Profil użytkownika


komentarze: 456, w dziale opowiadań: 213, opowiadania: 155

Ostatnie sto komentarzy

Przepraszam wszystkich za opieprzanie się, ale miałem nieplanowany wyjazd. Dzisiaj usiadłem i napisałem. Nie sprawdzałem, więc przepraszam za błędy. Kto następny?
Pozdro :)

Mara, życie nauczyło jednego. Niemal za każdym razem, gdy mistrz pakował ich w kłopoty, czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku i nieodparte przeczucie, iż coś pójdzie nie tak. Gdy unieśli się w górę za przewodnictwem bóstwa, chłopakowi tak mocno zakotłowało się w bebechach, że niemal zwymiotował na podążającego za nim Obrzynka. Na całe szczęście zatrzymał zawartość treści żołądkowej w ustach, po czym przełknął zaciskając zęby.

Czarodziej niemalże promieniował z radości, na myśl o gościnie  w świecie bogów, który znajdował się właściwie gdzie? Na niebie? W obłokach? Czy na jakimś pradawnym płaskowyżu? Horn zdawał się tym nie przejmować. Z niecierpliwością zacierał ręce i oblizywał wargi, niemal gwałcąc wzrokiem lubieżne nimfy.

Obrzynek - wykapany ojciec - objął dwie nimfy w pasie i omal nie spłonął, gdy trzecia zaczęła mu gmerać przy rozporku - a należy dodać, że wszystko odbywało się w locie potęgującym emocje. Mar musiał przyznać, że radził sobie wiele lepiej od ojca. Na pewno rezultat jego młodego wieku i braku pomarszczonej gęby czarodzieja.

I Horn w końcu dopadł nimfę, którą natychmiast złapał na cycki. Ta przyssała się do ust czarodzieja obdarowując go namiętnym pocałunkiem. Czarodziej nawet nie próbował ukrywać wypukłości między nogami. Mar musiał przyznać, że jak na mężczyznę w jego wieku, reagował bardzo szybko.

Wtedy chłopaka dopadła nimfa przytulając się nagim ciałem. Początkowo protestował, lecz nie mógł długo się opierać. Instynkty brały górę nad rozumem, a na dodatek nimfy sprawiały wrażenie piękniejszych niż w momencie ich przybycia. Każda biła na głowę najwspanialszą kobietę jaką kiedykolwiek widział.

Jednak złe przeczucie nie znikało. Ta przygoda nie mogła się skończyć dobrze.

Delikatne, spragnione palce wodziły po jego ciele.  Mar poczuł, że sztywnieje. Przylgnął ustami do ust nimfy ucieszył się niezmiernie, kiedy poczuł obok siebie kolejną.

- Jesteśmy niemal na miejscu - oznajmił satyr. - Nie zmarnujcie wszystkich sił, gdyż będzie wam potrzebna podczas uczty i... zapewne orgii.

- Na co nam uczta! - zakrzyknął czarodziej. - Dawaj wasz boski trunek i zabawmy się z twoimi boskimi dziewczętami.

Mar ocknął się. Rozejrzał wokół. Znaleźli się w przeciwnym, zaprawdę wspaniałym miejscu. Wokół nich rozpościerały się wspaniałe ogrody, pełne intensywnie barwnych kwiatów i kwitnących jabłoni. Pobudzająca woń pyłków przyjemnie łechtała zmysły. Mar myślał, że znalazł się pod wpływem słabego narkotyku, powodującym przyjemne zawroty głowy i wzmożoną percepcję. Podejrzewał, że piękniejsze miejsce nie może istnieć. Że nigdy nie będzie chciał opuścić krainy bogów. Pragnął zawsze czuć sprężystą, skroploną rosą trawę, na której właśnie wylądował i dotyk jędrnych, kobiecych piersi na jego torsie.

Podbiegł do skąpanej w słońcu sadzawki. Wszedł do ciepłej wody i urwał dwa białe kwiaty lilii wodnej i podarował nimfom, które obdarowały go rozpalającymi w nim ogień pocałunkami. W koło nich latały motyle o bzykały pszczoły fruwające z kwiatka na kwiatek. Dwa białe króliczki kicały w oddali podążając w kierunku czarodzieja, a dwa białe jak śnieg łabędzie splotły swe szyje, w miłosnym geście.

Świat, w którym się znaleźli wydawał się w oczach chłopaka tak wspaniały, że niemal absurdalny. Wyidealizowany i słodki niczym kremówki. Brakowało mu jedynie ogromnej tęczy i galopującego po niej w chmurach złotego pyłu, różowego nosorożca.

Ta myśl otrzeźwiła Mara. Pokręcił głową jak miał w zwyczaju po obudzeniu się z nazbyt realnego snu. Przekonany, że wszystko zamieni się w koszmar, zdziwił się, gdy nadal znajdował się w tym samym miejscu. Jednak podejrzenie zakwitło w nim ponownie wraz z powrotem ucisku w żołądku. Odnalazł wzrokiem mistrza, a wraz z nim całą resztę z Satyrem na czele, dyrygującym służbą podającą jadło i napitki.

 Odtrącił od siebie nimfy i podążył w stronę towarzyszy. Bogato nakryty stół sprawił, że momentalnie nabrał apetytu. Wszystko wyglądało i pachniało wyśmienicie. Prócz soczyście wypieczonego indyka i prosiaka z jabłkiem w pysku, na stole znajdowały się misy wypełnione owocami i złote kielichy, napełnione równie złotym napojem.

- To wspaniałe! - zachwycił się czarodziej zasiadając do stołu. -Jedzmy i pijmy! Bawmy się! Synu. Uczniu. I ty, olbrzymi dziwaku. Bierzcie dziewki i zasiadajcie do uczty!

- I jak podoba się uczta? Czyż nie jestem hojny i wspaniały?

Horn urwał udo indyka i ugryzł soczyste mięso. Tłuszcz spływał mu po mordzie i skapywał na talerz.

- Wyborne!

- Napij się boskiego nektaru. Dopiero dowiesz się co może być najwspanialsze na świecie.

Czarodziej wychylił kielich i wyżłopał całą zawartość. Zrobił tak wielkie oczy, że Mar pomyślał, że zaraz mu wypadną.

- Nigdy wcześniej - zaczął Horn - tak wspaniałego...

-Tak, tak - przerwał mu Satyr. - Wypij jeszcze. Zwykły śmiertelnik prze przechylił więcej niż trzy kielichy.

Siedząca obok nimfa nalała mu nektaru po sam czubek. Czarodziej wziął łyk, drugi i wypluł zawartość na stół.

Zaczęło się. Pomyślał Mar. Jedna z nimf chwyciła go za rękę i przyłożyła do swojego krocza. Nie protestował. Był zbyt ciekawy przebiegu wydarzeń.

- Ty jesteś...

- Tak jestem - przyznał Satyr.

- Ty naprawdę jesteś.

- Trudno żeby mnie nie było, skoro mnie widzisz.

- To niemożliwe.

- Owszem możliwe.

- Mistrzu...

