Profil użytkownika

Przykro mi, ale z przyczyn czasowych nie przyjmuję obecnie zaproszeń do bety. Nie dotyczy to już uzgodnionych, stałych wymian betowych oraz sytuacji, gdy komuś taką betę jestem winien.


komentarze: 3361, w dziale opowiadań: 2988, opowiadania: 714

Ostatnie sto komentarzy

Rezygnuję.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć!

Czepów mało, to i komentarz jakoś szczególnie długi nie będzie. ;)

Będzie też nieco wybrakowany. Ja wiem, że jeśli nie zacznę narzekać na wulgaryzmy to uznasz mój komentarz za niepełny, ale… ponieważ szczęśliwie omawiany tekst uchronił się przed inwazją tych parszywych literackich niegodziwców to sama jesteś sobie winna. ;-)

A jak odebrałem samo opowiadanie?

Na pewno jako przyjemnie lekkie. Taka sympatyczna, niezobowiązująca opowiastka, zbudowana przede wszystkim wokół mocno nakreślonej bohaterki. Sama historia z gatunku raczej prostych, ale akurat ten tekst innej nie potrzebował. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że inna nieco by mu zaszkodziła. Świat fajny, bo z jednej strony mamy mocno zaznaczoną fantastykę, a z drugiej bardzo łatwo się w nim odnaleźć i nie trzeba się go w ogóle uczyć. Przy krótszej historii na ok. 20k znaków wydaje mi się to dość istotne.

Przyczepiłbym się natomiast do zakończenia – rozwiązania tajemnicy zniknięć kotów – które zdecydowanie wydaje się zbyt pośpieszne. Niby wszystkie wątki pozamykane, ale… tak, jak zamyka się mieszkanie, kiedy człowiek za 5 minut ma autobus czy pociąg. ;-)

Druga uwaga to czarny charakter, który dostał tu mniej miejsca niż chociażby nawet ten biedny ork. Ja rozumiem, że główna bohaterka, trochę pod rękę z magami, ma wyrazistą osobowość, ale jednak mogła nie być aż tak zachłanna i chociaż kilka akapitów na prezentację tego złoczyńcy oddać. Ot, choćby po to, żeby czytelnik mógł się temu dziadowi przyjrzeć i zdążyć go znielubić. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej!

Moje uwagi pewnie w jakiejś części (może nawet sporej) będą się pokrywać z przedpiścami.

Przede wszystkim fajny pomysł na formę, którą nazwałbym opowiadaniem epistolarnym. Nawet jakoś mocno, mimo gatunku, się nie gubiłem (z pewnymi wyjątkami, o czym zaraz będzie) – w każdym razie w swoich tekstach potrafiłaś “podtapiać” swojego czytelnika bardziej. ;-)

Pewnie będę w mniejszości, ale to wprowadzenie peruki jako element zaskoczenia, czy forma zwrotu, nawet przypadło mi do gustu. Chociaż myślę, że to pewnie lepiej by wypadło, gdyby opowiadanie było jednak nieco bliższe humorystycznemu (tam tego typu absurdalne wstawki są chyba łatwiej akceptowane).

Natomiast muszę przyznać, że kompletnie poległem na zrozumieniu tytułu i zakończenia. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Słuchaj, dumę mam za darmo więc nie widzę powodu, żeby na niej oszczędzać. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Oj, bo na Dartha to chciałem jakimś gifem odpowiedzieć, ale w ostatnich dniach nie miałem dostępu do komputera i tak jakoś pozostał biedak porzucony i smutny. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Anet, hej! Dziękować za wizytę i komentarz. I takich opinii mi trzeba! :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Tu mam największy problem z napisaniem komentarza. Bo niby wszystko jest, ale jakby czegoś brakuje, Niby zamknięte w limicie, ale jakby “operacyjnie” i nie bez cięć.

Tekst chyba w zamyśle miał być mocno oparty na klimacie. I ten klimat bez wątpienia czuć. Jakaś historia też jest. Jasne, można przewidzieć, jak to się zakończy, ale tekst jest bez wątpienia zamknięty i widać wyraźnie, że prowadzi do określonego zakończenia (a nie tylko walczy o to, żeby “jakoś” się zamknąć w limicie i udawać w miarę sprawną całość). 

Jednocześnie czegoś tu mi brakuje. Albo coś umyka? W sumie całkiem klimatyczny tekst, ale taki, który w sumie pozwala się tym klimatem, pisząc kolokwialnie, jedynie “sztachnąć”. Żeby się mocniej zaciągnąć, potrzebował chyba nieco więcej znaków. Klimat, przynajmniej tak mi się wydaje, potrzebuje nieraz nieco więcej przestrzeni, żeby w pełni “otulić” czytelnika. Tak czy inaczej na tle pozostałych tekst wcale gorzej nie wypada. Może nawet mógł wyszarpać koncepcyjnie najwięcej, gdyby tylko nie musiał się tak cisnąć w 10k znaków. ;-)

W każdym razie klika bez wątpienia wart. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Jest lekko – to bez wątpienia. Jest i z humorem – i to muszę szortowi oddać. Jest w końcu solidnie napisane. Jednocześnie tekst wydaje się być taki… nieskłonny do ryzyka. A może raczej nie tekst, a jego autor/autorka. ;)

Mamy tutaj połączenie nekromancji z biurokracją. Biurokracją, którą – zwłaszcza ze względu na gatunek – powinienem nazwać przerysowaną. A jednak, w praktyce, nazwę ją raczej “niedorysowaną”, bo owo przerysowanie powinno w jakiś sposób wykraczać poza realia, a ono nawet do nich nie dobija. ;-)

Już widzę, jak ten Sergiusz dowiaduje się czegoś o długach ojca bez stosownych upoważnień, najlepiej poświadczonych notarialnie. Albo jak to ma możliwość zapłacenia w tym samym miejscu, co tłumaczenie się z zadłużenia. :P

No, ale to szczegóły.

Jedyny problem tego tekstu jest w zasadzie taki, że on nie bardzo ma ochotę wykroczyć poza coś w rodzaju lekkiej, szkoleniowej scenki rodzajowej. Bardzo przewidywalnej. I mocno bazującej na wszelkich schematach prezentacji biurokracji w humorze.

Inna rzecz, że – jak wspomniałem – napisane to-to lekko, humor wcale fajny, w zasadzie nigdzie na siłę i na pewno nie prostacko. Miła scenka na chwilę. Nieco mniej, niż u konkurencji, ale dalej wystarczająco, żeby docenić klikiem. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Chyba najciekawszy tekst z całej trójki. 

Jasne, dość przewidywalne. Jasne, momentami ciut naiwne (o tym pisali już inni, więc nie będę powtarzał). I tak, bardzo widać, że chyba 90 procent tego opowiadania to dialogi (jak limit pozwolił to nawet przystrojone didaskaliami ;)). ;-)

Mamy tu jednak jakąś próbę (nawet całkiem udaną) zbudowania napięcia. Mamy pomysł i to nawet taki ciut ambitniejszy niż tylko “żeby się, broń Boże, na niczym nie wyłożyć – aby prosto i do celu”. Jest w sumie ciekawy koncept, by spróbować połączyć nekromancję z SFem. Jest w tym i w końcu zamknięty kawałek dość dramatycznej historii, a chociaż jesteśmy niejako od razu wrzuceni w wir wydarzeń to nie miałem poczucia, żeby brakowało mi jakiejś wiedzy czy zrozumienia. Słowem, solidny szort. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To szykuj więcej tej broni, bo pozbędziesz się jednego to przyjdzie dziesięciu następnych. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Jak najszybciej. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wierzysz, że operator nie znajdzie Cię tam z fakturą? ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A spróbuj takiego wywalić to się pewnie jeszcze zaraz okaże, że musisz mu najpierw zapewnić zastępcze lokum. Z którego później i tak będzie brał na Ciebie faktury. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Jak był taki sprytny, że potrafił podłączyć Internet, to niech teraz kombinuje jak płacić faktury, pasożyt jeden… ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

I jak go znam to z pewnością na koszt autora. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ach, Ci wewnątrzni krytycy. Ani takiego kijem, ani pałką. :D

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

I cząstką doktora Housa. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Tarnino:

Hmmm… to dlatego nic mi nie wychodzi? Bo wiem, że sama się zamorduję? Dammit.

Przede wszystkim dlatego, że chyba jeszcze nie załapałaś podstawowej zasady pisarskiej:

Przed przystąpieniem do pisania nie konsultuj się lekarzem ani farmaceutą, za to zaknebluj wewnętrznego krytyka lub zamknij go w głębokiej piwnicy. ;-)

A że ludzie mylą mądrość z wiedzą… mylą też przychód z dochodem i ZUS z VATem :)

I pracownika biura rachunkowego z osobistym księgowym. ;-)

 

Asylum:

 

Na poważnie, nie o to chodzi, wszystkie koncepty, o których piszesz są dobre, ale jak mam jechać drogą we mgle, w ulewnym deszczu, i co z tego że google mi gada, sąsiad z siedzenia obok dopowiada swoje. 

Dobra, już łapię. :)

Czytelnik się nie utopi. XD

Szefowo, już mi się tu paru przy okazji poprzednich tekstów topiło. :P

Nie, IMHO potrafisz!

Wiesz, ile ja się musiałem nakneblować wewnętrznego krytyka, żeby móc sobie bezkarnie mówić: chłopie, nie przejmuj się, tego nie potrafisz i trudno. :P

A Ty mnie tak bezdusznie z tego obrabiasz. Przyznaj się, spiskujesz z tym krytykiem. Albo ta łajza grypsuje z ciemnej piwnicy. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobra, tym razem łaskawie nie oskarżę Cię w komentarzu o prześladowanie bohaterów, chociaż parę dowodów przeciwko Tobie i tutaj by się znalazło. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Otchłań to taka wielka dziura, więc… <plask!>

To ma być niezbyt mocno?! :P

Na ofiarę dla Quetzalcoatla się nie znajdzie? XD

I tak by mu się nie przydał. Zaraz by się zacząć wkurzać, bo: jak ja mam wziąć ten chleb, kiedy nie mam cholernych rąk?! ;)

I nie , nie wpadłby na to, że w zęby. ;-)

Sweet Lord, why? XD

Jeżeli wybierasz miejsce akcji, w którym z założenia nie ma i nie będzie niczego, to pominięcie tego człowieka będzie trąciło jakąś profanacją. ;-)

Naprawdę? :D

Tak. Ja nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale istnieje coś takiego jak pisarski “Tarnina alert”. :P

Kiedy coś takiego się trafi, siedzisz i wiesz, że Tarnina za to zamorduje i zastanawiasz się, czy tak bardzo kochasz dane zdanie, żeby ryzykować takim poświęceniem. ;-)

Dobra, dobra, zaraz będzie sprzeciw sojowy :P

Głęboko wierzę w ludzką głupotę, dlatego jestem skłonny zakładać, że doczekamy i tego. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobra, to nadciągam z odpowiedzią. Będzie długa i nudna. ;-)

 

Przede wszystkim szczerze podziwiam, że jesteś w stanie się jeszcze zebrać do pełnej łapanki. Poprawki będę sobie grzecznie nanosił w ratach od początku przyszłego tygodnia. 

 

Nieee, nie teraaaz! Jeszcze trzydzieści tysięcy znaków XD

Jak byłem w tym punkcie opowiadania to liczyłem, że góra piętnaście. :P

Zaaaraz… niebytu? To skąd się wzięły byty, jakimi niewątpliwie są dusze i – nawet zombiakowate – ciała? I ziemia do sadzenia?

Dobra, przyznaję, naiwnie użyłem tego jako synonim otłchłani. Nie bij zbyt mocno. :-)

Naprawdę nie można jej badać ani przemierzać? :(

Pewno, że można, ale eksplorować to takie ładne słowo. ;)

Mmm, znaczy jaką?

A będzie ok, jeśli napiszę: eksperyment przypomni, dlaczego jest tylko eksperymentem?

Bo tak miałem na początku, ale później mnie trochę poniosło.

Ma rację! Słowa mają końcówki XD

Niektóre takie, że przeciętny człowiek za diabła ich nie wymówi. ^^

Ale nawet z pieczywa? JAKŻE TO TAK???

A skąd w otchłani pieczywo? :P

Czyżby usłyszeli rap? XD

Raczej program wyborczy Kononowicza (tak, bardzo chciałem do niego nawiązać w opowiadaniu, a ponieważ nie pasował, to chociaż w komentarz go wcisnę ;)).

… whaaaaaaat?

Wiedziałem.

Wiedziałem.

Wiedziałem! Wiedziałem! Wiedziałem!

Ja nawet chciałem wrzucić w odpowiedni wątek tego koguta z biegunką, ale po pierwsze każde tego typu pytanie brzmiało mi raczej dziwnie. A po drugie uznałem, że nikt się nie będzie rzucał…

…chyba, że odwiedzi mnie Tarnina. :P

A dlaczego?

W sumie głównie dlatego, żebym miał o czym pisać. ;-)

Przepraszam, a jest jakiś sprzeciw dwa procent? XD

Ej, skoro można odczuwać nieradość, to nie widzę przeszkód, żeby zgłaszać dwa procent sprzeciwu. ;-) Polityka widziała nie takie historie. :P

 

Do większości uwag się nie odnosiłem, bo nie mam argumentów, żeby popyskować. Będę poprawiał. :)

 

A jeśli chodzi o sam komentarz:

No, tak. Dół dołem i w dole doły pogania. Pff, wielkie dzięki. Gdzie śmichy-chichy?

Ej, no przecież były. Nawrzucałem, ile fabryka dała. Wincyj już nie mam. :)

ale śmieszne jest raczej przez łzy. ;(

Tak, ale zwróć uwagę, że tutaj bardzo ambitnie staram się uśmiechać do łez. Jak w życiu. Kiedy spróbujesz się do nich uśmiechnąć, przestają być takie gorzkie. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Reg:

oczy bardzo dziękują za troskę i donoszą, że widzą co trzeba. ;)

I oby nigdy się to nie zmieniło! :)

 

Asylum, hej!

Podziękował za poświęcony czas i długaśny komentarz. 

Pozwolisz, że odpowiedź będzie ciut krótsza. :P

Do zdecydowanie mocnych punktów tekstu zaliczyłabym: humor i absurdalne, plastyczne przeskoki – porównania/metafory; prowadzenie narracji – mamy myśli Ciapka i niezależnego narratora; kapitalne dialogi.

Dziękować. :)

Słabe dla mnie:

A to bym najchętniej wykreślił. :P

Ale poważniej. ;)

brak wizualizacji czy w ogóle przedstawienia w jakikolwiek sposób ciemności/czerni-niebytu. Gadające głowy pozbawione kontekstu nie pociągną fabuły.

No tak, wiem, nie pociągną. Ale to taki tekst, gdzie nie mogłem inaczej. Miałem koncepcję współczesnego boga, miałem koncepcję “sadzenia wyznawców”, miałem nawet koncepcję mini kolonizacji otchłani. ;-) Kiedy piszę takie rzeczy, zdaję sobie sprawę, że tu fajerwerków fabularnych nie będzie, ale z drugiej strony, jeśli cały tekst jest w zasadzie zabawą w próbę sprawdzenia, co (poprzez humor) można z taką otchłanią zrobić, to inaczej to wyglądać nie może. Jasne, może i tekst nie porywa, ale, hej, jak Cię strącą w otchłań to poradnik, jak budować imperium, masz w kieszeni! :P

Wiesz, mogłem próbować pójść mocniej w fabułę czy akcję, ale to by się odbyło kosztem albo budowy relacji między bohaterami, albo kosztem jakiegoś zdawkowego wyjaśnienia reguł świata. Wydawało mi się, że jest on na tyle absurdalny, że czytelnik bez wyjaśnień by się w nim utopił. A tak to tylko przy nim przysypia. :P

Inna rzecz, że (jak już pisałem wcześniej) z fabułą to my się od pewnego czasu znamy tylko z widzenia a jedno o drugim nic nie wie. ;-)

A jeszcze w kwestii tej wizualizacji. Humor rządzi się swoimi prawami. Tutaj opisy są bardzo specyficzne i muszą się trzymać pewnej przyjętej konwencji. Tu nie da się raczej (a przynajmniej ja nie potrafię) zrobić tak, żeby stworzyć odpowiednio sugestywne opisy takiego akurat świata, a jednocześnie utrzymać przyjętą konwencję humorystyczną. Gdybym pisał poważny tekst, opisy wyglądałyby inaczej (i baaaaaardzo przygnębiająco), ale chciałem wrócić do korzeni. ;-)

Niemniej brakuje mi opisów (tak tych przysłowiowych z "Nad Niemnem",

Ej, Orzeszkowa nie pisała humoru. W poważnym opowiadaniu to żadna sztuka. No, dobra, prawie żadna. :P

Dziękować jeszcze raz za poświęcony czas i komentarz. Poprawkom przyjrzę się dokładniej za jakiś czas, kiedy będę miał tego czasu trochę więcej (i nie, nie piszę kurtuazyjnie; czasem trafia się szansa, żeby takiemu portalowemu tekstowi dać drugie życie i wtedy takie komentarze są naprawdę na wagę złota).

 

Tarnino, Tobie na razie tylko ładnie podziękuję za poświęcony czas i komentarz, a szerzej odpiszę jutro, bo nie chcę tylko wymęczyć odpowiedzi po łebkach. Za fajne masz te komentarze, żeby odwalić dwa zdania odpowiedzi w minutę. Słowem, do jutra. ^^

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzień dobry Bardowi!

Podziękował za poświęcony czas, komentarz i bilet do biblioteki. ;)

Choć poziom abstrakcji parę razy pokonał możliwości mojej wyobraźni, to opowiadanie mi się podobało :)

Tak, wiem, abstrakcja w tym tekście momentami nie bierze jeńców, ale, hej, kiedy opowiadanie dzieje się nigdzie to trzeba sobie czymś pomóc. ;-)

Rozmowy ciapka z upadłym bogiem są zabawne, a bitwa gdzie lamętnikcy atakowali zjawy, okazała się całkiem ciekawa, a nawet dramatyczna chwilami ;).

Cieszę się bardzo. :)

Podziwiam też przedstawienie historii w dość oryginalnej scenerii :) 

U mnie tak zawsze. Najpierw stwierdzam, że bardziej konwencjonalna sceneria nie jest dla mnie zbyt ciekawa pisarsko, a jak już wymyślę tę bardziej niekonwencjonalną to… myślę sobie, na cóż ja sobie tak rzucam te kłody po nogi. I kombinuję później, jak z tego wybrnąć. ;-)

 

Finklowie:

Ciekawa jestem, co z tego wyjdzie…

No to jest nas dwoje. ^^

 

Reg, Tobie również bardzo dziękuję za poświęcony czas i komentarz.

