Profil użytkownika


komentarze: 248, w dziale opowiadań: 166, opowiadania: 55

Ostatnie sto komentarzy

Ogromnie dziękuję wszystkim za komentarze i konstruktywną krytykę stylu smiley Poprawki wprowadzę w najbliższych dniach (ucząc się z błędów na przyszłość).

To chyba dobry moment, żeby się upewnić – opowiadania można wrzucać do 22 kwietnia (zatem do północy 21.04) czy też do końca 22 kwietnia (do północy 22.04)? Nie żebym desperacko potrzebował każdej godziny na pisanie… czy coś :P

Napisz drabbla, zapomnij o nim na kilka miesięcy (jeśli nie dłużej). Wróć do niego, popraw. Odstaw na parę dni, znowu popraw. Zostaw w tekście “co raz”. *facepalm*

Dzięki za komentarze @Facies_Hippocratica i @regulatorzy!

Będę obserwował, zobaczę, co z tego wyjdzie.

@lenah Ogromnie się cieszę, że opowiadanie cię zaintrygowało, i dziękuję za komentarz :)

Pojawiły się wyniki III Efantastycznego Konkursu Literackiego i zająłem w nim trzecie miejsce! Link do opowiadania: “Mechanizm”

janadalbert: Przyznaję, tym razem sporo przesadziłem z ukrytą treścią (cprzynajmniej nie wyszło z tego drugie “Brzęczcie dzwonki sań”, ugh). A co do symulatorów chodzenia i interaktywnych filmów – wydaje mi się, że oba oskarża się o niedobór “prawdziwych, growych mechanik”, mniej więcej w równym stopniu. Ale to już moje subiektywne wrażenie na temat branży.

Użyłem przykładu symulatorów chodzenie, bo to bardziej growy przykład… jeszcze bardziej alienujący czytelników… Chyba nie przemyślałem tego najlepiej :-(

Domyślnością było raczej sprawdzenie nazwy w obcym języku i wywnioskowanie na jej podstawie interpretacji opowiadania.

Co do intexu – możesz mieć rację, choć ‘interactive expirience’ jest określeniem obecnie zastępującym ‘gry video’, zwłaszcza w kontekście ‘gier’ pozbawionych celów czy typowych mechanik. Developerzy mogliby najwyżej chwycić się skrótowca, jednak nie przypominam sobie, by w analogicznej sytuacji ktoś próbował zdobyć prawa do określenia ‘graphic novel’, do którego odnosi się zdanie:

Jeśli komiks mógł się wykpić zmianą etykietki, my też możemy

 Bardzo dziękuję za Twoją aktywność w komentowaniu moich opowiadań.

I z przypisami wyjdzie jakieś 500 słów ;P Tak naprawdę hermetyczny wydaje mi się tylko ten holenderski w tytule, ale jako autor z zasady nie mam racji ;)

Mer właściwie, to wiesz, bo opowiadanie odczytałaś właściwie ;) A co do holenderskiego tytułu – ma odnisienie do dwóch game developerów występujących w drabblu. Wzorowani są na holenderskim niezależnym zespole, którego gry słyną raczej z akcji niż głębokich opowieści. Ale to już jest taki easter egg dla obytych w temacie i diabelnie domyślnych.

…Może? Pewnie łapią je i jedzą przy palisadach i płotach.

To otwarcie wydało mi się bardziej epickie, no i nawiązuje do tego ‘dokumentu’ Disneya, w którym zepchnęli lemingi w przepaść, tworząc mit bezmyślnego pędu migrujących lemingów. Czy to otwarcie jest bardzo logiczne? Zależy pewnie od tego, jak czytelnik ocenia siłę tych postapokaliptycznych lemingów. I liczebność. Jest szansa, że to kolejny drabble, który powinienem był napisać jako normalne opowiadanie :/

Lemingi rodzą się w ogromnych ilościach mniej więcej w tym samym czasie, jedzą praktycznie wszystko, co składa się na ściółkę i ani się nie obejrzeć, a wszędzie w górę piramidy pokarmowej mamy głód. Dlatego są szarańczą (nie wytrzymałem, mam nadzieję, że czytelnicy chcący rozkminić opowiadanie po swojemu mi wybaczą).

Piotrze widzę, że nie spodobają ci się moje opowiadania, a zwłaszcza drabble. Za wskazanie błędów dziękuję.