Co?! Tym razem Mar zrobił wielkie oczy.

Czar prysł.

Cały krajobraz zakrył mrok, stół znikł, potrawy zamieniły się w śmierdzące rybie ości, nimfy w świnie a wszyscy, oprócz mistrza jego mistrza, wylądowali w błocie.

Czarodziej zwymiotował pod siebie.

- Co to było? - zapytał.

- Końskie szczyny - odparł drugi mistrz. - Przecież powiedziałem, że więcej niż trzech takich porcji jeszcze nikt nie wypił. Nawet jeżeli zakład szedł o największe - jak dla wieśniaków - pieniądze.

Czarodziej zwymiotował ponownie.

- Mistrzu Henryku - powiedział Horn. - Co zrobiłem, że mnie tak ukarałeś. Omal nie przeleciałem świni!

Mar dopiero zrozumiał, że jego dłoń spoczywa  nadal we właściwym miejscu świni. Z obrzydzeniem cofnął rękę, a zwierząt uciekło w sobie tylko znanym kierunku.

- Hornie - zagrzmiał Henryk.

Mar zauważył, że jego twarz się zmieniła. Wydawało mu się, że ma ponad sto lat.

- Hornie - powtórzył. - Nadużyłeś zaufania Rady i przymykania oczu na twoje wybryki. Sprawiasz hańbę wszystkim czarodziejom. Dlatego na mocy decyzji Rady Magów odbieram twoje moce na czas nieokreślony. Tym razem nie ujdą ci na sucho twoje występki. W imieniu rady proszę cię o oddanie laski, która zostanie przełamana na oczach tych oto świadków -wskazał na Mara i pozostałych. -Proszę oddaj laskę!

Horn z niechęcią oddał laskę, która towarzyszyła mu od połowy życia.

Mar zakrył uszy przed trzaskiem.

- Chłopcze - zwrócił się do Mara. - Nic już nie łączy cię z tym człowiekiem. Może być ci przyznany nowy mistrz, lub - jeżeli taka twa wola - możesz zostać z tym idiotą i pomóc mu odzyskać moce i... Najwyraźniej trzeźwe myślenie. Pytam się co postanawiasz?

Tam od razu niebezpieczny. Ale jakie możliwości :)

- Taki wielki czarodziej, a do niczego nieprzydatny - stwierdził gospodarz, po czym kaszlnął gwałtownie. Słabe płuca po chwili biegu domagały się tlenu. - Wielu już takich widziałem. Przez kilku dorobiłem się problemów, ale jeszcze nikt nie podpalał mi chałupy!

- Uwierz mi, że bywało gorzej - odparł Mar wspominając odwiedziny czarodzieja w burdelu. Tylu wściekłych dziewek na raz jeszcze świat nie widział. Na dodatek wszystkie piękne i nagie, i ani jednego ciuszka w całym budynku. Mistrz zdematerializował całą odzież. Dopiero później się okazało, że  jest wstanie takiego upojenia, iż nie potrafi cofnąć  prostego zaklęcia. Czarodziej dolewał oliwy do ognia krzycząc: „Wy jesteście dziwki! Na ulice! Niech was ruchają!" Chyba przez przypadek posłał iskrę z laski i czerwone sztory zajęły się ogniem.

Niestety burdelu nie udało się uratować.

Laska! Serce chłopaka zatrzymało się na długą chwilę.

- Nie mamy laski - w odpowiedzi Horn zwymiotował mu na buty.

Mężczyźni dotarli do drzwi od piwnicy. Gospodarz uchylił je, podpalił lampę stojącą przy wejściu. Ciepły blask płomienia oświetlił mroczne wnętrze.

- Schodzimy - powiedział i otarł pot z czoła.

- Zwariował pan! Mistrz mnie zabije jak jego laska przepadnie. Jego moce staną się ułomne.

- Wtedy może nie narobi nikomu tylu problemów.

Mar oddał czarodzieja w ręce gospodarza i  zawrócił się do pokoju. Na szczęście płomienie nie wdarły się jeszcze do środka. Na zewnątrz rozwścieczona tłuszcza domagała się czarodzieja. Chłopak domyślał się, że podkładali ogień w innych miejscach. Mieli zamiar ich wykurzyć. Oby gospodarz miał jakieś sekretne wyjście z piwnicy.

Laska leżała na łóżku. Dziw, że wcześniej o niej nie pomyślał. Chwycił ją i zawrócił się do piwnicy. Gospodarz i wymiotujący czarodziej czekali już w środku.

- Co teraz?

- Ukryjemy się - odparł. - Za tą ścianą - wskazał ręką - znajduje się dodatkowe pomieszczenie. Płomienie tu nie dotrą, więc jesteśmy bezpieczni.

- Mamy się ukrywać jak szczury? Myślałem, że nas stąd wydostaniesz! Kiedy budynek spłonie i tak nas znajdą!

Mar zaczynał wątpić w dobre zakończenie. Jeżeli Horn szybko nie wytrzeźwieje, nie poradzą sobie z rozwścieczonym tłumem. Nie będę pił piwa! Buntował się czarodziej minionej nocy. Mieszanie alkoholi to zły pomysł. Twierdził. Jakby niemieszanie  i dalsze picie gorzały było dobrym pomysłem. Później do towarzystwa dołączył ten starzec i mistrz nie wytrzymał jego buńczuczności. Stary i głupi jak dziecko dlatego wpadł na kolejny dobry pomysł zamieniając go w małego chłopca. Całe szczęście, że nie wysadził budynku w powietrze!

- Wchodzimy - mężczyzna pociągnął za dźwignię umocowaną na ścianie i ku zdziwieniu Mara otwarło się przed nim obszerne wnętrze.

- Wybudowałeś schron na wypadek wojny? A jak działa ten mechanizm?

Mar nie doczekał się odpowiedzi, gdyż czarodziej zaczął wracać do przytomności.

- Czekajcie, czekajcie - wybełkotał. - Gdzie ja jestem?

- Ten dzieciak... Ten dziad, którego zamieniłeś w chłopca chce cię dopaść. Uciekliśmy do piwnicy.

- Uciekliśmy? - zdziwił się czarodziej. - Mar, my nie uciekamy.

Horn zadziwiająco szybko pochwycił swoją laskę. Podpierając się na niej i chwiejąc niebezpiecznie na boki, ruszył w kierunku schodów, nadal poruszając się zaskakująco szybko.

- Co on robi! - wrzasnął gospodarz. - A zresztą - machnął ręką. - To nie moja sprawa - i ruszył w stronę ukrytego pomieszczenia.

Mar zacisnął pięści przygotowując się na najgorsze.

Robert, jeszcze Jerzy Faer chciał tam gdzie mniej ludzi. Gdzieś tam wcześniej, coś pisał. Ja dodam jutro. Dzisiaj nie dam rady skończyć.

Notatnik Śmierci :) Gdyby tylko taki mieć...

