarygodnie. Superpozycja szycownej małżonki cudna i jeszcze Helenka do tego. Chylę czoła :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, mocno zaraźliwa ta telepatia. I przyznam szczerze, że nie chciałabym się załapać. Jednak rozwiązanie problemu też mi się nie podoba. Fajnie pograłeś androidem, chwilkę trwało, zanim zajarzyłam :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Bardzie, fajnie, że Ci się spodobało :)

 

moje dzieci wykończyły by każde zwierze – ostatnio nawet rybiki się wyprowadziły ;)

Pożycz mi dzieci ;) Zajmą się rybikami i chyba mi się jeszcze mysz ze strychu przebiła ;)

Poprowadzenie fabuły o nastolatce zdającej maturę tak by wciągało i by czytelnik poczuł emocje związane z egzaminem zasługuje na klika,

No, faktycznie, egzamin maturalny to raczej Young adult, więc tym bardziej się cieszę, że Ci się spodobało i dziękuję za kliczka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Muszę przyznać, że mi się Twoje opko wyjątkowo dobrze czytało i to z bananem na gębie. Co chyba niedobrze o mnie świadczy, zważywszy na fakt, że właściwie to historia jednego wielkiego mordobicia, a co do bohaterów, to można się jedynie zastanawiać, który jest mniejszym skur…, bo dobrych to tu nie ma ;) Pomysł miałeś przedni, ogr zdecydowanie robi opko, a jego wierzenia powalają na kolana :) Aż żałuję, że nie potrzebujesz już kliczka :)

Cząsteczki osłony osiadły na statku, skrząc się oktarynem.

Przypadek to – bo jednak rodzaj nie pasuje – czy mamy kolejnego miłośnika Świata dysku?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, kurcze, Jerop pobudził moją wyobraźnię :) Ludzka grzybnia na końcu interesująca. Początkowy wywiad z nieoczekiwanym zakończeniem też. No, mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Yyy?

Hmmm…

 

A żebym to ja wiedziała…

Fajnie, przynajmniej nie jestem sama :)

 

Zobaczymy ^^

Spoko, ja sobie tam wielkich nadziei nie robię :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Tarnino, albo…

 

Hmmm. Można by to mocniej powiązać?

Hmm, pewnie tak, a masz może jakiś pomysł?

 

Rym.

A nawet nie zauważyłam. Ale myślę, że w nazwie własnej może być.

 

A nie mogła całkiem spanikować?

Dla Ciebie mogła ;) Zmieniłam :)

Ciut łopata.

Jak tylko ciut, to czytelnik przeżyje ;)

 

…?

Eee…?

 

A może tak popsuć teleport? :)

Jak awaria elektrownii nie dała rady, to pewnie się nie da ;)

 

Hmm.

Znaczy się…? Odpłynęła myślami byłoby lepsze?

 

Rozwiązaniem czego?

Wszystkich życiowych problemów ;) Przecież to nastolatka ;)

 

Mało naturalne. W ogóle drewniany akapit.

 

Hmmmmm.

A to mi się też nie podoba, ale za cholerę nie wiem, gdzie tkwi błąd.

 

Powszechnie nielubiana.

Poprawiłam, choć z bólem serducha, bo mi jakoś tak to słówko pasowało ;)

 

Ojeju. Podciągnijmy to pod antynaukę, czy może antyfilozofię, bo nie mam siły.

XD

 

Aż tyle tej antynauki nie było… fabuła sympatyczna.

Uję :)

 

Hmm. Ciągle reflektujesz na tego jednorożca? XD

Zawsze, jednego już mam

 

Poza tym większość popoprawiana :)

Antynauki faktycznie niewiele, ale myślę, że przydomowa elektrownia fuzji termojądrowej, którą rozpieprza kot powinna wystarczyć ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, fajne :) Obawiam się, że Quetzacoatl może się nieco zdziwić. Albo w swej boskiej mądrości widzi, że z ludźmi nawet AI sobie nie poradzi, w związku z czym można ją olać ;) Mi się, misiu :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Szarpnąłem gwałtownie ręką, po chwili kolejny raz. Za którymś razem zerwałem ograniczające mnie pasy, byłem wolny.

Dzięki wszystkim Demiurgom to niemożliwe ;) A nawet gdyby, to musiałby się jeszcze pozbyć pasów z brzucha i nóg ;) Generalnie opis szpitala psychiatrycznego, nawet biorąc poprawkę na niezrównoważenie bohatera, jest najsłabszym elementem tekstu.

Poza tym mi się. Ciekawy pomysł. Ten dobry, a przynajmniej zrównoważony Demiurg wrządza więcej krzywd niż Trybun końca. Trochę żałuję, że załatwiłeś Demiurga zanim zdołał się wytłumaczyć, choć rozumiem, że wyjaśnienie trudno znaleźć. Ciekawam, jak sobie poradzi synuś i co oznacza dla niego właściwe zarządzanie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajnie się czytało, choć mi się trochę na początku panie myliły. Sporządziłam jednak listę i było git ;) Zaczynasz od krawcowej i jej siostry (nie mam pojęcia, jak nazwać jej zawód), które potem przepadają, by pojawić się na koniec, kiedy już są trochę zapomniane. Imo to dość ryzykowny zabieg. Same kobietki świetne, naprawdę Ci się udały, a kiedy pojawia się jeszcze Krysia, robi się naprawdę ciekawie. Podobało mi się, jak do bajki kopciuszkowej dorzuciłaś elementy Shreka. Druga strona, to znaczy władca, syn i całe zamkowe otoczenie też fajne. Choć trochę to wygląda tak, jakby wszystkie kobitki marzyły tylko o jednym – wyść bogato za mąż.

To czego mi trochę brakuje, to jakiegoś drugiego dna, czegoś, co sprawi, że opko będzie nie tylko do uśmiechnięcia się, ale zapadnie w pamięć. Bo bez tego po prostu szybko wyleci z głowy. Było fajne, podobało mi się, gdybyś jeszcze, Anonimie, potrzebował, kliknęłabym z bananem na twarzy, ale na piórko dla mnie ciut za mało.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Adamie, dzięki za wizytę i cudny komentarz heart

 

Witaj, Ambush, no, lubię koty i uważam, że są rozwiązaniem prawie wszystkiego ;)

Cieszę się, że się spodobało i dzięki za kliczka :)

 

Cześć, Koalo, cieszę się, że mogłam Cię wprawić w dobry humor i wymieść niedobre myśli. Mam nadzieję, że smaczków antynaukowych będzie wystarczająco dużo. Choć mam wrażenie, że niezupełnie o takie teksty Lukenowi chodziło. Serdeczne dzięki za kliczka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobre, przeczytałam z zainteresowaniem, tym bardziej, że nadwrażliwość dźwiękową też mam, nie tak ekstemalną, ale wystarcza, żeby utrudnić życie. Fajne pomyślane połączenie nadwrażliwość dźwiękowa– odbieranie tego, co przetwarzają wszczepy innych ludzi. Współczuję kobiecie i mam nadzieję, że uda jej się odzyskać córkę. A swoją drogą dziecięcy pomysł na dźwiękochron bardzo dobry.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajne podejście do konkursu, zamiast odkryć ich brak. Spojrzenie na wojnę robi wrażenie, bez bogoojczyźnianego bełkotu, zamiast którego pokazujesz bardziej prawdopodobny strach.