Dobrze rozumiesz Katastrofie, ale lemingi mogłyby być zagrożeniem. Z wyjaśnieniem, dlaczego, jednak się wstrzymam ;)

Dziękuję za wskazanie błędów. W kwestii pytania ‘o co chodzi’, jest szansa, że znowu przegiąłem, ale z tłumaczeniem poczekam jeszcze chwilę.

regulatorzy: Bardzo mnie cieszy, że przypadły ci do gustu. Poza tym, jeśli w przyszłości spróbuję jeszcze wrzucić kilka drabbli w formie zbiorku, pewnie będzie to pięć, może nawet mniej.

regulatorzy: Obawiam się, że autor również nie myślał zbyt jasno pisząc to opowiadanie.

Mimo to cieszę się, że chociaż przez te komentarze udało się objaśnić ten literacki bałagan.

Pewnie można, ale wtedy pracuje się tylko z podkreślanymi przez innych elementami (macki), nie będąc w stanie wyciągnąć i przekazać tego, co jest naprawdę dobre w tejże prozie.

I ja się zgadzam. Ale wiem też, że niektórym jednak przeszkadza.

Tak! Do diaska, nadrabiać! ;)

Cokolwiek można mówić o języku, przewidywalności czy nudzie, to przeklęty Lovecraft – klasyka. Rety… zdenerwowałem się. Sorry.

Pytanie, czy jury tego ducha zniesie ;)

Ok, czyli klimat Lovecrafta, ale nie koniecznie w ramach mitów Cthulhu… czyli trzeba uważać, by ze starodawnym językiem i pulpowymi rozwiązaniami fabularnymi nie przegiąć, bo chyba te elementy najbardziej anty-fanów Lovecrafta odstraszają :/

Celna uwaga Driad. Będzie ciężko.

Ok, czyli póki co żadnych fanów Lovecrafta? Spoko, będę miał mniejszą konkurencję :P 

@regulatorzy: Huh… pisząc uznałem, że dwie główne sceny będą tworzyć względnie spójną narrację, a pozostałe trzy będą robić za uzupełnienie i komentarz. W każdym razie, całość wydawała mi się dosyć spójna (poza zmianami w narracji, które przy czwartej scenie robią się irytujące, wiem wink). 

Dziękuję za komentarz i wskazanie błędów!

@zygfryd89: uznałem, że z niewielkim limitem znaków (który to wykorzystałem w pełni) lepiej skupić się na opowiedzeniu historii niż rozbudowie tła, nawet jeśli jest ono interesujące.

Co tu powiedzieć – przyznaję się do wszystkiego i kajam się.

Co prawda już nie na konkurs, ale spróbuję poprawić to opowiadanie, bo też mnie boli, że nie wyszło.

Ahm… a ocena gdzie :/ ?

(nie żebym naciskał na czytelników… no skąd…)

Niestety, widać, że nie powinienem był wypychać tego opowiadania na stronę tak szybko, ani w ramach konkursu. Po prostu trzeba było poświęcić więcej czasu (te dziwne zwroty i nieszczęsny pomysł z człowiekiem na dachu samochodu… da się przerobić, ale nadal boli) i miejsca (więcej znaków, mniejsza potrzeba, by chaotycznie skakać po wydarzeniach, byle do konkluzji).

Wydaje mi się, że najlepiej będzie zostawić opowiadanie na stronie w obecnej formie do końca konkursu, potem usunąć i zastąpić poprawioną wersją, gdy już będzie gotowa.

Ale zanim ją wrzucę, najpierw trafi na betalistę ;)

W każdym razie, dziękuję wszystkim, którzy wytknęli mi błędy i mam nadzieję, iż dzięki ich radom kolejna wersja okaże się (najmniej) zadowalająca*.

 

*tak, patos zgrzyta między zębami. Wybaczcie.

Hmm… zapewne autonomiczny samochód został zaprojektowany już bez kabiny kierowcy. Bo niby po co tracić miejsce? Potem nastąpił sprzeciw części opinii publicznej i trzeba była coś na szybko wymyślić. Szczerze, cały koncept z człowiekiem na dachu wziął się z chęci wzmocnienia wrażenia “dziewiętnastego wieku w przyszłości”, chociaż irracjonalny brak zaufania do autonomicznych pojazdów po ich upowszechnieniu uważam za całkiem prawdopodobny (i zabawny). 