Mam nadzieję, że z oczami wszystko w porządku?

Szkoda, że ta wędrówka okazała się nużąca, ale, cóż… Walczyłem jak mogłem. :-) To nie jest nowość w moich tekstach, taki jakiś mi się styl wyrobił i już chyba go nie zmienię. Fajnie, że chociaż walka wypadła nieźle. :)

Poprawki wprowadzone, to “SPOJRZENIE” z wykrzyknikami jak najbardziej celowe. Pewnie wygląda średnio, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby choć trochę się tym zapisem wybranych słów nie pobawić. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzień dobry, Finklom!

Dziękować za poświęcony czas, komentarz i klika. 

Czyli jest jednak jakaś nadzieja i jakieś życie w otchłani rozpaczy.

Zdecydowanie tak. Przynajmniej jeśli piszesz humor. ;-)

Walka zaiste epicka.

Dziękować, dziękować.

Przyjemnie było do nich wrócić – to jak spotkanie ze znajomymi.

A jak tak sobie jeszcze człowiek przypomni przy okazji czyjego konkursu ten duet się narodził… :-)

No to czekamy na opko o sprowadzeniu słońca do tego ponurego świata. Czy ekosystem to wytrzyma?

Ja tam się bardziej martwię, co konkretnie za słońce on spróbuje sprowadzić. ;)

Xiualtlaneltoka Ciapek! (podobno to uwierz w Ciapka; wierzę na słowo :)).

 

Bruce:

Niczego nie ucinamy

I całe szczęście. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Powitał wszystkich przybyłych!

 

Bruce, ekspresowe masz to tempo. ;-)

Tradycyjne dziękować za poświęcony czas, przeczytanie i komentarz.

… przypomniałam sobie z miejsca stwierdzenie Pani Eee z animacji pt. “Emotki. Film”:

”Po tym się nie pozbierają!”.

Humanitarna broń masowej zagłady. :P

Dowcipne, pomysłowe, fantastyczne! :)

Tlasokamati! (podobno to po aztecku dziękuję, ale głowy sobie uciąć nie dam. Właściwie niczego sobie za to uciąć nie dam. ;-)

 

Sonatanom również dziękuję za poświęcony czas (zwłaszcza, że tekst krótki nie był).

Moją opinię znasz.

Tak, znam. Tę dotyczącą interpunkcji w opowiadaniu aż za dokładnie. :P

Tlasokamati uikpa tepaleui!

 

Irko, także tobie podziękował za poświęcony czas i tak szybkie przebrnięcie przez tę cegłę. Teraz już wiesz, co powstawało, kiedy wypełnialiśmy na discordzie wspólne zobowiązania znakowe. ;-)

Ciapek! Hura! Fajnie, że żyje i walczy.

Żyje i walczy, a ja razem z nim. :)

Czyli jacy wyznawcy, takie bóstwo? Szkoda, że ten przez duże B jakoś nie chce się dopasować ;)

Bywają takie przypadki, że może to nawet i lepiej. ;)

Jak ma już żeńskie dusze, to może hodowla pójdzie jakoś łatwiej ;)

Że łatwiej to na pewno, pytanie w jakim kierunku. :P

Humor udany, uśmiechnęło mi się, Ciapka i jego pana lubię w każdej odsłonie, więc uśmiechnęło mi się, jak tylko zobaczyłam. Nastrój mi poprawiłeś :)

Bardzo się cieszę, bo jednak Quetzalcoatla w wersji humorystycznej nie pisałem już dawno i bałem się, że nie będę w stanie tego wyczuć.

I można też po prostu dobrze się bawić przy pisaniu :)

Trzeba, szefowo, trzeba. Inaczej to jak pójść na spacer tylko po to, żeby sobie później ponarzekać na bolące nogi. :)

Im mitsyolpachiui kisohtla!

 

No i powitał Koalę!

Tobie podwójne podziękowania. Po pierwsze za poświęcony czas, po drugie za przedłużenie życia tym bohaterom. Pewnie bez Twoich komentarzy, napisanych króciaków z nimi w roli głównej to opowiadanie nigdy by nie powstało. Nie, nie “pewnie”. Z całą pewnością.

Wcale nie chwilowo bawiłem się, czytając epicki opis walki Q i C z hordą Pani Zjaw.

Bardzo się cieszę, bo nie miałem pojęcia, gdzie mnie ten opis zaniesie. W każdym razie pisanie wielkiej wojny ojojanej było nad wyraz ciekawym przeżyciem. ;-)

Ciapek jest bezkonkurencyjny. Relacje jego z Q są w dalszym ciągu niepowtarzalne.

Bardzo mi miło. A jemu jeszcze bardziej (nawet jeśli pokątnie narzeka na angaż Pieszczocha ;)).

Życzę Ciapkowi szybkiego sprowadzenia promyka prawdziwego słońca do nowego imperium Q.

Jak znam jego szczęście to trochę mu to zajmie. I najpewniej sprowadzi zupełnie coś innego. :P

I tekst powinien wcześniej się znaleźć na bibliotecznej półce. :) Klik

Dziękować.

Ciapek niQuetzalcoatl kateh mitsimopakini!

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Coś mi się widzi, że jeszcze dwa takie drabble i Roland oskarży Cię o przemoc literacką. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Było już pyrrusowe zwycięstwo, to teraz dorobiliśmy się i rolandowego. Nie podejmuję się ocenić, które gorsze. ;)

Widzę, że dzielnie wspinasz się po tej pisarskiej drabince. Był drabble, teraz drabble i pół, a dalej to już tylko… ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

ŻYCIE: Człowieki! Dzięki potężnej mocy literatury każdy z was może stać się bogiem! I to zupełnie za darmo!

AUTORZY: Tak drogo?!

 

Taaak… Króciak raczej lekki, ale też taki, który dotyka dokładnie tego problemu, z którym męczy się większość z nas: Tak cudownie jest wymyślać i tak trudno znaleźć warunki oraz sposobność, żeby przelać chociaż część z tego na papier. A weź tu jeszcze zdecyduj, która część zasługuje na to najbardziej. ;)

Tak, pisanie to jednak bardzo specyficzne zajęcie. Jakoś tak się dziwnie składa, że najlepsze warunki do pisania widzimy akurat w tych porach, które z wielu względów najmniej się do tego nadają. ;) 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Że też z tego portalu nigdy nie wyjdzie nic dobrego. ;)

A jeszcze Ci sąsiedzi… :)

Sympatyczne, z zaskakującym zakończeniem.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Przedsiębiorca. Uczciwy. Niestety w moim świecie stałem się obiektem prześladowań.

To ja już nawet wiem, przed czym on tak uciekał.;-)

Miałem napisać, że fajne, ale… Odnoszę wrażenie, że stworzyliście tu sobie jakiś portalowy związek prześladowań fantastycznych istot. Dlatego przybywam z oficjalnym potępieniem, jednocześnie biorąc pod uwagę, że zakończenie tego króciaka stanowi jakąś okoliczność łagodzącą. :-)

Fajnie widzieć, że udało się coś napisać. Nawet do końca. :P

I nic, że to tylko drabble. Od czegoś trzeba zacząć. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No wiesz? Żeby tak okrutnie pokarać (prawie) biedną i (niemal) bezbronną strzygę? Czymże ona Ci zawiniła? ;-)

Sympatyczne, takie oparte trochę na klasyce humoru doprawionej elementem fantastycznym. Jak na drabble w sam raz. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Słusznie Finklowie prawią. Porządny zamek, jakiś sensowny wizjer i można pilnować, co za nieszczęście chce się przeprawić na drugą stronę. Sympatyczny króciak, w dodatku z potencjałem na całą serię. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Będem siem starał. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wincej CM-a! ;-)

Znaczy, mam przytyć? :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Miło widzieć, że ten niezłomny aztecki duet dalej dzielnie walczy i wciąż pojawia się na NF. :-)

A że Quetzalcoatl niczego ostatecznie nie stworzył? Jak go znam, jestem skłonny z pełnym przekonaniem twierdzić, że to na pewno nie wina obaw przed krytyką. W końcu komentarze czytałby mu Ciapek, który na tyle dobrze zna swojego pana, że z pewnością widziałby, “jak czytać”. A niechby nawet się zapomniał, Pierzasty i tak specjalnie by nie ucierpiał. W końcu terminy “siękoza”, “przegadane” i “co to za ściany tekstu?” i tak by mu nic nie powiedziały. ;-)

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Graty właściwie dla wszystkich, którzy znaleźli się w tej dziesiątce. Jeśli zdać sobie sprawę, ile opowiadań pojawia się rocznie na portalu to jest to naprawdę ogromne wyróżnienie.

Szczególne graty oczywiście dla pierwszej trójki. I właściwie do każdego z Panów mogę napisać “do przeczytania w NF” ze sporą nadzieją, że jest to raczej prawdopodobna wizja bliższej lub dalszej przyszłości niż zwykłe życzenia. 

MrB ukłony za kawał dobrej roboty!

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć nieczesianym!

Kajam się najmocniej za tak długie milczenie pod Waszymi komentarzami. Mam szczerą nadzieję, że nie poczuliście się zlekceważeni czy, pisząc kolokwialnie, zlani. 

 

Dawidzie,

dziękuję za poświęcony czas i solidny komentarz.

Wiesz szczerze mówiąc to nie wiem o czym było to opowiadanie, chyba jestem na to za głupi :)

Wiesz, czasem tak jest, że autor pisze głównie pod siebie. Znajdzie sobie jakiś temat, który go zainteresuje i pisze, a dopiero później martwi się, czy czytelnik w ogóle będzie wiedział, o czym właściwie jest tekst. Nie ma zmartwienia, podejrzewam, że nie Ty jeden się tu gubiłeś i to wyłącznie moja wina. ;)

Ale podziwiam, bo tylko dwóch bohaterów a historia ciekawa. Podobało mi się też jak sługa był lojalny i wierny, niby nic a jednak to było fajne. Oryginalne opowiadanie, temat Azteków i ich bóg to coś co lubię i tu mi się też podobało!

Wielkie, wielkie dziękować! :)

Ale tak jak napisałem, nie wiem czym była “czarna śmierć”, nie kapowałem dlaczego ci martwi ludzie byli podobni do siebie i takie tam, ale nie przejmuj się wręcz przeciwnie świadczy to o twoim poziomie intelektu, Lema, też za czorta nie rozumiałem np w “Głos Pana”.

No toś biedny trafił. Czarna śmierć była inspirowana właśnie Lemem. :P

 

Krokusie, cześć!

Tobie również bardzo dziękuję za poświęcony czas i komentarz. Mam nadzieję, że płatki CI nie powiędły w oczekiwaniu na odzew z mojej strony.

No i jeszcze raz ogromne gratulacje za miejsce w plebiscytowej trójce. Jeszcze moment i zaczniesz rozkwitać w Nfach tego świata. ;)

Mamy zatem CMa w (niemal) czysto filozoficznym wydaniu. Wędrują i wędrują, rozprawiają i rozprawiają.

Nom. Zawsze chciałem sobie coś takiego napisać. I nie pytaj, gdzie w tym podejściu znajduje się troska o dobro czytelnika. :-)

Moim zdaniem bardzo fajnie to pokazałeś. Nie tylko zapomniany bóg przeżywa przemianę, ale też ich relacja.

O, no to bardzo fajnie, bo w budowanie relacji bohaterów nie potrafię jeszcze bardziej niż w fabułę. Fajnie, że chociaż tutaj w jakimś stopniu to wyszło.

Bohaterów pewnie większość nie znała (a przynajmniej spora część) – większość ich żywota tutaj przypadła na lata mojej największej aktywności, a zatem dość dawne. I tak, wcześniej byli to bohaterowie tekstów stricte humorystycznych (przynajmniej na początku). Później się zmienili wraz z moim pomysłem na dalszą zabawę w pisanie. 

Może z większą dynamiką – tak chyba będzie lepiej to opisać.

Tu był ten problem, o którym gdzieś już wcześniej pisałem. Ja nawet chciałem tu więcej akcji, tylko cały czas miałem ten kłopot, że opowiadałem historię upadłego bóstwa, nie zwykłego człowieka i nagle się okazało, że na czymś takim dużo trudniej mi tę dynamikę budować. 

Jestem umiarkowanym fanem :P

Jestem wielkim fanem pokładów dyplomacji zawartych w tym zdaniu. :P

Dzięki za opinię i jeszcze raz szczerze, szczerze gratuluję plebiscytowego pudła.

 

Witaj, Młody Pisarzu.

I Tobie bardzo dziękuję za poświęcony czas. 

Bardzo przyjemny tekst. Relacja sługi i boga zaintrygowała, więc chętnie śledziłem ich losy. Mamy tu trochę filozofii, ale nie przesadziłeś z nią; nie ma w tej kwestii nudy, a rozmyślania dodają uroku historii. 

Bardzo dziękować. :)

Pomysł na boga, który stracił swój wyznawców bardzo przypadł mi do gustu, a zakończenie, w którym postanawia rozpocząć władanie czarnymi kamieniami, jest ciekawym zwieńczeniem akcji. 

Tutaj również bardzo dziękować. :)

Zresztą same wprowadzenie Czarnej Śmierci mnie zaintrygowało, byłem ciekawy czym dokładnie jest i co robi, a wyjaśnienie okazało się całkiem satysfakcjonujące. 

A tutaj… No cóż, również dziękować. :-)

Mało czepów, to i odpowiedź krótka, bo łatwiej się kajać i tłumaczyć, niż jakoś obszernie reagować na pochwały.

Dzięki wielkie za lekturę.

 

No i Fmsduval.

Powitał,

Podziękował za poświęcony czas i opinię.

Spóźnione gratulacje za miejsce w portalowej dziesiątce.

I bardzo spóźnione gratulacje za kolejne piórko. W dodatku z tak świetnym wynikiem.

Ogólnie – podobało mi się. Lubię teksty, które są spacerem po jakimś, jakimkolwiek w zasadzie, wastelandzie. Rusza mnie to, wzbudza melancholię, napawa chęcią do pisania swoich tekstów w podobnym klimacie. Tak więc właśnie klimat, atmosfera na plus. Fajnie odkrywało się tajemnicę miejsca, do którego trafił Twój upadły bóg.

Bardzo mi miło. I trochę żal, że do tego miejsca nie udało się dojechać z bardziej złożoną fabułą. :)

Co do bohaterów, tutaj również ode mnie plusik. Postać Pierzastego Węża wydała mi się zajmująca, a jego rozważania i boskie (czy też raczej postboskie) dylematy budziły we mnie ciekawość. Relacja ze sługą również.

Dziękować.:)

Uznanie także za aspekt warsztatowy, bo nie potykałem się ani trochę, a wręcz przeciwnie – były momenty, które robiły na mnie wrażenie Twojej sprawności.

A tutaj szczególnie mi miło, bo ja zwykle mam bardzo dużo czepów do tego swojego warsztatu.

Nieco głodny natomiast pozostałem na poziomie ściśle fabularnym. Dość długo utrzymywałeś moją ciekawość; odkrywanie, co też właściwie dzieje się (i działo) w świecie przedstawionym, co on reprezentuje i jaki ma związek z Pierzastym Wężem, dla mnie było wysoce zadowalające. Natomiast im bliżej końca, tym bardziej gdzieś mi to zaciekawienie ulatywało, napięcie ustępowało znużeniu. Finał mi tego nie zrekompensował na tyle, żebym wyszedł z lektury w pełni usatysfakcjonowany.

Ano wiem, fabuła nie powala. Trochę się potopiłem w tej swojej filozoficznej koncepcji i jakoś za diabła nie szło ogarnąć tego tekstu fabularnie. 

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.

 

I jeszcze raz – to już kieruję do wszystkim – przepraszam Was, że tak długo Wasze komentarze wisiały bez jakiejkolwiek reakcji.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Napisałbym, że mnie również się podobało, ale, hej, aż żal się nie wpisać w ten posępny klimat, który stworzyłaś w opowiadaniu. ;-)

Dobra, to zaczniemy od klimatu. Jest. Jest wyraźny, jest wyczuwalny, jest nieprzesadzony (w sensie nie próbujesz tworzyć na siłę jakiegoś diabli wiedzą jak gęstego klimatu, nie brniesz też w jakąś nadmierną grozę) – atmosfera, która panuje w opowiadaniu z jednej strony pozwala przesiąknąć pewną posępnością, z drugiej nawet na przestrzeni tych 50k nawet na moment nie zaczyna męczyć czy nużyć i dzielnie broni tekstu jak może. Słowem, bardzo mocny punkt opowiadania i chyba jego główna zaleta zarazem.

Czy jedyna? Nie, na pewno nie. Oczywiście będą i czepy, żeby nie było za słodko, ale skoro mi się tak fajnie zaczęło to jeszcze trochę pochwalimy. 

Ładnie opisujesz ten świat. Nie są to rzecz jasna opisy pełne niesamowitych porównań czy efektownych metafor – ten język jest tutaj ciut oszczędniejszy – tym niemniej poprzez owe opisy pomagasz obrazom ze świata Wisielczego Króla współtworzyć ów klimat, który wcześniej chwaliłem.

Dalej. Tempo masz tutaj monotonne i… dobrze. Tak, w tym wypadku wyjątkowo dobrze. Dlaczego? Bo próby przyspieszenia zamordowałyby klimat. Dostajemy wędrówkę eksponującą świat i jego charakterystykę. Tutaj nie można gonić. Tym bardziej, że jest to świat oparty często na wyborach. Czytelnik wraz z bohaterem zanurza się w nim, pojmuje go coraz lepiej, ale żeby pojąć, musi mieć do tego odpowiednie warunki. I mimo, że tekst jest długi, tempo, jak wspomniałem monotonne, akcji – wydaje się – jak na lekarstwo, to opowiadanie jednak nie nuży.

Dobra, no to szczęśliwie dotarliśmy do fragmentu trasy: dziury, czepy i wyboje. ;)

Bohaterowi dramatycznie brakuje historii. Jakiejś podbudowy do jego wizyty w tym osobliwym świecie, do wyborów, których musi dokonać, uzasadnienia konieczności i nieuchronności jego wizyty w tym miejscu oraz jego dalszych decyzji. To pozornie jest, tyle że w praktyce on wędruje sobie tylko z taką kartką: jestem tu z takiego a takiego powodu i motywuje mnie to i to. I tak, jak świat odwala kawał dobrej roboty budując klimat, prezentując siebie jako element, przez który warto iść z tym bohaterem nawet mimo monotonii, nawet mimo sporej liczby znaków, tak jednak ten bohater nie daje tu od siebie nic. Pewnie w złośliwej formie komentarza można machnąć jakieś stwierdzenie, że mógł się nazywać Korzeniowski, bo głównie lezie, ale to już nie będzie uczciwe i jednak uznałbym to za mocno przesadzone. Tym niemniej ten bohater, którego historia jest dla nas nieomal białą kartką, jednak sporo opowiadaniu zabiera. I to nie tak, że tej historii brakuje, żeby opowiadanie było dobre. Bo ono jest dobre. Brakuje raczej, żeby ono było pełne. I żeby praca, którą tutaj ewidentnie wykonałaś, mogła w pełni wybrzmieć.