Luknęłam na komentarze i nie do końca się z nimi zgadzam. Imo bez początkowej, mocno zwracającej uwagę rozmowy w pierwszej części, druga nie byłaby taka mocna. A tobołek z kamieniami imo ładnie łączy obie części.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, kurcze, aleś Ty tu smaczków naukowych powtykała. Nawet nie wiem, czy wszystkie wyłapałam, ale tekst ma niewątpliwie ogromne walory edukacyjne. I nawet love story się zmieściło. Mam nadzieję, że żyli długo i szczęśliwie :) Styl oszczędny. Boję się napisać, że mnie rozbawiłaś, bo jeszcze poczujesz się urażona ;) Mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Właściwie nic nowego nie napiszę. Zgadzam się z przedpiśćcami, trochę za szybko skończyłeś. Aczkolwiek do możliwości rozwoju sytuacji, które przedstawił Rabak, dorzuciłabym trzecią: korposzczurek w krainie czarów ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Rybaku, miło Cię tu widzieć :) Mam nadzieję, że zagościsz na dłużej.

Już to czytałam. Mam wrażenie, że nieco uwspółcześniłeś zbrodnie niektórych oskarżonych. Chyba też pomysł z zapisem konstytucyjnym i samym wirusem jest nowy. Chyba, bo za cholerę nie potrafię sobie przypomnieć ewentualnego poprzedniego zakończenia.

Literacko jest w porządku, przeczytałam na jeden raz, na dodatek na telefonie, co mi się nie zdarza często. W uwolnienie wirusa trudno mi uwierzyć. Może gdybyś umieścił akcję w jakimś fikcyjnym miejscu byłoby łatwiej, bo teraz rozglądam się i kandydatów do takiego poświęcenia nie widzę. Nawet, gdyby zapewnili sobie jakieś miejsce do przetrwania, bez ludzi nie ma władzy, ani w sumie majątku.

Wielkich emocji tekst we mnie nie wzbudził, ale to raczej kwestia zmęczenia polityką i tym, co się wokół dzieje, niż samego opka.

Kliczek na dobry początek :)

I czekam na Nawigatora :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajne :)

#teamzwolennikówdezodorantów

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Na temat opka właściwie wszystko już zostało powiedziane, podpisuję się pod uwagami przedpiśćców. Przydatne linki też dostałaś. Łapankę zrobiła Tarnina. Pozostaje mi jedynie zwrócić Ci uwagę, że przyjętym tutaj zwyczajem jest poprawianie baboli i ogólne doskonalenie tekstu również po jego publikacji.

Powodzenia :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pomysł sam w sobie ciekawy, ale trochę niedopracowany. Mam podobne pytania, jak Finkla. Przydałby się porządny risercz, żeby sprawdzić, co jest możliwe, a co nie jest.

Technicznie piszesz coraz lepiej :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przybyłam, przeczytałam, pogubiłam się. Nie rozumiem, co chciałeś napisać. Domyślam się na podstawie innych Twoich tekstów, ale zwyczajnie nie widzę tego. Zginęło, pogrzebane pod stertą rozważań, gniewu, frustracji i bezradności autora wobec rzeczywistości, w której żyje.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ładne, choć trzeba się wczytać, bo nie tylko wiele się dzieje, ale i bohaterów sporo.

Wygląda na to, że nie tak łatwo walnąć wszystkim i zacząć od nowa w innym miejscu, bo mamy niewidzialny bagaż, który tachamy ze sobą, czy tego chcemy, czy nie. Może łatwiej uciec tu, na Ziemi, bo kosmos, choć pociągający, to jednak może być depresyjny. U Ciebie jest tęsknota za tym co zwykle wydaje się tak oczywiste, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak na nas wpływa: słońce, zieleń, kwiaty. Wcześniej czytałam opko Cezarego, u niego bohater był samotny, ale w tłumie, a potem nawet tego tłumu zabrakło.

Bohaterów masz ciekawych i wiarygodnych, może ich zachowania są przeciągnięte, ale w sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę warunki, w jakich żyją. Poszłaś z rozmachem, mamy aż dwie zagadki ;) Fajnie się ze sobą zazębiają.

Puzzlarty też pasują. Nie wiem, czy słusznie, ale wyobrażałam sobie poszczególne elementy bardziej jako emocje niż obrazy, emocje, z których każdy mógł zbudować coś własnego. Ciekawi mnie, czym w takim razie był niepasujący element. Muszę pomyśleć ;)

Podobało mi się :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Kurcze, to FRAGMENT! Opko nie jest zamkniętą całością. Fakt, bohater znalazł się w niewoli, został jakimś cudem uwolniony, ale w sumie nic z tego nie wynika, dlatego trudno mi przyjąć do wiadomości, że to jakaś zamknięta całość. Zresztą sam tak nie uważasz, skoro w tytule masz zaznacone, że to część pierwsza. Fragmenty nie cieszą się zbytnim zainteresowaniem, co w sumie jest zrozumiałe. W najlepszym razie autor narobi czytelnikowi smaka i jednocześnie go zirytuje, bo diabli wiedzą czy i kiedy wstawi następną część. Co, przynajmniej z mojego punktu widzenia, ważniejsze, fragmenty nie wchodzą do grafiku dyżurnych. Jeśli nie zaznaczysz tej opcji, opko w nim wyląduje, a dyżurny powinien przeczytać. Trochę to nie fair.

Co do samego tekstu… Eee, jak by to ująć… do tanga trzeba dwojga. Jak wyjaśnisz połączenie ludzkich i zwierzęcych cech Valkinów. I to cech różnych zwierząt. I własciwie tylko cech fizycznych, bo poza nimi niewiele bohatera z wilkami łączy. Rozumiem elfy, stara rasa, podobnie krasnoludy, ale rasa wymagająca połączenia ludzi i zwierząt, hmmm…

Uniwersum właściwie ledwo maznąłeś. Wiemy tyle, że wszyscy nie lubią Valkinów i że miał miejsce jakich zamach. Czemu nie lubią właśnie ich, i jak się ma polityka do przygód bohatera nie wiadomo.

Wydarzenia, no toczą się, ponieważ nie ma konkretnego zakończenia, to właściwie jedyne, co można o nich powiedzieć. Czasem toczą się w sposób, który wydaje mi się nieprawdopodobny, na przykład stosunkowo szybkie dojście do siebie bohatera, czy zbieranie grzybów przez niewidomego.

