Profil użytkownika


komentarze: 641, w dziale opowiadań: 508, opowiadania: 289

Ostatnie sto komentarzy

Bardzo przyjemna lektura. Widać, że potrafisz pisać – narracja została poprowadzona na tyle umiejętnie, że nie pogubiłem się i nie miałem wrażenia chaosu. I to mimo dość złożonej fabuły, wielu ciekawostek o świecie oraz wspomnianej wyżej dużej liczby postaci. Do tego masz przyjemny styl.

Chętnie przeczytałbym więcej o świecie – połączenie zdolności magicznych z materialnymi akcjami i fałszerstwem wypada przekonująco. Choć przyznam, że o samym mieście i nieco dieselpunkowej rzeczywistości chciałbym dowiedzieć się czegoś jeszcze. Chociaż zupełnie rozumiem, dlaczego w tym tekście skupiłeś się na bohaterce i historii, więc nie musisz tego tłumaczyć ;)

Ładnie zmieniasz tempo, wplatając tu i ówdzie niezbyt długie opisy świata i umieszczając nieco dłuższy opis przed finałowym przyspieszeniem akcji.

Bohaterka zbudowana tak jak trzeba – z charakterystycznymi cechami zachowania i języka oraz przeszłością sprawiającą, że jej decyzje są odpowiednio umotywowane.

Trochę mniej przekonała mnie podstawa historii – dziewczyna sprzedana do przybytku, z którego w końcu się wydostała i kieruje nią rządza zemsty. Później tej zemsty dokonuje, przejmuje przybytek i niesie pomoc nieszczęsnym dziewczynom, które dobrze rozumie. Rozumim, że poszedłeś w klasykę, ale osobiście wolę troszkę bardziej zakręcone motywy ;)

A, i jeszcze jedno: tytuł mnie nie do końca przekonał. Masz tyle fajnych, charakterystycznych elementów, że osobiście wybrałbym coś bardziej intrygującego, co mogłoby przyciągnąć potencjalnych czytelników.

Podsumowując: dobra robota!

Pomysł przyjemny, spodobały mi się szczegóły dotyczące wzrostu natężenia prądu w konkretnym promieniu i nieskuteczność urządzeń antyprzepięciowych.

No i zgadzam się z Adamem, że wniosek ciekawy i fajnie wybrzmiał. :)

Językowo chyba Twój poprzedni szort był nieco lepiej dopracowany. Tutaj pierwsze kilka zdań brzmi nieco szkolnie, fajnie byłoby je troszkę literacko podkręcić.

 

Zwłaszcza, gdy była to kobieta, odwracał się i odchodził, bo wiedział, że z kobietą nie wygra, ale w okolicy przestawały działać wszelkie urządzenia, wymagające zasilania prądem, tak spadało napięcie.

Do usunięcia przecinek przed „gdy” (przecinek stawia się tylko przed całą konstrukcją „zwłaszcza gdy”, więc tutaj jest niepotrzebny) oraz przed „wymagające” (imiesłów zawęża znaczenie rzeczownika). Możesz też powalczyć z powtórzeniem „kobieta”– „kobieta”.

Tu coś chyba poszło nie tak – albo to źle opisałam, czegoś zabrakło lub coś innego się zadziało… albo suma sum ;)

Chyba jeszcze coś innego – po prostu wyraziłem się zbyt mało konkretnie. Dlatego opiszę dokładniej, co tak naprawdę miałem na myśli.

 

Wątpię, czy była to miłość normalna, jeżeli chodzi o Joe – raczej chora i wynaturzona

Co więcej, ja uważam że to w ogóle nie była miłość, ale totalnie egoistyczna relacja. Chodziło mi tylko o „banalną” historię poznania się i zbudowania znajomości. Chłopak z sierocińca grzebiący w koszach na śmieci w bogatej dzielnicy i smutna dziewczynka przynosząca mu codziennie jedzenie, stają się nierozłączni i „planują nagiąć świat do swojej woli”… Tego typu historie mnie po prostu irytują ;)

 

To miało być dość sztuczne (może nawet fajnie, że tak wyszło). Córka od początku chciała go oszukać

Tak, ja to zrozumiałem. Tylko czytając ten fragment, poczułem się jakbym słuchał jakiejś influencerki użalającej się na TikToku, która nie potrafi wybrać normalnego chłopaka.

 

… bo to nie są jego wspomnienia ;) Wszystkie te, które pochłania, należały do kogoś innego.

Tak, wiem. Ale jak dla mnie to wspomnienie zabrzmiało bardziej jak bajka: “będziemy żyli długo i szczęśliwie, z gromadką dzieci, domkiem nad jeziorem i psem”.

 

Podsumowując – czytając tekst, dobrze zrozumiałem to, co opisujesz w komentarzu, więc tutaj niczego nie zabrakło :) Możliwe, że w kilku miejscach mamy inny gust.

Tekst na pewno ciekawy, udało się wpleść całkiem sporo różnych motywów.

Najmniej przekonała mnie warstwa obyczajowa / emocjonalna. Miłość chłopaka, który uciekł z sierocińca i bogatej, wrażliwej dziewczyny wydała mi się w pewnym sensie banalna. Podobnie jak myśli dziewczyny w parku i fragment z planowaniem dorobienia się domu, gromadki dzieci i psa. Bardzo trudno mnie „kupić” tego typu emocjami.

Nie wiem też, czy wplecenie wampirów i wiedźm nie zaszkodziło tekstowi. Choć mogę nie być obiektywny, bo choruję na wampirowstręt nabyty ;)

Bardzo fajnie z kolei wyszedł wstęp. Ładnie pokazujesz bohatera, wzbudzając niechęć / obrzydzenie / współczucie (pewnie zależnie od czytelnika, w moim przypadku głównie te 2 pierwsze), jednocześnie wprowadzając kilka ciekawych elementów Twojego świata, jak dron czy opad świętomagiczny. Ten świat jest niby podobny do naszego, ale jednak wyraźnie przebija się jego niezwykła aura.

Fabuła w wielu miejscach przypomina Black Mirror, w pewnej chwili miałem wrażenie, że pasowałaby na scenariusz kolejnego odcinka ;) To na pewno na plus.

Odnośnie bohaterów: Joe na pewno wyszedł charakterystyczny i budzący pewne emocje. Chociaż przydałby się ktoś, komu moglibyśmy kibicować – odniosłem wrażenie, że wszyscy bohaterowie są „złymi” ludźmi.

Spodobało mi się sporo ciekawych pomysłów na świat i zdolności bohaterów oraz to, jak je wykorzystujesz do zbudowania historii. Sterylne pomieszczenie ze słoikami – tak, to było fajne!

Warsztatowo naprawdę nieźle, potrafisz tworzyć ładne, obrazowe opisy. Poszarpane, dziwnie zapisane wspomnienia też mają tutaj sens.

 

Podsumowując, może nie wszystko mnie przekonało, ale całość wychodzi na plus. Udało Ci się upchnąć sporo pomysłów jak na tekst z 40 tysiącami znaków :)

W kilku miejscach uśmiechnęło :)

W szczególności krasnoludki śpiewające w tonacji b-mol, uduszony miś i troska o żołądek :D

Gdzieś mi mignęło, że nie lubisz słodzenia, więc komentarz będzie bardziej krytyczny niż moje odczucia po przeczytaniu.

 

Lektura dość „ciężka”, wymagająca dużego skupienia, żeby ogarnąć tę twoją poezjo-prozę i żeby po drodze nie umknęły żadne klocki, z których budujesz świat i historię.

Szkoda, że częściej nie przerywałaś tego ciężkiego klimatu połączonego z zawiłościami świata i relacji, tak jak to zrobiłaś we fragmencie ze złodziejami trafiającymi na roztrzaskaną łódź albo podczas dorwania złodziei i ucieczki Cendriego zakończonej rozmową z babą. Tego typu przyspieszenie tempa pozwala czytelnikowi na chwilę odetchnąć.

 

Odnośnie języka – pewnie masz świadomość, że ma swoje plusy i minusy. Jestem pod dużym wrażeniem, że do zdecydowanej większości „purpurowych” opisów nie sposób się przyczepić i naprawdę ładnie trafiasz z porównaniami, budując tym klimat. Ale obrazy nie pojawiają się przed oczami tak jak w przypadku czytania prostszych, ale bardziej dokładnych opisów. Coś kosztem czegoś.

 

Podoba mi się za to cała intryga –  zarówno pomysł, jak i realizacja (stopniowe odkrywanie kart, w zasadzie pozbawione infodumpów, surowych opisów i sztucznych dialogów). Fragment, w którym poznajemy prawdę o Durstanie i księciu, to coś w stylu mema „Spider-Man pointing at Spider-Man” ;) Fajne.

Sam klimat i świat też pierwsza klasa. Nie będę wchodził w szczegóły, bo nie chcę pisać banałów. Widać, że jesteś świadomą autorką.

Z bohaterów najbardziej przypadli mi do gustu Cendri i mistrz trucizn, więc chyba tak, jak planowałaś.

Ogólnie – lektura niezbyt prosta, ale satysfakcjonująca.

 

Wstęp miał za zadanie pokazać reakcję natury – gniew oceanu wobec plagi wstępującej na ląd

 

Książę widział światła odległej latarni, chociaż miał słaby wzrok; to, że błyskawicznie zszedł po stu czterdziestu stopniach wieży, by spotkać posłańczynię.

Chyba masz za dużą wiarę w czytelnika :D W trakcie czytania naprawdę trudno wyłapywać takie rzeczy.

 

Z bardziej technicznych tematów:

Nie wiem, czy nie przesadziłaś z ilością „czarnego” w tekście. W większości jest uzasadniony, ale może warto byłoby ograniczyć, bo tak częste napotykanie tego słowa może stać się w pewnym momencie monotonne. Np. „czarne włosy”, „czarnooki”, „czarne oczy”, „czarne włosy”, „czarnej czupryny”, „czarny okrąg”, „czarnym wydmom”, „czarnymi włosami”, „czarny bez”, „czarno-złote napierśniki”, „czarna kurtyna”, „czarnej zasłonie”, „czarnymi brzózkami” itd. Przez to – kiedy już używasz motywu czerni (np. w odniesieniu do plaży, wody, pierścienia, żył) – według mnie wybrzmiewa mniej niż by mógł.

 

Gawron spojrzał na niego z potępieniem. Cedri dostrzegł kątem oka, że drgnęła mu ręka, którą zwykł go bić.

Coś tu chyba jest nie tak z podmiotem (czyja ręka, kogo bić).

 

Durstan przyjrzał się pijawce, a następnie rozkroił ją, by przyjrzeć się krwi.

Powtórzenie.

 

Sam bywał u księcia regularnie, choć za każdym razem gardził w myślach zamysłem zamkowych budowniczych

“Myślach zamysłem” nie brzmi najlepiej.

 

By położyć kres jego rządom, jego wróg wynajął zbirów.

Wrastał w ciało człowieka, złączony ze śmiertelnym ciałem

Mnie niestety nie porwało. Trochę inaczej widzę konkursową „antynaukowość”. Tutaj wyszła dość dziwna historia podana w prosty, surowy sposób.

Ale wykorzystanie Beniowskiego jak najbardziej na plus – to na pewno ciekawa postać :)

Kasjopejo, dzięki za lekturę i podzielenie się wrażeniami. Takie konkretne wylistowanie odczuć po lekturze zawsze jest cenne dla autora :)

 

Zygfrydzie, fajnie, że uznajesz pomysły za oryginalne, to dla mnie jeden z najprzyjemniejszych komplementów. Co do zrozumienia końcówki, cóż… biorę winę na siebie. Chodziło głównie o wspomniany przez Żonglerkę motyw „join me” – na koniec okazuje się, że Wichurka potrafi okiełznać zielony pył przenoszący w przeszłość. Teraz tylko musi podjąć decyzję, czy wrócić do Wielkiego Tadda i dołączyć do jego grupy wiatroprotektorów.