Pilnowałaś, by w konkretnych scenach nakreślać emocje bohatera. To było widać. I ja to pamiętam mimo że czytałem tydzień temu. Tylko to nie potrafiło w żaden sposób wybrzmieć. I już nie chodzi nawet o takie podstawowe przejęcie się losem bohatera, kibicowanie mu i tym podobne. Myślę, że to opowiadanie spokojnie może sobie bez tego poradzić. Chodzi raczej o to, żeby czytelnik mógł zrozumieć motywację bohatera, żeby strach, niepokój, czy koszmarna konieczność wyboru były wyczuwalne, nie tylko zaakcentowane odpowiednimi opisami, które bez poparcie odpowiednią historią wyprawy Brassa za diabła nie potrafią wybrzmieć. Brakło chyba jednej sceny na początku. Dobra, starczy, pewnie i tak przeciągnąłem opis tego problemu.

Z uwag pomniejszych. Trochę żałowałem, że Brassowi nie wyznaczono konkretnego czasu pobytu w świecie Wisielczego Króla. Jasne, on wie, że ma tam przebywać możliwie najkrócej i wracać jak najszybciej. Gdyby jednak miał określony czas, pewne elementy jego wędrówki mogły wybrzmieć mocniej i bardziej dramatycznie (jak konieczność wyboru między trzema winnymi, czy końcówka). Inna rzecz, że też pewnie by wtedy ubyło trochę ponurej refleksyjności świata, w którym się znalazł, więc przyjmij tę uwagę wyłącznie jako odczucia czytelnicze. Nie jako wadę opowiadania.

Dobra, podsumowując. Ten omawiany brak historii jednak sporo zabiera, ale też na końcu powinna zostać z Tobą moja końcowa uwaga, że nawet bez niej to jest wciąż dobre opowiadanie (a powinno być co najwyżej przeciętne ;)), które ma sporo zalet, które zapada w pamięć. I tak, jak mogę chwalić klimat, tak najbardziej zapadł mi w pamięć świat. Nie dlatego, jak wygląda ani z czego się składa, ale przede wszystkim dlatego, jak został pomyślany. Bo myślenie przy koncepcji świata cenimy nad wyraz. 

Słowem, kawał naprawdę satysfakcjonującej lektury.

I podobnie jak u Krokusa… Daruj ewentualne literówki, ale naprawdę nie chce mi się tego wszystkiego jeszcze raz czytać. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

W końcu dotarłem.

Na początku uczcijmy pamięć o ofiarach limitu serią wielokropków.

No, dobra, to teraz przechodzimy do komentarza.

Na początku miałem trochę problem, żeby wczuć się w miejsce akcji. Zaczynamy od karczmy, która od razu nasuwa jakieś skojarzenia ze średniowieczem, dalej mamy kamienice, więc chyba ciut później (piszę tylko o tym, co podsuwała wyobraźnia, nie w oparciu o dogłębną znajomość historii architektury), jeszcze dalej są i strzelby, więc w sumie jeszcze trochę później. Przy czym, od razu zaznaczę, nie wspominam o tym w kategoriach wady opowiadania czy jakiegoś wypominania błędów albo niespójności w budowie świata. Zwyczajnie spisuję odczucia przeciętnego czytelnika z lektury i tylko napominam, że trochę mi zajęło, żeby sobie w wyobraźni poukładać ten świat. ;)

To może teraz o tempie. To wejście w opowiadania wydało mi się zbyt wolne, niemal powieściowe. I trochę mi się ciągnęło. Jasne, znów zaznaczę, ja raczej nie czytam fantasy, może to jest tempo charakterystyczne dla tego gatunku, natomiast patrząc jednak na to, że mamy do czynienia z opowiadaniem, a zatem raczej krótką formą to wydawało mi się, że ten nakład znaków w pierwszej części tekstu był jednak zbyt duży w stosunku do tego, ile faktycznie istotnych dla całej historii informacji nam w nim dostarczasz.

To może teraz dla odmiany jakaś pochwała? Jeśli już piszę o tempie to muszę też bardzo pochwalić, jak zadbałeś o jego różnorodność. Przeplatasz sceny wolniejsze (”gadane” lub opisowe) szybszymi. I w tych scenach akcji to tempo naprawdę czuć. Widać, że pomagasz sobie wtedy nieco krótszymi zdaniami, nawet seriami zdań i bardzo ładnie balansujesz tak, żeby tempo w kolejnych podrozdziałach raz przyspieszało, raz zwalniało. To ważne z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że mamy tu jednak prawie 70k znaków i jednostajne tempo by to opowiadanie moim zdaniem zamordowało. A po drugie dlatego, że te sceny akcji rzeczywiście są szybkie (podczas, gdy bardzo często w opowiadaniach są szybkie jedynie na papierze, bo żeby przyspieszyć, nie wystarczy tylko wymyślić scenę akcji, trzeba jej też poprzez odpowiednie zabiegi literackie nadać tempo).

Ok, to znów chwilę sobie dla przełamania słodyczy pomarudzimy. Tak, jak mogę chwalić tę przekładankę szybciej-wolniej, tak też muszę jednak zauważyć, że nie do końca tu chyba działa gospodarowanie znakami. Wiem, czego się obawiasz, więc zaznaczę od razu: nie, nie będzie hasła “weź to rozpisz!”. ;) 

Problem, jaki widzę jest taki, że ta pierwsza część – wolna i ciut przeciągnięta – zdradza wyraźnie potencjał, żeby ją trochę bez szkody dla opowiadania odchudzić. Natomiast im dalej w opowiadanie, tym bardziej gonisz, robi się lekki chaos, balansujemy na granicy zrozumienia, kto z kim i o co właściwie na końcu próbuje walczyć. Uważam, że gdyby trochę zaoszczędzić na tej pierwszej części, to wyszarpane znaki mogły spokojnie rozwiązać problem części drugiej.

No to znów o tym, co wyszło dobrze. Czytałem Twoje opowiadanie jakiś tydzień temu. Nie miałem czasu wcześniej pisać komentarza, mam też, jak widzisz, parę krytycznych uwag. Pomimo tego, opinię piszę wyłącznie z pamięci, bardzo swobodnie, bez zerkania choćby do tekstu w próbie przypomnienia sobie: o czym to właściwie było? Co to mi tam nie grało? Za co mógłbym pochwalić?

To nie jest znów takie częste, by tekst z niedociągnięciami, momentami można by nawet rzecz tekst cierpiący, tak dokładnie utrzymał się w pamięci. Na pewno to zasługa historii – miałeś bardzo fajny pomysł na opowiadanie (i momentami aż szkoda, że musiałeś tak gonić w drugiej części, bo pomysł, pozornie prosty, był jednak fajnie złożony). Na pewno to zasługa wspomnianych zmian tempa. Na pewno to również zasługa tego, że zarówno świat, jak i problematyka w tekście, sprawiają wrażenie przemyślanych. Kiedy czytałem, miałem poczucie, że mógłbym Cię swobodnie odpytywać z tego świata, z wielu rzeczy i elementów, których nie widać, a Ty spokojnie potrafiłbyś na każde z tych pytań odpowiedzieć. To istotne przy kreacji świata, żeby czuć w jakiś sposób jego złożoność i solidność, nie tylko kawałek świata czy krainy dopasowany wyłącznie pod historię, z całą masą tekturowej reszty, której akurat nie trzeba było pokazać (i która, jeśli zaczniemy ją sobie wyobrażać, w żaden sposób nie będzie, pisząc kolokwialnie, trzymać się kupy ).

To idziemy znów do czepów. I nie martw się, już prawie skończyłem. ;)

Główna bohaterka. Ty wiesz, co jest nie tak, prawda? :-) Średnio niestety miałem czas czytać komentarze (a pewnie już o tym było i mógłbym się podpisać pod opinią któregoś z przedpiśców), więc napiszę w skrócie: przesadziłeś z pierdołowatością.

Ja nie mam poczucia, że taka bohaterka nie mogła być mameją. Ok, nie jest to taki najgorszy pomysł. Tylko w tej jej niezdarności poszedłeś krok za daleko. Ktokolwiek wysłał ją na misję, zasługuje na miano sabotażysty, bo przecież ona się tam głównie mota, obija, tonie w problemie, z którym w żaden sposób nie może sobie poradzić. Gdyby to jeszcze było opowiadanie typu: bohater-niemota, który świadom swojej nieudolności czy niekompetencji próbuje i próbuje, byle coś mu w końcu wyszło to może jeszcze ta Twoja Ann wybroniłaby się o tyle, że łatwiej byłoby jej kibicować. Tak zwyczajnie, po ludzku, życzyć dobrze. I to nawet ze świadomością, że ów chwyt literackie jest bardzo tani. ;-)

Tymczasem ona u Ciebie po pierwsze wydaje się kompletnie nieświadoma tej swojej nieudolności – co trochę jednak zmusza, by spojrzeć krzywym okiem na wiarygodność postaci. Po drugie zaś i chyba najważniejsze – ona zostaje tutaj wysłana właśnie jako postać rzekomo kompetentna do uporania się z bardzo ważnym problemem. I to akurat w kontekście jej przyszłych poczynań już mocno nadwyręża wiarygodność bohaterki oraz jej przełożonych, którzy – jak wspomniałem – wyglądają tutaj na jakichś albo samobójców albo sabotażystów. Pół biedy, że Ann sobie nie radzi. Fachowiec oddelegowany do trudnego zadania też może sobie nie radzić. Więcej, to nawet ma sens, bo gdyby radził sobie ze wszystkim świetnie, to na czym tu zbudować ciekawą historię? Jest jednak różnica między: nie radzić sobie, a robić wrażenie kogoś kompletnie pozbawionego kompetencji. Uważam, że bohaterka wypadałby przy takiej kreacji wiarygodniej, gdyby nie tyle była wyznaczona do swojego zadania, co jednak działała w jakiejś mierze z osobistych pobudek i na własną rękę.

Dobra, to na koniec pochwała i się zmywam. Tak, jak krytykuję główną bohaterką, tak jednak trzeba Ci oddać, że przy kreacji bohaterów zadbałeś o pewną nieprzewidywalność. Nie można do końca przewidzieć, kto i jak się zachowa. Nikt nie wydaje się tu w pełni jednoznaczny i czarno-biały. Sam, podczas lektury, potrafiłem snuć różne podejrzenia wobec bohaterów, ich faktycznych intencji, tego, co może wyjść później i kim naprawdę mogą się okazać. Tak, ogólnie w przypadku bohaterów Ann to taka czarna owca w kolorowej rodzinie. A raczej baran, patrząc na “fachowość” jej poczynań. ;-)

Daruj ewentualne literówki, ale natukło mi się tego tyle, że (no dobra, przyznam to wprost ;)) nie chce mi się sprawdzać komentarza pod tym kątem. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bardzo podobał mi się sam pomysł, żeby akcję opowiadania umieścić w Egipcie. A ponieważ nie widać też, żeby był to Egipt typu “co udało mi się znaleźć w czasie pięciominutowego researchu w google” miejsce akcji wypada nad wyraz solidnie. Czuć określony klimat, opowiadanie jest bardzo charakterystyczne. 

Podoba mi się też pomysł połączenia właśnie Egiptu, wierzeń, ogólnie religii, bóstw oraz fantastyki. Niby nie ma w tym szczególnie wiele rzeczy literacko świeżych czy odkrywczych, ale takie właśnie połączenie, jeśli chodzi o potencjał, wydaje się być może nawet studnią bez dna.

Bohaterka, kiedy skupimy się wyłącznie na charakterystyce postaci, dobrze napisana i odpowiednio dobrana do historii. Natomiast widzę też w tym pomyśle jeden poważny problem (być może tylko ja, nie wiem, średnio miałem czas przeglądać komentarze). 

Geza w Twoim opowiadaniu sprawia wrażenie, jakby była niemal wyłącznie obserwatorką. Jasne, trochę to nieuczciwe stwierdzenie, bo jednak jakąś historię opowiadasz, a i ona odgrywa tu pewną rolę. Natomiast, czytając, ma się takie poczucie, że ona zwyczajnie jest, żeby czytelnik mógł poprzez nią przyglądać się właśnie miejscu akcji, problemowi, wydarzeniom. Trudno się wczuć w opowieść, byłem w niej jakby kompletnie z boku, niezaangażowany w całą historię. 

Ona się zachwyca, ekscytuje, fascynuje, przygląda i przez to wygląda bardziej na swego rodzaju przewodnika niż taką pełnoprawną bohaterkę z krwi i kości. Brakowało u niej działania, jakiejś mocy sprawczej. Tempo też wydaje się wolniejsze niż zazwyczaj u Ciebie. Słowem, na pierwszy rzut oka właściwie wszystko jest, ale też szalenie trudno tu “wskoczyć” w sam środek wydarzeń, wczuć się w problem, kibicować… komukolwiek. Tego trochę brakło.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wiem, że ostatnio bardzo Ci czegoś brakowało, więc…

CO TO ZA BLUZGI W OPOWIADANIU?! JESZCZE TAKIM KRÓTKIM?!

I nie, tym razem mi nie przeszkadzały, ale skoro tak usilnie dopominałaś się o opiernicz, to do głowy by mi nie przyszło, żeby Ci czegokolwiek odmawiać. ;-)

No więc co my tu dostajemy? Opowiadanie z niedopowiedzeniami. Moje “ulubiene”. :P

Tak, nie jestem fanem niedopowiedzeń, ale tutaj nie miałem z tym tak najgorzej. Piszesz ten szort w bardzo specyficzny sposób. Bo czytając, cały czas czułem, że balansuję na granicy zrozumienia. To znaczy, wydawało mi się, że pewne rzeczy doskonale rozumiem, ale umyka mi chyba coś jeszcze. Na końcu doszedłem do wniosku, że tego czegoś jeszcze jednak tu chyba nie ma, a granica zrozumienia, na której się zatrzymałem, jest zarazem granicą niedopowiedzeń w opowiadaniu.

Pod względem wydźwięku tekst dosyć mocny. Głównie dlatego, że niemal każdy z nas może w swoim życiu znaleźć taki lub inny motyw walki (właśnie opartej na podobnych etapach) i powiedzieć sobie: Jeżu, jak ta to dobrze rozumiem. I jak jak, do cholery, dobrze znam i czuję ból zawarty w tym opowiadaniu. A w zasadzie ból i wszystkie stadia walki oraz powolnej rezygnacji.

Wydźwięk jest więc mocny. Z kolei jeśli chodzi o fantastykę w opowiadaniu to trzeba naprawdę dużej dozy dobrej woli, żeby się jej doszukać. Ja w sumie dobrej woli skąpić Ci nie zamierzam, więc przyjmijmy, że bardzo skutecznie nie widzę, że tej fantastyki za bardzo tu nie ma. ;)

Tak, jak mogę chwalić za wydźwięk, tak jednak muszę też zauważyć, że w pewnej mierze bazuje on jednak na życiu, nie na literackiej fikcji, która ma ten wydźwięk budować. Bo jeśli Twoja opowieść nas uderza, to uderzasz nas tak naprawdę losami nie bohaterki, ale ludzi na co dzień. I chociaż można pisać, że na tym właśnie polega tworzenie opowiadań i taka jest ich rola, to tutaj w równiej mierze co Twoje opowiadanie, na odbiór pracuje perfidność życia. ;)

A żeby jakoś ładnie zakończyć to może jeszcze takie pytanko:

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dlatego po raz kolejny piszę smęty, co? :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ładne, lekkie, pomysłowe. A przy okazji… za krótkie. ;-)

Ładne, bo przystępnie napisane. Lekkie, bo mamy odrobinę humoru, ogólnie zabawny koncept z Quetzalcoatlem w coraz bardziej desperacki i zarazem naiwny sposób poszukującym choć odrobiny chwały. Pomysłowe, bo na tym koncepcie, który tutaj przyjmujesz, można pociągnąć cały zbiór humorystycznych opowiadań, które z racji swojej lekkości raczej nie znużą. 

I wreszcie za krótkie, bo… to, co najciekawsze, zostało za ostatnią kropką. Połączenie dwóch tak obcych kultur kryje w sobie olbrzymi potencjał humorystyczny i mam nadzieję, że będziesz chciał się dalej nim bawić. Jeżeli nie czujesz się pewnie w dłuższych formach, może to być spokojnie kilka szortów sytuacyjnych. Myślę, że jako lektura z serii “chwila uśmiechu na oderwanie od poważniejszej lektury” sprawdzałoby się to dość dobrze.

Jeśli nad czymś bym się zastanawiał, to chyba tylko nad tym, czy ten Loki jest Pierzastemu na pewno potrzebny. Gdyby to sam Quetzalcoatl wyszukiwał te coraz bardziej wymyślne rozwiązania, jak znów wyszarpać dla siebie odrobinę chwały, to ładnie w ten sposób podkreślisz motyw pewnej desperacji, która owym poszukiwaniom towarzyszy.

Nie znam jeszcze planów Q. i C.

Skoro byli już skłonni szukać swoich nadziei w Roku Węża, to może i skuszą się na wielką wystawę węży ogrodowych? Z usilnym dociekaniem, gdzie leży ten cały Ogrodów i co to za węże tam wystawiają. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

CHŁAM

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Wiódł upiór Szwejkowego, dobrze im się działo

Ale że to jurokowi nieznośne się zdało

Iż musiał opowiastce komplementy prawić

Wziął kij w rękę: ten – rzecze – z szwanku mnie wybawi

Czyta, w ten rozum krzyknie: lekkie i zabawne

Juror nic, jeno pisze, że długie, niestrawne

Czyta dalej, rozsądek chwali wykonanie

Juror kijem postraszył, bo wtórne i tanie

Na koniec przestrzeżony, gdy nie chwalił treści

Skończył juror jak upiór z czeskiej opowieści

I ten winien, co kijem w dobre opko mierzył

I ten, co w żurskich rymach w puentę uwierzył…

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie nie mam uwag. Nad wyraz solidnie napisane opowiadanie. Jeśli chodzi o treść, trzeba docenić konsekwencję i swobodę w budowaniu atmosfery czeskiej komedii. Ten rodzaj tekstu ma oczywiście swoje wady i nie każdemu może się spodobać. Mamy w końcu historię, gdzie fabuła (choć trudno pisać, że licha) w praktyce złożonością nie powala. Gdzie bohater jest koszmarnie bierny i na przestrzeni całej opowieści obija się bezładnie niczym rzucony kauczuk. Mamy w końcu bardzo specyficzną kreację bohaterów: nieskomplikowany, poczciwy i nierozgarnięty główny plus tylko ciut bardziej rozgarnięci pozostali. Czysto teoretycznie, przyjmując takie spojrzenie na tekst, może się on wydać średnio efektowny: niezbyt szybki, nieco pretekstowa fabuła, o bohaterach już było. Można to lubić bardziej, mniej lub wcale. Tyle że przyjrzawszy się opowiadaniu okiem jurora (który ma w końcu wybrać najlepsze opowiadanie, a nie rozważać, co i jak bardzo wpisuje się w jego preferencje czytelnicze; i nie, nie twierdzę, że ten się nie wpisuje, zwyczajnie staram się wyłożyć, skąd taka ocena, a nie inna) widzę, że tu wszystko jest. Dostajemy pewien gatunek tekstu, w którym każdy element pasuje do charakterystyki owego gatunku. Zadaję sobie pytanie, co w takim tekście powinienem znaleźć i czego powinienem po nim oczekiwać i, jak wspomniałem, wszystko jest. Każdy element spełnia swoją rolę i założenia, od kreacji bohaterów, przez określoną „przypadkowość” zdarzeń, aż po element fantastyczny, który uważam za wartość dodaną opowiadania.