Generalnie, sporo pracy przed Tobą.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Absurdzik pierwsza klasa, bardzo ożywcze połączenie Małego Księcia (wersja dla dorosłych, steranych życiem) i Autostopem przez Galaktykę. Biorąc pod uwagę zakończenie, mam wrażenie, że jednak jesteś optymistą ;) Mam wrażenie, że bohater tak naprawdę wcale nie chciał z sobą skończyć, tylko szukał czegoś lub kogoś, kto go uratuje. Cieszę się, że znalazł, bo w sumie znaleźć niełatwo :)

Powtykałeś w opko całkiem sporo, ale nie miałam wrażenia, że w zupce jest zbyt dużo grzybków. Wszystko jakoś do siebie pasowało. A smaczki były smakowite :) Uśmiechnęło mi się. Wydarzenia są absurdalne, ale zachowują wewnętrzną logikę. Napisane lekko, dobrze się czyta, trudno się oderwać. No, dobra, błyskotliwe :)

I w sumie mam wrażenie, że w przyrodzie potrzeba nico równowagi ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, cześć Tsole, fajnie Cię znowu widzieć i to w dobrej formie :) Szorcik co prawda fantastyki pozbawiony, ale przyjemny. Zdołałeś postraszyć, a potem – zanim serducho zaczęło mi walić za mocno – rozładować atmosferę ;) Mi się :)

Mam nadzieję, że skoro oczka już funkcjonują, będziesz tu częstszym gościem :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Poruszające. Nie wiem, w czyją duszę zaglądałeś, ale mam wrażenie, że udało Ci się odnaleźć coś uniwersalnego. Wysyłam szorcika, gdzie jego miejsce :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A za co przepraszasz?

Na tle Szkieletu i Aliny Johny wypadł nieco blado, ale przynajmniej nie pcha się przed szereg ;) Działo się dużo, ale nadążałam. Rozbawiłeś mnie rozmachem wizji, niezwykłymi postaciami i sporą dawką absurdu. Mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fantastyka nieco pretekstowa, ale ponieważ też mi się zdarza tak pisać, to się czepiać nie będę. Osobiście w takich wypadkach wrzucam w tagi realizm magiczny i niech się wszyscy odzajączkują ;)

Tożsamości drugiego ja do końca nie odgadłam, choć byłam blisko. Tekst dobrze poprowadzony, konsekwentny. Zakończenie tak optymistyczne, jak w tylko w przypadku drugiego ja może być. Narracja pierwszoosobowa udana. Dobry króciak :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Knedliki tuczą, więc chyba będziesz musiał zafundować Pewnemu Apaczowi kurację odchudzającą, ale skoro Szybka Decyzja dała radę… Za to dzięgieć ponoć dobrze robi skórze, więc Apacz wyjdzie ze skórką jak dupcia niemowlęcia ;)

Anihilacja Sudetów to raczej przesada niż absurd ;) Ale potrafię zrozumieć.

Mi się…

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, na początek przepraszam za zwłokę. Miałam komcia napisanego i za cholerę nie wiem, czemu nie wrzuciłam :/

Uniwersum z jednej strony ciekawe, ale z drugiej… trudno mi było uwierzyć w ten świat. Wydaje się, że przed podniesieniem było to coś na kształt naszego świata, z obowiązującymi w nim prawami fizyki, jakich uczyliśmy się w szkole. Przynajmniej nic w opku nie wskazuje na to, by było inaczej, bo poza magią grawitacyjną, nie ma innych magicznych zdolności. I po prostu piekielnie ciężko sobie wyobrazić, że znalazł się ktoś, kto prawom fizyki nagle zaprzeczył i podniósł lądy. Na dodatek nie jest to żadne bóstwo, po prostu człowiek. I równie trudno mi sobie wyobrazić, że nagle, za sprawą przeczytania na głos kilku akapitów książki, tradycyjna fizyka zostaje przywrócona i lądy spadają do oceanu.

Już nie wspomnę o detalach. Jeśli taka masa lądu wali się nagle do oceanu, to powstałaby potężna fala, która zmiotłaby także naszych złodziei. Pytania mi się mnożą; skąd woda na tych płaskowyżach? Czemu lądy nie spadają, a mniejsze kamienie owszem? Jeśli ten stan rzeczy trwa tak długo, że wzniesienie lądów jest już jak dla nas średniowiecze, to skąd tam drzewa? Czemu właściwie północny ląd nie spadł razem z innymi?

Trudno mi też kupić Isanę. Nic nie wskazywało na to, że jest w ten sposób powiązana z kradzieżą, nie zauważyłam żadnych tropów, które dałyby mi do myślenie, sprawiłyby, że pomyślałabym: Eee, czekaj coś tu… Przeciwnie, zdaje się niewiele wiedzieć o ruchu erozjan, jest zaskoczona, że na karę śmierci skazano kogoś, kto po prostu był członkiem ruchu. Dobra, można powiedzieć, że profesor ją wkręcił, grał w swoją grę, bez powiązań z ruchem erozjan, ale i tak Isana wydaje się oderwana od rzeczywistości. Jest studentką i nie widzi tego, co się wokół niej dzieje? I skoro profesor nie był powiązany z ruchem, skąd miał kasę na zorganizowanie tego wszystkiego?

Generalnie zostałam ze zbyt dużą liczbą pytań, które nie pozwoliły mi się do końca cieszyć lekturą.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, kradzieży to ja tu wiele nie widzę, chyba że chodziło Ci o kradzież tożsamości, bo w sumie Cendri, Duch i Gawron są raczej zbieraczami niż złodziejami, a zrabowanie korony wydaje się nieco przedawniona. Ale to akurat nie mój problem, niech sobie jurki rozstrzygają ;)

Dla mnie jest to opowieść o politycznych intrygach i zwykłym szarym człowieku, który przypadkowo ląduje w środku takiej intrygii. Nic przyjemnego ;) Jeśli traktować fabułę dosłownie mamy opowieść o podzielonej koronie i królestwie opartym na fałszywych przesłankach. No i jest tajemnicza Północ, która zdrowo mąci w i tak skomplikowanej sytuacji i koniec za jej sprawą pojawia się plaga. Dość, by powstała fajna, mroczna fantastyka.

Pokomplikowałać motywy bohaterów, sprawiłaś, śe w sumie nikt nie jest tym, kim się zdaje. Zaskoczyłaś mnie woltą z księciem. Gdzieś tam czułam, że książątko nie do końca jest głupie i uległe, ale takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam. Może tylko jego pojawienie się było ciut nagłe. Postacie wydają mi się realne, zarówno te ze szczytów władzy, jak i ekipa złodziejaszków i zielarka.

Z drugiej strony Durstan opowiada historię korony, ale jednocześnie ją neguje, mówiąc:

Nie bogowie decydują o losach ludzi. Wszystko, na czym zbudowano królestwa, to tylko kruche ludzkie kości i krew, którą ludzie przelewają między sobą.