 

Żonglerko, miło widzieć z powrotem pod tekstem :D Został jeszcze 1 klik, więc nadzieje pozostają.

 

Verus, witam jurorkę :) Nie spodziewałem się wizyty przed spełnieniem wymagania z Biblioteką :D

Tekst oparty w dużej mierze o żywe dialogi, humor i absurd. Pierwsza i druga rzecz wyszła bardzo dobrze, ale do trzeciej mam nieco wątpliwości.

Rozumiem, że do pewnego momentu celowo kryjesz się z tym absurdem, ale w moim przypadku efekt nie był najlepszy: np. jak zacząłem czytać o bohaterze wspinającym się po murze na jednej ręce, z żywym wieprzem (one ważą grubo ponad 100 kg) na plecach, to sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. No i osobiście lubię, kiedy absurd albo czemuś służy, albo nie przekracza pewnej granicy. Tutaj odniosłem wrażenie, że fragment walki krowy z gryfem jest po prostu spektakularną zabawą autora z mózgiem czytelnika :)

Przyjęta narracja z przytłaczającą ilością dialogów nieźle pasuje do treści i literacko się broni.

Jeśli chodzi o bohatera, to może bez rewelacji, ale nawet go polubiłem; fajnie pokazujesz jego kalectwo na początku. Wyrazisty charakter klejnotu też na plus. No i przede wszystkim ciekawe fragmenty z katem – wyszła bardzo przyjemna postać „drugoplanowa”.

Intryga ciekawie pomyślana, ale podobnie jak Żonglerce, niekiedy przeszkadzała mi ta wszechmoc bohatera (a w zasadzie brak określonych zasad / granicy możliwości klejnotu) i pewna naiwność otaczających go ludzi. Ale rozumiem, że taką przyjąłeś konwencję i nie chcę się tego czepiać.

Zakończenie satysfakcjonujące. W pewnym momencie myślałem już, że główny heist się jeszcze nie zaczął, a autorowi zostaje do dyspozycji coraz mniej znaków. Ale w końcu nadeszły dwa ostatnie fragmenty – omawiasz w nich zarówno heist, jak i „politykę” w sposób bardzo naturalny (w sensie: nie jest to sztuczne domknięcie opowieści, jak często się zdarza).

Na plus humor – trafny i w odpowiednim stężeniu. Fajne przedostatnie zdanie, uśmiechnęło :)

 

Upadł, a po chwili wstał. Zwyczajnie, jak przed upadkiem.

– Bogowie! – Stał na własnych nogach.

Powtórzenia celowe?

 

– Mnie osobiście najbardziej raduje wieść. – Król nalał sobie wina. – Że plotka o świniach żyje własnym życiem.

Może lepiej usunąć kropkę po "wieść" i "wina", i wtedy „król” małą literą? To chyba jedno zdanie, a nie dwa.

 

– Muuuu! Cooo… muuu… sięęę stało? – wydyszał Henryk

xD

 

spadali w dół

W sumie nie wiem, czy warto czepiać się tego pleonazmu, bo w Twoim świecie pewnie można spadać w górę :P Ale mimo wszystko proponuję poprawić.

Ciekawa koncepcja, zamiana Grafomanii na Dyletantomanię :)

Myślę, że osoby więdzące co nieco o naukowych kwestiach mają ułatwione zadanie – łatwiej w pomysłowy sposób złamać reguły, jeśli się je zna :D

Nie wiem czy coś napiszę, ale na pewno będę czytał.

Mam tak samo jak Realuc – po tym jak zobaczyłem tytuł, musiałem zajrzeć.

Jako wprawka całkiem ok, ale raczej widać, że jesteś “literacko” początkujący. Polecam poczytać o zapisie dialogów (np. TUTAJ), bardziej uważać na powtórzenia, interpunkcję itd. No i zbyt często używasz określenia “nazwany młodym”, “nazwany łysym”, nazwany Beniem”…

Ale ogólnie nie czytało się źle – stylizacja nawet niezła i udało ci się przemycić co nieco z klimatu oryginału. Zgadzam się też z Realucem, że kilka dodatkowych elementów wyjętych ze Górniczej Doliny na pewno by nie zaszkodziło.

No i przede wszystkim: pierwszy krok masz już za sobą, więc polecam następnym razem – zamiast napisać dla funu scenkę przy ognisku – pójść poziom dalej i popracować nad konkretną historią i ograniczyć liczbę bohaterów, ale za to spróbować ich zbudować bardziej konkretnie, nadając każdemu przemyślany zestaw cech.

Sprawnie napisane, czyta się lekko, a akcja cały czas pędzi do przodu.

Pomysły z manipulacją czasem zawsze na plus, ładnie je wykorzystujesz w budowaniu fabuły. Trafiło się kilka fajnych akcentów, jak np. z wstawka z Nietzsche czy pomysł z oddaniem 5 zeta (przyznam, że mimowolnie się uśmiechnąłem).

Końcówka nawet satysfakcjonująca, szczególnie wykorzystanie pętli przypadło mi do gustu.

Opisy w mojej ocenie są nieco nierówne – w większości plastyczne i ciekawe, ale czasami musiałem przeczytać zdanie jeszcze raz, żeby je zrozumieć, jak na przykład poniższy fragment (kto zauważył aparat, potrącony? / w czyim ręku? / co znaczy „właściciel”?):

– Ty, uważaj lepiej – warknął potrącony. Wtedy zauważył aparat w ręku i zrobił krok w kierunku Stadzińskiego. Właściciel zbladł jak płótno.

 

Największy problem miałem z tymi nieszczęsnymi przypadkami i zbiegami okoliczności. Na początku klient podbiegł w idealnym momencie do zegarmistrza, ratując bohatera, później przypadek z wejściem pod samochód (idealnie też się złożyło, że przed wyjściem Ernest wziął od kolegi zegarek o podobnym kształcie i wadze), szczęśliwie w kawiarni przy stoliku obok rozmawiali o filozofii czasu, pierwsza osoba wychodząca z urzędu używa zegarka, w biurze też pierwsza osoba z brzegu wykorzystuje moc zegarka.

Czytając tekst, można odnieść wrażenie, że w mieście wszyscy ciągle tych mocy używają (albo o nich mówią), dlatego było dla mnie zupełnie niezrozumiałe, dlaczego bohater wcześniej o nich nie wiedział.

Językowo OK, ale masz dość sporo powtórzeń. Polecam zwrócić na nie większą uwagę przy kolejnym opowiadaniu.

Lewą nogą zaparł się o ścianę, a lewą ręką chwycił za rynnę i podciągnął się do góry. Prawą nogę oparł na pniu drzewa. Wyczuł gzyms prawą ręką, ale był śliski od deszczu i zbyt krótki. Złapał rynnę drugą ręką, ale ta zaskrzypiała przeciągle.

Przykład powtórzeń: w jednym opisie 2 x lewa, 2 x prawa, 2 x noga, 3 x ręka.

porwał się z kawałkiem drutu na Betelguzę

Betelgezę?

 

Podsumowując – widzę tutaj dużą kreatywność (i “lekkie” pióro), ale chyba przydałoby się ją nieco bardziej okiełznać :D

To, że światotwórczo poszło Ci świetnie, już wiesz i niewiele mogę tutaj dodać do opinii poprzedników. Bardzo spodobało mi się, jak ten świat wykorzystujesz fabularnie – sam pomysł na podkop od spodu i współpracę z Odwróconymi doskonale wpasowuje się w przedstawioną rzeczywistość i buduję klimat tego miejsca.

Szczególnie pierwsza połowa historii mnie wciągnęła i czytałem z zapartym tchem (i z podziwem dla Twojej wyobraźni). Później według mnie poziom nieco opadł – o ile sam pomysł na twist (współpraca z profesorem), jak i zakończenie (fajnie, że nie poszło tak, jak zaplanowała sobie Isna) ładnie wpasowują się w historię, to sposób ich przedstawienia nie do końca przypadł mi do gustu. To, jak bohaterka tłumaczy swój udział w „intrydze”, w mojej ocenie wyszło dość skrótowo i sztucznie. Podobnie sama akcja z odczytem książki i opadaniem lądów aż się prosi o dokładniejszy, dynamiczny opis, który spowodowałby u czytelnika opadnięcie szczęki. Myślę, że gdybyś miał do dyspozycji dodatkowe 20 tysięcy znaków, wyszłoby bardziej przekonująco.

Ktoś już wspomniał, że trzymanie dziewczyny na czwartym poziomie było głupim pomysłem i ja podczas czytania odniosłem takie samo wrażenie. Była totalnie nieprzygotowana do obrony książki, a umożliwiała ominięcie magicznego zabezpieczenia. Trochę tak, jakby obok zaawansowanego sejfu postawić słabo zabezpieczoną skrzynię, która w środku zawiera klucz do tego sejfu ;)

Zazgrzytała mi też naiwność bohaterki – jak zauważył Ślimak, już samo uderzenie lądu o wodę zabiłoby wszystkich, bez znaczenia czy się zatopią. Mogłeś w jakiś sposób zagrać ze stopniowym wygaszaniem działania magii grawitacyjnej i powolnym opadaniem.

 

Mimo tych kilku uwag, uważam opowiadanie za naprawdę dobre. Doskonałe pomysły budujące spójną opowieść i przede wszystkim wiarygodny świat, z którego mechanizmów czerpiesz garściami, zrobiły na mnie duże wrażenie.

Czytając tekst, miejscami kojarzył mi się z pisaniem Sandersona, w szczególności z cyklem Archiwum Burzowego Światła (np. oddzielone od siebie płaskowyże, magia grawitacyjna przypominająca tamtejsze wiązania, Isna budząca skojarzenia z Shallan, czy sam styl w kilku miejscach). Nie wiem czy skojarzenie słuszne, ale na pewno możesz je potraktować jako komplement :)

Dynamika – to jest coś, na co postawiłeś i czym tekst najbardziej się wyróżnia. Dzieje się naprawdę dużo, a czytelnik nie ma kiedy złapać oddechu. Nie każdy lubi takie podejście, ale ja akurat tak dynamiczne historie zawsze poznaję z dużą przyjemnością.

Chociaż sam początek nie przekonał mnie do końca. Klasyczny wątek złodziejki każącej gonić się po dachach, żeby przedstawić swoją propozycję, a później próba przekonania złodzieja przez podarowanie mu niezwykle cennego przedmiotu, spowodowały, że początkowo kręciłem nosem.

Ale później wkręciłem się w fabułę i czytałem z dużym zainteresowaniem aż do samego końca. No, może mógłbyś nieco rozszerzyć końcówkę, bo konstrukcyjnie nieco odbiega od o wiele dokładniej zbudowanego wstępu. Ale to szczegół, od pewnego momentu tekst praktycznie „sam się czytał”.

 

Odnośnie języka, zagrałeś ryzykownie. Masz trochę ładnych zdań i porównań / dialogów / epitetów, które budują klimat Twojego świata. I widzę, że potrafisz to robić. Ale z drugiej strony niekiedy język staje się chyba nazbyt przesadzony. Pamiętaj, że granica między poetyckim opisem, a kiczowatą grafomanią, jest zaskakująco mała ;)

To pewnie częściowo rzecz gustu, ale na Twoim miejscu pozbyłbym się wielu przysłówków i przymiotników, które potrafią zamulać dynamiczne fragmenty.