Oryginalność: to co? Może bym w końcu trochę na coś ponarzekał? Tak, żeby nie było za słodko. :) Jeśli twierdzę powyżej, że każdy element pasuje do klasyki gatunku to trudno jednocześnie pisać o wielkiej oryginalności. Natomiast muszę też podkreślić, że sam dobór gatunku, miejsca akcji, typu humoru stanowi jednak powiew świeżości w konkursie, co zostało przeze mnie zauważone i docenione.

Wartość komediowa: humor jest. Tyle że niezbyt złożony (znów wynika to z doboru gatunku, ale, hej, każdy wybór ma swoje wady i zalety :)). Wszystko, co tutaj dostajemy, to tak naprawdę klasyka gatunku i z jednej strony jest to klasyka z zachowaniem jej poziomu (a nie tylko tania podróbka), z drugiej owa klasyka oznacza w tym przypadku dość mizerny zasób form budowania i prezentacji humoru w opowiadaniu.

Wykorzystanie motta: tutaj z kolei bardzo zgrabny pomysł, by w taki, a nie inny sposób budować tekst w oparciu o motta. To na pewno wyróżnia opowiadanie na tle innych. A przede wszystkim, co dla mnie najważniejsze, nie mogę tego nazwać sztuką dla sztuki. Nie miałem tutaj wrażenia upchnięcia na siłę, owe cytaty są faktycznie powiązane z konkretnymi częściami opowiadania co uważam bez wątpienia za wartość dodaną tekstu.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

BAŚŃ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Już księżyc zgasł, zapadła noc

Czas na jurorską sieczkę

Więc oczka zmruż i zaśnij już

Opowiem Ci bajeczkę

Więc oczka zmruż i zaśnij już

Opowiem Ci bajeczkę

 

Był sobie troll, był krasnolud

I była też sadzonka

Wpadł juror-stróż, Pan Wszelkich Burz,

Ciepłe słowa to mrzonka

Wpadł juror-stróż, Pan Wszelkich Burz,

Ciepłe słowa to mrzonka

 

Przecinki źle, płynność tak se

Raz streszczasz, raz przeciągasz

Jest piękny świat! Imiona – kwiat!*

Lecz pogrom już nadciąga

Jest piękny świat! Imiona – kwiat!

Lecz pogrom już nadciąga

 

Tragiczny los, okrutna śmierć

W udziale im przypadła

Choć nie jest to najgorszy tekst

Żurska srogość go zjadła

Choć nie jest to najgorszy tekst

Żurska srogość go zjadła

 

* Że piękne, znaczy.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie do poprawy. Przecinki stawiane w zgodzie ze starą, sprawdzoną zasadą: tu chyba będzie dobrze. Nie zawsze było. ;) Zwłaszcza, gdy przecinek przerywał święty związek podmiotu i orzeczenia. W tekście pojawiają się też niezgrabności, trochę wyraźnych baboli („tą” zamiast „tę”).

Jeśli skupimy się na samej historii, nie jest ona szczególnie złożona czy wymyślna, ale wraz z innymi elementami potrafi obiecać ciekawe opowiadanie. Mamy tu kawałek świata ładnie skrojonego pod lekką, przygodową, humorystyczną opowieść. Mamy bohaterów, z których można coś ciekawego wycisnąć. Historię budujesz w taki sposób, że dajesz sobie szansę na wprowadzenie paru ciekawych przełamań i zwrotów. Czy więc obietnicy udaje się dotrzymać? Częściowo. Są rzeczy, za które mogę pochwalić, ale wykonanie do końca pomysłowi na tekst nie dorównuje. Pierwsza część się ciągnie, przez co w drugiej, kiedy już siłą rzecz trzeba nadganiać z akcją, wraz z nią dostajemy niestety i odrobinę chaosu. Motto staje się dla Ciebie trochę bronią obosieczną. Stwarza szansę pewnego przełamania konwekcji (gdzie niejako pewna bierność głównego bohatera zastępuje typową walkę). Minus jest jednak taki, że ów bohater staje się przez to właśnie koszmarnie bierny i trudniej przez to w jakikolwiek sposób przejąć się czy to jego losami, czy całą opowieścią.

Oryginalność: Sporo elementów typowych czy to przy kreacji bohaterów, czy fabuły, czy w końcu świata. Trafia się też jednak parę mniej typowych jak wspomniany już zwrot z ocalanymi, które w sumie nie wymagają ocalania. W samym świecie też znajdzie się kilka wartych uwagi pomysłów (choćby tytułowe sadzonki). Czasem również trafia nam się oryginalność na siłę. Wiadomo, że bohater będzie dosyć bierny (a może lepiej napisać bezradny?), więc wprowadzamy wymuszone przełamanie w postaci sceny z jędzą. Sceny, której bliżej do efektownego ozdobnika niż rzeczywiście istotnego elementu opowieści.

Wartość komediowa: humor to w tym tekście przede wszystkim zabawa imionami. Problem w tym, że na pierwszy rzut oka niewiele poza tym. Na drugi i trzeci widać i próby zabawy słowem i nawet próby budowania świata pod humor. Tyle że to wszystko wydaje się słabo widoczne i przy okazji niezbyt konsekwentne. Czasem miałem wrażenie, jakby tekst cierpiał na zachwianą tożsamość, raz będąc nieco poważniejszym, to znów wracając do lekkich tonów.

Wykorzystanie motta: Jak pisałem wyżej: motto stało się dla Ciebie bronią obosieczną, uderzającą w również mierze w czytelnika, co i w Ciebie. Było już o tym wyżej, więc nie będę się tutaj powtarzał.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

LITERATURĘ ALTERNATYWNĄ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

On autorem horroru był

Ich nie zatrzymałby nikt

On z historią grzał, co sił

Wrzuciwszy w tekst zwrotów plik

 

Świec tysiące palili mu

Z tekstu unosił się dym

Płonął stos niedociągnięć stu

…tu gdzieś zapodział się rym

 

Zrobił juror bilans strat

Słabe zwroty obił bat

A horror runął, runął, runął…

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Wydaje się, że tekst był pisany w pośpiechu. Sporo pomniejszych baboli, które co i rusz zwracają na siebie uwagę, a które – jak sądzę – można było bez problemu wyeliminować. Słowem, brakło ostatnich szlifów.

Tekst, jeśli przyłożyć do niego odpowiednie dla horroru wymagania, prezentuje się całkiem dobrze. Trzymasz tempo, dbasz, by cały czas coś się działo, nie szarżujesz z długością tekstu. Dobierasz taki problem, wokół którego można swobodnie zbudować przyzwoity horror. Myślę natomiast, że średnio fortunny był dobór tytułu. Niemal cały tekst ma w sobie tyle fantastyki, co kot napłakał i kiedy zastanawiamy się podczas lektury czy i w jaki sposób ten element fantastyczny zostanie wpleciony, to siłą rzeczy tytuł może trochę spoilerować, w którą stronę to pójdzie.

Oryginalność: Cóż, oryginalności nie ma za wiele. Te zamknięcia poszczególnych scen, które w teorii miały zaskakiwać, w praktyce są bardzo przewidywalne. Wiadomo, że ochroniarz nie ocali bohatera przed prześladowcą. Wiadomo, że zaatakowany bohater przeżyje, bo trudno go pogrzebać w połowie opowiadania. Z chęcią przyjąłbym tu więcej nieprzewidywalności. Można pochwalić tę odkrytą na końcu tajemnicę prześladowcy, ale i tu z zastrzeżeniem, że ów tytuł szczególnie tu nie pomógł.

Dawanie do myślenia: horror nie jest gatunkiem, który szczególnie służy przemycaniu refleksji. Co najwyżej może „rozebrać” na czynniki pierwsze całą złożoność i specyfikę ludzkiej natury oraz psychiki i w taki sposób pobudzać czytelnika do wniosków. Czy tutaj to jest? Cóż, trudno nie dostrzec owego elementu w końcówce. Jest on wyraźny i, z racji umiejscowienia, można go nawet uznać za formę puenty, nawiązującej w pewien sposób do kaprysów weny twórczej.

Wykorzystanie motta: Tu z kolei potrzeba naprawdę sporo życzliwości i dobrej woli, by powiązać tekst z mottem.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

WYCISKACZ ŁEZ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Nasz dobry autor za SF się bierze

Ani wie, że czas mu klepać pacierze

Dajcie mu spokój – juror go przemieli

A sami przed się bywajmy weseli

Już po wieczerzy, ofiara złożona

Ba! Wszystko dobrze, lecz od czego kona?

Wybacz, autorze, towarzyszu miły

Pomysł to mało, gdy tekst zbyt zawiły

Zmienność nie wadzi – daj Ci Boże zdrowie!”

Byle nie chaos” – juror na to powie

Nie sposób brnąć do perspektyw dziewiąci

By w tym limicie historii nie zmącić

Trudno, powiadam, sięgać po peany

Pomysł ciekawy, lecz tekst zbyt szarpany

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Pomysł ciekawy, w dodatku zdradzający potencjał na naprawdę atrakcyjne pod wieloma względami opowiadanie. Mamy tajemnicę, mamy niepewność, mamy zagrożenie, mamy walkę z czasem. Na papierze dostajemy naprawdę sporo elementów, które obiecują dobrą, wartką historię. Tyle że wykonanie jednak tej obietnicy dotrzymać nie jest w stanie.

Technicznie trafiło się gdzieś jakieś zgubione słowo, sporo powtórzeń, niezgrabności językowych i zwrotów, które nawet w przypadku swobodniejszej formy, jaką jest dziennik, nie wypadły zbyt naturalnie.

Jeśli chodzi o sam tekst doceniam próby eksperymentów z formą, ale jednak nie wyszły one opowiadaniu na dobre. Czytając, miałem wręcz wrażenie, jakby tekst krzyczał: zobacz, ile tu było walki, by poprzez odpowiednią elastyczność formy przemycić wyjaśnienia, przykłady, wyłożyć pomysł i pokazać go z różnych perspektyw w możliwie przystępny, przyjemny i ciekawy sposób. Niestety, jeśli tego typu walkę widać to znaczy, że nie poszła ona po myśli autora.

Z innych uwag: wyjaśnienia i przykłady mocno hamują akcję. W wielu fragmentach opowieść grzęźnie w omówieniach czy właśnie przykładach. Oczywiście, warstwa „uwierzytelniająca i wyjaśniająca” koncept SF jest w tym gatunku bardzo ważna, ale też planując opowiadanie trzeba pamiętać o limicie. I tutaj na same wyjaśnienia poszło zdecydowanie zbyt dużo miejsca, a biorąc pod uwagę próbę zaprezentowania zagrożenia z różnych perspektyw i w różny sposób, wszystkie elementy niesamowicie cisną się w tekście, ze szkodą dla odbioru.

Oryginalność: Z jednej strony ciekawy koncept, wspomniane próby zaprezentowania problemu z różnych perspektyw i w różnych formach, w dodatku pomysł na tekst potrafi zaintrygować, więc warto owe elementy docenić. Gorzej, że jednak wspomniane elementy powinny się złożyć z pozostałymi w spójną, ciekawą opowieść. W przeciwnym razie oryginalność staje się trochę sztuką dla sztuki.

Dawanie do myślenia: mamy tu wyraźne próby przemycania refleksji i wykorzystania opowieści do trochę bliższego przyjrzenia się naturze człowieka. Winny być one jednak przemycone w sposób bardziej subtelny. Tutaj raczej mamy przypadek wyłożenia kawy na ławę. Czytelnik przyjmuje do wiadomości narzucone refleksje zamiast, prowokowany przez tekst, snuć własne.

Wykorzystanie motta: motto w sposób oczywisty prowokuje do zaprezentowania czegoś obcego w kosmosie i owo „coś” dostajemy. „Coś” nie jest może zdolne, by przełożyć się na porywającą historię, ale bez wątpienia samo w sobie intryguje, więc motto z pewnością w jakiś sposób udało się tutaj wykorzystać.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

THRILLER

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Zgrywać to się mogą tylko jurorzy

Kpić bez pardonu, mędrców udawać

Za to im też gromko, niemal jak Loży,

Wszyscy zgodnie krzyczą: W… ielkie brawa!

 

Jurorzy mogą zmuszać do sztywnych planów

W komciach pajacować, szczędząc peanów

A niech naszą maskę uczestnik ubierze

Zaraz juror… w opinii go spierze!

 

Interpretacja dla leniwych:

 

W tym przypadku szczególnej interpretacji nie trzeba. Fajna próba urozmaicenia konkursu, a dla mnie równie fajna okazja, żeby pobawić się komentarzem.

Dziękujemy za (prawie) udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

HORROR

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Nic trzy razy się nie zdarza i nie zdarzy

Z tej przyczyny prędko szukać mi tu skazy

I biadolić bez przyczyny

 

Choćbyśmy z zachwytu wyli nad jakością treści, świata

Nie będziemy w nic owijać: sztampa Finklom figla płata

 

Żadna postać (choć nie nużą!) mocno tu nas nie zaskoczyć

nie przebije się przez schemat, nie porazi „nowym” w oczy

 

Wczoraj, gdym lekturę kończył, rozum pomysł chwalił głośno

Antybajka była świetna, brak świeżości szedł za okno

 

Dziś, kiedy komentarz kreślę, zagłębiwszy się w swą pamięć

myślę, że tekst – chociaż dobry – długo mi w niej nie zostanie

 

Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem?

Mimo skaz, mimo lamentów… antybajka wyszła świetnie!

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie bez zarzutu. Nad wyraz solidnie napisany tekst. Jeśli czegoś szukać, to naprawdę wśród drobiazgów, a takiej drobiazgowości nie uważam za niezbędną.

Konstrukcyjnie? Tekst jest bardzo ładnie złożony. Czytając odnosiłem wrażenie, że te poszczególne części faktycznie były niemal równe.

Opowiadanie trzyma odpowiednie tempo, nie ma żadnych wątpliwości, jeśli chodzi o rozumienie kolejnych wydarzeń. Tekst zamknięty, zostawiony bez żadnych niedopowiedzeń. Widać tu również dużą konsekwencję, jeśli chodzi o pilnowanie założeń antybajki. Przy odwróceniu ról udaje się nie zgubić odpowiedniej charakterystyki postaci.

Oryginalność: tak, jak można i trzeba chwalić za konsekwencję przy tworzeniu bohaterów, trzymanie założeń gatunku i tak dalej, tak brakuje tu jednak odrobiny świeżości. Postaci są schematyczne i o ile dobrze pasują do konwencji, o tyle nie robią niczego, żeby poza ten schemat się choćby wychylić. Zaskoczyć, czy to niekonwencjonalną interpretacją danej postaci, albo jakimś wyjściem poza założenia gatunku. Antybajka jest antybajką i o ile sam tekst w tym gatunku jest napisany bardzo dobrze (co przekłada się u mnie na wysoką ocenę), o tyle nie zawiera w sobie żadnej wartości dodanej (co mogło tę ocenę jeszcze podnieść).

Wartość komediowa: humor jest i to bez wątpienia dobrej jakości. Taki, jakiego oczekiwałbym po literaturze – umiejętna zabawa słowem, która nawet rzeczy proste potrafi przedstawić w żartobliwy sposób. Jeśli na coś bym miał ponarzekać to może na pewne „zaciągnięcie hamulca”, jeśli chodzi o nagromadzenie humoru. Nie uważam, że każde zdanie czy nawet każdy fragment ma być zabawny, ale jednak odnoszę wrażenie, że tych rodzynków w Finklowym cieście jest ciut za mało, patrząc na potencjał humorystyczny czy to postaci czy samej historii.

Wykorzystanie motta: z jednej strony bardzo zaskakujesz, bo nie pomyślałbym, że ten cytat z Churchilla można wykorzystać akurat do stworzenia antybajki – duży plus dla Ciebie za niekonwencjonalność. Z drugiej strony, jeśli wczytać się w cytat, to potrzeba jednak odrobiny dobrej woli, żeby w zdecydowany sposób powiązać do z tekstem.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

CHAŁTURĘ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

E viva l’arte! Autor musi zginąć!

Cóż, przed jurorem każdy jest pariasem

Niechby i DZIEŁO z siebie wydusić

Kazania „mędrca” przyjdą, a tymczasem

Skoro język i treść pochwały słów warte:

E viva l’arte!

 

E viva l’arte! Wiwat pasie brzuchy!

Ile to już lat z was szydzą artyści?

Ci, co przez wieki wskrzeszają żart suchy

Wiernie malując uwiędłych garść liści

Na przekór krzykniem, gdyż jest to coś warte:

E viva l’arte!

 

E viva l’arte! Gracja jego bogiem!

Skąpa fabuła wrażenia nie zmieni

Niechby tylko „się” zaległo za progiem

I z kapelusza anieli wskrzeszeni

Wtedy i juror krzyknie lauru warte:

W viva l’arte!

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Pierwszy akapit razi siękozą. Budzi to pewne obawy przed dalszą częścią tekstu, tymczasem okazuje się, że opowiadanie zostało napisane naprawdę solidnie. Nie mam tu większych uwag, jeśli chodzi o kwestie techniczne, pozostanę więc tylko przy tym jednym spostrzeżeniu, że pierwszy akapit to coś w rodzaju słupa reklamowego dla opowiadania i jako taki wymagał jednak pewnego dopieszczenia.