Może chodzi mu o dynastię panujących, ale dla mnie to raczej stwierdzenie, że kraj to po prostu ludzie, a to już dość nowoczesne spojrzenie ;) Północ można interpretować jako kraj, który mocno wpływa na to, co dzieje się u sąsiadów, a to akurat znamy z autopsji ;) Plagę opisujesz jako coś fizycznego, zarazę, chorobę, ale jednocześnie może być metaforą wpływu obcego państwa zarówno na rządzących jak i lub. Mówiąc współczesnym językiem fake newsy, fałszywa narracja, wojna hybrydowa. I znowu mamy współczesność.

Generalnie lubię teksty, które można odczytywać na różne sposoby i to bez względu na to, czy autor pisał w ten sposób celowo, czy też mu po prostu wyszło ;) Dlatego zadowolonam z lektury.

Jeszcze na koniec kilka słów o języku… Bardzo o niego dbasz, używasz kunsztownych porównać, szczególnie było to widać na początku. Taki język wymaga (przynajmniej w moim wypadku) albo skupienia się… na języku, albo zignorowania jego kunsztu. W pierwszym wypadku istnieje ryzyko, że czytelnik zapamięta tylko tyle, że obcował z pięknym językiem, a umknie mu sama treść. W drugim – języka i tak nie doceni.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jedno z nielicznych złodziejskich opek, przy czytaniu którego nie miałam wrażenia, że autora dobił limit ;)

Początek dobrze wprowadza w historię. Poznajemy nie tylko bohatera, ale też strony konfliktu. Świat wydaje się początkowo mocno czarno-biały. Przy czym czerń jest nieco wyblakła, bo złodziejska strona jest nieco wyidealizowana. Może to metafora tego, jak świat postrzegają ci, którym w życiu nie wyszło ;) Rozumiem też, że strony można zmienić (jasnowłosy młodzieniec), co budzi z jednej strony niechęć i poczucie zdrady, a z drugiej zazdrość wśród tych, którzy pozostali.

Zemsta mnie rozbawiła, choć jej konsekwencja dla młodzieńca nieco mniej. Choć trzeba przyznać, że swietliści też się nie patyczkowali ;)

Fajnie pokazane konsekwencje akcji, a w szczególności obwiedzenia drzewa łupami:

– Wrócili! – ucieszył się Henryk. – Niektórych poznaję, starzy znajomi, ale są też nowi, ledwie wyrostki, które pewnie dopiero co pouciekały z domów.

– Owoce trafiły na żyzny grunt. Oto dzieci Pani, urodzeni pod mniej szczęśliwą gwiazdą.

Takie romantyczne przedstawienie ciemnej strony przyciąga nowy narybek, więc nie dziwię się, że biednym i pozbawionym perspektyw młodym takie życie wydaje się mocno interesujące.

Podoba mi się, że nie ukrywasz minusów takiego życia – Henryk nie może chodzić, w pierwszej scenie mamy żebraków. Choć też idealizujesz – Pani daje Henrykowi potężne moce w nagrodę za wierność. Zauważasz też, że świat jednak nie jest do końca pozbawiony odcieni szarości i to właśnie ci szarzy płacą za wojnę Słońca z Księżycem:

Mów za siebie. – Barnaba przykrył się workiem, obserwując spieszących Wąską ludzi. – Piękna pani ma rację. Może i gildia przetrwała, może się odgryzła, ale kto za to zapłaci?

– Kto? – zapytali jednocześnie Maciej i kobieta.

– My! – fuknął Barnaba. – Nie zawadiacy z gildii, tylko prosty lud. Zawsze tak jest!

Zastanawiam się kto tu właściwie jest głównym bohaterem. Niby odpowiedź jest oczywista – Henryk, ale bez klejnotu byłby niczym. Poza tym postacie, które początkowo wydają się drugo, albo nawet i trzecioplanowe na koniec okazują się ważniejsze niż się początkowo wydawało, a Henryk jest jedynie marionetką w rękach sił, z których istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy.

Tajemniczy król, który jest ledwie razy parę razy wspomniany nagle staje się osobą pociągającą za sznurki. To w ogóle fajnie rozegrana postać. Oddalona, nieznana tak bardzo, że z jednej strony można zrzucać na niego winę za całe zło tego świata (no, podatki ;)), a z drugiej maluczcy mogą mieć nadzieję, że gdyby on tylko wiedział… A tymczasem król okazuje się jednocześnie katem i gra we własną grę. I właśnie udało mu się nie tylko zgarnąć kupę kasy, ale też podporządkować sobie gilidię. Ma klejnot, więc rządzi. I widać, że podporządkował sobie nie tylko złodziei (pozostałe klejnoty w naszyjniku) i teraz ma już przewagę.

Dla mnie to w sumie opowieść o złych rządach, o władzy, która rzadzi i dzieli. Okraszona humorem, zaskakującymi zwrotami akcji, pogoniami po dachach, złodziejskimi wypadami. Jest poświęcenie, kaźń i nagroda. Jest wszystko, co powinno być.

Zakończenie trochę gorzkie, Henryk co prawda dostaje nagrodę, ale jednocześnie traci moce, przywództwo i właściwie zostaje wygnany. Jakoś mu nie wróżę świetlanej przyszłości. A na dodatek nawet nie zauważa, że został ograny.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, zaskoczyłeś mnie :) Zaczyna się tak typowo, że aż przewróciłam oczami – detektyw, któremu w życiu nie wyszło i piękna klientka z nieodłącznym papierosem w długiej lufce. Pomyślałam sobie: Znowu! Skwaśniałe mleko i pozostałe znaki szczególne jakoś nic we mnie nie poruszyły. Przeprowadzacza w pierwszym momencie wzięłam za jakiegoś łącznika z półświatkiem. A potem nagle zrobiło się ciekawie :)

Światotwórstwo – podoba mi się misz-masz naszego i bajkowego świata. Fajna interpretacja bajki. Nie idziesz w przesadę (widziałam już Śnieżkę w wersji soft-porno ;)). Twoja jest ludzka, ma swoje za uszkami, ale wciąż mieści się w normie ;)

Główny bohater odbiega od obrazu, jaki sobie po pierwszych akapitach wyrobiłam, ale jednocześnie wciąż pozostaje w wybranej konwencji. Trochę się zdziwiłam, że na końcu tak łatwo zaufał królowej, ale w końcu to bajka. Pojawia się tu spora pobocznych gromadka postaci, ale ponieważ to jednak postacie w większej części znane, pogubienie się czytelnikowi raczej nie grozi.