 

Na przykładach:

 

1) Przysłówki:

„Wstał z ławki, odetchnął głęboko i uśmiechnął się łagodnie.”, a zaraz wcześniej masz „zapytałem niepewnie”. Albo „Przez bezlitośnie długą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, …” – moim zdaniem zawsze o wiele lepiej brzmi po prostu „Długo patrzyliśmy sobie w oczy, … „

 

2) Przymiotniki:

 

Długie cielsko stało na kilkunastu parach jaszczurzych nóg, a długa, smukła głowa szczerzyła ostre, długie jak sztylety kły.

W jednym niezbyt długim zdaniu masz 6 przymiotników, z czego aż 3 (!) razy pojawia się „długie”.

 

3) Ryzykowne porównania:

 

Szum głosów falował jak wzburzone morze podczas sztormu.

A ja czułem się jak zagubiona łódka rybacka.

[…]Panika zaczęła rozlewać się po tłumie jak gęsta krew.

Łódka rybacka raczej nic nie czuje, a porównywanie gwaru uczty do falowania morza w trakcie sztormu (albo szerzącej się paniki do rozlewanej gęstej krwi) część czytelników może uznać za nieco przesadzone ;) Z kolei „chropowaty głos drapiący po mózgu” spowodował, że sam podrapałem się po mózgu :P

 

4) Zaimki:

Standardowo, jak to w narracji pierwszoosobowej, mógłbyś gdzieniegdzie powyrywać jeszcze trochę zaimków-chwastów, jak tutaj:

Iuhet skoczył w moim kierunku, ale mnie już tam nie było. Przeciskałem się między ludźmi; po chwili sami zaczęli ustępować mi miejsca.

 

Leżąca na moim brzuchu kobieta spojrzała mi prosto w oczy.

– A tam, prawdziwy. – Młody szlachcic, który opierał głowę na moim pobliźnionym barku prychnął i machnął lekceważąco ręką.

 

Na koniec podkreślę raz jeszcze, że całość wyszła naprawdę dobrze, a wykreowany przez Ciebie świat odkrywałem z zaciekawieniem :) Więc powyższe uwagi potraktuj jako coś, co w mojej ocenie wyniosłoby historię (i ogółem – Twoje pisanie) na jeszcze wyższy poziom.

Dzięki za wizytę, Barbarianie. Nie jesteś pierwszą osobą, która nieco poległa w tańcu z zefirowym pyłem, więc pomyślę, czy nie dodać w kilku fragmentach jakichś zdań-wskazówek, które pomogłyby czytelnikom śledzić historię.

Fajnie, że pomysł i zarys świata zaciekawił :)

Cześć, Żonglerko.

 

Szególnie cieszy mnie, że świat się spodobał, być może jeszcze do niego wrócę :)

Jeśli chodzi o grimdark (albo ogólnie cokolwiek z dark w nazwie), ostatnio mało go czytam, więc pewnie trudniej byłoby zabrać się za coś swojego. Ale przyznaję rację, że w przedstawionym świecie o mroczniejszą historię nie byłoby trudno.

 

Dobrze zrozumiałaś, że prezentacja zielonego pyłu miała na celu skłonić Wichurkę do dołączenia do grupy Tadda.

 

dlaczego nie spróbować z czymś prostszym, dużo mniej ryzykownym, nie burzącym porządku całego miasta?

Koncepcja calej intrygi miała ma celu przyciągnąć Wichurkę do Smużnego Miasta (nie wiedząc, gdzie się aktualnie znajduje), a później sprawdzić, czy potrafi wykorzystać zielony pył i jednocześnie przekonać ją do dołączenia. Takie trzy w jednym ;) Ale bardzo możliwe, że masz rację z przesadnym dramatyzmem. Myślę, że to, o czym piszą poprzedni czytelnicy (więcej wyjaśnień w tekście), mogłoby pomóc – Tadd nie jest tak naprawdę członkiem żadnej szajki, a jednym z Wiatroprotektorów (strażników kontrolujących pogodę w mieście), dlatego zachowuje się bardziej dostojnie i "teatralnie". I chce wciągnąć Wichurkę do swojej słynnej, szanowanej na całym świecie grupy.

 

Co do wieku Wichurki… Sam zastanawiałem się, czy nie dodać jej kilku lat, ale jednak nie zdecydowałem się na to. Założyłem, że przeszłość zmusiła ją, by dorastała o wiele szybciej od swoich rówieśników. Ale zdaje sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć i dobrze rozumiem, co masz na myśli.

 

Dzięki za wszystkie uwagi, takie komentarze zawsze pozwalają spojrzeć na tekst z innej strony :)

Dzięki za kolejne komentarze. Cóż, wygląda na to, że mogłem przygotować nieco łagodniejsze wprowadzenie w świat i historię.

 

Reg, dzięki za korektę, poprawki już naniesione. Wróciłem po kilku latach przerwy i widzę, że wciąż można na Ciebie liczyć :)

 

Krokusie, wspomniany w przedmowie tekst jest wyraźnie inny, łączy go tylko świat, w którym wiatr koegzystuje z różowym pyłem, powodując zakrzywienie czasu. Sam bardzo lubię, kiedy autorzy wrzucają mnie w tajemniczy świat bez większych wyjaśnień, a szczegóły mogę poznawać poprzez konkretne zdarzenia i wypowiedzi bohaterów. Tutaj zaryzykowałem z takim właśnie zabiegiem, ale najpewniej zabrakło nieco wyczucia.

Dzięki za uwagi, wezmę je pod uwagę przy tworzeniu kolejnej historii :)

Co do zakończenia, nie mam pewności, czy dobrze je zrozumiałeś. W ostatnim akapicie okazuje się, że zielony pył działa przeciwnie do różowego, w wyniku czego zakrzywienie czasu rzuciło Wichurką w przeszłość. A to wszystko zgodnie z planem wiatroprotektorów, którzy właśnie tego oczekiwali, przygotowyjąc całą intrygę. Według mnie takie zakończenie nie ma wiele wspólnego z "ale to był sen", ale możesz się że mną nie zgadzać :D

 

Ananke, dzięki za cenne uwagi, rozumiem Twoje odczucia. Podejrzewałem, że bohaterka i narracja nie każdemu przypadną do gustu. Wprowadziłem poprawki, zastanowię się jeszcze, czy zupełnie nie usunąć fragmentu z informacją, że Wichurka nie uważa się za złodziejkę.

Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się pomysł na moc bohaterki i styl :)

Nie, Dawidzie, nie jestem profesjonalistą, ale zdarzyło mi się publikować w internetowych magazynach i antologiach ;) Co nie zmienia faktu, że tutaj na forum znajdziesz niejednego autora, który ma w dorobku wydane powieści lub publikacje w znanych antologiach, czy chociażby w Nowej Fantastyce.

I pewnie zdażyło się takim osobom komentować Twoje teksty, nawet jeśli nie jesteś tego świadomy :)

Tekst czytałem już jakiś czas temu, ale z jakiegoś powodu nie zostawiłem komentarza. Chyba to jest po prostu jedno z tych opowiadań, pod którymi nie wiem, co mądrego mógłbym napisać ;)

Najbardziej chyba przypadł mi do gustu początek – opis tego, co czuje Ryszard, zrobił na mnie wrażenie i na pewno udało Ci się świetnie oddać klimat brudnej, steampunkowej, wojennej rzeczywistości. Bardzo chętnie odkrywałem, skąd wynika otępienie i ból bohatera.

Z kolei sama „fabuła”, opis walki i zakończenie wydały mi się nadto chaotyczne. Ja wiem, że ten chaos z czegoś wynika, ale lektura wymagała większego skupienia, niż bym oczekiwał. Może bardziej przypadłoby mi do gustu, gdybyś zupełnie uprościł tekst do szorta lub w drugą stronę – wydłużył, opanowując nieco chaos? Któż to wie… ;)

W skrócie: zarys świata i klimat – w mojej opinii właśnie tym Twój test stoi.

Całkiem przyjemnie się czytało. Język bardzo prosty, wręcz „surowy”, ale dla mnie to nie dyskwalifikuje tekstu. Największe plusy już znasz, bardzo trafnie ocenili je poprzednicy: intrygujący wstęp, fajny pomysł z zarażeniem i dość sporo się dzieje (niektóre pomysły zaskakują). Nieźle wyszedł też fragment ze spowiedzią.

To, co nie do końca przypadło mi do gustu, to kompozycja. Poświęcasz odpowiednio dużo miejsca na wstęp, później dość szczegółowo opisujesz odczucia diabła i wymieniasz kolejno zabijane osoby, ale zakończenie przychodzi dość szybko, złapanie diabła w zasadzie nie wydaje się trudnym zadaniem. Według mnie wyszłoby ciekawiej, gdybyś więcej miejsca poświęcił Markowi i tajemniczej organizacji (obecnie jej opis wychodzi raczej sztampowo), a scena złapania przeciwnika mogłaby być bardziej złożona i pomysłowa.

Podsumowując, mimo że językowo nie jest wybitnie, a kompozycja lekko kuleje, zamieściłeś w opowiadaniu całkiem sporo ciekawych pomysłów, dzięki czemu się nie nudziłem, a tekst czytało się bardzo szybko.

Z jakiegoś powodu, czytając Twoją historię, ma się wrażenie, że jej pisanie sprawiło autorowi sporo frajdy ;)

 

PS. Nie będę wypisywał błędów, ale na szybko podzielę się jedną radą: unikaj tak długich bloków tekstu, jak ten rozpoczynający się od „Nieśmiertelna dobra istota nieustannie…”. Łatwiej czyta się treść odpowiednio rozbitą na akapity.

Dobry, przygodowy tekst, taki… klasyczny? Są wyraziści bohaterowie, których można polubić, jest jasno postawiony cel, wyjątkowe moce (choć niezbyt oryginalne), złodziejski klimat i to, co spodobało mi się najbardziej – przemyślana i całkiem złożona fabuła.

Mimo że akcja jest dynamiczna (czasami bardzo, jak we fragmencie opisującym pożar), nawet przez chwilę nie poczułem zagubienia. Cała historia płynie naturalnie, między innymi dzięki temu, że odpowiednio wcześnie pokazujesz czytelnikowi klocki, z których będziesz korzystał. Jak zdolności bohaterów, czy wcześniejsze wspomnienie o ohenwódce, przez co od początku wizji bohaterki („Budynkiem gorzelni wstrząsa grzmot….”) wiadomo, czym jest spowodowana. I możesz mi nie wierzyć, ale już od pierwszej informacji o pożarze pomyślałem, że Agraf powinien po prostu wejść do tej beczki i czekać :D

 

Z minusów, nieco zatrzymała mnie scena z upadkiem komina – lekko powiało „deus ex machiną” (akurat musiał upaść w tym miejscu) i zastanowiło, że ani bohaterka, ani beczka nie odniosły poważniejszych obrażeń od odłamków, a komin upadł przecież kilka kroków obok.

Nie byłem też w stanie wyobrazić sobie, jak rozpuszczony Agraf przeniósł dwie butelki przez szpary ;)

 

Ogółem – dobra robota, choć niestety przyznam, że (jak to z tego typu przygodowymi tekstami bywa), nie mam pewności, czy zapamiętam historię na dłużej.

 

Nie potrafiła skupić myśli, by zacząć czytać jego myśli

Powtórzenie

 

Chciałbym się więc dowiedzieć czego więcej wymagałbyś od fabuły? Czego zabrakło?

Głównie miałem na myśli coś bardziej zaskakującego i oryginalnego, zwłaszcza w końcówce. Jeśli pominiemy fajnie zbudowanych bohaterów, klimat oraz interesujące umiejscowienie w alternatywnym świecie i spróbujemy opisać w kilku punktach samą fabułę / akcję, to według mnie jak na 30 tysięcy znaków wychodzi trochę… prosta?

Ale wiadomo, tekst zdecydowanie się broni, bo nikt nie chce tutaj ignorować bohaterów, świata i klimatu :D Po prostu należę do czytelników, których ciężko usatysfakcjonować, budując historię w oparciu o (jak to ładnie napisałeś) znane klocki ;)

Rzeczywiście tekst jest dość mocny. Masz niezły styl, fajnie zbudowałeś bohatera, a opisy są na tyle plastyczne, że obrazy pojawiają się przed oczami. Na plus na pewno setting, przedstawiona przez Ciebie historia alternatywna (ze wszystkimi smaczkami) to jest coś, co na pewno wyróżnia opko na tle innych z podobną historią.

Dość ryzykowanie zagrałeś z fragmentem procesu – upchnąłeś tam tyle informacji o świecie, ile tylko mogłeś. I wiesz co? Mimo tego wyraźnego spowolnienia, podjąłeś chyba dobrą decyzję – dzięki temu pozostałe fragmenty są dynamiczne i mogłeś skupić się bardziej na akcji i bohaterze, niż całej otoczce.

Najmniej z kolei przypadło mi do gustu samo wyjaśnienie zachowania bohatera i pomysł połączenia go z tajemniczą, złą istotą. Dosłownie tuż przed lekturą Twojego tekstu, w książce, którą obecnie czytam, pojawił się wątek dziewczyny-sadystki, która słyszała stukanie w głowie (tap,tap,tap… podobne to Twojego pam,pam,pam…), które później zmuszało ją do zadawania bólu innym.

Ogólnie: mocny tekst osadzony w interesującym świecie, ale od samej fabuły mimo wszystko wymagałbym nieco więcej.

Historia nie należy co prawda do wyjątkowo oryginalnych, ale pojawiło się kilka ciekawych pomysłów zamkniętych w spójną opowieść. Najmocniejszą stroną jest porządnie zbudowana, wyrazista bohaterka, widać że poświęciłaś sporo wysiłku, żeby opisać jej emocje.

Opowiadanie pewnie nie dla każdego – sama historia, jak już pisałem, wydaje się prosta i niezbyt wyjątkowa, ale mam wrażenie, że to nie ona sama w sobie jest tutaj najważniejsza. Postawiłaś na opis przemiany Rose i tego, co się dzieje w jej głowie. Może nie do końca w moim stylu, ale doceniam efekt. W skrócie: opowiadanie ma swój klimat, czytało się przyjemnie :)

 

Najbardziej zazgrzytała mi rozmowa z Adamem, w której dziewczyna opowiada o swojej historii – według mnie brzmi nienaturalnie, zwłaszcza jak na rozmowę małżonków (nawet jeśli nie są ze sobą bardzo blisko). Szczególnie ten fragment:

 

– A właściwie jak zginęli twoi rodzice? – drążył, korzystając z rzadkiej wylewności żony, którą zazwyczaj trudno było nakłonić do zwierzeń.

 – Mówiłam ci, że nie znałam ojca. A matka się utopiła. Pokarało ją! – wyrzuciła zgryźliwie. – Zawsze była jakaś tajemnicza, wycofana… W końcu zostałam z wujostwem, które roztrwoniło większość majątku. Także dworek z jeziorem.

 

PS. Przepraszam, jeśli powtarzam to co już się pojawiło, ale nie czytałem poprzednich komentarzy ;)

Przyjemne opowiadanie, nawet nie wiem kiedy minęło to 40 tysięcy znaków. Nie jest to może bardzo odkrywczy tekst, ale ze znanych motywów skleiłaś ciekawą historię z żywymi bohaterami.

Spodobało mi się, że Sodur do końca utrzymywał swoje pragmatyczne podejście i nie stał się rycerzem na białym koniu, walcząc o wolność dziewczyny ;) Scena walki, mimo że zajmuje sporo miejsca, jest odpowiednio dynamiczna i plastyczna.

Ładna opowieść, czytałem z dużym zainteresowaniem. Standardowo, jak to u Ciebie bywa, światotwórstwo i fabuła stoją na wysokim poziomie.

Tekst w wielu aspektach przypomina mi „Dziewczynkę bez księżyca” – podobna narracja i sposób budowania świata, bohaterowie-dzieci, liczne porównania do zwierząt, szczypta słowotwórstwa i półświata kojarzący się z wielkim niebieskim lewiatanem.

 

To jest ten typ fantastyki, który wychodzi Ci świetnie, naturalnie. W przypadku „Dziewczyny z perłą zamiast oka” bardziej spodobała mi się sama historia – jej złożoność, twisty, zakończenie spójne ze wszystkimi wcześniejszymi wydarzeniami. Z kolei w „Dziewczynce bez księżyca” nieco bardziej oczarowało mnie światotwórstwo.

Gratuluję publikacji – w pełni zasłużona :)

Nie wiem jak Miś dokopał się do tego tekstu, ale dzięki za wizytę :)

Tarnino, dzięki za opinię. Stworzyłem potwora? Coś w tym jest. Cel był taki, żeby gość wzbudził niechęć czytelnika.

Dzięki za uwagi językowe, na pewno się przydadzą na przyszłość. Bazować – trochę niefortunnie to nazwałem, oczywiście miałem na myśli sztuczny instynkt kierujący tymi stworzeniami. A pielęgnować użyłem w kontekście „doglądać, utrzymywać w porządek”. Wiem, mogłem (i powinienem) wyrazić się jaśniej ;)

 

Postaram się jeszcze odpowiedzieć na pytania z dalszej części komentarza, żeby stało się jasne, „co autor miał na myśli” ;) Nie musisz się do tego odnosić, bo nie chcę bronić tekstu, tylko przedstawić mój tok myślowy:

1) Dlaczego niby brak agresji u smoków miałby zapobiec wojnom na planecie? Przecież ludki agresywne są.

Smoki są jedynym narzędziem, za pomocą którego ludki mogą prowadzić wojny. Jeśli agresja jest zerowa, to ludki są pozbawione jedynej potencjalnej broni.

 

2) Pół procent czego, tak w ogóle? Co jest całością, tymi stu procent, z którymi porównujesz poziom agresji smoka?) u smoków miałaby nagle wywołać bijatyki między ludkami?

Wartości atrybutów w przypadku programowalnych urządzeń /aplikacji (tutaj akurat smoków) ustala się często właśnie w procentach. Przy czym 0% = funkcjonalność wyłączona. 100% = maksymalna dostępna wartość atrybutu.

Pół procenta dlatego, że bohater miał świadomość niestabilności modułu agresji, dlatego wybrał najmniejszą możliwą wartość. Jak się później okazało – sama wartość 0,5% nie miała znaczenia, bo moduł militarny zaczął szwankować. Zgodnie z radami naukowca nikt nie powinien tego modułu odblokowywać.

 

3) Co by na tym zyskali? Skąd pomysł, żeby wykorzystać wielkie i najwyraźniej nagle oszalałe zwierzęta do walki z sąsiadami?

Jak pisałem wcześniej, smoki są jedynym narzędziem do komunikacji z sąsiednimi wyspami. A wojny… no cóż – prędzej czy później każde społeczeństwo ich próbuje. Od pewnego momentu to już nie tępoludki stały za zachowaniem stworów…

 

Uff, mam nadzieję, że choć trochę rozjaśniłem zamysł :) Szkoda tylko, że nie udało mi się go wystarczająco przedstawić w samej treści.

 

Sonato, dzięki za komentarz, cieszy mnie, że pojawiły się refleksje.

Czy nie tak właśnie powinniśmy się zachowywać nie tylko w obliczu zagłady? – słuszne pytanie, ale mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam poznać odpowiedzi :)

Dzięki za wizytę, ninedin :) Cieszę się, że bohater i narracja przypadły do gustu. Mam tylko nadzieję, że twierdzenia w stylu “bohater opowiadania zawsze ma w sobie coś z autora” w przypadku mojego tekstu nie są trafne ;)

 

“Nadambitna miernota ze środkami na koncie i sumieniem o wartości ujemnej”

Ładnie napisane, podoba mi się ta charakterystyka.

Sonato, taką piesokalipsę to ja rozumiem ;)

 

Zanaisie, wiem, że bloki tekstu nie zachęcają, dlatego udało mi się wrzucić cały jeden dialog ;D W takim formacie na więcej nie mogłem sobie niestety pozwolić.

Z tymi planetami to mogłoby być trochę jak z wyspami – mimo ograniczeń na Ziemi ci bogatsi i tak zawsze mogą sobie prywatną wyspę wykupić. Wiem, trochę inna skala, ale idea chyba nie jest kompletnie abstrakcyjna.

A bohater, no cóż… miało być słodkie zakończenie z happy endem. Chciałem przełamać to założenie konkursowe i poczęstowałem przyjemnym zakończeniem nie czytelnika, a narratora ;) Mówisz, że byś go zamordował? W sumie nie jest najgorzej, bo przynajmniej nie wyszedł bezbarwny i wzbudził pewne emocje. Dzięki za lekturę i komentarz!

Widać, że to jeden z tych przemyślanych tekstów zbudowanych zgodnie z planem, a nie opko napisane bardzo szybko pod wpływem impulsu. Chyba, że wyprowadzisz mnie z błędu – wtedy trochę się zdziwię ;)

Bardzo dobrze mi się czytało, jestem pod wrażeniem całego tego chaosu, który jakimś sposobem opanowałeś i zamknąłeś w spójną, zrozumiałą (w pewnym sensie, ale o tym zaraz ;) opowieść. Co mi się najbardziej podobało? Wizja pomieszania czasu i przestrzeni, złoty pył (niezależnie od tego czym tak naprawdę jest i czy w ogóle istnieje), koncepcja Firmy, cyberpunkowy świat i chaotyczna (tylko z pozoru) narracja.

Co już mniej przypadło mi do gustu? Sama historia bohatera, Sary i Rosie. Tak, wiem – można traktować ją jako tło, ale jednak mogłeś zdecydować się na coś bardziej świeżego i mniej oczywistego. Jeśli wrzucasz do opowiadania warstwę obyczajową, wolałbym, żebyś poświęcił na jej wykreowanie więcej wysiłku, bo w mojej opinii zaniża ogólny poziom tekstu. Opisy zanikającego uczucia spowodowane utratą dziecka niestety szczerze mnie wynudziły, i nie dlatego, że zrobiłeś coś źle. Po prostu czytałem już to wszystko jakieś 2-3 miliony razy ;)

Spodobał mi się z kolei język i sposób narracji. Bardzo pasuje do bohatera i treści. Nie do końca przypadło mi do gustu w zasadzie tylko nagromadzenie jednozdaniowych akapitów. Na plus kilka ciekawych, dużo mówiących sformułowań, typu:

Widać wszystko w tym pokoju jest własnością Firmy, co też nie może dziwić, bo wszystko w tym mieście jest tak naprawdę własnością Firmy. Od studzienek ściekowych po życie mieszkańców.

 

Masz u mnie duży plus za opis Firmy – może koncepcja nie jest super oryginalna, ale dobrze zrealizowana i aktualna. Już od dłuższego czasu coraz większą władzę zdobywają wielkie, prywatne korporacje, więc nasz świat idzie bardziej w kierunku tego opisanego przez Ciebie, niż np. światów zajdlowych budowanych przez rządzącą społeczeństwem grupę.