Tekst fabułą jakoś szczególnie nie powala. Punktuje natomiast miejscem akcji, stylizacją. Bardzo zgrabnie wypada w tym opowiadaniu połączenie lekkości z pewną dostojnością. Uważam to za tyle istotne, że porywanie się na ową dostojność sprawie zwykle, że opowiadanie prędzej czy później zaczyna się snuć, nużyć przyjętym stylem. Tutaj tego znużenia nie ma. Jeśli już czegoś brakuje to trochę więcej wyjaśnień, bo tak, jak zmagania i problemy bohatera potrafią zaciekawić, tak niestety ostatnia kropka miast wyjaśnień przynosi nam jedynie kolejne znaki zapytania i pewne wątpliwości, jak niektóre zdarzenia rozumieć i interpretować.

Oryginalność: z jednej strony mamy tu elementy dość typowe (a w każdym razie trudno tu pisać o świeżości myśli czy obrazu). Dostajemy dość klasyczne motywy budowania humoru wokół przywar arystokracji. Z drugiej strony świeżość tego obrazu polega na tym, że jest on w jakiś sposób niedzisiejszy, rzadko obecnie obrabiany jako element komediowy i paradoksalnie takie sięgnięcie po humor, nazwijmy to, w typie: kartka ze starego kalendarza wypada bardzo smacznie i na tle humoru bardziej współczesnego zdecydowanie się wyróżnia.

Wartość komediowa: Humor jest dostojny, nienachalny, dobrej jakości i wykwintny. Nie wiem, czy można nazwać tekst humoreską – raczej lekką opowiastką – bo też „nakłady” tego humoru mamy na poziomie przystawki. Mimo wszystko trzeba oddać, że tam, gdzie humor się pojawia, mamy obśmiewanie przywar i zachowań językowo na naprawdę zadowalającym poziomie. Na pewno warto docenić, że jest to humor po pierwsze niewymuszony, po drugie na dobrym poziomie, oparty na subtelnej zabawie słowem i kąśliwości języka.

Wykorzystanie motta: Z jednej strony tekst oddaje zamysł motta, z drugiej niestety nie do końca z takim efektem, jakiego życzyłby sobie czytelnik.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

TRAGIFARSĘ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Wpłynąłem na kociego przestwór oceanu

Mózg nurza się w absurdzie i w humorze brodzi

Śród chybionych przecinków, śród wpadek powodzi

omijam kocie harce wrzucone dla szpanu

 

Już środek mijam, wciąż nie widać dobrze planu

z gąszczu dłużyzn treść zbieram, przewodniczkę łodzi

Tam z dala błyszczą zwroty? Tam nadzieja wschodzi?

Tak właśnie jest! To błysnął promyk błogostanu.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Tekstowi przydałyby się lekkie szlify. Zaprosiłbym Komisję Weryfikacyjną do Spraw Umiejscowienia Przecinków, Pogromców Powtórzeń, Postrachy Niezgrabności Konstrukcyjnych i Perfekcyjną Panią Zapisu Zdań (święcące światło brzmi tak sobie).

Jeśli chodzi o samą treść: niezwykle urzekł mnie pomysł na tekst, problem, wokół którego jest budowany, wykorzystanie motta. Natomiast momentami, zwłaszcza w pierwszej części wydaje się, że trochę jednak para idzie w gwizdek. Prawie dwadzieścia procent tekstu to różne formy użerania się z kotami, spomiędzy których musimy nieomal wydziubywać pojedyncze zdania czy elementy będące fundamentami całej historii. Im dalej w tekst, tym lepiej pod tym względem, jednakże trudno oprzeć się wrażeniu, że na szczegóły i sprawy drugoplanowe przeznaczasz stanowczo na dużo miejsca, zwłaszcza patrząc na to, jak mało przez to miejsca dostają elementy kluczowe będące największą wartością opowieści.

Oryginalność: bez wątpienia jedna z głównych zalet opowiadania. Tekst absurdalny, ale nie do przesady. Łączy elementy nieoczywiste i to łączy nad wyraz zgrabnie, bo mamy i ciekawą scenerię i nietypowy problem, jak również zajmujący pomysł na jego rozwiązanie. Wszystko ładnie się składa i równym krokiem maszeruje pod rękę z konwencją.

Wartość komediowa: Trudno nazwać „Koty” tekstem stricte humorystycznym. Humor się tu oczywiście pojawia, nieraz w całkiem udanej odsłonie, czasem trochę wciśnięty na siłę. Natomiast główną wartością komediową jest bez wątpienia sam koncept na tekst i zabawa tym konceptem. To chyba ten rodzaj opowiadania, gdzie bawić ma pomysł i jego elementy składowe, mniej jego zapis. I jako taki tekst – pomijając szczegółowe dłużyzny – w mojej ocenie się broni.

Wykorzystanie motta: motto daje szerokie pole do popisu i całkiem zgrabnie z tego korzystasz. Pewnie można było przemycić poprzez humor więcej refleksji i spojrzenia na życie czy człowieka jako takiego (autor cytatu był w tym mistrzem), tym niemniej nie zamierzam na siłę narzekać. Z motta udało się zrobić fajny użytek.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

UTWÓR MORALNEGO NIEPOKOJU

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

W operowym chruśniaku, przed Jimowym wzrokiem

Zapodziany po głowę przez długie godziny

Myślę, czy to mnie autor wypuścił w maliny

Czy to jak zwykle limit znów wyszedł mu bokiem

 

Tekst gna na łeb na szyję, a świat choć bogaty

Pojąć trudno, gdyż autor do ścinek tak skory

wyrąbał był nam schemat konstrukcyjnie chory

gdzie nie widać szkieletu, lecz chaos kosmaty

 

Duszno było od zdarzeń, fabuła się rwała

Przy próbach ogarnięcia juror łezkę ronił

Ledwie wciągnął się w akcję już wniosek mu dzwonił:

Za dużo chciałeś wcisnąć, gdy przestrzeń tak mała

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie dramatu nie ma, choć garść czepów udało się zebrać. Czasem mignie siękoza, czasem dziwna konstrukcja zdania, nieraz frywolne przecinki. Mamy też ciekawą i nowatorską próbę lokowanie wyrazu. „To” jest bez wątpienia sponsorem Twojego opowiadania. Odnoszę wrażenie, że wyjątkowo hojnym.

Jeśli chodzi o samą opowieść to dostajemy taką solidną porcję mięsa bez kości. Dzieje się dużo, nawet bardzo dużo, ale jednak według takiej myśli przewodniej: scen ci u mnie dostatek, ale i tę wcisnę, bo udało się znaleźć parę znaków w limicie. Brakuje w tym wszystkim wyraźnie nakreślonej historii, celu, wyjaśnień. Tekst bez wątpienia mógł zyskać na okrojeniu liczby scen i wypełnieniu powstałej przestrzeni „fundamentami” w postaci wyjaśnienia historii świata i problematyki w opowiadaniu.

Oryginalność: Są fajne elementy, tekst usiłuje łączyć poważne z nieco lżejszym, akcję z odrobiną refleksji. Tekst dobrze wpisuje się w gatunek. Bohaterowie wpisują się w założenia konwencji, choć tutaj to tak trochę każdy ciągnie w swoją stronę. Jakoś nie mogą się dogadać w kwestii wspólnego stworzenia płynnej historii. Nie błyszczą też ze względu na upchnięcie takiej liczby bohaterów na takiej a nie innej przestrzeni znakowej. Powodują chaos, ale błąd jest raczej w samej konstrukcji tekstu, nie w koncepcji, która – jak się zdaje – odpowiednio wykorzystana obiecywała sporo od historii, przez bohaterów, świat, aż po warstwę refleksyjną.

 

Dawanie do myślenia/wartość komediowa: Są jakieś przebłyski lekkości w tekście. Trochę przypomina mi to opowiadanie taką próbę stworzenia lekkiej opowieści opartej na ponurej w gruncie rzeczy refleksji na temat człowieka. Tego chyba żal najbardziej, bo widać, że pomiędzy akapitami fantastycznej historii miałeś do przemycenia naprawdę sporo trzeźwego spojrzenia w dużej mierze opartego na wybranym motcie, ale w gnającej na łeb na szyję historii trudno się przy tych refleksjach czy spostrzeżeniach na dłużej zatrzymać.

 

Wykorzystanie motta: widoczne, z konkretnym pomysłem, ale i okaleczone cięciami do limitu.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

HISTORIĘ OPARTĄ NA FAKTACH

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Pablo i Pablo w jednym stali tekście

Pablo w izdebce, a Pablo na mieście

Pablo, pan złodziej, nie pragnął rozgłosu

Lecz inni nurzali nas w kłębach chaosu

I choć wołał Pablo: na pewno ogarniesz!

Przez zabieg z pętlami bywało z tym marnie

Znosił to jednak jurorro w pokorze

Akcji wszak sporo, z pomysłem niezgorzej

Z tej to powiastki morał taki płynie:

Kto nazbyt nie mota, na końcu nie zginie.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Wszelkie pomysły z pętlami mają to do siebie, że grożą pojawieniem się w tekście chaosu. Tutaj, jeśli nie chaos, to przynajmniej lekkie zamieszanie od czasu do czasu się wyczuwało. Zwłaszcza, że na tak krótkiej w sumie przestrzeni znakowej musisz upchnąć kilku bohaterów, co nie jest łatwe. Natomiast warto podkreślić, że jest to właśnie lekkie zamieszanie, absolutnie nie było momentu, żebym nie miał pojęcia, o czym czytam, co się dzieje, dlaczego tak i co autorka chciała nam przekazać.

W tekście pojawiają się jakieś niezgrabności (konstrukcja zdań, brakujące przecinki i tym podobne – musisz darować, nie miałem czasu wypisywać przykładów), ale – znów – nie jest to coś, co w jakiś sposób psuje wrażenia z lektury. Jeśli mamy do czynienia z Twoim debiutem to, biorąc pod uwagę sam pomysł, poziom trudności, jeśli chodzi o poskładanie wszystkich elementów w strawną całość, jest nad wyraz dobrze.

Oryginalność? Żaden z elementów jako cząstka opowiadania szczególnie oryginalnością nie powala. Gdy już jednak złożymy je w całość, dostajemy świeżą opowieść z konkretną koncepcją i fajnym doborem miejsca akcji, które przyjemnie współgra z charakterystyką bohatera (bohaterów). Takie trochę opowiadanie typu: mam kapustę i kiełbasę, ale to jeszcze wcale nie oznacza, że mogę z tego zrobić wyłącznie bigos. Chociaż może lepiej było podrzucić tu jakieś danie hiszpańskie. ;)

Wartość komediowa? Jest to opowiadanie lekkie, któremu jednak brakuje odwagi, by pójść krok dalej i dorzucić nam odrobinę komedii. Są nieśmiałe próby – parę razy na takie trafiłem – ale szczypta humoru mogła jeszcze doprawić to i tak całkiem przyjemne danie.

Wykorzystanie motta: Całe opowiadanie wydaje się być naprawdę mocno przesiąknięte motywem przewodnim. Motyw ów buduje bohatera, buduje historię, a jednocześnie staje się jedynie inspiracją do zbudowanie opowieści, nie sztywnym jej szkieletem, które przełoży się na schematyczną historię.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

PAŹDZIERZ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Skazaniec Szymon pod sznurem mieszka

Tak to jest w… kropce ten nasz koleżka

Czas mu umila humor niemrawy

W tym wielki hit! Chłop w przebraniu baby!

Konwencja całkiem Szymkowi służy

Choć tylko stoi, długo nie nuży

Lecz wreszcie krzykną do tego drania:

Nie nazbyt dużo zwykłego stania?

Cóż, że przed sznurem robi slalomy

Gdy efekt starań z góry wiadomy

Wszak nam pisane, by w rytm kawałów

Na zwroty czekać aż do finału

Tam wreszcie z Szymkiem coś się zadziało

Niby jest spoko, lecz trochę mało.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Trafiła się jakaś zabłąkana „litrówka”, ale ogólnie napisane całkiem solidnie. Nie ma tutaj szczególnie dużo zabawy słowem, zdań z efektem wow, ale jest to fajnie napisany tekst z konkretną koncepcją, której się konsekwentnie trzymasz, z konwencją zachowaną na przestrzeni całego tekstu. Bohaterowie mogli być trochę mocniej i głębiej zbudowani, tutaj widzę potencjał, który nie został w pełni wykorzystany.

Oryginalność? Cóż… Z jednej strony na pewno odważny i zaskakujący pomysł, w dodatku wykonanie robi, co może, by podtrzymać dobre wrażenie; z drugiej strony trudno pisać o wielkiej oryginalności, gdy cały tekst można właściwie streścić jednym zdaniem: Stoi chłop i gadajo…

i gadajo…

i gadajo…

i gadajo…

 

Humor jest. Trochę zabawy słowem w narracji, trochę sytuacyjnej komedii w dialogach. I mogą smętni MaSkrolowie pokpiwać: Chłop przebrany za babę japierdzele XDDDD

I mogą pleść po discordowych kątach: umm, humor wysokich lotów XDDD.

Nie zmieni to naszych zachwytów. I nie przeszkodzi nam krzyczeć: Ale fajen opko, omg! Brawo Gruszel…*

*I gdyby tak jeszcze koniec każdej sceny nie był tak przewidywalny

** A już zwłaszcza cała scena z przybyciem odsieczy

*** I gdybyż ów przewidywalny schemat nie „przygaszał” trochę opowiadania tym, że czytelnik z góry wie, czego się spodziewać i uśmiecha się do gruszelowego humoru z myślą: byle do finału

**** A gdyby jeszcze nie daj Boże zacząć szukać w tej historii sensu…

***** No, dobra. To akurat nie będzie zbyt uczciwie. Po tekście tego gatunku sensu nie wymagam. Choć już trochę refleksji czy spostrzeżeń przemyconych przez humor opowiadaniowy by się przydało. Ale ogólnie jest całkiem dobrze.

 

Zostaje motto: wykorzystane dosłownie, ale wdzięcznie. Jasne, motto obiecuje wiele niekonwencjonalnych koncepcji na wykorzystanie go w tekście, ale Twoja próba przyniosła dobre, lekkie opowiadanie, więc ogólnie nie zamierzam marudzić.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

OPERĘ MYDLANĄ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Nad wsiną biedną i brudną

Potencjał wisiał wysoki

A juror z orką swą żmudną

wskazywał chmurzyszcza czarne

 

Nad wsiną biedną i brudną

Na siłę rozrzucasz zwłoki

Sekrety odkryć nietrudno

Starania poszły na marne

 

Nad wsiną biedną i brudną

Punktujesz szarym klimatem

Rodzinę kreślisz obłudną

Nie wszystko poszło na stratę…

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Nie było wielu zdań, które zapadłyby mi w pamięć i tak, niestety, jest z całym tekstem. Nie bardzo jest w stanie zapaść na dłużej w pamięć i jeśli chodzi o „test kilku dni” wypada tak sobie – wiele elementów trzeba było sobie przypominać, biegnąć wzrokiem przez opowiadanie.

Pod względem „czystości” tekst lepiej dopracowany niż drugi. Jeśli zdarzało mi się potknąć, to rzadziej i bez lądowania twarzą w błocie.

Oryginalność? Jest i nie ma. Jest ewidentna próba zaskoczenia czytelnika, ale też próba ta w moim przypadku zakończyła się niepowodzeniem. Już przy scenie z konduktorką (pierwsza część tekstu) można się domyślić, jaką niespodziankę szykujesz, budując postać Augusta i niestety w odpowiednim momencie opowiadanie nie potrafi zaskoczyć.

Parę elementów wypada trochę naiwnie: zaskoczenie przybyciem Juliusza chociażby wypada dość miałko. Oczekiwałbym większego zdumienia nagłym zjawieniem się człowieka, który nie wiedział nawet o śmierci dziadka. Coś za gładko przychodzi to przejście do rozmowy.

Z plusów na pewno połączenie polskiej wsi oraz jej szarych realiów z malarstwem. Można też zauważyć, że bohaterowie wyszli dość charakterystycznie. Tutaj nie ma „białych kartek”.

Dawanie do myślenia? Z jednej strony mamy nakreślenie realiów polskiej wsi i w jakiś sposób poruszenie pewnej problematyki, która może dać czytelnikowi do myślenia. Z drugiej tekst nie zostawia raczej z głębokimi przemyśleniami i nie korzysta do końca z potencjału pomysłu.

Schemat konkursowy wykorzystany licho. Tym niespodziankom daleko do fajerwerków, a końcowy wielki wybuch raczej przewidywalny.

Wykorzystanie motta? Z jednej strony ciekawe i nawet nie do końca oczekiwane, jeśli przyjrzeć się owemu mottu. Z drugiej, jak sam tekst, pozostawia niedosyt. Motto przynosi więcej refleksji niż opowiadanie, które się na nim opiera.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

BAJKĘ

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Autorka jurorowi w czymsiś przewiniła

Gdy barwne swe opko babolstwem splamiła

Zaczaiwszy się przeto na opowieść dziewczyny

Ględził CM: kajaj się za swe winy!

Błagaj o wybaczenie! – wołał bez litości

Uchowaj Panie Boże takiej gorliwości.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Jest lekko, jest świat, jest akcja, jest kolorowo, jest trochę humoru, ciut zabawy słowem. Bohaterowie schematyczni, ale dają radę. Językowo bez fajerwerków, ale z wyraźnymi, wskazanymi już, próbami zabawy słowem, które jak najbardziej należy docenić.

Świat dodaje opowiadaniu atrakcyjności. Problem bohaterów niby zbudowany na prostym schemacie, ale schemat ów dobrze pasuje do historii i pozwala zbudować ciekawe opowiadanie.

Tekstowi brakło jednak ostatnich szlifów. Co i rusz trafiały się drobne babole, czy to literówka, czy mała litera zamiast dużej i tak dalej. Szkoda. Poszczególne elementy bardzo mocno pracują na wysoką ocenę tekstu, a te babole, niejako na własne życzenie, zostawiają na tym barwnym obrazie rysę. Niby nie nazbyt dużą, ale jednak widoczną. Szkoda, powtórzę, bo nieraz przy równym poziomie opowiadań takie elementy potrafią przeważyć szalę na korzyść (lub niekorzyść) danego tekstu.

Oryginalność? Ładny, barwny świat. Jego elementy zdają się składać w spójny obraz. Bohaterowie charakterologicznie schematyczni, ale też dbasz o kontrast pomiędzy nimi, więc spokojnie można napisać, że są różni, nie nijacy.

Świat pobudza wyobraźnię. Historia, choć prosta, czerpie z heroic fantasy i współgrając z wymaganymi niejako przełamaniami opowieści (wymaganymi przez założenia konkursu) zachęcają do dalszej podróży. Oryginalny tekst bez dwóch zdań.

Wartość komediowa? Humoru trochę jest. Pojawia się on od czasu do czasu, w różnej formie (od typowej humorystycznej ironii w dialogach po ładne wstawki/komentarze narracyjne).