Ciekawie akcentujesz zwroty akcji – spotkani z przeprowadzaczem, potem z krasnoludkami, z aptekarzem – każde y z nich owocuje nie tylko nowymi informacjami, ale też zwrotami akcji. Dodatkowo wplatasz między spotkaniami wspomnienia własne bohatera, które nie tylko pokazują czytelnikowi świat, ale też otwierają oczy samemu bohaterowi. Takie prowadzenie fabuły ma swoje minusy – krótko mówiąc więcej opowiadasz niż pokazujesz, ale pod tym wzgldem to akurat jestem mocno tolerancyjna ;) Poza tym opowiadałeś ciekawie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ambush, proszę mi tu nie robić złej prasy. Wyrobiłam, niestety w grafiku tkwią nadal opka konkursowe. Na moim dyżurze dwa, jak je odejmiesz, to sama zobaczysz

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Trochę się pogubiłam w świecie. Bo z jednej strony jest legenda o Durmanie i opozycja światła i ciemności. Jeśli dobrze zrozumiałam ciemność nie może wrócić, dopóki ciało Durmana istnieje. Jest klasztor, którego strzegą istoty sprzed czasu Thoma. A jednocześnie jest ośmiornica, która jak rozumiem pojawiła się stosunkowo niedawno. Jest władczynią, ale jak ma się do światła i ciemności. Chce zostać boginią? Ale jeśli jest władczynią, to czemu toleruje klasztor? Nie potrafi sobie poradzić ze świetlistymi istotami?

Thom ma tatuaż, którym potrafi omamić ludzi, ale jednocześnie bieduje. Czemu sobie nie zdobył tych butów wcześniej?

Generalnie to jest kolejne opko, w którym, mam wrażenie, autorowi zabrakło ze 20 k na przeddstawienie świata.

Niemniej jednak czytało się dobrze, sama intryga jest zrozumiała, choć motywację byłej kapłanki tak średnio rozumiem ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Kurde, no, jestem piekielnie ciekawa komentarza Tarniny ;)

Więc tego… ostatni sprawiedliwy w zmieniającym się świecie. Nie zazdroszczę facetowi ;) Humor trochę przaśny, nowy świat sprowadzony do absurdu, ale chyba wiem o co Ci chodziło.

Zakończenie… no są ludzie tak wyniośli, tak idealni, że trudno ich sobie wyobrazić w takich prozaicznych sytuacjach. Choć osobiście bym za kimś takim nie poszła ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Parsknęłam w końcówce i nawet mi przed oczami bardzo konkretne twarze wiedźm stanęły ;) No, tym razem się wiedźmie udało rozwiązanie znaleźć, ale w ilu wypadkach nie znalazła? Fajna bajeczka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, nie mogę do końca powiedzieć, że zrozumiałam, ale przynajmniej spróbuję…

Jeżyna jest bohaterką opowieści i wie o tym. Jej mama zmarła, a tata postanowił ruszył szukać opowieści, w której mogliby być razem. Przynajmniej tak uważa Jeżyna. A ponieważ i on zaginął, Jeżyna rusza jego śladem. Po drodze prześladuje ją widmo, które okazuje się jej matką i spotyka strażnika, który na koniec okazuje się jej ojcem. Właściwie cała jej wiedza o jej rodzinie okazuje się fałszywa. Mama nie umarła, tylko jako osoba obdarzona Blaskiem zmieniła się w widmo, a ojciec nie poszedł jej szukać, tylko przygotował intrygę, która miała doprowadzić do odebrania blasku Jeżynie. Bo choć Jeżyna myślała, że potrafi tylko zmieniać istniejące opowieści, w istocie miała talent do ich tworzenia, a to oznacza, że w którymś momencie też zmieniłaby się w widmo, czemu ojciec chciał zapobiec. Nie jestem pewna, czy ojciec był strażnikiem od początku. Chyba nie, bo strażnicy przecież nie żyją, czy też nim się stał. Może coś przegapiłam, ale nie wiem, w jaki sposób się nim stał.

I to jest jedna warstwa opka. Druga, to opowieść o pisaniu i tu powiem szczerze jest trudniej. Jeżyna potrafi zmieniać opowiadania. Mam tu mocne skojarzenia z redaktorem, albo betą. I jest w tym niezła, ale jest też sfrustrowana, bo widzi historie, które mogłyby być lepsze, ale nie może ingerować w przebieg fabuły (strażnik). Wie, że potrafiłaby zmienić napisaną historię na lepszą, ale jednocześnie nie dostrzega w sobie talentu (blasku) do tworzenia własnych historii. To prowadzi do coraz większej frustracji i wypalenia (wygasłe miasto). I właśnie w tym momencie zdaje sobie sprawę, że mogłaby pisać, ale zaprzepaściła swój talent. Widmo będzie tu pewnie jakimś przedstawieniem zwykłego życia (rachunki do zapłacenia i takie tam).

Problem w tym, że te dwie warstwy nie do końca do siebie pasują. A przy tym jest tu mnóstwo dodatkowych wątków. Jeżyna jest krasnoludką (no, malutka jest), Dalia człowiekiem (większa, ważniejsza). Dalia może być kimś komu się udało i komu Jeżyna zazdrości. Może czuje się wykorzystana. Ethana to już w ogóle nie rozumiem. Jeżyna wie, że jest bohaterką opowieści. Czy to ma sugerować, że wszyscy jesteśmy? Są jeszcze gorzkie słowa (choć nie bohaterki)

Tchórz ze mnie…

I stwierdzenie ojca/strażnika, o którym to się w ogóle można rozpisać ;)

Pisz opowiadania, Jeżynko. Może w taki sposób zaleczysz ranę po skradzionym Blasku.

I w tym momencie zaczynam dochodzić do wniosku, że tu musi być trzecia warstwa, mocno osobista, na tyle mocno, że nie znając autorki nie potrafię jej zrozumieć. Warstwa, która wcale nie musi dotyczyć pisania, choć oczywiście może. I to wydaje mi się największą wadą opka.

Czytało się nieźle, mimo że ciągle gubiłam się w Twoim świecie. Wprowadzasz tak dużo surrealistycznych obrazów, że opko wymaga pełnego skupienia, a i tak czytelnik ciągle coś przegapia. Natomiast jest to niewątpliwie czytelnicza przygoda, taka wyprawa w poszukiwaniu zrozumienia i to sprawiło mi sporo frajdy. Jednak na koniec nie mogę powiedzieć, że zrozumiałam. Dotarłam do końca drogi, przeżyłam wiele przygód, ale mam poczucie, że one w żaden sposób mnie nie zmieniły, nie mogły, bo nie do końca rozumiałam, co się właściwie dzieje.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Vacterze, może być i humoreska :)

Trochę mi wadziło, że taki Wotan wielki w takim zabawnym tekście występuje

Hi, hi, a Widara czytałeś? Też wielkie bóstwo, a co z niego zrobiłam…

 

że prawie się przestraszyłem i zacznę realizować swoje postanowienia.

No, kurczę, jaki dobry wpływ mają moje teksty na ludzi ;)

 

Zaciekawiła mnie koncepcja, że dany bóg może się wkurzać nie zrealizowanymi ludzkimi obietnicami.