@Finkla: Zwiększa opory powietrza, spowalnia ruch, żąda wypłaty, od klientów napiwków… ale co poradzić, jeśli znajdzie się dostatecznie duża grupa wywierająca nacisk, by nawet automatyczny samochód był w jakimś stopniu pilnowany przez człowieka? Zapewne to takie rozwiązanie wprowadzone na szybko, bo faktycznie, nie jest to zbyt solidny projekt ;)

Co do przecinkologii – eh, z nią zawsze są problemy :( Postaram się ją jakoś uporządkować.

@joseheim: Dziękuję za wskazanie błędów.

Dziękuję za przeczytanie… I no wreszcie ktoś, kogo to opowiadanie smuci zamiast bawić ! :D

Ok, łapię. Więcej neurożelu. Zrobi się (w bliżej nieokreślonej przyszłości, ale się zrobi) ;-)

@belhaj: Cieszę się, że pomysł (w każdym razie ten na postać teściowej) Ci się spodobał.

@regulatorzy: Zapewniam, że przedstawiona w opowiadaniu teściowa była oparta na dwóch żywych osobnikach, dzięki zeznaniom spokrewnionych świadków i obserwacjom własnym autora. Tak, demony są wśród nas. Ale zwykle nie mają kotów ;)

Należy dodać, że sam wierzę, iż są to wyjątkowe przypadki.

@bemik: Nic tak nie bawi jak ludzie sprowadzeni do stanu zwierzątek/warzyw? ;) A poważnie, opowiadanie faktycznie jest raczej humorystyczne, aż do zakończenia (a może ono też jest zabawne?).

Przysiągłbym, że w tej wersji tekstu odmiana “żelo-głowów” była już poprawiona… W każdym razie, dzięki za zwrócenie na to uwagi. 

 

Dziękuję za komentarz. W kwestii neuro-emulsji, może powinienem był napisać w przedmowie, że opowiadanie było pisane na konkurs. Tematem, na który pisałem była teściowa, stąd element science-fiction zepchnięty na dalszy plan. 

Dziękuję za komentarz – miałem dzisiaj ciężki dzień, a Twoja wypowiedź nieco go rozjaśniła :)

A jednak, jeśli kolejne już moje opowiadanie okazuje się niezrozumiałe, powinienem potraktować to jako formę krytyki – nawet jeśli nieświadomej. Jest to coś, na co powinienem zwrócić uwagę i, w miarę moich możliwości, wyciągnąć wnioski.

@Teyami: Miło mi, że ten pomysł na wykorzystanie zombie się spodobał. Dzięki za komentarz.

@regulatorzy: Hmm… muszę przyznać, że trudno mi przyjąć tego rodzaju krytykę (nie mam na myśli korekty gramatyki, powtórzeń etc.), mimo to spróbuję coś z niej wyciągnąć. Również, dziękuję za komentarz.

Skoro tak, cieszę się, że opowiadanie mimo wszystko podtrzymało twoje zainteresowanie (nawet jeśli tylko średnio).

Zgadza się, to mapka myśli – składać się miała (w zamyśle) z notek, wypisów z artykułów etc.

Zdania w cudzysłowach to właśnie fragmenty z mapki.

@Finkla: Najwyraźniej otwarte zakończenie, nawet jeśli tylko lekko, nadal nie jest dla każdego – przykro mi, że Cię zirytowało. Przecinek wstawię w oka mgnieniu, a co do sześciolatków w przedszkolach… nie wiem, niedopatrzenie? Może apokalipsa zombie zmieniła co nieco? Inni ludzie doszli do władzy? Albo ja jestem do tyłu?

@śniąca: Cieszy mnie ogromnie, że się podobało :)

 

Nic nie ujmując temu tekstowi, odczuwam silne deja vu względem innego opowiadania vyzarta – “Ceny utopii”. Inżynieria magiczna, urząd próbujący zniewolić magów, zapowiedź rewolucji… Oczywiście, pewne szczegóły się nie zgadzają, choćby system magii. Moim zdaniem, ciekawszy w “Cenie…” niż w “Upragnionej wojnie”. 

I oba teksty czyta się jak trochę jak prolog (pfu, pfu i odpukać w niemalowane glifami) do czegoś większego.

Niby nie ma “Ślepopisania”, ale Peter Watts zdaje się atakować zewsząd! Z zapowiedzi(bo “Echopraksja”), z działu opowiadań, nawet z felietonu Kosika wyskakuje odniesienie do “Ślepowidzenia”. Paradoksalnie, bez “Ślepopisania” w numerze jest więcej Wattsa niż z ;)

Najwyraźniej Unfallu… przy okazji, prosiłbym o wypisanie z listy poszukujących zespołu.

Zabawne – na liście poszukujących drużyny zostało już równo czterech użytkowników, a zespołu nie ma…

Rozumiem cię Panie, jednak sam, niestety, cierpię na deficyt alternatywnych osobowości, więc zmuszony jestem szukać drużyny[;)]… Poza tym, sądzę, że Unfall i tak nie uzna twoich osobowości, przynajmniej bez zaświadczenia  lekarza psychiatry o schizofrenii ;)

Wyrażam chęć przystąpienia do konkursu i poszukuję zespołu.

 

Cóż Adamie, wskazana przez ciebie niespójność mogłaby zostać przeniesiona na sferę militariów: “Skoro mamy broń palną i masowego rażenia, to kto zainteresuje się >>symulatorem<< walki na miecze i kupi go?”. 

Co do reszty – jest mi przykro, że nie zrozumiałeś, to czego nie zaakceptowałeś jest twoją prywatną sprawą, zapewne związaną z poglądami. Nie mieszam się w to, bardzo dziękuję za komentarz.

Dobrze, czas odpowiedzieć na komentarze.

Dziękuję za wszystkie pozytywne reakcje, rozumiem, jeśli dla niektórych opowiadanie jest zbyt dziwaczne.

@regulatorzy, przykro mi czytać, że treść opowiadania zupełnie do ciebie nie trafia. Gdybyś mogła precyzyjniej wyjaśnić, czego nie zrozumiałaś, może dałoby się nieco objaśnić.

@AlexFagus po prawdzie, do głowy by mi nie przyszło, że growa adaptacja “South Park” może stanowić dobre przygotowanie przed lekturą tego opowiadania ;)

Krótki tekst, potencjał na pchnięcie pseudo-Nekronomikonu i w ramach ilustracji konkursu kadr z Ghost Busters… całkiem prawdopodobne, że wchodzę ;)

Z jednej strony – komentarz od dja. Z drugiej – chyba najlepiej będzie, jak zacznę się lansować na niezrozumianego artystę :P 

A poważnie, skojarzenie słuszne, choć nie to jest sedno tekstu. Jak pisałem we wcześniejszym komentarzu, najwyraźniej nie byłem w formie pisząc to opowiadanie. Termin mnie gonił, a miałem pewność, że więcej czasu mieć nie będę – ale to nie jest żadne usprawiedliwienie :P

20.000 znaków… właśnie kończę, bo akurat miałem koncepcję idealną do konkursu gotową tak od miesiąca i wychodzi jakieś 10.000… do diaska, najwyżej wstawi się poza konkursem! 

Przepraszam, jeśli obraziłem czyjąkolwiek inteligencję moim opowiadaniem. Najwyraźniej nie jestem aktualnie w najlepszej formie. 

 

Moi drodzy czytelnicy, być może faktycznie brak w moim opowiadaniu precyzji, co wynika z faktu, iż nie dysponowałem zbyt dużą ilością czasu (i nadal nie dysponuję). Pomysł na opowiadanie przyszedł mi do głowy nieco spontanicznie, możliwe, że zabrakło w nim istotnych szczegółów, chociaż z mojej perspektywy jest ono kompletne.

Poniższe objaśnienie może nieco popsuć wrażenia z lektury (lub je poprawić) toteż odradzam czytanie go, przynajmniej przed zapoznaniem się z tekstem:

 

Projekt, zespół, rakieta… te elementy wydawały mi się względnie spójne.

Zmiana w mózgach i słowa “Bach&Bell” na strzelistym monumencie nieruchomej rakiety… “Bach&Bell”. No i tytuł – ciekawych odsyłam do słownika łaciny.

Mam nadzieję, że teraz opowiadanie stało się dla wszystkich jasne :)

Pozdrawiam, 

Zatrakus

Cóż… wioślarz jest słabo wyposażony. Tak jak pewna postać z "Jądra ciemności". Którą jest. Więc, to dosyć istotne, bo czyni tekst spójnym.

Po prawdzie, więcej nie ma… chyba :O

I dziękuję :)

A autor ceni sobie opinie wszystkich, zapamiętuje je i dokładnie analizuje :)

Obiecałem nie tłumaczyć, obiecałem nie tłumaczyć, obiecałem… i nie będę.

Spokojnie michalusie, nie ty pierwszy i nie ostatni nie rozumiesz "Brzęczcie dzwonki sań…" – najwyraźniej to poziom surrealizmu zrozumiały tylko dla autora ;) Bywa.

Nie będę tłumaczył, nie… chociaż "Jak zdewaluowałem…" jest dosyć zawiłe, przyznaję. Co do "Dreamcastera"… to tylko taka złowroga wizja gier, która plątać się może po głowach co poniektórych rodziców. Dzieciak ją przywołuje, żeby staruszkowi nie było żal samowolnie sprzedanej przez chłystka konsoli – w końcu zobaczył, że gry i konsole to to samo co mord i narkotyki!… Do kroćset, jednak palnąłem objaśnienie!

Dziękuję za komentarze, zarówno Bohdanowi jak i Michalusowi.

Faktycznie, jak zauważył Michalus, rozpiętość tematyczna jest duża; trudno mi utrzymać moje twory w jednej konwencji, gdyż w moim umyśle panuje lekki chaos. 

Michalusie, gdybyś był tak miły i wskazał te drabble, które nie przypadły Ci do gustu, byłbym wdzięczny :). O to samo prosiłbym innych czytelników. Pozwoli mi to zrozumieć, co robię nie tak, poza odwracaniem uwagi od poszczególnych opowiadań umieszczając je w zbiorku ;)

Cóż, kozajuniorze, niestety, raczej Ci nie pomogę. Ot, pozwalam swoim myślom krążyć po nieszczególnie normalnych torach nakreślonych w moim mózgu i chwytam się różnych dziwnych koncepcji, które migają mi po drodze (albo przynajmniej tak to sobie wyobrażam). Poza tym – część wykorzystanych w tym zbiorze pomysłów rozważałem pierwotnie jako bazę pod dłuższe opowiadania. Tyczy się to "Dreamcastera" i "Jak zdewaluowałem starożytnych Greków".

Finklo, obawiałem się, że opisane przez Ciebie zjawisko może wystąpić. Pozostaje liczyć, że ktoś zwróci szczególną uwagę na jeden z drabbli i jednak zapamięta, wspomni w komentarzu…

Cóż, uznałem, że nową stronę chcę obdarzyć czymś "większym". Zabrakło mi czasu na kompleksowe przemyślenie zmian w fabule, by moje nowe, większe opowiadanie nadawało się do publikacji.  Dlatego też wykorzystałem kłębiące się w mojej głowie pomysły, by stworzyć kilka drabbli. Przy okazji znacznie skróciłem czas niezbędny do umieszczenia każdego z nich pojedynczo.

Dziękuję za pozytywną opinię :)

W porządku, jakoś przeboleję, ale dobrze, że mnie poinformowałeś, przynajmniej nie będę czekał na próżno.

Uczestników bety, którzy jeszcze nie przesłali swoich opinii na temat tekstu, prosiłbym o kontakt i informację o przybliżonej dacie przesłania wrażeń. Nikogo nie popędzam, ale chcę mieć pewność, że pozostali dwaj betowicze: a) żyją b) pamiętają o becie c) mają nadal dostęp do Internetu

Cóż vyzarcie, wydawało mi się, iż zastosowałem dostatecznie czytelne odniesienia: wszystko, co napisałem na temat Vilara mogłoby paść również w kontekście Bitcoina, nawet początkowo rozważałem umieszczenie w opowiadaniu rzeczywistej wirtualnej waluty. Zrezygnowałem, bo jednym z założeń historii było to, że podobne środki płatnicze mogą równie szybko zyskać astronomiczne wartości, co zniknąć. Jeśli chodzi o odniesienie do "Kordiana"… wydawało mi się kompletne: Astarot, czyli diabeł, który przyniósł zegar w Przygotowaniu; wzmianka o tym, iż zegar zawiódł w 1799 roku; stwierdzenie o "napędzaniu duszami potępionych". Chyba musiałbym wprost powiedzieć, do czego chcieli go użyć albo wspomnieć, że opisał to Słowacki, by kontekst ten stał się bardziej czytelny :P

Oj, czyli trzeba by zacząć ewakuację opowiadań na nową stronę? Dobrze, że mało tego póki co wrzuciłem, szybciej pójdzie(a mniej godne istnienia twory pozostawi się w niebycie ;)).

A mimo to czasem chcą kontrolować świat, jak w "Kordianie"… ;) Zegar sugeruje, że to mogą być ci sami Mefisto i Astarot, co w dziele Słowackiego.Skoro kombinacje z tworzeniem przywódców powstania wiele nie dały, może masa forsy lepiej sie sprawdzi?

A po co im dusze grzeszników? ;) I czy diabłów, jako zupełnie oderwanych od Boga, nie napędzają wszystkie grzechy, w tym chciwość?

Cóż, byłem przekonany, że to opowiadanie jest w miarę przejrzyste… diabły próbują sobie odorobić, jak mogą. Zegar z Przygotowania z "Kordiana" posłużył jako baza pod piekielne maszyny liczące i komputery, które okazały sie niezwykle przydatne, gdy standardowe metody pozyskiwania funduszy(kuszenie, pakty na rozdrożach) stały się z czasem nieefektywne. Wtem jednak okazało się, że maszyny liczące mogą posłużyć do zbicia foruny na "wykopywaniu" wirtualnej waluty podobnej do Bitcoina, zwanej Vilarem. W końcu i ta metoda przestała działać, bo kurs takich wirtualnych walut ma tendencję do błyskawicznych zmian, w tym dewaluacji, bo jego wartośc oparta jest tylko na wierze użytkowników. Zdesperowany Astarot postanawia wejść w spółkę z dobrze prosperującą, "bożą" firmą, która wyrosła z wykorzystania studni geotermalnych do produkcji energii. Firma ma swoje korzenie w interesach Ojca Rydzyka… ot, całe wyjaśnienie :)

Bardzo interesująca interpretacja homarze ;) Zwłaszcza, że bohater ma wyraźne pozwolenie na nieróbstwo. Zgadzam się, że udawanie pracy jest destrukcyjne dla człowieka, stąd kontrola kaduceuszem. Sęk w tym, że facet spełnia swoje zadanie, bo bierze odpowiedzialność za wnioski. Czuje się dobrze i jego praca to tylko składanie podpisów, więc nie odczuwa przy tym dyskomfortu związanego ze wspieraniem zła. Dlatego pozwalają mu robić, co chce, dopóki utrzymuje się najmniej apatii, chociaż wszystko wyżej, aż do euforri pewnie też byłoby w porządku.

Zacna analiza, naprawdę mnie cieszy :) A że mogłaby być dłuższa niż sam tekst? Cóż, jeszcze nieco do wydobycia pozostało, choć, jak już napisałem, Twoja wypowiedź jest naprawdę pięknie przenikliwa. Resztę przekazu przedstawiłem w komentarzu pod "Język – to żyje (Polemika z felietonem Rafała Kosika)" Waranazkomodo: W swoim opowiadaniu „Komfort” przedstawiłem zjawisko stojące częściowo za negatywną przemianą rzeczywistości, w tym języka. Wystarczy, że przyjęcie danej rzeczy upraszcza życie, czyni je lżejszym, by została ona zaakceptowana przez społeczeństwo.

Wspaniale, nie mogę się doczekać :)

Opowiadanie z finału Nowych fantastycznych pojedynków*. Będę wdzięczny za opinie o tym jak jest napisane, na temat pomysłu i informacje, jak poszczególni czytelnicy zrozumieli mój twór. Życzę miłej lektury! *a tu nieco autopromocji :)

Opowiadanie, które brało udział w Nowych fantastycznych pojedynkach. Będę niezmiernie wdzięczny za wszelkie, mniej lub bardziej konstruktywne*, opinie o nim. Życzę miłej lektury! *;)

O, to miejsce, w którym zostałem poinformowany o nieposiadaiu przeze mnie mózgu?

Cóż, waranie(tym razem się nie pomyliłem, ha!) nie mówimy tu tylko o manipulacji językiem, ale i do pewnego stopnia ludzką świadomością, ODCZUWANIEM języka. To, jakie emocje i reakcje powiążemy z danym słowem jest istotniejsze od słownikowych definicji, które ludzi mogą znać(w większości nie znają), a tym jak naprawdę je postrzegają. Więcej napisze później, teraz odrobinę się spieszę(podpowiedź– będzie o psie Pawłowa ;)). Pozdrawiam, Zatrakus

Spokojnie, jakość ponad pośpiechem! Prześlę dziś wieczorem tintinie :)

Cóż koiku, muszę przyznać, że zgadzam się zarówno z tekstem Kosika, jak i z twoimi twierdzeniami. Bezsprzecznym faktem jest, iż język ma żywą naturę, zmienia się, ewoluuje. Jednakże podane przez Kosika przykłady, dajmy na to słowo "ekologiczny", wskazują na modyfikowanie tego procesu. Uznajesz, że naturalnie pewne słowa tracą swoje znaczenie bądź po prostu je zmieniają. Kosik wskazuje zaś niektóre wyrazy, które zostają odcięte od znaczenia pierwotnego, nawet jeśli jest ono nadal aktualnym przedmiotem bądź zjawiskiem. Błędem, tym, który razi przy czytania felietonu, jest założenie, iż mamy do czynienia z procesem prowadzonym odgórnie, planowo, świadomie przez jakąś „złowrogą siłę”. Takie wrażenie się odnosi, czyż nie? Iż właśnie podobny pogląd towarzyszył autorowi, powołującemu się na „Rok 1984”. W swoim opowiadaniu „Komfort” przedstawiłem zjawisko stojące częściowo za negatywną przemianą rzeczywistości, w tym języka. Wystarczy, że przyjęcie danej rzeczy upraszcza życie, czyni je lżejszym, by została ona zaakceptowana przez społeczeństwo. Dlatego odcięcie słowa „ekologia” od trudnej i nie do końca zrozumiałej nauki o zależnościach w przyrodzie, a uczynienie pustym, marketingowym synonimem dobrego, zdrowego produktu, znajdzie swoją niszę w ekosystemie znaczeń, a złożona, niejednoznaczna wersja – „wymrze”. Nie dojdzie do tego przez  jakąś wielką, planową manipulację. Skądże znowu. To rodzaj propozycji, w której reklamodawca czy przedstawiciel konkretnego światopoglądu proponuje własne, wygodne rozwiązanie, a ludzie przyjmują je jako łatwiejsze. Wszak to właśnie społeczeństwo kreuje język, akceptując i powielając jedne rozwiązania, a odrzucając drugie. W procesie ewolucji języka nie muszą zaś wygrać znaczenia bogatsze, te zanikają naturalnie w ludzkim dążeniu do uproszczenia komunikacji oraz pomniejszenia wysiłku związanego z myśleniem. Tak też, w wyniku zwykłej, dobrej, nienaruszonej ewolucji języka stawać się on może uboższy, bez udziału żadnego Ministerstwa Prawdy albo tajnego spisku. Na koniec proszę, by mnie źle nie zrozumieć – oczywiście, wiele słów traci znaczenie, inne zyskują wiele nowych, lecz przy celowej presji ze strony jakiegoś podmiotu zdolnego wpływać na ludzkie myślenie(których jest całkiem sporo i o różnorodnych celach, często nie złowrogich, a zwyczajnie komercyjnych) może dojść do wypaczenia bądź ograniczenia znaczeń jakiegoś słowa w konkretnym kierunku, korzystnym dla podmiotu wywierającego presję. To jest właśnie, moim zdaniem, słuszny element koncepcji Kosika, który należałby zapamiętać i przemyśleć.

Hanzo, widzę, że pięknie i umiejętnie realizujesz swoją miłość do Lovecrafta poprzez literaturę. Sposób, w jaki to robisz ujął także mnie i tylko jedno zgrzyta… ile zamierzacie, razem z lady raven, kazać czekać stęsknionym czytelnikom na kontynuację "GDYBYM TO JA UKRADŁ SŁOŃCE"? Co? ;) Naprawdę, jestem przekonany, że nie tylko ja czekam, a powyższe opowiadanie, chociaż bardzo dobre, stanowi również świetny pretekst, by przypomnieć o innym projekcie, nad którym, mam nadzieję, pracowałeś przy okazji :)

Niestety, andrzeju, ale niezależnie od stanów emocjonalnych komentatorów nie można nazwać Twojej, ehm, "twórczości", inaczej, niż grafomanią. Reakcje, które uznajesz za agresywne czy wymierzone w Twoją osobę tak naprawdę stanowią silną, alergiczną reakcję na kaleczące mózg linijki twoich tekstów, zarówno wcześniejszej, jak i obecnie komentowanej wersji. Czytaj, czytaj i pisz dużo(ale na początek – do szuflady). Gdy znajomi stwierdzą, że Twoje teksty stały się "zjadliwe", wróć do publikowania tutaj, by poddać się sprawiedliwej ocenie i eliminować błędy.

Nowa Fantastyka