Humor nieraz jest budowany na prostych motywach, ale bez cienia prymitywności czy usilności, a przy okazji dobrze pasuje do konwencji. Są tu oczywiście spore rezerwy (szczególnie w narracji i postawie bohaterów), ale nie mam poczucia, by sięganie po te rezerwy było tekstowi niezbędne. Co najwyżej mogło stanowić wartość dodaną.

Wykorzystanie motta? Wyraźne, z przełożeniem na dobry, ciekawy tekst, ale i tutaj pewne rezerwy jeszcze były.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

DRESZCZOWIEC

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Daremne żale, próżny trud

Bezsilne złorzeczenia

Mętnym przekazom żaden cud

Nie nada krzty znaczenia

 

Nie zdoła wniosków wbić do głów

Świat mglisty bez spójności

I bluzgów potok w morzu słów

Nie doda im ważności…

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie trafiło się trochę baboli jak zgubiona kropka i tym podobne. Językowo bez fajerwerków. Wulgaryzmy próbują budować napięcie na skróty. Ot, rzucę rukwą, żeby było widać po bohaterach emocje.

Tekst jest bardzo schematyczny. Nie myślę tutaj o konstrukcji opowiadania, która była do pewnego stopnia narzucona przez regulamin, ale o powtarzanym do bólu i przy każdym podrozdziale schemacie: trochę narracji i byle do dialogu.

Dialogi, niestety, pisane na siłę. Bohaterowie są schematyczni, jednowymiarowi, pisani grubą kreską.

W jakimś stopniu można postawić mały plus przy próbie połączenia dwóch perspektyw, która (przy wszystkich wadach tego konceptu) ma to do siebie, że nie trafia się zbyt często.

Dawanie do myślenia? Słabo. Tekst daje do myślenia, ale głównie o tym, co autor chciał osiągnąć. Jako tekst refleksyjny opowiadanie się nie sprawdza, bo w żaden sposób nie zachęca do myślenia, wniosków, refleksji, ale co najwyżej próbuje na siłę i trochę nieudolnie narzucić czytelnikowi określony obraz i tezę autora.

Jako wiarygodna czy potencjalna wizja przyszłości nie grzeszy ona wiarygodnością. Jako przerysowany obraz pełniący funkcję przestrogi albo ostrzeżenia jest niestety nachalny, a zarazem mętny i bezskuteczny w swoim przekazie.

Wykorzystanie motta: bez błysku i jakby po linii najmniejszego oporu.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

DRAMAT

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Ubawiłaś mię wprawdzie nie najgorzej

Ale by trzeba akcję pieścić sporzej

Herosów w tekście widzimy niemało

A nam się ledwie gadulstwo dostało

Diabłu się godzi tkwić w takim schemacie

Cóż z was za bóstwa, gdy głównie gadacie?

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Opowiadanie zdaje się pełnić swego rodzaju funkcję przeglądu wojsk. Nadmiar postaci nie tylko „przysypuje” fabułę, ale i momentami wprowadza sporo chaosu. Tekst nie ma 20k znaków i nawet fakt, że dostajemy bohaterów w jakiś sposób nam znanych, nie uzasadnia wprowadzenia ich aż tylu na tak małej przestrzeni. Więcej nie zawsze oznacza lepiej. Zwłaszcza dla klarowności opowieści.

Wydaje się, że opowiadanie jest nieco nazbyt przesycone dialogami i w dosłowny sposób przegadane przez bohaterów. Nie twierdzę, że takie opowiadanie nie ma racji bytu,ale w przypadku tego tekstu jakąkolwiek historię niemal wydziubujemy sobie spomiędzy gadaniny i dopiero na końcu wyłania się trochę spóźnionej bez wątpienia akcji.

Technicznie bez szału, ale i bez dramatu. Językowo bez fajerwerków, o innych elementach mógłbym napisać ryle, co pod drugim opowiadaniem (choć tu jest jednak trochę lepiej), więc nie będę się nadmiernie rozpisywał.

Humor? Opowiadanie bardziej lekkie niż humorystyczne, ale wprowadzenie do tekstu odrobiny ironii, przewrotności, a może i złośliwości dodało mu atrakcyjności. Można jedynie żałować, że owe próby wprowadzenia do tekstu lekkości występują głównie w dialogach. Inne „okazje” jak narracja czy didaskalia nie zostały wykorzystane, więc jeśli można pisać o „lekkości” w odniesieniu do tego tekstu, to mamy jednak lekkość raczej jednowymiarową.

Zalety? Mimo wrażenia przegadania warto docenić zakończenie. Z kolei, jeśli chodzi o wykorzystanie motta, to jest, wyraźnie je widać, ale jednocześnie wykorzystano zaledwie część tkwiącego w nim potencjału.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

GNIOT

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Która przywołałaś herosa greckiego

Całą ich armię w swe opko wciskając

Znaczenie imion zgrabnie ukrywając

Na pomieszanie dobrego i złego

 

Choćby się wszyscy w tekście twym zmieścili

Cóż, gdy w chaosie tylko się kotłują

Schematycznością żurskie oczy kłują

Że cała ich rola to tyle, że byli

 

Nie bądź bezpieczna, juror się pałęta

Możesz już czytać, komentarz gotowy

Sądzone będą czyny i rozmowy

 

Dla tekstu lepszy byłby koncept nowy

I greckich herosów liczebność przycięta.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Na pewno nie pomaga liczba bohaterów w tekście. Już w pierwszych akapitach dowożeni są masowo, jakby na taczkach. To nie pomaga. Nie do końca wiadomo, o kim konkretnie chcesz opowiadać, wokół kogo budować historię. Poszczególni bohaterowie muszę niejako dzielić między siebie te kilkanaście tysięcy znaków, przez co nie tylko żaden nie ma dla siebie odpowiednio dużo miejsca, ale i czytelnik jakoś nie do końca może się wciągnąć w historię po trosze o każdym.

Technicznie mogło być lepiej. Trafiają się przestrzelone przecinki, zwraca uwagę naprawdę spore nagromadzenie przymiotników, o tyle niewdzięcznych w takim ich skupisku, żeby bardziej zmuszają, by wierzyć na słowo w suchy opis niż rzeczywiście coś obrazują i przybliżają czytającemu. Trafiają się również niezgrabności językowe (jak groźnie się odgrażał i tym podobne).

Opowiadanie wydaje się dość schematyczne i w większości przewidywalne. Schemat konkursowy, wbrew pozorom, tego do końca nie oznaczał.

Na plus na pewno ładna zabawa imionami i ukrycie ich faktycznego znaczenia. Jedni odkryją je szybciej, inni później – ważne, że dostajemy jakiś powiew świeżości w tekście i przede wszystkim element, która zwraca uwagę i który można postrzegać jako wartość dodaną opowiadania. Gorzej, że wspomniany wcześniej natłok bohaterów wprowadza jednak pewne zamieszanie i między innymi i ten chwalony przeze mnie wyżej element nie wypada tak efektownie, jak mógł.

Czy opowieść zostawia nas z jakimiś przemyśleniami? Czy poprzez opowiedzianą historię przemycasz nam jakieś ciekawe refleksje? Cóż, niby można i coś tam dostrzec, jeśli jednak wysnuwamy jakieś wnioski to z gatunku tych dobrze znanych i wielokrotnie już w literaturze przerabianych.

Zostaje motto. Wykorzystanie motta nie jest może jakoś szczególnie zaskakujące, ale i bez wątpienia zostało wyraźnie w tekście zaakcentowane i stanowi ważny element opowiadania.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobra, no to po kolei:

 

Przede wszystkim dziękuję każdemu, kto odważył się zmierzyć z tym konkursem. Łatwo pewnie nie było.

Gratuluję wyróżnionym, zwycięzcom. Całej reszcie w sumie też, po pierwsze dlatego, że gratulacje mam za darmo i nie muszę na nich oszczędzać, a po drugie dlatego, że opowiadania były bardzo różnorodne, a przy tym często i bardzo kreatywne.

No i osobne podziękowanie dla komentujących, zwłaszcza tych, którzy nie brali udziału w konkursie. Możemy rozdawać wyróżnienia, nagrody, ale też wszyscy jesteśmy tu po to, by się rozwijać, a bez opinii nie ma na to szans. Jeśli zerknąć na liczbę komentarzy, każdy jakiś feedback zebrał, co samo w sobie jest dużą nagrodą.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bez wątpienia ładnie napisane. Panujesz nad słowami, piszesz z dużym wyczuciem. A przy okazji tworzysz takie opowiadanie, które bardziej celuje w pewnie nastrój, trochę mniej w samą historię czy fabułę. I w tej swojej kategorii ono wypada bardzo dobrze i pewnie w jakiś sposób wyróżnia się na tle innych (pewnie, bo za dużo tej obcości poczytać nie miałem czasu).

Umiejętności oddania nastroju można pozazdrościć. Bardzo fajnie też niejako dobrałaś “okazję” do sięgnięcia po taką, a nie inną narrację, bo o ile na przestrzeni tych kilku tysięcy znaków sprawdza się świetnie (bo tworzy dobre opowiadanie w określonym gatunku, a zarazem – co bardzo istotne – w żaden sposób nie da się poczuć, żeby historia cierpiała w tym średnio litościwym limicie słów), o tyle w dłuższej formie mogłoby już pojawić się znużenie ową narracją.

Słowem: bardzo ładnie napisane opowiadanie, dobre w swoim gatunku. Jego enigmatyczność (Gravel ładnie to ujęła, więc jej to gwizdnę bez silenia się na jakąkolwiek własną kreatywność ;)) to pewnie nie do końca moja bajka (mnie się takie rzeczy przyjemnie próbuje pisać, ale z odbiorem już nieco gorzej, bo lubię mieć wyłożone łopatą pod nos ;)), ale to wynika wyłącznie z preferencji czytelniczych, nie z jakichś felerów tekstu.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Po tym limicie spodziewałem się, że będziemy dostawać co najwyżej jakieś scenki, tymczasem Tobie udało się upchnąć właściwie zamknięte mikroopowiadanie. Szacunek. :)

A jak z treścią? Pomysł bardzo fajny. Na początku bałem się, że będzie “sucho”, że może będzie “po naukowemu”, mniej do tłuka prostego człowieka. Tymczasem sztywny jest jedyny początek, kiedy wprowadzasz do swojego pomysłu. Później, kiedy skutki tego pomysłu starasz się obrazować, jest dużo lżej (chyba nawet bardziej niż byś chciała :-)). Końcówka w jakiś sposób przewidywalna, ten wcześniejszy nastrój sielanki niczego innego nie mógł zwiastować. Tyle że nawet ta przewidywalność (ani lekka streszczeniowość, która siłą rzeczy musiała się tu pojawić) za bardzo w odbiorze mi nie przeszkadzały. Fajny tekst, zamknięty, z ciekawym pomysłem i przystępną formą jego prezentacji.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Utyrany przybył pod Twój tekst i jako, że nikt więcej nie został, po dokonaniu ostatniej masakry odłożył gilotynę na zaś ocenił go sprawiedliwie, uczciwie i… (tu wkleić jeszcze parę fajnych synonimów).

Na cześć zakończenia książęcej wyprawy po konkursowych opowiadaniach:

HIP! HIP!

CIACH!

world louis GIF

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

CM III Krwawy przybył pod Twój i będziemy go dobrze wspominać oceni go sprawiedliwie i rzetelnie.

Minuta ciszy…

Larenz Tate Starz GIF by Power Book II: Ghost

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III, ale nie ostatni, przybył pod Twój tekst i z pozytywnych informacji to będzie chyba na tyle i już niebawem dokona rzetelnej oceny Twojego opowiadania.

Mały zwiastun…

On Fire Burn GIF by Searchlight Pictures

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III, Pan Kpiny, Drwiny i terenów przybrzeżnych, przybył pod Twój tekst ciągnąc za sobą zwłoki poprzednich i oceni go sprawiedliwie i wedle własnych kaprysów.

Dzwon!

Dzwon!

The Undertaker Sport GIF by WWE

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III z rodu Padalców Przebrzydłych przybył pod Twój tekst, by wypróbować nowe narzędzia literackich tortur ocenić go sprawiedliwie, uczciwie i… (tu wstawić rym, który mieli znaleźć Finklowie).

Nadchodzi czas sądu…

Classic Film Time GIF by Warner Archive

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Kąśliwy przybył pod Twój tekst, by poćwiczyć sobie kpiny, drwiny i złośliwości ocenić go jak zawsze uczciwie, sprawiedliwie i… (tu wstawić jakiś ładny rym).

Koniec jest bliski…

its over todd krizelman GIF by National Geographic Channel

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III, Pan Szpady, Floretu i Udka z Kurczaka, przybył pod Twój tekst z pochodnią i widłami ze sprawiedliwym jak zawsze osądem.

Nadchodzi…

fox fire GIF by Wayward Pines

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Oziębły przybył pod Twój tekst, by przetestować Twoją odporność na krytykę ocenić go rzetelnie, uczciwe i sprawiedliwie.

Zło może się czaić tuż za rogiem…

…kanciapy jurorskiej.

strangle frankensteins monster GIF

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III herbu Lodowate Serce przybył pod Twój tekst, by udzielić mu ostatniego namaszczenia ocenić go rzetelnie i z wrodzoną wrażliwością.

Ratuj się, kto może!

Scared Super Mario Bros Movie GIF by Leroy Patterson

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Krótko, konkretnie, żartobliwie, ale jednocześnie z bardzo ładną puentą (chociaż ta forma sprzed zmiany podobała mi się bardziej i chyba lepiej zamykała tekst). Czyli ogólnie tak, jak w moim wyobrażeniu powinny wyglądać humorystyczne odsłony przygód tego duetu (bo u mnie z początku tej refleksyjności było mało, a później uciekł humor). Słowem: zdecydowanie mi się. I cieszę się, że to szort, a nie drabble, bo chętnie kliknę. Jest tu wystarczająco dużo na bibliotekę. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III bez serca i piątej nerki przybył pod Twój tekst i żebyś Ty tylko wiedziała, co będzie się z nim działo oceni go grzecznie, rzetelnie i… i rzetelnie.

Nastrój niepokoju wprowadzić!

freddy krueger terror GIF

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III herbu Ostrotłuków przybył pod Twój tekst, co nie wróży mu nic dobrego by ocenić je z całą jurorską rzetelnością.

Wprowadzić nastrój grozy!

Black And White Horror GIF by Hyper RPG

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Nie Tak Znów Nieprzekupny przybył pod Twój tekst i Bóg jeden wie jakie podłości zamierza mu wyrządzić oceni go sprawiedliwie, rzetelnie i zgodnie za aktualnym cennikiem jurorskim.

Wprowadzić złowrogość!

evil laugh gremlins GIF

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobra, nie wiem, co tu się stało, ale bardzo mi przyjemnie. :)

Dziękuję za docenienie, którego się za diabła nie spodziewałem. No i wielkie graty dla pozostałych wyróżnionych, zwłaszcza dla Morta i Sonaty, którzy odważnie sięgnęli po to, na co zasługiwali od dawna. GRATULOWAĆ!

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Drakaino, witam!

 

Dziękuję za poświęcony czas, komentarz, a także za to, że wyjątkowo nie muszę w tym komentarzu niczego bronić ani za nic się kajać. :-)

No to zburzyłeś, CM-ie, mój sprytny plan przyznania samych NIE-tów ;)

Super! Lubię burzyć. :-)

Bardzo to udane opowiadanie, zaskoczyłeś mnie kierunkiem, w którym poszło to uniwersum – zaskoczyłeś w sensie literacko-koncepcyjnym pozytywnie

Bardzo mi miło. :)

mam nadzieję, że zobaczymy jeszcze teksty z bardziej pogodnej wersji z Ciapkiem. Aczkolwiek dalszy ciąg tej konkretnej historii też bym chętnie przeczytała.

Fajne w tej serii jest to, że ja nigdy nie jestem w stanie przewidzieć w jakiej wersji (i czy w ogóle) oni mogą powrócić. Wszystko możliwe.

Co mi się podoba najbardziej, że zasłużyło na TAK-a? Po pierwsze utrzymanie napięcia, mimo że masz tylko dwóch bohaterów i pustkę, po drugie bardzo ciekawe ogranie postapokaliptycznych motywów w nietypowy sposób, po trzecie udana ewolucja bohaterów, po czwarte zakończenie.

Co mogę napisać? Cieszę się. Tak zwyczajnie się cieszę, bo to nie był dla mnie łatwy pomysł do zbudowania tekstu. 

Nie przeszkadzał mi zupełnie brak akcji i monotonia

I takich ludzi mi potrzeba! :)

Osobiście bardzo cenię sobie właśnie powolną narrację, jeśli jest ona potrzebna, brak akcji, jeśli na nią nie ma miejsca w pomyśle, skupienie na impresjach, odczuciach, procesach myślowych. To wszystko tu jest.

Cóż… Nie będę może zbyt błyskotliwy, ale… Ponownie bardzo mi miło. :)

Zaraz się zajmę tymi babolami. 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Okazyjnie Sprawiedliwy przybył pod Twój tekst, by rozjechać go równo z trawą poddać do rzetelnej ocenie.

Wiwat!

TV. A audience stands up from their seats and start cheering. Most people clap, some people pump their firsts, and some of them are screaming in excitement.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Przepraszam Was za tak długie “ociąganie się” z odpowiedzią, ale inaczej ta moja aktywność na portalu już niestety raczej wyglądać nie będzie. Czasu brakuje jak szlag.

 

Geki, podziękował za poświęcony czas i komentarz.

 

Szkoda, że nie dotarli do buszu – chciałem zobaczyć, co nam tam pokażesz.

Tekst i tak się snuł, więc nie chciałem go jeszcze rozciągać. Chociaż mam jeszcze ładną oficjalną odpowiedź, że nie chciałem “zużyć” całego świata na jedno opowiadanie. ;-)

Z odpowiedzią na komentarz o tyle mam problem, że generalnie łatwiej się odpisuje na krytykę niż na pochwały (które z kolei łatwiej się przyjmuje niż krytykę :)). Cieszę się, że tekst podszedł. Cieszę się, że znalazłeś w nim pozytywy. Ogólnie publikując ten tekst na portalu szykowałem się raczej na spotkanie gołego tyłka z pasem, więc ta opinia miło mnie zaskoczyła. :)

 

Darconie:

Rozumiem, ale czy najpierw nie powinieneś postawić sobie pytania, czy to w ogóle jeszcze kogoś interesuje?

Wiesz, cały problem z tym tekstem jest taki, że ja raczej nie zakładałem, że on będzie publikowany. Dlatego pisałem pod siebie. Ja już nie mam zbyt wielkich planów związanych z pisaniem, nie do końca też mam możliwości, żeby rozwijać to pisanie tak, jak bym sobie to wyobrażał. Ogólnie co jakiś czas analizuję w jakim kierunku chcę pchnąć dalej swoje pisanie i jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że to już czas, żeby bawić się wybranymi pomysłami po swojemu i na swoich warunkach ze świadomością, że skazuję się w ten sposób na pisanie do szuflady. Kiedy patrzę na dany pomysł, jeszcze nawet przed stworzeniem planu, i wyobrażam sobie, w jakiej formie może on wyglądać najatrakcyjniej dla czytelnika, to też bardzo często dochodzę do wniosku, że taka forma mnie zwyczajnie wynudzi i wymęczy. Dlatego wolę się trochę pobawić, nawet z dość smutną konstatacją, że raczej nikogo (lub bardzo niewielu) tą zabawą zarażę. Puścić taki twór na jakiś nabór, czasem się od niego odbić, czasem gdzieś się dostać i zdobyć jaką nową pamiątkę po tej zabawie w pisanie. Na dzisiaj tyle musi wystarczyć. :)

 

Zanaisie, cześć!

 

podziękował za poświęcony czas i komentarz. 

Jest dobrze, ale niewystarczająco dobrze.

Grunt, że nie ma źle. :)

Uwierzyłem w Twojego Pierzastego Węża, rozumiem jego motywacje i uczucia, które go napędzają. Sługa – choć czasem zbyt „mądry” – również został przedstawiony całkiem udanie, tak samo konflikt pomiędzy bezwzględnym posłuszeństwem a buntem wobec decyzji boga.

To już dużo. :)

Zwłaszcza, że cały pomysł na ten duet wyszedł od humorystycznego leniwego boga-debila i nieco bardziej rozgarniętego sługi i trochę trudno się ten schemat odkręca do jakichś rozsądnych proporcji. :)

Niestety, sama wędrówka wydała mi się monotonna, zbyt długo trzymasz w niepewności, co się w ogóle dzieje, czym jest kraina i co łączy wszelkie zachodzące tam zjawiska.

Tak. Zdaję sobie z tego sprawę. To chyba też przez to, że pisząc opowiadanie czuję się, jakbym pociągał za dziesięć sznurków jednocześnie. Przedstaw świat, zbuduj bohaterów, zbuduj napięcie/klimat, zadbaj o fabułę, zbuduj akcję, zadbaj o konsekwencję, wiarygodnie zamknij całą opowieść. Za dużo tych sznurków. W wyobraźni wygląda to trochę prościej.

No dobra, nie czarujmy się: dużo prościej! :-)

Jest to niewątpliwie tekst oryginalny i jeśli dostanie piórko (czego Ci życzę), będę rozumiał za co, ale mnie nie urzekł w wystarczającym stopniu.

I tak fajnie, że nazbyt nie wymęczył. Raczej nie oczekiwałem po Nowej Aztekii spotkania z Lożą. :)

Zresztą, nie ma zmartwienia. Pomidorów ci u mnie dostatek. ;-)

 

Krarze, cześć!

 

I Tobie dziękuję za poświęcony czas i komentarz. :)

Jakiś czas temu, jak byłem świeżynką na portalu, przeczytałem Twój tekst o wędrówce Quetzalcoatl i jego sługi i niezbyt wiele z niego zrozumiałem z początku (dopiero ktoś mi coś tam wytłumaczył, zacząłem sam szukać…).

Boś się biedny wstrzelił w ten moment, kiedy zacząłem humorystyczne (i chyba znacznie łatwiejsze w odbiorze) opowiadania posyłać do diabła i stawiać na takie… inne. ;)

Umiejętnie budujesz klimat i wzbudzasz ciekawość, ale jak dla mnie zabrakło emocji, napięcia, czegokolwiek. Trochę nadrabia zakończenie, ale to trochę zbyt mało jak na 30k znaków.

Wiem, czułem, że z tym może być problem. Paradoksalnie najbardziej przeszkadzał mi fakt, że to opowiadanie o bogu i słudze. Bo tutaj łatwo było zbudować czy to horror, czy jakieś opowiadanie akcji z elementami poznawania krainy, ale tych dwóch bohaterów jakoś mi do tego nie pasowało. Nic to, jeszcze tu kiedyś wrócę z wartką akcją. ;-)

Idzie dwóch i rozmawiają, nie widzę sensu w ich wędrówce (może jest to dla mnie zbyt symboliczne albo zbyt banalna?), bo świat przedstawiony po nich spływa, są obserwatorami jakby oderwanymi od reguł tej krainy.

Chyba cały problem polegał na tym, że oni tu nic nie mogli. Kraina sama w sobie wyszła (dla mnie jako autora) fajnie, ale jednocześnie pod kątem budowania akcji, wciągania czytelnika w tekst Nowa Aztekia jako miejsce akcji nie była moim przyjacielem. :-)

W każdym razie bardzo doceniam, że mimo struktury tekstu chciało Ci się tę wędrówkę przebyć. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Okrutny przybył pod Twój tekst i niebawem wybatoży go oceni go z zaangażowaniem, pasją i czymś jeszcze.

Wprowadzić atmosferę niepokoju!

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Darconie, cześć!

Podziękował za poświęcony czas i komentarz.

Nie wiem, CMie, czy ja mam dzisiaj słaby dzień, czy to opowiadanie to zupełnie innym level niż tekst Kukła boga, który tak mnie zachwycił.

Zdaję sobie sprawę, że to opowiadanie, delikatnie rzecz ujmując, może wywołać reakcje dalekie od zachwytów. Liczyłem się z tym. Pisałem tu mocno egoistycznie i wybitnie pod siebie. :)

Byłbym wdzięczny, jeśli dasz znać, co chciałeś przekazać tym opowiadaniem lub na co miałby zwrócić uwagę czytelnik.

Wiesz, założenia przy pracy nad tym opowiadaniem miałem dwa. Pierwszy to pewna próba rozważenia, jaki świat powstanie z pamięci o danej cywilizacji. Rozważałem, co dzisiaj zostało po Aztekach. Ile może kojarzyć przeciętny człowiek, ile ludzie, którzy liznęli nieco historii tej nacji i tak dalej. Budując taki świat, chciałem go niejako też trochę skonfrontować z tym, jak naprawdę (już nie przed laty, lecz przed wiekami) wyglądało to imperium. I jak bardzo może się różnić takie imperium od tego, jak będzie ono postrzegane w oparciu o wybrane fakty długi czas po jego upadku. Z tego elementu jestem całkiem zadowolony. Tyle że brakło temu światu odpowiedniej historii i przez to opowiadanie na pewno cierpi.

Drugie założenie to próba rozważenia, jaka jest lub może być dzisiaj rola “zapomnianych bogów”. Tych, którzy kiedyś (mając swoich wyznawców), mieli realny wpływ na funkcjonowanie imperiów, a dzisiaj, jako coś w rodzaju kartki z wikipedii, pełnią dość marginalną rolę. Ten element w opowiadaniu za bardzo nie zagrał. Pominąłem część wniosków, które miały być zawarte (żeby nie przegadać jeszcze bardziej). Miałem świadomość, że tekst będzie się ciągnął, więc szukałem rozwiązań, żeby zbudować choć odrobinę akcji. I w sumie te refleksje na temat obecnej roli zapomnianego boga, mimo że samych rozważań w tekście jest dużo, to jednak nie prezentują się tak, jakbym sobie tego życzył.

Inna rzecz, że też chciałem się trochę pobawić postacią boga, poszukać znów czegoś nowego i tym razem wymyśliłem taką kreację, która mi średnio leżała stylistycznie. Czasem tak jest, że chcemy próbować nowych rzeczy i w pewnym momencie łapiemy się na tym, że nie do końca czujemy tekst czy bohaterów. Tutaj trochę tak było. :)

 

MrB, cześć!

Dziękuję za poświęcony czas i gratuluję dzielnego dobrnięcia do końca tekstu. :-)

Krok bliżej do zakończenia niewdzięcznej roli Lożanina. :)

 

Rozwlekłe to opowiadanie.

Tak, ale kochamy je, jakby było normalne. :-)

Przeglądając komentarze zauważyłem, że część czytelników widzi tutaj kolejną część jakiegoś cyklu, z którym nie miałem kontaktu, a jeśli miałem, to o tym nie pamiętam… Toteż być może część niuansów jest przede mną po prostu ukryta.

Raczej nie miałeś. Ale cykl pamięta kilka osób na krzyż, więc nie ma zmartwienia. :)

Oceniając tekst zatem jednostkowo, uwiera mnie absolutny brak boskości Q (będę go tak nazywać, bo ta nazwa to koszmar :p).

Niektórzy to nawet na przestrzeni tego cyklu uczyli się pisać “Quetzalcoatl” z pamięci. :P

I jasne, zczłowieczał, bo mu zmarli wyznawcy, bo jest bogiem upadłym i tak dalej – ale Q jest całkowicie ludzki. Nie widzę w nim żadnego boskiego pierwiastka, żadnej impresji w nawykach, zachowaniach, działaniach, będących pozostałością dawnego życia i dawnej tożsamości. Q zachowuje się bardziej jak obalony władca, a nie bóg, stąd zastanawiam się, czy jako postać z taką przeszłością nie prezentowałby się bardziej przekonująco.

Tu masz rację. Jak pisałem już powyżej, miałem problemy z odpowiednim wczuciem się w tę postać. Może to wyglądać dziwnie, przecież kolejna część cyklu, ale jednak Quetzalcoatl w kolejnych opowiadaniach ewoluował, a tutaj przedstawiłem go w takiej formie, której za bardzo nie czuję. Ale, hej, co to za frajda robić tylko te rzeczy, które się potrafi? ^^

Zakończenie mi się spodobało. Q zdołał przekuć z pozoru patową sytuację na swoją korzyść. Z drugiej strony zaprezentował pewne myślenie życzeniowe, wszak nie miał żadnej władzy nas chmarą obsydianu. Można powiedzieć, że podpiął się pod jej sukces. ;D

Grunt, że był z siebie zadowolony. :-)

Z głupotek: zrozumiałem, że sługa Q każdym dotykiem napotykanych ciał zamieniał je w proch, natomiast gdy znajdują pierwsze zwłoki, to obraca ich głowę szturchając policzek i nic się nie dzieje, pył pojawia się dopiero przy dotknięciu dłoni.

Oj, bo te zwłoki miały twardy łeb, no. :P

Nie no, dobra, nie zwróciłem na to uwagi. Mój błąd.

To co? Tradycyjna kara dla niesfornych Lożan za nierozważne gospodarowanie NiEtami? Kiedyś za NIEty obrywało się u mnie pomidorami i do głowy by mi nie przyszło, żeby Wam tego zaszczytu odmawiać. :-)

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej!

Darujcie, proszę, poślizg w odpowiedzi. Naprawdę nie dało się szybciej.

 

Asylum,

niezmiernie mi miło, że uznałaś ten duet niesfornych biedaków za godny zmierzenia się z ostrymi sądami Loży.

Ze swej strony mogę oczywiście obiecać, że dla nierozważnych dostarczycieli NIEtów gifowych pomidorów bez wątpienia nie zabraknie. :-)

 

GreasySmooth,

 

dziękuję za poświęcony czas, lekturę i obszerny komentarz.

Cieszy mnie docenienie klimatu i w ogóle zachowań bohaterów, bo jak już pisałem wcześniej, tekst do efektownych się nie zalicza i innych argumentów na swoją obronę nie ma. :)

Mam trochę zastrzeżeń językowych.

No to jest nas dwóch. :)

Ogólnie mam trochę niedosyt, bo jak dla mnie można było ten pył, mrok, pioruny podkręcić i wzbogacić.

Pełna zgoda. Wiesz, taki, a nie inny zapis czy to samych zdań, czy pewna monotonia opisów na pewno pozostawia trochę do życzenia. Można tu było wycisnąć więcej. To po części wynika z tego, że jednak od pewnego czasu piszę w pośpiechu (nawet nie pisząc pod żaden nabór wiem, że jeśli nie skończę w trzy, cztery, maksymalnie pięć dni to następna okazja do pisania trafi się pewnie za miesiąc, a wtedy trudno już wczuć się w klimat opowiadania). Po części zaś, co tu dużo ukrywać, zapewne i z braków warsztatowych. ;)

Podoba mi się nieco ponury patos opowiadania, czasem jednak potoczne czy współczesne sformułowania trochę mi go przesłaniały.

Tekst początkowo miał być od nich całkowicie wolny. W pierwszych założeniach nawet planowałem lekką stylizację trzymającą się tego patosu. Później trochę się tego przestraszyłem. Że może tekst, który i tak się snuje, będzie postrzegany jako jeszcze bardziej monotonny. Albo że gdzieś tę stylizację w pewnym momencie zgubię, bo tak, jak Finklom często wprasza się do opowiadań niechciany humor, tak mnie z kolei równie chętnie wpychają się zwroty czy zdania bardziej pasujące do humoru, który wcześniej często pisałem.

Dziękuję za nominację. Szczegółowe uwagi postaram się wcielić w życie (a właściwie w opowiadanie :)) za jakiś czas. Od pewnego czasu poprawiam sobie stare portalowe teksty, niektórym udaje się nawet dać drugie życie i zwłaszcza wtedy takie uwagi są naprawdę szalenie wartościowe. Szczególnie, że człowiek też zdaje sobie sprawę, ile faktycznie z tego miejsca może wynieść. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Na początku bałem się, że pójdziesz w jakąś formę strasznie sztywnego opowiadania typu, bo ja wiem, wywód albo relacja. Przy okazji:

Znacie te kłótnie przy stole, kiedy zbierze się cała rodzina? No to wyobraźcie sobie siwy dym i czarne chmury, gdy zgromadzą się nie tylko różne osoby, lecz także każda z nich znajduje się na różnych etapach rozwoju. Dzieciaki domagają się zaspokojenia potrzeb i uwagi teraz, natychmiast, co egzekwują wrzaskiem.

Sporo tych “się”. Chociaż żeby mi to jakoś szczególnie mocno przeszkadzało to nie powiem. A raczej nie napiszę. ;)

Bałem się więc sztywnego tekstu, ale po paru pierwszych akapitach zostałem z tych obaw szczęśliwie wyleczony. Wiadomo, fabułą jako taką szczególnie tu nie porwiesz, ale nie każdy tekst musi to robić. Tu mamy takie specyficzne, bardzo Finklowe połączenie lekkości z gorzką refleksją. I podany w takiej formie tekst wypada o tyle fajnie, że z jednej strony po lekturze zostają jednak jakieś przemyślenia w głowie, z drugiej zaś nie towarzyszy im na szczęście nastrój przygnębienia czy skrajnego pesymizmu.

Pomysł z albumem, wokół którego budujesz tekst, fajny nad wyraz. Niby nie jakoś szczególnie odkrywczy, ale… jakoś wybitnie dużo podobnych nie kojarzę, więc mimo swej niepozorności nie tylko wypada całkiem świeżo, ale i stanowi w sumie bardzo wdzięczną zabawę dla wyobraźni, bo daje pole do wymyślenia całej serii pomysłów, jak taki album można w literaturze twórczo wykorzystać.

Końcówka może bez większego przytupu czy fajerwerków, ale przynajmniej ładnie spina szorta i pasuje do tego, co próbujesz nim opowiedzieć i przekazać.

Dobry tekst.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No, to czekamy na kolejnych śmiałków. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobra, to może parę słów podziękowań, żeby jakkolwiek ten konkurs zamknąć. :-)

W tamtym roku wydarzyło się wiele, co i wywróciło Fantastów do góry nogami. Z konkursu zrobił się niezobowiązujący nabór-zabawa, z potencjalnej odrobiny rozrywki zaś wywołana wydarzeniami na świecie stypa. Wyszło, jak wyszło.

Dziękujemy każdemu, komu chciało się wziąć udział w zabawie, czy to w formie napisania tekstu, czy też poprzez aktywność czytelniczą. Dziękujemy również Mane, który dzielnie w trakcie roku podbijał nam wątek, przypominając, że Fantaści żyją, mają się dobrze i czekają, aż MrB skończy swoje opowiadanie. ;)

Gif na koniec:

Good Night Goodbye GIF by CBC

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Naburmuszony przybył pod Twój tekst, by go pogrzebać ocenić z całym swoim wdziękiem i złośliwością. ;)

Wprowadzić nastój niepokoju!

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Obwieszczenie!

Książe CM III Niezbyt Waleczny przybył pod Twój tekst, by rozjechać ocenić go z całą swoją surowością.

Fanfary!

Party Celebrate GIF by DINOSALLY

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To, co na pewno zwróciło moją uwagę, a zarazem zrobiło spore wrażenie w czasie lektury to swoboda, z jaką panujesz nad opowiadaniem. A może lepiej napisać nie swoboda, lecz kontrola? Wprowadzenie do fantastycznego świata, który tutaj kreujesz, odbywa się z dużym wyczuciem, stopniowo. W taki sposób, że jako czytelnik poruszam się w owym świecie bez zagubienia, poczucia niejasności, ale i również bez wrażenia, że jestem zasypywany nadmiarem informacji. Słowem, nie tylko wymyśliłaś fajny, ciekawy świat, ale i również ułożyłaś całą historię w taki sposób, by czytający mógł się możliwie swobodnie w nim zagłębić. 

Wydaje mi się to o tyle istotne, że jak na pewną formę światotwórstwa nie jest to przesadnie długie opowiadanie. Wyważenie, ile czytelnikowi przekazać i pokazać, by mógł się w danym miejscu odnaleźć, a zarazem, by nie przysypać tym samych bohaterów i opowieści, to chyba najtrudniejszy element w tego typu opowiadaniach. A zarazem kluczowy dla odbioru opowiadania. Tutaj, w tym tekście, widać przede wszystkim duże umiejętności, które przekładają się później na naprawdę dobry poziom tekstu. Chyba nawet więcej niż tylko dobry.

Bohaterowie tacy trochę skrojeni na miarę historii. Trudno oczekiwać jakichś bardzo złożonych postaci, dostajemy przecież ledwie opowiadanie. Pomimo tego główny bohater zdaje się bardzo pasować zarówno do koncepcji na fabułę, jak i do samego świata. Roza na początku robi przy nim, ile może, by się jakoś wyróżnić i spróbować choć na kilka dni pozostać czytelnikowi w pamięci, im jednak dalej w tekst, tym bardziej ginie, czy to poprzez pewną schematyczność w kreacji postaci, czy to przez poczynania bohatera, który zdecydowanie mocniej zwraca na siebie uwagę czytelnika. W efekcie Juarez wydaje się takim całkiem dobrze dopasowanym, ale jednak tylko pasującym elementem opowieści, który nie robi nic ponad obowiązkowe minimum. ;)

Ciepłaskórka wydaje się być z kolei jej przeciwieństwem. Ona wykorzystuje absolutnie każde zdanie tekstu, które od Ciebie dostała, by zostać z czytelnikiem na dłużej. To wypada szczególnie pochwalić, bo przecież, przypomnę, nie mówimy o głównym bohaterze.