Znudzeni są, bo niewielu się nimi interesuje, a jeszcze mniej w nich wierzy, to im odbija ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Reg, faktycznie, biedaczysko ;) Dzikuję za wpadnięcie w moje morze :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajna bohaterka, aczkolwiek trochę zbyt narwana i brakuje jej finezji, bo przemocą nie załatwi wszystkiego, w którymś momencie trafi na mocniejszego i co wtedy?

Natomiast jeśli chodzi o wspólnika… Facet przejmuje za bezcen czyjeś statki, narobił sobie w ten sposób wrogów i tak sobie łazi bez ochrony? I czemu właściwie chce z nią lecieć? To że wyłożył kasę, nie oznacza, że musi brać udział w wyprawach.

Chętnie poczytałabym to opko w postaci bardziej rozwiniętej. To znaczy, jak potoczyła się dalej współpraca. Bo to może iść w każdym możliwym kierunku, od wielkiego romansu, przez utarcie nosa wspólnikowi, po upadek pani kapitan.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Światotwórstwo interesujące, acz mocno wymagające, bo rzucasz czytelnika na głęboką wodę, a tam oprócz skomplikowanego świata jeszcze multum bohaterów. Mam wątpliwości co do takiej formy akcji. Jeśli dobrze zrozumiałam, płytki zawierają również technologie, które kupujący może wykorzystać. Jaki interes ma firma w ofiarowaniu swoim udziałowcom technologii, dzięki której zarabia kasę? Przecież każdy może ją po prostu wykorzystać do założenia własnego biznesu.

Bohaterzy, no, kurde, dużo ich, a skomplikowane imiona i nazwiska nie ułatwiają sprawy. Na szczęście Leena robi Ci opko. No, trudno kobitki nie polubić, niby złodziejka, ale o wielkim sercu, sprytna, nie boi się wyzwań. Fakt, że początkowo wydaje się, że współpracuje z Vosem, odbiera temu ostatniemu nieco wredności. Na szczęście później Vos pokazuje się z jak najgorszej strony.

Fabuła. Tyle zwrotów akcji robi wrażenie, na dodatek sukcesywnie odkrywasz jeszcze karty z przeszłości bohaterki, więc no… dzieje się. Wyłożyłam się na uwolnieniu Tiny, bo w którymś momencie już nie wiedziałam, czy ją uwolniła, czy dopiero to zamierza zrobić. Używasz raz imienia, raz nazwiska jej ojca, co dodatkowo pogłębiło moje zagubienie. A jeszcze pojawia się kolejna dziewczyna do uwolnienia… Powiem tak, drugi raz czytało mi się zdecydowanie lepiej.

Postawiłeś bardziej na przekręt niż kradzież, co akurat uważam za duży plus. Przekręt nakręcany przez chęć zemsty. Trochę mnie zdziwiło, że obie strony tak łatwo przechodzą do porządku dziennego nad przeszłością. Na mejscu Vosa traktowałabym Leenę z dużo większą podejrzliwością. Nie wiem, jaki był udział jej ojca w tym, że znalazła się w burdelu, ale zaskoczyły mnie ich dobre stosunki.

Zakończenie bardzo fajne. Podobało mi się, że bohaterka nie okazała się idealistką i dała kobietom wybór. Mam nadzieję, że zdoła trochę ucywilizować Doły.

Dobra, pomarudziłam trochę, ale w gruncie rzeczy Twoje opko bardzo mi się podobało. Na tyle, że chętnie poczytam jeszcze coś w tym uniwersum, najlepiej z Leeną w roli głównej.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przeczytałem Twój komentarz i widzę, że opko nie przypadło Ci do gustu. Rozumiem, nawet myślę, że normalnie byś przerwała po scenie uczty, ale obowiązek Lożanki ;P

Oj, zaraz tam nie przypadło. Zwyczajnie uważam, że miałeś za mało znaków, żeby się rozpisać. Przeczytać do końca i tak był przeczytała, choć pewnie komentarz nie byłby taki długi ;)

 

Niestety, to tylko 60k znaków i dużo musi zostać ukryte.

To nie był zarzut. Przeciwnie, Twój świat jest na tyle interesujący, że chętnie bym się dowiedziała o nim więcej.

 

Rozumiem to, ale nie wiedziałem, że bohaterowie wyszli mi aż tak antypatyczni :/

Antypatyczni… hmm… po prostu nie polubiłam, nie potrafiłam się utożsamić

 

No tutaj wrócę znów do heist story wg Sandersona :P

Skłamałabym mówiąc, że nie czytam/słucham/oglądam paradników pisarskich, bo zawsze można w nich coś ciekawego odkryć. Ale traktuję z dystansem. Sandersonowi bym pewnie poradziła, żeby trochę pociął ;) Tu mam wrażenie, że musiałeś ciąć za dużo ;)

 

Nie dołożyłbym przeciwności, bo to nie rodzaj skoku z jakąś walką, wspinaczkami po ścianach czy dachach, i tym podobnymi akcjami. To bardziej przekręt.

Wiem, torchę miałam skojarzenia z Ocean’s 11. To właśnie ten rodzaj przekrętu. Tyle że Ty nie masz komedii, nie masz akcji, która leci na łeb na szyję. Masz niesamowite światotwórstwo, które niestety ciutkę przyćmiewa akcję. I absolutnie nie namawiam Cię do rezygnacji z tworzenia światów, bo robisz to świetnie. Jeszcze raz powtórzę, że mam wrażenie, że trochę Cię limit przydusił.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Masz wyobraźnię i nie wahasz się jej użyć. Zapuszczasz się w regiony, w które ja bym nawet nie zajrzała i robisz to naprawdę z wyczuciem. Sama się dziwię, że nie odrzuciło mnie przy opisie „uczty”, ale pierwszy lekki szok szybko zastąpiła ciekawość. Świat jest spójny, zrozumiały. Oczywiście w takich wypadkach zawsze mam ochotę na więcej. Ciekawam na przykład jak ma się kościół oskórowanego boga do całego państwa, w którym funkcjonuje.

Trochę zgrzytnęło mi, że bóstwo postawiła raczej na masochizm, natomiast kapłani są sadystami i nie mają ochoty iść w ślady swojego boga. Ale kler chyba po prostu tak ma, niezależnie od religii.

Bohaterowie wydają mi się autentyczni, choć oczywiście poczepiać zawsze się można. Najbardziej do Maquira, bo strasznie naiwny i nieostrożny jest. Krewna znaczącego członka społeczności mu się podkłada, a jemu się nawet na chwilę czerwone światełko w głowie nie zapala. To, że nie rozpoznał Selez mnie nie dziw, bo makijaż, fryzura i ciuchy naprawdę potrafią zmienić kobietę. Ale że nie miał przynajmniej wrażenia, że skądś ją zna – jest już zastanawiające.