Z historią i interpretacją mam pewien problem. Na początku myślałem, ze jest zrozumiała, później do głowy przyszło mi kilka różnych interpretacji, a teraz sam już do końca nie wiem, co o tym sądzić. Nie mam nic przeciwko opowieściom otwartym na interpretację czytelnika, ale obawiam się, że w przypadku tego tekstu może to negatywnie wpłynąć na „zapamiętywalność”. Bo jeśli teraz nie udało mi się wypracować jednego rozwiązania, które by mnie przekonało, to czy będę pamiętał o tej historii za kilka miesięcy? Nie wiem, zobaczymy :)

W każdym razie, masz mój głos w piórkowych nominacjach. Czy tekst dostanie wyróżnienie, czy też nie – uważam, że loża zdecydowanie powinna mu się przyjrzeć.

Z interpretacją to może za dużo powiedziane – w bohaterah oczywiście widzę korpoludków, bo kto inny mówiłby o kejsach, taskach, i czelendżach? ;D

Bardziej miałem na myśli, że wbrew pozorom Twój świat coś tam ma wspólnego z naszą rzeczywistością, i to nie jest wyłącznie przedświąteczny szał ;)

Uśmiechnęło. A i jakieś przemyślenia tu widać.

Fajna nazwa wirusa ;)

Gdyby przełożyć treść na naszą rzeczywistość, Jake i Rick to nic innego jak sztuczna inteligencja Google, która przetwarza nasze dane i usilnie próbuje nakłaniać do zakupów. Wystarczyło, że wczoraj kilka minut pogadałem o zakupie kawy, żeby połowa aplikacji raczyła mnie reklamami pysznej arabiki ;D

Ha, gdybym nie czytał tekstu, to może bym uwierzył! Tutaj nawet drukarka mogłaby się wzruszyć, gdyby przelewała opowiadanie na papier, nie mówiąc już o androidzie ;)

Dobre! Jeśli już przesłodzić herbatę, to miodem wysokiej jakości ;) Nie jestem do końca targetem tego typu tekstów (angel fantasy zazwyczaj mnie nudzi, a wysoka emocjonalność nie przekonuje), więc napiszę tylko krótko: opowiadanie czytałem ze sporą przyjemnością od początku do końca, a lektura wywołała uczucie satysfakcji. Postać Gabriela świetna.

Ładny pomysł, dobre wykonanie pod względem literackim. O dziwo podobała mi się też odautorska wstawka kursywą, powiedziałbym że wyszła trochę w stylu CMowym. Całkiem zabawna i rozładowuje atmosferę przed ostatecznym atakiem słodyczą.

 

PS.

No, dobra, przyznam, że trochę się wzruszyłam.

Pierwszy raz widzę, żeby Finkla napisała coś podobnego ;D Wygląda mi to trochę na nowy znak jakości, którym nie każdy może się poszczycić ;)

Powitał i podziękował za kolejne komentarze.

 

Adamie, podoba mi się, w jaki sposób określasz bohatera ;) CM wspomniał wyżej, że do takiego typu narracji bardziej pasuje narrator-gawędziarz (i w 100% się z nim zgadzam), jednak gawędziarskie zdolności chyba nie do końca pasują do gościa, którego sobie tutaj wymyśliłem. Narracja pewnie na tym straciła, ale cieszę się, że udało się w jakimś stopniu zbudować wiarygodność tego nieszczęsnego osobnika.

 

Irko, właśnie wszedłem na portal, żeby skomentować Twój tekst, a tu pojawiasz się z wizytą u mnie ;) Strasznie gorzki obraz tamtejszego środowiska naukowego? Oj tak. Powstał między innymi po to, by dołożyć trochę goryczy do konkursu, balansując słodycz wprowadzoną przez takie opka jak to Twoje ;D

Co do limitu, z jednej strony masz oczywiście rację (sam chętnie przedstawiłbym historię “od środka”), ale ja widzę też plusy. Pierwszy raz w życiu musiałem dostosować narrację do limitu i napisać ścisły plan (z podziałem na fragmenty wraz z liczbą znaków), więc na pewno konkurs posłużył mi przy okazji jako ciekawe ćwiczenie :) 

Moją opinię już znasz, więc tutaj tylko zostawię publiczne podsumowanie w kilku zdaniach:

Historia nietypowa, sporo oryginalnych pomysłów, ciekawy świat i interesujący styl. Według mnie to już jest spokojnie poziom papierowego NF ;). Podobało mi się nawet bardziej od Twojego poprzedniego piórkowego opka.

Jest coś w tych Twoich niby abstrakcyjnych tekstach realnego, przyziemnego. Wkładasz sporo przemyśleń do dynamicznej historii w absurdalnym świecie. I całkiem mocno te przemyślenia wychodzą.

Cześć, Olciatko!

Szczególnie cieszy mnie, że “człowiek ekspresowy” się spodobał, bo mam w planach zupełnie inne opowiadanie z wykorzystaniem tępoludków. Na koniec historii okazuje się, że zyskują popularność we Wszechświecie, więc dlaczego z nich nie skorzystać? ;) Ale to jeszcze trochę, na razie muszę zamienić na słowa jakieś pół miliona innych pomysłów ;) W każdym razie, tam bohater (ktokolwiek nim zostanie) będzie miał już z ludkami o wiele bardziej bezpośredni kontakt.

Co do schematu, masz rację – bohater dwukrotnie wychodzi z tarapatów. Kolega od smoków dotyczy pierwszego zaznaczonego fragmentu, a ucieczka na wyspę drugiego: “protagonista w tarapatach otrzymuje pomoc pod określonym warunkiem; łamie warunek udzielenia pomocy i w rezultacie traci wszystko; ale dzięki czemuś, co zrobił wcześniej, odzyskuje to z nawiązką”.

Dzięki za wizytę ;)

Dobry tekst, na pewno różni się od innych konkursowych. Fajnie zbudowałeś wszystkie trzy „przestrzenie”: czyściec, piekło i niebo – w każdym przypadku oddajesz najważniejsze cechy. Czyśćcowi poświęcasz najwięcej miejsca i dzięki temu wypada najciekawiej. A że końcówka jest słodka? Cóż, według mnie wpisuje się w wyobrażenie nieba i ładnie realizuje konkursowe założenie dotyczące zakończenia.

Jeden z lepszych tekstów o tej tematyce, które ostatnio czytałem.

Dzięki za komentarz, CM. Fajnie, że całość wychodzi na plus.

A że opowiadanie jest opowiadaniem? Wszystko wina Tarniny! Mogła dać limit 150 tysięcy znaków i wtedy zbudowałbym całą historię „od środka” ;) A tak bardziej poważnie – rozumiem zarzut i nawet się go w pewnym stopniu spodziewałem, jednak nie znalazłem innej drogi na przedstawienie całej historii w założonym limicie. Najlepszą opcją, jak wspomniałeś, pewnie byłby narrator-gawędziarz, ale nie jestem pewien, czy czuję się aktualnie na siłach, by wykreować gawędziarza na poziomie.

Ostatecznie stwierdziłem, że w opowiadaniu poniżej 30 tysięcy znaków przyjęta metoda narracji ma jeszcze rację bytu, mając przy tym świadomość, że to nie jest optymalny sposób snucia opowieści ;)

Widać jakiś pomysł, ale zrealizowany został trochę chaotycznie, przez co opowiadanie mnie nie przekonuje. Przyznam też, że o ile widać tu wiedzę dotyczącą Elona, to jednak bohater Twojej historii zachowuje się nie do końca zgodnie z charakterem i inteligencją prawdziwego Elona.

 

W szczególności warto byłoby popracować jeszcze nad dialogiem z epilogu, bo brzmi niestety dość sztucznie.

Dzięki za lekturę i komentarze ;) Cieszę się, że przyjemnie się czytało.

 

Helmut, jeśli chodzi o zaskakującą puentę, coż… nie sposób się nie zgodzić, tutaj postawiłem bardziej na inne elementy.

 

Oidrin, mieszanka rzeczywiście dość szalona i dzięki temu proces pisania był interesujący dla autora ;) Jeśli chodzi o sympatyzowanie z bohaterem, tutaj pewnie trochę zależy od czytelnika (Finkla np. napisała coś odwrotnego), ale cokolwiek by o tej postaci nie powiedzieć, na pewno może wzbudzać różne emocje. Zbyt szybkie przejście między rozwiązaniem akcji i zakończeniem? Jak tak teraz na to patrzę, coś w tym może być. Przemyślę, czy nie dodać kilku zdań, chociaż to tekst konkursowi, więc większej rewolucji nie będę już robił.

 

Edwardzie, Twoja uwaga dotycząca zakończenia jest dla mnie naprawdę ciekawa. Bo o ile dokładnie rozumiem, dlaczego Ci zgrzytnęło, to… taki był plan. W przypadku tej konkretnej historii nie chciałem dostarczać zakończenia, na które czytelnik liczył. Wiem, złośliwy autor ze mnie ;)

Ciekawy tekst, zarówno pod względem formy, jak i treści. Jest tu jakiś specyficzny klimat, którego nie spotyka się często w innych opowiadaniach. Fajnie wykorzystujesz kota Schrödingera do własnych celów, lubię takie smaczki :)

W zasadzie mógłbym się podpisać pod komentarzem Edwarda, minimalizm i urwane akapity zwracają na siebie uwagę. I chyba w ostatecznym rozrachunku wychodzą na plus.

Mam tylko wrażenie, że mógłbyś trochę więcej miejsca poświęcić na zakończenie. Jak dla mnie napis “Koniec” przyszedł zbyt szybko i nagle, wcześniej nie sygnalizujesz, że historia zmierza do końca. Ale to jest bardzo subiektywna uwaga, bo urywane fragmenty – jak już wspomniałem wcześniej – w przypadku tego tekstu coś w sobie mają.

Finklo, masz rację, bohater na początku wcale nie jest na dnie. Trafia tam dopiero w kolejnym fragmencie i od tego miejsca zaczyna się schemat zgodny z konkursowymi założeniami.

Dzięki za komentarz, nieszczęsny podmiot oczywiście poprawię :)

Ceterari, dodam tylko, że trzecie od góry też jest od portalowicza ;)

Interesujący tekst, sprawne połączenie kilku koncepcji w spójną całość. Najbardziej spodobała mi się pierwsza połowa, w której skupiasz się na splataniu światów i podróży do alternatywnej, niepokojącej rzeczywistości. Już same słowa kwantonauta czy skafander kwantonautyczny brzmią świetnie i budzą wyobraźnię. I mimo że na początku treść jest czasem poszatkowana na krótkie fragmenty, nie czuć tam chaosu czy zbyt dużych skrótów.

Trochę mniej przypadł mi do gustu opis problemów bohatera, szczególnie tych z pierwszej części tekstu. Opis sam w sobie może nie jest zły, ale jednak mam wrażenie, że czytałem bardzo podobne fragmenty już dziesiątki razy i trochę brakuje czegoś, co wyróżniłoby Twoją wersję. Ale to może być kwestia limitu, bo o ile ładnie się w nim zmieściłeś, to problemy bohatera wyszły typowo i dość banalnie. Ale cały czas mam na myśli głównie pierwszą część, bo kontakt z pająkiem fajnie zmienia kierunek przemyśleń.

Może jeszcze motyw nieudanego eksperymentu za bardzo skojarzył mi się z filmem „Kontakt”, ale to szczegół.

Zakończenie ciekawe, językowo bardzo dobrze, przez całość utrzymujesz uwagę czytelnika, zachowując odpowiednie tempo. W skrócie mówiąc: przyjemna lektura!

Jeszcze odnośnie kodeksu karnego – tutaj temat jest na tyle złożony, że wolałbym się w niego nie wgłębiać. Ogólnie stworzenie takiego prawa, które nie pozostawi nadgorliwym jednostkom możliwości szkodliwej dla społeczeństwa interpretacji, a jednocześnie nie będzie zbiorem bardzo szczególowych przypadków, to nie jest prosta sprawa. Odnoszę wrażenie, że trochę niepokoi Cię brak definicji "człowieka" w prawie, a w konsekwencji zastosowanie całego kodeksu karnego także do płodu. I oczywiście Twoje przemyślenia pod tym względem mają sens.

Szkoda jednak, że nie zdecydowałeś się osadzić akcji bardziej "z boku", w abstrakcyjnym lub odległym świecie. To według mnie nadałoby dystans i zepchnęłoby temat polityki na dalszy plan.

Jak wcześniej pisałem, "nie przepadam za" tego typu tekstami. Co nie oznacza, że uważam je za obiektywnie bezwartościowe ;)

W każdym razie, według mnie nawet jeśli problem leży po stronie światopoglądu czy początkowej tezy, w przypadku Twojego świata to fanatyzm oraz brak zdrowego rozsądku i empatii przyniosły najgorsze skutki dla bohaterów. Społeczny kompromis skutkujący uszczegółowieniem prawa mógłby zlikwidować najgorsze skutki istniejącej patologii.

Jak dla mnie tekst jednak zbyt wyraźnie przypomina „ładnie ubrany” głos w aktualnej dyskusji politycznej. Chociaż też nie jest tak, że całkowicie nie przypadło mi do gustu – w końcu czytało się nieźle, a całość wywołuje pewne emocje. Po prostu nie przepadam za felietonami politycznymi przebranymi w beletrystykę (bez znaczenia, czy zawierają poglądy konserwatywne, czy liberalne).

Czy problem jest u podstawy, w założonej tezie, czy może na dalszym etapie? Egzekucja prawa? Wadliwy kodeks karny? Brak empatii u sędzi?

Moim zdaniem, próbując obiektywnie spojrzeć na przedstawiony przez Ciebie świat, największym problemem są trzy wskazane na koniec czynniki (przy czym brak empatii dotyczy też prokuratora). No bo przecież dzisiaj za względnie poważne przestępstwa dostaje się karę w zawieszeniu lub grzywnę, bo karanie w teorii powinno mieć jakiś sens i cel.

Przyjemna historia z humorem. Może nie zapamiętam tekstu na długo, ale chyba nie o to w tym przypadku chodziło ;) Czasami wśród tych wszystkich poważnych opowiadań brakuje trochę czegoś, co ma głównie na celu zapewnić rozrywkę, opowiadając ciekawą historię. A właśnie tak odbieram to opko.

I choć całość jest naprawdę niezła, z jakiegoś powodu pierwsza część podobała mi się nieco bardziej od drugiej. Może dlatego, że na początku miałeś najwięcej energii i dzięki temu pierwsze kilka fragmentów jest najzabawniejsze? Może duże natężenie żartów sprawia, że w pewnym momencie zaczynają trochę „powszednieć”? A może to po prostu moja wina, bo jako czytelnik podświadomie oczekiwałem, że im dalej w las, tym będzie jeszcze lepiej?

W każdym razie – więcej takich tekstów na portalu! :)

Z tego akurat bardzo się cieszę. Kiedyś się bałem, że szukając rozwoju będę musiał jakoś mocno ten mój styl zmienić czy dopasować. Na szczęście okazuje się, że jakąś tam (nawet całkiem sporą) część udało się zachować.

To ja jeszcze dodam jedną ciekawostkę, o której wcześniej zapomniałem. Zgrałem sobie kilka konkursowych opowiadań na czytnik, nie patrząc na autora i tytuł. Po dotarciu do kurzowego opka już po pierwszych trzech fragmentach miałem pewność, że to właśnie Ty jesteś autorem, mimo że znam tylko kilka Twoich tekstów. Więc na pewno jest coś w tym, co pisze ninedin ;)

Bardzo interesujący tekst, szczególnie przypadło mi do gustu światotwórstwo i humor. Twój świat wygląda trochę jakby powstał w głowie kreatywnego, fantazjującego dzieciaka ;D Te wszystkie nazwy kojarzą mi się właśnie z dzieciństwem, sam nie do końca wiem dlaczego.

Jeśli miałbym wyróżnić którąś część tekstu, na pewno byłby to początek. Kilka pierwszych fragmentów, w których poznajemy świat, to prawdziwe mistrzostwo ;)

No i jeszcze jedno – „Z popielnika na Wojtusia” i „krasnoludki” wyszły Ci naprawdę fajnie i idealnie pasują do tekstu.

Ciekawa opowieść ładnie wpisująca się w założenia konkursowe. Wykorzystujesz sporo dobrze znanych motywów, na podstawie których tworzysz klasyczny cyberpunkowy świat i dynamiczną historię.

Na plus na pewno bohater – konsekwentnie pokazujesz jego ograniczony sposób myślenia ;)

Z minusów – myślę, że limit trochę tutaj zaszkodził. Opowieść chwilami pędzi, a część wątków prosi się o rozwinięcie, albo chociaż zatrzymanie przy nich na chwilę, by ruszyć z akcją kilka fragmentów później.

Nie do końca rozumiem też 2 kwestie:

1) Dlaczego przy takiej pokazowej akcji transporter zawierał prawdziwy, bardzo cenny ładunek? Rozumiem, że organizatorzy byli pewni siebie, ale rzeźnia w pobliżu tak cennego ładunku według mnie kompletnie mija się z celem i nie mogę sobie wyobrazić, żeby właściciele towaru postanowili umieścić go w centrum akcji, zamiast spokojnie podstawić puste skrzynie, a transportem ładunku zająć się w całkowitym spokoju.

2) Nie mogłem sobie wyobrazić, jak ten naszyjnik wyglądał. Wiem, szczegół, ale może czegoś po prostu nie zrozumiałem i mi wyjaśnisz ;) Jeśli to wszczep, to po co w formie naszyjnika? Przecież wszystko powinno się trzymać skóry bez oplatania wokół szyi.

 

– Jeśli nie pójdziesz z nimi, rdza z naszej umowy. Milion kredytów zniknie jak pliki z zainfekowanego wirusem dysku.

Porównanie spoko, ale według mnie pada w nienaturalny sposób i zdecydowanie nie pasuje w kontekście rozkazu wydawanego w trakcie akcji. Zbyt długie i niepraktyczne jak na moment, w którym zostaje wypowiedziane.

 

Aha, i jeszcze fragment, który najmniej przypadł mi do gustu: cała scena z uderzeniem sztuczną łapą obok głowy bohatera. Taka trochę sztampowo-filmowa.

Poza tym językowo wygląda wszystko ok, czyta się szybko i akcja jest dynamiczna, tak jak lubię. Świat niby typowy, ale wzbudził we mnie zainteresowanie i chciałoby się wiedzieć o nim więcej. Ogółem: przyjemna lektura :) 

Co do Anathem, to właśnie zauważyłem, że polski tytuł brzmi inaczej: Peanatema.

Krótki komentarz? Nie ma problemu, sam nie do końca jestem targetem tego typu bajek, ale warto czasem spróbować czegoś innego ;) A pisanie długiej opinii na siłę nie ma oczywiście sensu.

Dzięki za wizytę, Edwardzie. Co do Twojej interpretacji – naprawdę ciekawa i jak najbardziej ma sens, mimo że nie miałem jej w głowie podczas pisania tekstu.

Całkiem niezłe, choć przyznam, że liczyłem na mocniejsze zakończenie. To nadeszło jakoś tak szybko i niespodziewanie. “Zajdlowy cyberpunk”? Potencjał ogromny, więc na pewno warto próbować tego typu tekstów ;)

 

Co do stylu – nie jest napisane źle, ale na pewno warto popracować nad powtórzeniami, nadmiarem zaimków i przecinkami. Język dość prosty, ale czyta się szybko.

 

No i niestety uważam, że tekst rozmija się trochę z konkursowymi wymaganiami, ale chyba nie aż tak, żeby go zdyskwalifikować. Choć przypuszczam, że jurorzy odejmą za to trochę punktów. 

Nie chcę się powtarzać po poprzednikach, więc tylko napiszę w skrócie: bardzo interesujący tekst; bohater zdecydowanie przypadł mi do gustu; inwazja oryginalna, klimat niepokoju wykreowany sprawnie; językowo wysoki poziom.

Też zwróciłem uwagę na zdania zacytowane przez ninedin i wilka – naprawdę ładne.

 

– Piszą, że wybiorą losowo jakieś kilka tysięcy osób – referuje Zofia.

Referuje powinno być w przeszłym.

 

Edycja: Aha, i jeszcze jedno – czasem zdarza Ci się mimo wszystko przesadzić ze słowem “to”, np.:

Nie czujemy już tej sensacji, może to tylko jakiś przekręt, gigantyczny żart na światową skalę. Może. Ale jest też coś w oczach Zofii i nie jest to tylko ulga, że mamy to za sobą. To wrażenie, że świat jest dobrym miejscem, które chce nas mocno przytulić, powiedzieć dużo ciepłych słów.

Udany tekst, według mnie wyszła Ci taka trochę przygodowo-młodzieżowa fantastyka. Tempo akcji bardzo wysokie, dużo się dzieje, przekorni bohaterowie z takim trochę zabawnym, naiwnym podejściem do życia. Jak widać nie każdy tekst musi być głęboki – tutaj po prostu stawiasz na przygodową, dynamiczną historię z wrzuconym tu i ówdzie humorem.

Chociaż muszę przyznać, że w kilku miejscach ta naiwność (a może nawet dziecinność) bohaterów wydała mi się nieco przesadzona. Szczególnie mam na myśli drogę do kapsuły, gdzie bohaterowie w krytycznej sytuacji nie mogli się po prostu dogadać i razem odlecieć z miejsca walki. Zwłaszcza, że gdy Hoover traci przytomność, bohaterka nagle zmienia nastawienie i chce go przypiąć pasami i zabrać ze sobą. Zmiana z wrogiego nastawienia do przyjaznej relacji następuje wyjątkowo szybko.

No i relacja rissenki z Sidem chyba jednak nieco zbyt wyolbrzymiona, czasami wręcz absurdalna. Ale to oczywiście tylko moje zdanie ;)

Ogółem – tekst może nie do końca w moim stylu, ale nadal kawał przyjemnej lektury, narracja poprowadzona płynnie, bohaterka silnie scharakteryzowana, świat nawet interesujący (na początku skojarzył mi się z „Panem Lodowego Ogrodu”, później zaczął bardziej przypominać ten z „Łatwo być bogiem”). Czytało się szybko – stawiasz na dość prostą narrację, która dobrze pasuje do treści.

Ładna klamra – niby to samo zdanie, niby takie samo znaczenie, a jednak kontekst zupełnie inny.

Nie przepadam za tekstami stawiającymi na tego typu emocje, ale tutaj zupełnie mi to nie przeszkadzało, przeczytałem z przyjemnością. Najbardziej przypadło mi do gustu chyba zakończenie.

Styl ładny, narracja płynna, całość na plus.

Ok, marasie, widzę że mnie zrozumiałeś. Jeszcze jako uzupełnienie dopiszę, że jako czytelnik lubię, kiedy autorzy – pisząc niezależne opko w swoim uniwersum – wrzucają w nie część najbardziej charakterystycznych cech tego świata. Wtedy, czytając na przykład taki tekst w czasopiśmie/antologii, od razu mogę rozpoznać świat (jeśli już znam to uniwersum) lub odkryć jego ciekawe elementy. I świat przestaje mi się zlewać z innymi dobrze znanymi klasykami.

Tutaj właśnie tego mi trochę zabrakło, bo jak piszesz, są “takie elementy jak demony, ekipa zabijaków, bohater z ciemną przeszłością, kapłani, magia”, a trochę zabrakło mi właśnie niesamowitości Twojego świata.

 

Ale to tak tylko w kwestii podsumowania, bo po komentarzu wyżej widzę, że dobrze zrozumiałeś mój punkt widzenia. Oczywiście nie każdy patrzy na to w taki sposób jak ja, ale część czytelników może ;)

Przyjemny tekst, bardzo klasyczne fantasy.

Zacznijmy od tego, że narracja przypadła mi do gustu i przez tekst przeszedłem szybko i z przyjemnością. Wybrałeś chyba „najmodniejsze” w ostatnich latach podejście – piszesz z pozycji osoby trzeciej, lecz wyraźnie z perspektywy głównego bohatera. Różne zabiegi (jak np. kilka pojawiających się po sobie pytań, które wychodzą ni to od narratora, ni z głowy bohatera) wykorzystujesz sprawnie i z wyczuciem.

Jeśli chodzi o klimat, świat i bohaterów – Twój wybór jest w mojej ocenie ryzykowny. Nie dziwi mnie wcale, że w komentarzach pojawiają się różnorakie skojarzenia, bo po prostu czerpiesz garściami z innych światów fantasy. Z jednej strony wielu czytelników lubi takie klimaty, z drugiej – chyba jednak za mało dajesz elementów typowych tylko dla Twojego świata. Zarówno świat, jak i bohater oraz problem przed nim postawiony to elementy zbudowane świadomie i bardzo dobrze, jednak podczas lektury ciągle miałem wrażenie deja vu. Tak jakbym gdzieś już czytał ten tekst, tak jakbym znał już bohatera i świat.

Najlepiej chyba wypada sama historia. Jest tu coś z kryminału, coś z grozy, coś z – jakże by inaczej – klasycznych opowieści fantasy. Dajesz kilka tropów i każesz czytelnikowi kombinować, w jaki sposób to wszystko się zakończy. Odniosłem wrażenie, że im dalej, tym lepiej. Tekst być może zyskałby na skróceniu pierwszych fragmentów. Bo o ile tempo budowania klimatu samo w sobie jest ok, to pasuje mi ono bardziej do powieści niż opowiadania. Ale ta uwaga jest bardzo subiektywna. W każdym razie, tekst wciągnął mnie znacznie bardziej od rozpoczęcia śledztwa w wiosce.

Wrócę jeszcze do stężenia klasyki fantasy. Pamiętam Twój tekst na konkurs „Jestem legendą” (chyba nawet przyznałem mu jakiś punkt w głosowaniu konkursowym) i tam według mnie lepiej zagrałeś klasyką. Z każdej strony mrugałeś do czytelnika: „Tak, jestem rasowym bohaterem fantasy w typowym świecie, ale co na to mogę poradzić?! Muszę zrobić swoje!”. A im dalej, tym historia coraz bardziej odchodziła od sztampy. Tutaj już mniej bawisz się znanymi motywami, a po prostu wykorzystujesz je do opowiedzenia swojej historii.

 

Podsumowując – bardzo dobrze napisana, ciekawa historia; świat przedstawiony jak trzeba – brudny, brutalny, z elementami grozy. Tyle tylko, że w mojej opinii na dobre wyszłoby wplecenie kilku bardziej oryginalnych koncepcji (nie tyle fabularnych, co tych dotyczących mechaniki świata, czy chociażby bestiariusza). Coś, co przegoniłoby odczucie deja vu.

Gekikara, oczywiście się zgadzam – naśladowanie lovecraftowskiej atmosfery nie jest wcale proste. Bardziej chodziło mi o fakt, że wypowiedziało się właśnie kilka osób, które nie lubią tego typu klimatu, dlatego parodia mogłaby paradoksalnie bardziej przypość im do gustu. Ale rzecz jasna wiem, że nie na tym polega konkurs ;)

W ogóle żałuję, że nie poszedłem w jakąś lekką parodię Lovecrafta. Akurat w jego przypadku potencjał do tego typu konwencji jest. :)

Gdyby tylko zwycięstwo zależało od czytelników, z ostatnich komentarzy wynika, że miałbyś wtedy spore szanse :P

Napisane ładnie, czytało się naprawdę nieźle. Nie jestem fanem grozy, weirdu, Lovecrafta itp. i szczerze mówiąc nic merytorycznego nie przychodzi mi do głowy. A więc napiszę tylko: raczej nie zapamiętam tekstu na dłużej, ale atmosferę niepokoju / klimat czuć od początku do końca, a sama lektura była przyjemna ;)

Wpierw, to, co obiecałem, czyli przeredagowanie słów Nikity.

Noo, od razu wszystko lepiej się klei. Mnie właśnie to zdanie wprowadziło w błąd, następni czytelnicy będą mieli łatwiej :)

Chociaż przyznam, że oglądanie wizji przez publiczność by się mogło sprzedać o wiele lepiej niż tylko suche informacje ;)

Ok, to jeszcze kilka zdań ode mnie w sprawie punktu “1)”. Od razu zaznaczam, że nie chcę się czepiać, po prostu temat pod dyskusję jest ciekawy i fajnie wyjaśnić kilka kwestii ;)

 

do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp.

 

No proszę, nie pomyślałem o tym rozwiązaniu, że do publiczności trafiają tylko ogólniki i liczba przyznawanych punktów. Ale rozumiem, że wizje z sond są dostępne publicznie (”Mistrzostwa oglądają miliony ludzi. Wszyscy by mnie zobaczyli – w twoich myślach!”)?

Kupuję Twoje wyjaśnienia i myślałem nad takim scenariuszem już wcześniej, ale jeśli wizje są publiczne, taka opcja wymaga konkretnego warunku – Mental Wars nie mają swoich gwiazd (najlepszych graczy, którzy należą przez dłuższy czas do ścisłego topu). I pod tym warunkiem Twoje wyjaśniania są logiczne i sensowne.

No bo w innym przypadku (kiedy mielibyśmy kogoś naprawdę świetnego i popularnego), jeśli finał turnieju oglądała masa ludzi – wszyscy widzieli jakiś charakterystyczny obraz z wizji (np. taką twarz Trevora). Takich punktów zaczepienia z wizji może być sporo, więc udział w popularnym meczu znacznie zmniejsza szanse na przyszłe zwycięstwa.

 

Czyli… wychodzi na to, że Twoja wizja dotyczy masowej rozgrywki, w której osoby docierają na szczyt i spadają dość dynamicznie, a duża liczba graczy gwarantuje sens całej gry. Dobrze rozumiem?

Bardzo dobry tekst. Najbardziej przypadł mi do gustu opis pojedynku – udało się tam zmieścić sporo interesujących pomysłów. Bohater i fabuła też są OK (szczególnie bohater), jednak to właśnie idea Mental Wars wybija tekst na wyższy poziom.

Językowo sprawnie, kilka dobrze trafionych zdań, jak np.:

 

o mój Boże nie tylko nie to

jedzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!

uciekać nie mogę uciekać samochód moje nogi moje życie nie nie nie!!!

Naprawdę mocne. Po mojej konwersji do mobi całość stała się jednym wierszem, co dało chyba jeszcze lepszy efekt :)

 

<hehe pierdol się> – przyszło czatem

Sporo masz takich wstawek, nawet zabawnie wychodzą.

 

Mam jednak trzy zastrzeżenia, które – o ile nie zmazały pozytywnego wrażenia – pozostawiły mały niedosyt:

1) Nie do końca rozumiem podejście do Mental Wars jak sportu i tworzenia typowego sportowego rankingu. Podczas czytania zastanawiało mnie, czy na najwyższych szczeblach zawodnicy nie powinni się już znać z innych pojedynków (bo chyba można oglądać walki konkurentów)? Przecież masa ludzi ogląda transmisje, przez co kojarzy już najlepszych zawodników. Każdy będzie znał gościa z 1 miejsca rankingu, a co za tym idzie – po odkryciu jego cechy charakterystycznej zna już wszystkie jego dane. Pewnie dałoby się to wytłumaczyć, ale takiego wytłumaczenia mi w tekście zabrakło.

2) Zgadzam się też z opiniami, że bohater trochę łatwo się poddał, wizja zesłana dziewczynie w walce była wielokrotnie „mocniejsza” niż wyłożenie kilku prostych faktów o bohaterze w ostatnim pojedynku. Ale to szczegół, bardziej mam na myśli to, że można było w bardziej złożony sposób opisać proces uświadamiania bohaterowi, kim się stał. Końcowy atak w poprzedniej walce na pewno wywołuje większe wrażenie na czytelniku.

3) Kompozycja wydaje mi się nieco zaburzona – bardzo dużo miejsca zajął opis pierwszego pojedynku (to jest zresztą najlepszy fragment), a później turniej i fabuła szybują już w zawrotnym tempie. Rozbudowa mogłaby zadziałać na plus dla kompozycji właśnie.

 

To tyle z czepialstwa, całość mimo wszystko uważam za znakomitą. To tylko świadczy o tym, jak ciekawy jest sam pomysł, a opowiadanie wciągające i z pewnością „zapamiętywalne”. Brawo! Mam nadzieję, ze loża doceni Twoje opko ;)

 

PS. O co chodzi z tym “niedokładnym wiekiem”? Miałeś na myśli, że udało się podać przybliżony wiek przeciwnika? Mnie to trochę zatrzymywało, bo sprawia wrażenie, że dostajemy punkty za niedokładnie wyznaczoną wartość (słowo “niedokładny” mi nie do końca pasowało).

Mam mieszane uczucia – tekst według mnie nie jest ani zupełnie słaby, ani zupełnie dobry. Z jednej strony historia opowiedziana jest poprawnie: językowo ogólnie ok; jest wstęp, przedstawienie świata, kilka punktów widzenia, zakończenie. Fragmentami opowieść nawet wciąga.

 

Mam jednak kilka zastrzeżeń, przede wszystkim nie spodobały mi się dwie kwestie:

Po pierwsze, sama historia jest jak dla mnie zbyt prosta. Gdybym miał ją streścić, powiedziałbym, że <spoiler do „krzyżowców” (choć nazwa trochę niefortunna ze względów historycznych) dołącza kilku lokalnych młodzieńców chętnych do walki, członkowie wyprawy atakują druida, a ten odpiera atak z wykorzystaniem magicznych mocy. spoiler> Wiem, nieco upraszczam, ale następnym razem polecam mimo wszystko bardziej pokombinować. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi ;)

Po drugie, narracja jest czasami chaotyczna. Przez większość tekstu miałem wrażenie, że wybrałaś narratora wszechwiedzącego, nie związanego z żadną postacią. Opisujesz wydarzenia w sposób dość prosty i bezpośredni, bez ładunku emocjonalnego. Ale czasami nagle zaczynasz pisać z perspektywy którejś z postać, np.:

Brzydziła go przemoc, nie było jednak wyjścia. Innowiercy napadali na dziewice, by składać z nich ofiary. Pożerali dzieci. A co gorsza blokowali prostakom przystąpienie do niebia. Zmarszczki księdza wokół oczu i ust pogłębiły się. Nie. To nie czas na wytchnienie, nie, kiedy bezbronnym ludziom grozi utknięcie w piekle na wieki przez druidów i podobnych diabłów!

Przeskakujesz tak z jednego bohatera na drugiego nawet w ramach jednego fragmentu. Według mnie wprowadza to niepotrzebny chaos. Lepiej albo w ogóle nie wiązać narratora z żadnym bohaterem i wszystko opisywać z boku, albo wybrać sobie jedną-dwie postacie i przeskakiwać między nimi w chwili, gdy zaczyna się nowy fragment/rozdział.