Zostaje fabuła. Wiadomo, że dość licha. Czy to źle? Wiesz, ja akurat nie oczekiwałem niczego więcej. Ona ma tutaj swoją rolę. Przede wszystkim pomaga wyeksponować świat w taki sposób, by nie tylko czytelnik go zrozumiał, ale i by jego zainteresowanie tym światem nie spadało wraz z zagłębianiem się w tekst. Fajerwerków fabularnych więc oczywiście tutaj nie mamy, jest (jak w przypadku Juarez) niezbędne minimum, które spina poszczególne elementy opowiadania w taki sposób, by złożyły się na dobry, wyjątkowo solidnie napisany tekst. Jasne, zawsze można oczekiwać po fabule więcej. Tyle że jeśli każdy element opowiadania próbowałby błyszczeć, na końcu pewnie nie błysnąłby żaden.

Tyle. Jeśli miałbym na końcu opisać swoje odczucia z lektury jednym zdaniem to napisałbym chyba: naprawdę dobry tekst z wyjątkowo dobrym pomysłem na świat i wykonaniem, które każdym kolejnym akapitem utwierdza w przekonaniu, że autorka ma o pisaniu oraz kontrolowaniu tekstu duże pojęcie.

Zapomniałbym. Trochę zaskoczyło mnie to opowiadanie. Spodziewałem się tego, co pamiętałem z poprzednich tekstów (tych, które miałem okazje czytać, choć podejrzewam, że one mogły powstać później niż to opowiadanie), czyli mocnego pójścia w gęsty, zapewne paskudny w pewnym stopniu klimat. Oszczędna fabuła zaskoczyła już trochę mniej. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A jaka jest szansa na przedłużenie terminu? ;)

Szczerze? Nie mam pojęcia. Nie wiem, czy te terminy, które teraz dostajemy od moderacji w ogóle są negocjowalne. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

O, najwyraźniej odkryłem nowe zastosowanie przedmowy. Nostalgiczne straszenie odejściem. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej!

Bardzo zaciekawił mnie tytuł. I, nie czarujmy się, to on niejako mnie tu ściągnął. 

Przyjdzie mi nieco pomarudzić, bo tak, jak sam tytuł obiecywał całkiem sporo, tak wykonanie do końca mi tej obietnicy dotrzymać nie potrafiło.

Pierwsze, co zwraca uwagę, to jakaś skrótowość. Ma się wrażenie tekstu, który w wielu momentach przybiera formę sztywnej relacji. Choćby ta śmierć jednego z bohaterów. Właściwie dostajemy takie krótkie oświadczenie, że umarł. I tak w wielu fragmentach. Zdawkowa informacja, że stało się tak a tak, ale my tylko przyjmujemy to do wiadomości. Nie ma nas tam. A takich tekstach to chyba dość ważne. Żeby trzymać czytelnika możliwie blisko wydarzeń, dać niejako poczuć ową grozę na własnej skórze.

Wiele innych rzeczy wymienili przedpiścy, więc nie będę się tu jakoś długo rozwodził. Pisząc, zdarzają nam się takie teksty, które (dzięki ocenom czytelników) dostarczą nam parę miłych chwil i kilka powodów do zadowolenia. Są też takie, które będą dla nas kopalnią wniosków na przyszłość. I tutaj raczej trafił Ci się ten drugi. Trochę szkoda, że nie spotykamy się pod innym tekstem, bo wiem, że potrafisz lepiej. I pewnie przy kolejnej wizycie dostaniesz ode mnie zdecydowanie pozytywniejszy komentarz. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Litościwie oszczędzę Ci pytania, czym się inspirowałeś, tworząc pomysł na to opowiadanie. ;-)

Wiesz, parę lat temu była taka tradycja, że jak się pojawiał konkurs świąteczny, to niemal wszyscy pisali na niego jakieś smęty. Miło mi, że w tym roku najwyraźniej jest jednak inaczej.

A sam tekst? Bardzo ciekawy pomysł na problem, wokół którego zbudujesz opowiadanie. Przy okazji zaskoczyłeś mnie rozwiązaniem tej “zagadki”. Tego za diabła się nie spodziewałem. Przy okazji coś tak czuję, że ten początkowy PS stanie się mimowolną gwiazdą opowiadania. ;-)

Tekst ma też tę niewątpliwą zaletę, że skłania do rozważań. Poza wspomnianym już wcześniej źródłem inspiracji bardzo na przykład zastanawiało mnie, czy jesteś teraz w stanie napisać bez błędów imię tego Twojego elfa (bez zaglądania w tekst). ;-)

Dobra, to jeszcze krótko pod klika. Humor jest (co na portalu trzeba szczególnie docenić). Lekkość jest. Niekonwencjonalny początek jest. Zaskakujące zakończenie jest. Jak na szorta w zupełności wystarczy do zadowolenia. Nawet marudzić mi się nie chce. Pozrzędzę przy innej okazji. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Fajne, lekkie, szalenie sympatyczne.

Zacznę może od takiej uwagi na marginesie, że (przynajmniej odnoszę takie wrażenie) bardzo solidnie pracujesz nad warsztatem. Pamiętając gdzieś te teksty, które opiniowałem w pierwszej połowie roku, kojarzę jeszcze jakieś niezgrabności, które niekiedy rzucały się w oczy. Teraz jest tego znacznie, znacznie mniej. Rozwijasz się.

Co do samego tekstu, bardzo fajny pomysł. Niby nic rewolucyjnego, niby nic odkrywczego, ale taka szalenie sympatyczna zabawa pomysłem bardzo przypadła mi do gustu. Jak pisałem, jest lekko, już sam tytuł obiecuje kawałek przyjemnej zabawy, do tego ci cudowni świnkingowie. Widać, że to połączenie zwierząt, dawnych najazdów i świątecznej konwencji bardzo naturalnie się ze sobą połączyło, a że autor też zrobił wszystko, żeby czytelnikowi w niczym nie przeszkadzać, to w efekcie dostajemy przyjemną bajkową opowiastkę, która, co ważne, dostarczyłaby tyle samo frajdy dzieciom, co i dorosłym.

Żeby doprawić ten wybitnie przesłodki komentarz jakimś czepem, (tak, żeby Cię od tej słodyczy nie zemdliło ;-)) napomknę tylko, że jednak te zwierzaki mają w sobie ciut za wiele z człowieka. Tutaj widzę taki element, którym można się było solidniej pobawić. 

Poza tym przyjemna lektura.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Trochę głupio się teraz witać, biorąc pod uwagę, że właśnie od Ciebie wracam, ale mimo wszystko…

Hej!

Tradycyjnie dziękować za poświęcony czas i komentarz. :)

Ech, dojrzeli Twoi bohaterowie, już gadają zupełnie innym tonem.

Ano, dojrzeli. Albo ja dojrzałem, a oni za karę wraz ze mną. :-)

Trochę mi żal tych dawnych, zabawnych, a w szczególności Ciapka

Szczerze? Dziś to już bym chyba nawet tak nie umiał. 

Przemyślenia masz podobne do moich, to nie wiara, a pamięć powstrzymuje bogów przed zniknięciem.

Nom. Swoją drogą ciekawe, co ich będzie podtrzymywać w przyszłości. 

O ile moi bohaterowie poszli bardziej w ludzką stronę, Twój Pierzasty pozostał bogiem pełną gębą ;)

Kiedyś mi marudzili, że robię z niego debila to się biedak za siebie wziął. :-)

Eee, to brzmi trochę, jak pożegnanie. Nie znikasz, mam nadzieję?

Wiesz, ja pewnie będę na portalu tak długo, jak długo będę widział te parę znajomych nicków, które mnie tu trzymają. Niedługo pewnie będzie mnie dość sporo, bo konkurs, a później wrócę do podglądania, czy któryś z dobrze znanych avatarów nie zaprasza mnie czasem swoim nowym tekstem do wpadnięcia w gości z komentarzem. 

Więc nie, nie znikam. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No, ale jak?! Masz na początko: Gdzieś w Bieszczadach, to jak mogłoby go nie być?

Jakby to ująć… Widara, szefowo, to się kojarzy nie z Bieszczadami, ale z takim magicznym, soczystym okrzykiem bojowym rodu Selektrytów. ;-)

W Bieszczady, z tego co pamiętam, to przy okazji Funtastyki potrafił wyjechać także wielki przedwieczny. Więc trochę ich tam siedzi. ;)

Mam tekst w trzech czwartych gotowy, nieco dłuższy i ciut poważniejszy. Jest szansa, że wyrobię w najbliższym czasie.

No to, przy dobrych wiatrach, niebawem widzimy się ponownie. ;-)

I mam pomysł na przygodówkę, choć terminy są okrutne :)

A tu już obowiązkowo. ^^

A nie masz żadnych uwag do imienia kocicy? ;)

Raz człowiek chciał być grzeczny i nie marudzić to mu jeszcze wypomną. :P

Ta uwaga była tak oczywista, że uznałem, iż nawet nie trzeba jej pisać. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobra, no to tak…

Twoje opowiadanie w wielu elementach przypomina taką klasyczną polską ligę piłkarską sprzed kilku lat. Tam to zwykle było tak, że przed sezonem zjeżdżały się całe wagony anonimowych Serbów. Każdy z nich przybywał jako potencjalna wielka gwiazda, a kończył na graniu ogonów. I przy każdym z nich kibice drapali się po głowie, rozważając: kto to, kuźwa, jest?

W tej klasycznej polskiej lidze sprzed kilku lat generalnie widać było na boisku jakiś zalążek pomysłu na grę, który jednak w praktyce zatracał się w radosnej twórczości nowoprzybyłych kopaczy, a bieg zdarzeń na murawie sprowadzał się do jakże wyszukanej myśli: byle do przodu i jakoś to będzie. I tak aż do końca sezonu. ;)

Twoje opowiadanie, jak pisałem, w wielu elementach ten schemat przypomina. Różnica jest taka, że zamiast Serbów zjechały się wagony portalowiczów i discordowiczów. Część rozpoznać dość łatwo, część trudno . Niektóre zaś przypominają lekarskie recepty. Do odczytania tylko dla wybranych. ;)

Ponieważ portalowiczów i discordowiczów jest dużo, siłą rzeczy wielu ogranicza się do roli statystów. Czy to źle? Nie wiem. Może i niekoniecznie. Bardziej przeszkadzało mi, że chyba jednak bez choć okazjonalnej aktywności na discordzie wiele elementów trudno wyłapać. Myślę, że nawet portalowicze z dłuższym stażem mogą się tutaj trochę gubić.

Nie ma tutaj może wielkich fajerwerków fabularnych, ale też w Fantastach nie o to przecież chodzi. Jest zabawa w ukrywanie nicków (i zachęta do zabawy w ich odczytywanie). Jest sporo mrugnięć okiem, a i pewnie lekkich prztyczków dla poszczególnych osób. Jest i może całkiem fajny patent na liczne grono odbiorców, oparty na zasadzie : Spójrz, ilu ich tu jest! Zerknij do opowiadania, bo nikt nie może czuć się bezpiecznie. ;)

Jak pisałem, opowiadanie przypomina polską ligę piłkarską, ale ma też na nią jedną, zasadniczą przewagę. Oglądanie polskiej ligi to rozrywka dla masochistów. Przy tym opowiadaniu można się momentami całkiem dobrze bawić, jeśli tylko trafimy na fragment, gdzie nasza znajomość portalu czy discorda nie jest akurat opatrzona tablicą: dziury i wyboje. ;-)

Dziękować za wzbogacenie Fantastów o nowe opowiadanie. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Matko jedyna, czego tu nie ma. :-)

Miałem wrażenie, jakbym obcował z takim literackim daniem, gdzie ktoś wpadł na brawurowy pomysł, by pożenić swojskie kartofle i kapustę z foie gras czy podobnym, trudnym do napisania badziewiem. ;-)

Ciekawy pomysł, by napisać tekst z perspektywy kota. Ciekawe rozwinięcie, bo można odnieść wrażenie, że ten Widar ze swoją nieśmiertelną ekipą wyskakuje jak królik z kapelusza. W każdym razie za diabła się go tutaj nie spodziewałem. Oczywiście ma to sens i uzasadnienie, jeśli tylko pamięta się o poprzednich częściach tego portalowego klasyka. A tym, którzy ich nie kojarzą.. Hańba! ;)

Ładnie wyszło Ci nakreślenie większości postaci. Każdy jest jakiś. Każdy coś tam od siebie dorzuca. Każdy w jakiś sposób pasuje. Choć ten złodziej to wypada tu trochę jak taki Jaś Fasola. No ewidentnie chłop nie jest gwiazdą w swoim fachu. ;-)

Dużo udało się upchnąć. Co nieco przypomnieć i odkurzyć (a być może i dać drugie życie wcześniejszym Widarom, kto wie?).

Lekkie to-to, pewnie na długo w głowie nie zostanie. Ale nie zawsze chodzi o to, żeby zostawało. Czasem potrzeba, żeby pozwoliło czytelnikowi przepłynąć przyjemnie bez potknięć i wielkich wymagań. A autorce przy okazji pomóc przy odrdzewianiu pióra. Zbierasz się do czegoś dłuższego? Czy to tekst z gatunku: niestety, na razie więcej nie wyszarpię?

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wg mnie te dodatkowe 30k zrównoważyłoby tę historię ;)

Tylko kto by mnie takie cegły tu czytał? :P

A świata, który tworzysz potrafią wyrzucić z kapci :)

A dziękować. Bardzo mi miło. :)

 

Ninedin, hej!

 

Dziękuję za poświęcony czas i komentarz. 

Kajam się za poślizg w odpowiedzi.

Bardzo się cieszę z pozytywnego odbioru. Zwłaszcza, że, co tu dużo czarować, tekst efektownością na kolana nie powala. ^^

Twój Quetzalcoatl to, owszem, aztecki bóg z mitu, ale przefiltrowany przez ciebie i twoje pomysły (bardzo lubię ten cykl <3 ).

Innego to bym chyba nawet nie potrafił stworzyć. ;)

Skutecznie i umiejętnie kreujesz nastrój pustki i opuszczenia, bardzo fajnie i wiarygodnie kreujesz postać sługi. Bardzo dobry tekst.

Bardzo, bardzo dziękować! :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

BK, hej!

Dziękuję za wizytę, poświęcony czas i komentarz.

 

muszę przyznać, że nie jestem wiernym fanem cyklu, przeczytałem zaledwie kilka opowiadań związanych z bogiem i jego sługą.

Spokojnie. Takich, którzy pamiętają pierwszą część to można tu chyba policzyć na palcach jednej ręki. ;-)

Pewnie dlatego nieco się zgubiłem, a wywody bohaterów nie były dla mnie tak interesujące. Być może tekst powinien bardziej nawiązywać do poprzednich historii, przybliżać kluczowe fakty?

Wiesz, pisałem to tak, żeby w miarę możliwości Nowa Aztekia była niezależnym, że tak to ujmę, opowiadaniem. Ono nie wymaga jakiejś szczególnej znajomości poprzednich części. Zwyczajnie jest długie i nudne. :P

Chętnie przeczytałbym również więcej o świecie przestawionym, ten zrujnowany świat wydaje się nader interesujący, mam lekki niedosyt.

Szefie, nie dało się. :)

Upchnięcie w 30k z hakiem większej liczby informacji o świecie to już dla mnie za wysoki poziom wtajemniczenia. :)

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas. 

 

Bruce, powitał!

Tobie również dziękuję za przybycie, poświęcony czas i opinię.

Mocne opowiadanie. Zachwyca przedstawiona w nim wiara upadłego boga, niezachwiana i nie dająca się przekonać żadnym argumentom, wysuwanym ciągle przez wiernego sługę. Ciekawe są emocje bóstwa oraz jego heroiczna walka o znalezienie wyznawców. 

Dziękować. :)

Przy okazji poruszone zostały ważne treści historyczne i wspomnienie barbarzyńskich najazdów awanturniczych Europejczyków oraz bezpowrotne zniszczenia kultury Azteków (a także Inków czy Majów). To jedna z najkrwawszych kart historii nowożytnej.

Ja to nawet żałuję, że nie dało się tego upchnąć w to opowiadanie więcej. Fantastyka daje fajne możliwości, żeby przy wykorzystaniu jakichś elementów fantastycznych przybliżyć lub przypomnieć faktyczne zdarzenia historyczne, a myślę, że akurat ta kultura, barwna nad wyraz, z pewnością na to zasługuje.

 

Wyrmkiller, cześć!

I Tobie dziękuję za przybycie, poświęcony czas i komentarz.

Fajnie, że poświęciłeś temu wątkowi przynajmniej część opowiadania, ale mogłeś pociągnąć to jeszcze bardziej i dobitniej pokazać zniszczenie jakie przynieśli najeźdźcy.

Pewnie było wart. W sumie na pewno było warto, ale… nie udało mi się tego mocniej pożenić z koncepcją na opowiadanie. Skręciło mi się w filozofowanie, kim jest obecnie bóg. ;-)

Opowiadanie nieco się ciągnie. Wędrówka trwa za długo i moim zdaniem skrócenie jej wyszłoby opowiadanej historii na korzyść.

Wiem, można to było inaczej poskładać. Tego zarzutu w pełni się spodziewałem. Ale wiesz, jak to jest: jak już uda się skończyć tekst to nie zawsze potrafimy go przerobić tak, żeby było optymalnie. ;)

Quetzalcoatl jak na boga jest dosyć ludzki, może nieco nazbyt. Zabrakło mi w nim czegoś, co świadczyłoby o dawnej potędze.

Wiem, zbyt ludzko wyszedł. Może dlatego, że nie do końca potrafiłem się w niego wczuć? Trudno ocenić.

Najsilniejszym elementem tekstu były jak dla mnie dywagacje, co do przeszłości, jej znaczenia i cała reszta rozważań sługi. Relacje między sługą a Quetzalcoatl także na plus.

Dziękować. Bardzo mi miło. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No to trzymam kciuki, żeby mogły go oglądać jak najdłużej. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Reg, dzień dobry!

Dziękuję za poświęcony czas, opinię i czujne oko. :)

Swoją drogą mam nadzieję, że oczy mają się dobrze?

Szalenie mi miło, że tekst potrafił zainteresować, bo koncepcją sobie życia nie ułatwiłem. :)

Bohaterowie faktycznie zachowują się inaczej. Pomyślałem, że jeśli wracać, to jednak z czymś nowym. I że warto dać im się trochę rozwinąć. Nawet, jeśli niekoniecznie w tę stronę, której by się po nich oczekiwało. :)

No i bardzo się cieszę z pozytywnej opinii. Wiadomo, jak to jest z odbiorem opowiadań. Krytyka buduje warsztat, ale też każde dobre słowo jest na wagę złota. :-)

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nowa Fantastyka