Końcowa wolta mi się spodobała, ale miała swoje konsekwencje, bo początkowo bohaterów no… nie da się polubić. A w scenie przy opuszczonej karczmie Yalina wręcz znielubiłam za sposób, w jaki potraktował Selez. Może bym to i jeszcze przelknęła, gdyby nie fakt, że zaraz potem biegnie sobie załatwić prochy, bo sobie, biedny, nie radzi. Trochę cieplejsze uczucia mam do Salez, ale to raczej kwestia babskiej solidarności, właśnie po wspomnianej scenie.

Rzecz w tym, że lubię mieć postać, której mogę kibicować, a tu nie bardzo było komu. Fakt, bohaterowie koniec końców okazują się kimś innym niż się wydawała, ale dzieje się to na tyle późno, że trudno mi było zmienić opinię o nich i zacząć im choćby współczuć. Tym bardziej, że Yalin milusi nie jest. Strasznie dużo przejął od swoich oprawców. Ale rozumiem, że generalnie czytelnik bohaterów lubić nie musi.

Fabuła – a tu sobie mocniej pomarudzę, bo, kurde, coś za łatwo im idzie. Trochę kłopotów ma jedynie Selez z kapłanem. I to właściwie wszystko. Owczem, wyciągają z lochów jedną osobę zamiast trzech, ale nie można tego nazwać jakąś straszną trudnością, skoro nawet bohater dość łatwo przechodzi nad tym faktem do porządku dziennego i nie próbuje ratować sytuacji. Reszta akcji idzie jak po sznureczku, tak łatwo, że mi się zawieszenie niewiary wyłączyło.

Począwszy od mocy, którą, którą Yalin nabył podczas eksperymentów, po pierwsze co za idota modyfikuje w taki sposób niewolnika, toż to potencjalne zagrożenie i na dodatek, co można w ten sposób osiągnąć? A jak już próbowali, to czemu go nie zabili, tylko zostawili. I, skoro to kapłani mają moc, to jak on te umiejętności poza ich siedzibą rozwinął? O przyjaznej autorowi ślepocie Maquira już wspomniałam. Podobną ślepotą charakteryzuje się Hishaam. Tak po prostu się zgadza, właściwie nie znając szczegółów planu i ufając, że Yalin wszystko ogarnie. Rozumiem chciwość, ale ryzykował nie tylko swoimi zasobami, ale też życiem, gdyby go złapano dołączyłby do niewolników i sam stał się przekąską.

Po drodze do lochów właściwie nic się nie dzieje, poza decyzją Narallaha, którą bohater specjalnie się nie przejął. Paszcza w brzuchu oswobodzonej dziewczyny jest jak znalazł do ukrycia klejnotów. A po fakcie nich ich nie ściga, mają czas na zebranie odpowiedniej ilości narkotyku na przyszłość. IMO zabrakło Ci jakieś 15, 20k, żeby dołożyć im trochę przeciwności. Tak żeby była równowaga pomiędzy światotwórstwem, a akcją.  

Zakończenie nieco pośpieszne, domyślam się, że limit już Cię mocno cisnął. Nadzieja bohaterów na w miarę normalną przyszłość wydaje mi się naiwna, nie wierzę w nią. I brakuje tu czegoś. Po takiej jeździe, jaką zafundowałeś czytelnikowi, takie zakończenie rozczarowuje.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, krarze, dzięki za wizytę :)

Może.

O, przekonałam do mojego sposobu traktowania postanowień ;)

 

Hej, Nova, dzięki za wizytę. Cieszę się, że dobrze trafiłaś i króciak zachęcił Cię do częstszych wizyt na portalu :)

w czasie której machęłam książkę.

Opowiadaj :)

 

Moje postanowienie: wrócić do regularnego czytania opowiadań, zwłaszcza tych z poczekalni.

Bez: może? ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam ostatniego jurka :)

Podobnie jak przy opowiadaniu Shanti – miałem wrażenie nieco wciskania emocji ogranymi schematami xP Syn po stracie ojca gasi pożar dzięki wspólnym wspomnieniom? Trochę za dużo dla mnie:P

No, rozumiem, że nie każdy lubi, z drugiej strony cozy fantastyka po prostu taka będzie. Ma być cieplutko ;)

Jednak, abstrahując od doboru pomysłu, to historię realizujesz dość konsekwentnie. Językowo jest w porządku, wszystko się spina, ogólnie dobre opowiadanie.

Dziękuję :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, jak kot, to musiałam zajrzeć :) Kocurek uroczy, niech się bawi na zdrowie ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A to w sumie wynika z tego, dlaczego tekst powstał, bo w Zielonej Górze mają te swoje dziwne pomniki Bachusów.

A tego nie wiedziałam :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajne, krótkie i treściwe. Język androida mnie trochę irytował, ale pozy tym dobrze napisane.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ach, szlag, myślałam, że znalazłam wszystkie takie miejsca. Dzięki.

No, jeszcze nie wszystkie. Zostało to i owo:

Spojrzała na niego i parsknęła.

– Wszystko. Widziałam śmierć, widziałam jak ludzie mordują się na ziemi, a bogowie

w niebie. Widziałam sztylety, miecze, trucizny, łuki i machiny oblężnicze. Widziałam okrucieństwo i smutek. Jak co wieczór od ostatniej pełni.

 

Zdążył tylko zobaczyć, jak Agapita zaciska zęby, zanim ruszyła energicznym krokiem

w stronę miejsca, które zajął dla siebie harem. Kiedy wkroczyła pomiędzy ludzi, wszyscy podrywali się gwałtownie i kłaniali jej w pas. Przyjechało ich około trzydziestu, ale na miejscu teraz nie było więcej niż dziesięciu – większość pewnie wykonywała swoje obowiązki. Ze względu na niedobory w ludziach, o których wspomniała Najwyższa, członkowie haremu stanowili także główny trzon służby.

Agapita kierowała się prosto do niewielkiego namiotu, który jedną ścianą przylegał

do muru, słusznie zakładając, że to tam urzęduje uzdrowicielka. Weszła jak do siebie,

 

Generalnie patrz na marginesy, one w tych miejscach nie są równe.

 

Na początku miałam lekki problem z zajarzeniem kim jest bohaterka. Maślałam, że jakimś bóstwem. Potem się wyjaśniło i już czytało się dobrze. Ale trochę sobie pomarudzę. Czasowo wydaje się, że to przyszłość, ale jednocześnie brak jakichkolwiek śladów zniszczonej przez bogów cywilizacji. I w sumie czemu bogowie olimpijscy, a nie nordycy czy bogowie słowiańscy?