 

To tyle ode mnie. Jak już pisałem, nie jest wcale źle, jako wprawka tekst jest nawet niezły. Jestem przekonany, że jeśli postawisz większy nacisk na fabułę, popracujesz nad bohaterami, narracją i klimatem – stać Cię będzie na wiele więcej ;)

Dzięki, Saro :)

Co do uwagi dotyczącej pierwszych fragmentów – coś chyba w tym jest, kilka osób zwróciło już na to uwagę. Co prawda w trakcie bety odchudziłem nieco opis “normalności”, ale chyba mogłem zrobić to jeszcze bardziej. Sęk w tym, że nie wiem, czy udałoby mi się wtedy pokazać czytelnikowi stan / monotonię życia bohatera i przeskok z monotonii do niecodziennych wydarzeń.

W każdym razie – fajnie, że się podobało i dobrze, że zwracasz uwagę na “mniej przyjemne” fragmenty ;)

Bardzo dobry tekst, wciągnął mnie od samego początku i nie puścił już do końca. Temat ogólnie nie jest nowy, ale Twoje podejście prezentuje się interesująco. Dobry ruch ze sztućcami i ładowarką – paranoja Marka wypada intrygująco.

Historia Marka ładnie splata się z fragmentami, które przedstawiasz z punktu widzenia pracowników muzeum. W pewnym momencie pomyślałem, że Adam-Lucjan nie wykasował sobie wspomnień (duża wiedza o młodszym koledze plus zauważenie korelacji między papierosem a autobusem), ale szybko wyprowadziłeś mnie z błędu.

W tekście zawarłeś trochę przemyśleń, które – choć nie są nowe – wybrzmiewają tutaj dość mocno i naturalnie wynikają z treści przedstawionej historii.

No i wykonanie jest solidne, a tekst dopracowany. Całość na plus!

Ciekawy pomysł z przeniesieniem baśni Andersena w realia SF, dopiero pod koniec tekstu zorientowałem się, którą bajkę wybrałaś. Ogólnie – podobało mi się, choć jakieś uwagi też się pojawiły.

Myślę, że można byłoby dopracować dialogi, żeby brzmiały bardziej naturalnie i mniej „infudompowo”.

Sto pięćdziesiąt bilionów lat – tutaj według mnie zdecydowanie przesadziłaś. Historia życia na Ziemi obejmuje kilka miliardów lat i pomyśl tylko, jak życie w tym czasie się zmieniło. Analizując liczby wychodzi na to, że rozwój dzisiejszych cywilizacji z pierwotnych komórek nie zajął nawet jednego promila czasu, który upłynął w trakcie transferu świadomości bohatera przed ostatnim fragmentem. Nawet biorąc pod uwagę, że to symulacja, wygląda ona zdecydowanie zbyt podobnie do dzisiejszego życia.

Dzięki za wizytę, wilku. Przypomniałeś mi, że najwyższa pora skręcić czasem w stronę SF, bo nie robiłem tego od 2014 roku ;)

Tekst jest już co prawda dość stary (moje pierwsze próby pisania), ale wciąż dobrze mi się kojarzy. Pisany trochę na wyczucie, bez głębszego planu i przemyśleń. Teraz pewnie niektóre rzeczy napisałbym inaczej (np. wspomniana komunikacja radiowa).

Twoje skojarzenia z inspiracjami ogólnie są trafione – bo o ile “Planety śmierci” nie było mi dane poznać (podobnie jak żadnego z czarno-białych SF), to tekst jest zdecydowanie wzorowany na starych filmach SF właśnie.

Wracając jeszcze do wysyłania śmieci w stronę np. gwiazdy, ja bardziej wyobrażałem sobie nadawanie paczce skompresowanych śmieci takiej orbity, żeby same tam doleciały (ewentualnie wysłanie razem z nimi “na śmierć” także np. jakiegoś małego, taniego modułu z silniczkami.

Czy to byłoby realne? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, nie robiłem reasearchu. Ale wysyłanie specjalnie załogowej śmieciarki też nie wydaje się optymalne.

 

Ale chyba nie ma sensu drążyć tematu, bo mimo że jest dość ciekawy, rozwiązanie z Twojego tekstu jest ostatecznie do zaakceptowania ;)

Jest trochę brakujących przecinków, styl w paru miejscach kuleje, a niektóre zdania…

Dobra, a tak na poważnie – fajny pomysł, uśmiechnęło mnie. Nie jest łatwo przekazać zabawną treść w dwóch zdaniach, a według mnie Tobie się udało. Szkoda tylko, że nie zdecydowałeś się popracować jeszcze nad kilkoma kolejnymi szortami w tym stylu i publikacji wszystkiego razem, wtedy lektura mogłaby potrwać dłużej niż samo ładowanie strony ;)

Według mnie problem polega na tym, że tego typu wykłady zniechęcają wielu czytelników. I choć sam się do takich czytelników nie zaliczam, to im się nie dziwię. “Infodumpowe” dialogi potrafią wybić z poznawania konkretnej historii z konkretnymi bohaterami (profesor, prezydent itd.), wymuszając wrażenie “O, tutaj autor dosłownie przedstawia swoją koncepcję czytelnikom. Ten wykład to jest do mnie, a nie do prezydenta.”.

I o ile takie zabiegi są dość powszechne (np. Zajdel), to mają swoje plusy i minusy – odbiór zależy od czytelnika.

Ale oczywiście zgadzam się z Basement, że ten fragment jest ważny i interesujący (podczas lektury tekstu też miałem przed oczami “statyczną, nielokalną chmurę”).

 

Wniosek – jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził ;) Każdy czytelnik zwraca uwagę na inne aspekty i usunięcie wykładu dla niektórych będzie dużym plusem, a dla niektórych minusem. To takie moje luźne przemyślenia :)

Bardzo dobry tekst. Narracja poprowadzona swobodnie, historia wciąga, zakończenie satysfakcjonuje (to drugie z komentarza też niezłe, ale “główne” podobało mi się bardziej). 

Jeśli miałbym zgodzić się z jakimiś uwagami z komentarzy powyżej, to pewnie mógłbyś lepiej przemyśleć konstrukcję. No, ale to nie jest wielki problem, bo udało Ci się zrównoważyć ten mankament wciągającą opowieścią bohatera.

Trzymam kciuki, żeby tekst został wyróżniony piórkiem. Szkoda, że autorzy częściej nie podejmują tego typu prób – interesująca narracja, konkretna historia, na pierwszy rzut oka taka trochę rozrywkowa, ale jednak mająca w sobie coś, przez co nie wypada szybko z głowy. Uczucia pokazane tak, jak trzeba – płynnie wplecione w opowieść.

 

Na koniec jeszcze takie przemyślenie (nie traktuj tego jako zarzut). Czy nie byłoby w kosmosie prostszej metody pozbywania się śmieci? Latanie śmieciarkami na planety wydało mi się trochę „przerostem formy nad treścią”, czymś niekoniecznie optymalnym. W trakcie czytania nie było mi łatwo tego rozwiązania „kupić”, ale w końcu przestałem zwracać na to uwagę. Zwłaszcza, że to nie jest najważniejsze dla historii.

Pytasz się, córeczko, o co w tej historii chodzi? The answer is blowin' in the wind :)

No proszę, mamy klasyczne sf, takie, jakie chyba nigdy mi się nie znudzi. Interesująca historia (choć spleciona z dobrze znanych motywów), która wciąga od początku i bardzo ładnie składa się w całość. Wszystko przemyślane jak trzeba, zawarte w odpowiedniej objętości.

No właśnie – objętość. Cieszy mnie, Rybaku, że nie zdecydowałeś się zbędnie wydłużać tekstu. Narracja drugoosobowa, te wszystkie pytania do córeczki, są fajne właśnie m. in. dlatego, że nie zdążyły zmęczyć. Utrzymanie takiej narracji na dłuższym odcinku mogłoby okazać się ryzykowne. Co do zmiany narracji w końcówce – osobiście mi nie przeszkadza, dzięki temu zabiegowi wyjaśniłeś to i owo.

Co tu dużo się rozpisywać – uczucia opisane jak trzeba, językowo ładnie i dość oszczędnie (to na plus), zakończenie dobrze podsumowujące historię, ale bez łopatologii. Pierwszy kontakt co prawda wyszedł ludzkości nieudany, ale już drugi niesie nadzieje na przyszłość. Co prawda „Skowronki i sowy” spodobały mi się bardziej, ale to może wynikać po prostu z czytelniczego gustu.

Nad nominacją jeszcze pomyślę (zgodnie z nowymi zasadami zresztą), ale na ten moment uważam, że tekst wart jest mojego głosu.

Dzięki za komentarz :) Fajnie, że wskazujesz konkretne elementy, które najbardziej przypadły do gustu – taki feedback zawsze coś wnosi ;)

Dzięki, Verus. Jesteś kolejną osobą, która zauważa, że opowiadanie ma w sobie coś z weird. Musi coś w tym być.

Jeśli chodzi o przyczynę postawy bohatera, nie chciałem jej zdradzać z kilku powodów (m. in. tekst mógłby wpaść w banalny schemat opowieści o człowieku, który stracił rodzinę / dom / pracę), ale oczywiście jakaś przyczyna istniała i bohater wciąż miał ją z tyłu głowy.

Finklo, ja z kolei czytałem coś m. in. o zmianie w porach roku, przyspieszeniu wiatrów i zmianie temperatury na planecie. Na stabilizację prędkości obrotu czy pole magnetyczne nie trafiłem, ale brzmi sensownie i… groźnie ;)

W każdym razie, jest tak jak piszesz – jeśli Księżyc znika na krótko, część z tych efektów nie wystąpi.

 

Asylum, co do braku plastyczności – rozumiem, o co chodzi i dobrze, że o tym wspomniałaś (podobnie jak o innych tematach). Opinie “pojedynczych czytelników” są oczywiście ważne ;)

Dzięki za komentarz, Asylum. Fajnie, że dołączyłaś do grona osób zadowolonych z fabuły i pomysłu.

Uwagi jak najbardziej celne. Tak na szybko:

– „dało się dojrzeć” – racja, poprawiam,

– „zaakceptowała wyzwanie” – za dużo tego angielskiego na co dzień ;) podczas pisania w głowie pojawiło mi się challenge accepted,

– „kraterem Kopernik” – w sumie to nie wiem, żadna opcja mi się nie podoba, ale któraś musi być poprawna ;) z jednej strony to nie jest „Krater Kopernika”, tylko krater „Kopernik”, ale z drugiej strony tutaj mamy narzędnik…

 

Co do przegadania i bohatera – cóż, pewnie masz rację. Ale raczej nie będę już znacząco przerabiał tekstu, a Twoje uwagi zapamiętam na przyszłość. Tak naprawdę w pierwszych kilku akapitach znacznie wyszedłem poza mój „literacki komfort” i spróbowałem czegoś innego. Jak widać, trochę zabrakło w tych fragmentach wyczucia, ale i tak cieszę się, że spróbowałem.

 

Motyw „co by było, gdyby zniknął Księżyc” jest co prawda nienowy, ale niezbyt często eksploatowany. Tutaj skupiłem się głównie na postrzeganiu zmiany przez szarego obywatela (mieszkańca żelbetowej budowli pochodzącej z czasów Chruszczowa) – bohater nie zna się na fizyce, gołym okiem nie widzi zmiany. A poruszenie na osiedlu wynika tak naprawdę z tego, że media trąbią o księżycu.

Sam nie jestem pewien, czy nagłe (z sekundy na sekundę) zniknięcie Księżyca nie wywołałoby niespodziewanych zjawisk na Ziemi, ale w tego typu opowiadaniu nie chciałem się wgłębiać w takie tematy.

Wpływ na pewno byłby znaczący (to o czym z Finką piszecie), ale wbrew temu co myślą niektórzy, nie widowiskowy i zabójczy.

Nowa Fantastyka