Czyli już zaczynamy, tak? Do kiedy mamy czas z napisaniem pierwszej części? I rozumiem, że Robert będzie na czwartym miejscu do Kapelusznika? Robercie, oznajmij nam ostateczne decyzje :)

Oczywiscie sie zgłaszam. Najlepiej jak będziemy jechać na dwa fronty. Skoro na kapelusznika się już zgłaszają, to dla odmiany idę na "Niemiłe początki kaca"

Z punktu widzenia geologii każde złoże jest anomalią? A później piszesz, że anomalia to zjawisko, którego nie można wyjaśnić? Przecież każdy przedszkolak wie skąd się wziął węgiel w ziemi. Dlatego skąd stwierdzenie, że każde złoże jest anomalią? A w opowiadaniu zrozumiałem, że chodziło o zaginięcie ludzi, które nie jest anomalią geologiczną. Dlatego uważam, że źle użyłeś pojęcie anomalii. Albo czegoś nie zrozumiałem.
Moją główną uwagą są papierowe postacie. Piszesz po co się rozwodzić... A właśnie po to, że jak w tym kierunku ma iść literatura to ja podziękuję. I nie mówię o rozwodzeniu się na temat ludzkiej psychiki. Ująłeś to w ten sposób jakbym domagał się pełnego rysopisu psychologicznego i wnikanie w cechy ich osobowości. Nie. To nie tak, więc nie przesadzaj.
Do reszty nic nie mam. Piszesz ładnie, tylko sucho, bez emocji. Jakby podać na obiad ziemniaki bez kotleta.

Opowiadanie dobrze napisane. Podobało mi się, że nie bałeś się używać wulgaryzmów i nie uraziła mnie ich ilość. Mimo tego opowiadanie nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Chciałeś wulgarnie, obrzydliwie i krwiście, co udało Ci się w zupełności. Lecz nie zmienia to faktu, że opowiadanie sprowadza się do pieprzenia z muchą.  Nic nie wiadomo o bohaterach. Jeden jest napalony i poddaje się manipulacji. „Oczywista oczywistość." Natomiast główny bohater w zasadzie nie ma żadnego znaczenia i odgrywa mniejszą rolę niż napalony idiota. Akcja rozgrywa się bardzo szybko i w zasadzie nawet nie pozwoliłeś mi się zagłębić w treść, a już dobrnąłem do końca. Początek również nie ma żadnego znaczenia. Mogłeś opisać powód wyprawy już w jej trakcie, a nie rozpisywać się o anomaliach geologicznych, których pojęcie całkowicie pomyliłeś. Anomalią mogłeś nazwać nadzwyczaj dużą ilość zaginięć, co nie sprawia, że jest to anomalia geologiczna.
Nie oceniam, bo dobrze napisałeś, jednak wiele zabrakło.

Ciekawa stronka. Właśnie się zarejestrowałem. Fasol, zaproszenie ślę :D

Świetne opowiadanie. Bardzo mnie wciągnęło i przeczytałem je z wielką przyjemnością. Czekam na więcej opowiadań :)

Nie załapałem. Może dlatego, że raczej nie przepadam za takimi tekstami. W gusta wszystkich nie trafisz. Jednak w komentarzu w opowiadaniu powyżej napisałeś, że chcesz więcej akcji. Dlatego proponuję żebyś zrobił to samo :) Widać, że dopiero zaczynasz. Powodzenia.

Może za mało akcji, ale jak dla mnie za dużo informacji jak na tak krótki tekst. Jakieś Rady, magowie, Bractwa, Starożytni, super smoki, potężne moce... Z tego książkę można zrobić :) Jak dla mnie za dużo zamieszania. Ale zobaczymy jak będzie dalej.

Dobre opowiadanie i ciężko się mi do czegoś przyczepić. Dobrze przeprowadzona narracja. Ogółem podobają mi się teksty gdzie występuje narracja pierwszo- i trzecioosobowa narracja. Główny minus opowiadania jest taki, że rozpoczęłaś od wątku wyruszenia w podróż, mającej na celu zbadanie niecodziennego zjawiska. Byłem przekonany, że wpleciesz wątek erotyczny w s-f, ale tego nie zrobiłaś. Na koniec bohaterowie ginął w wybuchu gwiazdy i tyle w tym temacie. Taki trochę wymuszony wątek s-f, nieco pozbawiony sesnsu. Ale ładnie napisane. Ortanie trochę przypominają mi Intruzów z cyklu "Hyperion; Endymion" Może inspiracja, może przypadek. Jakby nie było... 5
Ps. No i gdzie ta kontynuacja Corso i Jonesa? :)

Łowca snów to całkiem inna bajka. Polecam książkę, bo film jest po prostu do dupy. Co do opowiadania... Z początku pomyślałem, że czytam klasyczny horror o duchach, aż tu nagle wkracza do akcji duży robak. Wtedy już musiałem doczytać. Super. Na prawdę. Gdzieś tam znalazłem literówki i nawet powtórzenie, ale teraz nie mogę znaleźć.
Generalnie trzymasz poziom :)
Pozdro.

Ja już mam ochotę na kolejne odcinki. Tylko troszkę mniej zakręcone. Zamiast ustalenia zarysu fabuły (moim zdaniem psułoby to zabawę) proponowałbym konsultacje z autorem poprzedniego odcinka, żeby nie było żadnych nieporozumień prowadzących do nieścisłości w fabule. Myślę, że taka forma wspólnego pisania sprawi, że tekst będzie bardziej zrozumiały i spójny.

A co do krótkich zdań... Myślę, że zarówno długimi jak i krótkimi zdaniami trzeba nauczyć się dobrze operować. Masz rację meksico, że jest to związane z dynamiką. Podobnie jak krótkie akapity i rozdziały. Ale kiedyś czytałem opowiadanie na tej stronie, gdzie autor używał praktycznie samych krótkich zdań i myślałem, że szlag mnie trafi jak przez cały czas natrafiałem na kilka kropek w jednym wersie. Dlatego uważam, że potrzebne jest wyczucie. Potrzebne są zdania długie i krótkie. Po prostu trzeba wiedzieć jak je używać. Sam nie wiem do końca jak. Robię to raczej intuicyjne i cholera wie czy mi to wychodzi :D

Pozdro.

Piszesz zakończenie i wstawiasz. Tylko napisz do jajka żeby usunąć wersję roboczą i wstawił nową. Jestem ciekawy jak o zakończysz :)

Zaraz wyślę jeszcze poprawkę.

No wreszcie dodałem. Mam nadzieję, że trochę poukładałem wszystko i się inyym spodoba.
Robert, Tobie wyślę jeszcze całość z naniesionymi poprawkami (na czerwono), które musiałem zrobić. Później, jak już będziemy wstawiać właściwą treść zamiast tej co jest obecnie na stronie, to wstawisz to co wyslę. Chyba, że będziesz miał jakieś zastrzeżenia.
Generalnie chodzi o to, że Skugga odwiedza Brittę, a nie Kurio. Wcześniej jeszcze trochę słowa Bufy zmieniłem. Te dotyczące nieokreślonej podróży Kuria, co się komuś wymknął.
I teraz jest gytes majonez :)
Chyba :D

Kedrah Tertam rosło w siłę. Amorficzny kształt uniósł się wysoko nad ruinami gildii i zawisł na tle bursztynowych chmur. Dzień zbliżał się ku końcowi, a wraz z nim świat jaki był znany. Każdy człowiek i każde zwierze wyczuwało niebezpieczeństwo. Gdzieś na wschodzie, w oddalonej wiosce, w kołysce zapłakało dziecko. Żadna pociecha i ciepło kochającej matki nie zapewniło dziecku bezpieczeństwa. Serce matki biło szybko ogarnięte nieokreślonym lękiem.

Gdzieś w lesie, jeleń zawył przeciągle wzywając resztę stada. Wiatr zakołysał trawą, a dźwięk kopyt rozniósł się wokoło. Przerażone zwierzęta uciekły w głąb lasu, gdzie zawsze mogły czuć się bezpieczne. Lecz nie tym razem. Szeroko otwarte oczy i pilnie nadstawione uszy wypatrywały nie drapieżnika, tylko pradawnej mocy, której były świadome, mimo iż były pozbawione magii.

Wysoko pod sklepieniem chmur szybował jastrząb wypatrując zbłąkanego królika. Po wielu minutach wyczekiwania dostrzegł pożądany ruch w polu, przyjął pozycję do zanurkowania, po czym runął w duł za ofiarą. Wtedy poczuł ukłucie w sercu i stracił stabilność lotu. Opór powietrza wykręcił skrzydło ptaka, który teraz mógł się tylko przyglądać ucieczce królika i zbliżającej się w zawrotnym tempie ziemię. Wzrok ptaka zaszedł mgłą, gdyż dzięki małej iskrze magii zawdzięczał niespotykaną ostrość widzenia. Ptak spadł w wysoką trawę, łamiąc skrzydło. Nie umarł od razu. Czekała go długa i bolesna śmierć.

Pewien czternastoletni chłopiec, który nie był jeszcze świadomy swych olbrzymich mocy, osunął się na kolana pod wpływem zawrotów głowy, pośrodku utwardzonej kamieniami drogi. Poczuł kiełkujące ziarno smutku, drążące pustkę po czymś ,czego nie zdążył poznać, a czego już nigdy nie odzyska.

W ruinach zamku, przed którym ostrzegali swoje wnuki zatroskani dziadkowie, pulchna kobieta złapała się za serce, które zatrzymało się na niebezpiecznie długą chwilę, po czym zaczęło bić szaleńczym rytmem. W miejscu, gdzie od niezliczonych lat wyczuwała swą energię, teraz nie mogła odnaleźć nic prócz bezkresnej pustki. Każda próba dosięgnięcia mocy kończyła się porażką. Zdolność rzucania czarów przeminęła jak nieustająca młodość, o ile magia w jej wnętrzu nie powróci.

Mężczyzna tkwiący przez długie godziny we wnętrzu pułapki, upadł na plecy przebudzając się brutalnie ze snu pozbawionego obrazów. Usiadł na zimnej podłodze i pomasował zraniony tył głowy. Usłyszał płacz kobiety, która znał niemal od dziecka. „Przepraszam." Usłyszał w myślach ostatnie jej słowa, gdy niespodziewanie uderzył w niego strumień niebieskiego światła. Ona go pojmała. Ona zdradziła całą radę i powinna zapłacić za swoje czyny. I wtedy poczuł smutek, który mógł się zrodzić jedynie w obliczu niewyobrażalnie dużej straty. To jego moc rozpłynęła się niczym poranna mgła przed promieniami słońca. Choć był mężczyzną, jego oczy zaperliły się od łez.

Siedzący pod ścianą dorastający chłopiec, nie mógł pozbyć się zdziwienia kiedy ujrzał rozpływającą się w powietrzu niebieską bańkę, która ostatecznie znikła całkowicie w mrokach komnaty. Kobieta i mężczyzna wyglądali na całkowicie zdruzgotani, jakby dowiedzieli się o śmierci swoich najbliższych. Chłopak pokrywał w nich nadzieję na ocalenie. Jeżeli oni nie mogli stawić czoła niebezpieczeństwu, już nikt ich nie uratuje. Kiedy rozmyślał o niespodziewanej reakcji magów, poczuł to co oni. Choć na niższym, pierwotnym poziomie, nie tak dotkliwym i bolesnym, lecz poczuł niewyjaśniony lęk. Pragnął się schować w najciemniejszy kąt, by uniknąć niebezpieczeństwa. Jego ciało przeszedł dreszcz.

Kedrah Tertam zebrało już niemal całą magię, która znajdowała się na świecie. Pradawna siła nie przejmowała się cierpieniem i strachem oraz załamaniem równowagi świata, pasożytującego na jej energii. Tylko dwie istoty posiadały duże zapasy magii, niedostępnej dla Kedrah Tertam. Dwie istoty znające śmierć, które ją przezwyciężyły. Jedynie ponowna śmierć udostępni ich moc.

Kadrah Tertam ruszyło na północ. Nie mógł zabijać istot powracających do świata żywych, ale istniał ktoś, kto mógł posiąść całą moc i zabijać dla niego.

 

***

 

Czarny uśmiechnął się od ucha do ucha. Teraz stał się pewny, że cała rada poszła do piachu. Teraz nikt nie mógł ich powstrzymać. Jego błyskotliwy plan zapoczątkowany wiele lat temu okazał się doskonały w najmniejszych szczegółach. Co za głupcy! Wielcy Edgar i jego przeklęta siostra. Cała rada! Nie mieli pojęcia, że jego śmierć była celowym posunięciem. Tasris zrobił kawał dobrej roboty. Skugga również. Szkoda, że już ich nie zobaczy. Naprawdę wiele im zawdzięczał. Cóż... Nie każdy może być największym. Najbardziej przydatne były zdolności Dorby, który wskrzesi dla niego małą armię umarłych. Dzięki nim będzie mógł zapanować nad przestraszonym ludem, nie brudząc przy tym rąk. Tylko w przypadku silnego buntu użyje swej mocy. Bo kto może go powstrzymać? Kedrah Tertam odbierze najmniejszą cząstkę mocy znajdującą się na świecie. Tylko Dorba i on. Najpotężniejszy mag Czarny, który niebawem ogłosi siebie królem świata.

Czarny przez wiele lat zbierał informacje na temat pradawnej mocy. Nie raz kosztowało go to długim cierpieniem i narastającym zwątpieniem, czy to może mu się udać. Jednak z upływem lat nabierał doświadczenia i potężnej wiedzy, gdy w końcu stał się pewien, że wiedział już wszystko i postanowił umrzeć. Tego wielkiego dnia mógł napawać się swoim sukcesem.

- Jak tam nasze chodzące zwłoki?- zapytał oddalonego o kilka kroków Dorbę.

- Nigdy nie byłem w tym najlepszy, ale mogę zagwarantować, że w promieniu pięćdziesięciu kilometrów, wszystkie trupy wyłaniają się spod ziemi i zmierzają w naszą stronę - powiedział Dorba z nieukrywaną dumą. - Kiedy się przemieścimy będę mógł ożywić więcej umarlaków.

- Dobrze. Bardzo dobrze.

Czarny ponownie się uśmiechnął. Umarlaki nie posiadały żadnej mocy. Poruszały się bezmyślnie za pomocą magii i słuchały rozkazów pana. Dorba będzie doskonałym dowódcą jego armii.

Ciekawe co tam u siostry. Myślał Czarny. Biedna nie ma na pewno pojęcia dlaczego kazał jej pojmać Edgara i przybyć do jego tymczasowej siedziby. Ten manewr miał służyć rozproszeniu uwagi rady i przykuć ich do innego problemu, odwracając ich oczy od prawdziwego zagrożenia. Dzięki wysłaniu listu manipulował nią jak szmacianą lalką ciągając za sznurki. Groźba ataku nieuchwytnego Skuggi na niczemu winnych mieszkańców poskutkowała . Dobre lecz naiwne serce Britty nie mogło pozwolić na śmierć bezbronnych ludzi. Następnie jego siostra posłużyła się wskazówkami o zmianie treści listu i użyła potężnego czaru, obezwładniającego kolejnego wielkiego maga. Idioci nie mieli najmniejszego pojęcia co się kroi.

Czarny triumfował.

 

***

 

Kurio krzyknął na pogrążonych w rozpaczy magów.

- Co jest z wami!? Przestańcie natychmiast! Ja też się przestraszyłem. Nadal się boję, ale nie załamuję się tak jak wy!

Britta zdławiła z trudnością szloch.

- Nic nie rozumiesz - wydusiła z siebie. - To koniec. Nasz koniec.

Kurio nie potrafił zrozumieć.

- Jaki koniec? O czym ty mówisz. W końcu Edgar jest wolny, więc możecie postawić się czarnemu.

Edgar nie spojrzał na chłopca. Swe błyszczące nienawiścią oczy skierował w stronę Britty.

- Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś zdradzić wszystkich magów!? - zagrzmiał.

Britta skuliła się. Zmala pod wpływem zarzutów.

- Nie zdradziłam rady Edgarze. Nigdy tego nie zrobiłam To była największa konieczność. Czarny panował nad wszystkim od samego początku.

- Panował od samego początku? Co masz na myśli? - Edgar pokręcił głową. - Nieważne - powiedział. - Co się dzieje z nami? Gdzie się podziała nasza moc?

Kuria przeszedł kolejny dreszcz. Więc o to chodzi. Pomyślał. To brak magii doprowadził ich do takiego stanu. Ale jakim cudem?

- Nie wiem Edgarze. Ale wiedz, że odczuwam tę stratę tak samo jak ty i nie mam najmniejszego pojęcia co mogło się stać. Jestem pewna tylko jednego. Za tym stoi Czarny, a jeśli my zostaliśmy pozbawieni magii, to...

Nagle ziemia zatrzęsła się.

 

***

 

Kedrah Tertam dotarło do celu. Szczególna istota znajdowała się kilkanaście metrów pod nim. Ona będzie mogła zabić istoty znające drogę powrotną ze świata umarłych.

Czarna chmura rozświetlana iskrami energii przebiła się przez mury zamku.

 

***

 

Kamienny odłamek spadł po prawej stronie Kuria lecz drugi uderzył go w głowę. Chłopak zatoczył się i upadł bezwładnie.

„Niedługo wszystko się wyjaśni i to do ciebie będzie należeć decyzja."

Kurio dokładnie pamiętał słowa starca, który opiekował się nim od dzieciństwa. Staruszek od zawsze miał nakręcone w głowie i prawdopodobnie bredził od rzeczy. Przecież nie mógł nic zdziałać. Nie dostał daru magii. Był nikim w porównaniu do potężnych magów, do których należał jego ojciec.

„Będziesz musiał opowiedzieć się po jednej ze stron."

A niby, po której ze stron miał się opowiedzieć. To oczywiste, że nie mógł stanąć po stronie Czarnego.

Jakiś czarny, bezkształtny twór pojawił się w komnacie. Niczym duch zawisł w powietrzu skrząc się niezliczonymi rozbłyskami. Kurio chciał uciekać, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma dokąd, że nigdzie nie umknie czarnej mgle.

Britta i Edgar znikli gdzieś za obłokami czarnego dymu. Kurio był pewien, iż stwór przybył po niego.

„Zastanów się co byś zrobił, wybierając między potęgą a dobrem. Między siłą, bogactwem i władzą, a światłem, ładem i harmonią. Wkrótce... wkrótce może ci się to przydać."

Roziskrzony obłok wniknął w ciało Kuria, który nagle zrozumiał słowa Bufy.

Jutro już wstawię. A może jeszcze dzisiaj. Sorry, że tak długo, ale szło mi jak po grudzie i ciągle miałem coś na głowie.

Nadal u mnie :/ Żeby opowieść miała ręce i nogi muszę zmienić pewną poprawkę Seleny. Seleno wiem, że chciałaś dobrze i napiszę Ci maila dlaczego jest źle. Tekst w zasadzie już mam, tylko drażnił mnie powstały błąd logiczny i myślałem jak go obejść. Poza tym weekend :P

To była "Wakacyjna strefa zabawowa" o ile się nie mylę. Może w nadchodzące wakacje znowu ktoś zawita :)

Generalnie jak to w święta. Czasu nie mam. Nawet nie zacząłem. Postaram się wysłać moją część najpóźniej w czwartek, bo już gości od środy nie będzie :)

Byłem trochę zajęty i tylkno zerknałem na poprawki Seleny, ateraz czekałem na następne części. Jeden zrezygnował, więc teraz ja? Czy jak? Seleno, Twojej części też nie widziałem.

Chciałeś dobrze. Bardzo dobrze. Wspaniale i niepowtarzalnie. Wyśmienicie, rewelacyjnie. Pragnąłeś stworzyć, zmaterializować, unaocznić, przekazać... Rozumiesz do czego zmierzam? Przyznam, że miło się czytało. Potrafisz operować językiem. Jednak nie udało się. Ile razy można wymieniać co się z kim, czym, jak dzieje? Że: "Otoczyły go znajome zapachy - brudu, potu, uryny, pośpiechu, strachu, beznadziei." Aaa! Aaaaa! Roi się od tego.
Poza tym, Snow ma rację "filozoficzny bełkot."
Pojawiają się błędy czysto techniczne: "I tego jednego nie dostaniesz - pomyślał Potwór - Nie da się" Nie stawia się myślnika przy wrażaniu myśli. Stawiasz kropkę i piszesz: "Pomyślał Potwór." Gdzieś na początku stawiałeś dwukropek, który był całkowicie zbędny.
Ale potrafisz "coś" napisać. Może po prostu chciałeś zbyt dobrze.
Pozdrawiam.

Gdzie jest Drab? Widział go kto??? Raz się odezwał i zamilkł, więc powinniśmy iść dalej. Jak coś to się jeszcze dołączy.

Osobom, które lubią horrory i sf polecam film "Pandorum" i "Ukryty wymiar". Oba filmy trzymają w napięciu do samego końca i zalecam oglądanie w nocy oczywiście. Niestety cycków nie ma ;(

Nie oglądałem tego. Ale mam okazję zobaczyć :)

W przeciwieństwie do wstępu opowiadania, które czytałem wcześnie, te je pisane na poważnie, a zaśmiałem się już na samym początku. Chodzi mi o to, że przedstawiane wydarzenia muszą być wiarygodne dla czytelnika, a tymczasem czytam: "Z budynku wybiegł płonący mężczyzna. Paliły się jego włosy i ubranie. Biegł przed siebie, rozpaczliwie krzycząc:
- Nekromanci! Uciekajcie, jeśli życie wam miłe!" W pierwszym zdaniu zawarta jest wystarczająca informacja o stanie w jakim znajduje się mężczyzna, więc drugie zdanie o włosach i ubraniu jest całkowicie zbędne. Chyba, że chciałabyś to bardziej ubarwić. Nie bójmy się pisać dłużej. Następnie mamy wykrzyczane zdania. No nie wiem. Może za bardzo się czepiam, jednak uważam, że płonący człowiek jest zajęty na tyle swoim położeniem, że nie ostrzega innych przed ucieczką, tylko drze mordę i usiłuje siebie ugasić. I to mnie właśnie rozśmieszyło.
Ogólnie coś w tym jest. Nawet przyjemnie się czytało. Ale zaczynanie opowieści od wielkiej rozruby wydaje mi się naciąganym sposobem na uzyskanie akcji i przyciągnięcie czytelnika.

Od razu rzuca się w oczy, że opowiadanie ma być komediowe. Czy takie będzie? Nie wiem. Czy wstęp jest dobry? Nie, nie jest. Dowiedziałem się tylko, że jakiś gość biega za demonami, a w wolnym czasie bzyka jakąś panienkę. A na poważnie... Nie, to było na poważnie. Niestety, fragment nie zachęca. Całkowicie błędny pomysł rozpoczęcia opowiadania. Na pewno można zrobić to lepiej.

Ciężko ocenić, bo nic z tego fragmentu nie wynika. Moim zdaniem napisane ładne i przyjemnie. Szkoda, że napisałeś: "dokończę." Nie wiadomo kiedy spodziewać się reszty.

Dodałem bezpośrednio po napisaniu. Czas się kończył, więc nie poprawiałem tekstu. Mam nadzieję, że się spodoba fragment.
Robert, dopisz mnie do listy :)


Britta spuściła wzrok i pogrążyła się w myślach. W ciąż nie dawała jej spokoju treść listu pozostawionego przez Ridga. Zanim zmięła kartkę, zmieniła wypisane słowa i pogrążony we ściekłości Edgar, skutecznie nabrał się na prostą sztuczkę. Teraz musiała zacząć działać według instrukcji. Ridge doskonale przewidział wstępne działania magów, dlatego też była przekonana, że nie omylił się w pozostałych kwestiach.
Edgar zniecierpliwiony milczeniem Britty powtórzył zadane pytanie.
- Britta! Czy to ten dzieciak?
- Tak - odpowiedziała ściszonym głosem. - Edgar?
- Co takiego? - niemal krzyknął zirytowany. Zamiast gadać, powinni zacząć działać. I to szybko.
- Przepraszam.
Britta uniosła ręce i wypowiedziała krótkie zaklęcie podarowane przez Ridga w liście. Oczy Edgara zaszły mgłą, a jego ciało owinął przezroczysty, niebieski kokon. Magini poczuła moc odbieraną arcymagowi i wtedy usłyszała krzyki. Rozległ się pierwszy huk wycelowanego w jej stronę zaklęcia.
Nie musiała się bronić. Paraliżująca wiązka została przechwycona przez kokon i zaklęcie trafiło w Edgara. Drugi z nierozważnych magów posłał w jej stronę kulę ognia, a kolejny poszedł za jego przykładem. Oba pociski skręciły w stronę nieprzytomnego Edgara.
Głupcy! Pomyślała Britta i jednym gestem zdmuchnęła obie kule, zanim dotarły do celu. Jej moc stawała się coraz większa. Nawet dziesięć takich zaklęć mogła w jednej chwili zneutralizować.
- Głupcy! - wykrzyknęła. - Nie rozumiecie, iż nic nie możecie zrobić?
Magowie nie wykonali żadnego ruchu, lecz dłonie mieli przygotowane do ataku.
- Możecie mnie dopaść jedynie po zabiciu Edgara. Nie mogę do tego dopuścić.
Britta wypowiedziała drugie zaklęcie i zniknęła wraz z Edgarem, z oczu czarowników.
Na polu przez długą chwilę panowała cisza.
***
Drzwi uderzyły z hukiem o ścianę. Do pomieszczenia wszedł starzec. Jego wisząca niczym worek szata skrywała samą skórę i kości. Dyszał gwałtownie i sprawiał wrażenie doszczętnie wyczerpanego. W końcu starzec zachwiał się i upadł na drewnianą podłogę.
Tasris klęknął przed nieznajomym i spojrzał w jego mętne oczy.
- Bufa! - krzyknął nie ukrywając zdziwienia. - Co ty tu robisz do cholery?
- Kurio - wydyszał starzec. - Kurio jest w rękach Czarnego.
Tasris pomógł starcowi stanąć na nogi, po czym usadził go w fotelu.
- Skąd to wiesz? Miałeś wizję? Poza tym Kurio powinien być z tobą!
- Tak. Lecz musiał odejść.
- Jesteś pewien swojej wizji? Wiesz, że nie zawsze się sprawdzają - przypomniał Tasris.
- Tym razem jestem pewien - powiedział Bufa. - Ale to nie jedyne zmartwienie. Britta została zmuszona do pojmania Edgara. Kilka chwil temu teleportowała się w miejsce przebywania Czarnego.
Tasris przechadzał się to w jeden kraniec gabinetu, to w drugi. W końcu ustał za plecami starca.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? Jakieś inne wizje? To bardzo ważne Bufa. Jeżeli masz rację, to znaleźliśmy się w śmiertelnym położeniu.
- Nic więcej nie mam ci do powiedzenia. Powinniśmy jak najszybciej ostrzec resztę magów.
- Oczywiście - odparł Tasris. - Ridge spisał się lepiej niż myślałem.
Bufa znieruchomiał i jego serce ponownie na chwilę stanęło.
- Co...
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż ostrze przecięło miękką tkankę i chlusnęła ciemna tętnicza krew.
Tasris uśmiechnął się szyderczo, gardząc naiwnym starcem.
***
Kurio siedział oparty o ścianę. Nie mógł wstać, gdyż Czarny unieruchomił go za pomocą czarów. Owinął szmatą kikut uciętego palca. Rana nie krwawiła już obwicie, ale dotkliwy ból był niemal nie do wytrzymania.
Lecz nie ból martwił go najbardziej. W drugim końcu pomieszczenia, Skugga wypowiadał zaklęcia nad krwią w czarnej misie. Chłopak czuł kwaśną woń, powodującą zawroty głowy. Chciało mu się zwymiotować, ale z całych sił powstrzymywał mdłości.
Nagle powietrze zawirowało i rozbłysło niebieskie światło. Pojawiła się pulchna kobieta i mężczyzna we wnętrzu przezroczystego bąbla. Wcześniej, Czarny zapowiedział ich przybycie.
Kobieta spojrzała na niego i chłopak wiedział, że go rozpoznała.
- Kurio! Myślałam, że nie żyjesz.
Skugga uśmiechnął się pod nosem.
- Och, przecież nie zabiłbym go zanim nie zobaczy jak jego świat pogrąża się w chaosie.
- Co planujesz Skugga? Nadal myślisz, że ci się uda? Jest nas zbyt wielu. Lada moment nas odnajdą, a wtedy cię zabiją. Nie odzyskałeś w pełni mocy. Zbyt szybko zacząłeś działać.
Czarny zbył jej słowa machnięciem ręki, po czym zanurzył czubek wskazującego palce w krwi Kuria.
- Zabawne są twoje słowa siostrzyczko - powiedział z pogardą. - Wszystko idzie po mojej myśli.
- Gdzie jest Ridge?
Skugga oblizał krew z palca. Jego ciało przeszedł dreszcz. Siedzący pod ścianą Kurio nie wytrzymał i zwymiotował na podłogę.
- Ridge jest teraz w nieco mniej przyjemnym miejscu - odparł Czarny. - Już nigdy więcej go nie zobaczymy. Ma jeszcze jedno zadanie do wykonania. Zapewniam cię, iż niedługo zrobi się naprawdę ciekawie.
***

Ridge otrzymał sygnał. Krew Kuria została przelana. Teraz musiał przekroczyć granicę między światem żywych a światem umarłych. Pragnął uciec, ale ostatecznie od początku wiedział, iż to nie będzie możliwe.
Ruszył w głąb wirującej przestrzeni. Niebawem ujrzał setki cieni podobnych do niego. Skierował myśl w kierunku jednego z nich. Poczuł kontakt i dążył do celu niczym ślepiec trzymający się sznurka. Minęła godzina, dwie, a może cała wieczność. Czas w zaświatach rządził się całkowicie różnymi prawami. W końcu jednak poczuł duszę pałającą do niego nienawiścią.
Ridge zatrzymał się i użył mocy przekazanej mu przez Czarnego. Cień jakby się rozmył, a Ridge wraz z nim.
Cień przekroczył granicę i wstąpił na świat żywych.
Ridge przestał istnieć w obu światach.
***
Skorupa pękła i z wnętrza wydobyła się pomarszczona ręka. Potem następna. Obie rozłupały całe jajo. Nagi pokryty śluzem mężczyzna przeszedł dziesięć kroków, po czym upadł i zaklął. Nie pamiętał jak się tu znalazł, ale ostatnie wspomnienie jakie mógł przywołać, to moment jego śmierci.
Ja umarłem...
Zaczął widzieć twarze, które znał z pierwszego życia. Pamiętał jak ci ludzie umierali.
Odrodziłem się...
Walczył z Czarnym. Doskonale to wiedział.
Muszę ich zniszczyć...
Teraz musiał mu pomóc.
Zabiję, zabiję, zabiję...
Ridge! Ridge go uwolnił.
Czarny nim zawładną.
Dorba ruszył w kierunku, z którego przywoływał go Skugga.


Myślałem, że ja zakończę skoro jestem ostatni :( Zaraz zasiadam do pisania mojej części. Wczoraj czasu nie było, ale niespodziewany zwrot akcji i szokujące wydarzenia już się w głowie ułożyły :D
Tylko nie kumam do końca o co chodzi z Ridgem??? No ale coś wymyślę.

O w mordę, zesrałem się. Tak mnie wystraszyłeś :)
Widzę, że nowi już bez pytania się zapisują. Świetnie. Ze względu, że groźba meksico była na tyle straszna, że muszę zmienić gacie na czyste i pachnące, nie będę taki zły i nie zniszczę świata ;p

Wiele nie przeczytałem opowiadań na kosmikomikę i nie wiem jaki był poziom, ale również nie zachwyciłem się opowiadaniem. Były zabawne fragmenty, rozbawiły hydrofity i mezofity :) Fabuła skacze z jednego miejsca w drugie i sensu żadnego nie ma. Nie ma w opowiadaniu niczego szczególnego. Myślałem, że coś ze mną nie tak, więc przeczytałem dwa razy. Sorry, ale nie wiem za co te oceny, a poczucie humoru to akurat mam. Monitora nie oplułem.
Moim zdaniem taka mało śmieszna bzdura.
Zaraz przeczytam inne wygrane opowiadania. Ciekawe co inni napisali.

Byłem przekonany, że z taką ilością prac redakcja nie wyrobi się do końca marca. Chyba wszyscy ukończyliście kurs szybkiego czytania :P Również proszę o ujawnienie się autorów, o ile są zarejestrowani na stronie.

"Po mojej stronie lustra" - chwytliwy tytuł :)

Jak tak będzie, to bałagan zostanie. Jeżeli opko będzie przypięte u góry to ludzie będą wstawiać komentarze. Przecież nie napiszemy, że nie mogą, bo jak już skończymy też nikt tego nie oceni. I jakim prawem redakcja ma przenieść obecne komentarze tutaj? Wcześniejsza forma była lepsza. Pisaliśmy na hp, a całość wstawialiśmy dopiero w dziale opowiadań.
Robert chyba troszkę wypiłeś jak wpadłeś na pomysł kolejnej części ;p
Błagam poproś o przeniesienie opka na hp, a swoje komentarze co do fragmentów będziemy umieszczali tu. Skończymy z bałaganem i wszyscy będą szczęśliwi i radośni :)

baazyl mówi najlepiej. Też tak wcześniej napisałem, a Robert wcześniej w komentarzach do drugiej części też to zaproponował. Dlatego nie wiem dlaczego taki głupi pomysł wyszedł teraz???

Ej to bez sensu umieszczać fragmenty w komentarzach pod opowiadaniem, które zaraz zniknie z pierwszej strony. Inni będą komentować i tylko zamieszanie się zrobi. Lepiej utworzyć odzielny na hp tak jak to było wcześniej, a później wstawić całość w dziale opowiadań.

Robert, a nie lepiej tak jak wcześniej planowaliśmy żeby wysyłać na maila kolejnemu uczestnikowi i tamten dopisuje dalszy ciąg? W dziale opowiadań zginie to szybko. Jak myślicie?
Wcześniejsze było podpięte, bo sam dj jajko to zorganizował. Obecna powieść w od-cinkach jest nieoficjalna.

Cóż, staram się :) Dzięki za komentarz.

Wczoraj pomyślałem, że od dawna nic się nie dzieje nowego z rozbudową strony, a tu proszę jaka niespodzianka :)

Eh baazyl... Nie wiem co mam o Tobie myśleć. Głowę masz pełną pomysłów i przyznam, że dużo zrobiłeś dla tej strony. Loża, od-cinki, to są Twoje pomysly, z kórych sam skorzystałem. Szkoda, że "wojna światów" nie znalazła kontynuacji. Tylko widzisz... Przypominasz mi punka, który chce pokazać, że może o wiele więcej, a inni tylko mu kłody pod nogi rzucają. Tylko to nie jest Twój portal. Nie dziwię się, że Jajko się wkurwił. Swoje pomysły powinieneś konsultować z redakcją NF. Twoje maile na pewno zostalyby przeczytane. A tak, spowodowałeś atak na siebie samego. Tyle :/

Ehh... pewnie w końcu ktoś mądry się wypowie, ale dla mnie ten wątek jest bez sensu. Sam zastanawiałem się dlaczego tak jest, ale po co o tym pisać na tym forum? Co do tłumaczenia dialogów, to beryl ma całkowitą rację. Amerykańce mogą jedynie fuckować i shitować. Polskie wulgaryzmy są o wiele barwniejsze nawet jeżeli mowa o "miękkich" wulgaryzmach typu: kurde, pierdzielę, pieprzę itp, itd... Więc po co dosłownie tłumaczyć, jeżeli można lepiej... Po polskiemu napisać :)

Nie wiem o co chodzi. Pogubiłem się. Jeszcze nikt nie sprawił, że nie wiem co mam myśleć o tekście powyżej :/

Nie wiem o co chodzi. Pogubiłem się. Jeszcze nikt nie sprawił, że nie wiem co mam myśleć o tekście powyżej :/

Oj przebarwiłeś tymi słówkami i pozorną znajomością tematu. Ja też coś dorzucę:  kandelabr - duży świecznik stojący, a nie wiszący. "łóżko rozległych wymiarów" - no nie wiem, mi coś nie pasuje. I piszesz alkierz to, w alkierzu tamto. Jak nie pasuje to zamieniasz na kajutę, a nie bardziej po ludzku napisać "w pomieszczeniu zapadła cisza...". Tak raz, tak żeby nie denerwowało.

Dorosłe myśli? Przeczytam i zastanowię się nad tym, bo teraz nie pamiętam za bardzo, co tam powypisywałem. Ale dzięki :)
Pozdro.

Znowu mnie coś drażniło w Twoim opowiadaniu. Dlaczego prowadziłeś dialog z małej litery? To jedna sprawa, druga - przecinki, właściwie ich brak. Rozumiem, że można zapomnieć. Ale jeśli braku je przed "który", "że" i dwie linijki dalej znowu przez "który", to nieco rozprasza. Właściwe rozśmiesza. Ale - tu użyję słów koleżanki - coś się tli. Tylko przed Tobą dużo dmuchania zanim zobaczymy płomyk.

Pozdro.

"bardziej mi chodziło o uzmysłowienie, że jacykolwiek bedziemy dopóki będziemy nawzajem się szanować i swoje poglądy to wszytko bedzie ok".
Fajnie. Szkada, że nie wyszło. To nie jest temat na dwie strony. Więc jeżeli uważasz, że masz za długie opko o zagubieniu kościoła, to bardzo chętnie na nie zerknę :)

Chyba od czterech miesięcy nie czytałem nic na stronie fantastyki. Dzisiaj wchodzę i drugi tekst, po który sięgnąłem, wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Brawo!

Sam jestem ateistą i nie nazywam ludzi wierzących debilami. Może dlatego tak mnie to ruszyło.

No nie wiem, nie wiem. Połowa opowiadania to pieprzenie w kółko o tym samym. Na dodatek ciągle powtarzasz o debilach. Zawsze uważałem, że jeżeli tekst zawiera wulgaryzmy, staje się bardziej naturalny. Tobie ta sztuka nie wyszła. Niemal zgrzyta w zębach ten każdy "debil". Jakiś morał udało Ci się uzyskać, jednak Ameryki to nam nie odkryłeś. Widać, że opowiadanie napisane pospiesznie. Przeczytałem, bo krótkie. A muszę przyznać, że ciekawie się zapowiadało.

Z tym palcem masz rację, ale co do "obojętności" bym kłócił. Ostatecznie uważam, że druga część wyszła o wiele lepiej niż pierwsza. Może są niezgodności, ale ciężko jest uchwycić myśli wszystkich autorów. Moim zdaniem kolejna część odcinków powinna pojawić się w tym super, wypas numerze fantastyka pl :D

Jakiś czas temu ta informacja pojawiła się na wp. Teraz dowiedziałem się nieco więcej o nadchodzącej inwazji :D Ale beka, te ruiny czy co. O ile się nie myle coś takiego ma być w nowych transformersach. Przypadek???  :)

Ja w jakimś wcześniejszym wątku przyznałem się do innego nicka, ale wam nie powiem jaki :P I tak z niego nie korzystam.

baazyl, muszę powiedzieć, że rozgryzłem Cię już wcześniej, tylko nie byłem w 100% pewien, ale teraz mam radochę :D
Jak wrzuciłeś coś dłuższego, to luknę w wolnym czasie.

Chyba wysłanie powieści jest równoważne ze zgłoszeniem się ;)
Agrest, też tak myślę. Sam będę miał niewiele czasu. Do 15 stycznia muszę oddać pracę inż, potem jeszcze egzaminy, obrona i upicie się do nieprzytomności :D A i tak mam nadzieję, że wyrobię się z książką :)

Ja jestem na kierunku inż. na uwm :) Jest ciężko i raczej mało jest czasu na pisanie. Ciężko było mi się zebrać do pisania, a jednak jakoś w końcu mi się udało. Od kilku miesięcy piszę systematycznie. Studia mnie wręcz do tego zmusiły. Wcześniej myślałem "Kurwa nie mam czasu, a chcę pisać!". I czas się znalazł. Zamiast oglądać serial, siadam przed edytorem. Długo to trwało bo 2.5 roku, ale jakoś poszło:) Dlatego nie ma co rzucać. Warto mieć wykształcenie. Życie jest brutalne i nie wszystkie marzenia się spełniają. I jak to napisał Zico "przynajmniej uchroni cię od losu kelnerki"

Słuszna uwaga Mortycjanie, ale tu będzie nakład książki, która dotrze do czytelników NF. Co mi po zwykłej recenzji, której prawie nikt nie przeczyta, a tym bardziej kogo ona ma interesować?

5 stron dziennie i w dwa miechy mamy ponad 300 stron. Dodam, że redakcja wymaga minimum około 100. Później książeczka czeka na dysku, powiedzmy 3 tygodnie. później poprawiamy. Ludzie! Trochę więcej wiary w siebie. Też mam teraz urwanie głowy do końca stycznia, ale przynajmniej chcę się postarać. Powodzenia życzę wszystkim :)

Na tej stronie marudzenie się chyba nigdy nie skończy. Ten konkurs to duża szansa na zaistnienie. Takie jest moje zdanie. Co z tego, że wygrany dostanie 2000zł. Równie dobrze mógłby nic nie dostać i nigdy nie zaistnieć. Przestańcie narzekać, bo żal dupę ściska.

 

Nowa Fantastyka