Podobało mi się, że sytuację ratują niewolnicy i to oni są bardziej skłonni do poświęceń, bo wydaje mi się, że Agapita koniec końców swojej duszy nie poświęciła ;) Wygląda też na to, że nic a nic się nie zmienili i nadal uważają, że mogą ze swoimi duszyczkami robić, co im się podoba. I tu by się przydało, żeby Atena zareagowała, bo w przeciwnym wypadku fabularnie cierpienie Ofelii nie ma chyba większego znaczenia. Równie dobrze mogłaby stanąć w kręgu bez tych ran.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam jurków :) Przyznam, że tylko zobaczyłam w wątku konkursowym mój prezent, od razu miałam przed oczami pierwszą scenę, a potem poleciał dalszy ciąg. A kiedy poszukałam sobie w necie, co znaczy cozy fantastyka, to mi się uśmiechnęło, bo kurczę ładnie pasowało :)

 

Krokusie, dziękuję za tak pozytywny odbiór opka :)

Z ciekawością spoglądałem na teksty pod szyldem Cozy Fantasy, bo w końcu Święta powinny się kojarzyć przyjemnie.

Mam podobnie, na święta chcę ciepełka. I bardzo się cieszę, że dorzuciliście do prezentów cozy fantastykę. Tym bardziej, że bez konkursu pewnie bym tego szorcika nie dopisała :)

 

Hej, Verus

Przepraszam, zacznę bardzo starym żartem

A Bogiem a prawdą nie slyszałam wcześniej :)

 

Absolutnie myślałam, że okaże się, że Kevinowi anioł i pożar się tylko śniły – cieszę się, że w to nie poszłaś, reakcja matki na końcu dodała całości kolorytu, a i nawiązanie do filmu widać bardzo wyraźnie.

A nie, też nie jestem zwolennikiem rozwiązania fabularnego pod tytułem, a to się bohaterowi tylko śniło. Sny są przydatne, ale jako element fabuły, a nie fabuła jako całość :) Cieszę się, że nie miałaś wątpliwości, że to nie sen.

Nawiązać do filmu chciałam. Zawsze mnie zdumiewało, ja filmowy Kevin zdołał opanować bajzel po wizycie złodziei i chciałam się tym wątkiem zabawić.

 

Jeśli chodzi o bohatera, uważam dziecięcą perspektywę za trudną do wykonania tak, żeby była wiarygodna, a w tym tekście to naprawdę dobrze działa.

Dziękuję :)

 

Swoją drogą, anioł też był dobrym numerem – zamiast kazać dziecku dzwonić po pomoc, zasugerował mu wyciągnięcie farb. Niby rozsądny, a jednak trochę postrzelony.

Anioły działają na swoich zasadach ;) Temu konkretnemu chodziło o to, żeby Kevin zdał sobie sprawę, jak wiele zostawił mu tata :)

 

Spodobało mi się, że nie pojawił się duch ojca (a miałam myśl, że tak będzie), bo dzięki temu brakowi chłopiec nadal mierzy się ze stratą. Wspomnienia działają znacznie lepiej niż duch.

Też tak myślę :)

 

Moim zdaniem dobrze rozgrywasz emocje w tekście i mnie osobiście on i rozśmieszył, i poruszył. Tak że dzięki za ciepłą lekturę i za udział w konkursie! Żałuję, że nie wpadłaś na podium, bo osobiście Cię widziałam na nim to opowiadanie.

heart

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Gratki dla zwycięzców :)

I dziękuję za głosy, które dały mi zaszczytne czwarte miejsce :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję wszystkim za wizytę i cieszę się, że się spodobało :)

 

Tarnino

I tak powstaje tsunami?

No, prznajmniej według niemieckich poetów ;)

 

Finklo,

A czy ten potwór jest jeden? Bo przecież gdy w jednym miejscu morze “jest na wdechu”, to w innym mamy kulminację wydechu.

Faktycznie powinno ich być więcej, ale ten kawałek to akurat o Morzu Północnym :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Feniksie, dzięki z wizytę i wysłanie szorcika do biblio :)

Moje postanowienie noworoczne to pisać więcej opowiadań:)

Trzymam kciuki :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Ananke, kurczę, sporo tych powtórzeń powpadało. Przyjrzę się temu, jak znajdę chwilkę.

 

Nie rozumiem. To są zwykłe wspomnienia czy coś jak w HP i myślodsiewni? Bo nie jest to jasne.

Tak, to zwykłe wspomnienia Kevina.

 

No więc dziwne i naciągane wydaje się, że Kevin tak się oburza na to sprzątanie, jakby nigdy tego nie robił. ;p

A który nastolatek się nie oburza? ;) Szczególnie w takim momencie.

 

Końcówka mnie poruszyła.

heart

 

Dziękuję za wizytę, łapankę i ciepłe słowa :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardjaskier,

Musze uważać by nie wstawiać do tytułów "może" ;)

XD

A fajny drabble

Dziękuję :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cezary, dziękuję za wizytę :)

Osobiście jakiś czas temu zrezygnowałem z postanowień noworocznych (bo to i tak pic na wodę :P),

Ja też :)

ale pamiętam ten zryw silnej woli, który w miarę upływu czasu słabł i słabł… :)

O, to, to… Choć u mnie trwało krótko. Zwykle pod koniec lutego mi przechodziło :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, pewnie Morze nie marzyłaby o ucieczce, gdyby ludzie bardziej dbali o plaże :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, auć, ta ucieczka musiała zaboleć ;)

Fajne :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bohater z jednej strony ciut naiwny, z drugiej niegłupi, ambitny i ofermowaty – taki trochę zlepek cech, który okazał się całkiem wiarygodny :) Sporo mu się udaje przypadkiem, aż zaczęłam się zastanawiać, czy to rzeczywiście przypadki, czy może przeznaczenie ;) Idea z zegarkami bardzo fajna, świeże spojrzenie na złodziejski fach. Twist na zakończenie mnie zaskoczył i wiele w sumie wyjaśnił, także w kwestii zachowania kompanów bohatera.

Dobrze się czatało, wciągnęło mnie. Fajne opko :)

Zeitklauer, jeśli czasu wciąż za mało.

Osobiście powiedziałabym raczej: Zeitdieb. Jeśli to oczywiście po niemiecku, bo: Zwinkelmeyer w ogóle nie rozumiem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam jurków Verus i Krokusa :)

 

Witaj, Shanti, dzięki za miłe słowa i cieszę się, że opko do Ciebie przemówiło :)

 

Myślę jednak, że imię Kevin tu zupełnie nie pasuje

W stuprocentach się zgadzam, choć przypuszczam, że Kevinów w Polsce jest sporo :)

 

Fantastyki tu ciut mało

Eee, anioł trzymający pożar w ryzach to mało?

 

Hej, Reg, dziękuję za wizytę i wskazanie babolków. Oczywiście poprawione :)

historia pisana bije na głowę tę, którą opowiada film.

Dziękuję :) Ja też z tych raczej czytających niż oglądających

 

Obawiam się tylko, że chłopak, nawet z pomocą anioła, nie zdołałby zatrzeć wszystkich śladów po pożarze.

Oczywiście :) I dlatego chłopak z niezadowoleniem stwierdza, że efekty jego pracy nie przypominają filmowych. Filmowy Kevin poradził sobie tak doskonale, że rodzice nawet nie zauważyli, że coś się w domu wydarzyło.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka